Kitabı oku: «Powrót posła», sayfa 3
SCENA IX
Ciż sami, Walery
wpada z radością; matka bieży przeciw niemu i padającego na kolana chwyta za szyję
PODKOMORZYNA
Ach! mój ty kochany,
Wracasz na łono matki tak dawno czekany,
Jakże jestem szczęśliwa, że ciebie oglądam,
Nic już na świecie więcej… niczego nie żądam.
Ty nie wiesz co dla syna serce matki czuje!
WALERY
całując ręce matki z rozrzewnieniem
Czuję, matko, ach, radość głos mi odejmuje!
Wydziera się od matki i idzie do ojca
PODKOMORZY
ściskając go
Synu mój, miło ciebie nazwać tem imieniem,
Uczciłeś je przykładnem urzędu sprawieniem;
Patrząc na cię, największy mam powód wesela,
Że w synu moim widzę już obywatela,
Że los wam dla ojczyzny dał wtenczas pracować,
Gdyście śmiałem działaniem mogli ją ratować;
Mnie staremu już głowę opędził wiek siwy,
Żyłem w ucisku, ani byłem tak szczęśliwy.
Ohydna przemoc, podłość, chciwość, duch nieśmiały,
Naród niegdyś tak sławny w ucisku trzymały;
Dziś koniec klęskom, legnę spokojny już w grobie,
Gdy zostawię ojczyznę i was w lepszej dobie.
WALERY
Ojcze, bodajby Bóg cię najdłużej zachował!
Jeślim się nienagannie w urzędzie sprawował,
Winienem to przestrogom, które mi dawałeś,
Prawidłom, co z dzieciństwa w serce mi wpajałeś,
Żebym kochał ojczyznę, i trzymał się cnoty.
STAROSTA
No, czy już się skończyły te wszystkie pieszczoty?
Walery
Kłaniam waćpanu: a cóż ustały już przecie,
Mądre prace waćpanów tak sławne po świecie?
z urąganiem
Oj teraz to dopiero będziemy szczęśliwi?
Teraz!
WALERY
Byleśmy byli zgodni i cierpliwi,
Ujrzymy dobre skutki nowego porządku.
STAROSTA
Jam wszystko już przewidział z samego początku.
podczas gdy Starosta
Ciekawe między nami będzie tu spotkanie,
Gotuję jegomości niejedno pytanie.
PODKOMORZY
Potem Starosto; dziś mu spoczynku po drodze
Potrzeba.
PODKOMORZYNA
do Walerego
Dzisiaj wszystkie tęsknoty me słodzę,
Z radościąś dom zobaczył?
WALERY
Ach! możnaże komu
Bez czułego wzruszenia zbliżyć się do domu,
Ujrzeć te lube szczyty, gdzie się człek urodził,
Te lipy, pod któremi w dzieciństwie się chłodził;
Myśleć że się zbliżają chwile pożądane,
W których uściska ojca i matkę kochanę;
Któż się wtenczas nie wzruszy, któż się nie rozkwili?
PODKOMORZYNA
Bodajbyśmy się więcej nigdy nie dzielili.
WALERY
A z braci mych żadnego w domu nie zastałem?
PODKOMORZY
Młodszego za towarzysza do znaku36 oddałem,
Uczy się służby; właśnie ściągnęła brygada,
A średni zaś w cywilnej komisji zasiada;
Tęskno mi bez nich, ale w tem chlubę znajduję,
Że każdy syn mój służy, żaden nie próżnuje.
STAROSTA
A ja właśnie podobne ułożenie ganię,
Któż się przy gospodarstwie, przy domu zostanie?
PODKOMORZYNA
patrząc na zegarek
Już się to obiadowa przybliża godzina,
Może, że też już wstała z łóżka Starościna.
STAROSTA
U stołu będziem sobie gadać należycie,
I kielich za pomyślne spełnimy przybycie.
AKT II
SCENA I
Teresa
sama
TERESA
Przybył na koniec: godzin już kilka upływa
Jak w radości, bojaźni, niepewna, troskliwa,
Gdy każdy z nim rozmawia i wita ochoczy,
Ja ledwie nań niepewne śmiem podnosić oczy;
Pytaniami ciekawych ustawnie dręczony,
Nie dał i jednej chwili swojej ulubionej.
To serce trosków37 pełne, i w ustawnem38 drżeniu,
Wśród tylu przeszkód, po tak długiem niewidzeniu,
Co go ustawnie dręczy, co cierpi, co czuje,
Na łono przyjaciela wylać potrzebuje;
Dochowałam ci wszystkich uczuć moich święcie!
SCENA II
Teresa, Walery
WALERY
z uczuciem całując ręce Teresy
O! Boże co za radość, jak słodkie przyjęcie!
TERESA
Jesteś z nami, twój widok troski me osładza,
I długiej niebytności tęsknotę nagradza.
WALERY
TERESA
Mógłżeś wątpić? uczucia w dzieciństwie powzięte,
Dochowałam ci mimo przeszkody zawzięte:
Ty wśród zabaw, wśród świata wielkiego rzucony,
Samą pracą, widoków mnóstwem roztargniony,
Łatwiej ponosić mogłeś smutek oddalenia;
Mnie każde miejsce twoje wznawiało wspomnienia.
Przywodzić czasy z tobą strawione tak mile,
Myśleć o tobie, tobie poświęcać me chwile,
To szczęściem, zatrudnieniem to było codziennym.
WALERY
Wśród tyle roztargnienia, nie stałem się zmiennym,
Czas wszystek poświęcałem pierwszej powinności,
Odpoczynek wspomnieniom i czułej miłości.
Ani rozumiej, żem jest tak płochy, tak słaby,
Abym się przez łudzące dał uwieść powaby.
Te piękności tak bardzo podobać się chciwe,
Widziałem bardziej próżne aniżeli tkliwe;
Wolą być przez czcicielów40 roje otaczane,
Niż szczerze kochać i być nawzajem kochane.
Wierz mi: im bardziej chlubne wdzięki41 i ozdobą,
Niejedną z nich równałem w sercu mojem z tobą,
Tymeś się szacowniejszą w oczach mych stawała.
TERESA
Jeślim się godną twego szacunku zdawała,
Jeśli nie wszystko we mnie podległe naganie,
Taką mię uczyniło matki twej staranie:
Wdzięczność dla niej mą tkliwość dla ciebie pomnaża,
Serce tobie oddane niczem się nie zraża;
Ty mnie kochasz, to dosyć: w układach swych dziwni
Ojciec mój i macocha, dotąd nam przeciwni,
Człeka pustego, trzpiota chcą mi dać za męża:
Ach! względy posłuszeństwa wstręt we mnie zwycięża.
z rozrzewnieniem
Z tobą żyć tylko pragnę, ciebie kochać stale.
WALERY
Duszę mi przenikają, Tereso, twe żale.
Lżejszemi być powinny, bo wspólnie cierpiemy42;
Może, że tyle przeszkód stałością zmożemy.
Ojciec twój, co bogactwa nad wszystko przenosi,
Sądzi, że zbiorów jego żądza mię unosi:
Jak się myli, jak krzywdzi me szczere płomienie!
Od wszystkich jego bogactw uczynię zrzeczenie;
Niech je zatrzyma, ale niech mi odda ciebie.
Część moja szczupła, przecież wystarczy potrzebie;
Z tobą milsze mi będzie nad posagi hojne
Słodkie pożycie, szczęście, godziny spokojne:
To me serce nad wszystkie dostatki przenosi.
TERESA
postrzegając lokaja Starościny
Otóż człek mej macochy.
LOKAJ
Jejmość panny prosi.
TERESA
Powiedz, że zaraz przyjdę: masz tedy dowody,
Momentu być nie możem z sobą bez przeszkody,
Ani osłodzić trosków, ni pocieszyć żale,
Bądź mi zdrów, mój kochany, lecz nim się oddalę
dobywa z kieszeni pas szyty
Przyjm tę pracę rąk moich, ten dar nader skromny,
Na dowód, żeś był zawsze myślom mym przytomny;
Strzeżona ustawicznie z pracą się mą kryłam,
Ukradkiem w nocy pas ten dla ciebie uszyłam,
Niechaj cię dar ten o mej wierności zapewnia.
WALERY
Tereso! dobroć twoja do łez mię rozrzewnia.
TERESA
Bądź zdrów, odchodzić muszę.
SCENA III
Walery
sam, trzymając pas
WALERY
Drogi upominku!
Tyś ujmowała godzin od twego spoczynku,
Żeby dla mnie pracować! zakazy surowe
Wydzierają mi życia mojego połowę;
Lecz nie wydrą pociechy w sercu mym stroskanym,
I słodkiego uczucia, że jestem kochanym!
Ale któż znów nadchodzi osobność mą kłócić.
SCENA IV
Walery i Szarmancki
SZARMANCKI
ufryzowany z wielkim halsztukiem 43 i we fraku eleganckim, rzuca się na Walerego i całuje go
Pozwól się, przyjacielu, na łono twe rzucić,
Ucałować, przypomnieć tej przyjaźni świętej,
W młodych leciech44 w konwikcie45 tak czule powziętej.
Wiek minął, jakeśmy się z sobą rozdzielili,
Panowie tu na nowo Polskę przerobili,
Ledwiem ją poznał, kiedym wrócił z zagranicy:
Lecz jak to? lato całe strawiłem w stolicy,
Nigdzie się spotkać!
WALERY
Mocno tego żałowałem,
Moje zabawy, domy które uczęszczałem,
Może, że nie te były, kędyś waćpan bywał.
SZARMANCKI
Wtenczas u Kolsonowej najwięcejm przebywał,
W ulicy Ujazdowskiej: wpośród pracy takiej,
Jakżeś też nie wyjechał i razu na raki?
WALERY
Prawdziwie, że się tego nieskończenie wstydzę,
Lecz słodzę stratę, kiedy dziś waćpana widzę;
Jak długo odwiedzałeś waćpan cudze kraje?
SZARMANCKI
Rok tylko, alem przejął wszystkie ich zwyczaje.
Prawdziwie, już nie mogłem w ojczyźnie usiedzić46;
Naprzód, ojciec mi kazał w sprawach się swych biedzić,
Jeździć po Trybunałach, to śliczne zabawy!
Wolałem przegrać dobra niż pilnować sprawy.
W rok zdało mu się oddać mię do gabinetu,
Porzuciłem: nie umiem dochować sekretu.
Dalej próbując mojej w żołnierce ochoty,
Nabył dla mnie chorągiew w rejmencie piechoty,
I to mi się sprzykrzyło; przecież Opatrzności
Zdało się ojca mego przenieść do wieczności!
Zobaczywszy się panem znacznego majątku,
Z radości nie wiedziałem, co robić z początku.
poprawiając halsztuka i desynując 47
To prawda, że Bóg człeka stworzył dosyć ładnie;
Żebym jednak wykształcił figurkę dokładnie,
Chciałem Paryż odwiedzić, dobra więc dzierżawą
Puściwszy, rozstałem się z kochaną Warszawą.
WALERY
To się waćpan podówczas w Paryżu znajdował,
Gdy rewolucja, gdy się ów zapał zajmował?
SZARMANCKI
To mię też zamieszanie z Francji wypędziło.
WALERY
Właśnie wtenczas w tym kraju zostać się godziło;
Pewnieś się waćpan starał widzieć i być wszędy,
Zważałeś ich ustawy, a nawet i błędy.
SZARMANCKI
Wyznam waćpanu: nie wiem, co się z niemi stało,
Bo mię wszystkie ich czyny obchodziły mało.
Dziękuję za tę sławną i wolność, i trudy:
Nie uwierzysz, w Paryżu jakie teraz nudy!
Nic na świecie tak wielkiej nie nagrodzi szkody;
Panienek ani ujrzysz, teatra48, ogrody,
Bulwary i foksale49 są prawie bez ludzi;
Człowiek nie ma co robić, cały dzień się nudzi.
Raz pamiętam, wyszedłem kupować guziki,
Do pąsowego fraku; kupcy, czeladniki,
Jak gdyby ich umyślnie obrano z rozsądku,
Na warcie strzegli w mieście dobrego porządku;
Tak mię to rozgniewało, żem się wraz zawinął,
I czem prędzej przez Kale50 do Anglii popłynął.
WALERY
Przynajmniej ten kraj sławny, tak rozsądnie wolny,
Zastanowić uwagę waćpana był zdolny;
Rząd jego, rękodzieła i ustaw tak wiele,
Dłużej go zatrzymały.
SZARMANCKI
Trzy tylko niedziele
Bawiłem w Anglii; srodze powietrze niezdrowe:
Kupiłem dwie par sprzączek i szpadę stalowę;
Byłem na Parlamencie: tak jak u nas krzyki,
Lecz za to co za sklepy, łańcuszki, guziki,
Kursa51 koni! to w świecie najlepsza ustawa.
Ach! przyjacielu, co to za szczęście, zabawa;
Tych się cudzoziemcowi opuścić nie godzi,
Co to za widowisko! człek w głowę zachodzi,
Nie możesz pojąć jeden za drugim jak leci,
Na takich koniach, ot tak prawie małe dzieci.
Pamiętam dnia jednego, śmiech mię bierze pusty,
Angielczyk52 jeden z małą peruczką i tłusty,
Przegrał niezmierny zakład, w zapalczywym gniewie,
Chciał koniowi w łeb strzelić: przypadam szczęśliwie,
Daję sto funtów: i tak od śmierci niebogę,
Uwalniam biedną klaczkę, gniadą białonogę.
Potem fraszek kupiwszy moc na darowizny,
Powróciłem nareszcie do matki ojczyzny.
Kiedym ja się tak bawił, pan sławą okryty,
Chodził ustawnie koło Rzeczypospolitej,
Wpośród obywatelskich strawił czas swój trudów,
Winszuję bardzo ustaw, nie zazdroszczę nudów.
WALERY
Ta przyjaźń, z którąś waćpan raczył mię uprzedzić,
Jeżeli mi pozwala prawdę mu powiedzieć,
Powiem: że to bez zysku żadnego jeżdżenie,
Wymówić chyba może wiek, niedoświadczenie.
Odtąd innym winieneś zatrudnić się celem,
Pamiętać, żeś Polakiem, żeś obywatelem,
Żeś najpierwsze twe winien ojczyźnie usługi.
SZARMANCKI
Mam się znów dosługiwać? to sposób zbyt długi.
Urzędy, dostojeństwa, słowem wszystkie żądze,
Łatwe do dostąpienia, gdy człek ma pieniądze.
Będą się kłaniać, chociaż nie będę pracować.
WALERY
Będą się kłaniać, ale nie będą szanować:
Publicznego szacunku ten tylko bezpieczny53,
Kto cnotliwie pracując, ludziom pożyteczny:
Ale go nie otrzyma, kto tylko próżnuje.
SZARMANCKI
Chcesz, bym był posłem na sejm, co dziś następuje?
Bardziej się jeszcze znudził, jak tu waćpanowie?
A dobrodzieju! wolę nade wszystko zdrowie;
Lata przeszłego gdyście na sesjach siedzieli,
Gdyście się przez dzień cały męczyli, krzyczeli
Ja z pudrem i z pomadą włos zczesawszy wonną.
Wsiadłszy w mą kariolkę54, alboli też konno,
Obleciałem Mokotów, Wolę, Królikarnię,
Łazienki i Powązki; czasem Bażantarnię;
Wieczorem przebrawszy się przy powiewnym chłodzie,
Łajałem wraz z drugimi sejm w Saskim ogrodzie;
Wypiłem z przyjaciołmi ponczu dużą czarę,
Zjadłem brzoskwiń, morelów55 za dukatów parę;
Potem koło dziesiątej, kończąc dzień przyjemny,
Foksalowe zabawy okrywał mrok ciemny.
WALERY
Gdyby każdy tak żyć chciał, czem by Polska była.
SZARMANCKI
Nie wiem coby z nią było, lecz by się bawiła;
Zawsze zdania waćpana są nazbyt surowe:
Żebyś mi też ustąpił statku56 choć połowę!
Ale słyszałem, że pan myśli stan odmienić,
Że się okrutnie kocha, ma się wkrótce żenić,
Z piękną, posażną, grzeczną, słowem zacną damą.
WALERY
Ja właśnie o waćpanu słyszałem to samo.
SZARMANCKI
Dalibóg, że nie, ale krewne uprzykrzone
Pokoju mi nie dają, żebym pojął żonę!
Co to za kłopot, co za bieda nieustanna,
Tutaj ciągną rodzice, tu kocha się panna.
Prawie chcą mię już gwałcić; no i cóż mam robić!
Już z biedy na małżonka trzeba się sposobić,
Tylu prośbom, wzdychaniom dać się ułagodzić:
Prawdziwie, że to bieda pięknym się urodzić.
WALERY
Te skargi oznaczają skromnego człowieka,
Szczęśliwy, kto na piękność swą tylko narzeka!
Powinszować waćpanu serdecznie należy,
Najszczęśliwszyś podobno ze wszystkiej młodzieży,
Że bez najmniejszych starań, prawie przez niechcenie,
Umiesz wzbudzać w kobietach najtkliwsze płomienie.
SZARMANCKI
Szczęście się przywiązało do mojej osoby,
Ale wyznać należy, mam moje sposoby,
I ktokolwiek iść zechce podług mych prawideł,
Żadne kobieta jego nie uniknie sideł;
Na dowód, że na próżno pochwał mych nie liczę,
Wraz waćpanu pokażę wszystkie me zdobycze,
Listy, portrety, włosy, obrączki, pierścionki,
Te panienek, te wdowy, te od cudzej żonki.
WALERY
Daję wiarę, żeś waćpan był bardzo szczęśliwy,
Proszę, nie dowódź tego przez czyn nieuczciwy,
Tych, co mu zawierzyły, nie zdradzaj czułości.
SZARMANCKI
Otóż znowu pocieszne są delikatności!
Jeśli masz za uczciwość ochraniać kobiety,
Wierz mi, w ich oczach żadnej nie znajdziesz zalety:
Chciej się tylko w mej szkole cokolwiek przećwiczyć,
Tysiącami kochanek jak ja będziesz liczyć;
Muszę ci me portrety pokazać koniecznie.
WALERY
Na cóż? może się obejść bez tego bezpiecznie.
SZARMANCKI
WALERY
Ale wcale nie jestem ciekawy.
SZARMANCKI
Ale co ci to szkodzi, choćby dla zabawy?
WALERY
Wierz mi, gorszyć się będę z takiego uczynku.
SZARMANCKI
Kozak!