Sadece LitRes`te okuyun

Kitap dosya olarak indirilemez ancak uygulamamız üzerinden veya online olarak web sitemizden okunabilir.

Kitabı oku: «Sonety», sayfa 2

Yazı tipi:

VIII.

DO NIEMNA

Niemnie domowa rzeko moja! gdzie są wody,

Które niegdyś czerpałem w niemowlęce dłonie,

Na których potém w dzikie pływałem ustronie,

Sercu niespokojnemu szukając ochłody.

Tu Laura patrząc z chlubą na cień swéj urody,

Lubiła włos zaplatać i zakwiecać skronie,

Tu obraz jej malowny w śrébrnéj fali łonie

Łzami nieraz mąciłem zapaleniec młody.

Niemnie domowa rzeko, gdzież są tamte zdroje,

A z niémi tyle szczęścia, nadziei tak wiele?

Kędy jest miłe latek dziecinnych wesele?

Gdzie milsze burzliwego wieku niepokoje?

Kędy jest Laura moja, gdzie są przyjaciele?

Wszystko przeszło, a czemuż nie przejdą łzy moje!

IX.

STRZELEC

Widziałem jak dzień cały pośród letniéj spieki

Błąkał się strzelec młody; stanął nad strumieniem,

Długo poglądał wkoło i rzecze z westchnieniem

„Chcę ją widzieć nim kraj ten opuszczę na wieki,

„Chcę widzieć nie widziany”. Wtém leci z za rzeki

Konna łowczyni strojna Diany odzieniem,

Wstrzymuje konia, staje, zwraca się wejrzeniem

Zapewne jechał za nią towarzysz daleki.

Strzelec cofnął się, zadrżał i oczy Kaima

Zataczając po drodze gorzko się uśmiechał,

Drżącą ręką broń nabił, dąsa się i zżyma,

Odszedł nieco, jakoby swej myśli zaniechał.

Wtem dojrzał mgłę kurzawy, wzniesioną broń trzyma,

Bierze na cel, mgła bliżej-lecz nikt nie nadjechał.

X.

BOGOSŁAWIEŃSTWO

sPETRARKI.

Błogosławiony rok ów, miesiąc i niedziela,

I dzień ów, i dnia cząstka, i owa godziną,

I chwila, i to miejsce, gdzie moja dziewczyna

Uczucia mi natchnęła, choć ich nie podziela.

Błogosławione oczki blasku i wesela,

Skąd amorek wygląda i łuczek napina,

Błogosławiony łuczek, strzałki i chłopczyna,

Co do mnie wówczas strzelił, ach! i dotąd strzela.

Błogosławię ci piérwsza piosnko nieuczona,

Którą odbiły lasy domowe i rzeki,

Którą potém ojczysta powtarzała strona.

Błogosławię ci, pióro, którém w czas daleki

Wsławiłem Ją, i moją pierś błogosławiona,

W któréj Laura mieszkała i mieszka na wieki.

XI.

REZYGNACYA

Nieszczęśliwy kto próżno o wzajemność woła,

Nieszczęśliwszy jest kogo próżne serce nudzi,

Lecz ten u mnie ze wszystkich nieszczęśliwszy ludzi,

Kto nie kocha, że kochał, zapomniéć nie zdoła.

Widząc jaskrawe oczy i bezwstydne czoła,

Pamiątkami zatruwa rozkosz, co go łudzi;

A jeśli wdzięk i cnota czucie w nim obudzi,

Nie śmie z przekwitłém sercem iść do stóp anioła.

Albo drugimi gardzi, albo siebie wini,

Minie ziemiankę, z drogi ustąpi bogini,

A na obiedwie patrząc żegna się z nadzieją.

I serce ma podobne do dawnéj świątyni,

Spustoszałéj niepogód i czasów koleją,

Gdzie bóstwo nie chce mieszkać, a ludzie nie śmieją.

XII.

DO ***

Patrzysz mi w oczy, wzdychasz, zgubna twa prostota,

Lękaj się jadu, który w oczach źmii płonie,

Uciekaj nim cię oddech zatruty owionie,

Jeśli nie chcesz kląć reszty twojego żywota.

Szczerość, jeszcze mi jedna pozostałą cnota;

Wiedz że niegodny ogień zapalasz w mém łonie,

Lecz umiém żyć samotny, i po cóż przy zgonie

Ma się wikłać w me losy niewinna istota?

Lubię rozkosz, lecz zwodzić nadto jestem dumny

Tyś dziecko, mnie namiętne przepaliły bole,

Tyś szczęśliwa, twe miejsce w biesiadników kole,

Moje, gdzie są przeszłości smętarze i trumny.

Młody bluszczu, zielone obwijaj topole,

Zostaw cierniom grobowe otaczać kolumny

XIII.

Piérwszy raz jam niewolnik z mojéj rad niewoli,

Patrzę na ciebie, s czoła nie znika pogoda,

Myślę o tobie, z myśli nie znika swobodą,

Kocham ciebie, a przecież serce mi nie boli.

Nieraz brałem za szczęście chwileczkę swawoli,

Nieraz mię obłąkała wyobraźnią młoda,

Albo słówka zdradliwe i wdzięczna uroda,

Lecz wtenczas i rozkosznéj złorzeczyłem doli.

Nawet owę, gdy owę kochałem niebiankę,

Ileż łez, jaki zapał, jaka niegdyś trwoga,

I żal teraz na samę imienia jéj wzmiankę.

S tobą tylko szczęśliwy, s tobą, moja droga;

Bogu chwała, że taką zdarzył mi kochankę,

I kochance, że uczy chwalić Pana Boga.

XIV.

Luba! ja wzdycham, pamięć niebieskiéj pieszczoty

Trują mi okropnego rozmyślania chwile.

Ach! może serce twoje, co cierpiało tyle,

Może, boję się wyrzec, pustoszą zgryzoty.

Luba, i cożeś winna że twych ocząt groty

Tak palące, że usta śmieją się tak mile;

Zbyt ufałaś méj cnocie, zbyt swéj własnej sile,

I nazbyt ognia Stwórca wlał w nasze istoty.

Przewalczyliśmy wiele i dni i tygodni,

Młodzi, zawsze samotni, zawsze z sobą w parze,

I byliśmy oboje długo siebie godni.

Teraz ach! pójdę łzami oblewać ołtarze,

Nie będę mojéj żebrać przebaczenia zbrodni,

Tylko niech mię Bóg twoją zgryzotą nie karze.