Kitabı oku: «Listy perskie», sayfa 14
List CIV. Usbek do tegoż
Ludy Europy nie wszystkie w jednej mierze posłuszne są książęciu. Tak na przykład niepodległe usposobienie Anglików nie zostawia ich królowi czasu zagarnięcia zbytniej władzy. Poddanie i posłuszeństwo są najsłabiej reprezentowaną u nich cnotą; wygłaszają w tej materii rzeczy bardzo osobliwe. Wedle nich, istnieje jeden tylko węzeł, który może wiązać ludzi, to jest wdzięczność. Mąż, żona, ojciec i syn związani są między sobą jedynie przez wzajemną miłość lub przez dobrodziejstwa, które sobie świadczą; te pobudki wdzięczności są początkiem królestw i społeczeństw.
Ale jeśli władca nie tylko nie troszczy się o szczęście poddanych, lecz chce ich gnieść i niszczyć, podstawa wdzięczności ustaje. Nic ich nie łączy, nic nie wiąże poddanych do księcia: odzyskują pierwotną swobodę. Ci Anglicy utrzymują, iż żadna nieograniczona władza nie może być prawa, bo nigdy nie mogła mieć prawego początku. „Nie możemy, powiadają, dać komuś więcej władzy nad sobą, niż mamy jej sami; owóż, nie mamy nad sobą władzy nieograniczonej; nie możemy na przykład odjąć sobie życia; nikt zatem na ziemi, konkludują, nie posiada takiej mocy.”
Zbrodnia obrazy majestatu jest, wedle nich, nie czym innym, niż zbrodnią jaką słabszy popełnia przeciw silniejszemu, stając mu się nieposłuszny w jakim bądź sposobie. Toteż naród angielski, znalazłszy się wobec jednego ze swych królów w roli silniejszego, oświadczył, iż zbrodnią obrazy majestatu jest, jeśli książę prowadzi wojnę przeciw poddanym. Mają tedy słuszność, kiedy powiadają, że przepis ich alkoranu79, który nakazuje uległość dla władzy, nie trudny jest do wykonywania, skoro niepodobieństwem jest go nie przestrzegać; ile że, wedle niego, ulegać trzeba nie cnotliwemu, ale po prostu silniejszemu.
Anglicy opowiadają, że jeden z ich królów, pobiwszy i wziąwszy w niewolę księcia, który walczył z nim o koronę, wymawiał mu niewierność i przewrotność: „Dopiero przed chwilą, odparł nieszczęsny książę, rozstrzygnęło się, który z nas dwu jest zdrajcą”.
Uzurpator ogłasza buntownikami wszystkich, którzy nie uciskali ojczyzny jak on; rozumiejąc, iż nie ma prawa tam, gdzie nie widzi sędziów, każe czcić jako wyroki nieba igraszki trafu i fortuny.
Paryż, 20 dnia księżyca Rebiab II, 1717.
List CV. Rhedi do Usbeka, to Paryżu
W jednym z listów mówiłeś wiele o naukach i sztukach na Zachodzie. Będziesz mnie uważał za barbarzyńcę: ale nie wiem, czy korzyści ich równoważą zły użytek, do jakiego służą co dzień.
Słyszałem, że sam wynalazek bomb odjął wolność wszystkim ludom Europy. Książęta, nie mogąc powierzać obrony fortec mieszczanom, którzy za pierwszą bombą byliby się poddali, zyskali pozór, aby utrzymywać regularne wojska, z pomocą których z czasem jęli uciskać poddanych.
Wiem, że od czasu wynalezienia prochu nie ma już niezdobytych warowni; to znaczy, Usbeku, nie ma już schronienia przeciw gwałtowi i niesprawiedliwości.
Drżę, aby w końcu nie odkryto jakiego sekretu, który by dostarczył jeszcze krótszej drogi do gubienia ludzi, niszczenia ludów i całych narodów.
Czytałeś historyków, zauważ dobrze: prawie wszystkie monarchie wzniosły się jedynie nieznajomością sztuk, a upadły z ich nadmiernym rozwojem. Dawne królestwo Persji może nam dostarczyć rodzimego przykładu.
Jestem w Europie od niedawna; ale słyszałem od roztropnych ludzi o spustoszeniach spowodowanych przez chemię. Zda się, że to jest jakoby czwarta plaga, która rujnuje ludzi i niszczy ich pomału, ale ciągle; gdy wojna, zaraza, głód, niszczą ich masowo, ale z przerwami.
Na co nam się zdał wynalazek busoli i odkrycie tylu ludów, jeśli nie na to, aby nam udzielić raczej ich chorób niż ich bogactw? Złoto i srebro obrano, za wspólnym porozumieniem, iżby były ceną towarów i zakładem ich wartości, dlatego właśnie że metale te są rzadkie i niesposobne do innego użytku; cóż nam tedy zależało na tym, aby się stały pospolitsze, i abyśmy, dla oznaczenia wartości produktu, mieli dwa lub trzy znaczki w miejsce jednego? To sprowadziło jedynie niewygodę.
Natomiast, z drugiej strony, wynalazek ten stał się zgubny dla krajów, które odkryto. Całe narody uległy zagładzie; ludzie zaś, którzy uniknęli śmierci, popadli w niewolę tak ciężką, iż opowiadanie o niej przyprawia nas muzułmanów o drżenie.
Szczęśliwa nieświadomość dzieci Mahometa! Luba i umiłowana prostoto świętego proroka, przypominasz mi zawsze pierwotność dawnych czasów i spokój, jaki panował w sercu naszych pierwszych ojców!
Wenecja, 5 dnia księżyca Rhamazan, 1717.
List CVI. Usbek do Rhediego, w Wenecji
Albo nie myślisz tego, co mówisz, albo czynisz lepiej, niż myślisz. Opuściłeś ojczyznę, aby się uczyć, a pogardzasz nauką; przybywasz kształcić się w kraju słynnym z rozwoju sztuk, a uważasz je za szkodliwe. Szczerze ci powiem, Rhedi, że ja bardziej jestem w zgodzie z tobą, niż ty sam ze sobą.
Czyś się zastanowił nad barbarzyństwem i nędzą, w jakie by nas wtrąciła zagłada sztuk? Nie ma potrzeby wyobrazić sobie tego; można to oglądać. Są jeszcze ludy, między którymi nieco ukształcona małpa mogłaby żyć bardzo zaszczytnie; byłaby mniej więcej na poziomie mieszkańców. Nie raziłaby nikogo dziwactwem umysłu ani charakteru; ginęłaby w tłumie, a może wyróżniałaby się wdziękiem.
Powiadasz, że prawie wszyscy założyciele państw byli nieświadomi sztuk i nauk. Nie przeczę, że barbarzyńskie ludy mogły, jak rwące strumienie, rozlać się po ziemi i pokryć dzikimi hordami najdoskonalej rządzące się królestwa. Ale zważ, iż zwycięzcy albo nauczyli się sztuk, albo kazali je wykonywać ujarzmionym ludom; inaczej potęga ich minęłaby jak huk grzmotu i burzy.
Obawiasz się – mówisz – aby nie wynaleziono środka zniszczenia, okrutniejszego niż obecne. Nie. Gdyby podobny wynalazek ujrzał światło, niebawem spotkałby się z potępieniem prawa narodów i powszechna zgoda ludów zagrzebałaby to odkrycie. Nie jest w interesie władców czynić podboje takimi sposobami: potrzebują poddanych, a nie ziem.
Wyrzekasz na wynalazek prochu i bomb; wydaje ci się dziwne, że nie ma już niezdobytych warowni: to znaczy, razi cię, że wojny kończą się dziś prędzej.
Musiałeś zauważyć, czytając historię, że od wynalezienia prochu bitwy są o wiele mniej krwawe, ponieważ nie przychodzi do ręcznego starcia.
A gdyby i znalazły się poszczególne wypadki, w których oświata okazałaby się zgubna, czyż dlatego trzeba ją odrzucać? Czy myślisz, Rhedi, że religia, którą nasz święty prorok przyniósł z nieba, jest zgubna, dlatego że posłuży kiedyś do pognębienia przewrotnych chrześcijan?
Mniemasz, że sztuki rodzą zniewieściałość i stają się tym samym przyczyną upadku. Mówisz o zagładzie dawnych Persów, będącej skutkiem ich miękkości; ale przykład ten niewiele znaczy, skoro Grecy, którzy ich tylekroć pobili i ujarzmili, pielęgnowali sztuki o wiele wydatniej jeszcze.
Kiedy mówisz, że sztuki prowadzą do zniewieściałości, nie masz chyba na myśli ludzi którzy się im poświęcają. Tym obca jest bezczynność, która, ze wszystkich przywar, najbardziej się przyczynia do upadku ducha.
Może być zatem mowa jedynie o tych, którzy z nich korzystają. Ale ponieważ w dobrze rządzonym kraju ci, którzy korzystają ze zdobyczy jednego rzemiosła, sami, o ile nie chcą popaść w hańbiący niedostatek, muszą uprawiać inne, wynika stąd, że gnuśność i bezczynność nie godzą się z rozwojem sztuk i przemysłu.
Paryż jest może ze wszystkich miast w świecie najzmysłowszy, najwyszukańszy w uciechach; ale nie ma może miasta, gdzie by prowadzono twardsze życie. Aby jeden człowiek mógł żyć rozkosznie, musi stu pracować bez wytchnienia. Dama uroiła sobie, że musi wystąpić w takim a takim stroju; z tą chwilą pięćdziesięciu rękodzielników musi wyrzec się snu i nie ma chwili czasu na jedzenie i picie. Wydała rozkaz i znajduje posłuch rychlejszy, niżby go znalazł sam nasz monarcha, bo chęć zysku jest największym monarchą.
Ta gorliwość w pracy, ta namiętność bogacenia się przechodzi z jednego stanu na drugi, od rękodzielników aż do mocnych panów. Nikt nie lubi być uboższy od tego, kogo widzi bezpośrednio ponad sobą. Spotkasz w Paryżu człowieka, który ma z czego żyć aż do dnia sądu ostatecznego, a który pracuje bez wytchnienia i naraża się na skrócenie swych dni, aby, jak powiada, zarobić na życie.
Ten duch ogarnia cały naród; wszędzie przemysł i praca. Gdzież jest tedy owa zniewieściałość, o której tyle prawisz?
Przyjmijmy, Rhedi, iż w jakimś królestwie dozwolono by jedynie sztuk nieodzownych do uprawy ziemi (a jest ich niemało) i że wygnano by wszystkie te, które służą przyjemności i zachceniu; otóż, twierdzę, że państwo to byłoby jednym z najnędzniejszych w świecie.
Gdyby nawet mieszkańcy mieli dość hartu, aby się obyć bez tylu rzeczy, które się stały ich potrzebą, lud marniałby z każdym dniem; państwo zaś popadłoby w taką słabość, że najniklejsza potęga zdołałaby je zawojować.
Łatwo byłoby wejść w szczegóły i wykazać, że dochody poszczególnych osób ustałyby prawie zupełnie, a tym samym i dochody monarchy. Nie byłoby wymiany talentów; wyschłoby źródło krążenia bogactw i mnożenia się dochodów, które pochodzą z wzajemnej zależności sztuki i rzemiosł. Każdy żyłby z płodów ziemi i dobywałby z niej tylko tyle, ile ściśle potrzeba, aby nie umrzeć z głodu. Ale ponieważ to nie stanowi ani dwudziestej części dochodów państwa, musiałaby ilość mieszkańców skurczyć się odpowiednio, aż by ich została ledwie jedna dwudziesta.
Zauważ, do jakich rozmiarów sięgają dochody z rękodzieł. Kapitał daje posiadaczowi jedynie dwudziestą cząstkę swej wartości; ale, przy pomocy farb za dukata, malarz wymaluje obraz, który mu ich przyniesie pięćdziesiąt. To samo można rzec o złotnikach, o przemyśle wełnianym, jedwabnym i wszelakich rękodziełach.
Z tego musimy wnioskować, Rhedi, iż jeżeli władca ma być potężny, muszą jego poddani opływać w rozkosze; musi z tą samą usilnością dostarczać im wszelakiego zbytku, co rzeczy ściśle potrzebnych do życia.
Paryż, 14 dnia księżyca Chalwal, 1717.
List CVII. Rika do Ibbena, w Smyrnie
Widziałem młodego monarchę. Życie jego jest bardzo cenne jego poddanym; nie mniej cenne jest ono w Europie, z obawy zamieszek, jakie śmierć jego mogłaby sprowadzić. Ale królowie są jak bogi: póki żyją, trzeba ich uważać za nieśmiertelnych. Fizjognomia jego jest pełna majestatu, ale urocza zarazem: staranne wychowanie schodzi się ze szczęśliwą naturą i już dziś zapowiada wielkiego monarchę.
Powiadają, że nigdy nie można znać królów Zachodu, póki nie przejdą dwóch wielkich prób: kochanki i spowiednika. Ujrzymy niebawem, jak każda z tych potęg będzie się siliła owładnąć umyłem monarchy i jakie walki stoczą ze sobą. Gdzie książę jest młody, potęgi te są zawsze rywalkami; godzą się natomiast i jednoczą u podeszłego wiekiem. Pod młodym książęciem derwisz ma trudną rolę; siła króla stanowi jego słabość: kochanka natomiast ciągnie jednak tryumfy i z jego siły, i ze słabości.
Kiedym przybył do Francji, zastałem nieboszczyka króla pod absolutną władzą kobiet, a przecież, zważywszy jego wiek, sądzę, iż ze wszystkich monarchów świata najmniej tego potrzebował.
Słyszałem raz, jak dama pewna mówiła: „Trzeba koniecznie coś zrobić dla tego młodego pułkownika; znam jego dzielność, pomówię o nim z ministrem”. Inna: „To zdumiewające, iż o tym młodym księżyku tak zapominają; musi zostać biskupem: jest z najlepszej rodziny, a za jego obyczaje ja ręczę”. Nie trzeba wszelako, byś sobie wyobrażał, aby osoby odzywające się w ten sposób były faworytami monarchy: może nie mówiły z nim ani dwóch razy w życiu, mimo że u władców europejskich jest to rzecz bardzo łatwa. Ale nie ma po prostu nikogo będącego czymś na dworze, w Paryżu, czy na prowincji, iżby nie miał kobiety, przez której ręce przechodzą wszystkie łaski, a czasem niesprawiedliwości. Wszystkie te kobiety tworzą ligę: rodzaj rzeczpospolitej, której członkinie, zawsze czynne, wspierają się i wspomagają wzajem. Jest to jak gdyby państwo w państwie; zarówno na dworze, jak w Paryżu i na prowincji ktoś, kto widzi działających ministrów, urzędników, prałatów, jeśli nie zna kobiet, które nimi rządzą, jest jak człowiek, który widzi działanie machiny, ale nie zna jej sprężyn.
Myślisz, Ibbenie, że kobieta chce być kochanką ministra po to, aby pędzić z nim noce rozkoszy? Cóż za myśl! Po to, aby mu przedstawić, co rano, kilka podań. Zacność ich natury objawia się w skwapliwości, z jaką starają się czynić dobrze tłumom nieszczęśliwych, którzy, w zamian, dostarczają im stu tysięcy franków renty.
Skarżą się w Persji, że królestwem rządzi parę kobiet: o wiele gorzej jest we Francji, gdzie w ogóle rządzą kobiety, i to nie tylko ryczałtem, ale we wszystkich szczegółach.
Paryż, ostatniego dnia księżyca Chalwal, 1717.
List CVIII. Usbek do ***
Jest rodzaj książek, którego nie mamy w Persji, a który tutaj bardzo jest w modzie: dzienniki. Lektura ta schlebia przede wszystkim lenistwu: miło jest przebiec trzydzieści tomów w ciągu kwadransa.
W przeważnej ilości książek, czytelnik nie uporał się jeszcze z obowiązkowymi wstępami, a już jest mocno zdyszany: na wpół żywego wprowadza autor w materię tonącą w morzu słów. Jeden chce się unieśmiertelnić skromną dwunastką, drugi wybrał sobie in quarto; inny, o wyższym locie, mierzy ku in folio: musi zatem i przedmiot swój rozciągnąć odpowiednio; co też czyni bez litości, za nic sobie licząc trudy biednego czytelnika, który dech z siebie wypiera, aby skupić to, co autor z takim mozołem rozcieńczył.
Nie wiem, drogi, co za zasługa jest płodzić podobne dzieła. Ja bym potrafił to samo, gdybym chciał zrujnować sobie zdrowie, a księgarzowi kieszeń.
Wadą dziennikarzy jest, że zawsze mówią jedynie o nowych książkach; jakby prawda była kiedykolwiek nowa! Zdaje mi się, że, póki człowiek nie przeczyta wszystkich dzieł dawnych, nie ma racji podsuwać mu nowych.
Ale, o ile uważają za swój obowiązek rozprawiać jedynie o dziełach prosto z igły, nakładają sobie i inny, to jest aby rozprawiać bardzo nudno. Podają wyciągi z książek, ale nie ważą się ich krytykować, mimo wszelkich racji po temu: w istocie, gdzież jest człowiek dość śmiały, aby sobie chciał czynić co miesiąc tuzin wrogów?
Większość autorów podobna jest do poetów, którzy ścierpieliby bez szemrania cały grad kijów; ale ci sami ludzie, tak nieczuli na punkcie swoich pleców, niezmiernie są tkliwi na punkcie swoich dzieł, tutaj nie znoszą najlżejszej krytyki. Trzeba zatem strzec się, aby ich nie urazić w owo tak czułe miejsce; dziennikarze wiedzą o tym. Czynią tedy wręcz przeciwnie: zaczynają od wychwalania poruszonej w książce materii; pierwsze popłuczyny; od tego przechodzą do pochwał autora; pochwał wymuszonych, mają bowiem do czynienia z ludźmi, którzy jeszcze są w rozpędzie pisarskim, zawsze gotowi wywalczyć sobie sprawiedliwość i spiorunować gromami swego pióra zuchwałego dziennikarza.
Paryż, 5 dnia księżyca Zilkade, 1718.
List CIX. Rika do ***
Alma mater paryska jest to starsza córka królów Francji i to dobrze starsza, ma bowiem więcej niż dziewięćset lat: toteż zdarza się jej bredzić.
Opowiadano mi, że wdała się ona niedawno w spór z kilkoma doktorami z okazji litery Q, którą chciała, aby wymawiano jak K. Spór rozgrzał się tak mocno, że ten i ów przypłacił go swym mieniem; aż parlament musiał wdać się w sprawę i położył koniec sprzeczce, zezwalając, uroczystym wyrokiem, wszystkim poddanym króla Francji wymawiać tę głoskę dowolnie. Piękny to był widok, jak dwa najczcigodniejsze ciała w Europie parały się losami głoski alfabetu!
Zdaje się, że głowy największych ludzi ścieśniają się, kiedy się zbiorą razem, i że, im więcej gdzie mędrców, tym mniej mądrości. Wielkie ciała tak się czepiają drobiazgów, form, że treść idzie zawsze na drugim miejscu. Słyszałem, że gdy raz król aragoński zgromadził stany Aragonii i Kastylii, pierwsze posiedzenia zeszły na sporze, w jakim języku będą się odbywać debaty. Dyskusja zaogniła się i Stany rozbiłyby się tysiąc razy, gdyby nie wymyślono środka polegającego na tym, że pytanie ma być po katalońsku, a odpowiedź po aragońsku.
Paryż, 25 dnia księżyca Zilhage, 1718.
List CX. Rika do ***
Rola ładnej kobiety jest o wiele poważniejsza niż ludzie myślą. Nie sposób wyobrazić sobie coś bardziej serio, niż to, co się dzieje rano przy gotowalni, gdy piękna pani zasiądzie przed lustrem w otoczeniu służby. Generał armii nie więcej uwagi rozwija dla najwłaściwszego ustawienia skrzydła lub rezerwy, niż ona, gdy chodzi o dobre umieszczenie muszki, której mogłoby wcale nie być, ale po której spodziewa się sukcesu.
A cóż za wytężenia umysłu, ileż baczności trzeba, aby godzić pretensje dwóch rywali; aby obu wydać się neutralną, gdy dała do siebie prawa jednemu i drugiemu; cóż za kunszt w tym, aby łagodzić niezadowolenie, którego powodów sama im nastręcza!
Cóż za praca, układać i stopniować przyjemności, i uprzedzać wypadki które by je mogły zakłócić!
Ale najcięższa sprawa, to nie bawić się, ale udawać rozbawioną. Nudźcie ją, ile chcecie, przebaczy wam, byle ludzie myśleli, że się bawi.
Kilka dni temu, byłem na kolacyjce za miastem, urządzonej przez kilka pań. Po drodze powtarzały bezustannie: „Musimy, musimy się świetnie bawić”.
Okazało się, że towarzystwo było niezbyt dobrane, tym samym dość markotne. „Trzeba przyznać, rzekła jedna, że świetnie się bawimy; w całym Paryżu nie znalazłoby się tak wesołego kółka.” Ponieważ miałem minę coraz bardziej znudzoną, któraś trąciła mnie i rzekła: „I cóż? nie wesoło dzisiaj? – Szalenie, odparłem, ziewając; boję się, że pęknę ze śmiechu.” Przygnębienie wszelako zwyciężyło; co do mnie, po daremnych wysiłkach aby stłumić ziewanie, popadłem w letargiczny sen, który zakończył wszystkie me uciechy.
Paryż, 11 dnia księżyca Maharram, 1718.
List CXI. Usbek do ***
Panowanie nieboszczyka króla było tak długie, że pod koniec zapomniano doszczętnie o początku. Dziś nastała moda, aby się zajmować jedynie wydarzeniami, jakie zaszły w jego dziecięctwie; czytuje się jedynie pamiętniki z tamtych czasów.
Oto mowa, jaką jeden z generałów miasta Paryża wygłosił na radzie wojennej; wyznaję, że niewiele z niej rozumiem.
„Panowie! Mimo że wojska nasze musiały cofnąć się ze stratą, sądzę, iż łatwo będzie to nagrodzić. Mam sześć zwrotek piosenki, gotowych do druku; jestem pewien, że znów przywrócę wszystko do równowagi. Wybrałem kilka ciętych kupletów, które, dobrze zaśpiewane, poruszą lud z pewnością. Podłożyłem je pod nutę, która dotąd miała zadziwiający skutek.
Jeśli to nie wystarczy, wypuścimy sztych, na którym będzie pokazany Mazarin80 na szubienicy.
Szczęściem dla nas, licho mówi po francusku; kaleczy język tak, że niepodobna, aby na tym karku nie skręcił. Cała rzecz, aby dobrze uwydatnić ludowi jego śmieszny cudzoziemski akcent. Przed kilku dniami złapaliśmy go na błędzie tak grubym, że wszystko za boki się brało. Mam nadzieję, iż nim upłynie tydzień imię Mazarina stanie się przydomkiem jucznego bydlęcia.
Od czasu naszej klęski piosenki nasze tak wzięły na ząb jego sekretne grzeszki, że aby nie stracić połowy popleczników, musiał odprawić wszystkich paziów.
Skrzepcie więc ducha, nabierzcie odwagi, i bądźcie pewni, że wygwiżdżemy go i wyśpiewamy tam, skąd przyszedł, za góry!”
Paryż, 4 dnia księżyca Chahban, 1718.
List CXII. Rhedi do Usbeka, w Paryżu
Podczas pobytu w Europie czytam dawnych i nowych historyków. Porównuję wszystkie czasy; bawi mnie patrzeć, jak przesuwają się przed mymi oczyma; zwłaszcza zatrzymuję się myślą przy owych wielkich przemianach, które sprawiły, że jeden wiek tak różny jest od drugiego, a ziemia tak niepodobna do siebie.
Nie zwróciłeś może uwagi na jedną rzecz, która wciąż wprawia mnie w zdumienie. W jaki sposób świat jest tak mało zaludniony w porównaniu do tego, jak był dawniej? W jaki sposób natura mogła stracić ową zdumiewającą pierwotną płodność? Czyżby to już starość? Czyżby już siły jej słabły?
Bawiłem rok we Włoszech, gdzie oglądałem szczątki dawnej Italii, niegdyś tak słynnej. Mimo że wszystko, co żyje mieszka w miastach, są one zupełnie puste i wyludnione. Rzekłbyś, istnieją jedynie po to, aby znaczyć miejsca owych potężnych grodów, o których tyle opowiada historia.
Niektórzy twierdzą, że sam Rzym mieścił niegdyś więcej ludu, niż go dzisiaj liczy całe wielkie królestwo. Niejeden obywatel rzymski posiadał po dziesięć, nawet dwadzieścia tysięcy niewolników, prócz tych którzy pracowali na wsi; że zaś liczono w mieście czterysta lub pięćset tysięcy obywateli, wyobraźnia wprost wzdraga się przed liczbą mieszkańców, którą trzeba by przyjąć.
Były niegdyś na Sycylii potężne królestwa i mnogie ludy, które później znikły: nic nie zostało godnego uwagi na tej wyspie, prócz wulkanów.
Grecja tak opustoszała, że nie zawiera ani setnej części dawnych mieszkańców.
Hiszpania, niegdyś tak ludna, jest dziś jeno gromadą niezamieszkałych wiosek; toż Francja niczym jest w porównaniu do dawnej Galii, o której mówi Cezar.
Północne kraje są bardzo przerzedzone; daleko im do tego, aby ludy musiały, jak niegdyś, dzielić się i wysyłać w świat, niby rój pszczół, kolonie i narody całe do nowych siedzib.
Polska i Turcja europejska są już prawie wyludnione.
W Ameryce nie naliczyłoby się ani pięćdziesiątej części ludzi, którzy tworzyli ogromne państwa.
Azja jest w nie lepszym stanie. Ta sama Azja Mniejsza, która mieściła tyle potężnych mocarstw i tak zadziwiającą mnogość wielkich miast, liczy ich dziś ledwie parę. Co się tyczy wielkiej Azji, część jej będąca we władaniu Turków zaludniona jest równie skąpo: co do owej, która jest pod panowaniem naszych królów, to jeśli się ją porówna z epoką jej rozkwitu, okaże się, że posiada jedynie cząstkę mieszkańców, stanowiących niezliczone rzesze za Kserksesów i Dariuszów.
Co się tyczy małych państewek dokoła tych wielkich królestw, są one dosłownie opustoszałe: tak jest z królestwem Irymety, Cyrkasji i Gurielu. Książęta tych państw, władający rozległymi krajami, liczą w nich ledwie do pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców.
Egipt też nie mniej od innych krajów podupadł.
Słowem, przebiegłem ziemię, i wszędzie znajduję jedynie szczątki: rzekłbyś, przeszły świeżo zarazy i głody.
Afryka była zawsze tak mało znana, że nie można o niej rozprawiać tak ściśle, jak o innych częściach świata; ale jeśli wziąć pod uwagę same wybrzeża morza Śródziemnego znane od niepamiętnych czasów, widzimy, że ta część świata niezmiernie upadła od czasu Kartagińczyków i Rzymian. Dziś książęta jej są tak słabi, że mocarstwa ich liczą się do najniklejszych w świecie.
Po obrachunku tak ścisłym, jak w ogóle jest możebny w tego rodzaju rzeczach, znalazłem, że istnieje na ziemi ledwo dziesiąta część dawnych mieszkańców. Zdumiewające jest, jak nasz glob wyludnia się z każdym dniem; jeśli tak pójdzie dalej, za dziesięć wieków ziemia będzie pustynią.
Oto, drogi Usbeku, najstraszliwsza katastrofa, jaka kiedy zdarzyła się w świecie. Ale ledwie ją zauważono, bo przyszła nieznacznie w ciągu wieków. Musi to być znamię jakiejś wewnętrznej skazy, ukrytej i tajemnej trucizny, niedokrewności trapiącej rodzaj ludzki.
Wenecja, 10 dnia księżyca Rhegeb, 1718.