Ücretsiz

Echo

Abonelik
0
Yorumlar
Okundu olarak işaretle
Yazı tipi:Aa'dan küçükDaha fazla Aa

Zaledwieśmy weszły w bramę podwórka, Franciś wyrwał się z matczynego objęcia i swoim kaczym, na obie strony kołyszącym się krokiem ku dziadowi pobiegł. O strachach zapomniał i śmiał się teraz prawie tak głośno; jak przedtém płakał. Z radośnym i prawie dzikim wizgiem przypadł do dziada, który powieki podniósł, rozplótł powoli swe wielkie, prawie jak ziemia czarne, węzłowatemi żyłami wyrzeźbione ręce i bez uśmiechu, bez słowa, bez najlżejszego poruszenia rysów ujął w nie dziecko. Wyglądało ono w téj chwili, jak kruche cacko w rękach olbrzyma. Trochę tylko wyprostował się i jedném ramieniem u nagiéj i włosistéj swéj piersi umieszczając malca, dłonią drugiéj okrył całe prawie jego plecy. Matka, uśmiechając się tak szeroko, że z za warg mięsistych i purpurowych ukazał się rząd nie tylko zębów białych jak perły, ale dziąseł czerwonych jak krew, zapraszała mnie, abym spoczęła na przyźbie. Ale stary, rzuciwszy na mnie przelotne spojrzenie, w którém, nakształt dwu iskier, przelatujących w zaroślach, oczy jego błysnęły z za zwisających włosów brwi, nie przemówił nic, głową nie kiwnął, ruchu najmniejszego nie uczynił i tylko nieco niżéj ku wnukowi głowę pochylił. Zdawać się mogło, że zaraz, zaraz, małéj téj główce, ściśle okrytéj okrągłą, czerwoną czapką i kogucim grzebieniem zjeżonéj, opowiadać zacznie bajkę o strachach, chodzących w czarném odzieniu.

Oj, dziadu, dziadu! po jakich to twardych i kamienistych drogach chodziły twoje ogromne stopy? Jakie to zęby przenikliwe i ostre zabronowały ci wysokie czoło? Jakie zawzięte bóle i gniewy nieostygłym dotąd warem napełniły twe szerokie, bronzowe piersi?

*

Tego wieczora, o zmroku, zbiegłszy do połowy wysokiego brzegu Niemna, z pod srebrnolistnéj topoli rzuciłam leśnym, zaklętym głosom wyraz: miłość! W głębi ciemnego lasu, głos napowietrzny, srebrny, przeciągły, odpowiedział: przesz-łość!

Co to było? złudzenie wyobraźni, lub odgłos własnych myśli?

Raz jeszcze i donośnie powtórzyłam czarodziejskie słowo. Głos leśny, zrazu srebrnie i wyraźnie, a potém, oddalając się wciąż i mdlejąc, coraz rozwiewniéj trzy razy mi odpowiedział: prze-szłość! prze-szłość! prze-szłość!

O smutne echo!