Kitabı oku: «Zaginiona», sayfa 4
ROZDZIAŁ 8
Riley podążała dwupasmową autostradą, popijając napój energetyczny. Był słoneczny ciepły poranek. Przez opuszczone szyby wpadał świeży zapach siana. W dolinie między dwoma pasmami wzgórz widziała upstrzone bydłem niewielkie pastwiska.
Podobało jej się tutaj.
Nie przyjechałam tu, żeby czuć się dobrze, napomniała się w duchu. Miała zadanie do wykonania.
Skręciła w wyjeżdżoną żwirową drogę i po minucie czy dwóch dotarła do skrzyżowania. Odbiła do parku narodowego, ujechała kawałek i zatrzymała auto na spadzistym poboczu.
Wysiadła i przeszła przez otwartą przestrzeń, aż do wysokiego rozłożystego dębu w północno-wschodnim rogu łąki.
To było to miejsce. To tutaj znaleziono dość niezdarnie wsparte o drzewo ciało Eileen Rogers. Byli tutaj z Billem sześć miesięcy temu. Riley zaczęła odtwarzać wszystko w pamięci.
Największą różnicą była pogoda. Wtedy był środek grudnia i bardzo zimno. Ziemię pokrywała cienka pierzynka śniegu.
Wróć!, nakazała sobie Riley. Wróć i to poczuj.
Wzięła kilka głębokich wdechów, aż wyobraziła sobie, że czuje tamto przeszywające powietrze wpadające do jej tchawicy. Niemal zobaczyła gęsty opar tworzący się na mrozie przy każdym wydechu.
Nagie ciało było zmarznięte na kamień. Trudno było określić, które z wielu ran na nim są śladami po nożu, a które pęknięciami i szczelinami wywołanymi lodowatym zimnem.
Riley odtworzyła ten obraz w głowie co do najmniejszego szczegółu. Peruka. Namalowany uśmiech. Przyszyte powieki. Sztuczna róża w śniegu między rozłożonymi nogami trupa.
Wizja była wystarczająco żywa. Teraz Riley musiała zrobić to samo, co wczoraj: wyobrazić sobie, co czuł morderca.
Po raz kolejny zamknęła oczy, rozluźniła się i osunęła w czeluść. Gdy wkraczała w umysł zabójcy, poczuła znajomy zawrót głowy. Chwilę później już była przy nim, w nim, i widziała dokładnie to, co widział on. I czuła to, co on czuł.
Jechał tutaj w nocy, bardzo niepewny. Obserwował nerwowo drogę, przejęty lodem pod kołami. Co jeśli straciłby kontrolę i wpadł do rowu? Miał w aucie trupa. Na pewno by go złapano. Musiał jechać ostrożnie. Liczył, że kolejne morderstwo pójdzie już łatwiej, tymczasem był roztrzęsiony.
Zatrzymał auto właśnie tutaj. Wywlókł na zewnątrz nagie już, zgadywała Riley, ciało kobiety. Usztywnione przez rigor mortis, czego nie przewidział. Sfrustrowało go to i zachwiało jego pewnością siebie. Co gorsza nie widział zbyt dobrze, co robił, nawet w świetle przednich reflektorów, które skierował na drzewo. Noc była zdecydowanie zbyt ciemna. Zapamiętał sobie, żeby następnym razem zrobić to za dnia. O ile będzie to możliwe.
Zaciągnął ciało pod drzewo i spróbował ułożyć je w pozie, którą sobie wyobraził. Nie szło mu zbyt dobrze. Głowa kobiety była przechylona na lewo i usztywniona przez rigor mortis. Szarpnął ją i przekręcił w lewo, pokonując stężenie pośmiertne. Ale nawet kiedy złamał kark, nie był w stanie ustawić jej tak, żeby ofiara patrzyła przed siebie.
I jak rozłożyć odpowiednio nogi? Jedna z nich była beznadziejnie skrzywiona. Nie pozostawało mu nic innego, jak wyjąć łyżkę do opon z bagażnika i złamać udo i rzepkę. A potem skręcić nogę na tyle, na ile się dało.
Nie był zadowolony z efektu.
Wreszcie obowiązkowa różowa wstążka wokół szyi kobiety, peruka i róża w śniegu. A potem sprawca wsiadł do auta i odjechał. Był zawiedziony i zniechęcony. I wystraszony. Czy mimo całej swojej niezdarności nie pozostawił po sobie żadnych śladów, które mogą go zgubić? Obsesyjnie odtwarzał w myślach każdy krok, ale nie miał pewności.
Wiedział, że następnym razem musi się poprawić. Obiecał to sobie.
Riley otworzyła oczy. Pozwoliła zabójcy się oddalić. Była z siebie zadowolona. Nie pozwoliła, by wizja poruszyła ją czy przytłoczyła. Dzięki niej zyskała cenną perspektywę. Zobaczyła, jak morderca doskonali swój warsztat.
Pragnęła jednak dowiedzieć się czegoś, czegokolwiek, o jego pierwszym zabójstwie. Miała stuprocentową pewność, że zabił już wcześniej. To morderstwo było dziełem praktykanta, a nie absolutnego nowicjusza.
Riley miała już odwrócić się i pójść w stronę auta, gdy jej uwagę przyciągnęło drzewo. Mały fragment czegoś żółtego wystawał w miejscu, w którym rozgałęział się pień. Tuż nad jej głową.
Obeszła dąb i spojrzała w górę.
– On tu wrócił! – jęknęła.
Przebiegł ją nagły dreszcz. Rozejrzała się nerwowo. Nikogo nie było w pobliżu.
Z gałęzi gapiła się na Riley naga lalka o blond włosach. Usadzona dokładnie tak, jak zabójca próbował usadzić ofiarę.
Nie mogła tam tkwić od dawna. Co najwyżej trzy, cztery dni. Nie przesunął jej jeszcze wiatr ani nie zmoczył deszcz. Morderca wrócił tutaj, kiedy przygotowywał się do zabójstwa Reby Frye. Podobnie jak Riley, żeby przeanalizować dotychczasowe działania. Żeby spojrzeć krytycznym okiem na swoje błędy.
Zrobiła zdjęcia telefonem. Zaraz je wyślę do biura, pomyślała.
Wiedziała, dlaczego zostawił tę lalkę.
Domyśliła się, że to przeprosiny za przeszłe niechlujstwo.
I również zapowiedź większej staranności na przyszłość.
ROZDZIAŁ 9
Riley jechała do posiadłości senatora Mitcha Newbrougha. Zbliżała się do celu, a jej serce przepełniał strach. Dom położony na końcu długiej, obsadzonej drzewami alei był ogromny, formalny i onieśmielający. Riley zawsze trudniej radziła sobie z ludźmi posiadającymi pieniądze i władzę niż z tymi na nieco niższych szczeblach drabiny społecznej.
Zaparkowała na perfekcyjnie okrągłym podjeździe, przed zbudowaną z kamienia posiadłością.
Tak, ta rodzina była zaiste niezmiernie bogata.
Wysiadła z auta i podeszła do ogromnych drzwi wejściowych. Zadzwoniła. Otworzył jej zadbany mężczyzna około trzydziestki.
– Jestem Robert – powiedział. – Syn senatora. A pani to zapewne agentka specjalna Paige. Proszę wejść. Ojciec i matka oczekują pani.
Robert Newbrough prowadził Riley przez dom, który natychmiast przypomniał jej, dlaczego nie lubi ostentacyjnych posiadłości. Siedziba rodziny Newbroughów była wyjątkowo przestronna i gdziekolwiek czekali senator z żoną, dotarcie do tego miejsca zajmowało zdecydowanie zbyt wiele czasu. Riley była pewna, że zmuszanie gości do przebywania tak długiego dystansu jest rodzajem zastraszania, sposobem na zakomunikowanie, że mieszkańcy tego domu mają tak dużą władzę, że nie warto z nimi igrać. Ponadto uważała wszechobecne dekoracje i meble kolonialne za dosyć brzydkie.
Najbardziej jednak obawiała się tego, co miało nastąpić za chwilę. Rozmowy z rodzinami ofiar były dla niej okropnym doświadczeniem, dużo gorszym niż kontakt z miejscem zbrodni czy nawet trupem. Zbyt łatwo wczuwała się w ludzki żal, złość i zagubienie. Tak intensywne emocje zakłócały jej skupienie i rozpraszały ją w pracy.
Kiedy szli, Robert Newbrough powiedział:
– Ojciec wrócił z Richmond i jest w domu, od kiedy…
Głos uwiązł mu w gardle w pół zdania. Riley poczuła jego cierpienie.
– …od kiedy dowiedzieliśmy się o Rebie – ciągnął. – Bardzo to przeżywamy. Zwłaszcza matka jest wstrząśnięta. Proszę postarać się jej zbytnio nie denerwować.
– Tak mi przykro z powodu pańskiej straty – odparła Riley.
Robert nie odpowiedział. Wprowadził ją do przestronnego salonu.
Senator Mitch Newbrough wraz z żoną siedzieli na ogromnej kanapie, trzymając się za ręce.
– Agentka Paige. – Dokonał prezentacji Robert. – Agentko Paige, proszę pozwolić, że przedstawię pani moich rodziców. Senator i jego żona Annabeth.
Wskazał Riley miejsce, a następnie sam usiadł.
– Na wstępie – powiedziała cicho Riley – chciałabym wyrazić najgłębsze wyrazy współczucia z powodu państwa straty.
Annabeth Newbrough w milczeniu skinęła głowa. Senator patrzył przed siebie.
Krótka chwila ciszy, która nastąpiła, pozwoliła Riley zerknąć na ich twarze. Wielokrotnie widywała Newbrougha w telewizji, zawsze z przymilnym wobec wyborców uśmiechem. Teraz się nie uśmiechał. Riley nie miewała jednak zbyt wielu okazji, by oglądać panią Newborough, która sprawiała wrażenie typowej potulnej małżonki polityka.
Obydwoje ledwie przekroczyli sześćdziesiątkę. Riley domyślała się, że uciekali się do bolesnych i drogich sposobów, aby wyglądać młodziej: do przeszczepów włosów, farbowania, liftingów twarzy, makijażu. Według niej te wysiłki zaowocowały lekko sztucznym wyglądem.
Niczym lalki, pomyślała.
– Muszę zadać państwu kilka pytań o córkę. – Wyjęła notatnik. – Czy byli państwo ostatnio w bliskim kontakcie z Rebą?
– Oczywiście – powiedziała pani Newbrough. – Nasza rodzina trzyma się bardzo blisko.
Riley nie umknęła szablonowość tej frazy, powtarzanej najwyraźniej trochę zbyt często, rutynowo. Miała niemal pewność, że życie rodzinne w domu Newbroughów jest dalekie od ideału.
– Czy Reba wspominała w ostatnim czasie, że ktoś jej groził? – zapytała.
– Nie – odparła pani Newbrough. – Ani słowem.
Riley uderzyło milczenie senatora. Zastanawiała się, dlaczego jak dotąd nie otworzył ust. Musiała do niego dotrzeć. Tylko w jaki sposób?
W tym momencie odezwał się Robert.
– Przeszła ostatnio przez bolesny rozwód. Pogmatwało się między nią a Paulem z powodu prawa do opieki nad ich dwojgiem dzieci.
– Ach, nigdy nie lubiłam Paula – oznajmiła pani Newbrough. – Był taki porywczy. Czy sądzi pani, że może…? – zawiesiła głos.
Riley potrząsnęła głową.
– Nie podejrzewamy byłego męża Reby – powiedziała.
– A czemuż to? – zainteresowała się pani Newbrough.
Riley rozważyła w myślach, co powinna im mówić, a czego nie.
– Słyszeli państwo prawdopodobnie, że zabójca zrobił to już wcześniej – odparła. – W Daggett odnaleziono ofiarę zamordowaną w niemal ten sam sposób.
Pani Newbrough nakręcała się coraz bardziej.
– I jakie to niby ma dla nas znaczenie?
– Że mamy do czynienia z seryjnym zabójcą – powiedziała Riley. – Nie ma w tym w ogóle podłoża rodzinnego. Państwa córka być może wcale nie znała oprawcy. Bardzo prawdopodobne, że nie było to nic osobistego.
Pani Newbrough zaczęła szlochać, a Riley natychmiast pożałowała swoich słów.
– Nic osobistego? – Niemal krzyknęła Annabeth. – Jak to może nie być osobiste?
Senator Newbrough zwrócił się do syna:
– Robert, proszę, zabierz stąd matkę i pomóż jej się uspokoić. Muszę porozmawiać z agentką Paige na osobności.
Robert Newbrough posłusznie zrobił, co mu kazano.
Senator milczał przez chwilę. Patrzył Riley prosto w oczy. Była pewna, że to spojrzenie ma speszyć rozmówcę. Ale na nią ono nie działało. Po prostu patrzyła na niego w ten sam sposób.
Wreszcie sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął niedużą kopertę. Podszedł do krzesła Riley.
– Proszę. – Wręczył kopertę, po czym ponownie usiadł na kanapie.
– Co to takiego?
Ponownie utkwił w niej spojrzenie.
– Wszystko, co musi pani wiedzieć – odparł.
Kompletnie zbił Riley z tropu.
– Czy mogę otworzyć? – zapytała.
– Jak najbardziej.
Riley wyjęła z koperty pojedynczą kartkę z dwiema kolumnami nazwisk. Znała niektóre z nich. Trzech lub czterech popularnych reporterów wiadomości z lokalnej telewizji. Kilku ważnych polityków stanu Wirginia.
Była jeszcze bardziej skonsternowana niż wcześniej.
– Kim są ci ludzie?
– Moi wrogowie – powiedział senator opanowanym głosem. – Lista zapewne nie jest kompletna, ale to ci najważniejsi. Któryś z nich jest winowajcą.
Riley kompletnie osłupiała. Odebrało jej mowę.
– Nie twierdzę, że własnoręcznie zabił moją córkę – dodał Newbrough. – Ale daję sobie rękę uciąć, że zapłacił komuś, żeby to zrobił.
Riley odezwała się powoli i ostrożnie.
– Senatorze, z całym szacunkiem, ale zdaje się, że przed chwilą powiedziałam, że zabójstwo pańskiej córki to nie były osobiste porachunki. Już wcześniej miała miejsce niemal identyczna zbrodnia.
– Twierdzi pani, że moja córka była czysto przypadkowym celem?
Prawdopodobnie tak, pomyślała Riley.
Zdawała sobie sprawę, że lepiej nie mówić tego na głos. Zanim jednak odpowiedziała, senator dodał:
– Agentko Paige, doświadczenie nauczyło mnie nie wierzyć w zbiegi okoliczności. Nie wiem dlaczego ani jak, ale śmierć mojej córki ma podłoże polityczne. A w polityce wszystko jest osobiste. To pani i FBI macie za zadanie odnaleźć winnego i doprowadzić go przed sąd.
Riley wzięła głęboki oddech. Przyglądała się najmniejszym szczegółom twarzy mężczyzny. Aż wreszcie to dostrzegła: senator Newbrough był stuprocentowym narcyzem.
Nie żeby mnie to zaskoczyło, stwierdziła w duchu.
I zrozumiała coś jeszcze: senator pozostawał w przekonaniu, że niemożliwe jest, że świat nie kręci się wokół niego i tylko jego. Nawet zabójstwo córki było z nim związane. Reba po prostu znalazła się pomiędzy ojcem a kimś, kto go nienawidził. Newbrough prawdopodobnie mocno w to wierzył.
– Proszę pana – zaczęła. – Z całym szacunkiem, ale nie sądzę…
– Nie do pani należy osąd – uciął. – Ma pani wszystkie potrzebne informacje tuż przed sobą.
Patrzyli sobie w oczy przez kilka sekund.
– Agentko Paige – powiedział w końcu senator. – Odnoszę wrażenie, że się nie rozumiemy. A szkoda. Pani może o tym nie wiedzieć, ale mam bliskich przyjaciół na wysokich stanowiskach w FBI. Niektórzy są mi winni przysługę. Skontaktuję się z nimi niezwłocznie. Potrzebuję do tej sprawy kogoś, kto dobrze wykona zadanie.
Riley siedziała zszokowana, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Czy ten człowiek żył w innym świecie?
Senator wstał.
– Przyślę kogoś, żeby panią odprowadził, agentko Paige – oznajmił. – Przykro mi, że nie nawiązaliśmy nici porozumienia.
Wyszedł z pokoju, zostawiając Riley samą, z otwartymi z zaskoczenia ustami. Facet był narcyzem, i to jakim! Ale Riley wiedziała, że to nie wszystko.
On coś ukrywał.
A ona, bez względu na okoliczności, dowie się, co to jest.
ROZDZIAŁ 10
Pierwsze, co rzuciło się Riley w oczy, to lalka. Ta sama naga lalka, którą znalazła wcześniej tego dnia na drzewie opodal Daggett. Siedząca w dokładnie tej samej pozie. Przez moment Riley zaskoczyła jej obecność w laboratorium kryminalnym FBI, pośród zaawansowanego sprzętu. Zabawka wyglądała dziwnie i nie na miejscu. Jak chory symbol przeszłej, niecyfrowej epoki.
Teraz jednak była tylko kolejnym dowodem chronionym przez plastikowy woreczek. Riley wiedziała, że po jej telefonie natychmiast wysłano na miejsce ekipę, żeby zabezpieczyła dowód. Mimo to widok nią wstrząsnął.
Wyszedł jej na powitanie agent specjalny Meredith.
– Kopę lat, agentko Paige – powiedział ciepło. – Witamy z powrotem.
– Dobrze jest wrócić – odparła Riley.
Podeszła do stołu, aby usiąść z Billem i Floresem. Bez względu na niepewność i skrupuły, jakich doświadczała, naprawdę dobrze było znów zobaczyć Mereditha. Lubiła w nim to, że był szorstki, ale konkretny. I że traktował ją z szacunkiem.
– Jak poszło z senatorem? – zapytał.
– Niezbyt dobrze, szefie.
Zauważyła lekkie niezadowolenie na jego twarzy.
– Myślisz, że będzie stwarzać problemy?
– Jestem tego niemal pewna. Przepraszam, szefie.
Meredith potaknął ze zrozumieniem.
– A ja jestem pewien, że to nie twoja wina – powiedział.
Riley domyślała się, że on wie, co się wydarzyło. Zachowanie Newbrougha było bez wątpienia typowe wśród narcystycznych polityków. Meredith znał to zapewne aż nadto dobrze.
Flores wklepał coś szybko w klawiaturę i na monitorach w całym pomieszczeniu pojawiły się przerażające zdjęcia, oficjalne raporty i wiadomości.
– Pogrzebaliśmy trochę i okazało się, że miała pani rację, agentko Paige – powiedział. – Ten sam sprawca ma na koncie jeszcze jedno morderstwo. Na długo przed tym z Daggett.
Riley usłyszała, jak Bill mruczy z satysfakcją, i przez sekundę poczuła, że ma rację. Wracała jej wiara w siebie.
Ale potem emocje opadły. Oto kolejna kobieta zginęła okropną śmiercią. Nie był to powód do świętowania. Riley pożałowała, że się nie pomyliła.
Dlaczego nie mogę choć raz cieszyć się z tego, że moje na wierzchu?, pomyślała gorzko.
Na głównym płaskim ekranie pojawiła się ogromna mapa Wirginii, a po niej zbliżenie na północną część stanu. Flores zaznaczył punkt u góry, blisko granicy z Marylandem.
– Pierwszą ofiarą była Margaret Geraty, lat trzydzieści sześć – oznajmił. – Znaleziono jej ciało porzucone na farmie, około dwudziestu kilometrów od Belding. Została zabita dwudziestego piątego czerwca, niemal dwa lata temu. Lokalna policja umorzyła sprawę.
Riley wpatrywała się w zdjęcia z miejsca zbrodni, które Flores wyświetlił na innym monitorze. Zabójca nie próbował nawet ułożyć ciała. Po prostu wyrzucił je w pośpiechu i uciekł.
– Dwa lata temu… – mruknęła.
Jednocześnie przeprowadzała w myślach analizę. Jakaś jej część była zaskoczona, że sprawca tak długo zbierał się do kolejnej zbrodni. Ale inna wiedziała, że chorzy mordercy potrafią rozciągać działalność na lata. Miewali niesamowitą cierpliwość.
Przyglądała się zdjęciom.
– Widzę, że wtedy nie działał w znanym nam stylu.
– W rzeczy samej – powiedział Flores. – Peruka ma włosy obcięte na krótko. I nie ma róży. Ale ofiara została uduszona różową wstążką.
– Robił to w pośpiechu – stwierdziła Riley. – Nerwy wzięły górę. To był jego pierwszy raz i brakowało mu pewności siebie. Z Eileen Rogers poszło mu już trochę lepiej, ale dopiero przy zabójstwie Reby Frye wyszedł na jaw cały jego kunszt. Czy znalazłeś jakieś powiązania pomiędzy ofiarami? – Przypomniała sobie, o co chciała zapytać. – Albo pomiędzy dziećmi obydwu matek?
– Nic a nic – odparł Flores. – Sprawdziliśmy grupy dla rodziców, ale nic nie wyszło. Wygląda na to, że się nie znały.
Riley była zniechęcona, ale niekoniecznie zaskoczona.
– A co z pierwszą kobietą? – zapytała. – Zgaduję, że też była matką.
– Nie – odpowiedział szybko Flores, jakby czekał na to pytanie. – Była mężatką, ale bezdzietną.
Riley zdumiała się. Była pewna, że morderca wyszukuje na ofiary matki. Jak mogła się tak pomylić?
Poczuła, że jej rosnąca pewność siebie nagle zmalała.
– W takim razie jak blisko jesteśmy zidentyfikowania podejrzanego? – zapytał Bill, zobaczywszy to wahanie. – Udało się znaleźć coś na tych rzepach z parku Mosby’ego?
– Niestety – powiedział Flores. – Znaleźliśmy ślady skóry zamiast krwi. Morderca miał rękawiczki. Widać, że jest skrupulatny. Nawet na pierwszym miejscu zbrodni nie zostawił żadnych odcisków ani DNA.
Riley westchnęła. Miała ogromną nadzieję, że znalazła coś, co przeoczyli inni. A teraz czuła, że chybiła. Wracali do początku.
– Ma obsesję na punkcie szczegółów – skomentowała.
– Mimo to sądzę, że jesteśmy coraz bliżej – dodał Flores.
Użył elektronicznego wskaźnika, żeby zaprezentować lokalizacje. Połączył je prostymi.
– Skoro już wiemy o tym pierwszym zabójstwie, mamy jakiś porządek i lepsze pojęcie o jego terenie. Mamy numer jeden, Margaret Geraty, w Belding na północy. Tutaj numer dwa, Eileen Rogers, na zachód, w parku Mosby’ego, i numer trzy, Reba Frye, nieopodal Daggett, na południu.
– Mamy zatem obszar około tysiąca sześciuset kilometrów kwadratowych – ciągnął. – To wcale nie jest tak wiele, jak może się wydawać. To głównie tereny wiejskie i kilka niewielkich miasteczek. Na północy jest kilka dużych posiadłości, jak ta należąca do senatora. Dużo pustej przestrzeni.
Riley dostrzegła na twarzy Floresa satysfakcję zawodowca. Było widać, że kocha swoją pracę.
– Sprawdzę teraz wszystkich notowanych i skazanych za przestępstwa seksualne mieszkających na tym terenie – powiedział.
Wpisał polecenie i powierzchnię trójkąta pokryły mniej więcej dwa tuziny czerwonych kropek.
– Wykluczmy pedofilów – powiedział. – Możemy być pewni, że nasz zabójca nie należy do tej grupy.
Wpisał kolejne polecenie i około połowa kropek zniknęła.
– Zawęźmy to do najtrudniejszych przypadków. Gości, którzy siedzieli w więzieniu za gwałt lub morderstwo. Albo za jedno i drugie.
– Nie – przerwała mu Riley. – To nie ma sensu.
Trzej mężczyźni spojrzeli zaskoczeni.
– Nie szukamy brutalnego przestępcy – powiedziała.
Flores odchrząknął.
– Cholera, jasne, że nie!
Zapadła cisza.
Riley czuła, jak w jej głowie kiełkuje myśl, która opornie nabiera kształtu. Gapiła się na lalkę, która wciąż groteskowo okupowała stół, wyglądając na bardziej nie na miejscu niż kiedykolwiek.
Gdybyś tylko potrafiła mówić!, pomyślała.
A potem powoli zaczęła ubierać myśli w słowa.
– Chcę powiedzieć, że nie jest brutalny w oczywistym tego słowa znaczeniu. Margaret Geraty nie została zgwałcona. Wiemy, że Rogers i Frye też nie.
– Wszystkie trzy torturowano i zabito – mruknął Flores.
W pokoju czuć było napięcie. Brent Meredith wyglądał na zmartwionego, Bill gapił się nieruchomo na jeden z monitorów.
Riley wskazała na odrażająco podźgane ciało Margaret Geraty.
– Jego pierwsze zabójstwo było najbardziej brutalne – powiedziała. – To głębokie i paskudne rany, gorsze niż te u kolejnych dwóch ofiar. Założę się, że technicy już zdążyli stwierdzić, że zostały zadane bardzo szybko, jedna po drugiej.
Flores przytaknął z podziwem.
– Masz rację.
Zaciekawiony Meredith łypnął na Riley.
– I o czym to świadczy? – zapytał.
Riley odetchnęła głęboko. Poczuła, że znów wchodzi w umysł zabójcy.
– Jestem niemal pewna – powiedziała – że on nigdy w życiu nie uprawiał seksu z inną ludzką istotą. Prawdopodobnie nigdy nie był na randce. Jest przeciętny i nieatrakcyjny. Kobiety zawsze go odrzucały.
Przerwała, by zebrać myśli.
– Pewnego dnia pękł – dodała. – Schwytał Margaret Geraty, związał ją, rozebrał i próbował ją zgwałcić.
Floresowi aż zaparło dech, kiedy zrozumiał.
– Ale nie mógł! – powiedział.
– Właśnie tak. On jest impotentem – przytaknęła Riley. – A kiedy nie mógł jej zgwałcić, wpadł w szał. Zaczął ją dźgać nożem, robić coś, co najbardziej przypominało penetrację seksualną. To był pierwszy akt przemocy, jakiego się dopuścił. Zgaduję, że nawet nie próbował utrzymać jej zbyt długo przy życiu.
Flores wskazał akapit w oficjalnym raporcie.
– Dobrze zgadujesz – powiedział. – Ciało Geraty zostało znalezione zaledwie kilka dni po zaginięciu.
– I polubił to. – Własne słowa wywoływały w Riley trwogę. – Polubił strach i ból Geraty. Polubił cięcie i dźganie. Zrobił więc z tego swój rytuał. I nauczył się robić to powoli, cieszyć się każdą minutą. W przypadku Reby Frye strach i tortury trwały ponad tydzień.
W pokoju powiało chłodem.
– A co z powiązaniem z lalkami? – przerwał ciszę Meredith. – Skąd pewność, że robi z nich lalki?
– Ciała tak wyglądają – powiedział Bill. – Przynajmniej dwa ostatnie. W tym punkcie Riley ma rację.
– Chodzi o lalki – powiedziała Riley cicho. – Ale nie wiem dokładnie dlaczego. Jest w tym zapewnie jakiś element zemsty.
– Sądzisz zatem, że on w ogóle nie był notowany? – zapytał Flores.
– Być może – odparła Riley. – Ale to nie gwałciciel ani brutalny napastnik. Raczej ktoś pozornie niewinny, niegroźny. Podglądacz albo ekshibicjonista. Albo ktoś, kto się masturbuje w miejscach publicznych.
Flores szybko stukał w klawiaturę.
– W porządku – powiedział. – Wykluczę wszystkich brutalnych przestępców.
Liczba czerwonych kropek zmalała do zaledwie garstki.
– Co nam zatem zostało? – zapytała Riley.
– Myślę, że go mam – sapnął Flores. – Myślę, że mam gościa. Nazywa się Ross Blackwell. I spójrzcie. Pracował w sklepie z zabawkami, został przyłapany na układaniu lalek w nieprzyzwoitych pozach. Jak gdyby uprawiały wyuzdany seks. Właściciel zadzwonił na policję. Blackwell był pod nadzorem kuratora. Od tamtej pory policjanci mają na niego oko.
Meredith w zamyśleniu podrapał się po brodzie.
– To może być on – mruknął.
– Czy mamy z agentką Paige od razu pojechać i sprawdzić? – zapytał Bill.
– Za mało mamy, żeby go aresztować – powiedział Meredith. – Albo żeby dostać nakaz jakiegokolwiek przeszukania. Lepiej nie wzbudzać jego podejrzeń. Jeśli ten gość jest tak sprytny, jak podejrzewamy, może się nam wymknąć. Złóżcie mu szybką wizytę jutro. Zobaczcie, co ma do powiedzenia. Ale obchodźcie się z nim ostrożnie.