Kitabı oku: «Chłopi», sayfa 66

Yazı tipi:

Jakby msza się w nich odprawiała, tak pełni byli świętego nabożeństwa, tak dusze im klęczały w zachwyceniu i tak im śpiewały wniebowzięte serca o łasce Pańskiej, tylko im jednym objawionej w tej godzinie żywota.

Ni słowa nie przemówili więcej do siebie, ni jednego słowa, tylko niekiedy krzyżowały się ich spojrzenia jak błyskawice, całkiem już postępłe od własnych żarów i nic o sobie nie wiedzące.

Nie wiedzieli również, że śpiewają jakąś pieśń, co się z nich była sama zrodziła i kieby ptak rozświergotany leciała nad omroczone pola, we wszystek świat.

Nie wiedzieli nawet, kaj są i dokąd idą, i po co?

Nagle i kajś3055 z bliska runął im nad głowy twardy i suchy głos:

– Jasiu, do domu!

Wytrzeźwiał w tym oczymgnieniu; byli na topolowej, a matka stojała tuż przed nimi z groźną i nieprzebłaganą twarzą – jął cosik3056 bąkać i pleść trzy po trzy.

– Chodź do domu!

Wzięła go za rękę i gniewnie pociągnęła za sobą, dał się bez oporu, z pokorą…

Jagusia szła za nimi jakby urzeczona, gdy naraz organiścina podniesła3057 z drogi kamień i cisnęła w nią ze straszną zawziętością.

– Poszła precz! A do budy, ty suko! – zakrzyczała wzgardliwie.

Jagusia obejrzała się dokoła, całkiem nie miarkując, o kogo tamtej chodzi, ale gdy jej zniknęli z oczów, długo się plątała po drogach, a potem, gdy w chałupie poszli spać, siedziała pod ścianą do białego rana.

Godziny szły za godzinami, piały kokoty3058, rżały konie przy wozach nad stawem, robił się świt, wieś zaczynała wstawać, brali wodę ze stawu, wypędzali bydło na pastwiska, kto już wychodził na robotę, gdzie już trajkotały kobiety, kajś3059 dzieci popłakiwały matyjaśnie3060, a ona wciąż siedziała na jednym miejscu i z otwartymi oczami śniła na jawie o Jasiu – że cosik z nim rozmawia, że patrzą na się tak z bliska, jaże3061 ją ogarniały słodkie ognie, że idą kajś i śpiewają coś takiego, czego nie poredziła3062 sobie przypomnieć – i tak cięgiem3063 jedno w kółko.

Matka zbudziła ją z tych cudnych zwidzeń, a głównie Hanka, która przyszła już przyszykowana do drogi i chociaż nieśmiało, pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę.

– Do Częstochowy idę, to mi darujecie, com ta przeciw waju3064 zgrzeszyła…

– Bóg zapłać za dobre słowa, ale co krzywda, to krzywda! – mruknęła stara.

– Nie ruchajmy3065 tego! Proszę was ze szczerego serca, byście mi odpuściły.

– Złości już do was w sercu nie chowam – westchnęła ciężko Dominikowa.

– Ani ja! chociem niemało przecierpiała! – wyrzekła poważnie Jagusia i posłyszawszy sygnaturkę poszła się przybierać do kościoła.

– Wiecie, a to Jasio organistów idzie z kompanią – ozwała się po chwili Hanka.

Jagusia posłyszawszy nowinę wypadła z chałupy na pół ubrana.

– Co ino sama organiścina mi powiedziała, jako koniecznie naparł się iść do Częstochowy! Raźniej będzie nama3066 wędrować z księżykiem i honorniej! Ostajta3067 z Bogiem. – Pożegnała się przyjacielsko i poszła do kościoła rozpowiadając po drodze nowinę, juści, co się jej dziwowali, tylko Jagustynka pokręciła głową i rzekła cicho:

– W tym coś jest! Już on ta z dobrej woli nie idzie, nie…

Ale nie pora była na dłuższe wywody, bo z pół wsi zebrało się w kościele i ksiądz już wychodził z wotywą, odprawianą na intencję pielgrzymki.

Jasio służył do mszy jak co dnia, jeno3068 dzisia3069 twarz miał cosik3070 bledszą i dziwnie zbolałą, zaś oczy podsiniałe i jeszcze szkliste od łez, że jakoby we mgłach majaczył mu cały kościół, Tereska, leżąca krzyżem przez całe nabożeństwo, wystrachane oczy Jagusi, matka, siedząca w dworskiej ławce, i te przystępujące do komunii wędrowniki – jak przez mgłę widział, przez te łzy zaledwie powstrzymywane, przez żałość szarpiącą mu serce i przez ten śmiertelny smutek.

Proboszcz od ołtarza żegnał odchodzących, a kiej3071 się wywalili przed kościół, skropił ich wodą święconą i pobłogosławił, podnieśli zaraz chorągiew, krzyż błyszczał na czele, ktosik3072 zaśpiewał i kompania ruszyła w daleką drogę.

Z Lipiec szły: Hanka, Marysia Balcerkówna, Kłębowa z córką, Grzela z krzywą gębą, Tereska z mężem, które się ochfiarowały3073 przez całą drogę nie brać do ust nic gorącego, i parę komornic, ale wraz z ludźmi z drugich wsi zebrało się ze sto narodu.

Odprowadzała ich cała wieś, zaś wozy zawalone tobołami szły na zajdach3074. Ale mimo wczesnej godziny upał się już wzmagał, słońce ślepiło oczy i kurz podnosił się tumanami, że szli jakby w tych szarych, duszących obłokach.

Jagusia szła z matką i z drugimi, była strasznie zmizerowana, trzęsła się w sobie z żałości, a łykając gorzkie, sieroce łzy patrzyła w Jasia kieby3075 w to słońce, juści3076, co3077 z dala, bo organiścina z dziećmi nie opuszczała go ani na chwilę, że nie było sposobu przemówić do niego ni nawet stanąć mu w oczach.

Mateusz mówił cosik3078 do niej, to matka, to drugie, cóż, kiej3079 tylko jedno wiedziała, że Jasio na zawsze odchodzi, że już go nigdy nie zobaczy, przenigdy.

Pod figurą na Podlesiu pożegnali kompanię, która zaraz pociągnęła dalej, wśród śpiewań oddalając się coraz barzej3080, aż i zginęła całkiem z oczów, a tylko kajś3081 w rozsłonecznionych dalach, nad drogami, podnosiły się kłęby kurzawy.

– Laczego? laczego? – jęczała wlekąc się niby trup za powracającymi do wsi.

– Padnę i zamrę! – myślała czując w sobie jakby poczynanie się śmierci, szła coraz wolniej i ciężej, wyzbyta ze sił skwarem, zmęczeniem i tą straszną udręką.

– I cóż ja teraz pocznę, co? – pytała, zapatrzona w ten dzień dziwnie pusty i boleśnie ślepiący.

Czekała z upragnieniem nocy i cichości, ale i noc nie przyniesła3082 jej folgi3083 ni ukoju3084, tłukła się do samego świtania kole3085 chałupy, szła na drogi, poleciała nawet na Podlesie pod figurę, kaj3086 ostatni raz widziała Jasia, i zapiekłymi od męki oczami szukała na szerokiej, piaszczystej drodze jakby śladów jego kroków, choćby cienia po nim, choćby tej grudki ziemi tkniętej przez niego.

Nie było, nie było la3087 niej nic i nikaj3088, nie było już zmiłowania i poratunku.

Zabrakło jej w końcu nawet łez, zabite smutkiem i rozpaczą oczy świeciły kiej3089 studnie niezgłębionej boleści.

A tylko niekiej3090, przy pacierzu, zrywała się ze spiekłych warg żałosna skarga.

– I za co to wszystko, mój Boże, za co?

XIII

U Dominikowej zrobiło się już zgoła nie do wytrzymania, Jagusia bowiem łaziła kiej3091 nieprzytomna i o bożym świecie niewiedząca, Jędrzych też jeno3092 zbywał roboty, coraz częściej przesiadując u Szymków, a w gospodarstwie czynił się taki upadek i opuszczenie, że nieraz niewydojone krowy pędzili na paśniki, świnie kwiczały z głodu i konie obgryzały drabiny rżąc przy pustych żłobach, boć stara nie poredziła3093 zaradzić wszystkiemu, jeszczek3094 ona utykała o kiju, z przewiązanymi oczami, na pół ślepa, to i nie dziwota, co głowa jej pękała od turbacji3095.

Bo i jakże: gnój pod pszenicę wysychał w polu, a nie miał go kto przyorać, len się już prosił o wyrywanie, ziemniaki zdałoby się jeszcze raz opleć i osypać, brakowało drew na opał, porządek3096 gospodarski niszczał, żniwa były za pasem, roboty starczyło choćby i na dziesięć rąk, a tu szło, kieby3097 kto w nosie podłubywał. Przynajęła nawet komornicę, sama też zabiegała, jak mogła, i dzieci pędziła do roboty, ale Jagusia była jakby głucha na wszyćkie3098 prośby i przekładania, zaś Jędrzych na jakąś pogrozę odburknął hardo:

– Bo ciepnę3099 wszyćko i pójdę se3100 we świat! Wypędziliście Szymka, to sobie tera3101 sami róbcie! Jemu ta nie cni się3102 za wami, chałupę ma, grosz ma, kobietę ma, krowę ma i gospodarz całą gębą. – Pyskował przemyślnie, trzymając się z dala.

– Juści3103, co3104 ten zbój poredził3105 zaradnie wszystkiemu! – westchnęła ciężko.

– A bogać, że uredzi wszyćkiemu, nawet Nastusia się dziwuje!

– Trza3106 by kogo przynająć abo i zgodzić3107 parobka… – myślała głośno.

Jędrzych podrapał się i rzekł nieśmiało:

– Hale, szukać obcego, kiej Szymek gotowy… żeby mu ino3108 rzec to słowo…

– Głupiś! Nie wyciągaj szyją, kiej do cię nie piją! – warknęła i srodze się tym zgryzła, że tak czy owak, a trza będzie ustąpić i jakąś zgodę z nim zrobić.

Jednak najbarzej3109 martwiła się o Jagusię, na darmo bowiem próbowała się wywiedzieć, co jej jest. Jędrzych też nie wiedział, a kum3110 nie śmiała się wypytywać, bych3111 za wiele nie dołożyły. Przez całe te trzy dni po wyjściu kompanii do Częstochowy, błąkała się w przeróżnych domysłach kieby3112 w tej uprzykrzonej ćmie, jaż3113 dopiero w sobotę po południu doprowadzona już do ostatka wzięła sielnego3114 kaczora pod pachę i poszła na plebanię.

Wróciła nad wieczorem zburzona, kiej3115 ta noc jesienna, spłakana i ciężko wzdychająca, nie odzywała się do nikogo, aż po kolacji, kiej ostała sama z Jagusią, przywarła drzwi do sieni i rzekła:

– A wiesz, co rozpowiadają o tobie i Jasiu?

– Nie ciekawam plotów! – odrzekła niechętnie, podnosząc zgorączkowane oczy.

– Ciekawaś czy nie, a powinnaś wiedzieć, że przed ludźmi nic się nie uchowa! A kto cicho robi, o tym głośno mówią! A o tobie wygadują, że niech Bóg broni!

Rozpowiedziała szeroko, czego się dowiedziała od proboszcza i organistów.

– Zaraz w nocy zrobiły nad nim sąd, organista zerżnął mu skórę, ksiądz swoje cybuchem dołożył i bych3116 ustrzec przed tobą, wyprawili go do Częstochowy. Słyszysz to? Pomiarkujże, coś narobiła! – krzyknęła groźnie.

– Jezus Maria! Biły go! Jasia biły! – zerwała się gotowa lecieć na jego obronę, ale jeno3117 zakrzyczała przez zaciśnięte zęby:

– A żeby im kulasy3118 poodpadały, żeby ich nie oszczędziła zaraza! – I zapłakała, z zaczerwienionych oczów polały się strugi gorzkich łez, a wszystkie rany duszy spłynęły jakby tą żywą, serdeczną krwią.

Ale Dominikowa nie bacząc na to jęła3119 ją bić, niby kijem, przypominkami wszystkich przewin i grzechów, nie darowała ani jednego, wypominając, co ją tylko żarło od dawien dawna i nad czym srodze bolała.

– To musi się już raz skończyć, rozumiesz! Tak ci już dalej żyć nie sposób! – krzyczała coraz zawzięciej, chociaż palące łzy ciekły jej spod szmat przewiązujących oczy. – Żeby cię mieli za najgorszą, żeby cię już wytykali palcami! Taki wstyd na moje stare lata, taki wstyd, mój Jezu – jęczała rozpaczliwie.

– I wyście pono za młodu byli nie lepsi! – trzasnęła ją złym słowem.

Stara tak się zaniesła gniewem, że ledwie już wybełkotała:

– Choćby świętemu, a nie przepuszczą!

Nie śmiała już się więcej pastwić nad nią, zaś Jagusia wzięła się prasować jakieś fryzki na jutro; wieczór szedł wiejny, szumiały drzewa, po niebie, zawalonym drobnymi chmurami, leciał księżyc, kajś3120 na wsi śpiewały dzieuchy3121, a jakieś skrzypki rzępoliły drygliwą wielce nutą.

Przed oknami rozległ się głos przechodzącej wójtowej:

– Jak wczoraj pojechał do kancelarii, tak i przepadł…

– Pojechał z pisarzem do powiatu jeszcze wczoraj na noc. Powiadał sołtys, jako3122 wezwał ich do siebie naczelnik – odpowiadał Mateusz.

Gdy przeszli, stara odezwała się znowu, ale już łagodniej:

– Czemu to przepędziłaś z chałupy Mateusza?

– Bo mi obmierzł i po co tu będzie wysiadywał! nie szukam se chłopa!

– Czas by ci już było obejrzeć się za którym, czas! Zaraz by i ludzie przestali cię napastować! Choćby i Mateusz, też nie do pogardzenia, chłop zmyślny, poczciwy…

Długo się nad nim rozwodziła i wielce zachętliwie, ale Jagusia się nie odezwała ani słóweczkiem, zajęta robotą i swoimi strapieniami, że stara dała spokój i wzięła się do różańca. Na dworze pocichły już głosy, tylko drzewiny szarpały się z wiatrem i młyn turkotał, noc była późna, księżyc jakby całkiem zatonął w zwałach, że jeno kajś niekaj3123 świeciły obrzeża chmur i wydzierały się snopy brzasków.

– Jaguś, trza ci jutro do spowiedzi. Lżej ci będzie, jak zbędziesz się grzechów.

– Co mi tam, nie pójdę!

– Nie chcesz do spowiedzi! – Aż głos jej schrypnął ze zgrozy.

– A nie. Ksiądz do kary to skory, ale z pomocą to się nikomu nie pokwapi…

– Cicho, żeby cię Pan Jezus nie skarał za takie grzeszne gadanie! A ja ci mówię, do spowiedzi idź, pokutuj i Boga proś, to ci się jeszcze wszystko przemieni na dobre.

– A mało to mam pokuty, co? A cóżem to zgrzeszyła? Za co? To pewnie za moje kochanie i za moje cierpienia taka mnie spotyka nadgroda3124, co? Że już co najgorsze we świecie, to mnie spotkało! – skarżyła się żałośnie.

Nie przeczuwała nawet biedula, że spadnie na nią jeszcze cosik3125 gorsze i bardziej niespodziane, i bardziej niesprawiedliwe.

Nazajutrz bowiem, w niedzielę, przed sumą gruchnęła po wsi wieść, zgoła niepodobna do wiary, że wójta aresztowali za brak pieniędzy w kasie gminnej.

Nie sposób było zrazu uwierzyć, i chociaż prawie z każdą godziną ktosik3126 przylatywał z nową i coraz gorszą przykładką, jeszcze nie brali tego zbytnio do serca.

– Próżniaki wymyślą se co niebądź i roztrząsają se3127 la3128 zabawy! – mówili poważniejsi.

Ale uwierzono, gdy kowal wrócił z miasta i wszystko co do słowa potwierdził, a Jankiel w południe powiedział do całej gromady:

– Wszystko prawda! W kasie brakuje pięć tysięcy, zabierą3129 mu za to całą gospodarkę, a jak będzie jeszcze mało, Lipce muszą za niego dopłacić!

Wzburzyło to wszystkich, że niech Bóg broni, jakże, bieda wszędy3130 jaże3131 piszczy, do garnka nie ma co włożyć, niejeden się zapożyczył, aby jeno dociągnąć do żniw, a tu przyjdzie płacić za złodzieja! Tego było już za wiela3132 na ludzką cierpliwość, to i nie dziwota, że cała wieś jakby się wściekła ze złości, klątwy, pogrozy i wyzwiska posypały się kieby kamienie:

– A żebyś, ścierwo, skapiał jak ten pies!

– Nie trzymałem z nim spółki, to i płacił za niego nie będę.

– Ani ja! Balował się, używał, a ty cierp za cudze! – pogadywali tak sfrasowani, jaże niejednemu płakać się chciało z markotności.

– Dawno miałem oko na niego i mówiłem, do czego to idzie, przekładałem, nie słuchaliśta3133 i tera3134 mata3135 bal! – dogadywał z rozmysłem stary Płoszka, pomagała mu Płoszkowa rozpowiadając, kto jeno3136 chciał słuchać.

– Wiecie, Antek już wyrachował, co3137 na wspomożenie pana wójta zapłacim po trzy ruble z morgi, ale za takiego przyjaciela nie żal i po dziesięć…

I tak te wiadomości przygnębiły ludzi, że mało wiela3138 poszło do kościoła, a jeno3139 radzili użalając się pospólnie, że pełno było w opłotkach, przed chałupami, a zwłaszcza nad stawem, na próżno się przy tym głowiąc, kaj zadział3140 tylachna3141 pieniędzy.

– Musieli go podebrać, nie sposób, aby tyla3142 sam jeden zmarnował.

– Pisarzowi zawierzał, a wiadomo, jakie to ziółko!

– Szkoda człowieka, nama3143 juści zrobił krzywdę, ale sobie najgorszą! – mówili poniektórzy co stateczniejsi, a na to wraziła między nich tłuste brzucho Płoszkowa i dalejże niby to żałująco wyrzekać i trzeć suche ślepie.

– A mnie żal wójtowej! Biedna kobieta, panią se3144 była i nos zadzierała, a teraz co! Chałupę wezmą, grunt przedadzą i na komorne pójść pójdzie chudzina, na wyrobek. I żeby se chociaż użyła!

– A mało to jeszcze wysmakowała dobrego! – wrzasnęła Kozłowa wtórując gorąco, jeno3145 na drugi sposób – używały se ścierwy kieby3146 jakie dziedzice. Co dnia jadły mięso! Wójtowa pół garczka3147 cukru kładła se3148 do kawy, a czysty harak3149 pili szklankami! Widziałam, jak zwoził z miasta półkoszki przeróżnych przysmaków. A z czegóż to im brzuchy spęczniały, przecież nie z postu!

Słuchali rozważnie, choć w końcu pletła już trzy po trzy, ale dopiero organiścina trafiła wszystkim do serca, nalazła się na wsi niby to przypadkiem i posłuchawszy rozmów rzekła od niechcenia:

– Jak to, to nie wiecie, na co wójt wydał tyle pieniędzy?

Jęli się cisnąć dokoła i pytać niewoląc ją do odpowiedzi.

– Stracił na Jagusię, wiadomo.

Tego się nie spodziewano, więc jeno3150 w zdumieniu spozierali3151 po sobie.

– Już cała parafia mówi o tym od wiosny! Ja wam nie rozpowiem, ale spytajcie się kogo bądź, choćby z Modlicy, a dowiecie się całej prawdy!

I odeszła jakby nie chcąc się zdradzić, ale baby jej nie puściły, przyparły kajś do płota, tak molestowały, że zaczęła im rozpowiadać na niby pod sekretem: jakie to wójt przywoził dla Jagusi piesztrzonki3152 ze szczerego złota, a jakie chusty jedwabne, a jakie płótna cieniuśkie, a jakie korale, a ile to jej nadawał gotowych pieniędzy! Juści, co cyganiła, jaże się kurzyło, ale święcie uwierzyły, tylko jedna Jagustynka ozwała się gniewnie:

– Klituś bajduś, módl się za nami. Widziała co pani?

– A widziałam i mogę przysięgnąć nawet w kościele, że dla niej ukradł, dla niej, a może go nawet namówiła! Ho, ho, gotowa ona na wszystko, nic dla niej nie ma świętego, bez wstydu już i sumienia! Jak ta rozciekana suka lata po wsi, a roznosi jeno zgorszenie i nieszczęście. Nawet mojego Jasia zwieść chciała, chłopiec niewinny jak dziecko, to uciekł od niej i wszystko mi opowiedział! Czy to nie zgroza, księdzu nawet nie daje spokoju! – gadała prędko, ledwie już dysząc od złości.

Jakby iskra padła na prochy, tak buchnęły naraz wszystkie dawne urazy do Jagusi, wszystkie zazdroście3153 i gniewy, i nienawiście3154, jęły3155 wypominać, co ino3156 która miała na wątpiach3157, że podniósł się niewypowiedziany wrzask. Krzyczały jedna przez drugą i coraz zapamiętalej.

– Że to taką święta ziemia nosi!

– A przez kogo pomarł Maciej? Wspomnijcie jeno sobie!

– Całej wsi przyjdzie pokutować za taką zapowietrzoną!

– I nawet księdza chciała przywieść do grzechu! Jezu, bądź nam miłościwy!

– A wiela3158 to już było przez nią pijatyk, swarów a obrazy boskiej!

– Zakała całej wsi! Już przez nią Lipce wytykają palcami!

– Morowe powietrze nie gorsze niźli taka zaraza.

– Póki taka jest we wsi, potąd ciągle będzie grzech, rozpusta i zło, bo dzisiaj wójt ukradł dla niej, a jutro zrobi to samo drugi!

– Kijami zatłuc i ścierwo rzucić psom!

– Wygnać ją ze wsi, wypędzić na bory i lasy, kiej3159 tę zarazę!

– Wypędzić! Jedyna rada! Wypędzić! – zawrzeszczały rozsrożone, gotowe już na wszystko i z namowy organiściny pociągnęły do wójtowej.

Wyszła do nich, zaschnięta od płaczu, a tak zbiedzona, tak nieszczęśliwa i rozlamentowana, że wzięły ją ściskać płacząc nad nią i użalając się ze wszystkiego3160 serca.

Dopiero po jakimś czasie organiścina wspomniała jej o Jagusi.

– Święta prawda! Ona wszystkiemu winowata, ona – zalamentowała rozpacznie. – Ten tłuk sobaczy, ta piekielnica! A żebyś zdechła pod płotem za moją krzywdę, a żeby cię robaki roztoczyły za mój wstyd, za moje nieszczęście! – padła kajś na ławę tarzając się w niewypowiedzianej męce i szlochaniu.

Napłakały się nad nią do woli, nabiedziły i rozeszły się do domu, bo słońce kłoniło się już ku zachodowi. Ostała tylko organiścina i zamknąwszy się z nią, cosik ważnego uradziły, gdyż jeszcze przed zmierzchem poleciały na wieś, po chałupach, rozpoczynając jakąś cichą i tajną robotę.

Przystały do nich Płoszki, przyniewoliły jeszcze niektórych i poszli razem do proboszcza, wysłuchał wszystkiego, ale rozłożył ręce i zawołał:

– Nie mieszam się do niczego, róbcie, co chcecie, ja nie wiem o niczym i jutro z rana jadę do Żarnowa na cały dzień!

Wieczór uczynił się wielce swarliwy, pełen narad, sprzeczek i tajemniczych szeptów, a gdy już ciemna noc zapadła, wszyscy zmówieni zeszli się do karczmy, i ugaszczani przez organistów, jęli znowu radzić i deliberować3161. A zeszli się co najpierwsi gospodarze i prawie wszystkie żeniate3162 kobiety i uradzali już dość długo, gdy Płoszkowa zakrzyczała:

– A kajże to Antek Boryna? Cała wieś się zebrała, on pierwszy w Lipcach gospodarz, to przez3163 niego nie można radzić, będzie nieważne.

– Prawda, posłać po niego! Musi przyjść! Bez niego nie można! – wrzeszczeli.

– A może będzie jej bronił, kto wie? – szepnęła któraś.

– Śmiałby to całej wsi się przeciwić! Kiej wszystkie, to wszystkie!

Kopnął się po niego sołtys i z łóżka musiał ściągać, bo już był spał.

– Musicie iść i powiedzieć swoje! A nie pójdziecie, to powiedzą, co ją osłaniacie i przeciwko gromadzie na sprzeciw idziecie! Baby wam nie darują dawnych grzechów. Chodźcież, raz trzeba z tym skończyć.

I poszedł, chociaż z ciężkim sercem, bo iść musiał.

Karczma była jakby nabita, że trudno już było palec wrazić, i wrzało z cicha, gdyż organista stojał3164 właśnie na ławie i prawił niby to kazanie.

– …i drugiego sposobu nie ma! Wieś to jak ten dom, niech jeden złodziej wyjmie spod niego przyciesię, niech drugi złakomi się na belki, a trzeciemu zachce się wyjąć kawał ściany, to w końcu chałupa się zwali i na śmierć wszystkich przygniecie! Wymiarkujcie to sobie dobrze! A niechże tu każdemu będzie wolno kraść, rozbijać, krzywdzić, rozpustę czynić, to i cóż się stanie ze wsią? Powiadam wam, nie wieś to już będzie, a jeno ten chlew diabelski, a hańba i wstyd la3165 poczciwych! Że omijać ją będą z daleka i żegnać się na jej przypomnienie! Ale mówię wam, że prędzej czy później kara boska na taką wieś spaść musi, jak spadła na ową Sodomę i Gomorę! Spadnie i wszystkich wytraci, bo wszyscy są zarówno winni, tak ci, którzy źle robią, jak i ci, którzy pozwalają rozrastać się złemu! Pismo święte nas poucza: jeśli zgorszy cię ręka twoja, odetnij ją; a jeśli zgrzeszyło oko, wyłup je i ciśnij psom! Jagusia, mówię wam, to gorsza od moru, gorsza od zarazy, bo sieje zgorszenie, grzeszy przeciw wszystkim przykazaniom i ściąga na wieś gniew boży i jego straszną pomstę! Wypędźta ją, póki jeszcze czas! Już się przebrała miarka jej grzechów i przyszedł czas na pokaranie! – ryczał kiej3166 byk, jaże3167 mu oczy wyłaziły z rozczerwienionej twarzy.

– Juści! Pora! Naród mocen3168 jest karać i mocen wynadgradzać! Wygnać ją ze wsi! Wygnać! – wrzeszczeli coraz głośniej.

Prawił jeszcze Grzela, wójtów brat, przemawiał stary Płoszka, pyskował Gulbas, ale mało kto słuchał, bo już wszyscy wraz mówili. Organiścina cięgiem3169 rozpowiadała, jak to było z Jasiem, wójtowa też swoje krzywdy każdemu w uszy kładła, a i drugie pofolgowały3170 se3171 niezgorzej, że już wrzało kiej3172 na jarmarku.

Tylko Antek się nie odzywał, stojał przy szynkwasie chmurny kiej noc, z zaciętymi zębami, pobladły od męki, a przychodziły na niego takie minuty, że chciało mu się chycić3173 ławę i prać nią te wszystkie rozwrzeszczone pyski, a obcasami tratować kiej to paskudne robactwo i tak mu się już wszystko zmierziło, iż pił kieliszek po kieliszku, a spluwał jeno3174 i klął cicho.

Podszedł doń Płoszka i głośno na całą karczmę zapytał:

– Już wszystkie zgodziły się na jedno, że Jagusię trza wygnać ze wsi. Rzeknij i ty swoje, Antoni.

Przycichło nagle w karczmie, wszystkie oczy wlepiły się w niego, byli prawie pewni, że się sprzeciwi, ale on odsapnął, wyprostował się i rzekł głośno:

– W gromadzie żyję, to i z gromadą trzymam! Chceta3175 ją wypędzić, wypędźta3176; a chceta se3177 ją posadzić na ołtarzu, posadźta! Zarówno mi jedno!

Odsunął ręką zalegających mu drogę i wyszedł nie patrząc na nikogo.

Długo jeszcze po jego wyjściu radzili, prawie do samego świtania, a rankiem wiedzieli już wszyscy, że postanowiono wypędzić ze wsi Jagusię.

Mało kto stawał w jej obronie, bo każdego zakrzyczeli, tylko jeden Mateusz nie uląkłszy się nikogo klął wszystkich w oczy i pomstował całą wieś, że już rozwścieklony do ostatka, poleciał szukać ratunku u Antka.

– Wiesz o Jagusi? – blady był kiej trup i cały dygotał.

– A wiem, prawo za nimi! – rzekł krótko, myjąc się pod studnią.

– Żeby ich mór z takim prawem! To robota organistów! Jakże, dopuścim do takiej niesprawiedliwości! Cóż to komu zawiniła? A o co ją winią, to nieprawda, czyste cygaństwo! Jezu, żeby się ważyli wyganiać człowieka jak tego wściekłego psa. Nie sposób, żeby to miało być!

– Sprzeciwisz się to całej gromadzie?

– Rzekłeś, jakbyś z nimi trzymał – zawarczał z groźnym wyrzutem.

– Z nikim nie trzymam, ale i tyla mi do niej, co do tego kamienia.

– Ratuj, Antek, poradź co niebądź. Laboga, już mi się we łbie mąci! pomiarkuj ino3178, cóż ona pocznie, kaj3179 się podzieje? A psiekrwie, zbóje, wilki jedne. Siekierę chyba chycę3180 i będę rąbał, a nie dopuszczę, nie dopuszczę!

– Nic ci nie pomogę. Postanowili, to cóż znaczy jeden sprzeciw, nic.

– Masz do niej złość! – zawrzeszczał niespodzianie.

– Mam złość czy nie, nic komu do tego – powiedział surowo i wsparty o studnię zapatrzył się kajś3181 daleko. Bolesnym kłębem zwiły się w nim jeno przytajone a wiecznie czujne miłowania i zazdroście3182, że chwiał się w sobie z pojękiem niby drzewo targane przez wichurę.

Obejrzał się naraz, Mateusza już nie było, a wieś wydała mu się jakaś obca i dziwnie przykra, i strasznie rozwrzeszczana.

Prawda, co3183 i ten dzień pamiętny także był jakiś niezwyczajny. Słońce wlekło się blade i jakby obrzękłe, duszno było na świecie i strasznie gorąco, niebo wisiało nisko, zawalone paskudnymi chmurzyskami, wiater3184 zrywał się co chwila i zamiatał, a nad drogami podnosiły się kłęby kurzawy, miało się3185 na burzę, kajś3186 nad borami jakby się łyskało.

Zaś między ludźmi już się srożyła sielna3187 zawierucha, latali po wsi kieby3188 poszaleli, kłótnie wrzały po wszystkich chałupach, jakieś baby pobiły się nad stawem, psy ujadały bezustannie, prawie nikt nie wyszedł w pole do roboty, bydło niewypędzone na paszę ryczało po oborach, nawet mszy tego dnia ksiądz nie odprawił i wyjechał równo ze świtem, zamęt podnosił się coraz większy i niespokojność rosła z minuty na minutę.

Antek dojrzawszy, że w organistowych opłotkach zbiera się coraz więcej narodu, wziął kosę na ramię i śpiesznie poszedł w pole pod las.

Przeszkadzał mu wiatr plącząc zboże i bijąc piaskiem w oczy, ale wparł się w zagon i jął3189 siec, spokojnie nasłuchując zarazem dalekich gwarów.

– Może to już – przemknęło mu naraz przez głowę, serce zatłukło kieby3190 młotem, gniew nim zatargał i rozprężył grzbiet, już miał rzucić kosę i lecieć na ratunek, ale opamiętał się jeszcze w porę.

– Kto zawinił, niech weźmie karę. A niechta, a niechta.

Żyta z chrzęstem kłoniły mu się do nóg i biły w niego niby rozkolebane wody, wiater rozwiewał mu włosy i suszył twarz spotniałą z męki, oczy prawie nic nie widziały, jakby już wszystek był tam, przy Jagusi, że tylko twarde, przyuczone ręce same wodziły kosę kładąc pokos za pokosem.

Wiatr przyniósł od wsi jakiś długi, przeciągły krzyk.

Rzucił kosę i przysiadł pod żytnią ścianą, jakby się wparł w ziemię, jakby się jej czepił całą mocą, zaś cały się jej ujął jakby w żelazne pazury i zdzierżył, i nie dał się, chociaż oczy latały nad wsią niby oszalałe ptaki, choć serce skwierczało z trwogi, choć trząsł się i dygotał z niespokoju.

– Wszyćko3191 musi iść po swojemu, wszyćko. Trza3192 orać, by siać, trza siać, by zbierać, a co jeno3193 przeszkadza, trza wyplenić kiej3194 zły chwast – mówił w nim jakiś surowy, prawieczny głos jakby tej ziemie3195 i tych ludzkich siedlisk.

Buntował się jeszcze, ale już słuchał coraz pokorniej.

– Juści, że każdy ma prawo bronić się przed wilkami, każdy.

Chyciły3196 go jakieś ostatnie żałoście3197 i myśli, kiej3198 lute3199 kąśliwe wichry, owiały go mrocznym tumanem ponosząc z miejsca.

Porwał się na nogi, naostrzył kosę osełką, przeżegnał się, splunął w garście3200 i jął3201 się do roboty, waląc pokos za pokosem z taką zapamiętałością, jaże3202 świstało płytkie ostrze kosy i pojękiwały ściany żyta.

A tymczasem na wsi nastał straszny czas sądu i kary, że już i nie opowiedzieć, co się tam wyrabiało. Jakoby dur3203 ogarnął Lipce, a ludzie zgoła się powściekali, bo co jeno3204 było rozważniejsze, pozamykało się w chałupach lub uciekło na pola, zaś reszta, pozbierana nad stawem w gromady i jakby opita złością, wrzała coraz zapalczywiej jurząc się3205 nawzajem krzykami, że już każden3206 się wydzierał, każden pomstował, każden się srożył wraz, czyniąc przeraźliwy warkot, podobien3207 dalekim i groźnym grzmotom.

I w jakiejś minucie cała wieś ruszyła do Dominikowej kieby3208 ten wezbrany, szumiący potok, wiedła3209 organiścina z wójtową, a za nimi przepychało się z rykiem całe rozjuszone stado.

Wdarli się do chałupy kiej3210 burza, jaże3211 zadygotały ściany, Dominikowa zastąpiła drogę, to ją stratowali, Jędrzych skoczył bronić i w oczymgnienie3212 zrobili z nim to samo, wreszcie Mateusz chciał ich powstrzymać przed komorą i chociaż prał drągiem, chociaż bronił całą mocą, ale nie wyszło i Zdrowaś3213, już leżał kajś3214 pod ścianą z rozbitym łbem i nieprzytomny.

Jagusia była zaparta3215 w alkierzu, a kiej3216 wyrwali drzwi, stała przytulona do ściany i nie broniła się, nie wydała nawet głosu, blada była kiej trup, a w oczach szeroko rozwartych gorzało ponure płomię3217 grozy i śmierci.

Sto rąk wyciągnęło się po nią, sto rąk głodnymi, chciwymi pazurami chyciło3218 ją ze wszystkich stron, wyrwało niby kierz3219 płytko wrośnięty w ziemię i powlekło w opłotki.

– Związać ją, wyrwie się jeszcze i ucieknie – rozrządziła wójtowa.

Na drodze stał już gotowy wóz, nałożony świńskim nawozem po wręby desek i zaprzężony we dwie czarne krowy, rzucili ją na gnój związaną niby barana i ruszyli wśród piekielnego zamętu; urągliwe wyzwiska, śmiechy i przekleństwa posypały się na nią kiej grad po stokroć zabijający.

Ale przed kościołem cały pochód przystanął.

– Trza3220 ją zewlec3221 do naga i pod kruchtą wysiec rózgami! – krzyknęła Kozłowa.

– Zawdy3222 takie bili pod kościołem! Do pierwszej krwi, bierzta3223 ją! – wrzeszczały.

Na szczęście, brama smętarza3224 była zawarta3225, zaś we furtce stojał3226 Jambroż z proboszczowską strzelbą w ręku i skoro się wstrzymali, ryknął z całej piersi:

– Kto się poważy wejść na kościelne, zastrzelę, jak mi Bóg miły. Ubiję jak psa – groził i tak jakoś strasznie patrzał gotując broń jakby do strzału, że poniechawszy zamiaru ruszyli dalej na topolową.

Zaczęli nawet pośpieszać, gdyż burza mogła wybuchnąć leda3227 chwila, niebo posępniało coraz barzej3228, wiater3229 bił w topole, jaże3230 się pokładały, kurzawa zrywała się spod nóg zasypując oczy i stronami hurkotały grzmoty.

– Poganiaj, Pietrek, prędzej – przynaglali rozglądając się niespokojnie po niebie, przycichli jakoś, szli bezładnie bokami drogi, bo środkiem był srogi piasek, że tylko niekiedy co tam któraś zawziętsza dopadłszy wozu ulżyła se pokrzykując zajadle:

– Ty świnio! ty tłumoku! A do sołdatów3231, łajdusie zapowietrzony!

– Używałaś, to nażrej się teraz wstydu, posmakuj zgryzoty! – darły się nad nią.

Pietrek, parobek Borynów, któren powoził, bo żaden drugi nie chciał, szedł przy wozie, smagał krowy, a skoro jeno upatrzył porę, szeptał do niej litośnie:

– Już niedaleczko… pomsty za taką krzywdę… ścierpcie ino3232

Zaś Jagusia w postronkach, na gnoju, zbita do krwi, w porwanym odzieniu, pohańbiona na wieki, skrzywdzona ponad człowiecze wyrozumienie i nieszczęsna ponad wszystko, leżała jakby już nie słysząc ni czując, co się dzieje dokoła, tylko żywe łzy nieustanną strugą ciekły po jej twarzy posiniaczonej, a niekiedy wzniesła się pierś niby w tym krzyku skamieniałym.

3055.kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
3056.cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
3057.podniesła (gw.) – podniosła. [przypis edytorski]
3058.kokot (gw.) – kogut. [przypis edytorski]
3059.kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
3060.matyjaśnie (gw.) – grymaśnie. [przypis edytorski]
3061.jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
3062.poredzić (gw.) – dać radę; zdołać. [przypis edytorski]
3063.cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
3064.waju (gw.) – wam. [przypis edytorski]
3065.ruchajmy (gw.) – ruszajmy. [przypis edytorski]
3066.nama (gw.) – nam. [przypis edytorski]
3067.ostajta (gw.) – zostańcie. [przypis edytorski]
3068.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3069.dzisia (gw.) – dziś, dzisiaj. [przypis edytorski]
3070.cosik (gw.) – coś; tu: czemuś. [przypis edytorski]
3071.kiej (gw.) – kiedy. [przypis edytorski]
3072.ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
3073.ochfiarować (gw.) – ofiarować. [przypis edytorski]
3074.zajda – drewniane, dwuczęściowe, połączone łańcuchem, sanie służące do transportu drzewa; tu: rodzaj wozu. [przypis edytorski]
3075.kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
3076.juści (gw.) – pewnie, oczywiście. [przypis edytorski]
3077.co (gw.) – tu: że. [przypis edytorski]
3078.cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
3079.kiej (gw.) – kiedy. [przypis edytorski]
3080.barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
3081.kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
3082.przyniesła (gw.) – przyniosła. [przypis edytorski]
3083.folga (daw.) – ulga. [przypis edytorski]
3084.ukój – ukojenie. [przypis edytorski]
3085.kole (gw.) – koło, wokół. [przypis edytorski]
3086.kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
3087.la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
3088.nikaj (gw.) – nigdzie. [przypis edytorski]
3089.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3090.niekiej (gw.) – niekiedy. [przypis edytorski]
3091.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3092.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3093.poredzić (gw.) – zdołać. [przypis edytorski]
3094.jeszczek (gw.) – jeszcze. [przypis edytorski]
3095.turbacja (daw., gw.) – zmartwienie. [przypis edytorski]
3096.porządek (daw., gw.) – tu: sprzęt. [przypis edytorski]
3097.kieby (gw.) – jakby. [przypis edytorski]
3098.wszyćkie (gw.) – wszystkie. [przypis edytorski]
3099.ciepnąć (gw.) – rzucić. [przypis edytorski]
3100.se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
3101.tera (gw.) – teraz. [przypis edytorski]
3102.cnić się (gw.) – tęsknić. [przypis edytorski]
3103.juści (gw.) – pewnie; tu: rzeczywiście. [przypis edytorski]
3104.co (gw.) – że. [przypis edytorski]
3105.poredzić (gw.) – dać radę, poradzić. [przypis edytorski]
3106.trza (gw.) – trzeba. [przypis edytorski]
3107.zgodzić (daw.) – zatrudnić. [przypis edytorski]
3108.ino (gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3109.najbarzej (gw.) – najbardziej. [przypis edytorski]
3110.kuma – znajoma. [przypis edytorski]
3111.bych (gw.) – żeby. [przypis edytorski]
3112.kieby (gw.) – jakby. [przypis edytorski]
3113.jaż (gw.) – aż. [przypis edytorski]
3114.sielny (gw.) – silny; tu: porządny, wielki. [przypis edytorski]
3115.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3116.bych (gw.) – żeby. [przypis edytorski]
3117.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3118.kulas (gw.) – kończyna, noga a. ręka. [przypis edytorski]
3119.jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
3120.kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
3121.dzieucha (gw.) – dziewucha, dziewczyna. [przypis edytorski]
3122.jako (daw., gw.) – że. [przypis edytorski]
3123.kajś niekaj (gw.) – gdzieniegdzie. [przypis edytorski]
3124.nadgroda (gw.) – nagroda. [przypis edytorski]
3125.cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
3126.ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
3127.se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
3128.la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
3129.zabierą (gw.) – zabiorą. [przypis edytorski]
3130.wszędy (gw.) – wszędzie. [przypis edytorski]
3131.jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
3132.wiela (gw.) – wiele. [przypis edytorski]
3133.słuchaliśta (gw.) – słuchaliście. [przypis edytorski]
3134.tera (gw.) – teraz. [przypis edytorski]
3135.mata (gw.) – macie. [przypis edytorski]
3136.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3137.co (gw.) – że. [przypis edytorski]
3138.mało wiela (gw.) – niewiele; tu: niewielu. [przypis edytorski]
3139.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3140.zadziać (gw.) – podziać, zgubić. [przypis edytorski]
3141.tylachna (gw.) – tak dużo. [przypis edytorski]
3142.tyla (gw.) – tyle. [przypis edytorski]
3143.nama (gw.) – nam. [przypis edytorski]
3144.se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
3145.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3146.kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
3147.garczek (gw.) – kubeczek. [przypis edytorski]
3148.se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
3149.harak (gw.) – arak; anyżówka. [przypis edytorski]
3150.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3151.spozierać (gw.) – patrzyć. [przypis edytorski]
3152.piesztrzonki (gw.) – pierścionki. [przypis edytorski]
3153.zazdroście (daw., gw.) – zazdrości (M., B. lm). [przypis edytorski]
3154.nienawiście (daw., gw.) – nienawiści (M., B. lm). [przypis edytorski]
3155.jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
3156.ino (gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3157.wątpie (daw., gw.) – wnętrzności. [przypis edytorski]
3158.wiela (gw.) – tu: ile. [przypis edytorski]
3159.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3160.ze wszystkiego (gw.) – z całego. [przypis edytorski]
3161.deliberować (daw., gw.) – rozważać, rozmyślać, dyskutować. [przypis edytorski]
3162.żeniata (gw.) – tu: zamężna. [przypis edytorski]
3163.przez (gw.) – bez. [przypis edytorski]
3164.stojać (gw.) – stać. [przypis edytorski]
3165.la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
3166.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3167.jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
3168.mocen (daw., gw.) – zdolny; mający moc, zdolność czynienia czegoś. [przypis edytorski]
3169.cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
3170.pofolgować (daw., gw.) – ulżyć. [przypis edytorski]
3171.se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
3172.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3173.chycić (gw.) – chwycić. [przypis edytorski]
3174.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3175.chceta (gw.) – chcecie. [przypis edytorski]
3176.wypędźta (gw.) – wypędźcie. [przypis edytorski]
3177.se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
3178.ino (gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3179.kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
3180.chycę (gw.) – chwycę. [przypis edytorski]
3181.kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
3182.zazdroście (daw., gw.) – zazdrości (M.,B. lm). [przypis edytorski]
3183.co (gw.) – że. [przypis edytorski]
3184.wiater (gw.) – wiatr. [przypis edytorski]
3185.miało się (daw., gw.) – zanosiło się. [przypis edytorski]
3186.kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
3187.sielny (gw.) – silny, mocny, wielki. [przypis edytorski]
3188.kieby (gw.) – jakby. [przypis edytorski]
3189.jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
3190.kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
3191.wszyćko (gw.) – wszystko. [przypis edytorski]
3192.trza (gw.) – trzeba. [przypis edytorski]
3193.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3194.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3195.ziemie (daw., gw.) – ziemi (D.lp). [przypis edytorski]
3196.chyciły (gw.) – chwyciły. [przypis edytorski]
3197.żałoście (daw., gw.) – żałości (M.,B.lm). [przypis edytorski]
3198.kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
3199.luty (daw., gw.) – srogi. [przypis edytorski]
3200.garście (daw., gw.) – garści (M.,B.lm). [przypis edytorski]
3201.jąć (daw., gw.) – zacząć; zabrać się do czegoś. [przypis edytorski]
3202.jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
3203.dur (gw.) – tu: choroba, odurzenie, zamroczenie. [przypis edytorski]
3204.jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
3205.jurzyć się (daw., gw.) – zapalać się, gniewać się; por. jurny. [przypis edytorski]
3206.każden (gw.) – każdy. [przypis edytorski]
3207.podobien (daw., gw.) – podobny. [przypis edytorski]
3208.kieby (gw.) – jakby, niby. [przypis edytorski]
3209.wiedła (gw.) – wiodła. [przypis edytorski]
3210.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3211.jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
3212.oczymgnienie (gw.) – okamgnienie. [przypis edytorski]
3213.nie wyszło i Zdrowaś – nie minął czas potrzebny na zmówienie modlitwy zaczynającej się od słów „Zdrowaś Mario”. [przypis edytorski]
3214.kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
3215.zaparty (daw., gw.) – zamknięty. [przypis edytorski]
3216.kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
3217.płomię (daw., gw.) – płomień. [przypis edytorski]
3218.chyciło (gw.) – chwyciło. [przypis edytorski]
3219.kierz (daw., gw.) – krzak. [przypis edytorski]
3220.trza (gw.) – trzeba. [przypis edytorski]
3221.zewlec (gw.) – rozebrać. [przypis edytorski]
3222.zawdy (gw.) – zawsze. [przypis edytorski]
3223.bierzta (gw.) – bierzcie. [przypis edytorski]
3224.smętarz (daw., gw.) – cmentarz. [przypis edytorski]
3225.zawarty (daw., gw.) – zamknięty. [przypis edytorski]
3226.stojał (gw.) – stał. [przypis edytorski]
3227.leda (daw., gw.) – lada. [przypis edytorski]
3228.barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
3229.wiater (gw.) – wiatr. [przypis edytorski]
3230.jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
3231.sołdat (z ros.) – żołnierz. [przypis edytorski]
3232.ino (gw.) – tylko. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
01 temmuz 2020
Hacim:
1350 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:

Bu kitabı okuyanlar şunları da okudu