Kitabı oku: «Sława»
Rozdział pierwszy
Najtrudniej zacząć opowiadanie, bo trzeba od razu dużo powiedzieć. A jeżeli powiedzieć od razu za dużo, może się wszystko poplątać.
W tej powieści jest aż pięcioro dzieci, są ich rodzice, stara babcia, wuj, kot, ciocia i wiele innych osób.
Właściwie warto mówić tylko o starszych. Bo i cóż może być ciekawego w małej Abu, która zawsze śpi, płacze lub mruczy: „aba, abu, abu”?
Wicuś i Pchełka są starsi od Abu, ale niezadługo zachorują i umrą, więc i o nich niewiele można powiedzieć. Babcia też zaraz wyjedzie, a kot zostanie na dawnym mieszkaniu1.
I o dawnym mieszkaniu wspominać nie warto, bo przecież się wyprowadzą.
Teraz Władek chodzi jeszcze do szkoły, ma pasek z klamrą, bluzę z boczną kieszenią, piórnik z kluczykiem. I Mania chodzi do szkoły, ale łatwej – gdzie tylko stawiają do kąta, jeżeli się źle sprawować.
Właściwie Władek rozmawia tylko z Manią, ale też niechętnie. Bo Mania jest dziewczyna, pożaru nie widziała, a jak coś opowiada, nigdy wiedzieć nie można, czy było naprawdę, czy tylko tak wymyśliła.
– Kłamiesz! – mówi Władek.
– Jak mamę z duszy kocham, że prawda!
I Władek w rozmowie z Manią ciągle powtarza:
– Ty tam dużo wiesz!
Albo:
– Co ty tam wiesz!
Albo:
– Głupia jesteś…
O cioci, której zawsze gorąco i nie znosi hałasów, też mówić nie warto, bo tatusiowi nie chciała pożyczyć stu rubli2; a tatuś był łatwowierny i wszystkim pożyczał.
Nawet wuj – ale nie cioci mąż, tylko ten drugi, który Pchełkę nazwał Pchełką i Władkowi dał domino i piórnik z kluczykiem – też nie będzie przychodził na nowe mieszkanie.
I wszystko się zmieni.
Można wspomnieć, że raz Abu wypadła z kołyski; że Pchełka znalazła za beczką mysz, która się jeszcze ruszała; że Władek bardzo pokłócił się z Wicusiem o pachnącą flaszkę3 od wody kolońskiej, bo nie wiedział przecie, że Wicuś zachoruje i umrze.
Można wspomnieć, iż tatusiowi dlatego zaczęło się źle powodzić, że naprzeciwko Smok założył kawiarnię z marmurowymi stolikami dla gości i na szybach namalował kije i kule bilardowe.
– Zobaczysz, że ten Smok nas połknie – powiedziała do ojca mama, kiedy zobaczyła marmurowe stoliki i duży śliczny szyld z namalowanym plackiem i szklankami.
I naprawdę wszyscy zaczęli chodzić naprzeciwko, nie chcieli pić herbaty i mleka w kawiarni tatusia, przy stolikach obitych ceratą.
– Trzeba będzie gdzie indziej szukać chleba – mówiła mama, a tatuś wzdychał.
Władek wiedział, że mają się wyprowadzić, ale nie rozumiał, dlaczego; bo tatuś był przecie4 pierwszy, więc po co ma ustępować?
Muszę dodać, że akurat przed przeprowadzką rozkopano całą ulicę i położono długie żelazne rury.
Można się było tak pysznie bawić w fortecę5.
Rozdział drugi
Przeprowadzka jest bardzo przyjemna, bo przy pakowaniu wolno wszystko robić; widzi się wiele przedmiotów, które były schowane, a pudełka i sznurki, które mama wyrzuca, można wziąć sobie na własność. Przeprowadzka nawet wtedy jest miła, kiedy na ulicy wykopano rowy; nawet wtedy, gdy się widzi łzy w oczach rodziców, smutek babci i kota.
Bo i kot jest smutny. Ziewa, myje się, miauczy, ciągle chodzi za babcią i starannie unika Wicusia. Wicuś chce wytłumaczyć, co się dzieje, ale kot nie słucha. Wicuś bierze go na kolana; kot przypomina sobie coś bardzo ważnego i szybko odchodzi.
Ojciec, Władek i Mania pojadą na furze z rzeczami, a babcia, mama i malcy – tramwajem. Władek trzyma dwa klosze od lampy, a Mania – klatkę z kanarkiem.
Jechali długo – długo, zupełnie innymi ulicami; potem weszli bardzo wysoko, a na każdym piętrze wiele osób im się przyglądało.
„Teraz będzie u nas czysto”, pomyślał Władek.
Bo mama mówiła, że brudno u nich jak w chlewie, że na parterze nie może być czysto, że dzieci przynoszą śmiecie i błoto z podwórza.
Obiadu dnia tego nie było. Spali na podłodze, bo łóżka trzeba dopiero zestawić, a przy jednym łóżku ułamała się noga.
Nazajutrz wszyscy wstali wcześnie. Wicuś nie chciał się ubrać – mama dała mu trzy głośne klapsy. Wicuś bardzo się zdziwił i zaraz przestał płakać. Zrozumiał, że na nowym mieszkaniu jest jakoś inaczej.
– Pijcie herbatę i wynoście się na podwórko – powiedziała mama.
Dawniej mama dodawała jeszcze:
– I nie bawcie się z łobuzami.
– Czy wszyscy mają wyjść? – zapytał Władek.
– Wszyscy – powiedziała mama.
Władek sprowadził ze schodów Wicusia tak samo ostrożnie, jak wczoraj niósł klosze od lampy. Wicuś był bardzo zadowolony, że tyle schodów ma do schodzenia; a Mania prowadziła Pchełkę i niosła trzy pudełka, bo się bała, że je mama wyrzuci.
Na podwórzu stanęli koło muru, a dzieci z podwórza przyglądały im się ciekawie; nic nie mówiły, tylko podchodziły coraz bliżej i patrzały. To było bardzo nieprzyjemnie tak nie znać nikogo.
Dopiero jedna starsza dziewczynka odpędziła wszystkich:
– Czego się gapicie? Nie widzieliście ludzi czy co? Odejdźcie sobie.
Posłuchali i odeszli, a ona została.
– Wyście się wczoraj sprowadzili – prawda? – zapytała.
– My – odpowiedziała Mania.
Właściwie Władek powinien był odpowiedzieć, bo starszy; ale on myślał, co zrobić, aby obca dziewczynka zrozumiała, że nie jest zwyczajnym łobuzem. Powiedzieć od razu, że chodził do szkoły, nie mógł przecie, bo nie chciał się chwalić; ukłonić się też nie mógł, bo czapkę zostawił na górze. Więc nagle powiedział:
– Dziękuję.
– Za co mi dziękujesz? – zapytała zdziwiona.
– Że ci wszyscy poszli sobie od nas.
Władek zrozumiał, że wyrwał się głupio, bo mama kazała dziękować za prezent, a dziewczynka nic im nie dała.
Potem zaczęli rozmawiać i nowa znajoma opowiedziała o swym ojcu bardzo dziwną historię. Mówiła szeptem, żeby nawet Mania nie słyszała, i zabroniła Władkowi powtarzać.
Władek wrócił do mieszkania dumny, że powierzono mu tak wielką tajemnicę, o której nikt wiedzieć nie powinien.
Rozdział trzeci
Mania, Pchełka i Wicuś prędko znaleźli znajomych i, jeśli była pogoda, bawili się na podwórku, czego im mama teraz nie zabraniała wcale. Mania nie zabierała na podwórko żadnej zabawki, bo zawsze ktoś prosił, żeby mu podarować. Jeśli deszcz padał, schodzili o piętro niżej i albo bawili się w sieni, albo u państwa na dole. Wtedy Mania brała lalkę od wuja lub serwis6, który został jeszcze z dobrych czasów.
I nic im nie brakowało – tylko karmelków7.
Władek został sam. Nudził się bardzo. Miał żal do Mani, Wicusia i Pchełki, że nie dbają o niego; widział, jak biegali to z tym, to z owym, a przychodzili na górę tylko na jedzenie i nic zupełnie nie opowiadali. A Władek jest zbyt dumny, aby się pierwszy zapytać.
Raz otworzył Władek tornister, przejrzał kajety8 i książki, ale nic nie miał zadane, bo do szkoły nie chodził; więc znów usiadł przy oknie z małą Abu i patrzał głęboko w dół na podwórze, gdzie wszystko wydaje się takie maleńkie z wysoka. Dawniej robił łaskę, gdy bawił się nawet z Manią; teraz została mu Abu, która jeszcze mówić nie umie.
Jeśli mama posyła go do sklepiku, idzie przez podwórze bardzo wolnym krokiem: a nuż ktoś zaczepi i zagada?
Tam, gdzie dawniej mieszkali, znał wszystkich i wszyscy jego znali: i tokarz9, i golarz10, i pan Marcin, i Franek. Żeby tak można wrócić choć na chwilę, zobaczyć, co się dzieje, kto mieszka w dawnym mieszkaniu, co robią bez niego w szkole, czy już na podwórzu kopią doły i rowy…
Źle było Władkowi.
Rano ojciec wychodził, wracał koło wieczora i mama pytała się co dzień:
– No i cóż?
– Ano nic – odpowiadał ojciec.
Babcia siedziała smutna, nawet nie gderała, bo wszystko robi teraz mama. Za to mama częściej się gniewa i Wicuś i Pchełka zamiast karmelków dostają klapsy.
Mama mówi:
– Nie myślcie, że teraz – to dawniej.
Tak działo się aż do soboty.
W sobotę przyszedł wujek i ciocia, ale bez Azora11 i tylko z jednym Jankiem. Władek nie lubi Janka, bo się chwali. Byłby został chętnie w mieszkaniu, żeby słyszeć, o czym starsi będą mówili, ale mama kazała zejść na dół.
– Tylko bawcie się sami – powiedziała ciocia i Władek się zarumienił.
Janek mówił mało, nic nie wspomniał o strzelbie i w ogóle Władkowi się zdawało, że Janek wie dużo, ale mu ciocia zabroniła mówić. Usiedli na oknie w sieni i patrzeli, jak się malcy głupio bawią w gości.
Kiedy zawołano ich na górę, Władek myślał, że będzie kawa i placek; ale na stole nie było nawet obrusa ani filiżanek.
– Nie jesteś głodny, Janku? – zapytała mama i spuściła oczy.
– Nie, nie jest głodny – prędko powiedziała ciocia. – Prawda, Janku, że nie jesteś głodny?
I zaczęto się żegnać, ale inaczej niż zwykle, i Władek zaraz się domyślił, że babcia ma jutro wyjechać.
Dawniej babcia często gniewała się na Władka i skarżyła się ojcu i Władek tylko tyle ją kochał, ile trzeba koniecznie. A teraz, gdy spojrzał na jej pomarszczoną twarz i zobaczył, że jest bardzo stara, i pomyślał, że nie ma nikogo – Władkowi tak się zrobiło, jak wtedy, kiedy się chce płakać. Ale nie płakał i pomyślał tylko:
„Pewnie dlatego nie płaczę, że już jestem duży”.
I pierwszy raz w życiu wcale się nie cieszył, że już jest duży.
Bo co mu z tego przyjdzie?