Kitabı oku: «Anioł kopalni węgla», sayfa 7
Rozdział IX
Długie chwile oczekiwania na ich powrót, dla Iwarda i Maryi zdawały się być latami, wreszcie skończyły się. Wszyscy zostali wydobyci: Anna, zupełnie z sił opadła, Franciszek bardzo wycieńczony, i Tomek uśmiechnięty i szczęśliwy, że powiodło się wyratować, choć z takiem poświęceniem, kochanego anioła kopalni.
Pan Iward jednak omal nie przypłacił życiem tego wypadku. Leżał długo, pasując się ze śmiercią, wreszcie siły zaczęły mu powracać, i pierwszemi jego słowami, wymówionemi z całą świadomością, były:
– Anno, moje dziecię kochane, i ty dla ojca tylko oddałaś się tak niebezpiecznej pracy w kopalni? A gdy Marya pilnowała mnie, zajmując się dla zarobku praniem bielizny i jej naprawianiem, ty w podziemiu przepędzałaś całe dni w zabójczej atmosferze. Chodźcie, kochane dzieci moje, niechże was pobłogosławię, niech was przytulę do piersi, i podzielę się z wami tem szczęściem, jakie przepełnia moje serce.
Kiedy obie córki ze łzami radości rzuciły się w objęcia ojca, ciesząc się jego powrotem do zdrowia, do pomieszkania wszedł jakiś mężczyzna poważnej postawy, ale wszedł tak cicho, iż przez nikogo nie był dostrzeżony. Stojąc, w milczeniu patrzył z wielkiem wzruszeniem na rodzinę, złączoną wzajemną miłością. Gdy go wreszcie dostrzeżono i obie panienki z wielkim pośpiechem zaczęły ocierać łzy, jakby wstydząc się swego wzruszenia, nieznajomy rzekł z uczuciem:
– Nie kryjcie się, panienki, z waszem zobopólnem przywiązaniem. Łzy, które ronią oczy wasze, są chlubą serca i najdroższym skarbem, którym wasz ojciec pochlubić się może. Przychodzę do was z pewnym interesem. Jestem jednym z właścicieli tej kopalni, a wspólnikiem moim jest blizki krewny waszego ojca…
Pan Iward podniósł się na pościeli.
– Henryk… właścicielem tej kopalni?.. Nie, to niepodobna, to może tylko jednakowe nazwisko nasuwa to przypuszczenie! Gdyby tak było, to Franciszek przecież…
– Nie pracowałby na chleb powszedni, jako prosty górnik! czy tak? – zapytał z uśmiechem pan Loterby.
Pan Iward potakująco skinął głową.
– Pan Franciszek, jako przyszły właściciel i dyrektor kopalni, pragnął poznać dokładnie życie górników, aby według możności ulżyć ich doli. Dlatego też zapisał się pomiędzy robotników naszej kopalni, aby ci byli dla niego, jako dla towarzysza, z zupełną otwartością. Ale wracam do celu: wspólnik mój, wasz krewniak, z powodu choroby nie może was odwiedzić. Ze względu na waszą waśń rodzinną, choć wiedział o waszym tutaj pobycie, nie pośpieszył wam z pomocą materyalną, tylko przysyła mnie z następującem poleceniem:
Ty, panno Anno, swoją przytomnością umysłu uratowałaś życie jego synowi Franciszkowi; własną zasługą zdobyłaś sobie poszanowanie prostych robotników, tak, że ci na jedno twoje słowo oprzytomnieli w swoim bezrozumie, i uchronili się od czynu okrucieństwa, jakie zamierzali spełnić. Syn jego winien jest tobie życie, a on, jako ojciec, wieczystą wdzięczność.
– Ależ panie! – szepnęła nieśmiało Anna – jam tylko spełniła obowiązek, nic więcej, tylko obowiązek.
Byłaś aniołem opiekuńczym naszej kopalni, – ciągnął dalej pan Loterby – byłaś wraz z siostrą swą opiekunką chorego ojca…
– I to, panie, było naszym obowiązkiem! – szepnęły obie siostry, rumieniąc się. – Każda dobra córka zrobiłaby to samo, cośmy uczyniły.
– Tak jest, moje panienki kochane, tylko nie każda córka zdobyłaby się na podobne poświęcenie. Ale przystąpię do interesu, będącego celem mych odwiedzin.
A zwracając mowę do pana Iwarda, rzekł:
– Zobowiązał by łaskawy pan bardzo mnie i mego wspólnika, gdyby pan zechciał objąć urząd kasyera przy naszych zakładach górniczych. Jest to urząd, nie tyle wymagający utrudzenia i długiego ślęczenia, ile odpowiedzialny, dlatego też radzibyśmy widzieć na nim pana, jako człowieka nieposzlakowanej uczciwości. Panienkom zaś ofiarujemy miejsce nauczycielek przy dzieciach, używanych do roboty w naszej kopalni.
Pan Franciszek, chcąc bliżej poznać się z górnikami, sam został na jakiś czas górnikiem. Kryjąc swoje stanowisko, zbadał ich położenie, potrzeby, wymagania, i ułożył plan poprawy, który postanowiliśmy wprowadzić w wykonanie. Do najważniejszych środków należy nauka młodego pokolenia, więc zmniejszymy dla dzieci godziny pracy, a czas ten przeznaczymy na naukę w szkółce, której wy, moje panienki, będziecie przewodniczkami.
Sądzę, iż to będzie najlepszą nagrodą waszej dobroci, gdyż takim sposobem wy i ojciec wasz dojdziecie do spokoju i dostatków, które was niegdyś otaczały.
Na taką ofiarę cóż można było odpowiedzieć?
Pan Iward wyciągnął tylko rękę do pana Loterby i rzekł ze wzruszeniem:
– Bóg ci zapłać, zacny panie!
Obie córki stały, nie wiedząc, czy to sen, czy rzeczywistość, a gdy pan Loterby wręczył im zawiadomienie na piśmie, wzywające do zajęcia posad, nie umiały nawet znaleźć słów na wyrażenie swej wdzięczności dla stryja i pana Loterby.
W parę tygodni później, przy dzielnem użyciu służących ku temu środków, pożar w kopalni został ugaszony, i powoli wszystko wróciło do dawnego porządku. Franciszek objął główny zarząd nad nią, i ciż sami robotnicy, którzy niegdyś tak niesprawiedliwie z nim się obeszli, otoczyli go największym szacunkiem, wierząc w jego przychylność.
Iward z córkami przeniósł się do głównego gmachu zarządu i zajął mieszkanie tuż obok mieszkania swego brata; z powrotem zdrowia zajął się zaraz powierzoną sobie czynnością, córki zaś, po załatwieniu się z obowiązkami nauczycielek, trudniły się szyciem bielizny i robieniem koronek.
Dobrobyt zatem wzmagał się, kłopoty, powstające z niedostatku, znikły, robiono oszczędności, radość i szczęście zakwitły w rodzinie, przedtem tak zubożałej i opuszczonej przez wszystkich.
I cóż to sprawiło?
Miłość i poświęcenie młodej dziewczynki, słabej ciałem, ale silnej duchem; wierzącej, że chętnym do pracy i niepoddającym się rozpaczy Bóg błogosławi, a ludzie pomagają.
Rozdział X
Tak przeszło lat kilka. W zacnej tej rodzinie nic się nie zmieniło, tylko pan Iward troszkę się przygarbił i posiwiał. Godziny wolne od pracy spędzał razem z bratem, opowiadając mu o zmianach losu, jakie przechodził i nawzajem słuchając opowieści jego.
Dziewczątka wyrosły, jak dwa kwiatki, nie błyszczące wielką urodą, ale ujmujące szczególniej dobrocią, jaka ożywiała ich lica i oczy. Szanowano je też powszechnie: dzieci je kochały, rodzice chwalili, a górnicy zawsze nazywali Annę swoim aniołem opiekuńczym.
Pewnego dnia przed niewielkim, lecz miłym dworkiem, w odległości wiorsty od kopalni, zebrała się wielka gromada górników, odświętnie ubranych. Na przodzie stało kilkanaście dziewczątek w białych sukienkach, oczekujących na czyjeś przybycie. Było to w końcu maja, więc też cała droga i cały dworek były przybrane zielenią, a w rękach wszystkich zgromadzonych były bukiety kwiatów. Widocznie miała się tu odbyć jakaś wielka uroczystość. Tłum górników w milczeniu rzucał oczyma na drogę, prowadzącą do niedalekiego kościołka, a gdy pokazały się na niej szybko posuwające się naprzód powozy, górnicy stanęli dwoma rzędami przy drodze, z biało ubranemi dziewczynkami na przodzie.
– Jadą, już jadą! – powtarzano cichym szeptem.
Gdy powozy zajechały przed dworek, z pierwszego wyskoczył Franciszek, zanim zstąpił zwolna po stopniu staruszek ksiądz, ubrany pod płaszczem w komżę i stułę.
Franciszek podbiegł do następnego powozu, i dopomógł wyjść z niego Annie, jej siostrze Maryi, oraz panu Iwardowi. Z trzeciego wyszedł brat pana Iwarda wraz ze swym wspólnikiem.
Wszyscy przyjezdni zbliżyli się ku domowi, idąc wślad za kapłanem, który obchodził cały dom z błogosławieństwem.
Po skończonym obrządku wszyscy wyszli znów na ganek, gdzie powitały ich gromkie okrzyki zgromadzonych górników.
Dworek ten wraz z przyległym, dość dużym obszarem dobrej, urodzajnej ziemi, został nabyty przez pana Iwarda, za zaoszczędzone w ciągu kilku lat pieniądze. Kupił go zaś dlatego, aby zyskać dla siebie i córek własny dach nad głowę, i zabezpieczenie przyszłości. Po poświęceniu domu Iward zatrzymał wszystkich swych gości na skromne, lecz doskonale przygotowane śniadanie. Obszerny plac przed dworem zastawiono stołami, za któremi wraz z gośćmi zasiedli i wszyscy zgromadzeni górnicy. Przy końcu śniadania jeden z nich podniósł się i zwróciwszy się ku Annie, w prostych, lecz serdecznych słowach wyraził jej wdzięczność, którą czują ku niej wszyscy górnicy za opiekę, jaką otaczała ich dziatki, za pomoc i pociechę, z jaką w razie potrzeby śpieszyła ku nim bez wahania. Przemowę swą zakończył szczeremi życzeniami wszelkich pomyślności dla Anny i całej jej rodziny.