Kitabı oku: «Szkoła żon», sayfa 2

Yazı tipi:

Przedmowa

Wiele osób boczyło się zrazu na tę komedię; lecz śmiech publiczności przechylił szalę, i zarzuty niechętnych nie zdołały zbawić6 jej powodzenia, które mi w zupełności wystarcza.

Wiem, że spodziewają się po mnie, przy sposobności ogłoszenia mej komedii drukiem, jakiejś przedmowy, będącej zarazem odpowiedzią moim cenzorom i obroną dzieła. Zapewne, iż dosyć mam do zawdzięczenia osobom, które obdarzyły mą sztukę uznaniem, bym się poczuwał do obowiązku bronienia ich sądu przeciw zdaniu innych; jednak wszystko prawie, co mógłbym rzec w tym przedmiocie, pomieściłem już w małej rozprawce, ułożonej w postaci dialogu, z którą nie wiem jeszcze co uczynię.

Pomysł do tego dialogu, lub, jeśli kto woli, komedyjki, przyszedł mi do głowy po drugim czy trzecim przedstawieniu sztuki.7

Bawiąc pewnego wieczoru w znajomym domu, przyznałem się do swego pomysłu. Natychmiast znalazł się ktoś (osobistość bardzo niepospolita, która obdarza mnie zaszczytem swej przyjaźni), komu zamiar mój tak przypadł do smaku, iż nie tylko zachęcał mnie, bym go rozwinął, ale nawet sam zajął się wykonaniem. Zdumiony byłem w istocie, gdy, w dwa dni później, pokazał mi rzecz całą, skreśloną w sposób doprawdy o wiele wytworniejszy i dowcipniejszy, niżbym to ja zdołał uczynić, lecz zawierającą zarazem rysy zbyt dla mnie pochlebne: lękałem się, by mnie nie oskarżono, w razie gdybym wystawił to dzieło, iż wyżebrałem sobie pochwały, którymi autor mnie obdarza.

Okoliczność ta była powodem, iż, dla zrozumiałych względów, ociągałem się z ukończeniem projektu. Jednakże tyle osób nalega na mnie codziennie, bym go wykonał, że nie wiem jeszcze, co z tego wyniknie; owa niepewność jest przyczyną, że nie wkładam w tę przedmowę tego, co ukaże się w Krytyce8, w razie gdybym się namyślił ją wystawić. Gdyby się to stało, to jedynie po to, powtarzam raz jeszcze, aby pomścić publiczność za nazbyt subtelne wydziwiania pewnych osób, gdyż co do mnie, uważam, że dosyć jestem pomszczony samym powodzeniem komedii. Godzę się, aby wszystkie sztuki, które w przyszłości napiszę, spotkały się w tych sferach z tymi samymi zarzutami, byleby i reszta powiodła mi się tak samo.

OSOBY:

ARNOLF, inaczej pan Rosochacki9.

ANUSIA, naiwna młoda dziewczyna wychowana przez Arnolfa.

HORACY, zalotnik Anusi.

GRZELA, wieśniak, sługa Arnolfa.

AGATKA, wieśniaczka, służąca Arnolfa.

CHRYZALD, przyjaciel Arnolfa.

ENRYK, szwagier Chryzalda.

ORONT, ojciec Horacego i bliski przyjaciel Arnolfa.

REJENT.

Rzecz dzieje się na placu w mieście.

AKT PIERWSZY

SCENA PIERWSZA

CHRYZALD, ARNOLF.

CHRYZALD

 
Mówisz tedy, że pragniesz pojąć ją za żonę?
 

ARNOLF

 
Tak. Chcę, by jutro wszystko było ukończone.
 

CHRYZALD

 
Jesteśmy sami tutaj, zatem, bez obawy
Przed uchem ludzkiem, możem roztrząsać te sprawy;
Chcesz, abym jak przyjaciel serce ci otworzył?
Owóż, zamiar twój dla cię wielce mnie zatrwożył,
I, jakikolwiek obrót chcesz dać rzeczy całej,
Małżeństwo, to dla ciebie krok kaducznie śmiały.
 

ARNOLF

 
Pewnie, pewnie. Ty może znajdziesz w swoim domu
Dość przyczyn, by tych związków nie życzyć nikomu,
I swoje własne czoło chcesz mieć wiernym świadkiem,
Że rogi są małżeństwa niechybnym dodatkiem.
 

CHRYZALD

 
Od losu zrządzeń nikt się pewnie nie ustrzeże,
I głupstwem mi się zdają starania w tej mierze;
Lecz, gdy drżę o cię, to dla tej furii zażartej,
Z jaką ścigały mężów drwinki twe i żarty;
Wiesz sam, że zły czy dobry, daleki czy bliski,
Każdy z kolei znosił twych szyderstw pociski;
Że największą rozkoszą twą, wszędzie i zawsze,
Jest odsłaniać tajemne ich bóle najkrwawsze
I…
 

ARNOLF

 
                                     Pewnie. Gdzież bo znajdziesz na świecie krainę,
Gdzie by mężowie mieli większych dudków minę?
Czyż nie widzisz ich wkoło tysiączne odmiany,
A każdy najpotulniej liże własne rany?
Jeden zbiera majątek, którym żona raczy
Tych właśnie, co stawiają go w rzędzie rogaczy;
Drugi, szczęśliwszy nieco, w naiwności świętej,
Patrzy, jak żonka znosi do domu prezenty
I żadna go zazdrości troska nie udręcza,
Bo ona mówi, że je cnotom swym zawdzięcza.
Ten robi piekło próżne, groźne miny piętrzy;
Tamten wszystko znieść gotów dla zgody najświętszej,
I, widząc, jak się gaszek wprowadza do domu,
Nakłada czapkę i sam zmyka po kryjomu.
Jedna, w swoich szelmostwach przemądra podwika10,
Poczciwego mężulka ma za powiernika,
Ten zaś, słuchając zwierzeń jej niewinnej treści,
Współczuje jeszcze z gachem, co mu żonę pieści.
Druga, zbytków swych źródło przed swym mężem mieniąc,
Mówi, iż gra przynosi jej tak ładny pieniądz;
A mąż dziękuje Bogu i wiedzieć nie żąda,
Jak się taka gra zowie, no, i jak wygląda.
Słowem, gdzie spojrzeć, widzim satyrę gotową:
Możnaż więc, patrząc na to, nie uśmiać się zdrowo?
Czyż z naszych dudków…
 

CHRYZALD

 
                                     Owszem; lecz, zwykłą koleją,
Kto z drugich szydzi, łatwo zeń się w zamian śmieją.
I ja słyszę, co mówią; wiem, że świat jest gotów
Swem paplaniem natrząsać się z cudzych kłopotów.
Jednak, cokolwiek szepcą czujni bliźnich stróże,
Próżno byś głosu mego chciał słuchać w tym chórze.
Ja się noszę mniej górnie: i, choć nie mniej żywo
Ganię uległość mężów nazbyt pobłażliwą,
Choć wyznaję, że ścierpieć bym nie umiał zgoła,
Tego, co wielu wcale nie zachmurza czoła,
Nie pcham się między zasad surowych obrońce11;
Nieźle jest wiedzieć o tem, że kij ma dwa końce,
I lepiej nie ogłaszać w tak ostrym sposobie,
Ani: to zrobię, ani: owego nie zrobię.
Toteż, gdyby me czoło los, co wszystkiem włada,
Przystroił na kształt głowy mojego sąsiada,
Dzięki mojemu wzięciu12, mam pewną nadzieję,
Że jedynie po cichu ktoś się tam pośmieje;
A kto wie, może nawet mnie pociecha czeka,
Że jakaś dobra dusza powie: szkoda człeka.
Ale z tobą, mój kumie, to rzecz inna; azaż13
Sam nie widzisz, że karku diabelnie narażasz?
Ty, który za słabości choć najlżejszy pozór,
Na każdym tak ostrzyłeś swój zjadliwy ozór,
Coś się miotał na mężów niby bies kulawy,
Musisz się ostro trzymać, by nie pokpić sprawy;
Bo, jeśli choć najmniejszy powód dasz do drwinek,
Bądź pewny, że wywloką go bodaj na rynek,
I…
 

ARNOLF

 
                                     Mój kumie, zbyteczna twa cała nauka;
Musi wstać bardzo rano ten, co mnie oszuka.
Znam wszystkie owe sztuczki misterne i zdrady,
Któremi te kobietki mylą swoje ślady;
Że zaś w tej walce łatwo ich zręczności ulec,
Zawczasum się postarał o pewny hamulec
I głupota tej, którą dziś biorę za żonę,
Najlepszą memu czołu stanowi obronę.
 

CHRYZALD

 
Myślisz, że jej głupota zmienia rzeczy postać?
 

ARNOLF

 
Niech bierze głupią, kto sam głupcem nie chce zostać.
Wiem, że twa połowica ma rozumek duży;
Lecz rozum żony nic mi dobrego nie wróży,
I znam ja niejednego, co mu poszło w pięty,
Że wziął małżonkę nazbyt obfitą w talenty.
Ja na to będę szukał dowcipu14 u żony,
By nim miała napełniać zebrania, salony,
Lub też, wierszem i prozą równie wyszczekana,
Pięknoduchów, markizów przyjmować od rana,
Podczas gdy ja, pod nazwą męża swojej pani,
Stałbym wzgardzony w kącie, dla wszystkich zbyt tani?
Nie, nie; nie chcę rozumu, co pieje zbyt górnie,
I mąż żony autorki łatwo idzie w durnie.
Chcę, niechaj moja, z prostą, nie spaczoną głową,
Nie wie nawet, co znaczy rymowane słowo;
I, jeśli gra w „koszyczek”, pragnę tego dożyć,
Że, gdy się jej spytają: „I cóż ci weń włożyć?”
Niech powie bez namysłu: „Ciastko ze śmietaną!”
Słowem, niech będzie z wszelkich rozumów obraną,
I dosyć będzie umieć mojej przyszłej żonie
Modlić się, kochać męża i prząść na wrzecionie.
 

CHRYZALD

 
O żonie więc idiotce ty marzysz tak czule?
 

ARNOLF

 
Tak, że wolałbym raczej niemądrą brzydulę,
Niż piękność, którą zbytek rozumu obarczy.
 

CHRYZALD

 
Piękność i rozum…
 

ARNOLF

 
                                     Sama uczciwość wystarczy.
 

CHRYZALD

 
Ale skądże wymagać możesz od tej gąski,
By wiedziała, co znaczy cnota, obowiązki?
Nie mówiąc już, że nudnem musi być za katy
Mieć wciąż przy swoim boku taki twór skrzydlaty,
Czy ty w istocie mniemasz, że już możesz święcie
Kłaść swoje bezpieczeństwo na tym fundamencie?
Rozumna, pewnie, może zdeptać swoje śluby,
Lecz musi mieć przyczynę do zdrady tak grubej;
Głupia gotowa co dzień zstąpić z drogi cnoty,
Bez najmniejszej intencji, a nawet ochoty.
 

ARNOLF

 
Na te wywody zdrowy mój rozum odpowié
Co Pantagruel15 mówi imci Panurgowi:
Odradzaj głupią żonę mi ile w twej mocy,
Praw kazania, nauczaj aż do Wielkiej Nocy,
Sam się zdziwisz, gdy wreszcie ustaniesz na chwilę,
Żeś mnie tem nie przekonał, ot, ani na tyle.
 

CHRYZALD

 
Już nie mówię ni słowa.
 

ARNOLF

 
                                     Bo i o czem nie ma.
W małżeństwie, jak we wszystkiem, własne mam systema:
Jestem dosyć bogaty, aby, w pierwszym rzędzie,
Wybrać żonę, co wszystko mnie zawdzięczać będzie;
By nie mogła, przeze mnie wydobyta z nędzy,
Wymawiać mi swojego rodu ni pieniędzy.
Jej słodycz i rozsądek, w wieku czterech latek,
Sprawiły, żem wyróżnił ją wśród innych dziatek,
Widząc zaś, że u matki z grosiwem dość cienko,
Przyszło mi na myśl zabrać od niej tę maleńką;
Zaś poczciwa gosposia, na zamiar takowy,
Z wielką radością zdjęła sobie ciężar z głowy.
W małym klasztorku, z dala od świeckiego gwaru,
Dałem ją kształcić wedle własnego zamiaru:
To znaczy, zalecając najwłaściwsze środki,
Aby się z niej dochować zupełnej idiotki.
Bogu dzięki, udało się, jak zamierzałem,
I gdy wyrosła, tak ją niewinną ujrzałem,
Żem błogosławił niebu, iż mi pozwoliło
Urobić żonę wszystkim mym chęciom tak miłą.
Odebrałem ją przeto; że jednak w mym domu
Drzwi wciąż stoją otworem, licho tam wie komu,
Oddzielnie ją ukryłem, mając to na względzie,
W drugim domku, gdzie nikt mnie nachodzić nie będzie;
By zaś jej prawość niczem nie była skażona,
Trzymam z nią dwoje ludzi, tak głupich jak ona.
Spytasz mnie może: Na co ta cała opowieść?
Na to, aby ci mojej przezorności dowieść.
A wynik: wiedząc, żeś mi jest przyjaznym szczerze,
Dziś wieczór cię z nią razem proszę na wieczerzę;
Chcę, abyś sam nareszcie mógł widzieć ją z bliska,
I poznał, czy mój wybór godny pośmiewiska.
 

CHRYZALD

 
Więc zgoda.
 

ARNOLF

 
                                     Tam dopiero, wśród miłej ochoty,
Ocenisz jej osobę i wdzięk jej prostoty.
 

CHRYZALD

 
Co do tego, to, mimo te wszystkie powaby,
Które mi tu wyliczasz…
 

ARNOLF

 
                                     To obraz za słaby;
Bezustannie podziwiam tę czystość bez grzechu,
I czasem mi przychodzi wprost konać ze śmiechu.
Któregoś dnia (któż wierzyłby takiej prostocie?)
Przychodzi mnie się spytać, w ogromnym kłopocie,
Z wyrazem niewinności w licu niesłychanej,
Czy to prawda, że dzieci przynoszą bociany?
 

CHRYZALD

 
Cieszę się wielce, mości Arnolfie.
 

ARNOLF

 
                                     U diaska!
Kiedyż mnie już przestaniesz tak zwać, jeśli łaska?
 

CHRYZALD

 
Daruj, wciąż mi to imię jakoś wchodzi w drogę.
I pana na Rosochach w głowę wbić nie mogę.
Bo też i co za diabeł, z czyjego wyroku,
Każe ci zmieniać imię po czterdziestym roku?
Od lichego folwarczku, co go znam od dziecka,
Przezywać się dla świata, niby tak, z szlachecka?
 

ARNOLF

 
Mam ci po temu prawa, aby mnie tak zwano;
Przy tem wolę to imię, niż Arnolfa16 miano.
 

CHRYZALD

 
Iluż ludzi dziś ojców zacne imię drażni,
I inne sobie kleją z czystej wyobraźni!
Doprawdy, z tym nałogiem to boskie skaranie;
I, choć ciebie nie tyczy się to porównanie,
Znam chłopka, co go Pietrkiem zwano między swemi,
I co, będąc dziedzicem aż pół morga ziemi,
Błotnym rowem otoczył ten majątek pański
I szumnie kazał wołać się per „pan Wyspiański”17.
 

ARNOLF

 
O twe mądre przykłady niewiele ja stoję.
Bądź co bądź, Rosochacki jest nazwisko moje;
Podoba mi się; przy tem mam inne powody,
I drażni mnie, kto zwie mnie podług dawnej mody.
 

CHRYZALD

 
Nie wszyscy to przyjmują równie oczywiście;
I nieraz nawet adres spostrzegam na liście…
 

ARNOLF

 
Kto nie wie o tem, może tak poczynać ze mną,
Lecz ty…
 

CHRYZALD

 
                                     Dobrze; nie będziem kłócić się daremno.
Będę się starał skłonić mój język zbyt płochy,
Aby sobie przyswoił wreszcie te Rosochy.
 

ARNOLF

 
Do widzenia. Na chwilkę tu wstąpię, nie dłużej;
Muszę powiedzieć małej, żem wrócił z podróży.
 

CHRYZALD

na stronie, odchodząc:

 
Słowo daję, ten człowiek to wariat skończony.
 

ARNOLF

sam:

 
Na pewnych punktach on jest nieco pomylony.
Dziwna rzecz, że nie spotkasz na świecie człowieka,
Który by nie miał we łbie jakowegoś ćwieka!
Puka do drzwi. Hej tam!
 

SCENA DRUGA

ARNOLF, GRZELA i AGATKA wewnątrz.

GRZELA

 
Kto puka?
 

ARNOLF

 
                                     Otwórz.
 

Na stronie:

 
                                     To im radość sprawię;
Wszakże mnie nie widzieli dni już dziesięć prawie.
 

GRZELA

 
Kto idzie?
 

ARNOLF

 
                                     Ja.
 

GRZELA

 
                                     Agatko!
 

AGATKA

 
                                     Hę?
 

GRZELA

 
                                     Ktoś do drzwi puka.
 

AGATKA

 
Idź, otwórz.
 

GRZELA

 
                                     Ty idź.
 

AGATKA

 
                                     Pewnie! Mądra z ciebie sztuka!
 

GRZELA

 
Ja też nie pójdę.
 

ARNOLF

 
                                     Nuże! Przez te wasze kłótnie
Ja będę stał na dworze? No! puszczajcie, trutnie!
 

AGATKA

 
Kto puka?
 

ARNOLF

 
                                     Pan twój.
 

AGATKA

 
                                     Grzela!
 

GRZELA

 
                                     Co?
 

AGATKA

 
                                     To pan szturmuje.
Otwórz prędko.
 

GRZELA

 
                                     Ty otwórz.
 

AGATKA

 
                                     Ja ognia pilnuję.
 

GRZELA

 
Ja muszę wróbla trzymać, bo się kota trwoży.
 

ARNOLF

 
Ejże! Kto z was w tej chwili drzwi mi nie otworzy,
Czterodniowym go postem w nagrodę ucieszę.
Ha!
 

AGATKA

 
I po cóż ty lecisz, kiedy ja już spieszę?
 

GRZELA

 
O! czemuż ty, a nie ja? Jaka mi mądrala!
 

AGATKA

 
Usuń się stąd.
 

GRZELA

 
                                     Ej, radzę, trzymaj mi się z dala.
 

AGATKA

 
Ja chcę mu drzwi otworzyć.
 

GRZELA

 
                                     Ja otworzę, nie ty.
 

AGATKA

 
Nie otworzysz.
 

GRZELA

 
                                     I ty nie.
 

AGATKA

 
                                     Ani ty. O, rety!
 

ARNOLF

 
Nuże, wy! bo już w palcach dostaję świerzbiączki!
 

GRZELA

wchodząc:

 
Ja, panie, otworzyłem, ja.
 

AGATKA

wchodząc:

 
                                     Całuję rączki,
To ja…
 

GRZELA

 
                                     Ej, gdyby nie mój szacunek dla pana,
Ja bym cię…
 

ARNOLF

ugodzony przez Grzelę:

 
Ech!
 

GRZELA

 
                                     Przepraszam.
 

ARNOLF

 
                                     Widzicie bałwana!
 

GRZELA

 
To przez tę szelmę, panie.
 

ARNOLF

 
                                     Cicho mi oboje.
Dosyć głupstw; odpowiadać na pytania moje.
Cóż, Grzela, jakże miewa się kompania cała?
 

GRZELA

 
Mamy się, panie…
 

Arnolf zdejmuje Grzeli kapelusz z głowy.

 
                                     Mamy…
 

Arnolf zdejmuje mu znowu kapelusz.

 
                                     Mamy… Bogu chwała,
Mamy się…
 

ARNOLF

zdejmując Grzeli po raz trzeci kapelusz i rzucając na ziemię:

 
                                     A to bydlę! To rzecz niesłychana!
Jak śmiesz z kapciuchem na łbie przemawiać do pana?
 

GRZELA

 
Tak; co słusznie, to słusznie.
 

ARNOLF

do Grzeli:

 
Wołaj, gdzie Aneczka.
 
6.zbawić – tu: pozbawić. [przypis edytorski]
7.Pomysł do tego dialogu, lub, jeśli kto woli, komedyjki, przyszedł mi do głowy po drugim czy trzecim przedstawieniu sztuki. – X. Dubuisson: sztuka, o której mowa, to zapewne Panegiryk Szkoły żon, ogłoszony drukiem w kilka lat później. [przypis tłumacza]
8.Krytyka – Molier ma na myśli Krytykę szkoły żon, wystawioną w kilka miesięcy później. [przypis tłumacza]
9.Arnolf – rolę Arnolfa grał Molier; Anusię (w oryg. Agnès, Agnieszka) grała panna de Brie. [przypis tłumacza]
10.podwika (daw.) – młoda kobieta, dziewczyna. [przypis edytorski]
11.obrońce – dziś popr. forma B. lm: obrońców. [przypis edytorski]
12.wzięcie – tu: dobre stosunki ze znajomymi, pozycja towarzyska. [przypis edytorski]
13.azaż (daw.) – czyż. [przypis edytorski]
14.dowcip – tu daw.: inteligencja, bystry umysł. [przypis edytorski]
15.Pantagruel, Panurg – postacie z satyrycznej powieści Rabelego p. t. Gargantua i Pantagruel. [przypis tłumacza]
16.wolę to imię, niż Arnolfa – w dawnej tradycji francuskiej, św. Arnolf uchodził za patrona zdradzonych mężów. [przypis tłumacza]
17.pan Wyspiański – jest to, zdaje się, satyra na Tomasza Corneille, miernego pisarza a brata wielkiego tragika, który przybrał do nazwiska przydomek l'Isle (z Wyspy). [przypis tłumacza]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
80 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 3 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,5, 4 oylamaya göre