Kitabı oku: «Próby. Księga pierwsza», sayfa 21

Yazı tipi:

Rozdział XXXIX. Uwagi nad Cyceronem

Jeszcze jeden rys ku porównaniu tych dwu par. Można znaleźć w pismach Cycerona i Pliniusza481 (mało odbiegającego, mym zdaniem, od natury swego wuja) niezliczone świadectwa natury nad miarę ambitnej; między innymi to, iż jawnie, wobec całego świata, wspominają się u historyków swego czasu, aby nie przepomnieli ich w swoich regestrach. Fortuna, jakby na przekór, dała przetrwać aż do naszego wieku tym dokumentom próżności, podczas gdy dawno zagubiła same owe historie. Ale co przekracza wszelką miarę małości serca to to, aby osoby tej rangi chciały czerpać główną swą chwałę w paplarstwie i gadaninach. Ba, obracają do tego pięknego celu nawet prywatne listy do przyjaciół; tak iż zgoła te, dla których minął czas wysłania, mimo to dali ogłosić, z tą godną wymówką iż nie chcieli tracić czasu i trudu na marne. Ha! bardzo w istocie przystoi dwom konsulom rzymskim, najwyższym urzędnikom Rzeczypospolitej, władczyni całego świata, obracać swe wywczasy na układanie i trefienie nadobnych listeczków, aby stąd ciągnąć chwałę, iż dobrze rozumieją język swoich mamek! Cóż by mógł gorszego uczynić prosty bakałarz, zarabiający tym kształtem życie? Gdyby czyny Ksenofona i Cezara nie przewyższyły o wiele ich wymowy, nie sądzę, aby je byli kiedykolwiek spisali: chodziło o to, aby zalecić nie swoje słówka lecz postępki. I gdyby doskonałość w rymowaniu wyrazów mogła przyczynić jakiejkolwiek przystojnej chluby wielkiej osobie, z pewnością Scypion i Leliusz nie byliby oddali chwały swych komedii i wszystkich wdzięków i rozkoszy wybornej łacińskiej mowy wyzwoleńcowi afrykańskiemu: że to bowiem dzieło było ich ręki, dosyć dowodzi piękność jego i doskonałość, i Terencjusz sam to przyznaje; przykrość by mi wyrządził, kto by mnie chciał wyzuć z tej wiary.

To są istne drwiny i zniewaga chcieć podnosić wartość człowieka przymiotami nieprzystojnymi jego randze, choćby skądinąd godne były pochwały; jak również przymiotami, które nie powinny być u niego główne. To tak, jak gdyby kto chwalił króla, że jest dobrym malarzem albo architektem, albo nawet dobrym puszkarzem, albo że dobrze goni do pierścienia. Te pochwały nie przynoszą zaszczytu, chyba że się je przyrzuca w tłumie innych i po tych, które mu są właściwe; a tymi są: sprawiedliwość i umiejętność władania krajem w wojnie i pokoju. W ten sposób biorąc, przynosi Cyrusowi zaszczyt jego znajomość rolnictwa, a Karolowi Wielkiemu wymowa i świadomość nauk. Widywałem za mego czasu osobistości, które ze sztuki pisania czerpały swoje tytuły i zaszczyty, później zasię wypierali się swojej nauki, tępili pióro i udawali pospolite szlacheckie nieuctwo, żądni szukać chluby w dostojniejszych przymiotach. Towarzysze Demostenesa posłujący z nim do Filipa, chwalili owego książęcia, iż jest piękny, wymowny i tęgi bibuła482: na co Demostenes powiadał, iż te pochwały radziej483 przystałyby białej głowie, kauzyperdzie i gąbce, niźli królowi484:

 
Imperet bellante prior, iacentem
                Lenis in hostem485.
 

To nie jest jego rzemiosło być tęgim myśliwcem albo dobrym tancerzem:

 
Orabunt causas alii, coelique meatus
Describent radio, et fulgentia sidera dicent;
Hic regere imperio populus sciat486.
 

Plutarch powiada więcej: iż okazywać się tak wybornym w podrzędnych sprawach, znaczy dawać przeciw sobie świadectwo, że się źle gospodarowało czasem i nauką, którą raczej należało obrócić na rzeczy bardziej potrzebne i użyteczne. Filip, król Macedonii, usłyszawszy wielkiego Aleksandra, swego syna, jak śpiewał na jakimś festynie, zawstydzając najlepszych muzyków: „Czy się nie wstydzisz – rzekł – śpiewać tak dobrze?”. A znowuż Filipowi, gdy spierał się z pewnym muzykiem o jego sztukę: „Niech was Bóg broni, panie – rzekł tamten – aby się wam kiedy przygodziło487 lepiej pojmować te rzeczy ode mnie!”. Król powinien móc odpowiedzieć, jak Ifikrates odpowiedział mówcy, który go w ten sposób przypierał do muru: „I cóż! Czym żeś ty jest, aby się nieść tak górnie? czyś jest żołnierzem? łucznikiem? oszczepnikiem?” – „Nie jestem; ale jestem ów, który umie rozkazywać wszystkim tamtym”. Antystenes czerpie w tym dowód niewielkiej dzielności Ismeniasza, iż go chwalono jako wybornego fletnistę.

To wiem, iż kiedy słyszę, jak się ktoś rozwodzi nad językiem tych Prób, wolałbym, aby zmilknął: taka pochwała nie tyle podnosi słowa, ile poniża sens, i to tym złośliwiej i podstępniej. Nie sądzę wszelako, aby się znalazło wielu pisarzy, którzy by w swym przedmiocie dawali więcej treści, i aby w jakimkolwiek rozumieniu (niechby były złe albo dobre) jaki pisarz posiał myśli na papierze bogaciej lub przynajmniej gęściej. Aby pomieścić ich więcej, traktuję przedmioty jeno po główkach; gdybym chciał doczepić resztę, musiałbym tom ten wielekroć pomnożyć. A ile rozsiałem tu historii, które ledwie że mówią słowo, a które, gdyby zapuścić się w nie nieco głębiej, dałyby niezliczoną ilość tematu dalszych Prób? I historie moje, i cytacje, nie zawsze służą jeno po prostu za przykład, autorytet lub ozdobę. Nie sam tylko użytek, jaki z nich dobywam określa ich wartość. Często poza moim przedmiotem, zawierają one nasienie bogatszej i śmielszej treści; często obok głównego tonu bardziej delikatny odcień i dla mnie, gdy nie chcę w danym miejscu wyrazić się jaśniej, i dla tych, którzy nastawią się do mego stroju.

Wracając do cnoty pięknego mówienia: nie widzę wielkiej różnicy między tym, który umie mówić tylko licho, a tym, co nie umie nic więcej, jak tylko dobrze mówić. Non est ornamentum virile, concinnitas488. Mędrcy powiadają, że co się tyczy wiedzy, jedynie filozofia, co się zaś tyczy działania, jedynie cnota powszechnie jest pożyteczna we wszelkich stopniach i dla każdego stanu.

Jest coś podobnego w owych dwóch filozofach489: oni bowiem też przyrzekają wieczne trwanie listom, które piszą do przyjaciół: ale czynią to w inny sposób, naginając się z dobrych pobudek do próżności drugich. Piszą im, że jeśli troska o pamięć i sławę przyszłych wieków zatrzymuje ich jeszcze w zgiełku świata i każe się obawiać błogosławionej samotności i ustronia, tedy mogą być spokojni: dość mają (owi filozofowie) uważania u potomności, aby ich upewnić, że chociażby tylko przez swoje listy zyskają imię równie głośne i sławne, jakby to mogli osiągnąć przez sprawy publiczne. Ale poza tą różnicą zważmy, iż nie są to listy puste i bezkrwiste, trzymające się jeno misternym doborem słów i wdzięczną kadencją; jeno przeciwnie, pełne i nadziane zdaniami głębokiej mądrości; przez które zdania staje się człek nie wymowniejszym, ale roztropniejszym, i które uczą nas nie dobrze mówić, ale dobrze czynić. Do diaska z elokwencją, która budzi podziw dla siebie samej, nie dla rzeczy! Chyba że powiemy, iż wymowa Cycerona sięga takiego stopnia doskonałości, że sama w sobie czerpie treść i wagę.

Dołączę jeszcze opowiastkę, którą czytamy o nim w tym przedmiocie, aby już namacalnie dać poznać jego charakter. Otóż miał raz przemawiać publicznie, a nie stało mu czasu, aby się przygotować do woli. Wśród tego Eros, jeden z niewolników, przyniósł wiadomość, że zgromadzenie odwołano do następnego dnia: z czego Cycero był tak rad, iż darował mu wolność za tę dobrą nowinę490.

Kiedy mowa o listach, pozwolę sobie dodać, iż jest to sztuka, do której, jak twierdzą przyjaciele, nie brak mi talentu491: i chętnie obrałbym tę formę dla wyrażenia swych rojeń, gdybym miał do kogo mówić. Trzeba by mi (jak to miałem niegdyś) niejakiego wspólnego porozumienia, które by mnie pociągało, krzepiło i podnosiło. Tak gadać w powietrze, jak niektórzy czynią, umiałbym chyba we śnie; toż samo kować492 zmyślone imiona, aby mówić o poważnych rzeczach; jestem bowiem zajadłym wrogiem wszelkiego fałszerstwa. Czułbym się o wiele uważniejszy i pewniejszy, gdybym kierował te słowa pod adresem jednego dobrego przyjaciela, niźli mając przed oczyma mieniące się oblicze publiki: i bardzo snać493 mylę się co do siebie, jeśliby mi się tym samym lepiej nie powiodło. Mam z natury styl żartobliwy i swobodny, ale to jest forma poufna, nieodpowiednia do publicznych negocjacji; jako w ogóle język mój jest nadto zwięzły, nieporządny, urywany, osobny. Nie rozumiem się na sztuce owych ceremonialnych listów, które nie mają innej treści, jak jeno przepych uprzejmych wyrazów. Nie czuję ani zdatności, ani smaku do tych długich nastręczań się z przyjaźnią i służbą; zbywa mi w tym cokolwieczek wiary, a nierad mówię coś ponad to, w co istotnie wierzę. Jestem w tym bardzo oddalony od obecnego zwyczaju; nigdy bowiem chyba nie kwitło tak szpetne i służalcze poniewieranie owych wielkich zaklęć: Życie, Dusza, Oddanie, Uwielbienie, Sługa, Niewolnik, te słowa obiegają tak powszechnie, że kiedy się chce wyrazić osobliwsze dla kogoś chęci i szacunek, nie ma już na to słów ani sposobu.

Śmiertelnie nienawidzę wszelkiego cienia pochlebstwa; stąd łacno wpadam w mowę suchą, zwięzłą i szorstką, która, o ile mnie kto nie zna skądinąd, trąci nieco lekceważeniem. Najwięcej świadczę szacunku tym, których najmniej szanuję; tam zaś, gdzie dusza moja spieszy z wielką radością, tam zapominam miarkować krok przystojnie; ofiaruję się sucho i dumnie tym, którym oddałem się z wyboru, i najmniej tym, którym najwięcej czuję się oddany. Zda mi się, że powinni czytać w moim sercu, i że słowa przyniosłyby tu uszczerbek uczuciom. Co się tyczy pozdrowień, pożegnań, dziękowań, pokłonów, przedkładania służb i tym podobnych obfitych w słowa ceremonialnych prawideł uprzejmości, nie znam człowieka jałowszego w tym ode mnie. Nie zdarzyło mi się wymęczyć listu z owymi oświadczeniami i poleceniami, iżby ten, do którego był przeznaczony, nie znalazł go suchym i niedbałym. Włosi byli zawżdy wielkimi mistrzami w układaniu listów; mam ich ze sto rozmaitych tomów; listy Hanibala Karo zdadzą mi się najlepsze. Gdyby istniał gdzie jeszcze ów plik papieru, na którym kleciłem niegdyś piękne słówka dla dam, kiedy to rękę moją wiodła w istocie szczera namiętność, znalazłaby się w nich może jakaś stronica godna udzielenia próżniaczej młodzieży opętanej podobnym szaleństwem. Zwykłem pisywać listy w ostatniej chwili, można rzec pod trąbką pocztyliona i tak pośpiesznie, iż mimo że bazgrzę bardzo szpetnie, wolę już pisać własną ręką, niż uciec się do cudzej, nikt by mi bowiem nie nadążył; i nigdy nie przepisuję. Przyzwyczaiłem wielkie osoby, które mnie znają, cierpieć kreślenia i mazania, i papier bez krajuszka i byle jak złożony. Najmniej warte są te listy, których pisanie kosztuje mnie najwięcej. Gdy mi trzeba głowę sobie łamać, znak to, że rzecz nie płynie z serca. Zaczynam rad bez planu; pierwszy wiersz rodzi następny. Dzisiejsze listy obfitsze są zazwyczaj w ozdoby i przedmowy niż w treść. Co do mnie, lżej mi przychodzi napisać dwa listy, niż złożyć po formie i zapieczętować jeden; toż zwykle zdaję ten trud komuś drugiemu. Tak samo kiedy wyczerpię już treść, chętnie zostawiłbym drugiemu przyczynienie owych długich przemów, służb i zaleceń, jakimi okrasza się koniec listu. Pragnąłbym, aby jakowaś nowa moda zwolniła nas od tego, tak samo jak od wypisywania na czele listu wszystkich tytułów i godności, przeciw którym by w czym nie wykroczyć, nieraz wolałem zaniechać pisania listu, zwłaszcza do dygnitarzy sądowych i finansowych: tyle tam odmian w godnościach, tak trudne rozróżnienie i porządek rozmaitych zaszczytnych tytułów, które zbyt drogo nabyto, aby je można bez obrazy przepomnieć494 lub pomieniać495. Tak samo niesmaczne wydaje mi się zdobić nimi czoło i tytuł książek, które dajemy drukować.

Rozdział XL. Iż poczucie dobrego i złego zależy w znacznej mierze od naszego o tym mniemania

Starożytna sentencja grecka powiada, iż ludzi dręczy mniemanie, jakie mają o rzeczach, a nie rzeczy same496. Byłoby to wielką zdobyczą dla ulżenia nędznej ludzkiej kondycji, gdyby kto mógł ustalić i rozpowszechnić prawdę tego twierdzenia. Jeśli zło ma przystęp jedynie drogą naszego sądu, zdaje się, że jest w naszej mocy gardzić nim albo przekształcić na dobre. Jeśli rzeczy zdane są na naszą łaskę, czemuż nie mielibyśmy ich zażywać lub też przysposabiać wedle naszej korzyści? Jeśli to, co nazywamy złem albo cierpieniem, nie jest ani złem, ani cierpieniem samo w sobie, jeno tylko wyobraźnia nasza daje mu tę własność, w naszej jest mocy ją odmienić; i skoro możemy w tym wybierać, jeśli nie niewoli nas żaden przymus, osobliwi z nas zaiste szaleńcy, aby się upierać przy zapatrywaniach najbardziej nam dotkliwych i dawać chorobie, ubóstwu i hańbie smak zły i cierpki, skoro możemy dać im dobry i skoro los dostarcza jedynie materii, do nas zasię należy nadać jej kształt i formę. Owo zobaczmyż, czy da się utrzymać zdanie, że to, co nazywamy złem, nie jest nim samo w sobie; albo przynajmniej, iż czym bądź jest, od nas zależy dać mu inny smak i postać (co wychodzi w gruncie na jedno).

Gdyby zasadnicza istota rzeczy, których się obawiamy, miała zdolność objawiać się nam własną siłą, objawiałaby się jednako i podobnie wszystkim: ludzie bowiem są wszyscy z jednego gatunku i, z małymi różnicami, opatrzeni jednakimi narządami i zmysłami dla pojmowania i sądzenia. Ale rozmaitość mniemań, jakie mamy o rzeczach ukazuje jasno, że wchodzą w nas one jedynie przekształcone i zaprawione. Ten i ów przypadkowo może je ogarnąć w ich prawdziwej istocie, ale tysiąc innych daje tym samym rzeczom nową i odmienną postać. Uważamy śmierć, cierpienie i ból za naszych głównych wrogów. Owo tę śmierć, którą jedni nazywają rzeczą „ze straszliwych najstraszliwszą”, któż nie wie, że drudzy zowią ją „jedynym portem od cierpień życia, najwyższym dobrem natury, jedyną rękojmią naszej wolności, powszechnym i rychłym lekarstwem na wszystkie cierpienia”? I gdy jedni czekają jej drżący i przerażeni, drudzy znoszą ją łatwiej niż życie; co więcej, skarżą się na jej zbytnią łatwość:

 
Mors, utinam pavidos vitae subducere nolles,
Sed virtus te sola daret 497!
 

Owo zostawmy na stronie te tak wspaniałe serca. Teodor odpowiedział Lizymachowi grożącemu, że go zabije: „Wiele zaiste dokażesz, iż uczynisz to, co potrafi i złośliwa mucha!”. Widzimy, iż większość filozofów albo uprzedziła z rozmysłu, albo też przyśpieszyła i przypomogła swą śmierć. Iluż widzi się zwyczajnych ludzi, którzy prowadzeni na śmierć, i to nie na śmierć zwykłą, ale połączoną z hańbą, a niekiedy z dotkliwym cierpieniem, okazują bądź przez upór, bądź przez naturalną tępotę, taki spokój ducha, iż nie spostrzega się w nich żadnej zgoła odmiany498; porządkują sprawy domowe, zalecają się przyjaciołom, śpiewają, przemawiają do ludu, ba, nawet wtrącają niekiedy jakieś trefne słówka i przepijają do znajomych, nie gorzej od Sokratesa?

Pewien człowiek prowadzony na szubienicę powiadał, „aby się nie ważono wieść go przez taką a taką ulicę, iżby snać kupiec nie przycapił499 go z powodu starego długu”. Inny powiadał do kata, „aby mu przypadkiem nie tykał szyi, bardzo bowiem jest łaskotliwy i zacząłby podrygać500 nieprzystojnie od śmiechu”. Inny odpowiedział spowiednikowi, który przyrzekał mu, iż tego dnia będzie wieczerzał ze Zbawicielem: „Idźcie tedy, ojcze, za mnie: ja dziś poszczę”. Inny, gdy żądał pić, zasię kat napił się pierwszy, rzekł, iż nie chce pić po nim z obawy przed przymiotem501. Każdy słyszał powiastkę o owym Pikardczyku: gdy już był na drabinie, przyprowadzono mu dziewkę z tym, że (jak prawo zezwala niekiedy) jeśli zechce ją poślubić, darują mu życie: zasię on, przyjrzawszy się nieco i spostrzegłszy, że kuleje: „Ciągnij! ciągnij! – rzekł – nic mi po kuternodze”. Toż samo opowiadają, iż w Danii pewien człowiek skazany na ucięcie głowy, będąc na rusztowaniu i mogąc się ocalić w podobny sposób, odmówił, gdyż dziewka, którą mu ofiarowano, miała zapadłe policzki i nos zbyt spiczasty. Pewien pachołek w Tuluzie oskarżony o herezję za całą rację swego wierzenia powoływał się na to, iż jest to wiara jego pana, młodego szkolarza uwięzionego wraz z nim; i chętniej wolał zginąć, niż dać się przekonać, by jego pan mógł błądzić. Czytamy o mieszkańcach miasta Arrasu, wówczas gdy król Ludwik jedenasty je zdobył, iż znalazła się między ludem znaczna liczba takich, którzy raczej dali się powiesić, niżby mieli wołać: niech żyje król!

Toż między owymi niskimi duszami błaznów dworskich byli tacy, którzy nie chcieli poniechać swego trefnowania nawet w obliczu śmierci. Jeden, gdy go kat właśnie strącał z drabinki, zawołał: „Daj Boże zdrowie”, co było jego zwyczajne porzekadło. Drugi, gdy go wydającego ostatni dech ułożono przy ogniu na słomie, lekarz zaś pytał, gdzie mieści się jego choroba, odpowiedział: „między ławą a kominem”: a gdy ksiądz, mając mu udzielić ostatnich olejów, szukał jego stóp, które miał zwinięte i skurczone od bólu, rzekł: „Znajdziecie je na końcu nóg”. Tego, kto go upominał, aby się polecił Bogu, spytał: „Kto się tam wybiera?”, zasię gdy drugi odpowiedział: „ty, i to niebawem, jeśli taka jego wola”, odparł: „a czy zajdę tam na jutro wieczór?” – „Poleć mu się tylko, znajdziesz się przed nim już rychło”. – „Tedy lepiej będzie – odparł – gdy mu sam zaniosę swoje służby”.

W królestwie Narsyngii dziś jeszcze żony tamecznych kapłanów grzebie się żywcem z ciałami mężów: wszelkie inne niewiasty pali się podczas ceremonii pogrzebu małżonka, co znoszą nie tylko mężnie, ale wesoło. Przy śmierci króla żony jego i nałożnice, wszyscy jego ulubieńcy, oficerowie i słudzy, których jest cała gromada, cisną się radośnie w ogień, na którym płonie ciało, uważając sobie za wielki zaszczyt towarzyszyć w tym panu.

Podczas naszych ostatnich wojen w Mediolanie i tylu kolejnych i sprzecznych obrotów lud sprzykrzony częstymi odmianami fortuny oswoił się tak ze śmiercią, iż (wiem to ze świadectw mego ojca) więcej niż dwudziestu i pięciu obywatelów502 zbawiło się własną ręką życia w jednym tygodniu. Oto wypadek zbliżony do rezolucji Ksantyńczyków: którzy, oblegani przez Brutusa, popadli wszyscy bez różnicy, mężowie, niewiasty i dzieci, w tak szaloną żądzę śmierci, iż wszystko, co zazwyczaj czyni się dla ocalenia życia, oni czynili dla ucieczki przed nim: tak iż z wielkim trudem Brutus zdołał ocalić ledwie małą garstkę.

Wszelkie mniemanie dość ma siły, aby się mogło człowiekowi stać droższe niż życie. Pierwszym artykułem owej wielkodusznej przysięgi, którą Grecja złożyła (i dotrzymała jej) w wojnie medyjskiej, było: iż każdy zmieni raczej życie na śmierć niż własne prawa na perskie. W wojnach między Turcją a Grecją, iluż godzi się chętniej na bardzo dotkliwą śmierć, niżby się mieli wyrzec obrzezania, a dać się ochrzcić? Nie ma religii, która by nie mogła dostarczyć takich przykładów.

Gdy królowie Kastylii wygnali ze swoich ziem Żydów, król Jan Portugalski sprzedał im za osiem talarów od głowy czasowe schronienie w swym państwie; pod tym warunkiem, że w oznaczonym terminie mają je opuścić; zarazem przyrzekł dostarczyć statków, które ich przewiozą do Afryki. Nadszedł dzień, z upływem którego mocą umowy ci, którzy nie usłuchają, mieli popaść w niedolę. Owo dostarczono im okrętów bardzo skąpo. Tych, którzy na nie wsiedli, traktowała załoga bardzo surowo i szpetnie; prócz innych bezeceństw, wozili ich po morzu tam i sam, póki nie zjedli wszystkich zapasów: zaczem zmuszeni byli kupować je od tamtych tak drogo i tak długo, aż wysadzono ich na ląd wprost w samych koszulach. Gdy wieść o tym okrucieństwie doszła do innych, którzy czekali na lądzie swej kolei, większość namyśliła się na niedolę; niektórzy okazali gotowość do zmiany religii. Emanuel, następca Jana, doszedłszy do rządów, wypuścił ich zrazu na wolność; później, zmieniając zamiar, kazał im wyjść ze swoich ziem, wyznaczając w tym celu trzy porty. Spodziewał się, powiada biskup Ozoriusz (nie byle jaki historyk łaciński naszych czasów), że skoro łaska wolności, jaką ich obdarzył, nie zdołała ich nawrócić na chrześcijaństwo, może lęk wystawienia się na łupiestwo marynarzy i opuszczenia kraju (w którym posiadali wielkie bogactwa), aby wędrować kędyś w strony obce i nieznane, doprowadzi do tego celu. Gdy go zawiodła ta nadzieja i ujrzał, że wszyscy gotują się do odjazdu, odjął dwa porty z tych, które im był przyrzekł, a to iżby długość i uciążliwość przeprawy odwiodła od niej niektórych, i aby miał sposób zgromadzenia wszystkich w jedno miejsce dla dogodniejszego przeprowadzenia egzekucji, jaką postanowił. Rozkazał mianowicie, aby wydarto z rąk ojców i matek wszystkie dzieci niżej czternastu lat i aby z dala od widoku i towarzystwa rodziców przeniesiono je w miejsce, gdzie by były ćwiczone w naszej religii. Powiadają, iż postępek ten wywołał straszliwe widowisko: wrodzone przywiązanie między rodzicami a dziećmi, a co większa, gorliwość ich w dawnej wierze, stanęły dęba przeciw temu okrutnemu nakazowi. Widziano mnogość ojców i matek, jak sobie odbierali życie lub z jeszcze straszliwszą determinacją wrzucali wiedzeni miłością i współczuciem nieletnie swe dzieci do studzien, aby je umknąć temu prawu. Zresztą, gdy termin naznaczony upłynął, pozbawieni wszelkich środków do życia, zdali się z powrotem w niewolę. Niektórzy przyjęli chrześcijaństwo; dziś jeszcze wszelako, po stu latach, Portugalczycy mało mają ufności w szczerą wiarę ich albo ich potomstwa, mimo iż w takich przeobrażeniach nawyk i długi upływ czasu silniej działają od wszelkiego przymusu.

W mieście Castelnau Darry pięćdziesięciu albigeńskich heretyków ścierpiało jednomyślnie, z niezłomną odwagą, aby ich spalono żywcem na stosie, raczej niżby się mieli zaprzeć swej wiary. Quoties non modo ductores nostri, powiada Cycero, sed universi etiam exercitus ad non dubiam mortem concurrenint503? Widziałem kogoś z moich bliskich przyjaciół, jak biegł tak wprost na śmierć, z zapałem szczerym i umocnionym w sercu przez rozmaite przekonania, których nie umiałem w nim osłabić; za pierwszą okazją, która mu się nastręczyła przybrana w blaski chwały, rzucił się w nią bez żadnej konieczności, pędzony jakoby ostrym i piekącym głodem. Wiele mamy w naszych czasach takich przykładów. Widywano zgoła dzieci, jak z obawy jakiejś lekkiej przykrości zadawały sobie śmierć. Ku temu też zmierza ów starożytny, mówiąc: „czegóż nie będzie się trzeba obawiać, jeśli mamy się obawiać tego, co tchórzostwo samo obrało za swą ucieczkę i schronienie?”.

Nigdy bym nie skończył, gdybym chciał tu wyliczać osoby wszelkiej płci i stanów, i wszystkich sekt, w najszczęśliwszych wiekach, które albo oczekiwały śmierci mężnie, albo szukały jej własnowolnie i to nie tylko, aby uciec przed jakąś niedolą, ale nieraz po prostu przed sytością życia; inni znów przez nadzieję lepszego bytu. Liczba ich jest tak nieskończona, że w istocie mniej miałbym roboty z wyliczeniem tych, którzy się jej obawiali. To jedno przyczynię: Pyrron filozof, znalazłszy się w czas wielkiej burzy na statku, dodawał najbardziej wystraszonym w ten sposób odwagi, iż ukazywał im za przykład świnię, która była na okręcie, zgoła nietroskająca się nawałnicą. Czyż odważymy się powiedzieć, iż tę przewagę rozumu, którą się tyle pysznimy i dla której uważamy się za panów i władców stworzenia, dano nam jeno dla naszej męki? Na co się zda znajomość rzeczy, jeśli stajemy się przez nią tchórzliwsi? jeśli wytrąca nam ona spokój i bezpieczeństwo, jakich byśmy zażywali inaczej? Jeśli nas stawia w stan żałośliwszy niż świnię Pyrrona? Rozumu, który w nas włożono dla naszego większego dobra, czyż mamy używać dla własnej niedoli? Mamyż w ten sposób zwalczać zamiar natury i powszechny porządek, który żąda, by każdy posługiwał się swymi narzędziami i środkami dla własnego pożytku?

Dobrze, powie mi ktoś, twoja reguła dobra jest dla śmierci, ale co powiesz o ubóstwie? o cierpieniu? które Arystyp, Hieronimus i większość mędrców osądzili jako największe zło: ci zaś, którzy przeczyli temu słowem, potwierdzali w uczynkach. Pozydoniusza srodze nękanego ostrą i dotkliwą chorobą odwiedził Pompejusz: zaczem gdy wymawiał się, iż tak niewczesną obrał godzinę, aby posłuchać jego filozofii, odrzekł Pozydoniusz: „Niech mnie Bóg broni, aby ból miał tyle na mnie zyskać, by mi przeszkodził rozprawiać o nim”. Jakoż zwrócił rozmowę właśnie na przedmiot tyczący wzgardy dla cierpienia; ale tymczasem ono robiło swoje i doskwierało mu nieustannie; na co wykrzyknął: „Daremnie siłujesz się, bólu, i tak nie powiem o tobie, iżbyś był złem504”. Ta opowieść, z którą się tak obnoszą, i w czymże dowodzi wzgardy dla cierpienia? To jeno puste słowa: jeśli dolegliwości nie wzruszają go zgoła, czemu przerywa swe rozprawy? czemu mniema, iż wiele wymoże na sobie, nie nazywając ich złem? Tu już nie wszystko polega na wyobrażeniu: o innych rzeczach jeno mniemamy: tu mamy pewną wiedzę, która mówi swoim głosem; same zmysły nasze są jej sędziami:

 
Qui nisi sunt veri, ratio quoque falsa sit omnis505.
 

Czyż potrafimy wmówić naszej skórze, że razy rzemienia ją głaszczą? smakowi, że aloes to graweńskie wino? Świnia Pyrrona jest tu po naszej stronie: nie zna, co obawa śmierci, ale jeśli ją bić, kurczy się i kwiczy. Czyż zdołamy przemóc powszechne prawo natury objawiające się we wszystkim, co jest żywego pod słońcem, to jest drżenie przed bólem? Drzewa nawet zdają się jęczeć pod uderzeniami. Śmierć czujemy jeno pojęciem rozumu, tu zasię wstrząśnienie jest nagłe i doraźne;

 
Aut fuit aut veniet; nihil est praesentis in ilia:
Morsque minus poenae, quam mora mortis, habet506.
 

Tysiące zwierząt, tysiące ludzi umiera bez świadomości umierania. Czego najbardziej obawiamy się w śmierci, to cierpienia, jej zwyczajnej przedniej straży. Wszelako jeśli mamy wierzyć świątobliwemu ojcu, malam mortem non facit, nisi quod sequitur mortem507; ja zaś powiedziałbym z jeszcze większym podobieństwem do prawdy, że ani to, co idzie wprzód, ani co idzie potem, nie są to istotne przynależności śmierci. Błędnie rzecz tłumaczymy: uważam z doświadczenia, że to raczej obawa przed wyobrażeniem śmierci czyni nas tak niecierpliwymi na ból i że czujemy go podwójnie ciężkim przez to, iż grozi nam śmiercią; ale ponieważ rozum potępia jako tchórzostwo obawiać się rzeczy tak nagłej, tak nieuniknionej, niedotkliwej, bierzemy ów inny pozór, łatwiejszy do usprawiedliwienia. O wszystkich cierpieniach, które nie grożą niczym innym prócz samego cierpienia, mówimy iż są nieszkodliwe: ból zębów, pedogrę, choćby nawet najcięższe, przez to, iż nie grożą życiu, czyż kto zalicza do chorób?

Ale przyjmijmy zresztą, iż w śmierci zważamy przede wszystkim cierpienie; tak jak ubóstwo nie przez co inne jest nam groźne, jak tylko, że wtrąca nas w objęcia cierpienia, przez pragnienie, głód, zimno, gorąco, noce bezsenne, na jakie nas skazuje. Zajmijmy się zatem samym cierpieniem. Przyznaję, iż jest to najcięższa próba naszego istnienia; i przyznaję chętnie, z całego serca bowiem nienawidzę go i unikam, i aż dotąd, Bogu dzięki, niewiele miałem z nim do czynienia. Ale jest w naszej mocy, jeśli nie unicestwić je, to przynajmniej złagodzić cierpliwością; i gdyby nawet ciało mu uległo, utrzymać mimo to duszę i rozum w statecznej równowadze. A gdyby nie było cierpienia, cóż dałoby wartość cnocie, męstwu, sile, wielkoduszności i rezolucji? Gdzież znalazłyby dla się pole do popisu, gdyby nie miały sposobności wyzwać ból do walki? Avida est periculi virtus508: jeśli nie będzie nam trzeba spać na gołej ziemi; znosić w ciężkim rynsztunku skwar południa, jeść mięso końskie i ośle, dawać sobie krajać ciało i wydzierać kulę z kości, cierpieć szycie ran, przyżeganie i sondowanie, czym zdobędziemy przewagę, jaką chcemy mieć nad pospólstwem? Bardzo jest dalekie od unikania zła i cierpienia to, co powiadają mędrcy, iż: „z dwóch równie dobrych czynności, ta jest godniejsza spełnienia, która jest uciążliwsza. Non enim hilaritate, nec lascivia, nec risu, aut ioco, comite levitatis, sed saepe etiam tristes firmitate et constantia sunt beati509. I z tej właśnie przyczyny nikt by nie zdołał przekonać naszych ojców, że zdobycze dokonane żywą siłą w azardzie wojennym nie są chlubniejsze niż te, które się osiąga w zupełnym bezpieczeństwie, przez praktyki i matactwa.

Laetius est, quoties magno sibi constat honestum510.

Co więcej, winno nas pocieszać to, że z natury rzeczy, „jeśli ból jest gwałtowny, wówczas jest krótki; jeśli długi, lekki”: si gravis, brevis; si longus, levis511. Nie zdołasz go czuć długo, jeśli czujesz zbyt silnie; położy koniec sobie lub tobie: jedno i drugie wychodzi na jedność; jeśli ty go nie zniesiesz, on cię wyniesie. Memineris maximos morte finiri; parvos multa habere intervalla requietis: mediocrium nos esse dominos: ut si tolerabiles sint, feramus; sin minus, e vita, quum ea non placeat, tanquam e theatro, exeamus512. Jeśli na ogół tak niecierpliwie znosimy ból, to stąd, iż nie jesteśmy snać513 wzwyczajeni czerpać główne zadowolenie z duszy, iż nie dosyć wspieramy się na niej jako na jedynej i najwyższej pani naszego czucia i bytu. Ciało posiada, z małymi odmianami, jedną kolej i jedną naturę: dusza zasię mieści wszelką rozmaitość form i nagina do siebie i do jakiego bądź swego stanu czucia ciała i wszelkie inne okoliczności: dlatego trzeba ją śledzić i badać, i ćwiczyć w niej owe wszechpotężne sprężyny. Nie ma racji ani reguły, ani siły, która by mogła coś wskórać przeciw jej skłonności i wyborowi. Z tylu tysięcy sposobów, jakie ma do rozporządzenia, przyzwólmy jej jeden, pożyteczny dla naszego spokoju i bezpieczeństwa: i oto już nie tylko żadne zło nas nie dosięgnie, ale zgoła, jeśli jej się spodoba, głaskać nas będą i pieścić cierpienia i niedole. Ona wszystko zarówno potrafi sobie obrócić na pożytek: omamienia, sny służą jej skutecznie jakoby rzetelna prawda ku ubezpieczeniu nas i zadowoleniu. Łacno poznać, że nie co innego, jeno ostrze naszego rozumu pogłębia w nas uczucie bólu i rozkoszy.

Zwierzęta, u których rozum jest ograniczony, zostawiają swemu ciału uczucia swobodne i wrodzone i tym samym w przybliżeniu jednakie w każdym gatunku, jak to widzimy z jednostajnej kolei ich ruchów. Gdybyśmy nie mącili w naszych członkach ich wrodzonej miary, można mniemać, że lepiej byśmy się czuli i że natura dała im słuszne i umiarkowane odczuwanie tak rozkoszy jak cierpienia: musi ono być słuszne, skoro jest równe i powszechne. Ale skorośmy się wyswobodzili z jej reguł, aby się zdać na niepohamowaną swowolę naszych urojeń, starajmyż się przynajmniej chylić je ku stronie bardziej lubej. Platon obawia się naszej zbytniej wrażliwości na ból i rozkosz, ile że nadto wiąże ona duszę do ciała514: ja, przeciwnie, lękałbym się raczej, iż ta wrażliwość nadto ją odeń oddziela i odłącza. Jak nieprzyjaciel tym zajadlej ściga nas w ucieczce, tak samo ból wbija się w pychę, gdy widzi, że drżymy przed nim. Znacznie okaże się ustępliwszym temu, kto stawi mu czoło: trzeba się zebrać w sobie i dać mu krzepki odpór. Pierzchając i cofając się wstecz, wołamy go ku sobie i ściągamy go sobie na głowę. Jak ciało hartowniejsze jest przy ataku, gdy się spręży w sobie, tak i dusza.

481.w pismach Cycerona i Pliniusza – zob. list Cycerona do Lukcejusza, ad L. Lucceius, Arpinum (Listy, Ad familiares, V, 12) i list Pliniusza do Tacyta, Listy, VII, 33. [przypis tłumacza]
482.bibuła (z łac. bibo bibere: pić) – tu: pijanica, bibosz. [przypis edytorski]
483.radziej (daw.) – chętniej; tu: raczej. [przypis edytorski]
484.Towarzysze Demostenesa (…) przystałyby białej głowie (…) niźli królowi – Plutarch, Demostenes, 16 [w:] Żywoty sławnych mężów. [przypis tłumacza]
485.Imperet (…) hostem (łac.) – „Ma, dopóki wróg walczy, władzy, siły zażyć,/ Ale gdy wróg na ziemi, ma mieć nad nim litość” (Horatius, Odae, II, 51; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
486.Orabunt (…) sciat (łac.) – „Inne ludy wymową niech słyną i kreślą/ Cyrklem nieba pomiary i niech liczą gwiazdy;/ Mój naród niechaj umie drugim rozkazować” (Vergilius, Aeneida, VI, 849; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
487.przygodzić się – przytrafić się. [przypis edytorski]
488.Non (…) concinnitas (łac.) – „Nie zdobi wcale męża misterna wytworność” (Seneca [Minor], Epistulae morales ad Lucilium, 115; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
489.w owych dwóch filozofach – Epikur i Seneka. [przypis tłumacza]
490.opowiastkę, którą czytamy (…) Cycero (….) darował mu wolność za tę dobrą nowinę – Plutarch, Powiedzenia królów i wodzów. [przypis tłumacza]
491.Kiedy mowa o listach (…) nie brak mi talentu – Dziewięć listów Montaigne'a, jakie dziś posiadamy, nie ujawniają przypisywanego mu talentu w sztuce epistolarnej. [przypis tłumacza]
492.kować – dziś: kuć; wykuwać. [przypis edytorski]
493.snać (daw.) – przecież, jednak. [przypis edytorski]
494.przepomnieć (daw.) – zapomnieć. [przypis edytorski]
495.pomieniać (daw.) – zamienić. [przypis edytorski]
496.Starożytna sentencja grecka (…) rzeczy same – Epiktet, Enchiridion, 5. [przypis tłumacza]
497.Mors (…) daret (łac.) – „Czemuż śmierć tchórzów tak łatwo zabiera?/ Czemuż nie bierze tylko bohatera?” (Lucanus, Pharsalia, IV, 580; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
498.Iluż widzi się zwyczajnych ludzi (…) odmiany – Cyceron, Rozmowy tuskulańskie, V, 40. [przypis tłumacza]
499.przycapić – ucapić; złapać. [przypis edytorski]
500.podrygać – dziś: podrygiwać. [przypis edytorski]
501.przymiot (daw.) – kiła, syfilis. [przypis edytorski]
502.obywatelów – dziś popr. forma: obywateli. [przypis edytorski]
503.Quoties (…) concurrenint (łac.) – „Ileż to razy nie tylko nasi wodzowie, ale nawet całe armie szły na pewną śmierć?” (Cicero, Tusculanae disputationes, I, 37; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
504.Pozydoniusza (…) złem – Cyceron, Rozmowy tuskulańskie, II, 25. [przypis tłumacza]
505.Qui nisi (…) omnis (łac.) – „Bo jeśli zmysły mylą, cały rozum błądzi” (Lucretius, De rerum natura, IV, 487; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
506.Aut (…) habet (łac.) – „Śmierć była albo będzie: nie istnieje nigdy/ W teraźniejszości. Również nie zadaje męki/ Śmierć sama: raczej tylko jej oczekiwanie” (Pierwszy wiersz z satyry La Boêtie, drugi z Owidiusza; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
507.malam (…) mortem (łac.) – „Nie śmierć złem jest, lecz owo, co po niej nastąpi” (Augustinus Aurelius, De civitate Dei, I, 11; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
508.Avida (…) virtus (łac.) – „Niebezpieczeństwa łaknie zawdy cnota” (Seneca [Minor], De providentia, 4; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
509.Non enim (…) beati (łac.) – „Nie tylko pośród wesela, żartów, figlów, śmiechu, tego druha lekkomyślności, płuży sobie szczęście: nawet ludzie posępni bywają szczęśliwi przez swój hart i nieugiętość” (Cicero, De finibus bonorum et malorum, II, 20; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
510.Laetius (…) honestum (łac.) – „Dobry czyn cieszy więcej, im nasz trud był większy” (Lucanus, Pharsalia, IX, 404; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
511.si gravis (…) levis (łac.) – Cicero, De finibus bonorum et malorum, II, 29. [przypis tłumacza]
512.Memineris (…) exeamus (łac.) – „Pamiętaj, że największe boleści kończą się śmiercią, małe miewają przerwy i wytchnienia, średnie są te, nad którymi panujemy; zatem możemy je ścierpieć, póki są znośne: jeżeli nie, to możemy, gdy nas już życie nie nęci, opuścić je jak teatr, każdej chwili” (Cicero, De finibus bonorum et malorum, I, 15; tłum. Edmund Cięglewicz). [przypis tłumacza]
513.snać (daw.) – prawdopodobnie, widocznie. [przypis edytorski]
514.Platon obawia się (…) ciała – w Fedonie. [przypis tłumacza]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
530 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi: