Kitabı oku: «Skąpiec», sayfa 4
Bardzo mi miło to słyszeć.
FROZYNA
Niech mi pan wierzy, ten proces, to dla mnie sprawa niezmiernej wagi. (Harpagon robi się poważny.) Jestem zgubiona, jeżeli go przegram, a mała, maleńka pomoc mogłaby mnie postawić na nogi. Chciałabym, abyś pan widział zachwyt, z jakim słuchała opowiadań o panu. (Harpagon wraca do miny wesołej.) Radość tryskała z jej oczu, gdym wyliczała wszystkie pańskie przymioty! Doprowadziłam do tego, że doczekać się nie może chwili małżeństwa.
HARPAGON
Bardzoś poczciwa, Frozyno; doprawdy, jestem ci szczerze obowiązany.
FROZYNA
Błagam pana, chciej nie odmawiać tego, o co proszę. (Harpagon robi się znowu poważny.) To mi po prostu życie ocali; wdzięczna panu będę nieskończenie.
HARPAGON
Do widzenia. Muszę dokończyć korespodencji.
FROZYNA
Przysięgam, że nie mógłbyś bardziej w porę pośpieszyć z pomocą.
HARPAGON
Pójdę powiedzieć, aby przygotowali powóz, którym macie jechać na jarmark.
FROZYNA
Nie naprzykrzałabym się z pewnością, gdyby mnie w istocie nie zmuszała ciężka potrzeba.
HARPAGON
I polecę, niech wcześnie podadzą kolację, aby wam nie zaszkodziło.
FROZYNA
Niechże mi pan nie odmawia łaski, o którą błagam. Nie wyobraża pan sobie, ile radości…
HARPAGON
Idę już. Wołają mnie. Do zobaczenia.
FROZYNA
sama
Niechże cię febra ściśnie, ty stary psie, brudasie diabelski! Kutwa udawał głuchego na wszystkie przymówki; ba, nie trzeba jeszcze dawać za wygraną; na wszelki wypadek, umiałam sobie z drugiej strony zapewnić sowitą nagrodę.
AKT III
SCENA PIERWSZA
HARPAGON, KLEANT, ELIZA, WALERY, PANI CLAUDE z miotłą w ręce, JAKUB, SZCZYGIEŁEK, ŹDZIEBEŁKO
HARPAGON
Dalej, chodźcie tu wszyscy; dam wam rozkazy na dzisiaj i wyznaczę każdemu jego zajęcie. Chodź no tu, pani Claude, zacznijmy od pani. (Pani Claude zbliża się z miotłą.) Dobrze, już pod bronią. Tobie więc powierzam obowiązek posprzątania w całym mieszkaniu; proszę tylko nie ścierać za mocno: to bardzo niszczy. Prócz tego, oddaję pani podczas wieczerzy nadzór nad butelkami: jeśli się która gdzieś zawieruszy albo też jeśli się coś stłucze, pani będziesz za to odpowiadała: wytrąci się z zasług.
JAKUB
na stronie
Roztropny wymiar kary.
HARPAGON
do pani Claude
No, ruszaj pani.
SCENA DRUGA
HARPAGON, KLEANT, ELIZA, WALERY, JAKUB, SZCZYGIELEK, ŹDZIEBEŁKO
HARPAGON
Ciebie, Ździebełko, i ciebie, Szczygiełek, przeznaczam do płukania szklanek i nalewania wina, ale tylko wówczas, gdy ktoś będzie miał pragnienie, a nie wzorem tych błaznów lokai, co to naprzykrzają się ludziom i namawiają do picia wówczas, kiedy się nikomu o tym nie śniło! Czekajcie, aż ktoś poprosi, i to nie jeden raz, a pamiętajcie przy tym nie żałować i wody.
JAKUB
na stronie
Tak. Czyste wino uderza do głowy.
SZCZYGIEŁEK
Czy mamy zdjąć płótnianki?
HARPAGON
Tak, kiedy ujrzycie, że goście się już schodzą; a pamiętajcie nie zniszczyć liberii.
ŹDZIEBEŁKO
Ale kiedy, proszę pana, mój kaftan po jednej stronie z przodu strasznie poplamiony olejem…
SZCZYGIEŁEK
A znowu moje szarawary całkiem podarte z tyłu, tak, że mi widać, uczciwszy uszy…
HARPAGON
do Szczygiełka
Sza! Trzymaj sie zręcznie koło ściany i obracaj się zawsze frontem. (Do Ździebelka, pokazując mu, w jaki sposób ma trzymać kapelusz przed sobą, aby zasłonić plamę z oleju) A ty, kiedy będziesz usługiwał, trzymaj zawsze kapelusz w ten sposób.
SCENA TRZECIA
HARPAGON, KLEANT, ELIZA, WALERY, JAKUB
HARPAGON
Ty, moja córko, będziesz miała oko, gdy będą sprzątali ze stołu, i będziesz uważała, aby nic nie przepadło. To zajęcie dla młodej panienki. A pamiętaj też przyjąć jak należy moją narzeczoną, która cię chce odwiedzić: zabierzesz ją z sobą na jarmark. Rozumiesz?
ELIZA
Tak, ojcze.
HARPAGON
przedrzeźniając
Tak, niuńko.
SCENA CZWARTA
HARPAGON, KLEANT, WALERY, JAKUB
HARPAGON
A ty, paniczu, któremu łaskawie przebaczyłem ostatnie wybryki, proszę, aby ci również nie wpadło do głowy wykrzywiać się na nią.
KLEANT
Ja, ojcze? Wykrzywiać się na nią! Z jakiej przyczyny?
HARPAGON
Mój Boże! już my wiemy, co sobie myślą dzieci, kiedy ojciec żeni się powtórnie, i jakim okiem patrzą zazwyczaj na tak zwaną macochę. Ale, jeżeli pragniesz, abym zupełnie wymazał z pamięci ostatnią sprawkę, zalecam ci, byś tę osobę przyjął jak najuprzejmiej i był dla niej tak grzeczny, jak tylko zdołasz.
KLEANT
Jeżeli mam prawdę wyznać, ojcze, nie mogę powiedzieć, abym był bardzo rad z tego, iż ta osoba zostanie moją macochą: skłamałbym, gdybym to utrzymywał; ale, co się tyczy grzecznego przyjęcia, ręczę ci, ojcze, iż pod tym względem spotkasz się z najściślejszem posłuszeństwem.
HARPAGON
No, pamiętaj!
KLEANT
Zobaczysz, ojcze, nie będziesz miał powodu się uskarżać.
HARPAGON
Bardzo ci się to chwali.
SCENA PIĄTA
HARPAGON, WALERY, JAKUB
HARPAGON
Walery, pomóż mi w tej sprawie. Chodź tu, imci Jakubie, zbliż się, zachowałem cię na ostatek.
JAKUB
Czy do stangreta zamierza pan mówić, czy do kucharza? Bo jestem i jednym, i drugim.
HARPAGON
Do obydwóch.
JAKUB
Ale do którego najpierw?
HARPAGON
Do kucharza.
JAKUB
Niech pan zaczeka, jeśli łaska. (Zdejmuje liberię stangreta i ukazuje się ubrany za kucharza.)
HARPAGON
Cóż to, u diaska, za jakieś komedie?
JAKUB
Jestem na usługi.
HARPAGON
Przyrzekłem wydać dziś kolację, Jakubie.
JAKUB
na stronie
Cuda się dzieją!
HARPAGON
Powiedz no mi: potrafisz zgotować jak się należy?
JAKUB
Owszem, jeżeli pan da dosyć pieniędzy.
HARPAGON
Cóż u diabła, ciągle pieniędzy! Zdawałoby się, że oni nie umieją nic innego, jak tylko: pieniędzy, pieniędzy, pieniędzy. Wciąż jedno słowo w gębie: pieniędzy! Ciągle słyszę tylko: pieniędzy! Oto ich ulubiony konik: pieniądze!
WALERY
Słyszał kto kiedy bezczelniejszą odpowiedź! Wielka sztuka ugotować dobrą kolację za drogie pieniądze! To najłatwiejsza rzecz pod słońcem; nie ma tak miernej mózgownicy, która by się nie wysiliła na to. Kto chce okazać, że jest zdatnym człowiekiem, powinien umieć dać dobrze jeść za tanie pieniądze.
JAKUB
Dobrze jeść za tanie pieniądze?
WALERY
Rozumie się.
JAKUB
do Walerego
Dalibóg, panie rządco, bardzo byłbym wdzięczny, gdybyś mnie pan nauczył tego sekretu i objął urząd kucharza, bo, jak widzę, w tym domu do wszystkiego chcesz nos wściubiać.
HARPAGON
Cicho mi! Czegóż więc trzeba?
JAKUB
Oto jest tu pan rządca, który ugotuje panu dobrze jeść za tanie pieniądze.
HARPAGON
Hej tam! masz mi odpowiadać na pytanie.
JAKUB
Ileż osób?
HARPAGON
Osiem do dziesięciu; ale trzeba liczyć tylko na osiem. Gdzie jest dla ośmiu, znajdzie się i dla dziesięciu.
WALERY
Rozumie się.
JAKUB
Ano, to trzeba będzie cztery wielkie dania i pięć przystawek. Zupa… Pierwsze danie…
HARPAGON
Cóż u diabła, to by starczyło dla całego miasta!
JAKUB
Pieczyste…
HARPAGON
zasłaniając mu usta ręką
A, łotrze, pożreć chcesz mnie całego!
JAKUB
Legumina…
HARPAGON
zasłaniając mu znowu usta
Jeszcze?
WALERY
do Jakuba
Chcesz, aby wszyscy popękali? Czy pan po to sprosił gości, aby ich uśmiercać z przejedzenia? Idźże sobie przeczytać jakie przepisy zdrowotne i popytaj się lekarzy, czy może być coś szkodliwszego dla człowieka, niż nadmierne jedzenie.
HARPAGON
Ma słuszność.
WALERY
Dowiedzże się, Jakubie, ty i podobni tobie, że to prosta mordownia – stół przeładowany potrawami. Kto chce się okazać prawdziwym przyjacielem swoich gości, daje im jeść skromnie; toć, wedle słów starożytnego filozofa, po to się je, aby żyć, nie zaś po to żyje, aby jeść.
HARPAGON
Ach, pięknie powiedziane! To najpiękniejsza sentencja, jaką słyszałem w życiu: Po to się żyje, aby jeść, a nie po to je, aby żyć… Nie, nie, to nie to. Jak ty to powiedziałeś?
WALERY
Że po to się je, aby żyć, a nie po to żyje, aby jeść.
HARPAGON
do Jakuba
Aha. Słyszałeś? (Do Walerego) Cóż to za wielki mędrzec powiedział?
WALERY
Nie przypominam sobie w tej chwili.
HARPAGON
Pamiętaj mi spisać te słowa: chcę je wyryć złotymi literami nad kominkiem.
WALERY
Nie omieszkam. Co zaś się tyczy wieczerzy, niech pan to mnie pozostawi; już ja wszystko zarządzę jak trzeba.
HARPAGON
Więc dobrze.
JAKUB
Tym lepiej! Mniej będę miał kłopotu.
HARPAGON
do Walerego
Najlepiej dać coś takiego, czego nie można dużo jeść i co zaraz syci; ot, potrawkę baranią, dobrze tłustą: do tego ciasto nadziewane gęsto kasztanami. To zapycha.
WALERY
Niech się pan na mnie spuści9.
HARPAGON
A teraz, Jakubie, trzeba wychędożyć karocę.
JAKUB
Niech pan czeka: to do stangreta. (Wkłada płaszcz.) Powiada pan…
HARPAGON
Że trzeba wychędożyć karocę i mieć konie w pogotowiu. Zawieziesz na jarmark…
JAKUB
Pańskie konie? Ależ, dalibóg, one po prostu z nóg lecą! Nie powiem panu, że leżą na podściółce: biedne zwierzęta nie wiedzą, co to podściółka, nie ma co o tym gadać! Ale trzyma je pan na tak ścisłym poście, że to już zaledwie cienie, widma, szkielety, a nie konie.
HARPAGON
Wielka im krzywda! Cały dzień nic nie robią.
JAKUB
Pan myśli, że kto nic nie robi, to już jeść nie potrzebuje? Lepiej by wyszło na zdrowie biednym bydlętom pracować porządnie, ale za to najeść się do syta. Serce się kraje patrzeć na tę mizerię! Bo, koniec końców, człowiek ma serce dla swoich koni: zdaje mu się, że sam cierpi, kiedy patrzy na ich niedolę. Od ust sobie codziennie odejmuję, aby je pożywić; to, proszę pana, trzeba być z kamienia, aby tak nie mieć litości nad bliźnim…
HARPAGON
Niewielka praca odwieźć panienki na jarmark.
JAKUB
Nie, panie, nie miałbym odwagi ich zaprząc, sumienie by mnie gryzło, gdybym uderzył batem te chudzięta. Jakże pan chcesz, aby one zawlokły karocę, skoro same ledwie się wloką!
WALERY
Uproszę sąsiada, aby zastąpił Jakuba na koźle; wszakże i tak będzie tu potrzebny.
JAKUB
Niech będzie. Wolę już, niech zginą z innej ręki, nie z mojej.
WALERY
Pan Jakub coś dużo rezonuje.
JAKUB
Pan rządca coś we wszystko nos wścibia.
HARPAGON
Cicho tam!
JAKUB
Ja bo, proszę pana, znieść nie mogę lizunów10 i dobrze widzę, do czego to zmierza. Te jego wieczne trzęsienie się nad chlebem, winem, nad drzewem, solą i świecami, to tylko po to, aby panu bakę świecić i ująć pana za serce. Wściekłość mnie już bierze; przykro mi, doprawdy, codziennie słyszeć, co ludzie gadają o panu. Niech co chce będzie, ja i dla pana, mimo wszystko, mam serce: po moich koniach, pan jest człowiekiem, którego kocham najwięcej na świecie.
HARPAGON
Mógłbyś mi powiedzieć, mości Jakubie, co o mnie gadają?
JAKUB
Owszem, gdybym był pewny, że się pan nie pogniewa.
HARPAGON
Nie, ani trochę..
JAKUB
Aha! pewien jestem, że pan by się rozzłościł.
HARPAGON
Ani mi się śni. Owszem, przyjemność mi zrobisz; rad będę usłyszeć, co ludzie o mnie mówią.
JAKUB
Skoro więc pan każe, powiem otwarcie, że drwią sobie wszędzie z pana. Ze wszystkich stron przycinki za pana musimy znosić, świat nie ma większej uciechy niż dworować sobie z pana i obnosić coraz to nowe powiastki o pańskim sknerstwie. Jeden mówi, że pan każe drukować osobne kalendarze z podwójną ilością dni krzyżowych i wigilii, aby domownikom nałożyć dubeltową liczbę postów; drugi, że pan zawsze się umie pogniewać o coś na służbę z okazji Nowego Roku lub odprawy, aby móc nic nie dać. Ten opowiada, że pewnego razu pozwałeś pan kota z sąsiedniego domu za to, że zjadł panu resztkę potrawki baraniej; ów, że schwytano pana w nocy, jak pan sam odkradał owies koniom, i że własny stangret, ten, co tu był przede mną, wrzepił panu po ciemku porcyjkę batogów, do których się pan nikomu nie przyznał. Słowem, mam rzec prawdę? Ruszyć się nie można, aby się nie słyszało, jak pana obrabiają na wszystkie strony. Jesteś pan pośmiewiskiem całego świata; nikt o panu inaczej nie mówi, tylko jak o skąpcu, dusigroszu, brudasie i lichwiarzu.
HARPAGON
bijąc Jakuba
Jesteś głupiec, bałwan, hultaj i bezczelnik.
JAKUB
A co, nie zgadłem? Nie chciał pan wierzyć. Mówiłem, że się pan pogniewa, jak powiem prawdę.
HARPAGON
Nauczę cię takich gadań!
SCENA SZÓSTA
WALERY, JAKUB
WALERY
śmiejąc się
Widzę, mości Jakubie, że źle ci płacą za twą szczerość.
JAKUB
Do licha, mości przybłędo, który chcesz tutaj grać ważną figurę, to nie twoja sprawa. Śmiej się z kijów, które sam dostaniesz, nie z moich.
WALERY
Ejże, panie Jakubie, proszę, niech się pan nie złości.
JAKUB
na stronie
Oho, coś mi cienko śpiewa! Spróbuję udać zucha, a jeśli będzie dość głupi, aby się przestraszyć, przetrzepię go trochę. (Głośno) A czy wiesz, panie śmieszku, że ja śmieszków nie lubię i że jeżeli będziesz mi w drogę właził, nauczę cię śmiać się z innego tonu? (Następuje groźno na Walerego, który się cofa.)
WALERY
Ejże, z wolna!
JAKUB
Co, z wolna? Jak mi się będzie podobało!
WALERY
Za pozwoleniem.
JAKUB
Widzicie błazna!
WALERY
Panie Jakubie…
JAKUB
Nie ma żadnego pana Jakuba. Jak się wezmę do kija, to ci tak skórę wyłoję…
WALERY
Jak to: do kija? (Walery następuje z kolei na Jakuba.)
JAKUB
Nic, nic, ja tylko tak…
WALERY
Czy ty wiesz, panie śmiałku, że bardzo łatwo mógłbym przełoić ja ciebie?
JAKUB
Ależ nie wątpię.
WALERY
Że ostatecznie jesteś tylko lichym kuchtą?
JAKUB
Wiem, wiem.
WALERY
I że mnie jeszcze nie znasz jak należy.
JAKUB
Niech pan daruje.
WALERY
Wyłoisz mi skórę, powiadasz?
JAKUB
Tak sobie żartowałem.
WALERY
A mnie twoje żarty wcale nie smakują. (Okładając kijem Jakuba) Niech cię to na drugi raz oduczy od głupich żartów.
JAKUB
sam
Niech diabli wezmą szczerość! To liche rzemiosło: wyrzekam się go; odtąd nie w głowie mi mówić prawdę. Mniejsza zresztą o mego pana; on ma przynajmniej jakieś prawo mnie grzmocić; ale co z panem rządcą, jeszcze się porachujemy.
SCENA SIÓDMA
MARIANNA, FROZYNA, JAKUB
FROZYNA
Nie wiesz, Jakubie, czy pan w domu?
JAKUB
O, w domu, w domu, wiem aż nadto dobrze.
FROZYNA
Powiedz mu, proszę, że czekamy.
JAKUB
Oho, jakiś niebrzydki buziaczek!