Kitabı oku: «Moralność pani Dulskiej», sayfa 4
SCENA II
Wchodzi Mela – ubrana jak Hesia – jest blada i chora.
MELA
zatrzymuje się we drzwiach, zgorszona – po czym biegnie ku Hesi, która pokazuje jej język i ucieka ku kanapie
Hesiu!… pokaż… coś ty wzięła?
HESIA
No… cygara… wielka afera.
MELA
Ukradłaś?
HESIA
Och!… przed chwilą ojciec kradł także. Jak taki kamienicznik może to robić, czemu ja nie mogę?
MELA
Po co tobie cygara?
HESIA
Po co? Wy–pa–lę.
MELA
Och! Kiedy?
HESIA
Jak będzie galówka. A potem pojadę…
MELA
Gdzie?
HESIA
Nad Bałtyk. Albo nie – dam cygaro kochankowi kucharki. Powiadam ci – widziałam go. Jest pucerem14. No – rozumiesz? u lejtnanta, bardzo, bardzo…
MELA
Jak ty możesz się przyglądać takim.
HESIA
Czemu? Czemu?… Cóżeś taka blada?
MELA
Głowa mnie strasznie boli.
HESIA
Może i ty buchnęłaś cygaro?
MELA
Och!… nie!… ja ciągle jestem taka słaba – tylko bym spała.
HESIA
Lepiej spróbuj ze mną chasses15 – moja złota, ja ciągle zapominam z której nogi – moja droga – znów ten nauczyciel będzie mnie wstydził… masz… rozwiązał mi się pantofel… Hanka! Hanka!…
Wchodzi Hanka blada, zmieniona.
SCENA III
Mela – Hesia – Hanka
HESIA
Zawiąż trzewik. Cóż znów i ty jesteś chora? Patrz Mela, jak ta wygląda.
HANKA
Panience się tylko zdaje…
HESIA
Ale – ledwo się włóczysz. A teraz możesz iść…
Hanka wychodzi.
HESIA
kręci głową
MELA
To nic dziwnego. Ja wiem, dlaczego ona taka zmieniona.
HESIA
Wiesz? powiedz!
MELA
Nic, Hesiu! to jej tajemnica. Mnie nie wolno nic powiedzieć – przynajmniej do czasu.
HESIA
Jak chcesz – taka tam ma tajemnice… no – no… daj łapę… jak to chasses – un, deux – un, deux16
gwiżdże
MELA
Hesiu, nie gwiżdż!
HESIA
Aha! ziemia się trzęsie – co? – no, a teraz walca – moja brylantowa.
obejmuje ją – walcują
MELA
Dlaczego mnie tak ściskasz?
HESIA
tańcząc
Bo ja jestem mężczyzna.
MELA
Ale ja nie mogę oddychać.
HESIA
Właśnie – a jak za kobietę, to tak! o!
przerzuca się na rękę Meli
omdlewająco! omdlewająco! a potem w oczy… w oczy… Ja tak zawsze robię…
MELA
Ty?!
HESIA
Ja! powiadam ci – studenty czerwienią się, jak buraki.
MELA
Puść mnie…
HESIA
Co tobie?
MELA
Nie wiem… ale..
HESIA
No, to zagraj – cichutko, żeby mama nie przyszła. Ja nie mogę wpaść w tempo…
popycha Melę do fortepianu
Walca…
Mela! cake walka!…
Mela gra cake walka cichutko – Hesia skacze – wchodzi Zbyszko
SCENA IV
Też same – Zbyszko
ZBYSZKO
A to co?
HESIA
tańcząc
Cake walk! Cake walk! Cake walk! A co? źle… prawda, że jest we mnie materiał na szansę19?
ZBYSZKO
Na dwie, nie na jedną.
HESIA
triumfująco
A co?
ZBYSZKO
Skąd ty to umiesz?
HESIA
Ignania mnie nauczyła. No wiesz – Ignania Olbrzycka. Jej brat ciągle w tinglach20 siedzi, więc ją nauczył, a ona mnie.
ZBYSZKO
ironicznie
Myślałem, że cię twoja kucharka nauczyła.
HESIA
Ona?
ZBYSZKO
Przecież dopełnia twojej edukacji.
HESIA
Co znowu? Jak Bozię kocham – nie.
ZBYSZKO
z pasją
Jak to kłamie. Ech! tu wszyscy kłamią. Ale Boga to choć zostaw w spokoju ty przynajmniej.
HESIA
Znów się złościsz? a byłeś już jakiś lepszy. No… Mela jeszcze trochę… Powiedz, Zbyszko, czy dobrze? mój królu!… Tak?
tańczy
ZBYSZKO
Ależ nie – przegnij się… trochę jeszcze.
HESIA
Jak? jak?…
tańczą oboje
Jak dobrze, jak miło – jakby po powietrzu się latało.
SCENA V
Ciż sami – Dulska
DULSKA
wpada
Co się tu dzieje? Co to za balet?
ZBYSZKO
Dopełniam edukacji mej siostry.
DULSKA
Hesia! jak możesz tak?… co to…
do Zbyszka
Z tobą to też jest krzyż pański. Albo chodzisz jak dzik, albo wyprawiasz wariacje i dziewczyny w to wciągasz.
ZBYSZKO
Dobrze już, dobrze. Po co tyle słów! Gdzież to was niesie w takiej paradzie?
DULSKA
Przede wszystkim nie niesie.
ZBYSZKO
Nogi was nie niosą?
DULSKA
To jest nieprzyzwoite i o tym się nie mówi.
ZBYSZKO
A to przyzwoite ubrać dziewczęta jak baletniczki? O! jakie ażury!
DULSKA
To są dzieci, im wolno.
ZBYSZKO
Ładne dzieci! Pannice, aż ha.
DULSKA
Wszystkie panienki z dobrych domów tak na lekcje tańca chodzą.
ZBYSZKO
Niech się zaprawiają… niech się zaprawiają…
HESIA
Do czego? Do czego?
ZBYSZKO
Jak dorośniesz, będziesz się dekoltować na bal od góry – teraz, jako dziecię naiwne, od dołu.
DULSKA
Zbyszko!… milcz!… Jak śmiesz?
do Meli
Cóżeś taka blada?
ZBYSZKO
Cóż dziwnego? zmarzła.
Ściemnia się.
MELA
Głowa mnie strasznie boli. Mamusiu! ja bym nie poszła.
DULSKA
Pokaż język! Biały. Znów coś zjadłaś.
przykłada jej rękę do głowy
Rozpalona. No, z tobą… to też… może cię kłuje? co?
MELA
Tu mnie boli.
DULSKA
W lewej łopacie? Połóż sobie regolo. Jest tam używane, takie co ojciec przykładał. I rozbierz się.
ZBYSZKO
Z czego? ona już rozebrana. Niech się raczej ubierze.
DULSKA
Hesia – płaszczyk! rękawiczki…
ZBYSZKO
Piechotą idziecie? Ona – tak? Jeszcze was zaaresztują.
DULSKA
Rany boskie, nie wytrzymam. A lampy jeszcze nie zapalać.
do Zbyszka
Wychodzisz?
ZBYSZKO
Nie.
DULSKA
To przypilnuj pieca. My wrócimy za godzinę. Mela, idź się przebrać…
Hesia i Dulska wychodzą – Mela do swego pokoju.
SCENA VI
Zbyszko sam – później Hanka. Zbyszko chwilę stoi nieruchomy – potem wyciąga ręce leniwym, znużonym ruchem przed siebie – zwraca się do pieca – otwiera drzwiczki kopnięciem nogi, przysuwa sobie fotel – siada i siedzi tak spokojnie z papierosem przylgniętym do ust, z ręką opuszczoną na dół. – Światło czerwonawe go oświetliło. Jest znużony i smutny. – Drzwi się otwierają cicho, wsuwa się Hanka – widzi go – przybliża się – przyklęka i delikatnie, z jakąś psią pokorą, całuje go w rękę. – On głaszcze ją po głowie – czyni to machinalnie, nie patrząc na nią.
ZBYSZKO
No już dobrze… dobrze…
HANKA
Proszę pana… ja…
ZBYSZKO
Co? czego?
HANKA
Ja idę… tam, gdzie pan kazał.
ZBYSZKO
A… tak. Idź! idź!… A nie bój się – tylko mów śmiało i wyraźnie, jak i co.
HANKA
klęczy nieruchoma, otulona w fałdy chustki
ZBYSZKO
No… czemu nie idziesz?
HANKA
A bo ja wiem – tak mi jakoś…
ZBYSZKO
Ach, nie marudź… idź… bo wrócą.
HANKA
wstając
Pójdę!
wychodzi powoli – słychać jak zatrzaskuje za sobą ciężko drzwi
SCENA VII
Zbyszko – Mela
W kaftaniczku – głowa związana. Podchodzi cicho do Zbyszka i siada na małym stołeczku naprzeciw niego.
MELA
nieśmiało
Zbyszko!
ZBYSZKO
Nie położyłaś się?
MELA
Nie mogę. Jeszcze mi gorzej. Czy ci nie przeszkadzam?
ZBYSZKO
Nie. Ty jeszcze z całej familii jesteś najmożliwsza. Może dlatego, że jesteś chora, więc jest w tobie coś milszego, coś innego, jak u tamtych.
MELA
Coś innego? i czy myślisz, że dlatego że jestem chora?
ZBYSZKO
Tak. Nie masz dużo sił życiowych, więc nie idziesz, rozbijając łokciami, przez życie – ale się… skradasz. Rozumiesz? co?
MELA
Tak. Mnie się także zdaje, że ja się wszystkim usuwam, że mnie lada chwila ktoś potrąci, że…
ZBYSZKO
To źle. Panna Dulska powinna iść naprzód tak… rozumiesz. Ktoś potrąci – ty jego… to powinna być nasza zasada. Jak najwięcej miejsca. Für die obere zehn tausend milionen kołtunen!21
MELA
patrzy na niego chwilę
Zbyszko! dlaczego ty nas wszystkich tak nie lubisz?
ZBYSZKO
Za mało „nie lubisz”. Ja was wszystkich nienawidzę i siebie razem z wami.
MELA
Siebie nienawidzisz także… A ja to znowu… Pozwól mi trochę z tobą porozmawiać. Dobrze? Jak szara godzina nadejdzie, to ja dałabym wszystko, żeby móc z kimś dobrze, cicho, spokojnie porozmawiać. Tylko że u nas to niepodobna. Jak w tartaku. Mama mówi, że się pracuje. Ale przecież można i myślą popracować. Prawda Zbyszku?
osuwa się przed nim tak, że światło z pieca oświetla grupę tych dwojga smutnych i zgnębionych
ZBYSZKO
Mów… mów…
MELA
Ty siebie nienawidzisz, a ja to siebie żałuję. Strasznie. Nie dzieje mi się nic złego. Mam ojca, mamcię, was, chodzę na pensję – jestem prosta, dbają o mnie, dają mi żelazo, nacierają wodą – uczę się wszystkiego, a przecież, przecież, Zbyszko, mnie się zdaje, że mi się dzieje jakaś krzywda – że mnie ktoś więzi, że mi ściśnięto gardło, że… Ja ci tego opowiedzieć nie mogę, ale…
ZBYSZKO
To źle, Melo, że ty tak czujesz – źle. Najlepiej pozbądź się tych sensacji. Niedługo wyrośniesz, pójdziesz dobrze za mąż i będziesz świat rozbijać łokciami.
MELA
Nie – ja pójdę do klasztoru.
ZBYSZKO
Gadanie. Głębsza warstwa weźmie górę. Będziesz taka, jak mama.
MELA
Ojciec przecież łokciami ludzi nie roztrąca.
ZBYSZKO
Bo ojciec wybrał dogodniejszą drogę. Mama za niego łokciami się przez świat przepycha, a on za nią.
MELA
po chwili
To wszystko bardzo jakieś smutne.
ZBYSZKO
Koń by zapłakał.
MELA
Ty ze wszystkiego się śmiejesz.
ZBYSZKO
Tak śmieją się wisielce.
Chwila milczenia.
MELA
nieśmiało
Zbyszko!
ZBYSZKO
Co jeszcze?
MELA
Chciałam ci coś powiedzieć… ale… nie będziesz krzyczał? To, widzisz, z najlepszego serca. – Bo… wtedy… jak ja widziałam…
ZBYSZKO
Co?
MELA
ciszej
Ciebie i Hankę. Tak mnie skrzyczałeś strasznie, a ja właśnie…
ZBYSZKO
Czego ty o tym mówisz?
MELA
Bo mi żal i ciebie, i Hanki. Ja ciągle o was myślę. Ja się nawet za was modlę. Bo wy musicie być bardzo nieszczęśliwi.
ZBYSZKO
My? dlaczego?
MELA
Jakże? ona prosta sługa, ty urzędnik z prokuratorii skarbu… jakże… i kochacie się… To bardzo smutne. Mamcia będzie się bardzo sprzeciwiać.
ZBYSZKO
Sprzeciwiać?
MELA
No, jak się będziecie pobierać.
ZBYSZKO
Czyś ty oszalała? ja z Hanką?
MELA
Cóż z tego, że ona niby niżej. Przecież Zygmunt August i Barbara…
ZBYSZKO
Ty jesteś jeszcze głupsza, jak myślałem.
MELA
Proszę cię… tylko mi nie wymyślaj. Ja będę po waszej stronie. Ja nauczę Hankę mówić po ludzku i jeść widelcem, i będę ją uczyć tego, co umiem, aż ona będzie taka, jak my. Ja wam dopomogę.
ZBYSZKO
Ty jesteś okaz.
MELA
Tylko jest coś, co mnie bardzo martwi. Nie wiem, czy ci to powiedzieć…
ZBYSZKO
No – wyduś.
MELA
Tylko ty Hance tego nie mów. Daj słowo. Oto… Hanka ma na wsi… narzeczonego. Tak, tak. Ale się nie martw. Ona go nie kocha. To finanz wach. Ja znalazłam korespondentkę od niego do Hanki. Tam było ślicznie napisane. Panno Haniu, Szanowna Pani! – Gołębiem ślę tę kartę pod nóżki panny i pytam czemu pisanie od niej takie rzadkie… Tak było. O! gołębiem… to ładnie. Choć na tej kartce nie było gołębia, tylko była różowa świnka i cztery prosięta, ale on zawsze tak z serca to napisał. I on ją musi kochać. Tylko że ona mu nie odpisuje, i to źle z jej strony, bo on tam pisze…
ZBYSZKO
Proszę cię o jedno. Nie wtrącaj ty się w te sprawy. Głowa cię boli. Idź – połóż się.
MELA
Ja tylko tak z dobrego serca.
ZBYSZKO
Ja wiem.
MELA
wstaje – nieśmiało
I… nie gniewasz się?
ZBYSZKO
Nie. Chodź – pocałuj mnie.
MELA
całuje go
To… ty mnie nie nienawidzisz?
ZBYSZKO
głaszcze ją
Nie. Teraz nie.
MELA
Dziękuję ci. Tak miło, kiedy ktoś łagodnie mówi… Dziękuję ci, Zbyszko.
Wychodzi cichutko do swego pokoju. – Zbyszko wstaje – idzie do okna, skąd pada światło zapalonej latarni – opiera czoło o szyby i tak zostaje. – Wchodzi Hanka spłakana, otulona chustką – przystępuje do Zbyszka i mówi cicho
SCENA VIII
Zbyszko – Hanka
HANKA
Proszę pana…
ZBYSZKO
I co? i co?
HANKA
Tak jest jak ja mówiłam.
zanosi się cicho od płaczu
ZBYSZKO
Ładna historia! a to pech!
zaczyna chodzić po pokoju – Hanka pozostaje przy oknie w smudze światła – tragiczna w fałdach swej czarnej chustki
HANKA
Co ja teraz zrobię!
ZBYSZKO
Jedź do domu.
HANKA
Ale… żeby mnie tatko skórę zdarli. Nie pojadę.
ZBYSZKO
Zresztą nie becz. Jeszcze daleko. Może się jeszcze co zmieni.
HANKA
Ale… takim jak ja, to cygany los wyklną. Mnie zawsze najgorsze się trafi. Potrzebne mi to było. Boże! Boże!… To chyba się utopić.
ZBYSZKO
Dużo by ci pomogło.
HANKA
Śmierć na wszystko pomoże.
ZBYSZKO
Głupia jesteś.
HANKA
Ale!…
płacze
ZBYSZKO
Cicho bądź! nie płacz, bo mnie diabli wezmą…
HANKA
zakrywa się chustką i stara się stłumić łkanie.
Długa chwila milczenia.
Proszę pana, co ja teraz zrobię?
ZBYSZKO
patrzy na nią przez chwilę – potem wychodzi do swego pokoju.
A to pech! a to pech!…
Hanka wybucha spazmatycznym płaczem, tuląc się do ściany – na palcach ze swego pokoju wysuwa się Mela.
SCENA IX
Mela – Hanka
Mela podchodzi do Hanki i staje przed nią zafrasowana.
MELA
Hanka! Ja słyszałam, że się Zbyszko o coś na ciebie gniewał. Prawda?
HANKA
Nie.
MELA
Ale słyszałam. I boję się, że to przeze mnie. Pewnie o tego narzeczonego, co go masz na wsi. Ale dlaczego Hanka się z tym kryła. Tylko teraz to już trzeba przestać do niego pisać. Co się tak na mnie patrzysz. Ja wszystko wiem…
HANKA
patrzy na nią przerażona
MELA
No, wszystko co się ciebie i Zbyszka dotyczy – rozumiesz?
HANKA
zakrywa twarz chustką
MELA
I nie trzeba się bać. Ja będę z wami. Ojca też na waszą stronę przekabacę. Wszystko się zmieni i gdy już ślub się odbędzie…
HANKA
Ta co panienka mówi. Któż by się ze mną teraz ożenił?
MELA
Jak to? kto?
HANKA
A no któż by cudze dziecko wziął?
MELA
zdziwiona
Cudze dziecko? O czym ty mówisz, Hanka? A może ty już wdowa, że masz dziecko? I tego Zbyszkowi nie mówisz…
HANKA
po chwili
Cóż panienka mówi, że wszystko wie!
MELA
No… niby ty i Zbyszko. To będzie mezalians, ale trudno…
HANKA
milczy, gryzie róg chustki i patrzy w ziemię
MELA
Dlaczego nic nie mówisz, Hanka? Dlaczego ciągle płaczesz? Przecież ja do ciebie z najlepszą intencją. Nie płacz!… to się jakoś ułoży.
HANKA
rycząc
Nic się nie ułoży… pomsta na mnie… nieszczęście… och, czemu się ja rodziłam…
MELA
Boże… nie płacz, Hanka…
HANKA
A żebym nogi połamała, nimem tu nastała!
MELA
Hanka! nie płacz, bo mnie serce pęknie.
pochyla się nad nią
HANKA
Niech mnie panienka puści!…