Kitabı oku: «Moralność pani Dulskiej», sayfa 7
SCENA VII
Dulska – Juliasiewiczowa – Mela
DULSKA
Słyszałaś?… mamusia? jak to sobie prędko taka pani pozwala… Dusi mnie formalnie… No! no
JULIASIEWICZOWA
Będę mówić ze Zbyszkiem. Niechże ciocia idzie do swego pokoju – proszę cioci.
DULSKA
Zlituj się… rób wszystko, co można… powiedz, że ja i Felicjan tego nie przeżyjemy – że się go wydziedziczy… że złamanego centa nie dostanie nigdy – że…
JULIASIEWICZOWA
Dobrze, dobrze – już wiem. Tylko niech ciocia mnie zostawi samą.
DULSKA
Idę… idę… mojaś ty, zrób wszystko… ja już z sił opadam!
wychodzi
MELA
we drzwiach
Pst… pst… ciociu!…
JULIASIEWICZOWA
A! czego chcesz?
MELA
Cóż mama? pozwala?
JULIASIEWICZOWA
Proszę Meli iść do siebie i nie pokazywać się tutaj!
MELA
Ach, Boże! Boże! co to będzie!
znika
SCENA VIII
Juliasiewiczowa – Zbyszko
JULIASIEWICZOWA
chwilę się waha – potem podchodzi do drzwi Zbyszka
Zbyszko! proszę cię tu na chwilę.
ZBYSZKO
O co chodzi?
JULIASIEWICZOWA
No… wejdźże tu. Trudno ażebym ja do ciebie wchodziła. Jestem na to i za stara… i za młoda.
ZBYSZKO
we drzwiach
Właściwie czego chcesz?
JULIASIEWICZOWA
Przede wszystkim – nie patrz na mnie jak na wroga, bo ja twoim wrogiem nie jestem, mimo twego obchodzenia się ze mną. Mnie się zdaje, że ty nawet będziesz rad pomówić z kimś, kto ma zdrowy rozsądek i z boku patrzy na twoje postępowanie. Chodź no tu… nie ciskaj się. Przecież o wszystkim można podyskutować.
ZBYSZKO
wchodząc do pokoju
Jeżeli o Hance, to nie ma żadnej dyskusji. Tak będzie i basta.
JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. I nie wyobrażaj sobie, że ja jestem przeciwna twemu projektowi. Owszem. Skoro chcesz „naprawiać” – tylko namawiać cię na to należy. Ciocia chciała, żebym twoją narzeczoną wzięła do siebie – ale…
ZBYSZKO
No?
JULIASIEWICZOWA
Odmówiłam.
ZBYSZKO
Czemu?
JULIASIEWICZOWA
Mam męża i… c’est le premier pas qui coute29 – a tam, gdzie nie ma zmysłu moralnego, jak u takiej dziewczyny – to nigdy nie wiadomo, co i jak.
ZBYSZKO
Czy to mi miałaś do powiedzenia?
JULIASIEWICZOWA
Ach, czekaj!… coś z Hanką trzeba zrobić. Na nową służbę nie pójdzie. Na „stancję” ją oddasz – Boże drogi! – takie milieu30 to ostatnia zgnilizna i rozpusta… a przy takich instynktach do dnia ślubu… Może na pensję… ale wątpię, czy wezmą, a potem…
ZBYSZKO
To są wszystko drwiny.
JULIASIEWICZOWA
Wątpię, czy mamcia ją będzie mogła długo trzymać w składziku… Cóż więc zrobisz?
ZBYSZKO
chodzi po pokoju i milczy
JULIASIEWICZOWA
patrzy za nim
Naturalnie – już o jakichkolwiek relacjach ze światem mowy być nie może.
ZBYSZKO
Gwiżdżę na świat.
JULIASIEWICZOWA
Masz rację. I ja także. Ale… żyjemy w ciągłym kontakcie.
ZBYSZKO
Pluję na kontakt!…
JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. Tylko… musicie sobie sami wystarczyć. Nie znam jej – musi mieć dużą inteligencję wrodzoną.
ZBYSZKO
milczy
JULIASIEWICZOWA
Ty to rozwiniesz – więc z moralnej strony nie ma obawy. Tylko materialna.
ZBYSZKO
Mam ją w pięcie.
JULIASIEWICZOWA
Tak się mówi. Ale ty masz pensji 60 złr. I oprócz tego masę długów. Kondykt w powietrzu. Z tego we troje – to nędza. Hanka nie zarobi nic, chyba że będzie u siebie samej sługą… no, ale i to… a ty przyzwyczajony do puszczania pieniędzy swoich i nie swoich…
ZBYSZKO
siada na fotelu
Tak będzie, jak powiedziałem.
JULIASIEWICZOWA
Tak. Ale głównie o te pieniądze. Bo niby z czego żyć? Wieczorami możesz pisać. Mój mąż ci da jakie kawałki do odrabiania w domu… ale… i to…
ZBYSZKO
Daj ty mi spokój.
JULIASIEWICZOWA
Bądźmy logiczni. Mieszkanie już jeden pokój z kuchenką 25 do 30-tu. Na życie – gulden, co jest nędzą. Ale – skoro się kochacie… To już cała pensja. A gdzież reszta?
ZBYSZKO
Będę robił długi.
JULIASIEWICZOWA
Mamcia ogłosi – nikt centa nie da. A rodzice jeszcze żyć mogą i trzydzieści lat. Będziesz nędzarzem długo, bardzo długo… no – ale…
ZBYSZKO
Daj ty mi spokój.
JULIASIEWICZOWA
Boże drogi! gdyby to można tak życiu powiedzieć – daj mi spokój – ale ono włazi na kark, jak hydra, i zdławi.
podchodzi do niego i siada na poręczy fotela
Zbyszko! popatrz mi w oczy. Ty żałujesz tego, coś zrobił.
ZBYSZKO
Puść mnie!
JULIASIEWICZOWA
Nie puszczę… Tu się rozchodzi o coś więcej, jak o głupie na złość… matce.
ZBYSZKO
To nie na złość… Ja chciałem raz zetrzeć w proch to podłe, to czarne, co tu jest duszą złych czynów w tych ścianach. Chciałem raz wziąć się za bary z tym czymś nieuchwytnym i…
JULIASIEWICZOWA
I wziąłeś się za bary – szamotałeś – pokazałeś kły, a teraz musisz ulec.
ZBYSZKO
Nie muszę… nie ulegnę…
JULIASIEWICZOWA
Masz siły do takiej ciągłej walki?
ZBYSZKO
milczy
JULIASIEWICZOWA
Aha! aha!… nawet nie odpowiadasz. Ty jesteś zupełnie już wyczerpany. Ciebie ta jedna noc zmogła, a cóż dopiero całe takie życie…
ZBYSZKO
Ach ty! ach ty!…
JULIASIEWICZOWA
Cóż ja? Ciocia powiedziała, że ja mam złodziejski spryt. Tak! Bo zgodziłam się z życiem i kradnę to, co jest najmilszego. To jest szczyt mądrości. Walczyć? Don Kiszot!… Śmieszne… zresztą, sam powiedziałeś – wyciągniemy kopytka.
ZBYSZKO
Ty umiesz budzić we mnie kołtuna…
JULIASIEWICZOWA
Ależ on na chwilę w tobie nie zasnął. Ty się z nim nie borykaj. To na nic. Wiesz sam. Zresztą, co ty od cioci chcesz? Ona cię kocha. Dała ci życie.
ZBYSZKO
Ha! ha!… ja się na świat nie prosił.
JULIASIEWICZOWA
To komunał. Wychowała cię, według niej, najlepiej.
ZBYSZKO
Najlepiej!… to zgroza słuchać, co ty mówisz.
JULIASIEWICZOWA
Według niej. Wszystko to zrobiła przez miłość dla ciebie. I teraz ona płacze, Zbyszku… ona płacze…
ZBYSZKO
E!
JULIASIEWICZOWA
Nie – e!… to jest… matka.
ZBYSZKO
siada na fotelu zgnębiony
JULIASIEWICZOWA
podchodzi
No… i co będzie, Zbyszko?
ZBYSZKO
milczy
JULIASIEWICZOWA
No… no…
ZBYSZKO
Jest jeszcze czas.
JULIASIEWICZOWA
Nie, nie – takie rzeczy przecina się od razu. Raz, dwa… Zobaczysz – odetchniesz, jak z tym skończysz.
ZBYSZKO
cicho
Ale jak?
JULIASIEWICZOWA
Już my na to poradzimy.
ZBYSZKO
Będzie skandal.
JULIASIEWICZOWA
A widzisz! a mówiłeś, że ci o świat nie chodzi!
chwila milczenia
Więc nie będziesz się żenił?
ZBYSZKO
milczy
JULIASIEWICZOWA
I przeprosisz matkę?
ZBYSZKO
Za co?
JULIASIEWICZOWA
Zrób to – obraziłeś ją bardzo. Ona chora, ona biedna.
biegnie do drzwi
Ciociu!
ZBYSZKO
Ale… krzywda się jej nie stanie.
JULIASIEWICZOWA
Proszę cię, już ja w tym będę. Cio
SCENA IX
Zbyszko – Dulska – Juliasiewiczowa
JULIASIEWICZOWA
Ciociu! Zbyszko cofa, co powiedział. Powrócił do rozumu… i przeprasza ciocię.
DULSKA
płacze
ZBYSZKO
podchodzi ku niej – całuje ją w rękę i mówi cicho
Przepraszam mamę za to… a! psia krew… psia krew!
DULSKA
do Juliasiewiczowej
No widzisz… znów klnie.
JULIASIEWICZOWA
Ach, to głupstwo. To nie ma znaczenia.
ZBYSZKO
z wybuchem
Ma! ma! znaczenie… ma!
JULIASIEWICZOWA
Cofasz się?
ZBYSZKO
Tak… tak… będę tym, kim byłem!… a! możecie być dumni.
z wybuchem nerwowym
Ach! jak ja się będę teraz łotrował! jak ja się będę łotrował!…
JULIASIEWICZOWA
Dopóki się nie ożenisz… dobrze nie ożenisz… z panną fajną, z dobrego domu.
ZBYSZKO
Dopóki się dobrze nie ożenię… z posagiem, z kamienicą – z diabłem – z czortem…
wybiega do swego pokoju
DULSKA
Boże! Boże!
JULIASIEWICZOWA
Niech ciocia pozwoli mu wyburzyć się. Główna rzecz zrobiona. Teraz trzeba się wziąć do niej. Ciocia mi daje carte blanche31?
DULSKA
Nie rozumiem.
JULIASIEWICZOWA
dochodzi do drzwi
Tadrachowa!
SCENA X
Też same – Tadrachowa
TADRACHOWA
Rączki całuję… jestem… jestem…
JULIASIEWICZOWA
Moja Tadrachowa, zaszły tu pewne zmiany. Młody pan żenić się z Hanką nie chce.
TADRACHOWA
Jakże to! sam mi to godnie oświadczył.
JULIASIEWICZOWA
Ale się namyślił.
TADRACHOWA
Tak niby – mir nichts, dir nichts32?
DULSKA
Pod błogosławieństwem matki.
TADRACHOWA
To duże słowo. No, ale to krzywda dla Hanki, a ja przecie dziecka, com go do Chrztu świętego podawała, ukrzywdzić nie dam.
JULIASIEWICZOWA
Nikt jej ukrzywdzić nie chce. Pani gospodyni jest bardzo zacna osoba i może tam coś nie coś… Hance da jako odszkodowanie.
DULSKA
cicho
Nie galopuj się.
Tadrachowa milczy.
JULIASIEWICZOWA
No… czy ja wiem, co i jak…
TADRACHOWA
Proszę wielmożnej pani – święty związek małżeński, a pieniądze to całkiem insza inszość.
JULIASIEWICZOWA
No… tak. Ale dobre i to. Każda inna matka to by dziewczynę wygnała bez dobrego słowa. A tu się jeszcze troszczą i chcą coś dodać… No, moja Tadrachowa – przyznajcie, że takich ludzi to mało na świecie.
TADRACHOWA
Ja zawsze mówiłam, że to święte państwo. Ale… krzywda krzywdą…
JULIASIEWICZOWA
E! samiście mówili, że pieniądze wszystko kryją. Jak Hanka mieć będzie coś w Sparkasie33, to ani się nikt o resztę nie spyta.
TADRACHOWA
Może być.
JULIASIEWICZOWA
Jak myślicie – co i jak?
TADRACHOWA
Proszę wielmożnej pani – to już Hanki rzecz. Trzeba mi z nią pogadać…
JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. Zaraz wam Hankę przyślemy. Chodźmy, ciociu.
TADRACHOWA
Całuję rączki wielmożnym paniom.
Dulska wychodzi.
JULIASIEWICZOWA
I… miejcie rozum. Bo to tylko dobre serce pani, a żaden mus. Rozumiecie?
TADRACHOWA
Niby…
Wchodzi Hanka – Juliasiewiczowa wychodzi.
SCENA XI
Tadrachowa – Hanka
TADRACHOWA
ogląda się
Chodź tu!… chodź!
HANKA
Jak się macie.
TADRACHOWA
A to ci dopiero! a to ci dopiero!
HANKA
Wiecie? no!
TADRACHOWA
A jakże… chciał się żenić.
HANKA
A!…
TADRACHOWA
A teraz nie chce.
HANKA
A niech go pokręci z jego żenieniem. Co mi tam po takim ożenku. Ja do tego, czy co? Poniewierajom mną już od wczoraj. Myśleli, że wielki cymes.
TADRACHOWA
Zawszeć to – honorowo.
HANKA
E!…
TADRACHOWA
I byłabyś panią – kamieniczną.
HANKA
E!…
TADRACHOWA
Lepiej, jak za tego twego finansa. Bo choć to niby coś, ale zawsze trybelulka.
HANKA
To moja rzecz. Ale by mną nikt nie poniewierał. Każden ma swój honor.
TADRACHOWA
To ty nie obstajesz, żeby się pan z tobą żenił.
HANKA
Powiedziałam – co mi taki morowicz. Niech ta będzie moja krzywda.
TADRACHOWA
Oni cię ta nie ukrzywdzą. Chcą ci dać coś na rękę.
HANKA
płacze
Daj ta matka chrzestna spokój… daj ta matka chrzestna spokój…
TADRACHOWA
Ty jesteś durna – durna. Młoda jesteś i nie wiesz, co to świat. Jak będziesz mieć pieniądze, to będziesz mocarna… Ta czego beczysz? Ta już tamto przepadło. Teraz jeno żeby cię nie skrzywdzili.
HANKA
jak wyżej
Daj ta matka chrzestna spokój…
TADRACHOWA
Ta to żadna łaska – ja już za ciebie będę gadać… ja cię skrzywdzić nie dam.
HANKA
podrażniona
Daj ta matka chrzestna spokój.
SCENA XII
Też same – Dulska – Juliasiewiczowa
JULIASIEWICZOWA
No i cóż? naradziłyście się? Trzeba się spieszyć, bo już późno. Czas iść do miasta.
TADRACHOWA
z innego tonu
Proszę wielmożnych pań – to tak. Hanka gada, że wielmożny pan sam obiecywał ożenek…
JULIASIEWICZOWA
Pan żartował. Hanka tego na serio nie myśli.
TADRACHOWA
Byli świadkowie, proszę łaski wielmożnej pani.
DULSKA
Kto?
TADRACHOWA
Wielmożna pani gospodyni.
DULSKA
To bezczelność.
JULIASIEWICZOWA
Zaraz, zaraz. Tu już mowy nie ma o ożenku. Pan żartował, powtarzam wam! Hanka dobrze wiedziała, co robi.
TADRACHOWA
Ja za nią, jak za siebie…
JULIASIEWICZOWA
A że ciocia chce coś z łaski zrobić, to powinniście być wdzięczni… Więc ja tak myślę, że…
DULSKA
cicho
Nie galopuj się.
JULIASIEWICZOWA
No… kilkadziesiąt koron…
Nagle Hanka podstępuje do stołu i staje zuchwale pomiędzy nimi.
HANKA
Ja ta będę gadać.
TADRACHOWA
Hanuś, czekaj… ja.
HANKA
Daj ta matka chrzestna spokój. Jak chcą mi moją krzywdę płacić – niech płacą!!!
DULSKA
Patrzcie, jak się rozzuchwaliła.
HANKA
A ino… płaćcie! płaćcie!… A nie – to chodź matka chrzestna, i tak zapłacą. Są sądy i alimenta, a ja przysięgnę…
DULSKA
Jezus, Maria! tego tylko brakuje.
JULIASIEWICZOWA
Dziewczyno! i ty miałabyś sumienie?
HANKA
O! a ze mną to mieli sumienie zrobić to, co zrobili? Jak nie mieli sumienia, to niech teraz płacą!
TADRACHOWA
Hanka… ta nie krzycz.
HANKA
Daj ta matka chrzestna spokój! Ja się sama za moją krzywdę upomnę. A Jagusia Wajdówna nie wyprawowała to u nas alimentów? co? Jak kto był bez sumienia nade mną, to i ja nad nim sumienia mieć nie będę.
DULSKA
do Juliasiewiczowej
Zlituj się – daj jej, co chce – tylko nie dopuść do skandalu…
JULIASIEWICZOWA
Ileż chcesz?
HANKA
Dajcie tysiąc koron.
DULSKA
Co?
HANKA
Tysiąc koron.
Chwila milczenia – kobiety mierzą się długiemi spojrzeniami.
JULIASIEWICZOWA
cicho
Niech ciocia da, bo będzie skandal.
DULSKA
Boże mój drogi!…
do Hanki
Cóż ty ze skóry mnie chcesz obedrzeć?
HANKA
A mnie tu w tym domu nie obdarli z uczciwości? Ja prosiłam się, żeby mnie puścić. Chodźcie, matko chrzestna!
DULSKA
Czekajcie… Ale musicie się podpisać że nie macie do nas żadnego żalu i że jesteście załagodzeni.
HANKA
ponuro
Podpiszę!
DULSKA
I nigdy się nas czepiać nie będziesz?
HANKA
Ja nigdy. Ale co ta ono zrobi jak dorośnie, to już jego rzecz i Pana Boga.
DULSKA
Do tej pory ja już żyć nie będę. Chodźcie!…
Wychodzą do sypialni.