Kitabı oku: «Powody do ucieczki», sayfa 2
Rozdział 3
Avery szła powoli korytarzem ciemnego budynku mieszkalnego w towarzystwie Ramireza, a jej serce biło z niecierpliwością, jak zawsze, gdy wchodziła na miejsce zbrodni. W tym momencie żałowała, że nie była gdziekolwiek indziej.
Otrząsnęła się. Przybrała pokerową minę i zmusiła się do obserwowania każdego szczegółu, nawet najdrobniejszego.
Drzwi mieszkania ofiary były otwarte. Funkcjonariusz stojący na zewnątrz wyprowadził się i pozwolił Avery i pozostałym przedostać się pod taśmą odgradzającą miejsce zbrodni i wejść do środka.
Wąski korytarz prowadził do salonu. Z holu przechodziło się do kuchni. Nigdzie nie było nic niezwykłego – było to tylko czyjeś bardzo ładne mieszkanie. Ściany pomalowano na jasnoszary. Wszędzie stały regały na książki. Na ziemi leżały stosy książek. Rośliny zwisały z okien. Zielona kanapa stała naprzeciwko telewizora. W jedynej sypialni łóżko było przykryte koronkową białą narzutą.
Jedynym oczywistym zakłóceniem ładu w mieszkaniu był salon, w którym wyraźnie brakowało dywanu, który powinien leżeć na środku. Zakurzony kontur oraz ciemniejsza powierzchnia zostały oznaczone licznymi żółtymi policyjnymi znacznikami.
– Co znalazła tu ekipa od kryminalistyki? – zapytała Avery.
– Nic – odrzekł O’Malley. – Brak odcisków. Brak nagrania z kamery. Jesteśmy teraz w czarnej dupie.
– Coś zabrano z mieszkania?
– Nic, o czym byśmy wiedzieli. Słoik z drobniakami jest pełny. Jej ubrania zostały starannie umieszczone w koszu. Pieniądze i dowód tożsamości wciąż były w kieszeniach.
Avery nie spieszyła się z oględzinami mieszkania.
Zgodnie ze swoim zwyczajem poruszała się małymi odcinkami i dokładnie obserwowała każdy element – ściany, podłogi i drewniane deski podłogowe, wszelkie drobiazgi na półkach. Wśród nich wyróżniało się zdjęcie ofiary z dwiema koleżankami. Zanotowała w pamięci, żeby poznać ich imiona i skontaktować się z każdą z nich. Przeanalizowała regały i stosy książek. Były to stosy kobiecych powieści romantycznych. Reszta dotyczyła głównie spraw duchowych: samopomocy, religii.
Religia, pomyślała Avery.
Ofiara miała gwiazdę za głową.
Gwiazdę Dawida?
Po obejrzeniu zwłok na łodzi i mieszkaniu Avery zaczęła tworzyć w swoim umyśle zdjęcie zabójcy. Pewnie ją zaatakował z hallu. Zabójstwo było szybkie i nie pozostawił żadnych śladów, nie popełnił błędów. Odzież i rzeczy osobiste ofiary zostały pozostawione w schludnym miejscu, aby nie przeszkadzać w mieszkaniu. Przeniesiony został tylko dywan i w tym obszarze oraz wokół krawędzi pozostał kurz. Coś wskazywało jednak na gniew zabójcy. Skoro był tak drobiazgowy pod każdym innym względem, zastanawiała się Avery, to dlaczego nie oczyścił z kurzu boków dywanu? Po co w ogóle zabierać dywan? Dlaczego nie zostawić mieszkania w idealnym stanie? Próbowała to rozpracować: najpierw skręcił jej kark, rozebrał ją, odłożył ubranie i zostawił wszystko w porządku, ale potem zawinął ją w dywan i wyniósł jak jakiś dzikus.
Podeszła do okna i spojrzała na ulicę. Było kilka miejsc, w których ktoś mógł ukryć i obserwować mieszkanie, nie będąc zauważonym. Wzywało ją jedno z nich: ciemna, wąska uliczka za płotem. To tam byłeś?, spytała siebie. Obserwowałeś ją? Czekałeś na odpowiedni moment?
– No więc? – niecierpliwił się O’Malley. – Jak sądzisz?
– Mamy tu seryjnego mordercę – oznajmiła.
Rozdział 4
– Zabójca jest silnym mężczyzną – kontynuowała Avery. – Najwyraźniej obezwładnił ofiarę i musiał ją zanieść do mariny. To wygląda na osobistą wendetę.
– Skąd to wiesz? – zapytał Holt.
– Po co miałby się tak męczyć z przypadkową ofiarą? Nie wydaje się, żeby cokolwiek skradziono, więc nie był to napad. Sprawca był precyzyjny we wszystkim oprócz tego dywanu. Jeśli ktoś spędził tyle czasu na planowaniu morderstwa, rozbieraniu ofiary i ułożeniu jej ubrania w koszu, po co zabierać jej przedmioty? Wygląda to na zaplanowany ruch. Chciał coś wziąć. Może po to, żeby pokazać, że jest potężny? Że może? Nie wiem. I po co zostawiać ciało ofiary na łodzi? Nagie i na widoku całego portu? Ten facet chce być zauważony. Chce, żeby wszyscy wiedzieli, że to on zabił. Możemy tu mieć do czynienia z kolejnym seryjnym zabójcą. – Niezależnie od tego, jaką podejmie pan decyzję dotyczącą tego, kto zajmuje się tą sprawą – spojrzała na O’Malleya – powinien pan to zrobić szybko.
O’Malley zwrócił się do Holta.
– Will?
– Wiesz, co ja o tym myślę – zadrwił Holt.
– Ale podejmiesz tę decyzję?
– To wielki błąd.
– Ale?
– Cokolwiek burmistrz sobie życzy.
O’Malley zwrócił się do Avery.
– Czy jesteś na to gotowa? – zapytał. – Bądź ze mną szczera. Właśnie zakończyłaś sprawę bardzo głośnego seryjnego morderstwa. Prasa ukrzyżowała cię na każdym kroku. Raz jeszcze wszystkie oczy będą zwrócone na ciebie, ale tym razem także burmistrz będzie zwracał szczególną uwagę. Prosił konkretnie o ciebie.
Serce Avery zabiło szybciej. Zmienianie świata na lepsze było tym, co naprawdę kochała w swojej pracy policjantki, ale tym, czego pragnęła najbardziej, było łapanie seryjnych morderców i pomszczenie zmarłych.
– Mamy wiele innych otwartych spraw – powiedziała – oraz proces.
– Mogę przekazać wszystko Thompsonowi i Jonesowi. Możesz nadzorować ich pracę. Jeśli weźmiesz to na siebie, jest to numer jeden na liście priorytetów.
Avery zwróciła się do Ramireza.
– Wchodzisz w to?
– Wchodzę – skinął poważnie głową.
– Zajmiemy się tym – zdecydowała.
– Dobrze – O’Malley westchnął. – W takim razie przydzielam ci tę sprawę. Kapitan Holt i jego ludzie zajmą się ciałem i mieszkaniem. Będziesz miała pełny dostęp do akt oraz ich pełną współpracę podczas tego śledztwa. Will, do kogo powinni się zwrócić, jeśli będą potrzebować informacji?
– Do detektywa Simmsa – powiedział.
– Simms, którego widzieliście dziś rano, jest głównym śledczym – wyjaśnił O’Malley – blond włosy, ciemne oczy, ogólnie – twardziel. Łodzią i mieszkaniem zajmuje się A7. Simms skontaktuje się z tobą bezpośrednio, jeśli natknie się na jakiekolwiek nowe tropy. Może powinnaś na razie porozmawiać z jej rodziną. Zobacz, co uda ci się odkryć. Jeśli masz rację co do tego, że to jest sprawa osobista, mogą być w to zaangażowani lub mieć jakieś informacje, które mogą pomóc.
– Będziemy nad tym pracować – obiecała Avery.
*
Avery wykonała szybki telefon do detektywa Simmsa ustaliła, że rodzice ofiary mieszkali nieco dalej na północ, poza Bostonem, w mieście Chelsea.
Przekazywanie wiadomości rodzinom było drugą najbardziej znienawidzoną częścią pracy Avery. Chociaż potrafiła obchodzić się z ludźmi, zaraz po tym, jak dowiedzieli się o śmierci ukochanej osoby, ich złożone emocje ją obezwładniały. Psychiatrzy nazywali to pięcioma etapami żałoby, ale Avery uważała to za powolne tortury. Najpierw pojawiało się zaprzeczenie. Przyjaciele i krewni chcieli wiedzieć wszystko o ciele – informacje, które tylko by ich bardziej zasmuciły i bez względu na to, ile oferowała Avery, bliscy ofiar nigdy nie byli w stanie sobie tego wyobrazić. W drugiej kolejności przychodził gniew: na policję, na świat, na wszystkich. Następnie były negocjacje.
– Jesteś pewna, że nie żyją? Może nadal żyją.
Te etapy mogą mieć miejsce na raz, mogą się ciągnąć latami, albo jedno i drugie jednocześnie. Ostatnie dwa etapy – depresja i akceptacja – zwykle miały miejsce, gdy Avery była gdzie indziej.
– Muszę przyznać – zadumał się Ramirez – że nie lubię znajdować zwłok, ale dzięki temu mamy możliwość pracować nad tą sprawą. Koniec procesów i papierkowej roboty. Świetne uczucie, prawda? Robimy to, co chcemy i nie musimy być obciążeni biurokracją.
Pochylił się, by pocałować ją w policzek.
Avery odsunęła się.
– Nie teraz – zaprotestowała.
– Nie ma problemu – odpowiedział, unosząc ręce. – Po prostu pomyślałem, wiesz… że już jesteśmy w związku.
– Słuchaj – zaczęła i musiała naprawdę pomyśleć, co powiedzieć w następnych słowach. – Lubię cię. Naprawdę cię lubię, ale to wszystko dzieje się zbyt szybko.
– Zbyt szybko? – odrzekł z rozżaleniem. – Całowaliśmy się tylko raz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy!
– Nie o to mi chodzi – wyjaśniła. – Przepraszam. Próbuję powiedzieć, że nie wiem, czy jestem gotowa na związek z prawdziwego zdarzenia. Jesteśmy partnerami. Widujemy się przez cały tydzień. Uwielbiam ten cały flirt i uwielbiam widzieć cię rano. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowa iść dalej.
– Zaraz… – zaczął.
– Dan…
– Nie, nie – podniósł rękę. – W porządku. Naprawdę. Myślę, że się tego spodziewałem.
– Nie twierdzę, że chcę, żeby to się skończyło – zapewniła go Avery.
– No to o co chodzi? – zapytał.
– To znaczy, sama chyba nie wiem!
– Kiedy pracujemy, zajmujesz się tylko pracą, a kiedy próbuję cię zobaczyć po pracy, jest to prawie niemożliwe. W szpitalu byłaś bardziej kochająca niż w prawdziwym życiu.
– To nieprawda – odparła, ale część jej zdała sobie sprawę, że miał rację.
– Lubię cię, Avery – oznajmił. – Bardzo cię lubię. Jeśli potrzebujesz czasu, to w porządku. Chcę tylko upewnić się, że naprawdę żywisz do mnie jakieś uczucia. Bo jeśli nie, to nie chcę marnować twojego czasu ani mojego.
– Tak – zapewniła i spojrzała na niego przez sekundę. – Naprawdę.
– Okej – odrzekł – Spoko.
Avery jechała dalej, koncentrując się na drodze i zmieniającej się okolicy, zmuszając się do powrotu do trybu pracy.
Rodzice Henrietty Venemeer mieszkali w kompleksie apartamentów tuż obok cmentarza przy Central Avenue. Od śledczego Simmsa Avery dowiedziała się, że oboje byli na emeryturze i że najprawdopodobniej znajdzie ich w domu. Nie zadzwoniła wcześniej. Już wcześniej nauczyła się tej trudnej lekcji: ostrzeżenie może zaalarmować potencjalnego zabójcę.
Avery zaparkowała pod budynkiem i oboje podeszli do drzwi wejściowych.
Ramirez zadzwonił domofonem.
Nastąpiła długa przerwa, zanim odezwała się starsza kobieta.
– Słucham? Kto tam?
– Pani Venemeer, tu detektyw Ramirez z wydziału policji A1. Jestem tu z moją partnerką, detektyw Black. Czy możemy wejść i z panią porozmawiać?
– Kto?
Avery pochyliła się do przodu.
– Policja – warknęła. – Proszę odblokować drzwi wejściowe.
Drzwi się otworzyły.
Avery uśmiechnęła się do Ramireza.
– Tak to się robi – powiedziała.
– Nigdy nie przestajesz mnie zadziwiać, detektywie Black.
Państwo Venemeer mieszkali na piątym piętrze. Zanim Avery i Ramirez wyszli z windy, zobaczyli starszą kobietę wystającą zza zamkniętych drzwi.
Avery przejęła inicjatywę.
– Dzień dobry, pani Venemeer – powiedziała swoim najdelikatniejszym i najdźwięczniejszym głosem. – Jestem detektyw Black, a to mój partner, detektyw Ramirez.
Oboje błysnęli odznakami.
– Możemy wejść?
Pani Venemeer miała na głowie plątaninę kręconych włosów, podobnie jak jej córka, tylko jej były siwe. Nosiła grube czarne okulary i białą koszulę nocną.
– O co w tym wszystkim chodzi? – zmartwiła się.
– Myślę, że byłoby łatwiej, gdybyśmy mogli porozmawiać w środku – zaproponowała Avery.
– W porządku – wymamrotała i wpuściła ich.
Całe mieszkanie pachniało naftaliną i starością. Ramirez zrobił minę i żartobliwie pomachał ręką koło nosa, wchodząc do mieszkania. Avery szturchnęła go w ramię.
Z salonu ryczał telewizor. Na kanapie siedział rosły mężczyzna. Avery przypuszczała, że to pan Venemeer. Był ubrany tylko w czerwone bokserki i T-shirt, którego prawdopodobnie używał do spania i wydawało się, że wcale ich nie zauważył.
Co dziwne, pani Venemeer usiadła na kanapie obok męża, nie wskazując, gdzie Avery lub Ramirez mogliby usiąść.
– W czym jeszcze mogę państwu pomóc? – zapytała.
W telewizji leciał teleturniej. Dźwięk był głośny. Co jakiś czas mąż wiwatował ze swojego miejsca, potem uspokajał się i mamrotał coś do siebie.
– Czy może pani wyłączyć telewizor? – poprosił Ramirez.
– Nie – odparła – John musi obejrzeć swoje „Koło Fortuny”.
– Chodzi o państwa córkę – dodała Avery. – Naprawdę musimy z państwem porozmawiać i chcielibyśmy, aby poświęcili nam państwo całą uwagę.
– Kochanie – powiedziała i dotknęła ramienia męża. – Tych dwoje funkcjonariuszy chce porozmawiać o Henrietcie.
Wzruszył ramionami i warknął.
Ramirez wyłączył telewizor.
– Ej! – krzyknął John. – Co ty robisz? Włącz to z powrotem!
Brzmiał, jakby był pijany.
Obok niego stała do połowy pełna butelka bourbonu.
Avery stanęła obok Ramireza i przedstawiła ich ponownie.
– Dzień dobry – powiedziała – jestem detektyw Black, a to mój partner, detektyw Ramirez. Chcemy przekazać państwu kilka bardzo trudnych wiadomości.
– Powiem ci, co jest trudne! – warknął John. – Trudno mi zajmować się grupą gliniarzy, kiedy oglądam program. Włącz ten cholerny telewizor! – warknął i próbował wstać z fotela, ale najwyraźniej nie był w stanie.
– Państwa córka nie żyje – oznajmił Ramirez i przykucnął, by spojrzeć mu prosto w oczy. – Rozumie pan? Pana córka nie żyje.
– Co? – szepnęła pani Venemeer.
– Henrietta? – wymamrotał John i usiadł.
– Bardzo mi przykro z tego powodu – powiedziała Avery.
– Jak to się stało? – wykrztusiła staruszka.
– Nie… nie wiem.
– Tylko nie Henrietta.
– Powiedz nam, o czym ty w ogóle mówisz! – zadrwił John. – Nie możecie tu tak po prostu wejść i powiedzieć, że nasza córka nie żyje. O co chodzi, do diabła?!
Ramirez usiadł.
Wyparcie, pomyślała Avery. I gniew.
– Została znaleziona martwa dziś rano – wyjaśnił Ramirez – i została zidentyfikowana dzięki swojej pozycji w społeczności. Nie jesteśmy pewni, dlaczego tak się stało. W tej chwili mamy wiele pytań. Jeśli państwo mogą, po prostu proszę nam pomóc, odpowiadając na niektóre z nich.
– W jaki sposób? – załkała matka. – Jak to się stało?
Avery usiadła obok Ramireza.
– Obawiam się, że śledztwo w tej sprawie trwa. W tej chwili nie możemy rozmawiać o żadnych szczegółach. Teraz musimy tylko dowiedzieć się wszystkiego, co mogą państwo wiedzieć, abyśmy mogli zidentyfikować jej zabójcę. Czy Henrietta miała chłopaka? Bliskiego przyjaciela, o którym mogliby państwo wiedzieć? Kogoś, kto mógłby mieć do niej o coś pretensje?
– Jesteście pewni, że to Henrietta? – zastanawiała się matka.
– Henrietta nie miała wrogów! – krzyknął John. – Wszyscy ją kochali. Była cholerną świętą. Przychodziła do nas raz w tygodniu z zakupami. Pomagała bezdomnym. To nie może być prawda. To musi być jakaś pomyłka.
Negocjacje, pomyślała Avery.
– Zapewniam państwa – powiedziała – że w tym tygodniu oboje zostaniecie państwo wezwani, aby dokonać identyfikacji ciała. Wiem, że to wiele informacji. Właśnie otrzymali państwo okropne wiadomości, ale skupmy się na tym, kto mógłby to zrobić.
– Nikt! – zagrzmiał John. – To oczywiście błąd. To nie nasze dziecko. Henrietta nie miała wrogów – oświadczył. – Może wpadła pod autobus? Albo spadła z mostu? Przynajmniej dajcie nam jakieś pojęcie, z czym mamy do czynienia.
– Ktoś ją zabił – zaproponowała Avery. – To wszystko, co mogę powiedzieć.
– Zabił – szepnęła matka.
– Proszę – powiedział Ramirez. – czy coś państwu przyszło do głowy? Cokolwiek. Nawet jeśli wydaje się to nieistotne, może być dla nas dużą pomocą.
– Nie – odpowiedziała matka. – Nie ma chłopaka. Ma grupkę przyjaciółek. Odwiedziły ją w zeszłym roku na Święto Dziękczynienia. Żadna z nich nie mogłaby zrobić czegoś takiego. Musicie się mylić.
Podniosła wzrok błagalnymi oczami.
– Na pewno!
Rozdział 5
Avery zaparkowała w pustym miejscu na ulicy między radiowozami i przygotowała się, spoglądając na budynek komendy policji A7 przy Paris Street we wschodnim Bostonie. Przed komisariatem odbywał się cyrk medialny. Zwołano konferencję prasową w celu omówienia sprawy, a wiele furgonetek telewizyjnych, aparatów fotograficznych i reporterów zagradzało im drogę, mimo że kilku funkcjonariuszy próbowało zmusić reporterów do zmiany miejsca.
– Twoja publiczność czeka – zauważył Ramirez.
Ramirez najwyraźniej miał ochotę udzielić wywiadu. Jego głowa była uniesiona wysoko i uśmiechał się do każdego reportera, który odwrócił się w jego stronę. Ku jego rozczarowaniu żaden z nich się nie zbliżył. Avery opuściła głowę i szła tak szybko, jak to możliwe, by przedrzeć się do komisariatu. Nienawidziła tłumów. W pewnym momencie swojego życia, kiedy była prawniczką, uwielbiała, kiedy ludzie znali ją z nazwiska i gromadzili się na jej rozprawach, ale odkąd sama została w przenośni postawiona przed sądem, nauczyła się gardzić ich uwagą.
Natychmiast zbiegli się reporterzy.
– Avery Black – powiedziała jedna z nich z mikrofonem na twarzy. – Czy możesz nam coś powiedzieć o kobiecie zamordowanej dziś w marinie?
– Dlaczego zajmuje się pani tą sprawą, detektywie Black? – krzyknął inny. – To jest A7. Czy zostałaś przeniesiona do tego wydziału?
– Co sądzisz o nowej kampanii burmistrza Stop Przestępczości?
– Czy ciebie i Howarda Randalla nadal coś łączy?
Howard Randall, pomyślała. Pomimo ogromnej chęci zerwania wszystkich więzi z Randallem, Avery nie była w stanie wyrzucić go z głowy. Codziennie od czasu ostatniego spotkania z Randallem znajdował sposób, by wkraść się w jej myśli. Czasami wystarczył jej zwykły zapach lub obraz, aby usłyszeć jego słowa: „Czy to przypomina ci coś z twojego dzieciństwa, Avery? Co? Powiedz mi…”. Innym razem, pracując nad różnymi sprawami, starała się wyobrazić sobie, jak pomyślałby Randall, żeby znaleźć rozwiązanie.
– Z drogi! – krzyknął Ramirez. – Dajcie spokój. Zrobić miejsce. Idziemy stąd.
Położył dłoń na jej plecach i wprowadził ją na komisariat.
Centrala A7, duży budynek z cegły i kamienia, niedawno przeszła gruntowny remont. Zniknęły metalowe biurka i typowo ponura atmosfera organizacji państwowej. Na jego miejscu stały eleganckie srebrne stoły, kolorowe krzesła i otwarta przestrzeń do obsługi interesantów, która bardziej przypominała wejście do parku rozrywki.
Podobnie jak w A1, sala konferencyjna była przeszklona, aby ludzie mogli zajrzeć do środka – tylko bardziej nowoczesna. Duży, owalny stół z mahoniu był wyposażony w mikrofony dla każdego fotela i ogromny telewizor z płaskim ekranem do prowadzenia telekonferencji.
O’Malley siedział już przy stole obok Holta. Po obu jego stronach siedzieli detektyw Simms i jego partner, a dwie pozostałe osoby, jak domyślała się Avery, byli technikiem kryminalistyki i koronerem. Dwa miejsca przy stole od strony wejścia pozostały wolne.
– Usiądźcie – skinął do nich O’Malley. – Dzięki za przybycie. Nie martwcie się. Nie będę wam siedział za plecami przez cały czas – powiedział do wszystkich, ze szczególnym naciskiem na Avery i Ramireza. – Chcę się tylko upewnić, że wszyscy gramy w tej samej drużynie.
– Zawsze jesteś tu mile widziany – powiedział Holt z prawdziwą sympatią do O’Malleya.
– Dzięki, Will. Twoja kolej.
Holt wskazał swojego funkcjonariusza.
– Simms? – zapytał.
– W porządku – powiedział Simms. – Wchodzę w to. Zacznijmy może od kryminalistyki, a potem uzyskamy raport koronera, a potem opowiem panu, co dzisiaj ustaliliśmy – powiedział z naciskiem do kapitana Holta, zanim zwrócił się do specjalisty od kryminalistyki. – Brzmi nieźle, Sammy?
Chudy Hindus był szefem zespołu kryminalistyki. Miał na sobie garnitur i krawat. Podniósł do góry oba kciuki, gdy wspomniano jego imię.
– Tak jest, Mark – odparł niemal z zachwytem. – Jak rozmawialiśmy, na tę chwilę mamy bardzo niewiele. Mieszkanie było czyste. Bez krwi, bez śladu walki. Wszystkie kamery zostały unieszkodliwione za pomocą przezroczystej żywicy epoksydowej, którą można kupić w dowolnym sklepie z narzędziami. Znaleźliśmy resztki czarnych włókien z rękawiczek, one też nie dały nam żadnego tropu.
Detektyw Simms wciąż się boczył na Avery. Tymczasem Sammy miał problem ze zrozumieniem, kto tu rządził. Wciąż patrzył na Simmsa, Holta i wszystkich innych. W końcu do niego dotarło i zaczął mówić do Avery i Ramireza.
– Mamy jednak coś z portu— powiedział Sammy. – Oczywiście zabójca zaślepił tam kamery, podobnie jak w mieszkaniu. Dotarcie do portu niezauważonym oznaczałoby, że musiałby działać między jedenastą po południu, czyli wtedy, gdy ostatni pracownik opuścił przystań, a szóstą rano, kiedy zaczęły się pierwsze zmiany. Znaleźliśmy pasujące odciski butów w porcie i na łodzi, zanim inni funkcjonariusze policji dotarli na miejsce. Rozmiar stopy dziesięć i pół, buty typu trapery. Wygląda na to, że sprawca kuleje z powodu kontuzji prawej nogi, ponieważ lewy but stworzył głębsze ślady niż prawy.
– Doskonale – powiedział z dumą Simms.
– Przyjrzeliśmy się również tej narysowanej gwiazdce na dziobie – kontynuował Sammy. – Nie znaleziono materiału genetycznego. Jednak znaleźliśmy czarne włókno wewnątrz gwiazdy podobne do włókien rękawicy w mieszkaniu, więc było to bardzo interesujące połączenie. Dziękuję za to, detektywie Black.
Skinął głową.
Avery również skinęła głową.
Holt pociągnął nosem.
– Wreszcie – podsumował Sammy – uważamy, że ciało zostało przewiezione do stoczni w zrolowanym dywanie, ponieważ na ciele znaleziono wiele włókien dywanu, a w domu brakowało dywanu.
Skinął głową, wskazując, że skończył.
– Dzięki, Sammy – powiedział Simms. – Dana?
Następnie przemówiła kobieta w białym fartuchu, która wyglądała, jakby wolałaby być gdziekolwiek indziej niż w tym pokoju. Była w średnim wieku, miała proste brązowe włosy opadające na ramiona i permanentnie zmarszczone brwi.
– Ofiara zmarła wskutek skręcenia karku – oznajmiła. – Na rękach i nogach miała siniaki, które wskazywały, że została rzucona na podłogę lub na ścianę. Prawdopodobnie nie żyje około dwunastu godzin. Nie było śladów włamania.
Usiadła z założonymi rękami.
Simms uniósł brwi i zwrócił się do Avery.
– Detektyw Black? Wiemy coś o rodzinie?
– To był martwy trop – wyjaśniła Avery. – Ofiara raz w tygodniu widywała swoich rodziców, którym przynosiła zakupy spożywcze i gotowała obiad. Nie miała chłopaka. Żadnych innych bliskich krewnych w Bostonie. Ma jednak bliski krąg przyjaciół, z którymi będziemy musieli porozmawiać. Sami rodzice nie są podejrzani. Ledwo byli w stanie wstać z kanapy. Zaczęlibyśmy badać przyjaciół, ale nie byłam pewna co do protokołu – dodała, patrząc na O’Malleya.
– Dzięki – powiedział Simms. – Rozumiem. Myślę, że po tym spotkaniu będziesz dowodziła, Black, ale to nie jest mój rozkaz. Pozwól, że powiem ci, co mój zespół odkrył do tej pory. Sprawdziliśmy jej dane telefoniczne i adresy e-mail. Nic niezwykłego. Kamery w budynku były wyłączone i żadne inne obiektywy nie miały widoku na sam budynek. Znaleźliśmy jednak coś w księgarni Venemeer. Była dzisiaj otwarta. Ma dwóch pełnoetatowych pracowników. Nie byli świadomi śmierci ofiary i byli naprawdę zszokowani. Żaden z nich nie wyglądał na realnego podejrzanego, ale obaj wspominali, że sklep znalazł się niedawno pod ostrzałem lokalnego gangu znanego jako Chelsea Death Squad. Nazwa pochodzi od ich głównej miejscówki na Chelsea Street. Rozmawiałem z naszą jednostką od gangów i dowiedziałem się, że jest to stosunkowo nowy gang latynoski, luźno związany z wieloma innymi kartelami. Ich przywódcą jest Juan Desoto.
Avery słyszała o Desoto jeszcze w czasach, gdy była nowicjuszką. Mógł być małym graczem z nowym gangiem, ale od wielu lat był typem od mokrej roboty w wielu gangach w Bostonie.
Dlaczego mafijny zabójca z własnym gangiem chciałby zabić właścicielkę lokalnej księgarni, a następnie umieścić jej ciało na jachcie tak, aby wszyscy się o nim dowiedzieli?, zastanawiała się.
– Wygląda na to, że masz świetny trop – rzucił z entuzjazmem Holt. – Niepokojące jest to, że musimy podzielić się tym z ekipą z drugiej strony kanału. Niestety takie jest życie. Czyż nie, kapitanie O’Malley? Kompromis, tak?
Uśmiechnął się.
– Zgadza się – odpowiedział niechętnie O’Malley.
Simms wyprostował się na krześle.
– Juan Desoto zdecydowanie byłby moim podejrzanym numer jeden. Gdyby to był mój przypadek – podkreślił – najpierw spróbowałbym go odwiedzić.
Lekki cios zaniepokoił Avery.
Czy naprawdę tego potrzebuję?, pomyślała. Choć była całkowicie zaintrygowana tą sprawą, niewyraźne granice między tym, kto się miał czym zajmować, niepokoiły ją. Czy muszę słuchać jego rozkazów? Czy on jest teraz moim przełożonym? Czy mogę robić to, co chcę?
O’Malley zdawał się czytać w jej myślach.
– Myślę, że już tu skończyliśmy. Zgadza się, Will? – powiedział, a następnie zwrócił się wyłącznie do Avery i Ramireza.
– Po tym wszystkim wy dwoje dowodzicie, chyba że musicie odwołać się do śledczego Simmsa w sprawie informacji, które właśnie przedstawiliśmy. W tej chwili tworzone są kopie plików. Zostaną wysłane do A1. Tak więc – westchnął i wstał – o ile nie macie żadnych innych pytań, zaczynajcie. Ja mam cały na głowie cały oddział.
*
Napięta atmosfera w A7 wprawiała Avery w stan irytacji, dopóki nie wyszli z budynku. Minęli reporterów i wrócili do samochodu.
– Dobrze nam poszło – ucieszył się Ramirez. – Zdajesz sobie sprawę, co się tam właśnie wydarzyło? – zapytał. – Właśnie dostałaś największą sprawę, jaką prawdopodobnie miało A7 od lat, a wszystko dlatego, że jesteś Avery Black.
Avery bez słowa pokiwała głową.
Bycie dowódcą miało wysoką cenę. Mogła robić rzeczy po swojemu, ale jeśli pojawiały się problemy, były tylko na jej głowie. Poza tym miała wrażenie, że to nie będzie jej ostatni kontakt z A7. Chyba mam teraz dwóch szefów, jęknęła w duchu.
– Jaki jest nasz następny ruch? – zapytał Ramirez.
– Zacznijmy od nowa z A7 i odwiedźmy Desoto. Nie jestem pewna, co znajdziemy, ale jeśli jego gang nękał właściciela księgarni, chciałbym wiedzieć dlaczego.
Ramirez zagwizdał.
– Skąd wiesz, gdzie go znaleźć?
– Wszyscy wiedzą, gdzie go znaleźć. Jest właścicielem małej kawiarni przy Chelsea Street, tuż przy autostradzie i parku.
– Myślisz, że to nasz facet?
– Zabijanie nie jest niczym nowym dla Desoto – Avery wzruszyła ramionami. – Nie jestem pewna, czy to miejsce zbrodni pasuje do jego modus operandi, ale może coś wiedzieć. Jest legendą w całym Bostonie. Z tego, co rozumiem, pracował dla czarnych, Irlandczyków, Włochów, Latynosów. Kiedy byłam świeżakiem, nazywali go Zabójcą-Duchem. Przez lata nikt nawet nie wierzył, że on istnieje. Wydział od gangów ustalił, że jego działania sięgały aż do Nowego Jorku. Jednak nikt nic nie mógł udowodnić. Jest właścicielem tej kawiarni, odkąd po raz pierwszy usłyszałam jego imię.
– Spotkałaś go kiedyś?
– Nie.
– Wiesz, jak on wygląda?
– No – rzekła. – Raz go widziałem. Jasnoskóry i naprawdę, naprawdę duży. Wydaje mi się, że ma naostrzone zęby.
Odwrócił się do niej i uśmiechnął, ale pod tym uśmiechem wyczuła tę samą panikę i przypływ adrenaliny, którą zaczynała odczuwać. Kierowali się do jaskini lwa.
– To może być interesujące – stwierdził.