Tajemnica Zegarmistrza

Abonelik
Parçayı oku
Okundu olarak işaretle
Yazı tipi:Aa'dan küçükDaha fazla Aa

10


Następnego ranka przy śniadaniu Slim ocenił, że pani Greyson była w dobrym nastroju, więc poprosił ją do siebie. W tym momencie dochodzące z kuchni pogwizdywanie nagle ustało, niczym radosna pieśń leciwego, lecz radosnego ptaka. Kobieta wymaszerowała z kuchni ściskając fartuch, jak gdyby chciała uświadomić Slimowi, w jak kłopotliwej sytuacji ośmielił się ją postawić.

- Panie Hardy? Mam nadzieję, że wszystko w porządku?

- Oczywiście – uśmiechnął się, dźgając talerz widelcem. – Moja mama przyrządzała jajecznicę w podobny sposób. Zawsze bardzo mi smakowała.

- To… dobrze. W czym mogę panu dziś pomóc?

- Wczoraj udałem się do Trelee. Trochę zabłądziłem na wrzosowisku, ale jedna starsza pani była na tyle uprzejma, by mnie pokierować. Chciałem wysłać jej list z podziękowaniami, ale obawiam się, że jej nazwisko wyleciało mi z głowy.

- I sądzi pan, że ja będę je znała?

- Powiedziała, że mieszka w dawnym domu Amosa Bircha. Na Worth Farm. Nie zna pani przypadkiem nazwiska nowych właścicieli?‘

- A jacy tam oni nowi? Siedzą tam od wielu lat.

Slim podtrzymał uśmiech i skinął głową, chcąc zachęcić kobietę do kontynuowania.

- Tinton – powiedziała pani Greyson. – Maggie Tinton. Chyba miał pan szczęście i spotkał ją w jej dobry dzień. Drugiej takiej zgryźliwej baby nie znajdzie pan tutaj. A na pewno ja wydawałam się panu najgorsza.

Twarz Slima zaczęła go boleć od uśmiechania się.

- Jej mąż, Trevor, to o wiele sympatyczniejszy człowiek. Kiedyś pijał w Koronie, dopóki… Ach, to było dawno temu.

- Co takiego?

Pani Greyson rozwinęła fartuch, trzasnęła nim i zmarszczyła się, jak gdyby Slim prosił ją o przekroczenie jakiejś granicy moralności.

- Mówiono… Ludzie gadali, że oni maczali w tym palce.

- W czym?

- W zniknięciu Amosa – zanim Slim zdołał jej odpowiedzieć, dodała: - To oczywiście niedorzeczne. Tintonowie przyjechali tu z Londynu. Skąd mogli wiedzieć cokolwiek o Amosie? Poza tym Mary mieszkała tam jeszcze przez dziesięć lat po jego zniknięciu. Tintonowie po prostu ustrzelili dobrą okazję.

- Ludzie naprawdę myślą, że oni mają z tym coś wspólnego?

- No pewnie, że nie. To była tylko głupia plotka, ale oboje się obrazili i odcięli od miejscowej społeczności.

- Coś mi się zdaje, że dobrze pani ich zna.

- Grywałam z Maggie w brydża, ale przestała się pojawiać.

- To tak jak przyznanie się do winy.

- Poczuli się urażeni i tyle – odparła. – Przyjechali tu na emeryturę podobną do archetypu wiejskiego życia, jakie widzi się w telewizji. Pewnie wyobrażali sobie społeczność miejscowych prostaczków, którzy będą czekać z otwartymi ramionami, aby zabierać ich na wiejskie festyny i poranną kawkę. Nie dostali tego, czego chcieli, więc wypięli się.

- I nie ma opcji, żeby mieli cokolwiek wspólnego ze zniknięciem Amosa Bircha?

- Nic, a nic – pokręciła głową pani Greyson.

- A co pani zdaniem się stało?

- Nie mieliśmy rozmawiać o pani Tinton? – przewróciła oczami pani Greyson.

- Na pewno się pani zastanawiała. Wydaje się, że znała się pani z nimi.

- Po prostu zostawił rodzinę – westchnęła pani Greyson. – Co tu więcej wiedzieć? Amos odłożył dużo pieniędzy i często wyjeżdżał w interesach, na spotkania zegarmistrzowskie i takie tam. Chce pan znać moje zdanie? Znalazł sobie za granicą jakąś latawicę i uciekł do niej.

- Nie prościej byłoby mu się rozwieść?

- Nie mam na to czasu – fuknęła pani Greyson, zwijając znowu fartuch i dodając na odchodne: - Udanego spaceru, panie Hardy.

Slim odprowadził ją wzrokiem. Był niemal pewien, że nie wyciągnie od niej więcej informacji. Jednak gdy pani Greyson mówiła o innej kobiecie zauważył na jej twarzy rumieniec, którego wcześniej tam nie dostrzegł.

11


Chcąc odwiedzić najbliższą bibliotekę Slim musiał wrócić do Tavistock. Był sam w archiwum, gdzie tkwił nad ogromnymi stronami starych miejscowych gazet, pożółkłych ze starości.

Każda teczka zawierała wszystkie tygodniki z danego roku. Tak jak się spodziewał, w małomiasteczkowej gazecie roiło się od reklam miejscowych agentów nieruchomości i firm wypożyczających sprzęt rolny. Były również doniesienia o zniknięciu Amosa Bircha, ale były one krótkie i mało sensacyjne. Tytuł jednego brzmiał: Miejscowy zegarmistrz zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Dalsza treść była tak mdła, że stanowiła niemal oksymoron tytułu. Autor tekstu skupiał się głównie na rzemieślniczej przeszłości Amosa, jego unikalnych zdolnościach, a także rolniczych początkach. Nie było tam ani śladu spekulacji.

Najciekawszy artykuł znajdował się w teczce gazety Tavistock Tribune:

„Miejscowy rolnik i znany zegarmistrz, Amos Birch (53), zaginał w czwartkowy wieczór 2 maja. Zaginięcie zgłosiła policji jego żona, Mary (47). Amos był świetnie znany zarówno w kraju, jak i za granicą, ze względu na jego wymyślne zegary wykonywane ręcznie. Spekuluje się, że mężczyzna poszedł na wieczorny spacer wzdłuż Bodmin Moor, gdzie zabłądził. Uznawany był za osobę poczytalną i bez poważniejszych problemów zdrowotnych, lecz zdaniem jego żony był bardzo poddenerwowany w tygodniu zaginięcia. Rodzina prosi o przekazywanie jakichkolwiek informacji o zaginięciu Amosa policji w Devon i Kornwalii”.

Slim przeczytał artykuł kilka razy. Poddenerwowany? To mogło znaczyć cokolwiek, ale sugerowało, że Amos spodziewał się czegoś. Czy planował uciec, a może coś mu się stało?

Detektyw przypomniał sobie słowa kolegi z wojska, który twierdził, że dowody zbrodni często zostawiane są na długo przed jej popełnieniem. Postanowił cofnąć się o kilka tygodni i przeszukał gazety pod kątem jakichkolwiek informacji wiązanych z Amosem Birchem. Poza opublikowaną miesiąc przed zaginięciem informacją o przyznaniu Amosowi wyróżnienia od krajowego stowarzyszenia zegarmistrzów, nie znalazł nic.

Przyszła pora obiadowa, a oczy Slima zaczęły go już boleć od gapienia się w postarzałe wydruki. Postanowił więc przenieść się do pobliskiej kawiarni, aby zregenerować siły. Stamtąd zadzwonił do Kaya, lecz tłumacz nie miał jeszcze dla niego żadnych informacji na temat treści listu.

Umysł Slima, który kilka lat po jego haniebnym zwolnieniu z wojska stał się jego głównym narzędziem pracy jako prywatnego detektywa, był pełen niestworzonych pomysłów. Przecież nikt bez powodu nie odchodzi ze stabilnego związku. Trzeba uciekać przed czymś lub do czegoś.

Ilość możliwości była nieskończona. Mogło chodzić o kochankę, niezadowolonego klienta lub konkurencję. Slim za mało wiedział o Amosie, aby rzucać jakiekolwiek wnioski. Do tej pory udało mu się ustalić, że zegarmistrz było ponurakiem, którego profesja okrywała go aurą tajemniczości. Nawet ścieżka na Worth Farm oraz wysokie żywopłoty otaczające posiadłość zapewniały rodzinie Birchów odosobnienie, z którego teraz korzystali Tintonowie.

W kawiarni była budka telefoniczna. Slim wziął książkę telefoniczną z pobliskiej półki i wrócił do stolika. Wśród numerów było kilka tuzinów, przypisanych do osób o nazwisku Birch.

Slim zmierzał w stronę przystanku autobusowego, gdy nagle usłyszał za sobą głos. W jego tonie dało się wyczuć naleganie, więc detektyw odwrócił się. Po drugiej stronie ulicy stał Geoff Bunce. Machał do detektywa. Slim poczekał, aż mężczyzna przejdzie przez jezdnię.

- Tak myślałem, że to pan. Długi ten pański urlop.

- Jestem samozatrudniony, więc odpoczywam tyle, ile mi się podoba – wzruszył ramionami Slim.

- Udało się panu spotkać? Wie pan… z pańskim znajomym.

Sarkazm tej wypowiedzi wywołał w Slimie przypływ gniewu, ale z trudem udało mu się nadać swojemu głosowi spokojny ton.

- Z Amosem Birchem?

- Tak. Oddał mu pan zegar?

- Jeszcze nie. Pracuję nad tym.

- Proszę posłuchać. Nie wiem, kim pan jest, ale chyba lepiej by było, gdyby zabrał pan ten zegar i wracał, skąd pan przyszedł.

Slim nie mógł powstrzymać uśmiechu. Był dawnym żołnierzem piechoty morskiej, który odsiedział wyrok za napaść, a teraz otrzymuje groźby od świętego Mikołaja w zielonej kurteczce. Bunce również twierdził, ze służył w wojsku, lecz ciężko było to zauważyć.

- Co pana tak bawi? – spytał antykwariusz.

- Nic. Zaintrygował mnie pański ostry ton. Ja tylko chcę sprzedać stary zegar.

- Widzi pan, panie Hardy, nie jestem co do tego przekonany.

- Zapamiętał pan moje nazwisko?

- Zapisałem je sobie. Coś mi się w panu nie podobało.

- Tylko coś? – Slim westchnął, będąc już zmęczony tymi gierkami. – Dobra, chce pan poznać prawdę? Jestem tu na urlopie. Znalazłem ten zegar zakopany na Bodin Moor. Przez to cholerstwo nieomal złamałem sobie kostkę. Tak się składa, że obecnie zarabiam na życie jako prywatny detektyw. Ciężko mi oprzeć się tajemnicom.

- Cóż, to zmienia postać rzeczy – Bunce zmarszczył nos.

- O co panu chodzi?

Antykwariusz skinął, a następnie nadął policzki, jak gdyby miał wyjawić wielki sekret. Slim uniósł brew.

- Widzi pan – rzekł Bunce, - byłem ostatnią osobą spoza najbliższej rodziny Amosa Bircha, która widziała go żywego.

12


- Gdzie jest teraz znaleziony przez pana zegar?

 

Slim usiadł naprzeciwko Geoffa Bunce w kawiarni na rogu targu w Tavistock. Pociągnął łyka słabej kawy ze styropianowego kubka i odparł:

- Ukryłem go.

- Gdzie?

- Tam, gdzie na pewno będzie bezpieczny – uśmiechnął się detektyw.

- No tak – pokiwał głową Bunce. – Świetny pomysł. Ma pan jakiekolwiek pojęcie, co stało się z Amosem?

- Ani trochę.

- Ale jest pan prywatnym detektywem, prawda?

- Najczęściej zajmuję się zdradami małżeńskimi lub wyłudzeniami – powiedział Slim. – Nic porywającego. Nie zarobię żadnych pieniędzy na tym śledztwie, więc gdy trop się urwie, prawdopodobnie wyjadę stąd i poszukam spraw, za które płacą.

- Nie ma pan żadnych śladów?

- Mam ułożoną w głowie listę możliwości. Im więcej z nich będę w stanie wykreślić, tym bliżej będę rozwiązania zagadki.

- Co pan ma na tej liście?

- W zasadzie wszystko od morderstwa, po uprowadzenie przez kosmitów – zaśmiał się Slim.

- Chyba nie myśli pan… - Bunce urwał nagle i zmarszczył nos. – Ach, to był żart. Rozumiem.

- Nie mam pojęcia, co mogło się stać. W tej chwili po prostu staram się ustalić okoliczności tego zaginięcia. Być może mógłby mi pan w tym pomóc.

- W jaki sposób?

- Mówił pan, że widział go ostatni, nie licząc członków jego rodziny. Opowie pan coś o tym?

Bunce wzruszył ramionami i nagle zrzedła mu mina.

- To było dawno temu. Poszliśmy na spacer po wrzosowiskach, w stronę Yarrow Tor. Trasa prowadziła obok znajdującego się tam opuszczonego gospodarstwa.

- Po co tam szliście?

- To była nasza zwyczajowa trasa – wzdrygnął się dziwnie Bunce. – Chodziliśmy tam co kilka miesięcy. Bez szczególnego powodu.

- Pamięta pan, o czym rozmawialiście?

- O niczym specjalnym – potrząsnął głową Bunce. – Nie prowadziliśmy głębokich dyskusji. Często się widywaliśmy. Zawsze gadaliśmy o pogodzie, narzekaliśmy na politykę i takie tam.

- Niewiele mi to daje.

- Bo chyba nie ma zbyt wiele do opowiadania – powiedział z nutą rozczarowania Bunce. – Wie pan, znam Amosa od zawsze. Nie byliśmy jednak ze sobą na tyle blisko, żeby rozmawiać ze sobą o wszystkim. Taki to był człowiek. Często mówiono, że wolał zegary od ludzi.

- Powiedział pan, że ten zegar może być wart kilka tysiaków. Jak dobrym zegarmistrzem był Amos? Ale tak szczerze.

Bunce uśmiechnął się, ponieważ w końcu zadano mu pytanie, na które był w stanie odpowiedzieć.

- Miał złote ręce. Większość rzemieślników ma po jednej konkretnej zdolności, lecz Amos miał ich cały pakiet. Sam projektował, rzeźbił, a także budował mechanizm. Wszystko ręcznie. Ma pan pojęcia, jak ciężko jest wykonać ręcznie element zegara? W ciągu dnia powstaje jedna lub dwie części. To bardzo pracochłonne i w dzisiejszych czasach tylko kilka osób jest wstanie tak mocno się skupić. Wyjątkowy był ten Amos.

- Ile zegarów wykonywał?

- Nie tak wiele. Dwa lub trzy rocznie. Niektóre były na zlecenie, inne na sprzedaż dla prywatnych klientów. Nie spieszyło mu się. Nie chciał być bogaty. Lubił wrzosowiska i spokojne życie. Jego gospodarstwo przynosiło trochę zysków, wbrew temu co gadali ludzie, a pieniądze ze sprzedaży zegarów pozwalały mu na pewien poziom luksusu.

- Czy ktoś mógł mieć z nim na pieńku? Może niezadowolony klient?

- Możliwe, choć wątpię. Amos był pokornym człowiekiem.

- Co ma pan na myśli?

- Po prostu był bezkonfliktowy – oznajmił Bunce, gładząc się po brodzie. – Nigdy nie powiedział o nikim złego słowa. Poświęcił się pracy, a jego praca była dobra. Któż mógłby narzekać na zegary wykonane z takim sercem i troską? Jak często psują się zegary z kukułką? Ile razy wszedł pan do pubu, a w rogu wisiał taki niedziałający zegar? Z kolei zegary Amosa… Jak długo ten zegar leżał pod ziemią? Dwadzieścia lat? A mimo to można go nakręcić i znowu działa. Żaden kupiony w sklepie zegar nie jest taki trwały. Dzieła Amosa służyły latami.

Bunce nie miał już nic ciekawego do powiedzenia, więc Slim wziął jego numer, usprawiedliwił się i poszedł w swoją stronę. Dotarł na przystanek autobusowy i stanął w kolejce po bilet. I wtedy go olśniło.

Wyciągnął zapisany numer telefonu i zadzwonił do Bunce’a.

- Tak szybko się pan stęsknił?

- Tylko jedno krótkie pytanie – uśmiechnął się Slim. – Jak często należy nakręcać taki zegar jak ten, znaleziony przeze mnie.

- Nie wiem, raz na parę miesięcy. Amos robił takie niesamowite sprężyny. Można było je nakręcać i służyły latami.

- Dobrze, dziękuję.

Po powrocie do pensjonatu zastał panią Greyson czyszczącą kurze w korytarzu. Przywitał ją uprzejmie i pospieszył do swojego pokoju. Tam wyciągnął zegar spod łóżka i przez kilka minut nasłuchiwał tykania. Następnie obrócił go, zdjął drewnianą płytkę, której Bunce nie dokręcił, i przyjrzał się mechanizmowi zegara. Malutka tarcza nakręcająca urządzenie delikatnie rozbrzmiewała przy każdym tyknięciu.

Zmarszczył się i delikatnie dotknął jej palcem. Zauważył, że w porównaniu z resztą zegara niemal nie było na niej osadu.

Bunce stwierdził, że należało nakręcać zegar raz na kilka miesięcy. Jeśli był on pod ziemią ponad dwadzieścia lat, sprężyna już dawno by się rozwinęła.

Slim nie nakręcał urządzenia. Pojawiło się zatem pytanie: kto to zrobił?

13


Ktoś znał położenie zakopanego zegara i dbał o niego na tyle, że wracał na miejsce co kilka miesięcy, aby go nakręcać. Takie działanie wymagało rozsądku. Sentymentalizm to jedno, lecz on z czasem zanika. Komu mogłoby zależeć na tym, żeby zegar nadal chodził? I dlaczego? Gdy Slim odwrócił urządzenie, w głowie miał pustkę. Przecież to tylko zegar. Co prawda ozdobny, ale jednak. Mechanizm z kukułką wydawał przyjemne odgłosy, lecz spod ziemi ciężko byłoby je usłyszeć. Slimowi wydawało się, że jest zepsuty, dopóki mały drewniany ptaszek nie wyskoczył ze swojej skrytki, ku jego ogromnemu zaskoczeniu.

Detektyw umieścił zegar z powrotem pod łóżkiem, nałożył kurtkę i wyszedł. Nadszedł czas, by udać się do takiego miejsca w Penleven, gdzie można było zasięgnąć najwięcej informacji – do Korony. Pijący lubili gadać, a poza tym jeśli Amos Birch wciąż miał wrogów, najprawdopodobniej udałoby znaleźć się ich w pubie.

Wziął głęboki wdech i wszedł do lokalu. Na zegarze nad barem widniała 21:30. W jego stronę odwróciły się cztery twarze. Starzec siedział na krawędzi krzesła barowego. Jego twarz przypominała pogniecioną ścierkę do naczyń i otoczona był białymi włosami. Przy stole nieopodal kominka siedziało dwóch mężczyzn grających w karty. Jeden był chudy, żylasty i miał głęboko osadzone oczy. Wydawało się, że jedzenie jest jego śmiertelnym wrogiem. Drugi miał surowe oblicze i muskulaturę budowlańca. Spod rękawa wystawały mu tatuaże. Spoglądał na dwie siódemki, zanim popchnął w stronę kompana garść monet.

- Pintę?

Czwartą osobą była kobieta, którą Slim z uprzejmości nazwałby słuszną, a bez uprzejmości – kluchowatą. Spoglądała na niego zza baru. Rozpięta koszula ujawniała dekolt, który był na tyle przyjemny, aby odciągnąć uwagę od jej twarzy z przerysowanymi i kwaśnymi ustami, które skutecznie przyćmiły ostatnie możliwe objawy atrakcyjności.

Slim zawahał się. Jego wzrok utkwił na kuflu, a następnie przesunął się w stronę najbliższego kraniku piwnego. Tak łatwo zaprzepaścić tyle pracy. Czuł ścisk w żołądku i odparł:

- Prowadzę – jego głos zabrzmiał tak nieśmiało, że aż nieznajomo.

- Nie słyszałam żadnego samochodu.

Odwróciła głowę od kufla. Jej biust zatrząsnął się lekko, a Slim usiłował nie gapić się. Dobijała już pięćdziesiątki, lecz prawdopodobnie w mniejszych bólach, niż on.

- Prowadzę jutro – wymamrotał.

- Mamy też bezalkoholowe z nalewaka – skinęła ze zrozumieniem. – Może być? Chyba niedługo będzie już przeterminowane, ale i tak smakuje jak szczyny.

- Może być.

Slim usiadł przy barze, zostawiając puste miejsce między sobą a starcem. Dwóch mężczyzn grających w karty siedziało za nim. Ich sylwetki odbijały się w szafce na wina za barem.

- Tyś ten młodzian, co jada w rodzinnym – zagadał starzec. – Wstydzi się? Tu nie ma się czego bać.

Slim już miał mu odpowiedzieć, gdy odezwała się kobieta:

- To ten, co rozpytuje o starego Amosa.

Zanim detektyw zdążył cokolwiek dodać, barmanka kontynuowała.

- W takim miejscu nie ma za bardzo o czym gadać. Od jego zaginięcia jest pan w sumie najciekawszym tematem.

Postawiła spieniony kufel przed Slimem, który spojrzał na niego podejrzliwie. Może i jest to piwo bezalkoholowe, ale niesamowicie przypomina prawdziwe.

- Eee tam, jeszcze umarła Mary, a potem była jeszcze Celia, a potem…

- No już, Reg. To była przenośnia.

- Lubię ciekawe zagadki.

- Podobno jest pan prywatnym detektywem. Ma pan kogoś na oku? – mrugnęła do niego, a potem wybuchła końskim śmiechem, uderzając otwartą dłonią o brzeg baru.

- Stary June ją zostawił – oznajmił Reg. – Ja tam bym uważał, bo przygruchałaby sobie kogokolwiek.

- Na pewno nie ciebie! – warknęła June, a następnie odezwała się do Slima – Pan go nie słucha. I tak ledwo ogarnia, co się dzieje.

Slim uśmiechnął się i przez jakiś czas przysłuchiwał się przekomarzaniom. Szybko okazało się jasne, że Reg jest stałym klientem. To jedna z tych osób, dzięki którym pub działa w trakcie długiej i ciemnej zimy. Po pół godziny do lokalu przyszła para w średnim wieku. Zajęli stolik na drugim końcu pubu i zamówili coś do jedzenia, przez co June miała zajęcie. Slim pociągnął łyka metalicznie smakującej wody o wyglądzie piwa i kiwał głową w reakcji na opowieści Rega. Snuł ich kilka i co chwila się powtarzał.

W końcu tory rozmowy skierowały się znowu na temat Amosa Bircha, zgodnie z oczekiwaniami detektywa.

- Byłem ciut młodszy, ale chodziliśmy do tej samej podstawówki. W Boswinnick była tylko jedna, ale już jej nie ma. Ja poszedłem do gimnazjum Liskeard, ale Birch już nie. Niektórzy gadali, że był z niego dziwak, wiesz? Ale wtedy nie trzeba było tyle chodzić do szkoły. Jego stary miał gospodarstwo Worth Farm i musiał mu przy nim pomagać. Gdy mu się zmarło, gospodarstwo przeszło na niego. Było dużo grymaszenia, kiedy Celia je sprzedała. Podobno Birchowie byli właścicielami Worth Farm od zarania dziejów. Dziewucha sprzedała ich dziedzictwo.

- Dlaczego?

- A, bo ja wiem? – westchnął Reg. – Nie była tu lubiana z różnych powodów. Nie pasowała tutaj.

Slim miał jeszcze kilka pytań, lecz Reg osuszył swoją szklankę i wstał.

- No, ja już mam dość. Dobranoc wszystkim.

Detektyw odprowadził go wzrokiem do wyjścia. Dwóch mężczyzn za nim dalej grało w karty. June wróciła za bar i wyglądała na zaskoczoną, że nie ma przy nim Rega.

- Przed chwilą wyszedł – oznajmił Slim.

Barmanka zmarszczyła się. Miała już coś powiedzieć, gdy usłyszała odgłos odsuwanego krzesła. To był wytatuowany mężczyzna, który kierował się w stronę baru. Wojskowy szósty zmysł Slima wyczuł napięcie i niebezpieczeństwo.

Nie poruszył się, gdy mężczyzna nachylił się nad nim. Ciepły piwny oddech musnął jego małżowinę.

- Lepiej uważaj, żeby nie zadawać zbyt wielu pytań – zasugerował. – Niektórzy mogą ci chętnie na nie odpowiadać, ale inni wolą, żeby przeszłość została przeszłością.

- Michael, wystarczy tego – powiedziała June obniżonym głosem.

Slim poczuł się spięty. W ciągu osiemnastu lat od jego haniebnego wydalenia, wyrobione w wojsku mięśnie zwiotczały, ale jeśli chodzi o bójki to wciąż pamiętał kilka trików. Postanowił poczekać na rozwój wydarzeń. Michael utrzymywał swoją bojową postawę jeszcze przez kilka chwil, a potem odwrócił się na pięcie i wrócił do stolika.

Slim dopił swoje piwo i wstał.

- Chyba pora na mnie – oznajmił.

June spojrzała na niego przepraszająco i życzyła dobrej nocy.

Na zewnątrz zerwała się wichura. Wiatr targał żywopłotami. Rzęsisty deszcz uderzał w twarz Slima, by potem cofnąć się, jak niespokojne zwierzę. Detektyw postawił kołnierz kurtki, skulił się i zaczął myśleć, czy ta wizyta w pubie cokolwiek mu dała.

 

Przez drzewa przebijały się światła z pensjonatu. Nagle Slim zatrzymał się. Wraz z wiatrem słyszał regularne, stukające odgłosy.

Ktoś biegł.

Slim zaklął na myśl o swoich spowolnionych reakcjach. Nieznajomy był zbyt blisko, żeby się przed nim schować. Dla osoby, której oczy były przyzwyczajone do ciemności, jego sylwetka byłaby doskonale widoczna.

Odwrócił się, unosząc pięści i czekał na atak Michaela. Miał tylko nadzieję, że mężczyzna nie był uzbrojony.

Nagle dostrzegł kobiecą sylwetkę, która zatrzymała się nieopodal niego.

- Slim?

- June?

Barmanka dotknęła jego ramienia.

- Nie mam wiele czasu. Myślą, że jestem w kuchni. Chciałam cię tylko przeprosić za Michaela.

- Bywało gorzej.

- Zwykle nie jest taki. Po prostu… był z Celią. No wiesz… Wtedy.

- Kiedy?

- Kiedy zaginął Amos. Michael był wtedy chłopakiem Celii.

- A co to ma do rzeczy?

- Zaginięcie Amosa… Oni byli wtedy zaręczeni, ale gdy stary zniknął, Celia zerwała z Michaelem, a on nigdy się po tym nie pozbierał.

Ücretsiz bölüm sona erdi. Daha fazlasını okumak ister misiniz?

Yazarın Diğer Kitapları