Kitabı oku: «Dzieje Tristana i Izoldy», sayfa 2
IV. Wiek XVIII i kwestia społeczna. – Montesquieu, encyklopedia, Wolter. – Salon. – Ateizm, zepsucie. – J. J. Rousseau. – Komedia
Na razie wiek XVIII znaczy się upadkiem literatury, podporządkowaniem jej innym celom. Pochłaniają ją w znacznej mierze kwestie polityczne i społeczne. Więcej doraźnie działa, niż wydaje trwałych dzieł. Ale to właśnie ocaliło ją od zupełnego wyrodzenia i wyjałowienia w tym przejściowym okresie między klasycyzmem a romantyzmem. Przykładem Wolter: mierny we wszystkich rodzajach z wyjątkiem wtedy, kiedy piórem jego kieruje namiętność polityczna i werwa agitacyjna. Gorycz społeczna dała najlepsze soki twórczości Russa i Beaumarchais'go.
Nakreślmy w kilku słowach sytuację, którą zastał wiek XVIII.
Reformacja w w. XVI rozdarła Francję wojnami religijnymi, poza którymi kryły się ambitne roszczenia wielmożów. Henryk IV uspokoił i zespolił Francję, ale za syna jego, Ludwika XIII (1610–1643), a zwłaszcza za regencji w czasie małoletniości Ludwika XIV, fakcje podniosły znowu głowę. Walczył z nimi z całą stanowczością, w imię jedności Francji i władzy królewskiej wszechmocny minister Ludwika XIII, kardynał Richelieu; zręcznością pokonał Frondę (1648–1653) następca jego, Mazarin. Do połowy XVII w. niemal cała szlachta francuska była pod bronią: nastrojowi epoki odpowiada rycerska i męska tragedia Corneille'a. Ludwik XIV (1643–1715), mający wysokie poczucie władzy oraz jedności państwa, które utożsamiał z własną osobą („Państwo, to ja”), na inny sposób dokończył dzieła Richelieu'go, w czym natchnęło go właściwe jego młodości upodobanie w przepychu i zabawach. Stworzył świetny dwór, ściągnął doń szlachtę i magnatów, czyniąc zeń słońce wszelakich faworów i znaczenia, a zarazem siedzibę uciech i mody. Życie poza dworem, niełaska, równały się śmierci. Podczas gdy rządy przechodziły w ręce zdolnych mieszczańskich synów, Ludwik XIV zabawiał szlachtę polowaniem, teatrem i fajerwerkami, popychał do zbytku i gry, aby, rujnując się, stała się zawisła jedynie od jego łask i darów. Wykwitem tego oddychającego miłością młodego dworu jest tragedia Racine'a, urzędowym zaś jego bawicielem był Molier, wespół z nadwornym muzykiem Lullim.
Z latami dwór stawał się mniej wesoły, a bardziej sztywny i nadęty, ale despotyzm nie malał; przeciwnie. Król, chylący się z wiekiem do dewocji, dawał sobą powodować spowiednikom, coraz bardziej obcy rozwijającemu się społeczeństwu. A tymczasem w cieniu tronu dojrzewał – naród: inteligentne, silne i coraz bardziej świadome siebie mieszczaństwo oraz lud zaczynający się spostrzegać, iż on to płaci koszta tych kawalkad i festynów. Fatalne dla Francji i dworu było odwołanie (1685) edyktu nantejskiego, dzieła pokoju, które zostawił Henryk IV, wskutek czego mnóstwo rodzin z najtęższego francuskiego mieszczaństwa opuściło kraj, tworząc poza jego granicami opozycję. Dwór Ludwika XIV stał się wskutek rosnącej chciwości dworaków niby polip wysysający Francję za pomocą podatków bezwzględnie ściąganych z najuboższej głównie ludności. Niepowodzenia polityczne i militarne na schyłku panowania dopełniają tego smutnego obrazu. Wyrazem budzącego się ducha krytyki wśród współczesnych jest Fénelon (arcybiskup Cambrai, 1651–1715), którego Telemak, powieść pedagogiczna pisana dla przyszłego władcy, kreśli ideał polityczny wręcz przeciwny duchowi Ludwika XIV.
Ze śmiercią starego króla (1715) ujawnia się powszechne bankructwo systemu. Autokratyzm, dobroczynny w początkach, kiedy chodziło o zjednoczenie Francji, okazał się w końcu zabójczym. Cały gmach zewsząd trzeszczy i domaga się reform. W tej sytuacji literatura oddaje swe najlepsze siły służbie społecznej. Przygrywkę daje Montesquieu (1689–1755) w lekkiej książeczce Listy perskie (1721), zawierającej jakby szkic myśli, które rozwinie później w poważnym dziele swego życia, Duchu praw. Pod wodzą Diderota (1713–1784) i Dalemberta (1717–1783) skupiają się najtęższe mózgi Francji około monumentalnego dzieła Encyklopedii (1751–1772, 28 tomów). Dzieło to dawało informacyjny jakoby całokształt wiedzy ludzkiej; ale informacja zabarwiona była w ten sposób, iż stanowiła potężne narzędzie propagandy wolnej myśli, racjonalistycznej filozofii, demokracji, godności pracy. Roi się we Francji od ulotnych broszur, powiastek, dialogów, epigramów, mających na celu propagandę i agitację. Do największej doskonałości doprowadził ten rodzaj Wolter (1694–1778); zetknąwszy się za młodu dzięki wygnaniu z Francji ze społeczeństwem angielskim, przeszczepił stamtąd myśli i pojęcia, które, w Anglii zupełnie naturalne, staną się we Francji zaczynem rewolucji. Cała druga połowa życia Woltera wypełniona jest tym rodzajem twórczości. Budzić myśl, uświadamiać, rozpraszać ciemności, przygotowywać powstanie nowego świata, zbudowanego na podstawie rozumu – świata, w którego przyjście ci filozofowie wierzyli niezłomnie – oto hasło chwili. Krąży ogromna korespondencja; przy szczupłych rozmiarach i skneblowaniu ówczesnej prasy, listy zastępują gazetę.
Równocześnie rozwija się puścizna XVII w.: salon, kultura towarzyska, która daje Francji hegemonię moralną w Europie, czyni ją arbitrem mody i smaku, język zaś jej językiem świata. W wieku XVIII wszyscy niemal oświeceni ludzie w Europie, poczynając od monarchów, mówią, myślą, noszą się po francusku, czują się niejako obywatelami Francji na wygnaniu. Fryderyk pruski zabiega o względy Woltera, Katarzyna II – Diderota; Stanisław August nazajutrz po koronacji pisze do pani Geoffrin, starej mieszczki paryskiej, w której salonie gromadzili się filozofowie: „Mamusiu, twój synek jest królem”. W tej atmosferze nabrzmiałej myślą, projektami reform, rewizją filozoficzną wszystkich pojęć i urządzeń, salon staje się ważnym centrum umysłowym, polityczną instytucją. Taka panna de Lespinasse jest dzięki swemu salonowi osobistością niemal oficjalną.
Dominującą cechą XVIII wieku staje się niereligijność. Obłuda religijna u schyłku panowania Ludwika XIV i rządy sutanny zdyskredytowały religię. Poważny i surowy jansenizm wyrodził się w drobiazgową wojnę z jezuitami; księża z wyższych sfer uciekają od swych obowiązków, uważając swe godności za tłuste synekury. Kościół jest wobec grożącego niebezpieczeństwa niemal bez oporu. Na tym tle czyni postępy racjonalizm, czyli, jak go nazywano wówczas, filozofia. Zwiastunem tej filozofii, sceptycznej, antyreligijnej niemal bez osłonek, jest już u schyłku XVII w. Piotr Bayle (1647–1706) w swoim ogromnym Słowniku filozoficzno-krytycznym. Filozofia ogranicza swą religię do dość luźnego deizmu; w licznych pismach wydawanych oczywiście bezimiennie prowadzi zaciętą kampanię przeciw religii, zwłaszcza przeciw katolicyzmowi (Wolter, Diderot). Lewe skrzydło racjonalizmu (Helwecjusz) kształtuje swe pojęcia w duchu skrajnie materialistycznym.
Obok niereligijności daje się czuć pęd do rozkoszy. Dwór, Paryż, dławiony nudą za ostatnich lat Ludwika XIV i jego nieurzędowej małżonki, pani de Maintenon, rzuca się w wir uciech i zabaw. Rej wiedzie w tym sam Regent, sprawujący rządy w miejsce małoletniego Ludwika XV (ur. 1710, panował 1715–1774): tak iż słowo régence jest w języku francuskim przymiotnikiem oznaczającym rozpustę. Stan ten trwa przez całe panowanie Ludwika XV. Wyższe sfery Francji stają się istną cieplarnią zbytku i rozkoszy, zaprawnej smakiem rosnącej wciąż kultury intelektualnej. W poprzednim wieku zabawa, miłość miały jeszcze cechy czegoś dość grubego; obecnie wydelikacona i wyrafinowana wrażliwość znaczy się odcieniem dyletantyzmu psychologicznego, bawiącego się eksperymentem na żywym materiale.
Jak przedstawia się wśród tego właściwa literatura? O poezji nie ma co i mówić. Zepchnięta na dość daleki plan w w. XVII, tu zwęża się w powiastkę, madrygał, piosenkę, zabawę towarzyską. Próby stworzenia dzieł w większym stylu witane z entuzjazmem przez współczesnych (Henriada Woltera, poematy księdza Delille) wydają się dzisiaj szczytem oschłości i nudy. Tragedia (Crébilon-ojciec, Wolter) przeżywa formy stworzone przez wiek poprzedni. Ogół widzi w literaturze raczej zabawę czysto umysłową; strawę dla rozumu, nie dla uczucia.
Wiek XVIII zostawił wszelako kilka dzieł noszących cechy epoki, a mimo to żywych: komedie Marivaux (1688–1763), powiastkę Manon Lescaut (1731) Prévosta, wreszcie to arcydzieło powieści, Niebezpieczne związki (1782) Laclosa, owoc dwóch wieków psychologicznej kultury. A na tych etapach: Marivaux – Crébillon (syn) – Laclos, możemy obserwować ewolucję duszy wieku, przesyconej rozkoszą i łatwością użycia. W komediach Marivaux delikatne upojenie łączy się jakby z nieśmiałością wyrazu, niby rozkosz witana przez młode serce. Bujna zmysłowość bohaterów Crébillona zaprawna jest odcieniem nudy szukającej podniety w deprawacji umysłowej. U Laclosa stępienie na rozkosz idzie już dalej: przeradza się w pęd do czynienia źle, do dręczenia; stwarza cyniczny machiawelizm miłości. W Niebezpiecznych związkach arystokratyczne społeczeństwo dojrzało do tego, aby je Rewolucja rozpędziła; był czas, aby wymieść tę „cieplarnię”, powybijawszy w niej szyby. Anegdoty z XVIII w. zebrane z przedziwnym zachowaniem posmaku epoki przez Chamforta (1741–1794) najlepiej oddają i jej ducha, i zarazem budzącą się świadomość zgnilizny.
Ten podmuch rozkoszy spływa się w XVIII w. nader charakterystycznie z prądem filozoficznym. W Listach perskich rozważania nad religią, ekonomią, obyczajami, przeplata autor dla orzeźwienia czytelnika scenkami dość lubieżnymi i ustępami dość płochymi: to będzie ton, na który nastroi się wiek XVIII. Wolter (Powiastki), Diderot, zrozumieją doskonale wartość tej metody do celów propagandy.
Jedno nazwisko dzieli wiek XVIII na dwie połowy: Jan Jakub Rousseau (1712–1778). Cała praca reformatorska XVIII w. robiona była głową; Rousseau daje jej serce, daje namiętność, posępną, fanatyczną, nierozumiejącą się na żartach i dowcipie. To lud, który wkracza na arenę dziejów. Jednakże przesyt wyższych klas samymi sobą, swoim dowcipem, swymi miłostkami był tak silny, potrzeba jakiejś przemiany, nieokreślony lęk tak powszechne, że ta wytworna, przeżyta publiczność skwapliwie chłonie nauki Russa. Dla tych mózgów niezdolnych do prawdziwej religii jest to jakby świecki jej surogat. Nauka o „dobrym człowieku”, o „naturalnym człowieku” działa niby Ewangelia. Lalki światowe płaczą, czytając całą noc Nową Heloizę; po Emilu każą sobie przynosić dzieci do Opery i karmią je publicznie. Równocześnie ma Rousseau owe straszliwie wymowne słowa, które zapadają głęboko w serce ludu. „Nie ma dla was mąki na chleb, bo im trzeba jej do pudrowania peruk”: oto styl, którym piszą się – Rewolucje.
Jak wspomniałem, wszystko prawie w tym XVIII w. jest martwe i mdłe, o ile nie czerpie soków w kwestii socjalnej: tak i komedia. Komedia osiągnęła wraz z Molierem szczyt i zarazem jakby wyczerpała swój temat: na drodze samej psychologii niewiele da się w niej wydobyć. Regnard (1655–1709), Dancourt (1661–1725), Lesage ze swoim Turcaretem (satyra na finansistów, 1709), to najwybitniejsi spadkobiercy Moliera. Wiek XVIII, odarłszy królów z glorii pomazańców, czuje, iż śmiesznym jest zachowywać dla nich monopol tragicznych sytuacji: stara się tedy, bez większego powodzenia, stworzyć dramat mieszczański (Diderot, La Chaussée, Beaumarchais). Ten sam Beaumarchais (1732–1799) w Weselu Figara odmłodzi świetnie starą komedię, kiedy wpadnie na płodną myśl, aby w dawne formy wlać cały świeży zaczyn socjalnego buntu, gryzącego sarkazmu plebejusza.
Równolegle z kształtowaniem metody myślenia, kartezjanizm czy racjonalizm przyniósł z sobą pęd do studiów nad przyrodą, z których w znacznej mierze się urodził. Wpływ odkryć Newtona, Leibniza, przyczynia się również do zapłodnienia ducha badań we Francji. Wybitni encyklopedyści (Dalembert, Condorcet), kojarzą zmysł filozofii z badaniami matematycznymi; w Buffonie (1707–1788) genialny zmysł przyrodnika łączy się z przymiotami pierwszorzędnego pisarza i stylisty. Nie tylko uczeni specjaliści, ale cała epoka przesiąka duchem nauk ścisłych. Margrabina du Châtelet, przyjaciółka Woltera, przekłada dzieła Newtona i podejmuje doświadczenia z zakresu fizyki. Fontenelle (1657–1757) jest najwierniejszym odbiciem tej „racjonalistycznej” literatury, w którą wyradza się schyłek XVII i początek XVIII w.: oschły jako pisarz, jest on wybornym popularyzatorem zdobyczy naukowych (O mnogości światów).
Wreszcie zdobyczą końca XVIII w. jest odkrycie samej natury. Z natchnienia Russa, który przez większą część młodości był włóczęgą, wytworny światek opuszcza strzyżone szpalery, aby sobie budować „kabanki” w prawdziwym lesie, nad prawdziwym strumieniem: patrzy i zaczyna pojmować, że świat jest piękny – nawet w swej naturalnej postaci. Hymnem na cześć natury w utworach Bernardina de Saint-Pierre (1737–1814) kończy się ten wiek niespokojny, szukający gorączkowo wiar i formuł społecznych i znajdujący je w końcu – pod nożem gilotyny.
Wszyscy ci pisarze, filozofowie, ekonomiści (fizjokraci, Turgot), wolnomyśliciele przygotowywali wiek cały Rewolucję. Ani jej nie pragnęli, ani nie przeczuwali; najśmielsi nawet nie myśleli o innej formie prócz oświeconej i ograniczonej konstytucją monarchii na wzór angielski. Angielskie poglądy i urządzenia społeczne wywierały w XVIII w. wielki wpływ na polityczną myśl francuską. Ale stało się to, co zawsze: rozpętanych sił nie dało się łatwo zatrzymać; przewrót poszedł w innym kierunku niż „panowanie rozumu”.
V. Rewolucja. – Wskrzeszenie religii, Chateaubriand. – Napoleon. – Romantyzm: poezja, teatr. – Powieść, Balzac; wpływ jego na teatr. – Nauka, krytyka
Nadchodzi wreszcie moment Rewolucji; dzieła, którego wielkości nie powinny przesłaniać nieodłączne prawie od takich przemian krwawe ofiary i szaleństwa. Na kilkanaście lat życie umysłowe we Francji zamiera. Gilotyna kosi rodzący się kwiat nowej poezji francuskiej w osobie Andrzeja Chénier (1762–1794). Jedyny z encyklopedystów, który doczekał się Rewolucji i mimo rodowego tytułu markiza brał w niej gorący udział, Condorcet (1743–1794), otruł się w więzieniu, aby uniknąć pewnej śmierci za rządów terroru. Sama Rewolucja objawia się literacko w dwóch postaciach: stwarza wymowę polityczną (Mirabeau, Danton) i dziennikarstwo.
Rewolucja przeszła po społeczeństwie jak krwawa gąbka i zmyła to, co było wprzódy. Zniweczyła to wykwintne towarzystwo, w którym myśli kształtowały się według pewnej konwencjonalnej modły. Literatura wychodzi z salonu i już doń nie wraca. Czym był wprzód salon, tym stanie się dziennik. Zarazem przekreśla Rewolucja wybitnie humanistyczny charakter, jaki miała literatura: nauka, przemysł, życie praktyczne będą odtąd wywierały o wiele większy wpływ na jej kształtowanie niż świat klasycznej myśli. Odtąd autor nie będzie mówił do małej wybranej grupy, ale do wszystkich: „sztuka wychodzi na ulicę”, jak dziś się mówi. Znamienne dla poprzedniej epoki jest, że np. Diderot najciekawszych swoich utworów wcale za życia nie wydrukował; obiegały w rękopisie: na tę szczupłą garść osób, która się liczyła, to wystarczało.
Rewolucja zwaliła religię, zamknęła kościoły, na ołtarzu – w dobie szału wolności – posadziła nagą ulicznicę jako boginię Rozumu; i, rzecz szczególna, kiedy kościoły się otworzą, kiedy rozlegną się znów dzwony i zabrzmią śpiewy liturgiczne, stanie się cud: ta religia, która od tylu wieków przestała być natchnieniem francuskiej literatury, stanie się punktem wyjścia jej odrodzenia, pocznie w niej nowe, nieznane wprzód piękności, dobędzie z niej skarby melodii i wymowy. Tym odnowicielem francuskiego słowa będzie Chateaubriand (1768–1848): dzieli on jak słup graniczny Francję XIX a XVIII wieku.
Nie trzeba wszakże przeceniać tych religijnych wzlotów. Wiek XIX zanadto był wykarmiony duchem krytyki i analizy, aby był zdolny do głębokiej wiary. Już chrystianizm Chateaubrianda jest zjawiskiem raczej estetyczno-literackim. Bądź co bądź nie będzie już odtąd mowy o zaczepnej niereligijności, a miejsce szyderstwa zajmie cześć dla religii nawet u sceptyków2. Zarazem chrystianizm będzie dla literatury kopalnią obrazów, nastrojów i stylu. Biblia, która była dla osiemnastowiecznego filozofa stekiem barbarzyństwa i śmieszności, stanie się niemal „podręczną książką” każdego poety.
Drugim współczynnikiem kształtującym w samym zaraniu przyszłą literaturę jest – Napoleon. Przypomnijmy sobie przepiękną inwokację z Pana Tadeusza „O, roku ów… ” i wyobraźmy sobie, jak potężnie musiały być rozkołysane dusze całego tego pokolenia, którego wiek chłopięcy przypada na lata napoleońskiego eposu lub które bodaj bezpośrednimi tradycjami styka się z napoleońską legendą. Co za pobudzenie dynamiczne dla ambicji, dla woli, losy tego podporucznika, który stał się cesarzem Francuzów!… „Czego on dokonał szablą, ja dokonam piórem”, wyrył sobie Balzac u podstawy popiersia Napoleona, które miał na biurku: i pracował po osiemnaście godzin na dobę, chcąc mieć świat u swoich nóg. Tego typu pracy literackiej nie znało przedrewolucyjne społeczeństwo; salon nie żądał od pisarza tak wiele i niemile by widział taką dezercję.
Pomiędzy Rewolucją a upadkiem Napoleona upłynęło lat dwadzieścia pięć. Niejeden syn ludu został marszałkiem Francji; nie było wsi, gdzie by na piersiach robotnika, chłopa nie czerwieniła się wstążeczka Legii. W epopei napoleońskiej lud francuski w czarodziejskim skrócie przebył wieki bohaterskiej historii Francji; w siedmiomilowych butach dognał swoich starszych braci. Odebrawszy już poprzednio szlachcie wszystkie przywileje, wydarł jej ten ostatni, bez którego zrównanie nie byłoby nigdy istotnym: przywilej bohaterstwa, przywilej umierania za ojczyznę, za chimerę sławy – szlachetniejszej jeszcze, ofiarniejszej, bo bezimiennej! – umierania pięknie, z chwałą; wydarł jej całą poezję heroizmu i przewyższył o tyle, o ile Napoleon przewyższył wszystkich dawnych wodzów. Z tą chwilą supremacja urodzenia pogrzebana była bez powrotu; z tą chwilą dopiero dzieło Rewolucji dokonało się w całej pełni.
O ile z końcem XVIII w. grunt twórczości literackiej uderza pewną jałowością, o tyle z początkiem XIX w. ziemia obficie zlana krwią wydaje wspaniałą i bujną roślinność. Tłoczy się po prostu od talentów, od nowych form, myśli. Niebawem opanuje Francję ów potężny ruch literacki, który równocześnie występuje we wszystkich niemal krajach Europy: – romantyzm. Źródeł romantyzmu trzeba szukać wcześniej; trzeba ich szukać w egotycznej, pobudliwej, niesfornej indywidualności Russa; romantykiem czystej krwi był Chateaubriand; dopiero jednak po r. 1820 ruch ten skupi się w prawdziwą szkołę, a literatura stanie się terenem walki. Chodzi tu, ni mniej ni więcej, tylko o przekreślenie ostatnich trzech wieków rozwoju tej literatury. W miejsce humanizmu – średniowiecze; w miejsce renesansu – gotyk; w miejsce klasycznego umiaru – romantyczne rozwichrzenie; w miejsce obiektywizmu – indywidualizm; w miejsce psychologii – obraz. Jest to epoka żywej wymiany duchowej narodów między sobą: Byron, odkryty przez romantyków Szekspir, zagadkowy Osjan, Dante, Schiller, Goethe3, wszystko to oddziaływa na twórczość francuską.
Oczywiście ten antagonizm między Francją nową a Francją poprzednich wieków jest tylko pozorny. Paręset lat dyscypliny języka i myśli, to nie są rzeczy, które by można przekreślić. Toteż romantyzm francuski pozostanie równie rasowo francuskim jak nim był klasycyzm; ten sam duch oblecze się w inne formy, bogate i różnorodne.
Literatura francuska XIX w. popłynie kilkoma łożyskami.
Przede wszystkim poezja: o tej można powiedzieć niemal, że to są jej narodziny, od tak dawna głos jej nie brzmiał w mowie francuskiej. Chateaubriand był wielkim poetą piszącym prozą: stworzył wspaniałą poetycką prozę, która taki oddźwięk znalazła u nas w Krasińskim i Słowackim. Około roku 1820 zjawiają się trzej przyszli mistrze poezji, Lamartine (1790–1869), de Vigny (1797–1863) i Wiktor Hugo (1802–1885), w których ustach wiersz francuski nabędzie nieznanej dotąd śpiewności i wymowy, zalśni się bogactwem rytmów i tonów. Obok nich, Musset (1810–1857) czaruje kapryśnym wdziękiem młodego pazia, płatając figle zarówno klasykom jak i „urzędowemu” romantyzmowi. Przez Teofila Gautier (1811–1872) muza romantyczna podaje rękę poezji niemal współczesnej: Banville, „parnas”, Leconte de Lisle, Baudelaire, Sully Prudhomme, Verlaine, „symboliści”…
Obok poezji, romantyczny dramat. I tu Wiktor Hugo na czele, ze swoim olbrzymim temperamentem literackim. Burzliwa premiera Hernaniego (1830) stanowi datę. Romantyzm stwarza dramat własnego typu: bombastyczny, jaskrawy, oparty na gwałtownych kontrastach i efektach. Przetrwał on o tyle, o ile ocalił go wiersz Wiktora Hugo. Na uboczu od tego hałasu rozwinął się delikatny, bardzo osobisty teatr Musseta. I ten był trwalszy.
Rozkwit powieści jest faktem najbardziej może dominującym nad literaturą XIX w. Powieść odgrywała w dawniejszej literaturze rolę kopciuszka, lekceważona jako „niższy rodzaj”. Uświetnił ją i podniósł w dostojeństwie Rousseau; ale sława jego nie była sławą powieściopisarza. Toż samo Benjamin Constant kreśli swego Adolfa jakby wstydliwie, na marginesie innej twórczości. Pierwszy traktuje powieść w duchu nowoczesnym Stendhal (Henryk Beyle, 1783–1842): pisząc Czerwone i czarne, stara się obok analizy psychologicznej, dać przekrój współczesnego społeczeństwa. Dopiero jednak w Balzaku (1799–1850) znajduje powieść tego, który potrafił ją narzucić swemu wiekowi tak, iż odtąd powieść usunie na bok inne rodzaje literatury jako najsposobniejsze narzędzie wyrażania się nowoczesnego pisarza. Obok Balzaca uprawiają przygodnie powieść poeci: Hugo, Vigny, Musset, Gautier; olbrzymi rozgłos zyska powieściami swymi kobieta, Aurora Dudevand (George Sand, 1804–1876); Aleksander Dumas-ojciec (1803–1870) ilustruje błyskotliwie historię Francji kilkoma cyklami powieści historycznych. Na uboczu od prądów chwili cyzeluje rozmyślnie oschłym stylem Prosper Mérimée (1803–1870) swoje klasycznie doskonałe opowiadania. Murger (1822–1861) utrwala we wdzięcznych obrazkach fenomen społeczny, którego nie znał prawie wiek XVIII przy swojej instytucji „salonów”: cyganerię artystyczną. Przejście od romantyzmu do „naturalizmu” stanowi Flaubert (1821–1880), zaciekły pracownik niestrudzenie pasujący się ze słowem. Zapóźnionym romantykiem jest oryginalny i pełen niesamowitego uroku Barbey d'Aurevilly (1808–1889). Hasło naturalizmu związane jest z nazwiskiem Zoli (1840–1903); powieść obyczajową uprawiają Daudet, Maupassant (klasyczny mistrz noweli). Bourget przedstawia kierunek psychologiczny, Loti egzotyzm, Anatol France błyskotliwe żonglerstwo idei.
Powieść Balzaca oddziałała na teatr. Idąc po wskazanej przezeń drodze, stara się teatr połączyć analizę duszy ludzkiej z malowidłem obyczajów i roztrząsaniem problemów społecznych; przy czym, usunąwszy na drugi plan tragedię, a dość rzadko sięgając do dramatu, poszedł prawie wyłącznie drogą komedii (często do dramatu zbliżonej), osiągając na tym polu niepospolitą doskonałość, narzucając swój repertuar całej Europie, a zarazem zdobyczami faktury oddziaływając na rozwój teatru w innych krajach. Wyłącznie zręcznością tej faktury stoi teatr Scribe'a (1791–1861); więcej nieco treści przy równej zręczności umiał mu dać Sardou (1831–1908). Augier (1820–1889) maluje w swych komediach współczesne mieszczaństwo: Dumas-syn (1824–1895), rodzaj salonowego apostoła, porusza w swych sztukach tezy obyczajowe, dziś dość przebrzmiałe. Labiche (1815–1888) wydoskonala technikę nowoczesnej krotochwili; Meilhac i Halevy stwarzają własny rodzaj w librettach do operetek Offenbacha.
Równocześnie z tym rozkwitem literatury rozwijają się i ścierają idee społeczne, które przekazało wiekowi dziewiętnastemu poprzednie stulecie. Obok Chateaubrianda-artysty – i w większym jeszcze stopniu – zaprzeczeniem haseł Rewolucji jest pisarz polityczny Józef de Maistre (1754–1821) żądający odbudowy tronu z nieograniczoną władzą. Saint-Simon4 (1760–1825) staje się wyrazem doktryn humanitarnych, apostołem świata pracy, prekursorem socjalizmu. Ksiądz Lammenais (1782–1854) pragnie pogodzić ducha religii z duchem nowożytnego społeczeństwa, katolicyzm z ideą demokracji. Uczeń Saint-Simona, August Comte (1798–1857), staje się twórcą pozytywizmu, wiążącego się ściśle z racjonalizmem XVIII wieku.
Na pograniczu literatury a wiedzy znajduje się w XIX wieku nauka historii, która pod piórem francuskich pisarzy nie zasklepia się w świecie uczonych, ale czarując stylem i barwnością wykładu, rywalizuje w poczytności z beletrystyką. Thierry, Michelet, Guizot, Renan, Taine, Sorel to zaledwie kilka najświetniejszych nazwisk pośród całej plejady. Wiek XIX wreszcie jest kolebką francuskiej krytyki literackiej, która stanowi jeden z najświetniejszych i najbardziej rasowych przejawów francuskiego ducha: subtelność i ścisłość jej analizy, wnikliwość i gibkość inteligencji oraz urok formy czynią z niej zjawisko zaledwie że spotykane poza granicami myśli francuskiej. Twórcą nowoczesnej krytyki literackiej jest Sainte-Beuve (1804–1869); spadkobiercami jego Taine (1828–1893), Brunetière, Lemaître i in.
Wreszcie z samym końcem XIX wieku literatura francuska znów odmienia fizjonomię: z krytycznej, analitycznej, sceptycznej wchodzi w znak idealizmu, a zarazem służby narodowej i społecznej, zabarwionej nieraz odcieniem mistycznym. Można by rzec, iż dusza narodu jakby przeczuwa niedaleką chwilę próby, skupia się w sobie, tęży i przygotowuje do tych wielkich dni, które skończyły się drogo kupionym zwycięstwem. W tej ostatniej dobie najlepsza literatura stała się daleko wyłączniej francuską, daleko ekskluzywniej narodową; dlatego promieniowanie jej na Europę było daleko słabsze niż w poprzedniej fazie, bardziej – rzec można – kosmopolitycznej. – Na tym trzeba mi skończyć ten bardzo pobieżny szkic ułatwiający może zorientowanie się w głównych etapach literatury francuskiej i to do pierwszej połowy XIX w.; dalej bowiem nie sięgałem na razie w swoich przekładach, poza jednym Verlainem, którego obecność w tym zbiorze jest wyrazem mojej dlań osobliwej tkliwości.