Kitabı oku: «Zaginiona», sayfa 12

Yazı tipi:

ROZDZIAŁ 27

Dłonie Riley wciąż drżały, kiedy sięgała do kuchennej szafki po ukrytą butelkę alkoholu. Tę, której miała już nigdy nie dotykać. Odkręciła ją i ostrożnie nalała do szklanki, tak żeby odgłosy nie dotarły do April. Zawartość wyglądała jak woda, Riley liczyła zatem, że będzie mogła otwarcie pić i nie kłamać. Nie chciała kłamać. Butelka jednak zagulgotała niedyskretnie.

– Co się dzieje, mamo? – zainteresowała się April zza kuchennego stołu.

– Nic.

Riley usłyszała cichy pomruk dezaprobaty. Oczywiste było, że jej córka wie, co się dzieje. Ale Riley nie mogła wlać wódki z powrotem do butelki. Pragnęła ją wylać ze szklanki, naprawdę. Picie było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, zwłaszcza przy córce. Ale nigdy przedtem nie czuła się tak rozbita, tak roztrzęsiona. Wydawało się jej, że ma przeciwko sobie cały świat. I naprawdę bardzo potrzebowała się napić.

Wstawiła butelkę z powrotem do szafki, a potem podeszła do stołu ze szklanką i usiadła. Napiła się i poczuła przyjemne mrowienie w gardle. April wpatrywała się w nią przez moment.

– Mamo, to jest wódka, prawda? – zapytała.

Zawstydzona Riley nie odpowiedziała. Czy April na to zasługiwała? Riley zostawiła ją w domu na cały dzień i dzwoniła tylko od czasu do czasu, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Dziewczyna zachowała się bardzo odpowiedzialnie i nie wpakowała się w żadne kłopoty. Teraz to Riley była nieszczera i lekkomyślna.

– Wkurzyłaś się na mnie za to, że paliłam trawkę – powiedziała April.

Riley nadal milczała.

– A teraz powiesz mi, że to nie to samo…

– Bo nie to samo – odparła Riley zmęczonym głosem.

April spojrzała zdumiona.

– A niby dlaczego?

Riley westchnęła. Wiedziała, że jej córka ma rację. I czuła z tego powodu głęboki wstyd.

– Trawka jest nielegalna – stwierdziła. – A to nie jest. Poza tym…

– Poza tym jesteś dorosła, a ja jestem dzieckiem, tak?

Rzeczywiście, właśnie to chciała powiedzieć. I oczywiście była to hipokryzja i nieprawda.

– Nie chcę się kłócić – odparła Riley.

– Naprawdę chcesz znowu zacząć? – zapytała April. – Tak dużo piłaś, kiedy miałaś te wszystkie problemy. I nigdy nawet mi nie powiedziałaś, o co chodziło.

Riley czuła, że napina się jej podbródek. Czy to ze złości? O co takiego mogłaby się wściekać na córkę, zwłaszcza teraz?

– Są rzeczy, o których po prostu nie mogę ci powiedzieć.

April wywróciła oczami.

– Jezu, mamo, czemu nie? Czy kiedykolwiek będę wystarczająco dorosła, żeby móc poznać tę straszną prawdę o tym, co tak naprawdę robisz? To nie może być dużo gorsze niż moje wyobrażenia. A uwierz mi, mam bujną wyobraźnię.

Wstała z krzesła i podeszła do szafki kuchennej. Wyjęła butelkę wódki i zaczęła sobie nalewać drinka.

– April, proszę, nie rób tego – powiedziała cicho Riley.

– Jak mnie powstrzymasz?

Riley wstała i łagodnie wyjęła butelkę z rąk córki. A potem usiadła i przelała zawartość szklanki April do własnej szklanki.

– Skończ jeść, dobrze? – odezwała się.

Do oczu April napływały łzy.

– Mamo, szkoda, że się teraz nie widzisz. Może zrozumiałabyś, jakie to dla mnie bolesne widzieć cię w takim stanie. I jak bardzo boli fakt, że nigdy mi nic nie mówisz. To strasznie boli.

Riley chciała coś powiedzieć, ale nie mogła.

– Porozmawiaj z kimś, mamo – powiedziała April, szlochając. – Jeśli nie ze mną, to z kimkolwiek. Musi być ktoś, komu ufasz.

Ruszyła szybkim krokiem do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Riley ukryła twarz w dłoniach. Dlaczego tak bardzo zawodzi w tej relacji ? Dlaczego nie potrafi odseparować własnych trudnych spraw od córki?

Jej ciałem wstrząsało łkanie. Świat zaczął wirować. W głowie Riley nie było ani jednej sensownej myśli.

Siedziała, aż łzy przestały płynąć.

Wzięła ze sobą butelkę i szklankę, przeszła do salonu i opadła na kanapę. Włączyła telewizor na pierwszy z brzegu lepszy kanał. Nie miała pojęcia, na jaki film czy program natrafi, ale było jej wszystko jedno. Po prostu utkwiła puste spojrzenie w przewijających się obrazach, pozwalając przebiegać obok nic nieznaczącym głosom.

Nie mogła jednak powstrzymać obrazów zalewających jej umysł. Widziała twarze zabitych kobiet. Widziała oślepiający blask zbliżającej się latarki Petersona. I widziała martwą twarz Marie. Zarówno tę, którą ujrzała, kiedy znalazła Marie wiszącą, jak i tę starannie przygotowaną do trumny.

Jej nerwami szarpnęło nowe uczucie. Uczucie, którego obawiała się bardziej niż jakiegokolwiek innego. To był strach.

Panicznie bała się Petersona i czuła wszędzie wokół jego mściwą obecność. Nie miało znaczenia, czy jest żywy, czy martwy. To przez niego Marie nie żyła, a Riley była przekonana, że jest jego kolejnym celem.

Bała się również, może nawet bardziej, tej przepaści, w którą wpadała. Gdzie tak w ogóle leży granica? Czy to nie Peterson wykreował tę przepaść?

Riley nie znała siebie takiej.

Czy PTSD kiedykolwiek się kończy?

Straciła poczucie czasu. Całe jej ciało drżało i cierpiało od wszechogarniającego bólu o wielu obliczach. Piła powoli, ale wódka nie znieczulała jej w najmniejszym stopniu.

Poszła w końcu do łazienki, przeczesała apteczkę i znalazła to, czego szukała: leki uspokajające na receptę. Miała brać jedną pigułkę przed snem i nigdy nie mieszać lekarstwa z alkoholem.

Trzęsącymi się dłońmi wzięła dwie.

Wróciła na kanapę w salonie i znów zagapiła się w telewizor, w oczekiwaniu, aż tabletki zadziałają. Ale nie chciały działać.

Riley ogarnęła lodowata panika.

Pokój zdawał się wirować, aż ją mdliło. Zamknęła oczy i wyciągnęła się na kanapie. Już nieco mniej kręciło się jej w głowie, ale pod powiekami panowała ciemność.

Czy może być jeszcze gorzej?, zapytała samą siebie.

Wiedziała od razu, że to głupie pytanie. Będzie coraz gorzej. I gorzej, i gorzej. Już nigdy nie będzie lepiej. Ta przepaść nie ma dna. Jedyne co Riley mogła zrobić, to pozwolić sobie w nią opadać i poddawać się zimnej rozpaczy.

Ogarnął ją wywołany alkoholem mrok. Straciła świadomość i wkrótce zaczęła śnić.

Po raz kolejny ciemność przecina biały płomień palnika propanowego. Słychać jakiś głos.

– Chodź. Chodź ze mną.

To nie jest głos Petersona. Ale brzmi znajomo, bardzo znajomo. Czyżby ktoś przyszedł ją uratować?

Wstaje i zaczyna iść za człowiekiem trzymającym palnik.

Jednak ku jej przerażeniu palnik oświetla jedno martwe ciało za drugim. Najpierw Margaret Geraty, później Eileen Rogers, potem Reby Frye, dalej Cindy MacKinnon. Każda z nich jest naga i usadzona w odrażającej pozie. Na końcu światło pada na ciało Marie, zawieszone w powietrzu, z okropnie wykrzywioną twarzą.

Znów słyszy głos.

– Dziewczyno, co jak co, ale nieźle schrzaniłaś sprawę!

Odwraca się i w świetle skwierczącego płomienia widzi, kto trzyma latarkę.

To nie jest Peterson. To jej własny ojciec. Ma na sobie galowy mundur porucznika Piechoty Morskiej. Zdziwienie. Przeszedł na emeryturę wiele lat temu. A ona nie rozmawiała z nim od dwóch lat. Ani się nie widzieli.

– Widziałem straszne rzeczy w Wietnamie – mówi ojciec, potrząsając głową. – Ale od tego robi mi się niedobrze. Tak, strasznie schrzaniłaś sprawę, Riley. Oczywiście od dawna wiem, że nie powinienem się po tobie spodziewać niczego dobrego.

Porusza palnikiem tak, by światło płomienia padło na ostatnie ciało. Jej matki, martwej i z krwawiącą od kuli raną.

– Mogłaś równie dobrze zastrzelić ją sama. I tak nic dobrego dla niej nie zrobiłaś – ciągnie ojciec.

– Byłam wtedy małą dziewczynką, tatusiu – płacze Riley.

– Nie chcę słyszeć żadnych durnych wymówek – warczy ojciec. – Nigdy w życiu nie dałaś żadnemu człowiekowi ani chwili szczęścia czy radości. Zdajesz sobie z tego sprawę? Nigdy nie zrobiłaś niczego dobrego. Nawet dla siebie samej.

Przekręca kurek palnika. Płomień gaśnie.

Riley znów ogarniają kompletne ciemności.

Otworzyła oczy. Była noc, a jedyne światło w salonie dochodziło z telewizora. Pamiętała swój sen doskonale. Słowa ojca dźwięczały w jej uszach.

„Nigdy w życiu nie dałaś żadnemu człowiekowi ani chwili szczęścia czy radości”.

Czy to była prawda? Czy wszystkich zawiodła aż tak bardzo? Nawet tych, których najmocniej kochała?

„Nigdy nie zrobiłaś niczego dobrego. Nawet dla siebie samej”.

Przytępiony umysł sprawiał, że nie była w stanie jasno myśleć.

Może nie potrafi dać szczęścia i radości komukolwiek? Może nie ma w sobie prawdziwej miłości? Może nie jest w stanie kochać?

Na granicy rozpaczy, szukająca ratunku Riley przypomniała sobie słowa April.

„Porozmawiaj z kimś. Musi być ktoś, komu ufasz”.

W pijackim widzie niemal automatycznie wybrała w telefonie numer z listy kontaktów. Po kilku chwilach usłyszała głos Billa.

– Riley? – zapytał mocno zaspany. – Wiesz, która godzina?

– Nie mam pojęcia – wymamrotała bełkotliwie.

Usłyszała równie zaspany kobiecy głos.

– Bill, kto to?

– Przepraszam, muszę odebrać – powiedział Bill do żony.

Riley usłyszała odgłos kroków i zamykanych drzwi. Zakładała, że Bill poszedł gdzieś, gdzie może spokojnie rozmawiać.

– Co się dzieje?

– Nie wiem, Bill, ale…

Riley przerwała. Była o krok od powiedzenia czegoś, czego mogłaby żałować. Może nawet przez resztę życia. Ale z jakiegoś powodu nie potrafiła się powstrzymać.

– Bill, czy mógłbyś się wyrwać na chwilę?

Usłyszała pomruk zaskoczenia.

– O czym ty mówisz?

Riley wzięła głęboki oddech. No właśnie, o czym mówiła? Było jej trudno zebrać myśli. Wiedziała tylko, że chce zobaczyć się z Billem. To było jak pierwotny instynkt. Jak potrzeba, której nie była w stanie kontrolować.

Resztka świadomości, jaka jej pozostała, podpowiadała, że powinna powiedzieć „przepraszam” i się rozłączyć. Jednak strach, samotność i rozpacz wzięły górę.

Poddała się.

– To znaczy… – ciągnęła niewyraźnie, próbując sensownie myśleć. – Tylko ty i ja. Moglibyśmy spędzić razem chwilkę.

W słuchawce zapadła cisza.

– Riley, jest środek nocy – przerwał ją Bill. – Co masz na myśli, mówiąc o spędzeniu razem chwilki? – zapytał surowo, wyraźnie poirytowany.

– Chcę powiedzieć… – zaczęła, szukając słów. Chciała przestać, ale nie potrafiła. – Chcę powiedzieć… Myślę o tobie, Bill. Nie tylko w pracy. Czy ty o mnie nie myślisz?

Natychmiast po wyartykułowaniu tych słów poczuła, jak przygniata ją ogromny ciężar. Nie powinna była, ale nie mogła już ich cofnąć.

Bill westchnął.

– Riley, jesteś pijana – powiedział. – Nigdzie nie jadę, a już na pewno nie na spotkanie z tobą. Ty też nigdzie nie jedziesz. Ja tu próbuję ratować małżeństwo, a ty… Cóż, ty masz własne problemy. Weź się w garść. Spróbuj się przespać.

Rozłączył się.

Przez chwilę rzeczywistość pozostawała w stanie zawieszenia. A potem Riley boleśnie uświadomiła sobie, co się stało.

– Co ja najlepszego zrobiłam? – jęknęła głośno.

W zaledwie kilka chwil wyrzuciła w błoto dziesięć lat zawodowej współpracy. Najlepszego przyjaciela. Jedynego partnera. I prawdopodobnie najbardziej udaną relację w swoim życiu.

Aż dotąd była przekonana, że przepaść, w którą spada, gdzieś sie kończy. Ale teraz już wiedziała, że się myliła. Spadła na samo dno, roztrzaskała podłogę, a mimo to nie przestawała spadać. Nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek się podniesie.

Sięgnęła po wódkę. Nie wiedziała, czy wypić resztkę alkoholu, czy ją wylać, ale koordynacja wzroku i ręki okazała się zerowa. Riley nie potrafiła złapać butelki.

Pokój zawirował, a potem nagle wszystko pociemniało.

ROZDZIAŁ 28

Otworzyła oczy, potem je zmrużyła i zasłoniła twarz dłonią. Pękała jej głowa i czuła suchość w ustach. Poranne światło zza okna oślepiało ją i powodowało katusze, przypominając boleśnie biały płomień palnika Petersona.

Usłyszała głos April.

– Zajmę się tym, mamo.

Cichy szmer i blask stał się mniej dotkliwy.

Riley otworzyła oczy.

Zobaczyła, że April zasłoniła żaluzje i zablokowała dopływ promieni słonecznych. A potem podeszła do kanapy i usiadła obok. Sięgnęła po kubek z kawą i podała go matce.

– Ostrożnie, gorąca – powiedziała.

Kiedy Riley powoli dźwignęła się do pozycji siedzącej, pokój zawirował. Trzymając ostrożnie kubek, wypiła łyk kawy. Faktycznie, była gorąca. Poparzyła jej palce i język. Ale Riley utrzymała kubek w dłoniach i upiła kolejny łyk.

Ból przynajmniej sprawiał, że czuła, jak powraca do życia.

April patrzyła przed siebie.

– Chcesz coś zjeść? – zapytała bez emocji.

– Może później – odparła Riley. – Przygotuję coś.

Dziewczyna uśmiechnęła się smutno. Riley nie była w formie, żeby przygotowywać cokolwiek.

– Ja to zrobię – zaoponowała. – Powiedz tylko, gdy będziesz miała ochotę coś zjeść.

Obydwie zamilkły. April nie przestawała gapić sie w dal, Riley czuła narastające upokorzenie. Ledwie pamiętała swój godny pożałowania telefon do Billa ostatniej nocy, a potem ostatnie myśli przed omdleniem. Tę okropną świadomość, że upadła na samo dno. A teraz, co gorsza, świadkiem tej rozsypki była jej córka.

– Jakie masz plany na dzisiaj? – Głos April brzmiał beznamiętnie.

Pytanie było dziwne, a jednocześnie w porządku. Riley powinna już zacząć coś planować. Jeśli nawet znalazła się na dnie, powinna zacząć się z niego wygrzebywać.

Przypomniała sobie sen i słowa ojca. Zdała sobie sprawę, że nadszedł czas, by stawić czoła niektórym demonom.

Jej ojciec. Najmroczniejsza postać w jej życiu. Zawsze obecna głęboko w jej podświadomości. Zdawała się być siłą napędową ciemności, którą Riley manifestowała przez całe swoje życie. Ze wszystkich ludzi to właśnie on pojawił się w ostatniej wizji. Nie wiedziała, czy powodem była pierwotna potrzeba ojcowskiej miłości, chęć stawienia czoła mrokowi czy pragnienie otrząśnięcia się ze snu, który ją prześladował. Czuła tylko, że chęć ta była nieodparta.

– Pojadę chyba zobaczyć się z dziadkiem – powiedziała.

– Z dziadkiem? – zapytała zszokowana April. – Tyle lat się nie widzieliście. Po chcesz się z nim spotykać? On chyba mnie nienawidzi.

– Nie wydaje mi się – odparła Riley. – Zawsze był zbyt zajęty nienawidzeniem mnie.

Znów zapadła cisza. Riley wyczuła, że córka zbiera się w sobie.

– Chcę ci coś powiedzieć – oznajmiła April. – Wylałam resztę wódki. Niewiele zostało. Wylałam też whisky, którą miałaś w szafce. Przepraszam. Wiem, że to być może nie moja sprawa. Nie powinnam była.

Do oczu Riley napłynęły łzy. To była z pewnością najbardziej dorosła rzecz, jaką April zrobiła kiedykolwiek.

– Właśnie, że powinnaś – powiedziała. – Dobrze zrobiłaś. Dziękuję. Przepraszam, że nie dałam rady sama.

Otarła łzę i też zebrała się na odwagę.

– Myślę, że już czas, żebyśmy porozmawiały poważnie – dodała. – Myślę, że już czas, żebym ci wyjaśniła niektóre rzeczy, o które mnie pytałaś – westchnęła. – Ale nie będzie to przyjemne.

April w końcu odwróciła się i spojrzała na matkę z niecierpliwością w oczach.

– Chcę to usłyszeć. Naprawdę, mamo – powiedziała.

Riley zrobiła długi, głęboki wdech.

– Kilka miesięcy temu pracowałam nad pewną sprawą – zaczęła.

Poczuła ulgę i zdała sobie sprawę, że powinna była zrobić to już dawno temu.

– Za bardzo się wyrwałam – ciągnęła. – Byłam sama, natrafiłam na pewną sytuację i nie chciałam czekać. Nie zadzwoniłam po wsparcie. Myślałam, że dam radę.

– Jak zawsze – powiedziała April. – Chcesz sobie ze wszystkim poradzić sama. Nawet beze mnie. Nawet bez rozmowy ze mną.

– Masz rację.

Riley wzięła się w garść.

– Uwolniłam Marie.

Zawahała się, ale w końcu to wyartykułowała. Słyszała, jak drży jej głos.

– Zostałam schwytana – kontynuowała. – Trzymał mnie w klatce. Miał palnik.

Uwolniła tłumiony od wielu dni strach i wybuchnęła płaczem. Czuła ogromny wstyd, ale nie potrafiła przestać.

Zaskoczona poczuła na ramieniu współczujący dotyk dłoni April i usłyszała jej płacz.

– W porządku, mamo.

– Nie mogli mnie znaleźć. – Riley nie przestawała szlochać. – Nie wiedzieli, gdzie mnie szukać. To była moja wina.

– Mamo, nic z tego, co się wydarzyło, nie jest twoją winą – powiedziała April.

Riley otarła łzy i spróbowała się opanować.

– W końcu się stamtąd wydostałam. Wysadziłam tamten budynek. Mówią, że ten człowiek zginął. I że nie może mnie już skrzywdzić.

Zapadła cisza.

– A nie może? – zapytała April.

Tak bardzo chciała to potwierdzić i zapewnić o tym swoją córkę! Jednak zamiast tego powiedziała:

– Nie wiem.

Cisza zgęstniała.

– Mamo. – W głosie April zabrzmiały nowe tony: czułości, współczucia, siły. Wszystkiego, czego Riley nie słyszała nigdy przedtem. – Uratowałaś komuś życie. Powinnaś być z siebie dumna.

Napłynęła nowa fala strachu. Riley potrząsnęła głową.

– Co takiego? – zapytała April.

– To tam pojechałam wczoraj. Do Marie. Na jej pogrzeb.

– To ona nie żyje?

Riley mogła tylko przytaknąć.

– Jak to?

Zawahała się. Nie chciała o tym mówić, ale nie miała wyboru. Była winna April całą prawdę. Miała już dość ukrywania rzeczywistości.

– Popełniła samobójstwo.

April zaparło dech w piersi.

– Mamo – powiedziała, płacząc. – Tak bardzo, bardzo mi przykro!

Obydwie płakały przez długi, długi czas. Aż w końcu wymęczone przeszły z płaczu w spokojną ciszę.

Riley wzięła głęboki oddech, nachyliła się ku April i z czułością odkleiła włosy od jej zalanych łzami policzków.

– Musisz zrozumieć, że będą się zdarzać rzeczy, o których nie możesz wiedzieć – odezwała się. – Czasem dlatego, że nie mogę o nich mówić nikomu, a czasem dlatego, że tak będzie dla ciebie bezpieczniej. Albo po prostu będę uważać, że lepiej, żebyś o nich nie myślała. Muszę się nauczyć, jak być matką.

– Ale o czymś takiego kalibru powinnaś była mi powiedzieć. Przecież jesteś moją mamą. Skąd miałam wiedzieć, przez co przechodzisz? Jestem wystarczająco duża. Zrozumiałabym.

Riley westchnęła.

– Chyba po prostu myślałam, że już i tak masz zmartwień po dziurki w nosie. Zwłaszcza po naszym rozwodzie…

– Wasze rozstanie nie było tak trudne jak to, że ze mną nie rozmawiałaś – odparła April. – Tato zawsze mnie ignorował, chyba że akurat zbierało mu się na wydawanie rozkazów. Ale ty… To było tak, jakbyś nagle zniknęła.

Riley chwyciła dłoń córki i mocno ją ścisnęła.

– Przepraszam – powiedziała. – Za wszystko.

April pokiwała głową.

– Ja też.

Padły sobie w objęcia. A kiedy Riley poczuła, jak łzy April spływają po jej szyi, obiecała sobie, że od tej pory będzie inaczej. Kiedy ta sprawa zostanie zamknięta, będzie taką matką, jaką chciała być zawsze.

ROZDZIAŁ 29

Riley niechętnie jechała w samo serce swojego dzieciństwa.

Nie miała pojęcia, co dokładnie spodziewa się znaleźć. Ale wiedziała, że musi to zrobić, choćby dla samej siebie. Było jej trudno na samą myśl o spotkaniu z ojcem, lecz musiała spojrzeć mu w twarz.

Wokół rozciągały się Appalachy. Riley była daleko na południe od obszaru swoich ostatnich poszukiwań. Wycieczka tutaj była w pewnym sensie lekarstwem. Opuszczone szyby w aucie sprawiały, że Riley czuła się coraz lepiej. Zapomniała już, jak piękna jest dolina Shenandoah. Jechała pod górę przez kamieniste przesmyki, wzdłuż płynących strumieni.

Minęła typowe górskie miasteczko, skupisko kilku zaledwie budynków. Stacja benzynowa, sklep spożywczy, kościół, restauracja. Pamiętała, jak spędzała wczesne dzieciństwo w mieścinie takiej jak ta.

Pamiętała również, jak było jej smutno, kiedy przeprowadzili się do Lanton. Mama powiedziała, że to dlatego, że tam jest uniwersytet i dużo więcej możliwości. To całkowicie zmieniło oczekiwania życiowe młodziutkiej Riley. Czy wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby spędziła życie w tym prostszym i bardziej niewinnym świecie? Świecie, w którym były mniejsze szanse na to, że jej matka zostanie zastrzelona w miejscu publicznym?

Miasteczko zniknęło za licznymi zakrętami górskich dróg. Po kilku milach Riley zjechała na kręty ubity dukt.

Wkrótce dotarła do chaty, którą jej ojciec kupił tuż po przejściu na emeryturę, po służbie w Piechocie Morskiej. W pobliżu zobaczyła samochód użytkowy, stary i podniszczony. Nie była tutaj od dwóch lat, ale dobrze znała to miejsce.

Zaparkowała i wysiadła. Szła w stronę chaty, wdychając czyste powietrze, pachnące lasem. Był piękny letni dzień, ale na tej wysokości panował przyjemny chłodek. Riley rozkoszowała się kompletną ciszą, zakłócaną jedynie śpiewem ptaków i szelestem liści na wietrze. Świetnie się czuła otoczona ze wszystkich stron gęstym lasem.

Skierowała się ku drzwiom, mijając pieniek, na którym ojciec rąbał drewno na opał. Obok leżała przygotowana sterta polan, jedyne źródło ciepła w chłodniejsze dni. Nie było prądu, ale ojciec doprowadził źródlaną wodę.

Riley wiedziała, że ta prostota jest kwestią wyboru, nie biedy. Wysoka emerytura pozwoliłaby na życie w dowolnej lokalizacji. Ale ojciec wybrał akurat to miejsce i Riley było nic do tego. Może kiedyś ona zrobi tak samo, choć po utracie odznaki nic nie zapowiadało znaczącej emerytury.

Popchnęła drzwi, otworzyły się bez problemu. W tej okolicy nie było powodu, żeby obawiać się złodziei. Weszła do środka i rozejrzała się. Skromne, ale wygodne pomieszczenie było ciemnawe, tu i ówdzie stały lampy gazowe. Znad desek sosnowej podłogi unosił się ciepły i przyjemny żywiczny zapach.

Od jej ostatniego pobytu nic się nie zmieniło. Żadnych wyprawionych głów czy innych myśliwskich trofeów. Jej ojciec zabił sporo zwierząt, ale wyłącznie na mięso i skóry na ubrania.

Ciszę przerwał wystrzał na zewnątrz. To nie był sezonu na jelenie, więc ojciec strzelał prawdopodobnie do mniejszych zwierząt, wiewiórek, kruków lub świstaków.

Riley wyszła z chaty, pokonała niewielkie wzniesienie za wędzarnią, a potem podążyła ścieżką w stronę lasu.

Minęła zabezpieczone ujęcie źródlanej wody i znalazła się na skraju pozostałości po starym jabłkowym sadzie. Z gałęzi zwisały małe niekształtne owoce.

– Tato! – zawołała.

Bez odzewu. Weszła głębiej w zarośnięty ogród i wkrótce ujrzała ojca, wysokiego tyczkowatego mężczyznę w myśliwskiej czapce i czerwonej kamizelce. W dłoni trzymał strzelbę. U jego stóp leżały trzy martwe wiewiórki.

Zwrócił ku niej pomarszczoną, surową, osmaganą wiatrem twarz. Nie sprawiał wrażenia zaskoczonego wizytą. Miłą mu czy niemiłą.

– Nie powinnaś tutaj przebywać bez czerwonej kamizelki – mruknął. – Masz szczęście, że cię nie zastrzeliłem.

Riley pominęła tę uwagę milczeniem.

– No cóż, teraz już nie mam do czego strzelać. – Zirytowany rozładował broń. – Wszystko wypłoszyłaś, krzycząc i przedzierając się przez krzaki. Ale przynajmniej mam wiewiórki na kolację.

Ruszył w dół, w stronę chaty, szybkim i zdecydowanym krokiem. Riley szła za nim, ledwie nadążając. Po latach na emeryturze ojciec wciąż maszerował jak wojskowy, z ciałem napiętym jak długa stalowa struna.

Kiedy dotarli do chaty, nie zaprosił jej do środka. Nie żeby tego oczekiwała. Zamiast tego wrzucił wiewiórki do kosza obok drzwi, a potem przysiadł na pniaku do rąbania drewna. Zdjął czapkę, odsłaniając siwe włosy po staremu obcięte na krótko, jak u rasowego marines.

Innych miejsc do siedzenia nie było, więc Riley przycupnęła na schodkach przed wejściem.

– Ładny dom – zagaiła. – Widzę, że nadal nie wyprawiasz trofeów.

– No wiesz – odparł ojciec z uśmieszkiem. – Nie robiłem tego, jak zabijałem w Wietnamie, więc teraz też nie mam zamiaru.

Riley przytaknęła. Słyszała to zdanie już wiele razy, zawsze wypowiadane z typowym dla ojca czarnym humorem.

– Po co przyjechałaś? – zapytał.

Riley zastanowiła się. Czego tak naprawdę spodziewała się po tym twardym człowieku, niezdolnym do okazywania podstawowych uczuć?

– Mam kłopoty, tato – powiedziała.

– Jakie?

Potrząsnęła głową ze smutnym uśmiechem.

– Nie wiem, od czego zacząć.

Ojciec splunął.

– To było cholernie głupie z twojej strony. Tak dać się złapać psychopacie – wypalił.

Skąd wiedział? Od roku nie miała z nim kontaktu!

– Myślałam, że jesteś kompletnie odcięty od świata – bąknęła.

– Jeżdżę od czasu do czasu do miasta – odparł. – Słyszę różne rzeczy.

Riley miała ochotę powiedzieć, że ta jej „cholerna głupota” uratowała kobiece życie. Ale szybko sobie przypomniała, że to nieprawda. Nie na dłuższą metę.

Mimo wszystko była zaskoczona, że ojciec jest na czasie. Że zadał sobie trud i dowiedział się, co się jej przydarzyło. Co jeszcze wie o jej życiu?

Raczej niewiele, stwierdziła. A przynajmniej nic o tym, co zrobiłam dobrze lub zgodnie z jego standardami.

– I co? Rozsypałaś się po tej całej sprawie? – zapytał.

Riley się zjeżyła.

– Jeżeli pytasz, czy cierpiałam na PTSD, to tak. Cierpiałam.

– PTSD – powtórzył z cynicznym chichotem. – Nie pamiętam nawet, od czego pochodzi ten cholerny skrót. Uważam, że to tylko wyszukany sposób na to, żeby pozwolić sobie na słabość. Ja tam nigdy nie miałem tego PTSD, ani po powrocie z wojny, ani po tym, jak widziałem różne rzeczy i jak robili mi różne rzeczy inni. Nie rozumiem, dlaczego ludzie używają tego jako wymówki.

Zamilkł i zagapił się przed siebie, jakby Riley nie było tuż obok. A ona już wiedziała, że ta wizyta nie skończy się dobrze. Może w sumie poopowiadać, co się u niej dzieje. On nie zachęci jej do tego ani słowem, ale przynajmniej będą mieć temat do rozmowy.

– Mam problem z jedną sprawą, tato. – Wróciła do tematu. – Kolejny seryjny morderca. Torturuje kobiety, dusi je i układa w plenerze.

– Tak, o tym też słyszałem. Sadza je nago. Chore. – Splunął ponownie. – I niech zgadnę? Masz w związku z tym spięcia z FBI? Ci na górze nie wiedzą, co robią, ale cię nie słuchają?

Riley była w szoku. Skąd wiedział?

– Miałem tak samo w Wietnamie – wyjaśnił. – Wydawało się, że szefostwo nie ma pojęcia, że jesteśmy na wojnie. Chryste, gdyby pozwolono mi dowodzić, wygralibyśmy! Aż mnie skręca, gdy o tym myślę.

Riley usłyszała w jego głosie coś, czego nie słyszała zbyt często. Albo rzadko to zauważała. Żal. On naprawdę żałował przegranej wojny. Nieważne, że to w ogóle nie była jego wina. Czuł się odpowiedzialny.

Przyglądając się twarzy ojca, Riley uświadomiła sobie, że jest bardziej podobna do niego niż do matki. A nawet więcej – że jest jak on. Nie tylko w kwestii własnych bardzo nieudanych relacji, ale także krnąbrnej determinacji. I ponadprzeciętnego poczucia odpowiedzialności.

W sumie nie było to nic złego.

Rzadka chwila bliskości wzbudziła refleksję, że ojciec może faktycznie powiedzieć coś, co mogłoby pomóc.

– Tato, to, co on robi jest tak obrzydliwe! Zostawia ciała nagie i w ohydnych pozach, ale… – przerwała w poszukiwaniu odpowiednich słów. – Miejsca, w których je podrzuca, są zawsze takie piękne! Lasy i strumienie. Takie pejzaże. Jak sądzisz, dlaczego wybiera właśnie takie, żeby zrobić coś tak okropnego i złego?

Ojciec podniósł wzrok. Wydawało się, że szuka odpowiedzi we własnych myślach, we własnych wspomnieniach.

– Chce zacząć wszystko od początku – odezwał się. Mogły być to jego przemyślenia, mógł mówić o innych. – Powrócić do korzeni. Ty tak czasem nie masz? Nie masz ochoty cofnąć się do samego początku? Do dzieciństwa? Odnaleźć momentu, w którym wszystko się pogmatwało, by zmienić tok dalszych losów?

Zamilkł na chwilę.

Riley przypomniała sobie, o czym myślała w drodze tutaj. O smutku małej dziewczynki, która musiała opuścić te góry. W tym, co mówił jej ojciec, tkwiło ziarno prawdy.

– Dlatego właśnie ja tutaj mieszkam – dodał ojciec i zadumał się jeszcze bardziej.

Riley siedziała cicho i słuchała. Słowa ojca otworzyły jej oczy. Od dawna podejrzewała, że morderca przetrzymywał i torturował kobiety w swoim rodzinnym domu. Nie pomyślała jednak, że wybrał to miejsce z konkretnego powodu – żeby powrócić do przeszłości i zmienić wszystko.

– Co ci podpowiada intuicja? – zapytał ojciec, nie patrząc.

– To ma jakiś związek z lalkami – odparła Riley. – To, czego teraz szuka FBI, nie ma znaczenia. On ma obsesję na punkcie lalek. To jest klucz.

Ojciec odchrząknął i zaszurał stopami.

– No to podążaj za głosem intuicji – powiedział. – I nie pozwól, zeby te sukinsyny mówiły ci, co masz robić.

Riley zdębiała. To jeszcze nie był komplement. Ojciec nie chciał być miły. Był tym samym gniewnym dupkiem, co zawsze. Ale jakimś cudem wyartykułował dokładnie to, co pragnęła usłyszeć.

– Chcę zrezygnować – oświadczyła.

– Ani mi się, kurczę, waż rezygnować! – wycedził przez zęby.

Nie było nic więcej do dodania. Riley wstała.

– Dobrze cię było zobaczyć, tato – powiedziała.

Było w tym nieco szczerości.

Nie odpowiedział. Siedział, zapatrzony w ziemię.

Riley wsiadła w auto i odjechała.

Po drodze zdała sobie sprawę, że czuje się inaczej niż wtedy, kiedy tu kiedy przyjechała. Nie wiadomo czemu dużo lepiej. Coś się między nimi zmieniło.

Wiedziała też coś, o czym wcześniej nie miała pojęcia. Gdziekolwiek mieszkał zabójca, nie była to nora na wynajem ani kanał ściekowy, ani nawet jakiś zrujnowana leśna szopa.

Najprawdopodobniej było to piękne miejsce. Takie, gdzie piękno i groza istnieją obok siebie.

*

Niedługo potem Riley siedziała przy kontuarze kawiarni w pobliskim miasteczku. Ojciec nie zaproponował jej niczego do jedzenia, czym nie była zaskoczona, więc była głodna. Musiała się posilić przed dalszą drogą.

W chwili gdy kelnerka położyła przed nią kanapkę z bekonem, sałatą i pomidorem, zadzwonił telefon. Numer prywatny. Riley odebrała z obawą.

– Czy rozmawiam z Riley Paige? – W kobiecym głosie brzmiała profesjonalna uprzejmość.

– Tak.

– Senator Newbrough na linii. Chce z panią rozmawiać. Czy może pani zaczekać?

Riley ogarnął niepokój. Wśród wszystkich ludzi, z którymi nie chciała rozmawiać, Newbrough zajmował pierwszą pozycję. Miała ochotę rozłączyć się bez słowa, ale przemyślała sprawę. Senator był wrogiem, z którym należało sie liczyć. Nie było sensu robić czegokolwiek, przez co mógł znienawidzić ją jeszcze bardziej.

– Zaczekam – odparła Riley

– Z tej strony senator Newbrough – usłyszała po kilku sekundach. – Rozmawiam z Riley Paige, jak rozumiem.

Nie wiedziała, czy powinna się wściekać, czy bać. Mówił takim tonem, jakby to ona do niego zadzwoniła.

– Skąd pan ma ten numer? – zapytała.

– Jeśli czegoś potrzebuję, potrafię to zdobyć – powiedział Newbrough zimno. Typowe. – Chcę z panią porozmawiać. Osobiście.

Obawa rosła. Niby po co chce się z nią spotykać? To nie może oznaczać niczego dobrego. Tylko jak mu odmówić, a jednocześnie nie pogorszyć sprawy?

– Mogę do pani przyjechać – powiedział. – Wiem, gdzie pani mieszka.

Riley chciała zapytać, skąd on zna jej adres. I przypomniała sobie, że odpowiedź już padła.

– Wolałabym to załatwić od razu, przez telefon – odparła.

– Obawiam się, że to niemożliwe. Nie mogę o tym rozmawiać przez telefon. Jak szybko możemy się spotkać?

Riley poczuła, że nie jest w stanie sprzeciwić się tak silnej woli. Pragnęła odmówić, ale nie potrafiła się do tego zmusić.

– Nie ma mnie teraz w mieście – powiedziała. – Wrócę do domu późnym wieczorem. Jutro rano zawożę córkę do szkoły. Możemy się spotkać we Fredericksburgu. Może w jakiejś kawiarni?

Metin, ses formatı mevcut
Yaş sınırı:
16+
Litres'teki yayın tarihi:
10 ekim 2019
Hacim:
241 s. 2 illüstrasyon
ISBN:
9781640294301
İndirme biçimi:
Serideki Birinci kitap "Seria Kryminałów o Riley Paige"
Serinin tüm kitapları
Metin
Ortalama puan 4,8, 6 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 4,5, 11 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 3,9, 7 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,9, 14 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,6, 27 oylamaya göre
Metin, ses formatı mevcut
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4, 6 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 3,4, 9 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 2,5, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 3, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,5, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre