Kitabı oku: «Życzenie Smierci (Więzy Krwi Księga 12)», sayfa 4
"Nie masz zbyt wielkiego wyboru," stwierdził Ren patrząc z powrotem na zaproszenie. "Wygląda na to, że głównym przedmiotem aukcji jest naznaczona dusza, a cena wywoławcza za tę naznaczoną duszę to orb duszy. Aukcja odbędzie się dziś o północy... niedaleko stąd."
Już wyczuwał, jak wzbiera w niej strach, ale nie miał zamiaru narażać jej na niebezpieczeństwo. Jej rola w złodziejskim kręgu zakończy się dziś wieczorem... dopilnuje tego.
Lacey miała wrażenie, że chodzi na gumowych nogach, kiedy zbliżała się do Rena po ofiarowany jej kawałek papieru. Jej wzrok od razu przykuł symbol na dole, gdzie normalnie znajdowałby się podpis, a serce ze strachu zatopiło się w dole brzucha. Szybko podniosła wzrok i zerknęła na słowa.
"Cóż, do diabła z tym. Jeśli nie opuszczę tego budynku, to oni stracą swój główny przedmiot i ich mała aukcja okaże się klapą" - powiedziała Lacey, oddając papier Renowi. "Widzisz tę pieczęć na dole? To pieczęć pierścienia, tego, dla którego pracowałam. Jeśli pójdę na tę aukcję... zabiją mnie."
"Lacey," powiedział Ren spokojnie, wiedząc, że w tej chwili jest totalnie przerażona. "Jeśli są tak blisko, to znaczy, że już wiedzą, gdzie jesteś. Nie możesz ukrywać się tutaj na zawsze. Poza tym, wygląda na to, że mamy coś, czego chcą."
"Tak... mnie," powiedziała Lacey nie przejmując się ukrywaniem strachu w jej głosie. "Już wiem, że mnie zabiją, ale to nie znaczy, że mam im to ułatwiać".
Nick odwrócił się i ruszył z powrotem w górę schodów, nie chcąc zostawiać Gypsy samej na zbyt długo z nieznajomym. Nie oglądając się za siebie powiedział im: "Kiedy zdecydujecie, co zamierzacie zrobić, na górze jest Brytyjczyk, który czeka na odpowiedź, a dwa demony czekają na niego na zewnątrz sklepu."
Ren przeniósł wzrok na Lacey, kiedy usłyszał, jak jej serce nagle zaczyna bić szybciej, a ona sama wystartowała za Nickiem po schodach. Jego wyraz twarzy i myśli nabrały ciemnego odcienia. Lepiej, żeby ten nieznajomy nie był tym brytyjskim draniem, który wpakował ją w te wszystkie kłopoty.
Lacey weszła do głównego pomieszczenia zaledwie kilka sekund po Nicku. Jej usta rozchyliły się widząc Vincenta spokojnie stojącego i patrzącego na Gypsy zza lady. Jej wzrok skierował się w dół prosto na broń w ręku Gypsy. Chciała zaśmiać się z bezużyteczności tej groźby, ale powstrzymała się, wiedząc, że tylko ona zrozumie ten żart.
Vincent odwrócił głowę i skierował swój wzrok na dziewczynę, której szukał. Odetchnął, zdając sobie sprawę, że tęsknił za nią bardziej niż przypuszczał.
W ciągu kilku sekund Lacey miała ramiona owinięte wokół talii Vincenta, a twarz wciśniętą w jego klatkę piersiową.
Odwzajemnił jej uścisk i powstrzymał się od spojrzenia na demony na zewnątrz, wiedząc, że już ją widziały, choć obrócił ją tak, by zasłonić ich cholerny widok.
Gypsy zamrugała na to czułe spotkanie i z wdzięcznością opuściła broń. Nie mógł być zły, biorąc pod uwagę sposób, w jaki jego oczy złagodniały, gdy tylko zobaczył Lacey. Oddała pistolet Nickowi, gdy ten dołączył do niej za ladą. Wtedy pewien klient podszedł i zadał jej pytanie, a ona spojrzała na Nicka, nie będąc pewna, czy powinna z nim wyjść.
"Słyszę, że Ren nadchodzi, więc możesz się uspokoić, zajmiemy się tym," powiedział Nick, zapewniając ją, że nie ma nic przeciwko, jeśli będzie musiała zająć się swoimi sprawami.
Kiwnąwszy głową, Gypsy przemknęła obok Nicka i rzuciła Renowi szerokie spojrzenie, gdy zauważyła wściekły wyraz jego twarzy. Patrzyła, jak rzuca demonom mroczne spojrzenie, po czym odrzuca je całkowicie i kieruje swoją uwagę w stronę lady.
"Idź i miej oko na to, kogo Gypsy zaprasza do tego miejsca. Zostaw to mnie," zażądał Ren, podchodząc do Nicka.
Nick poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po kręgosłupie i szybko skierował się w stronę frontu sklepu. Nawet Jaguar w nim był zadowolony, że to nie on trzyma teraz Lacey w ramionach. Ren grał nieczysto, gdy chodziło o rywalizację o Gypsy, ale miał przeczucie, że to było nic w porównaniu z piekłem, jakie czekało tego Brytyjczyka.
Vincent podniósł wzrok, widząc onieśmielająco wyglądającego mężczyznę, który zbliżał się do nich szybkim, gniewnym krokiem. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył, był sposób, w jaki mężczyzna nie patrzył na niego... patrzył w dół, na plecy Lacey, gdzie jego ramiona były bezpiecznie owinięte wokół niej.
Może i nie miał żadnych nadprzyrodzonych mocy, ale po przeżyciu tylu wieków, potrafił dostrzec zazdrosnego mężczyznę na milę. Vincent uśmiechnął się wewnętrznie, zastanawiając się, co Lacey myśli o tym związku..., jeśli w ogóle taki istniał. Przez ostatni rok był jedynym mężczyzną, który ją dotykał, a nie byli rozdzieleni na tyle długo, by mogła oddać się innemu kochankowi. Była na to zbyt wybredna.
Ze zirytowanym uśmiechem na ustach, Vincent zacisnął nieco swój uścisk, by sprawdzić, czy drugi mężczyzna się sprzeciwi. W końcu... jego ulubionym hobby było wkurzanie ludzi.
Znał swoją małą partnerkę w zbrodni na tyle dobrze, by wiedzieć, że jej pojęcie obsesji i posiadania było zarezerwowane tylko dla drobiazgów, które mieli w zwyczaju kraść... a nie dla płci przeciwnej. To była jedna z rzeczy, które mu się w niej podobały, fakt, że oboje preferowali klauzulę "bez zobowiązań".
Wiedząc, że nie może po prostu odciągnąć jej od tego drugiego mężczyzny, Ren zdecydował się zatrzymać niecałe trzy metry za Lacey. Już i tak nie lubił tego idioty, ale był na tyle sprytny, by powstrzymać impuls do uduszenia Vincenta, żeby móc usłyszeć, po co ten człowiek sprowadził tu demony.
Ren wsunął prawą rękę w prochowiec, by ukryć fakt, że zaciskał ją w pięść tak mocno, aż czuł, jak paznokcie boleśnie wżynają mu się w dłoń. Jeśli Vincent myślał, że zabierze Lacey z powrotem do tego demonicznego cyrku, który nazywali złodziejskim ringiem, to z pewnością Ren zamierza zapewnić gnojkowi coś o wiele bardziej bolesnego do przemyślenia.
Rozdział 5
"Tak bardzo się o ciebie martwiłam," mruknęła Lacey do koszuli Vincenta, bezskutecznie próbując powstrzymać łzy wdzięczności za to, że zobaczyła go w jednym kawałku. Koszmary, w których widziała, że został zakopany żywcem lub jeszcze gorzej, przestawały wywierać na nią wpływ, kiedy mocno się do niego przytuliła... jej wspaniałego przyjaciela, który umierał tak wiele razy. Jej serce zatrzymało się tamtej nocy, a wspomnienie to wciąż przyprawiało ją o dreszcze.
Zwinęła materiał jego koszuli w pięść, " Mistrz... ręka tego przeklętego drania przeszła przez całe twoje ciało. Jak udało ci się uciec?"
Słysząc lekkie drżenie w jej głosie, Vincent oddalił rozwścieczonego mężczyznę stojącego za nią rezygnując z antagonizującego uścisku dłoni, by móc objąć jej górne ramiona. Delikatnie odepchnął ją do tyłu i spojrzał w dół na jej mokre policzki. Cholera... Mówił jej, żeby nigdy się o niego nie martwiła... a tym bardziej nie płakała.
"Zapominasz kochana o małym fakcie... ja to uwielbiam. Umieranie jest dla mnie niczym innym jak zwykłą grą" powiedział szorstko. Jej głupiutkie łzy miały moc, by zranić go gorzej niż przebijająca serce jakaś ręka. "Zachowaj więc swoje piekielne łzy na coś, co jest tego warte," zripostował, wiedząc, że to najszybszy sposób na osuszenie jej oczu... wkurzenie jej.
Lacey spojrzała w górę na Vincenta. Zrobił to specjalnie. "Nieważne, tępy dupku, po prostu powiedz mi, co się do licha stało," odparła, grając w jego arogancką grę.
"Tak lepiej," uśmiechnął się Vincent na widok jej temperamentu. To było właściwie ujmujące. "Kiedy się ożywiłem, byłem z powrotem w posiadłości Mistrza, otoczony mnóstwem rozwścieczonych demonów, które miały niezły ubaw zabijając mnie na przemian ranami, które szybko się goiły. Robili to, by mieć wielokrotną przyjemność. Monotonne dranie."
Patrząc na Vincenta, wyobraźnia Lacey zaczęła pracować na najwyższych obrotach a oddech gwałtownie się zmienił.
Myślała o tych wszystkich przypadkowych sposobach, na jakie demony mogły go zabijać, jak w horrorze.
Widząc jej oczy błyszczące od nowych łez Vincent szybko dodał: "Nie tylko oni bawili się na tej imprezie i nawet nie pobili mojego rekordu zgonów w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, bo nie potrafili zamilknąć na dostatecznie długo."
"To była moja wina. Przepraszam... tak mi przykro. Powinnam była jakoś zabrać twoje ciało ze sobą," powiedziała Lacey żałując, że nie może cofnąć czasu. "Poświęciłeś się, by uratować mnie ponownie, a ja... ja po prostu Cię tam zostawiłam leżącego. Wtedy właśnie okazało się, że żadna ze mnie wspólniczka".
"Robiłaś dokładnie to, co Ci kazałem," sprostował bez ogródek Vincent.
Wyciągnął rękę i poklepał ją po głowie jak dobrego, małego szczeniaczka tylko dlatego, że wiedział, że tego nienawidziła. Kiedy ze złością odtrąciła jego rękę, znów był zadowolony, że nie zamierzała się przed nim załamać. W ciągu ostatniego roku przekroczył dla niej wystarczająco dużo własnych granic i nie sądził, że mógłby teraz znieść jej płacz bez zdradzania swoich prawdziwych uczuć.
"Ale musiałeś od nich uciec, inaczej nie byłbyś w LA... prawda?" Lacey zapytała wyszukując odpowiedzi z jego oczu. "Możesz ich teraz zostawić i zostać tu ze mną... gdzie jest bezpiecznie".
" Bardzo bym chciał, by tak było, gołąbku," Vincent przechylił głowę w kierunku frontu sklepu, aby zwrócić jej uwagę na jego opętanych, czarnookich towarzyszy, którzy nawet teraz obserwowali każdy jego ruch. "Moja eskorta czeka na mnie, aby przynieść im Twoją odpowiedź."
Lacey ledwie powstrzymała się przed zirytowanym spojrzeniem w kierunku dwóch mężczyzn stojących tuż za szybą. Uśmiechnęła się bez obaw: "Nie mogą wejść do sklepu. Demony nie mają tu wstępu bez pozwolenia mojego lub mojej kuzynki, więc mogą tam stać i gnić, nic mnie to nie obchodzi."
"Gdyby to tylko było takie proste", powiedział Vincent kręcąc głową na swoją nieustraszoną, małą partnerkę. Bardzo żałował, że tak na nią działał. Samokontrola była rzeczywiście dobrą cechą..., jeśli zabicie się miałoby być ostatnią rzeczą, jaką kiedykolwiek by się zrobiło.
Zdecydowawszy się wyciągnąć ją z krainy baśni, Vincent zmrużył oczy, pokazując jej swoje niezadowolenie: " Skoro wygląda na to, że zapomniałaś o jednym ważnym szczególe, przypomnę ci prawdziwą rzeczywistość. Demony z naszego małego kręgu mają fetysz na punkcie śmiertelnej broni i dzięki podziemnemu handlowi zgromadziły sobie całkiem niezłą kolekcję. Nie muszą przychodzić po mnie czy po ciebie. Mogą nas po prostu zastrzelić przez to cholerne okno, biorąc pod uwagę, że oboje są po zęby uzbrojeni."
Lacey powoli zerknęła w stronę okna, zastanawiając się, dlaczego jeszcze nie podnieśli broni i nie strzelili do niej. Może zachowywali się tak, ponieważ ulica za nimi była pełna ruchu i było tam wielu kupujących kręcących się od sklepu do sklepu. Tak... zdecydowanie za dużo świadków.
Rozpoznała oba te demony, ponieważ były z Mistrzem tej nocy, gdy uciekła, używając sześcianu. Vincent miał rację co do ich fetyszu broni... ukradli nawet najnowocześniejszą aparaturę na potrzeby potworów. Głównym powodem, dla którego demony używały broni zamiast rozrywać ludzi na strzępy, było to, że wtapiały się w tłum innych mordujących ludzi, nie ujawniając swojej rasy.
"Cóż, nie mogą strzelać do czegoś, czego nie widzą," zauważyła i chwyciła Vincenta za rękę, próbując pociągnąć go za sobą w stronę zaplecza. Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego, gdy nie chciał się ruszyć.
Vincent szarpnął ją do przodu, zanim zdążyła oprzeć się o parujący wulkan, który stał tuż za nią... mały głuptas.
"Gdyby chcieli, mogliby wysłać ten sklep do piekła i z powrotem i oboje o tym wiemy," powiedział spokojnie. Zrobił sobie zabawę z tego, że dał się zabić, ale ona musiała zacząć używać głowy, zanim ją straci. Myśl ta irytowała go i było to widać w jego głosie, " Zastanów się, zanim będę musiał pochować również i Ciebie."
"Cholera," powiedziała sfrustrowana Lacey wyrywając swoją dłoń z jego ręki. Za każdym razem, gdy nie pochwalał jej działań, próbowała go za wszelką cenę powstrzymać zanim zdążyłby jej o tym powiedzieć bez wahania. "Dlaczego otaczasz się potworami, skoro nie jesteś taki jak one?" - wysyczała, znając już odpowiedź i był to głupi powód, jeśli o nią chodzi. "One mogą umrzeć tak samo szybko jak my. Udowodniłeś to, gdy pozbawiłeś Mistrza głowy."
"Nie martw się o mnie kochanie," poinstruował Vincent wiedząc, że nie będzie w stanie uciec ani się przed tym ukryć. "Jestem tu, by ci pomóc, a ty musisz uważać. Nowy demon, który wkroczył, by zająć miejsce Mistrza, chce zawrzeć z tobą układ."
"Układ... czy oni naprawdę myślą, że jestem na tyle głupia, żeby znowu popełnić ten błąd?" Lacey zrobiła minę. " Nie ma mowy."
"Wysłuchaj mnie," powiedział Vincent przeczesując ręką grzywkę, by odsunąć ją z oczu. "Dziś wieczorem na aukcji, oni zaoferują roszczenie, które mają na twojej duszy i dadzą ci wolność w zamian za orbital duszy, który twój dziadek ukradł tak dawno temu. Masz do niego dostęp... prawda?"
Ren przypomniał sobie, jak trzymał w dłoni dziwną kulę duszy i widział wirującą istotę uwięzioną w środku. Nie czuł żadnej mocy pochodzącej z duszy... jedynie ogromną moc pochodzącą z samego orbitala. Cokolwiek się w nim znajdowało, było bardzo dobrze chronione i zamknięte z niewątpliwie dobrego powodu. Fakt, że demony chciały go zdobyć, wcale mu się nie podobał.
Lacey wpatrywała się w Vincenta z nieszczęśliwą miną, gdy dotarło do niej, że znów poświęca siebie, by ratować jej tyłek. "To był Twój pomysł... czyż nie? Bo wiesz, że kiedy już dojdzie do porozumienia z demonami, będą się do niego stosować i zostawią mnie w spokoju."
"Nie rób jeszcze ze mnie bohatera," powiedział Vincent wciąż potępiając siebie za złamanie swojej jedynej zasady, której przestrzegał. Chodziło o dopuszczanie ludzi do siebie. "Zasugerowałem to tylko dlatego, żeby w końcu przestali mnie do cholery torturować."
Lacey zacisnęła pięść i uderzyła go mocno w klatkę piersiową, nie dbając o to, czy zaboli ją to bardziej niż jego. Doprawdy... potrafił być niezłym dupkiem, zawsze udając, że nie czuje bólu umierania, kiedy widziała jego udręczony wyraz twarzy zbyt wiele razy, by uwierzyć w te bzdury.
"Czy próbujesz doprowadzić mnie do płaczu?" zarzuciła.
Ramiona Vincenta zwiotczały, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie nie powinien był przyznawać się do tego drobnego faktu. Powinna być zła na niego za to, że naraził ją na niebezpieczeństwo, zamiast martwić się o jego tolerancję na ból. Nieważne, jak bardzo bolało, jeśli ból nie miał żadnego znaczenia.
Nie powinien był pozwolić sobie na to, by choć na chwilę poddać się swojej samotności... wciągając ją w ten bałagan jak samolubny drań tylko dlatego, że mu się nudziło. Zadziwiające było to, że chronił ją tak długo, jednak, gdyby tylko go posłuchała, mógłby w końcu wyzwolić ją od tego wszystkiego.
"Słuchaj, nie wiem, co to jest ta orbita duszy, ale fakt, że chcą tego na tyle, by nie tylko pozwolić ci żyć, ale dać ci możliwość czystej ucieczki... cóż, orbita duszy prawdopodobnie nie jest niczym pozytywnym," przyznał i rzucił jej surowe spojrzenie. " Jednak, jeśli to uchroni cię przed znalezieniem się 2 metrów pod ziemią, to oddaj im ten cholerny przedmiot."
Spojrzała na niego, zastanawiając się, czy kiedykolwiek przestanie wykorzystywać jej śmiertelność przeciwko niej. W tej chwili miała w nosie legendarnego demona, który według jej dziadka był uwięziony w kuli duszy jak dżin w butelce. Skoro jej dziadek nigdy nie odkrył, jak go otworzyć, a próbował, to dla niej znaczył niewiele więcej niż uroczy, mały ciężarek do papieru.
Odwróciła się, by znaleźć Rena i omal nie wyskoczyła ze skóry, zastając go niespełna metr za sobą. Śmiertelne spojrzenie, jakim obdarzył Vincenta, sprawiło, że postanowiła odsunąć się od Rena na nieco większą odległość. Wysunęła się spomiędzy nich i oparła się plecami o ladę. Świetnie, Ren wyglądał, jakby chciał zabić, a Vincent zawsze twierdził, że ma życzenie śmierci... Powinni więc świetnie dojść do porozumienia.
Lacey wzięła głęboki wdech, by uspokoić nerwy i wzruszyła ramionami. "Ponieważ wydajesz się mieć niechęć do złodziei, zakładam, że nie ukradłeś duszy, ale po prostu przeniosłeś ją w bezpieczniejsze miejsce, tak jak zapewniła mnie Gypsy... prawda?".
" Prawda," zgodził się Ren nie tracąc ani chwili. Chciał, by Lacey zwróciła się do niego o pomoc, gdyż ten drugi z pewnością byłby dla niej śmiertelny. Chociaż, obserwując sposób, w jaki Vincent radził sobie z tą małą seksowną osóbką, zyskał kilka wskazówek, jak samemu sobie z nią poradzić.
Powstrzymał się od potarcia skroni. Użycie na niej mocy Zacharego pomieszało mu w głowie i wprawiło w zakłopotanie. Czuł się tak, jakby to on znał ją przez ostatni rok... kochał się z nią... chronił ją... umarł za nią. Przynajmniej miał jeszcze na tyle rozsądku, by winą za wszystkie złe rzeczy obarczać drugiego człowieka.
"Więc nie powinieneś mieć problemu z odzyskaniem go dla mnie... prawda?" Lacey zapytała sprawdzając jego szczerość.
Wiedząc, że to uratuje jej życie, Ren miał zamiar użyć kuli duszy do wymiany. Zamiast ogłosić ten fakt przed Vincentem, demonicznym informatorem, odpowiedział wymijająco: "Będę musiał porozmawiać o tym z pewnym Bogiem..., ale może uda mi się to załatwić." Uśmiechnął się do siebie, gdy Vincent uniósł brew na uwagę o Bogu. "Ale demony muszą się zgodzić na to, żebyś miał własną eskortę na aukcję, bo nie będziesz szedł sam."
Lacey poczuła, że w jej piersi rozkwita nadzieja, przypominając sobie, co Ren powiedział o tym, że zassał moce wszystkich wokół siebie i mógł je wykorzystać. Mogła sobie tylko wyobrazić, jak potężny stałby się, gdyby wszedł do pokoju pełnego demonów i innych paranormalnych. Genialny pomysł... demony nie wiedziałyby, co je uderzyło, dopóki wszystko by się nie skończyło i nie miałyby innego wyboru, jak tylko zgodzić się na dodanie imienia Vincenta do listy wolnych.
Ren wpatrywał się w nią, gdy powoli obdarowywała go najbardziej niesamowitym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział. W tym momencie wiedział, że ma poważne kłopoty.
Teraz, gdy nabrała pewności siebie, podeszła bliżej Vincenta i wpatrywała się w niego wyzywająco. "Więc powiedz to tym bydlakom. Zgodzę się na ich układ pod jednym warunkiem. Umowa musi obejmować nie tylko moją..., ale również twoją duszę i wolność".
"Czy ty masz życzenie śmierci?" Ren zapytał nagle, chcąc wstrząsnąć trochę rozumem w tej jej pięknej główce.
"Zgadzam się z twoim nowym przyjacielem," powiedział Vincent, co spowodowało zszokowane spojrzenie Rena. "Nie rozkołysałbym tej łodzi, nie kiedy to ty w niej siedzisz. Dziś wieczorem na aukcji będziemy otoczeni przez demony, ponieważ wiele rzeczy jest do wzięcia... nie tylko ty."
Vincent wziął głęboki oddech, zanim kontynuował: "To nie jest tak jak z małymi aukcjami, które organizowali w zeszłym roku... pomyśl na dużo większą skalę i zastąp łysiejących miliarderów pięknymi demonami, a zbliżysz się do prawdziwego obrazu."
"Piękne demony," Lacey wykrzywiła brew, gdy w jej umyśle mignęła zwiędła twarz Mistrza.
Potrząsnął głową na jej naiwność. "Dziewięć razy na dziesięć, najpiękniejszy demon w pokoju będzie najpotężniejszy. Mądrze byłoby o tym pamiętać, ponieważ tylko najpotężniejsi są zaproszeni na dzisiejszy wieczór."
Ren tym razem nie starał się stłumić chęci potarcia skroni. Ktokolwiek był odpowiedzialny za ten Krąg, powinien zbadać sobie głowę. "Amatorzy," warknął, utrzymując niski głos.
Lacey zamrugała, "Zgadzam się z Renem... co oni sobie do cholery myślą?".
"Że mogą kupować, sprzedawać i handlować jak chciwe dranie, którymi zawsze byli" - Vincent wzruszył ramionami, mając nadzieję, że dziś w nocy wybuchnie wielka walka i wszechmocny władca Kręgu straci głowę. W tym momencie ani trochę by mu to nie przeszkadzało. Fakt, że przydział miejsca dla Lacey był na samym początku imprezy, był pomocny i to kolejny powód, dla którego nie chciał, by weszła tam i spieprzyła sprawę, nie grając zgodnie z zasadami.
"Sprawdzają broń przy drzwiach, ale to naprawdę nie pomoże ludziom, którzy tam będą. Jak dobrze wiesz, większość broni demonów jest częścią ich samych i nie może być sprawdzana tak jak broń. To będzie cholernie niebezpieczne zgromadzenie i nie wchodziłbym tam z zamiarem stawiania jakichkolwiek żądań."
Lacey po prostu wpatrywała się w niego z wyzywającym błyskiem w oczach.
Vincent potrząsnął tylko głową i zerknął przez okno na demony, zauważając, że jeden z nich obserwował teraz ulicę, podczas gdy drugi trzymał dobrze wyszkolone oko na niego w sklepie. "LA nie jest tym, czym je zapamiętałem. Chociaż raz... nawet demony muszą się pilnować."
"Jeśli jesteś nowy w mieście, to nie wiesz nawet połowy," stwierdził Ren, mając nadzieję, że w ten sposób odwiedzie kochanka od pozostania w pobliżu po aukcji.
Vincent spojrzał na Rena, zastanawiając się, o co chodzi z tymi ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi. " Nie jestem do końca niezorientowany. Z tego, co słyszałem do tej pory, wieść niesie, że jakiś głupek otworzył bramy piekieł gdzieś tutaj i dlatego tak wiele przedmiotów jest dziś do wzięcia. Każdy chce mieć jakąś władzę... czy to do obrony, czy do przejęcia władzy nad światem."
Ren zobaczył, że Vincent uśmiechnął się z własnego żartu, on jednak nie sądził, by był zabawny. "Tak, to teraz bardzo niebezpieczne miejsce, chyba że akurat stałeś się odporny na śmierć" - powiedział z nadzieją, że uda mu się zetrzeć ten uśmieszek z twarzy Vincenta. "To dlatego lepiej czujesz się wśród demonów, prawda? Lepiej do nich pasujesz."
Oczy Lacey rozszerzyły się, gdy Vincent spojrzał na nią oskarżycielsko. W porządku, jeśli Ren chciał ją wpędzić w kłopoty za rozsiewanie plotek, to równie dobrze mogła popełnić przestępstwo.
"Nic mu o tobie nie mówiłam. Zrobił mi tę przerażającą analizę umysłu jakiś czas temu," zerknęła na Rena i dodała, "wbrew mojej woli."
Patrząc z powrotem na Vincenta, Lacey wzruszyła przepraszająco ramionami, "Zajęło mu to minutę, aby poznać każdy nikczemny szczegół z mojego życia w ciągu ostatniego roku... Twój problem z niemożnością pozostania martwym i prawdopodobnie każda nasza rozmowa, która kiedykolwiek miała miejsce, po prostu stała się również jego częścią."
Poczuła, jak ciepło rozchodzi się po jej policzkach, wiedząc, że Ren widział o wiele więcej niż zwykłe rozmowy.
Widząc nagłą zmianę koloru na policzkach Lacey, Vincent zastanowił się trochę mocniej nad tym, co właśnie powiedziała... Trzeba było wiele wysiłku, by sprawić, by tak się zarumieniła. Kiedy dotarło do niego, co wywołało ten rumieniec, sam też poczerwieniał.
"Nie sądzisz, że to trochę za ostre," głos i oczy Vincenta pociemniały znacząco, wiedząc, że ta mała sztuczka była czymś, co mógł zrobić tylko demon. "Może nie jestem jedynym, który należy do demonów."
"Nie jestem tym, który wyrywa małe dziewczynki z muzeów i wprowadza je do lokalnego gangu demonów. Ktoś musi ją chronić przed potworami, z którymi ją związałeś" - skorygował Ren, robiąc groźny krok do przodu.
Lacey szybko wsunęła się między nich, kładąc dłoń na ich klatkach piersiowych. Mała dziewczynka. Gdyby Ren nie był tak cholernie wielki, taki tekst nie uszedłby mu na sucho. "Słuchaj, jeśli zabiją mnie dziś na aukcji, wtedy wy dwoje możecie mieć siebie nawzajem. Do tego czasu, czy możemy pozostać w temacie?"
Vincent nadal patrzył na tego drugiego. Nie musiał niczego udowadniać Lacey. Była już świadoma, że nie miał nic przeciwko temu, by zginąć tylko po to, by przekazać komuś swoją wiadomość. W tej chwili chciał przekazać, że Lacey jest zbyt dobra, by zadawać się z ciężkorękim demonem. Poza tym, ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała, było zadawanie się z kimś, kto miałby nad nią większą władzę niż ten cholerny demoniczny znak, którego próbowała się pozbyć.
"Dobra," Vincent cofnął się o krok, wiedząc, że Lacey uzna go za dżentelmena.
Lacey uśmiechnęła się z wdzięcznością do Vincenta za jego współpracę, po czym spojrzała na Rena zauważając, że ten nie cofnął się ani trochę, ale przynajmniej przestał się posuwać. Odsunęła grzywkę z oczu i oparła się z powrotem o ladę.
"Czy jest coś jeszcze, co możesz mi powiedzieć, coś co da mi przewagę dziś wieczorem?" zapytała Vincenta.
"Impreza rozpocznie się o zmierzchu i nie zakończy się przed świtem, więc większość z tego wszystkiego nie wydarzy się, dopóki nie znajdziecie się bezpiecznie na zewnątrz". Populacja demonów wzrosła astronomicznie, więc broń pochodzenia paranormalnego jest teraz bardzo poszukiwana. W rzeczywistości zdecydowano już, że Krąg założy sklep właśnie tutaj, w Los Angeles."
"Co, chcesz powiedzieć, że dadzą mi wolność tylko po to, żeby założyć sklep tuż za rogiem, po to by mogli mnie nękać?" Lacey zadrwiła nagle zastanawiając się, czy w ogóle warto było oddawać orb duszy za fałszywą wolność.
Vincent zmarszczył brwi, "Świat nie kręci się wokół Ciebie, to nie z Twojego powodu planują tutaj zostać. Biznes jest teraz bardzo lukratywny. Jest to również jeden z powodów, dla których wątpię, aby zaakceptowali mnie jako część twojego układu. Poza tym, moja umiejętność jest im teraz cholernie przydatna, a LA ma wiele... ciekawych nabytków. Więc trzymajmy się umowy, którą nam zaoferowali i trzymajmy kciuki, żeby wszystko poszło gładko dziś wieczorem."
"Popieram ten pomysł," powiedział Ren twardym głosem, co spowodowało, że otrzymał szybkie spojrzenie od Lacey.
"Nikt cię nie pytał," powiedziała ponuro, nie patrząc na żadnego z nich.
"Nie musisz," stwierdził Ren, chcąc, żeby zrozumiała i przestała z nim walczyć. "Obiecałem pomóc ci wydostać się z tego bałaganu i czy ci się to podoba czy nie, to stawia mnie na czele".
"Przyjąłbym każdą pomoc, jaką mógłbym teraz otrzymać," powiedział Vincent łagodnie, kiedy Lacey zaczęła się kłócić z oświadczeniem Rena. "W każdym razie, mój czas się skończył. Muszę się do nich zgłosić. Co chcesz, żebym im powiedział?"
"Będzie tam," odpowiedział Ren, "i będzie jej towarzyszyć kilka potężnych eskort, aby uniknąć jakichkolwiek... niefortunnych incydentów."
Lacey spojrzała na Rena szerokimi oczami, wypowiadając z ust słowo 'kilku'.
Ren skinął raz głową, aby zapewnić ją, że w tym, co powiedział, nie było żadnego błędu. "Na wszelki wypadek, gdybyś jeszcze nie załapała... jesteśmy w stanie wojny i wygląda na to, że dziś wieczorem będziemy mogli dobrze przyjrzeć się wrogowi."
Vincent postanowił dać Lacey kolejny powód, by przyjęła ofertę ochrony Rena. "Każdy, kto przyjdzie dziś wieczorem, bez wątpienia przyprowadzi małą armię dla swojego bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę fakt, że większość z nich są wrogami między sobą. Jako dodatkowe zabezpieczenie, demony, które mają przejść przez frontowe drzwi, muszą sporządzić starannie sformułowaną "pieczęć demona", zobowiązującą do niewyrządzania żadnych szkód wewnątrz budynku przed uzyskaniem pozwolenia na wejście."
Ren uśmiechnął się do siebie, wiedząc, że PIT nie wejdzie frontowymi drzwiami. Zdjął okulary przeciwsłoneczne, rzucając Vincentowi ostre spojrzenie i ostrzeżenie. "Poinformuj ich, że jeśli któryś z demonów nie dotrzyma warunków umowy... mogę obiecać, że będzie to ostatni błąd, jaki kiedykolwiek popełnią."
Vincent wpatrywał się równomiernie w oczy Rena o kolorze rtęci i poczuł, że na jego ustach pojawił się mały, zadowolony uśmiech. Pochylił się nieco bliżej i wyszeptał: "Ciekawe, jak by to było być zabitym przez ciebie."
Ren skrzywił się na obłąkanego mężczyznę, ale mógł też zobaczyć wyraz twarzy Lacey. Nie był to gniew, ani strach... czuła litość dla tego obłąkanego człowieka, a to było o wiele gorsze.
Vincent nie był pewien, jakim typem demona był samozwańczy obrońca Lacey, ale srebrne oczy należały do Upadłych, kiedy używali swoich mocy... a to mogło być jedynie korzystne. Dodatkowo, fakt, że Ren wzbudzał strach, zaciekawił Vincenta. Jeśli ten człowiek był choć w połowie tak potężny, jak próbował mu wmówić, to Lacey miała szczęście, że on o nią dba.
Zaczął się odwracać, by odejść, ale, przypomniał sobie coś jeszcze, coś przed czym chciał ją ostrzec. "Nie będę mógł ci dziś wiele pomóc, ponieważ dranie obserwują każdy mój ruch, więc bądź ostrożna. Tak się składa, że Mistrz wygląda przy moim obecnym szefie wręcz słodko".
Lacey zmarszczyła brwi, nagle mając retrospekcję cienistej postaci sięgającej po nią jak zjawa. "Zastanawiam się, czy to był zamiennik Mistrza, który pojawił się w lustrze w łazience jakiś czas temu."
"Co?" łagodny wyraz twarzy przekształcił się w irytację. "Powiedzieli, że zostawią cię w spokoju do czasu aukcji. Cholera, wiedziałem, że powinienem był uczynić to częścią umowy."
Ren chwycił Lacey za ramię, aby odzyskać jej uwagę. "To było tylko złudzenie, które miało dać ci do zrozumienia, że ten sukinsyn wie, gdzie jesteś", poinformował ją, teraz gdy sam zobaczył, co dokładnie wyszło na nią z lustra.
Kiedy się od niego odsunęła, Ren szybko zwrócił sfrustrowane spojrzenie na Vincenta, przymykając oczy na jego koncepcję ochrony własnej osoby. Warknął do siebie, dobrze wiedząc, że jest tu więcej niż jedna osoba, która potrzebuje ratunku.
"Jeśli nadal będziesz wchodził w układy z tymi demonami, wykopiesz sobie jeszcze głębszy dół" - ostrzegł psychola równym tonem.
"Nie dodawaj mnie do swojej listy ludzi, którzy potrzebują ratunku, bohaterze. Co oni naprawdę mogą mi zrobić... zabić mnie ponownie?". Vincent zaśmiał się sucho, jakby go to wcale nie obchodziło. "Poza tym, umowa, którą zawarłem dziś rano miała na celu uratowanie jej życia."
"Jesteś idiotą," bąknęła Lacey i skrzyżowała ręce na piersi.
Nienawidziła sposobu, w jaki Vincent się zachowywał, jakby jego śmierć nie była niczym wielkim, bo zawsze się odradzał. Widziała go już kilka razy umierającego i wiedziała na pewno, że odczuwał ból każdej rany, jak każdy inny normalny człowiek. Próbowała nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale Vincent odwrócił się od jej wścibskiego spojrzenia i skierował się do drzwi.
Starsza kobieta podeszła do wejścia sklepu i Ren obserwował, jak Vincent uśmiechnął się do niej uprzejmie, po czym odsunął się, by wpuścić ją pierwszą, zanim wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Ücretsiz ön izlemeyi tamamladınız.