Kitabı oku: «Modernizm polski», sayfa 35
VII
Tak się przedstawia etap humanistyczny problemu: od pojęcia generacji, uwarunkowanego bądź obserwacją romantyzmu, bądź przeżyciem gwałtownego odnowienia wspólnoty wieku w neoromantyzmie – do oderwania pojęcia od tych warunków i przeniesienia go w sferę hipotez badawczych, niekrępujących się formą, w jakiej wspólność pokolenia występuje1079.
Równocześnie z końcowym ogniwem etapu poprzedniego problem się przesuwa w dziedzinę socjologii. Sami socjologowie pokoleniem szerzej się nie zajęli, ale inni badacze coraz lepiej rozumieją, że tylko metoda socjologiczna da im rozwiązanie. Rozumieją, ale nie doznają pomocy. Doskonałą wskazówką to np., że Vierkandta Handwörterbuch der Soziologie omówienie problemu daje w artykule referującym metody badań literacko-artystycznych, którego autor, Werner Ziegenfuss, ciągle i nadaremno wzywa pomocy od socjologów, bo nie znajdziesz jej w tym słowniku, ani w ogóle – poza jednym Karlem Mannheimem. On to stworzył podbudowę ujęciu socjologicznemu (Das Problem der Generationen), dla spraw literackich usiłował wyzyskać jego pracę Julius Petersen1080, niezależnie od nich doskonałe rzuty socjologiczne dał Günther Gründel1081.
Interpretacja socjologiczna Mannheima tę posiada główną wartość, że wyjaśnia wszystkie postacie, w jakich problem pokolenia występuje w rzeczywistości humanistycznej, podczas gdy interpretacje dotychczas omówione obejmowały zawsze tylko jeden z wyglądów problemu. Pokolenie jest grupą społeczną – wywodzi Mannheim – o charakterze dosyć luźnym, grupą wywołaną przez podobne położenie w czasie. To położenie nie zależy od naszej woli, przynależność nasza do pokolenia jest z góry zdeterminowana. Skutkiem tego pojęcie pokolenia jest najbardziej spokrewnione z pojęciem położenia klasowego. W tym mianowicie sensie, że
„w przeciwstawieniu do konkretnych ugrupowań istnieje również zjawisko zbliżonego położenia ludzi w przestrzeni społecznej – moment, który spokrewnią położenie klasowe z związkiem pokoleniowym… Podobne położenie w przestrzeni społecznej nawiązuje się nie dzięki aktowi intelektu czy woli”.
Z danym otoczeniem, tak w położeniu klasowym, jak w położeniu pokoleniowym, związani jesteśmy niezależnymi od nas węzłami życiowymi:
„Położenie klasowe i pokoleniowe to mają wspólnego, że jako wynik pewnego specyficznego położenia przynależnych im jednostek w społeczno-historycznej przestrzeni życiowej sprawiają, że te jednostki zostają ograniczone do pewnego określonego zakresu możliwych przemian, i przez to narzucają im pewien specjalny sposób przeżywania i myślenia, specjalny rodzaj zazębiania się w procesy historyczne1082”.
Pierwszą podstawę socjologiczną stanowi więc położenie pokoleniowe (Generationslagerung). To położenie, fakt urodzenia i życia w określonym czasie, tworzy jedynie najluźniejsze podłoże, na którym się buduje związek pokoleniowy (Generationszusammenhang). Tutaj dopiero kontury pokolenia poczynają się uwyraźniać: związek pokoleniowy na tym polega, że jednostki przynależne do tego samego położenia pokoleniowego świadomie biorą udział w wspólnym losie i wspólnych pokoleniu treściach. Tak więc w obrębie związku pokoleniowego powstają poszczególne jedności pokoleniowe (Generationseinheiten)1083.
„Charakteryzuje je to, że nie oznaczają one luźnego udziału rozmaitych jednostek we wspólnie przeżywanym, ale odmiennie wyglądającym dla nich związku wydarzeń, ale oznaczają za to jednolity kierunek reakcji, oznaczają według pewnego wspólnego celu dokonane skupienie i ukształtowanie ściśle z sobą powiązanych jednostek, znajdujących się w określonym położeniu pokoleniowym1084”.
To, że ktoś np. przeżywał młodość w ostatnich latach dwudziestu ubiegłego stulecia, stawia go w pewnym położeniu, z którego mógł wyniknąć udział w określonym związku pokoleniowym. Lecz dana jednostka mogła żyć w warstwie (chłop, robotnik), do której przemiany humanistyczne nie docierały i wszystko się skończyło na niewyzyskanym położeniu pokoleniowym. Dopiero z chwilą wejścia w treści duchowe, jakie rozwiązywała generacja górująca wówczas, dana jednostka wchodzi w związek pokoleniowy, który wszakże dokładnego kierunku rozwiązań jeszcze nie wyznacza.
„W ramach tego samego związku pokoleniowego mogą się tworzyć liczne, biegunowo przeciwne, jedności pokoleniowe. Ale właśnie przez to tworzą one – »związek«, że walcząc określają się wzajemnie”
– powiada Mannheim1085. W konkretnym przypadku tak to wygląda: romantyzm niemiecki tworzy grupa romantyczno-konserwatywna i grupa racjonalistyczno-liberalna. Łączy te jedności związek pokoleniowy, albowiem „romantyczny konserwatyzm i liberalny racjonalizm były tylko dwoma przeciwstawnymi formami duchowej i społecznej rozprawy z tym samym, ich wszystkich dotyczącym położeniem duchowym1086”.
Ten trójdzielny układ, zwężający się ku konkretnej grupie, rozwiązuje wszystkie możliwości występowania generacji. W dynamice społecznej problem pokolenia to kwestia nowego dostępu do dóbr kulturalnych. Dostęp ten wywołany jest nie przemianą w stanowisku społecznym jednostki czy grupy, ale samymi prawami życia. Bo kiedy np. emigrant czy chłop przenoszą się do nowego kraju lub nowej warstwy, jest to również kwestia nowego dostępu do kultury, wywołanego jednak przesunięciem społecznym. Dostęp tego rodzaju, jaki ma miejsce w pokoleniu, jest dużo radykalniejszy i ważniejszy dla przekazywania tych dóbr. Jest bowiem zderzeniem kultury, jako zasobu nagromadzeń, który pragnąłby trwać bez zmiany, z młodością, nieobarczoną odpowiedzialnością za ów zasób i skłonną przeto do śmiałej redukcji doświadczeń poprzedników. Ale ten udział czynników naturalnych stanowi zjawisko ramowe, nie tłumaczy ni, tym więcej, nie może wywołać poszczególnych, zdeterminowanych kulturą form, w jakich dokonuje się ów dostęp. „Czynniki stałe przez to właśnie, że są takimi, nie są w stanie wyjaśnić przemiany w jej poszczególnym wyrazie1087”. Czyli – pokolenie egzystuje jako zjawisko formalno-socjologiczne, ale treści nabiera dopiero przez związanie z wartościami konkretnej epoki.
U Mannheima wreszcie znalazło potwierdzenie to, co Mentré nazywał zapisem do serii. Entelechie, w których Pinder skłonny był widzieć niezależne siły każdej generacji, Mannheim przenosi w sferę obiektywną. Każda dziedzina twórczości wytwarza zasady kształtujące, jakie trwają ponad pokoleniami. Pokolenie swoje entelechie wbudowuje dopiero w te zasady.
„Rzec więc można, że jedności pokoleniowe nie są wprawdzie żadną dowolną konstrukcją i naprawdę wypromieniowują swoje entelechie, ale same w sobie te entelechie są nieuchwytne, jedynie w spojeniu z entelechiami prądów. Dodać należy, że pokolenia duchowe, jedności pokoleniowe można ustalić i policzyć jedynie wewnątrz określonych prądów. Entelechie prądów wyprzedzają entelechie pokoleń1088”.
Nietrudno spostrzec, że dopiero ta konstrukcja pojęcia, którą daje Mannheim, otwiera zagadnieniu pokoleń perspektywy nieskażone metafizyką biologiczną bądź przesadą w ocenie roli pokoleń w ewolucji duchowej. Pokolenie jest w swym pierwszym wystąpieniu, od którego rozpoczyna się życiowa obserwacja problemu, grupą społeczną rówieśników, od strony zaś struktury całej epoki pokolenie stanowi środowisko przetwarzające i przekazujące pewien ciąg problemów. Widzimy, że te obydwie ramy, między którymi, od obserwacji konkretnej do konstrukcji wyjaśniającej, rozciąga się zagadnienie pokoleń, doskonale się mieszczą w interpretacji formalno-socjologicznej Mannheima, ba, tylko w tej interpretacji się mieszczą. Nie na prawach wyłączności, lecz na prawach słusznego ograniczenia:
„Znaczenie nauki o pokoleniu na tym polega, że obudziła ona zainteresowanie teoretyczne dla tego niewątpliwie ważnego czynnika przemian humanistycznych. Jej jednostronność mieściła się w usiłowaniu, by na podstawie tego jednego czynnika wyjaśnić całą dynamikę ewolucji historycznej, jednostronność, w jaką zawsze popadają odkrywcy i jaka stąd właśnie jest wybaczalna. Rozmaite teorie historyczne, których się tyle namnożyło w ostatnich czasach, popadają stale w tę samą jednostronność: hipostazuje się jeden z czynników przemian historycznych, czyniąc z niego podstawę ewolucji dziejowej. Teoria zaś, nauka o pokoleniach, ekonomizm, nauka o ludowości etc., wszystkie te teorie cierpią na podobną jednostronność, mają jednak tę niewątpliwą zasługę, że oświetliły jaskrawo inny za każdym razem czynnik i w ten sposób pobudziły zainteresowanie dla czynników składających się na strukturę dziejów1089”.
Ostrzeżenie ważkie dla badaczy typu Pindera lub Wechsslera, nieważkie, gdy idzie się śladami Mannheima.
Petersen problematykę socjologiczną Mannheima przejął dość mechanicznie i, co gorsze, gdy usiłował podać czynniki konstytutywne pokolenia literackiego jako grupy społecznej, pomieszał objawy, które nie mogą być stawiane na tym samym planie. Np. wśród elementów kształtujących pokolenie Petersen na tej samej płaszczyźnie wymienia momenty wychowawcze, co specyficzny język pokolenia lub jego przywódców, podczas gdy objaw pierwszy jest z dziedziny genetycznej, drugie zaś objawy występują w generacji już gotowej. Jedynie kwestię powiązania pokoleń z sytuacją duchową Petersen posunął naprzód, wprowadzając pojęcie przeżyć pokoleniowych. Rozumie przez to Petersen wielkie wstrząsy duchowe, które, przypadając na lata młodości, stają się wspólnym dziedzictwem młodych, systemem bodźców, na jakie młodzi z natury rzeczy reagują najżywiej, czyniąc z tych bodźców moment wyróżniający młodych od tych, którzy nie przeżyli danego wstrząsu w sposób równie decydujący. Naturalnie, tę władzę oddziaływania posiadają przede wszystkim przeżycia wykraczające poza przemiany filozoficzne i artystyczne. Pojęcie przeżyć pokoleniowych, do którego przyjdzie często powracać, kontynuuje i rozszerza to, cośmy już stwierdzali przy stosunku entelechii prądów do entelechii pokoleń. Pojęcie to jest nawiązaniem właściwego stosunku pomiędzy zwrotami, przełomami w sytuacji duchowej epok, a grupami, które się staną głównymi lub nawet wyłącznymi nosicielami tych zwrotów. W tym pojęciu sytuacja zapisuje się w duchowości środowisk ludzkich, najbardziej skłonnych do przyjęcia nowej sytuacji. Takie zwroty, przesunięcia w obrębie sytuacji ideowej, uświadamiane są naturalnie przez wszystkich żyjących w danym okresie, lecz tylko związana wiekiem grupa realizuje skutki owego zwrotu. Entelechia pokolenia nie ginie pod naciskiem innych entelechii działających w epoce i nie da się powiedzieć, że wobec szerokiego uwzględnienia tych drugich entelechii jest ona czymś zbędnym. Gatunek roli jest równie ważny dla powodzenia siewu, co właściwości ziarna.
Wprowadzone przez Petersena pojęcie stanowi oś dzieła Gründela. Opis skutków duchowych wojny na rocznikach młodzieży, zależnie od tego, czy dane roczniki poszły na front, czy lata dojrzewania spędziły wraz z latami wojny, czy wreszcie młodość ich przypadła na czas powojennego rozprzężenia, ten opis ogarniający i odczucia zbiorowe, i ich wyraz literacki jest wyjątkowym przykładem analizy socjologicznej, która ukazuje wszystkie objawy pokolenia. Gründel nie troszczy się o obiektywizm, jego dzieło jest manifestem uzasadniającym, iż narodowy socjalizm może być jedyną odpowiedzią dzisiejszej młodzieży niemieckiej na jej położenie pokoleniowe, mimo to wyjątkowa intuicja socjologiczna autora i zmysł dla struktur duchowych nadają jego wywodom wagę dokumentu niesfałszowanego politycznym celem autora.
Ta intuicja, nietroszcząca się o schemat socjologiczny, jest przyczyną, dlaczego dosyć trudno przedstawić krótko poglądy Gründela. Zadowolimy się odbiciem wojny w poszczególnych rocznikach. Układa się to odbicie w trzech grupach: pokolenie młodzieży frontowej (junge Frontgeneration), pokolenie młodzieży wojennej (Kriegsjugendgeneration) i pokolenie powojenne (Nachkriegsgeneration).
Pokolenie młodzieży frontowej to ci, co musieli pójść do okopów (głównie roczniki 1895–1899), zanim wyrobili sobie pogląd na świat, ci, dla których okrucieństwo wojny było pierwszym przeżyciem młodości, pokolenie w ogromnej większości złamane, wykolejone klęską i bezużytecznością ofiary. Powieści wojenne – Remarque.
Pokolenie młodzieży wojennej (głównie roczniki 1900–1906) stanowi trzon generacji, albowiem tym rocznikom przypada w udziale rozpiętość przeżyć większa aniżeli młodzieży frontowej. Wszystkie przemiany wspólnoty narodowej, od dumy i entuzjazmu po upokorzenie i rozprzężenie tyłów, rozpętanie najniższych instynktów małości, sobkostwa i tchórzostwa, na które nie było miejsca na froncie, słowem, skala przeżyć, burzących świat wartości ojców, stała się własnością tych przede wszystkim roczników. Jest to młodzież wzrastająca dziko, wychowująca się sama, w wyniku nędzy i opuszczenia pojmująca sens elementarnych wartości, instynktów spajających ludzi, i przez to właśnie skłonna do gwałtownego odrzucania nadbudowy kulturalnej w imię tych związków elementarnych. Stąd pochodzą późniejsze wielkie przeciwieństwa w tych rocznikach, wydających zarówno tzw. bolszewizm kulturalny, jak narodowy socjalizm. Obydwa stanowiska są równie mocnym zerwaniem z ideologią ojców, bezsilną w latach wojennych, i to tworzy ich przeciwstawną wspólność.
Pokolenie powojenne (roczniki 1907–1915) przeżywa te same kontrasty na skalę może mniejszą, jednak istnienie tych kontrastów w latach pokoju przekonuje młodych, że rewizja dokonywana przez starsze roczniki w latach wojennych trwa nadal. Kontrasty wiodą od „bajkowego świata inflacji” do kryzysu światowego, na miejsce zburzonych autorytetów nie nadchodzą nowe wartości. Niewątpliwy dobrobyt pierwszych lat powojennych, krótka era względnej stabilizacji, umacnia siły tych roczników i sprawia, że dopiero stają się życiowo przygotowane do zadań przeczuwanych zaledwie przez roczniki poprzednie.
Sprawa jedności omówionych części pokolenia wkracza w dziedzinę postulatów politycznych, więc nie będziemy się nią zajmować. Wystarczy rzec, że podane linie podziału Gründel rozprowadza bardzo szeroko, wciąga w zakres argumentów powieść, poezję, obyczajowość, i to w sposób pozbawiony naciągania. Ważną wskazówkę badawczą stanowi również to, że nastawienia duchowe, wywołane obecnością wstrząsu, Gründel różniczkuje już według poszczególnych roczników, istotnie bowiem w takich sytuacjach parę lat starszeństwa lub młodości odgrywa pierwszorzędną rolę.
Poglądy Gründela pozwalają nawiązać do punktu wyjścia tego zarysu historycznego. Zamyka się krąg zagadnienia rozpoczęty przez romantyzm. Kierunek socjologiczny, podkreślając doniosłość przeżyć pokoleniowych, muszących przypaść na lata młodzieńczej chłonności, jest po prostu uniwersalizacją, poszerzeniem na roczniki całego narodu tej wagi młodości, którą po raz pierwszy podniósł romantyzm. Problem pokolenia nie wypadł z swych pierwszych torów.
Wyodrębnione etapy nie posiadają naturalnie jakiegoś absolutnego charakteru, który by wykluczał rozwiązania poprzednie. Wykluczone zostają schematy cyfrowe i odwoływanie się do biologii, to prawda, ale między humanistycznym a socjologicznym ogniwem problemu jest tylko różnica oświetlenia, padającego na stronę zagadnienia, która pozostawała dotąd w cieniu. Etap socjologiczny nie oznacza, jakoby dawniejsze rozwiązania, szczególnie pióra Diltheya, straciły wartość, bo przesunięcie nacisku nie zawsze oznacza odrzucenie. Podobnie np. nie odrzucam czyichś słusznych charakterystyk psychologicznych, jeżeli przekonam się, że stanowić mogą cząstkę szerszego systemu charakterologii, lecz po prostu w system ten włączam.
Podsumujmy wyniki. Zarys historyczny problemu pokolenia pozwala na postawienie trzech twierdzeń: 1. Istnieje specjalny, samoistny problem pokoleń. 2. Problem ten dla swego rozwiązania domaga się swoistej metody. Metoda, to może zbyt szumne słowo, powiedzmy skromniej – socjologicznej intuicji, uzbrojonej w wiadomości z rozmaitych dziedzin, komunikujących się jednakże z sobą na terenie ponadosobowej wspólności artystycznej i humanistycznej. 3. Metoda, czy też intuicja, okazuje się bardzo pomocna na wielu etapach ewolucji literackiej i artystycznej, w odmiennym zastosowaniu w dawniejszych, w odmiennym w nowszych czasach.
Czynniki, które wystarczą, by pewna dziedzina badań posiadała prawa żywotności i zajęcia się jej zakresem.
Polska literatura współczesna Potockiego na tle teorii pokoleń
I
Polska literatura współczesna Antoniego Potockiego1090 nie spotkała się z przyjęciem przychylnym tak wśród krytyków, jak wśród czytającej publiczności. Wprawdzie Manfred Kridl, oceniając dzieło Potockiego, wspominał mimochodem, że „Piśmiennictwo polskie Feldmana było w opinii publicznej dość zdyskredytowane1091, ale liczba wydań Piśmiennictwa przerobionego na Współczesną literaturą polską, atmosfera rozgłosu, której towarzyszyły również nieśmiertelne objawy polskiej drażliwości literackiej – protesty, listy otwarte, atmosfera sekundantów i pojedynku literackiego – świadczyły o czymś innym.
Z perspektywy ćwierćwiecza na te obydwa zarysy krytyczne patrzymy inaczej. Nie tyle jako na ocenę epoki dawaną z zewnątrz, ile jako na jej dokument. Dokument ukazujący rozwój literatury tego czasu w sposób aprobatywny i współczujący. Przewodnikiem obiektywnym po twórczości Młodej Polski dzieła te być nie mogą, podobnie jak nie jest takim przewodnikiem po wczesnym romantyzmie Mochnacki, po pozytywizmie Chmielowski. W Brzozowskiego Współczesnej krytyce literackiej tak dyskutują na temat Feldmana Czytelnik z Żółciowcem. Pierwszy z głosów, to głos Czytelnika:
„Posiada on niezbędne, najniezbędniejsze właściwości krytyki: nie podlega żadnym przesądom, dogmatom, jest wielostronny. Odczucie plastycznego piękna i zmysłowego życia poezji Tetmajera nie przeszkadza mu lubować się w intelektualnie wyrafinowanej poezji Staffa lub męczeńsko-ekstatycznej prozie Żeromskiego”.
„Hegel polskiej kultury, uprzystępniony, zaktualizowany i dopełniony1092”.
– odpowiada Żółciowiec.
Kiedy Brzozowski tak wyostrzał sądy o Feldmanie, nie istniała jeszcze Polska literatura współczesna Potockiego. Skoro się ukazała, nigdy się nie stała przedmiotem podobnych kontrowersji. Właściwie przeszła bez większego echa, poza pierwszą edycją nigdy wznowiona nie została.
Powróćmy do wątku dotyczącego krytyki aprobatywnej. Głównym niebezpieczeństwem dla krytyka aprobatywnego jest to, że przecenia on pisarzy zbyt charakterystycznych dla epoki, zbyt jaskrawo wcielających ulubione sposoby i ideały artystyczne czasu, by mogli oni przetrwać na pozycji wyznaczonej przez współczesnych. Potocki w tej mierze nagrzeszył jeszcze więcej aniżeli Feldman. Dowodem tego równoczesny entuzjazm dla Przybyszewskiego, „Chimery”, Wolskiego, Rydla, Perzyńskiego jako poety, entuzjazm połączony ze ścinaniem głów wszystkim krytykom, którzy ośmielają się być innej myśli. Dopiero o nim mógłby z pełnym uzasadnieniem powiedzieć Żółciowiec Brzozowskiego to, co ma on za złe Feldmanowi:
„Nauczył się mówić np. o mistyce w sposób nierażący ludzi, wychowanych na broszurkowym darwinizmie lub socjalizmie, o symbolizmie w sposób nierażący eklektycznych naturalistów, o nietzscheanizmie w terminach zdawkowego, demokratycznego prometeizmu, o romantyzmie w terminach zwyrodniałego w sentymentalną kaszę humanitarną pozytywizmu1093”.
Ponadto krytykowi aprobatywnemu i współczującemu niełatwo bywa nadążyć za tym, co obecnie nazywamy przesunięciem „dominanty artystycznej”, a co w prostszym języku oznacza, że kult i rozgłos jednych pisarzy usuwa w cień innych, chociażby ci nawet przygotowywali drogi swoim następcom. Trzeba przyznać Feldmanowi, że był on dobrze świadom tych przemian atmosfery i na przestrzeni 1890–1907 – początki dekadentyzmu, śmierć Wyspiańskiego – podawał je w sposób nadający się do pełnego przyjęcia. Obecna konstrukcja rozwoju wewnętrznego Młodej Polski pokrywa się z jego propozycjami. Starałem się tego dowieść w Modernizmie polskim.
Dopiero wystąpienie Stanisława Brzozowskiego, z faktów wcześniejszych – Pałuba Irzykowskiego stanowią zjawiska przekraczające pojemność intelektualną Feldmanowskiej konstrukcji prądu. Zapowiedzianej w tych zjawiskach zmiany „dominanty” nie jest on w stanie uzasadnić przed sobą jako krytykiem aprobatywnym okresu, chociaż uprzednio wiedział dobrze, kiedy i dlaczego statyczny estetyzm Miriama musi ustąpić metafizyce sztuki według Przybyszewskiego, kiedy znowuż to przygotowanie estetyczne zostanie odsunięte na plan dalszy za sprawą Wyspiańskiego i Żeromskiego.
Potocki takiego wyczucia zmian dominanty nie posiada. Równocześnie i bez żadnych ograniczeń są dla niego bezcenni i nietykalni: Tetmajer, Przybyszewski, Miriam, Miciński, Wyspiański, Żeromski. W obronie każdego z nich potyka się z urojonymi nieraz przeciwnikami (np. Feldman wielbił Micińskiego jeszcze wymowniej aniżeli Potocki, a ten mu jednak przypina łatkę, por. II 312). Zapomina, że przecież kult Wyspiańskiego nie pozwalał już na bezkrytyczne zachwyty nad Przybyszewskim, a ekstatyczne miłośnictwo Żeromskiego musiało usunąć w cień erotykę Tetmajera. U Potockiego wszyscy twórcy pokolenia ustawieni są bez perspektywy i chronologii, jak gdyby generacja nie dojrzewała i nie zmieniała się wewnętrznie.
Był wreszcie ostatni powód, dla którego dzieło Potockiego pozostało bez echa. Po prostu jako zarys krytyczny, mający torować drogi rozumieniu Młodej Polski, książka jego przychodziła za późno, już u samego schyłku tej formacji literacko-artystycznej, Feldman towarzyszył jej od pierwszych zwycięstw. Potocki był heroldem na pobojowisku walki już odbytej, na pobojowisku, na które wstępuje już swymi pierwszymi książkami całkiem nowe pokolenie – przedwojenne debiuty Kadena-Bandrowskiego, Nałkowskiej, Struga, Leśmiana. Młody Tuwim i młodziutki Leszek Serafinowicz są czytelnikami jego świeżo wydanego dzieła.
W tym oziębłym przyjęciu Polskiej literatury współczesnej Potockiego prześlepiono wszakże moment, który przy dzisiejszej jej ocenie uderza swoją świeżością, a nawet przedwczesnością – na tle występujących w naszej nauce niedostatków metodyki historycznoliterackiej. Potocki w wykładzie swoim zastosował dwie odmienne i właściwie sprzeczające się z sobą skale układu. Najpierw mocno podkreślił – „fakt, będący jednym z najpotężniejszych, a zbyt mało zazwyczaj badanych czynników zmiany. Czynnikiem tym jest kolej przeżywania dawnych i występowania nowych pokoleń” (I 16).
Mimo tej zasady generalnej materiał ułożył według dziesięcioleci, nie według pokoleń. To jest jego druga skała. Zobaczymy, że starał się uzasadnić to dwoiste ujęcie. Trudno dociec, co było przyczyną – czy niedoczytanie się właściwej intencji autora, czy też może nowość zasady, która około roku 1910 żadnemu z recenzentów dzieła Potockiego nie była znana ze źródeł obcych, polskie nie istniały, źródeł zresztą skąpych i utajonych. Dosyć na tym, że z tych dwóch założeń wykładu wszyscy recenzenci dostrzegli podział na dziesięciolecia, nikt nie zauważył, że jest to u Potockiego podział pomocniczy, zasadniczo podrzędny wobec podziału na pokolenia.
„Powiedział sobie po prostu, że wszystkie klasyfikacje są (ale czy być muszą?) fałszywe i sztuczne, a więc i jemu można do tylu fałszywych dodać jeszcze jedną. Podzielił zatem cały okres na pięć dziesięcioleci… stworzywszy najbardziej szablonowy chyba z podziałów1094”.
Inny recenzent:
„Najprzykrzej przedstawia się podział dodatkowy jego syntezy na dziesięciolecia… Taki podział nie objaśnia jednak żadnego zjawiska, przyczynia się do zepsucia całości1095”.
Znalazł się nawet krytyk, który zacytował wszystkie najważniejsze ustępy o pokoleniach, ich łączności, następstwie, ale w ogóle nie dostrzegł, o co chodzi1096.
Nie było to przeoczenie byle jakie. Prześlepiono w ten sposób najważniejszą zdobycz metodyczną Antoniego Potockiego. Był on na gruncie polskim pierwszym, który dostrzegł teorię pokoleń jako możliwą do użycia w wykładzie historycznoliterackim. Nie był pierwszym na terenie szerzej zakreślonym. Istniały już prace Bartelsa (Die deutsche Dichtung von Hebbel bis zur Gegenwart) oraz pierwsze wydanie Kummera (Deutsche Literaturgeschichte des 19. Jahrhunderts). Podział pomocniczy na dziesięciolecia powszechnie stosowany był w nauce rosyjskiej tyczącej się XIX wieku, gdzie „szestidiesiatnikom, siedmidiesiatnikom, wosiemidiesiatnikom” odpowiadają istotnie odrębne, co dziesięć lat występujące grupy pokoleniowe. Także i w niemieckiej historii literatury popularna książka Richarda M. Meyera, Deutsche Literaturgeschichte im 19. Jahrhundert (I wyd. 1899) przyjmowała ten podział, a jej autor uzasadniał jego przydatność metodyczną w specjalnej rozprawie Prinzipien der wissenschaftlichen Periodenbildung mit besonderer Rücksicht auf die Literaturgeschichte („Euphorion” 1901).
Zarówno w dziele Potockiego, jak w jego innych pracach krytycznych nie napotkamy śladów, ażeby znał on któregokolwiek ze swoich poprzedników. Przyjąć należy, że nie znał w ogóle, a jedynie słyszał – ujęcie było tak powszechnie znane – o podziale stosowanym wobec literatury i myśli rosyjskiej XIX wieku. Gorsze, że ani jednego, ani drugiego nie wiedzieli jego recenzenci. Skutkiem tego przeoczono ujęcie niewątpliwie samodzielne, którym warto się zająć na tle teorii pokoleń, ocenić jego oryginalność i wartość.
Współcześnie z publikacją dzieła Antoniego Potockiego, a więc już u schyłku Młodej Polski, znalazł się krytyk, który zwrócił uwagę na problem pokolenia, i to poprzez źródła niemieckie przed chwilą zacytowane. Był nim Ignacy Matuszewski. W jego poprzednich pracach krytycznych nie widać, by problem pokolenia jako narzędzia interpretacyjnego wzbudził uwagę wybitnego krytyka. Natomiast kiedy generacja literacka, której najbliższym czuł się Matuszewski, generacja Młodej Polski poczęła być luzowana przez następców, Matuszewski dostrzegł zjawisko wymiany i następstwa pokoleń.
Trzecie wydanie (1911) Słowackiego i nowej sztuki zaopatrzył Matuszewski w obszerny przypis, w którym oświadczył:
„To co się w historii literatury i sztuki pisze o szkołach, jest pewną sztuczną schematyzacją, ułatwiającą orientowanie się w masie żywego materiału. Bliższą prawdy, bo naturalniejszą jest teoria »fal«, którą zdaje się pierwszy próbował wprowadzić Erich Schmidt, Leopold Ranke, a za nim Rümelin i Lorenz, a także Haym Stern i Bartels, zamiast podziału dziejów na fale akcji i reakcji proponując podział na »generacje«. Podział taki przeprowadził konsekwentnie po raz pierwszy Kummer w swojej wybornej historii literatury niemieckiej w. XIX1097”.
Streściwszy umiejętnie poglądy teoretyczne Kummera odsłonił Matuszewski właściwą kartę, o której już była mowa: pokolenie Młodej Polski zaczyna schodzić z widowni, pojawiają się konkurenci:
„Ataki na Wyspiańskiego, Żeromskiego, często nieudolne, często świadomie złośliwe, świadczą, że inna »generacja« chce usunąć z drogi wybitnych przedstawicieli »Młodej Polski«. W parze z tym idą przesadne hymny pochwalne na rzecz autorów, choć mniejszych talentem, ale bliższych typem twórczości okresu pozytywistycznego. Nie jest to jeszcze walka zasadnicza, jeno nagonka, w której trudno rozróżnić szczerą antypatię odmiennych typów twórczych od porachunków osobistych, partyjnych (…) widać, że jakaś nowa fala się zbliża, a rozstrój, w jakim znajduje się nasze społeczeństwo po latach rewolucyjnych, oraz wysuwanie się naprzód kwestii polityczno-socjalnych w całej Europie, Ameryce, a po części i Azji, pozwala przypuszczać, że w poglądach na sztukę i w samej twórczości zajdą znowu jakieś zmiany1098”.
Nie był zatem Antoni Potocki jedynym krytykiem, który przed rokiem 1914 dostrzegł w Polsce zasadę pokoleń. Lecz był jedynym, który uczynił z niej szeroko zastosowany instrument periodyzacyjny oraz interpretacyjny.