Kitabı oku: «Niewolnica, Wojowniczka, Królowa », sayfa 13
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
- Czy moglibyśmy pomówić? – zapytał Thanos Cosmasa w bibliotece. Dłonie drżały mu jak liście szarpane burzowym wichrem.
Cosmas podniósł oczy znad zwoju, w którym był zaczytany i spojrzał na młodzieńca zaniepokojonym, lecz pełnym troski wzrokiem.
- Oczywiście.
Wyszli do pałacowego ogrodu i usiedli na ławce przez marmurową fontanną pod zaciągniętym chmurami niebem.
- W jaki sposób mogę ci pomóc, synu? – zapytał Cosmas.
Thanos wypuścił ciężko powietrze.
- Król i królowa rozkazali, bym poślubił Ceres, by przywrócić pokój na ziemiach królestwa – rzekł.
- Doszły mnie słuchy o tym.
- Ceres mnie nie przyjęła.
- O tym także słyszałem.
Thanos wziął długi, głęboki oddech.
- Pokochałem Ceres, lecz ona sądzi, iż oświadczyłem się jej, gdyż tak mi rozkazano.
Cosmas pokiwał głową i milczał przez chwilę, ująwszy się dłonią za podbródek.
- Czyś rozmawiał z nią, otworzyłeś przed nią swe serce i rzekłeś, co czujesz? – spytał Cosmas.
- Rozmawialiśmy, lecz nie przyznałem, że ją kocham – odparł Thanos.
- Na niebiosa, a dlaczegóż to?
Była na niego tak rozeźlona, wspomniał sobie, lecz to nie dlatego jej tego nie wyjawił.
- Gdy wykonywałem mą misję, stoczyłem pojedynek z jej bratem, który upadł na swój miecz i zmarł. Rzekłem Ceres, co się wydarzyło, lecz była tak rozeźlona, że uwierzyła chyba, iż to ja go uśmierciłem.
Cosmas skinął głową i zamyślił się.
- Wyjawiłeś jej prawdę i przez jakiś czas będzie zrozpaczona, wściekła i zraniona. Gdybyś jednakże milczał, a ona by się dowiedziała, nigdy by ci nie przebaczyła. Postąpiłeś słusznie.
- Ale teraz pała do mnie nienawiścią, choć próbowałem ocalić jej brata – powiedział Thanos.
- Znam cię całe me życie, Thanosie. Jesteś dobrym człowiekiem.
Thanos jęknął.
- Jak mogę nim być, gdy jestem gotów uciec i pozostawić wszystko tutaj?
- Ucieczka może pozwolić ci zacząć życie na nowo, lecz niebawem demony przeszłości powrócą, by cię nękać – rzekł Cosmas. – Musisz pomówić z Ceres i pozwolić jej podjąć decyzję.
- Ceres nie chce ze mną mówić – wtem coś przyszło mu do głowy. – Może wy moglibyście przemówić jej do rozsądku? – zapytał błagalnie.
Krzaczaste brwi Cosmasa zbiegły się i starzec wypuścił ciężko powietrze.
- Dobrze, jeśli przyrzekniesz, że powiesz jej, iż ją kochasz.
Thanos skinął głową.
- Przyrzekam.
*
Ceres biegła co sił w nogach przez pałac, przeskakując po trzy stopnie naraz. Przemknęła obok imperialnych żołnierzy, którzy próbowali ją pojmać i pomknęła ku komnacie Thanosa. Biegła tak szybko, że jej stopy niemal nie dotykały marmurowej posadzki. Wiedziała, że w tej chwili jedynie Thanos może przyjść jej z pomocą, a jeśli odmówi, zaciągnie go do Pieczary Portowej skrępowanego sznurem i zakneblowanego. Thanos musi potwierdzić Rexusowi, że nie przyjęła jego oświadczyn i umożliwić jej przyłączenie się do rebeliantów.
Wpadła jak burza do komnaty Thanosa, lecz ku swemu ogromnemu rozczarowaniu spostrzegła, że jest pusta.
Popędziła ku pałacowym ogrodom, zajrzała na arenę ćwiczebną, a nawet do chaty kowala. Nigdzie go jednak nie znalazła. Przepadł jak kamień w wodę.
Biblioteka, oczywiście!, pomyślała.
Puściła się biegiem przez ogród i spostrzegła stojącą na werandzie królową, która przyglądała jej się jak jastrząb, a na jej ustach gościł przebiegły uśmiech. Wtem czterech imperialnych żołnierzy wyłoniło się zza krzaków i drzew i pojmało ją, zaciskając dłonie wokoło jej rąk tak ciasno, że sprawiło jej to ból.
- Thanosie! – krzyknęła, kopiąc dokoła. – Thanosie!
Thanos jednak się nie zjawił.
Żołnierze zaciągnęli ją po schodach do komnaty królowej i pchnęli na wypolerowaną marmurową posadzkę do jej stóp. Dwóch mężczyzn stanęło przed drzwiami, zagradzając je swymi ciałami, a pozostałych dwóch minęło kamienny posąg splecionej w uścisku pary i otwartymi drzwiami wyszło na balkon.
- Pójdź ze mną – rzekła królowa do Ceres.
Odsuwając powiewające na wietrze fioletowe kotary, królowa wyszła na werandę, z której roztaczał się widok na ocean. Wstrząśnięta, lecz nadal rozeźlona Ceres podniosła się i ruszyła za nią.
- Wciąż nie wiem, jak zdołałaś wydostać się z komnaty – odezwała się monarchini. Jej zimne jak stal spojrzenie utkwione było gdzieś w widnokręgu, a w dłoni spoczywał złoty kielich z winem. – Wpierw pomyślałam, że wyszłaś przez okno i zeszłaś po murze, lecz nie zdołałabyś tego dokonać i nie zabić się.
Ceres zacisnęła wargi, nie chcąc wyjawić, że to Anka ją uwolniła.
- Ktoś w pałacu musiał zatem otworzyć ci drzwi, a gdy tylko dowiem się, kto się tego dopuścił, własnoręcznie obedrę go żywcem ze skóry – powiedziała królowa beznamiętnie, lecz stanowczo.
- Nie tak trudno otworzyć drzwi od wewnątrz – rzekła Ceres z nadzieją, iż królowa uwierzy, że dokonała tego sama.
Królowa rzuciła jej krótkie spojrzenie, mrużąc oczy.
- Wątpię, byś to właśnie uczyniła – powiedziała.
Monarchini odwróciła wzrok i spojrzała w dal, za ocean.
- Gdy miałam lat tyle, co ty, i ja uważałam, że mogę postępować wedle własnego widzimisię. Młodzi zawsze są naiwni i nierozsądni – rzekła.
- Nie jestem ani naiwna, ani nierozsądna – odparła Ceres.
Królowa upiła łyk wina.
- Ależ oczywiście, że jesteś, moja droga. Dowodzi tego twój powrót do pałacu. Powinnaś była pozostać jak najdalej stąd, Ceres. Zaplanowaliśmy całe twe życie i to w sposób, który nie przypadnie ci do gustu.
- Nie poślubię Thanosa, jeśli o tym mówicie – powiedziała Ceres.
- Poślubisz, a twym obowiązkiem jako królewny będzie rodzenie dzieci. Wielu, wielu dzieci. Nie będziesz nigdzie się pokazywać. Nikt o tobie nigdy nie usłyszy. Twe dzieci nie będą cię znać, gdyż w chwili, gdy opuszczą twe łono, zostaną ci odebrane i oddane pod opiekę mamce z dala od ciebie.
- Nie poślubię Thanosa.
- Nie masz wyboru, Ceres. Poślubisz go, a gdy wydasz na świat wystarczająco dużo dzieci, zostaniesz zabita i zastąpiona inną, kobietą, w której żyłach płynie królewska krew, kimś, kto zasługuje na tytuł królewny.
- Thanos nigdy na to nie pozwoli. Nie jest taki jak wy, wy barbarzyńcy.
Królowa roześmiała się cicho.
- Naprawdę sądzisz, że zależy mu na tobie? – zapytała, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Jesteś jeszcze bardziej naiwna, niż sądziłam.
Ceres zesztywniała, słysząc słowa królowej. Czy udawał jedynie, że pała nienawiścią do swej rodziny, by zdobyć jej sympatię? Czy okazywał jej uczucie, by zadurzyła się w nim, choć w istocie wcale o nią nie dbał? Nie, Ceres w to nie wierzyła. Dotyk jego dłoni i ust były zbyt prawdziwe.
- Thanos rzekł mi coś w tajemnicy i, muszę przyznać, jest największym barbarzyńcą spośród nas – powiedziała królowa.
- Wątpię, by tak było – odparła Ceres, mając się na baczności.
- Przypuszczam, że nie przyznał, iż to on odszukał i uśmiercił twego brata Nesosa? – zapytała królowa z bezczelnym uśmiechem.
Ceres starała się z całych sił nie pokazać po sobie bólu, który trawił ją od wewnątrz, próbowała powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie potrafiła jednakże nad tym zapanować i osunęła się na dłonie i kolana, a z jej ust dobył się konwulsyjny szloch.
- Dlaczego… Dlaczego tak postępujecie? – zapytała Ceres łamiącym się głosem. – Jakim cudem możecie pałać do mnie tak ogromną nienawiścią, skoro nawet mnie nie znacie?
Królowa podeszła do niej, depcząc po jej zabrudzonej sukni.
- Nie muszę cię znać, by wiedzieć, że będziesz bardzo użyteczną marionetką w rękach Imperium – odrzekła.
- Nigdy nie będę niczyją marionetką – wycedziła ze złością Ceres.
Królowa zlekceważyła jej uwagę.
- Dzięki temu małżeństwu w królestwie zapanuje pokój, a Imperium pozostanie przy władzy. A gdy wypełnisz już swe obowiązki – nie sądź, że będzie inaczej – pozbędziemy się ciebie.
Królowa skinęła głową ku stojącym za Ceres żołnierzom, a ci ujęli ją pod ręce i szarpnięciem postawili na nogi.
- Zabierzcie ją do jej komnaty – rzekła królowa. – I tym razem zakujcie w kajdany.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY
Thanos zawsze czuł się lepiej po rozmowie z Cosmasem i zmierzał teraz sprężystym krokiem ku komnacie Ceres, każdą cząstką swego ciała czując, że musi się przed nią otworzyć, nawet jeśli go odtrąci.
Maszerował przez pałacowe ogrody i w chwili, gdy minął altanę, spostrzegł zbliżającego się króla i jego doradców. Jego wuj z pewnością jest najnikczemniejszym człekiem, który stąpa po tej ziemi, pomyślał Thanos, okrutnym mordercą, które nie cofnie się przed niczym, by utrzymać władzę nad swymi poddanymi.
Thanos zboczył ze ścieżki, obierając inną drogę z nadzieją, że król go nie dojrzał.
- Witaj, Thanosie – zawołał monarcha, gestem nakazując mu, by się zbliżył.
Thanosowi ścierpła skóra, lecz podszedł do wuja. Królewscy doradcy ruszyli dalej ścieżką.
- Przespacerujmy się – rzekł król.
Thanos ruszył wolnym krokiem ścieżką u boku wuja w stronę pałacowych terenów ćwiczebnych. Unosząca się w powietrzu woń kwiatów była tak słodka, że przyprawiała go o mdłości. A może to obecność wuja sprawiała, że tak się czuł?
- Doszły mnie słuchy, iż oświadczyny nie potoczyły się po naszej myśli – zaczął król, splatając dłonie za plecami.
Spośród wszystkich ludzi na świecie król był ostatnią osobą, z którą Thanos pragnąłby o tym mówić. Był jednak uwięziony i nie miał wyboru. Musiał odpowiedzieć na jego wścibskie pytania.
- Niezupełnie – powiedział Thanos.
Król milczał przez chwilę, być może czekając, aż Thanos coś doda.
- Widzę, że zależy ci na tej dziewczynie – rzekł wreszcie monarcha. – Być może zdumieje cię to, iż nasze losy są dosyć podobne.
W istocie zdumiało to Thanosa i wzbudziło jego ciekawość.
- Gdy poznałem Athenę, nie znosiła przebywać w tym samym pomieszczeniu, co ja – powiedział król i zaśmiał się cicho. – Moi rodzice zaaranżowali to małżeństwo, by poszerzyć granice Imperium. Słyszałem wcześniej pogłoski o tym, jak jest piękna i nie mogłem się doczekać, aż ją poznam, lecz gdy ten dzień nadszedł, Athena nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi.
- Dlaczego? – zapytał Thanos, który nigdy wcześniej nie słyszał tej opowieści.
- Była zakochana w kimś innym.
To ciekawa opowieść, pomyślał Thanos, lecz nie dostrzegał, w jaki sposób ich losy są podobne.
- W rok po zaślubinach staliśmy się najbliższymi przyjaciółmi i namiętnymi kochankami – mówił dalej z dumą król.
- Dlaczego mi o tym mówicie?
Król zawahał się i położył tłustą rękę na ramieniu Thanosa.
- Wiem, że twa sytuacja nie jest dokładnie taka sama jak moja, lecz znam cię, Thanosie. Najpewniej nie zgodzisz się poślubić Ceres bez jej zgody. A skoro kocha innego, zrobisz wszystko, co w twej mocy, by jej do tego nie przymuszać.
Thanos zmarszczył brwi.
- Skąd myśl, że kocha innego? – zapytał.
- Śledziliśmy Ceres, gdy wymknęła się z pałacu, by odnaleźć Rexusa, jednego z przywódców rebelii i swego kochanka – odparł król.
Jeśli słowa jego wuja były prawdą, w istocie byłby to kolejny cios dla Thanosowej dumy, czy mógł jednakże ufać temu, co mówi? Nigdy.
- Rexus to jej dawny przyjaciel, nikt więcej – powiedział Thanos.
- Nie pragnę być okrutny. Rzekłem ci o tym, byś znał prawdę i nie oszukiwał się. Może i jestem względem ciebie surowy, lecz zawsze mówię prawdę – rzekł król.
Thanos strącił dłoń wuja ze swego ramienia i cofnął się o krok.
- To nieprawda – warknął.
- Gdy Ceres powróciła do pałacu, przyznała się do wszystkiego królowej. Spytaj ją o to sam, jeśli nie dajesz wiary słowom moim i królowej – odrzekł mężczyzna.
Thanos pokręcił głową z niedowierzaniem, lecz jeśli król łgał, dlaczego sugerował, by Thanos sam zapytał o to Ceres?
Podniósł wzrok na wieżę. Czy był ślepy? Czy Ceres nie odwzajemniała jego uczuć? Wszystko na to wskazywało: jej złośliwe uwagi, to, że odpychała go od siebie, to, że odmówiła mu. Być może mylił się, a teraz musiał stawić czoła konsekwencjom: upokorzeniu i odrzuceniu.
Serce wezbrało mu nagłym gniewem i poczuł, że jego policzki oblewają się czerwienią.
- Po prawdzie, Stephania jest dużo bardziej odpowiednia dla ciebie. Może i jest nieco rozzuchwalona i zadufana w sobie, lecz to się zmieni, gdy zostanie matką.
- Nie kocham jej – rzekł Thanos przez zaciśnięte zęby.
- Pozwolę ci samemu dokonać wyboru, Thanosie. Miej jednak na uwadze jedno: jeśli poślubisz Ceres, zaprowadzi to pokój na ziemiach Imperium i oszczędzi tysiące żyć. Jeśli nie, wielu straci życie.
- Jeśli zgodzę się poślubić Ceres, rebelia może przycichnąć na jakiś czas, lecz zapewniam was, że powstanie znów. Z pewnością o tym wiecie – powiedział.
- Na chwilę czy na dłużej – zdążymy wezwać dodatkowe siły z północy.
Thanos zamyślił się na chwilę, lecz wiedział, że nie może – nie zrobi tego – poślubić kogoś, kto nie odwzajemniał jego uczucia.
- Przemyśl tę decyzję – rzekł król. – Tymczasem generał Draco prosi, byś przewodził jednemu z jego legionów, który ma stłumić rebelię na Haylonie.
W każdej innej chwili Thanos odrzuciłby ten rozkaz bez zastanowienia. Jego wuj w istocie był przebiegły jak lis, składając mu tę propozycję teraz, gdy był zdruzgotany. I nie w smak mu było to, że kolejny raz nim pogrywał.
- Kiedy miałbym wyruszyć? – zapytał Thanos.
- Natychmiast. Okręty stoją w porcie, a żołnierze oczekują swego nowego przywódcy.
Thanos poczuł, jak wzbiera w nim gniew.
- Nie zgadzam się – odparł.
Na twarzy króla pojawił się uśmiech.
- Nie masz wyboru.
Thanos zmarszczył brwi.
- Pozwólcie mi zatem zobaczyć się z Ceres, nim wyruszę – powiedział, rozpaczliwie pragnąc ujrzeć ją raz jeszcze i wyjaśnić, że może już nigdy nie powrócić.
Król jednak potrząsnął tylko głową.
- Lękam się, że to niemożliwe – powiedział.
I z tymi słowy odszedł.
Thanos pragnął pobiec do Ceres, lecz nim zdołał się poruszyć, otoczył go tuzin żołnierzy. Wiedział, że opór na nic się nie zda. Zgodnie z rozkazem króla zaprowadzą go na okręt, który zaniesie go z dala od tego miejsca ku bitwie, w której może stracić życie.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
Siedząc na krześle przy oknie w swej komnacie ze skutymi rękoma i nogami, Ceres zarzuciła wreszcie myśl o ucieczce. Przez wiele godzin próbowała wyrwać się z kajdan, przyzwać nadprzyrodzoną moc, która czasem dawała jej wyjątkową siłę, lecz kończyło się to jedynie sińcami i otarciami.
Podenerwowana Ceres, kurczowo trzymając się ostatku zdrowych zmysłów, wyjrzała za okno na spokojną stolicę. Jednakże spokój, który zapanował w nękanym wojną grodzie nie niósł jej ukojenia, gdyż wiedziała, że nastał on za sprawą oszustwa. Na ilu jeszcze łgarstwach opiera się Imperium?
Ceres usłyszała, że ktoś przekręca klucz w zamku, a gdy drzwi otwarły się, ku swemu zaskoczeniu ujrzała na progu Cosmasa.
Starzec zastygł i wydał stłumiony krzyk, gdy ją ujrzał. Na jego pooranej zmarszczkami twarzy pojawiło się przerażenie.
- Ceres, co się stało? – zapytał, natychmiast podchodząc do niej.
- Królowa uznała za konieczne uwiężenie mnie w komnacie – odparła.
Cosmas przyjrzał się kajdanom, a gdy spostrzegł jej krew, podszedł do misy z wodą, zanurzył w niej szmatkę i wrócił do Ceres.
- Jak można postąpić tak z taką kruszyną – powiedział, przykładając szmatkę do jej ran. – Czy rzekła dlaczego?
Ceres zagryzła wargi. Rany szczypały, gdy starzec je przemywał.
- Odrzuciłam oświadczyny Thanosa i wymknęłam się z zamku – rzekła.
Cosmas zamarł, a jego oblicze posmutniało.
- Tak, przyszedł do mnie posmutniały, zrozpaczony – powiedział.
Ceres zamrugała, próbując powstrzymać łzy.
- Nie chciałam nigdy skrzywdzić Thanosa – rzekła. – ale nie pozwolę, by Imperium wykorzystywało nas dla własnych korzyści.
Cosmas skinął głową, a jego brwi zbiegły się.
- Królowa powiedziała, że będę potrzebna jedynie po to, by rodzić dzieci, a gdy nie będę już użyteczna, zostanę zabita – powiedziała.
- Żywię nadzieję, że wiesz, iż Thanos nigdy by na to nie pozwolił – odparł Cosmas, przemywając nadal jej rany.
- Tak sądziłam. Teraz już nie wiem.
Cosmas spojrzał na nią pytająco pomarszczonymi oczyma.
- Królowa rzekła, że Thanos odszukał mego brata, by go zabić – powiedziała Ceres, czując, jak ściska ją w gardle.
Cosmas położył delikatnie dłoń na jej głowie i przesunął po jej włosach.
- Przyjmij me najszczersze wyrazy żalu z powodu twej straty – odparł. – Thanos rzekł mi, co się zdarzyło, był bardzo roztrzęsiony. Dopiero, gdy młodzieniec zginął, Thanos dowiedział się, że to twój brat. I robił wszystko, co w jego mocy, by go nie zabić, pomimo tego, że Nesos usiłował zabić jego. Twój brat przewrócił się na swój własny miecz. Lękam się, iż to tragiczne nieporozumienie. Jestem pewny, że gdyby Nesos wiedział, co was łączy, nie próbowałby uśmiercić Thanosa. Lecz Thanos nie mógł zrobić nic więcej. Nesos ze wszystkich sił starał się go zabić. Tylko przez miłość do ciebie Thanos nie walczył z człowiekiem, który pragnął odebrać mu życie.
A więc to nie tak, jak rzekła królowa, spostrzegła z ulgą Ceres. Te nowiny złagodziły nieco żal po utracie brata, choć nadal miała wrażenie, że serce lada moment pęknie jej z boleści. Jak wiele innych słów królowej, pomyślała, także naszpikowanych było kłamstwem?
Cosmas spojrzał Ceres w oczy z taką szczerością, że dziewczyna wstrzymała oddech.
- Thanos kocha cię, Ceres. Potrzebuje dobrej, prawej kobiety u swego boku, by walczyła za niego, z nim i by trwała przy nim. Nie pozwól, by król i królowa namieszali w waszym życiu. Nie pozwól, by zniszczyli piękno, które jest pomiędzy wami.
- Piękno? Jakie piękno? Thanos nie miał nawet na tyle przyzwoitości, by mnie odwiedzić – rzekła gorzko.
- Thanos został posłany na misję na wyspę Haylon. Na wyspie obalono rządy Imperium i posłano go tam, by przywrócił dawny porządek.
- Co takiego? – zapytała przerażona Ceres.
- Nie wierz w to, że Thanos uczynił to, gdyż popiera Imperium – powiedział Cosmas. – Z pewnością tak nie jest.
Starzec dał krok w jej stronę i zniżył głos. Ceres wyczuła, że zamierza rzec coś w tajemnicy. Napięcie w komnacie zgęstniało.
- Podsłyszałem coś – rzekł Cosmas. – Thanosowi naopowiadano kłamstw o tobie i dlatego wyruszył na Haylon. Był zrozpaczony. Zdaje się, że komuś zależało na tym, by go tam posłać, gdyż chce, by zginął. Nie jestem jednak pewien, kto ani dlaczego.
- Któż mógłby pragnąć śmierci Thanosa? – zapytała zaniepokojona Ceres.
- Tego nie wiem. Lecz szepnij choć słówko komukolwiek o tym, co ci rzekłem, a nasze życie znajdzie się w niebezpieczeństwie.
Starzec dał krok w tył i panujące w komnacie napięcie zniknęło.
- Musi być jakiś sposób, by rozkuć te kajdany. Gdybym tylko miał do nich klucz – powiedział, rozglądając się wokoło. – wyprowadziłbym cię stąd potajemnie i zaprowadził do mej żony. Zatrzymałabyś się z nami w naszym domu.
- Zrobilibyście to dla mnie? – zapytała, spostrzegłszy się, że starzec postawiłby na szali swe życie.
Cosmas uśmiechnął się lekko, a w jego oczach Ceres dostrzegła czułość.
- Thanos jest dla mnie jak syn, i kocha cię. Uczyniłbym dla niego wszystko, a teraz także i dla ciebie.
Oczy Ceres, która czuła się samotna i opuszczona, zaszły łzami.
- Dziękuję – odrzekła.
- Już zawsze będę ci oddanym przyjacielem – powiedział Cosmas. – Nie tu jest twe miejsce, Ceres. Thanosowi zależy na tobie, lecz cała reszta jest zepsuta i podła, a ty jesteś zbyt niewinna i dobra, by brać udział w ich gierkach.
Wtem Ceres przyszło coś do głowy.
- Jeśli napiszę list do Thanosa, czy moglibyście go mu dostarczyć? – zapytała.
- Oczywiście. Mam kilku przyjaciół, którzy jak sądzę zdołaliby rychło dostarczyć go Thanosowi.
Ceres wyciągnęła pergamin i zaczęła kreślić list do Thanosa. Opisała w nim wszystko, zaczynając od tego, co rzekła królowa, do powodu, dla którego odrzuciła jego oświadczyny. Wyjawiła mu nawet, iż zależy jej na Rexusie, lecz że jest skołowana, gdyż kocha ich obu. Powiedziała o tym, że wie, iż król i królowa nastawiają ich przeciwko sobie, lecz nie potrafi tego udowodnić. Powiedziała mu, że dowiedziała się, iż uśmiercił jej brata, lecz tego nie zamierzał, i że próbuje mu przebaczyć.
A na końcu poprosiła, by powrócił do niej, by mogła przytulić go i nie puszczać i by wybaczył jej to, że była tak oziębła.
Zwinęła list i wręczyła go Cosmasowi.
- Dopilnuję, by list dotarł do Thanosa, a jeśli będzie trzeba, zaryzykuję życiem, by go chronić – powiedział.
Objął ją, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi i przekręcając klucz w zamku.
Przysłuchując się jego cichnącym krokom, Ceres zastanawiała się, czy myliła się co do wszystkiego. I czy jej list dotrze do Thanosa. I czy Thanos zginie.
I czy jeszcze kiedykolwiek go ujrzy.