Kitabı oku: «Król Zamczyska», sayfa 8
IV. Strona artystyczna „Króla zamczyska”
Już z tego, co się wyżej mówiło o genezie tej powieści, można wywnioskować, że ma ona w ogóle charakter symboliczny, a po części nawet alegoryczny. Ten ostatni występuje wyraźnie w końcowych opowiadaniach Machnickiego o losach zamku, odpowiadających kategorycznie wielkim katastrofom narodowym. Alegoryczność jest, jak wiadomo, wielkim niebezpieczeństwem dla poezji, jeżeli, będąc sama dla siebie celem, wszechwładnie zapanuje nad twórczością poety. Małą, ale dosadną próbkę jej martwoty w takim razie dał Krasicki w swojej Historii kamienicy w Kukurowcach, gdzie cała historia Polski aż do wstąpienia na tron Stanisława Augusta wyobrażona jest alegorycznie w losach pewnej małomiasteczkowej kamienicy, wyobrażona z suchością protokolarnego sprawozdania. Alegoryczności, którą wprowadził Goszczyński do Króla Zamczyska, nie groziło takie niebezpieczeństwo, bo ją autor owiał głębokim przejęciem się tragicznymi losami narodu, których była wykładnikiem, a przede wszystkim podawał ją nie bezpośrednio od siebie, ale jako wytwór przeczuciowego nastroju swego obłąkanego bohatera, tak, że stanowi ona część jego charakterystyki, samej powieści nie obarczając. Co się zaś tyczy symboliczności postaci Machnickiego, która, jak już wyżej wspomniano, była wyrazem wieloletnich wytężeń patriotycznego ducha Polaków ku odzyskaniu ojczyzny, to niebezpieczeństwo, które z tej strony grozić mogło artystycznemu wykonaniu pomysłu, usuwał właściwy Goszczyńskiemu instynkt realistyczny w sferze twórczości poetyckiej. Goszczyński kreślił postać swego bohatera podług żywnego modelu, więc choć go naturalnie idealizował, nie tracił jednak poczucia z rzeczywistością i przez to czynił go zajmującym i wyciskał na nim piętno prawdy artystycznej.
Jak w Zamku Kaniowskim, tak i tutaj talent Goszczyńskiego uwydatnił się przede wszystkim w budowie całości, choć całość tutaj pod względem składowych elementów była bardzo różna od tamtej. Tam chodziło, jak to już wskazywał Mochnacki, o ruch mas roznamiętnionych, tutaj akcja jest czysto wewnętrzną, odbywa się w duszy jednego człowieka, opanowanego jedną namiętnością, która doprowadza go do obłąkania. Ale jak tam, tak i tutaj, wrażenie, które całość wywiera na czytelnika, jest potężne, a bardziej niż w młodzieńczym utworze harmonijne, bo wolne jest od tych zgrzytów, w które Zamek Kaniowski w swojej końcowej części obfituje.
Powieść składa się z ośmiu, bardzo nierównych rozmiarami, rozdziałów, z których każdy jednak ma należyte uzasadnienie swojej odrębności. Pierwszy (Machnicki wariat) ma za treść wrażenie, jakie wywarł na poecie zamek odrzykoński z pewnego oddalenia, przed jego poznaniem, i związana z tym charakterystyka króla odrzykońskiego, podana ustami gościnnej gospodyni domu, w którym chwilowo bawił Goszczyński, charakterystyka, która jest wyrazem ogólnej opinii sąsiedztwa o wariacie Machnickim. Rozdział drugi (Imieniny), do którego pierwszy jest wybornym przygotowaniem, wprowadza na scenę powieści bohatera wraz z owym sąsiedztwem, które już z góry ma nadzieję zabawić się kosztem jego. Autor ma tu sposobność przedstawić wzajemny stosunek do siebie wariata i otoczenia jego i zarysować swoje stanowisko wobec sympatycznej dla siebie postaci Króla Zamczyska. W rozdziale trzecim (Zamczysko odrzykońskie) Machnicki oprowadza Goszczyńskiego po gruzach zamku, tłumacząc mu tajemne ich znaczenie, przy czym poeta coraz bardziej zyskuje zaufanie obłąkanego. W rozdziale czwartym (Podziemie) zaufanie to dochodzi do tego stopnia, że wariat Machnicki wprowadza gościa do swego tajemnego, nikomu nieznanego, podziemnego mieszkania i pozwala mu najdokładniej się z nim obeznać. Następny rozdział (Historia Machnickiego) stanowi kulminacyjny punkt powieści. Machnicki daje tu uroczyste królewskie posłuchanie poecie, opowiada mu dzieje swojego ducha. Patos gorącego serca przy obłąkanej wyobraźni króla zamczyska dosięga tu najwyższego szczytu, wizje jego obłąkanej wyobraźni rozkwitają najwspanialszym blaskiem. Rozdział szósty (Dalszy ciąg historii Machnickiego) wyodrębniony jest od poprzedniego, ponieważ ma szczególne zadanie: wskazać, jak po upadku powstania listopadowego jedyna nadzieja przyszłości Polski spoczywa na ludzie. Dwa ostatnie krótkie rozdziały (Pożegnanie i Zakończenie) mają już podrzędne znaczenie, służą do zaokrąglenia całości.
Proza Goszczyńskiego w tej powieści, pomimo iż symboliczno-alegoryczny element gra w niej znaczną rolę, nie ma nic w sobie koturnowości, która tak często nas razi w prozie poetyckiej Krasińskiego. Tchnie ona tutaj jędrnością, prostotą, szczerością, i tymi zaletami podbija czytelnika. W jej zwierciadle postać bohatera odbija się doskonale w podwójnym swoim charakterze: człowieka do głębi przejętego nieszczęściami swego narodu i gotowego poświęcić wszystkie siły swoje dla sprawy jego wyzwolenia, i obłąkańca, opanowanego monomanią królewskości, która go obarcza ciężarem fikcyjnych obowiązków. Ten ostatni charakter zaznacza zwykle Goszczyński w krótkich słowach, ale tym silniejsze wrażenie sprawiają te słowa. Jako przykład przytaczam to, co mówi Machnicki Goszczyńskiemu na początku rozdziału Pożegnanie. Przed chwilą ukazał się był puchacz w oknie podziemia, zwrócił na siebie całą uwagę Machnickiego i przerwał jego pełną głębokich uwag rozmowę z poetą. Machnicki porwał się ze swego siedzenia, ukrył się za zasłonę i tam dłuższy czas przebywał, a kiedy wreszcie wyszedł stamtąd, w taki sposób przemówił do poety: „Daruj, daruj… że tak nagle przerwałem posłuchanie. Sprawy państwa przede wszystkim, nieprawdaż? Oznajmiono mi ważną naradę, dziś jeszcze, wkrótce. Wszak słyszałeś tego ptaka? Nie bierz więc mi za złe, że się musimy rozstać. Sprawy publiczne przede wszystkim”.
Przy swojej zwięzłości styl Goszczyńskiego w Królu Zamczyska odznacza się nieraz wielką malowniczością. Szczytem mistrzostwa pod tym względem jest ustęp, w którym Machnicki opowiada poecie, jak się odbył ostateczny przełom w jego istocie duchowej, to jest, w jaki sposób stał się wariatem. Była chwila, kiedy chciał się oprzeć tajemnemu pociągowi swemu do zamczyska i odgrodzić się od niego, z najwyższym wysiłkiem woli, za pomocą wytężonej pracy biurowej.
Interes urzędowy był pilny, praca trudna i długa. Przejąłem się całą ważnością mojego urzędu. Trzy dni i trzy nocy pracowałem, z małymi przerwami dla jedzenia i snu. Przez cały ten czas liczbami tylko myślałem, tak, że w końcu wszystkie myśli zamieniły się w liczby; liczby układały mnie do snu i budziły, na jawie jak we śnie liczby latały przed oczyma, w którąkolwiek stronę oczy obróciłem. Nic nie słyszałem, nic nie widziałem dokoła siebie, oprócz przedmiotu mojego zatrudnienia. Aż w końcu… pamiętam całą scenę, jakby się powtarzała w tej chwili; odtąd wszystko już dobrze pamiętam. Było to trzeciej nocy, bardzo późno, może w godzinę po północy. W okna bił deszcz ze śniegiem i wiatr przeraźliwie zawodził. Zresztą wewnątrz domu cicho, jak żeby137 wszystko umarło. Czułem wycieńczenie z pracy; zdawało się, że siły ostatnie mnie opuszczają. Nie przestawałem jednak pisać, ale głoski i liczby wiły się po papierze, zrywały się spod pióra, krążyły w oczach jak rój owadów; wiersze całe snuły się w różnych kierunkach, jak te wstążki ognia, kiedy dziecię rozżarzonym łuczywem w różne strony macha. Straciłem z oczu świecę, zgadywałem tylko jej pałanie po nagłych, przykrych zmianach, to rażącego blasku w ciemność, to ciemności w blask. Naraz całe pisanie zerwało się z papieru, uderzyło na mnie z szumem i wściekłością pszczół rozdrażnionych, obsypało mnie całego, wgryzało się w oczy, dzwoniło w uszach, osiadało na mózgu. Chciałem się porwać, upadłem nazad na krzesło bez siły; w tej chwili zupełna ciemność zaległa pokój; powieki spadły na oczy same z siebie, jak skrzydła postrzelonego na śmierć ptaka. [Machnicki uczuł dziwną błogość w duszy.] Wtedy zgasł i umarł we mnie dawny człowiek, a narodził się nowy.
Ten obraz walki resztek trzeźwego poglądu Machnickiego na życie z rosnącą namiętnością dla gruzów zamczyska i rosnącą wiarą w królewskie powołanie, walki zakończonej zupełnym zwycięstwem obłąkania nad poczuciem rzeczywistości, tchnie taką siłą i prawdą, że chce się wierzyć, iż nie wypłynął on z czystej fikcji poety, ale zaczerpnięty został z autentycznych wynurzeń bohatera powieści. Ale gdyby tak nie było, gdyby ten obraz był niepodzielnym tworem wyobraźni samego poety, tym więcej musielibyśmy podziwiać intuicję jego w przedstawieniu patologicznego stanu duszy jego bohatera w chwili przełomowej.
V. Goszczyński i Matejko
Król Zamczyska pojawił się na horyzoncie literatury polskiej emigracyjnej (1842) w niedobrą dla siebie porę: w rok po wystąpieniu publicznym w Paryżu mistrza Towiańskiego, które prawie całą uwagę emigracji ku sobie pociągnęło. Toteż pojawienie się tego utworu przeszło bez wrażenia, jego wartość artystyczna i ideowa nie była doceniona ani wtedy, ani potem, można powiedzieć, aż do obecnej chwili. Najbardziej dziwić może, że Mickiewicz, który przecież znać musiał ten utwór, nie zrobił o nim żadnej wzmianki w swoich prelekcjach paryskich, choć cytował Zamek Kaniowski i bardzo słabe pod względem artystycznym Przeznaczenie Geniusza i choć był jednym z najściślej związanych przyjaźnią z Goszczyńskim.
Jak w krytyce, tak było i w literaturze polskiej. Nie dostrzegamy w żadnym jej utworze śladów jakiegoś wpływu, jakiegoś echa Króla Zamczyska. Ale to, czego nie daje literatura, znaleźć można – tak się domyślam – w malarstwie polskim, mianowicie w obrazach Matejki. Główną podstawą domysłu, że Król Zamczyska swoją treścią i swoimi obrazami wywarł wielkie wrażenie na młodym Matejce i zostawił ślady wpływu na kierunku ideowym jego historycznego malarstwa, jest ta szczególna rola, jaką Matejko wyznaczył w swojej produkcji malarskiej postaci Stańczyka. Już w r. 1853 zwraca się do niej myśl piętnastoletniego Matejki; w r. 1862 maluje on obraz, przedstawiający Stańczyka w stroju błazeńskim, który zbolały, stroskany, siedzi samotny w pokoju, przytykającym do wielkiej otwartej sali, gdzie dwór królowej Bony oddaje się wesołej zabawie tanecznej. Temu Stańczykowi daje on własną twarz, a więc zespala się z nim w uczuciach. We dwadzieścia lat potem (1882) wprowadza znowu Stańczyka na tło jednego ze swoich obrazów (Hołd pruski), i dając mu wyraz twarzy odmienny od poprzedniego, twarz jednak, jak w poprzednim obrazie, znów daje mu swoją. W pierwszym z tych dwu obrazów twarz ta wyraża boleść z powodu utraty Smoleńska i tworzy kontrast z lekkomyślną wesołością dworu królowej Bony. W drugim obrazie, który przedstawia scenę pozornie pełną chwały dla narodu, w twarzy i postawie Stańczyka nie ma tego przygnębienia, co w pierwszym – przeciwnie, jest wielkie ożywienie, ale nie jest to żywość radości, tylko żywość myśli, przenikającej złudę pozorów i równie jak przedtem, tylko w inny sposób, niespokojnej o przyszłość narodu.
Ten związek między duszą malarza a postacią Stańczyka, który Matejko zaakcentował tak silnie, zwrócił był już uwagę Stanisława Tarnowskiego, który twórczości Matejki poświęcił obszerne, z wielkim pietyzmem napisane dzieło. Tarnowski zadał sobie pytanie, dlaczego Matejko włożył w Stańczyka swoje troski patriotyczne, dlaczego dał mu całą swoją duszę.
Co za związek – pytał – co za pokrewieństwo między nim a „Zygmuntowym błaznem”. Temu tradycja przypisuje rozum zdrowy i cięty dowcip, ale nie przechowała żadnych rysów głębszego smutku. A jednak Matejko, jak później (1882) widział go ze swoją postacią, tak teraz (1862) w jego postać włożył swoje troski. Dlaczego? Próżno dochodzić, nie dojdzie się. Na domysł ledwo można by rzucić pytanie, czy Matejko, tak głęboki w uczuciach, a w tych czasach właśnie tak zniechęcony, zbolały, czy pośród lekkiej, bezmyślnej rzeszy nie wydawał się sam sobie istotą stworzoną z ironii losu, „Bożym igrzyskiem”, jak w rozpaczy nazywa się raz Kochanowski, błaznem, że tak cierpi strasznie a na próżno, i błaznem w mniemaniu powszednich ludzi dlatego, że tak cierpi, a oni nie? Może jego myśl była taka, może nie, co pewna, to to, że nikt nigdy tak nie pomyślał, nie wyobraził sobie błazna.138
To ostatnie zdanie, przeze mnie podkreślone, zadziwia pod piórem takiego znawcy literatury polskiej, jakim był Tarnowski. Rzecz dziwna, że stawiąc te słowa, nie przypomniał sobie Goszczyńskiego, jego Króla Zamczyska i występującego tam Stańczyka. Wprawdzie rola tego ostatniego w powieści nie jest dość jasna i wymaga bliższego oświetlenia, ale jest to przecież ten sam, z tradycji wzięty „Zygmuntowy błazen”, tylko wcale nie z usposobieniem, jakie mu tradycja nadała, ale pokrewnym temu, jakie mu nadał Matejko.
Jakąż rolę odgrywa Stańczyk w powieści Goszczyńskiego? Jaki jest jego stosunek do głównego bohatera, do Króla Zamczyska? Stańczyk jest pośrednikiem pomiędzy wielką przeszłością a obłąkanym Machnickim, który o niej roi, który ją widzi i czuje zaklętą w gruzach odrzykońskich i który ją wskrzesić pragnie. Stańczyk wzywa Machnickiego na posłuchanie królewskie, które jest zarazem obrzędem koronacyjnym dla nowego króla, Stańczyk z polecenia Bolesława Chrobrego wprowadza go na królestwo i ma potem być na jego rozkazy, albo raczej być jego patronem i doradcą, Stańczyk wreszcie, gdy zawaliły się do reszty – po powstaniu listopadowym – górne pokoje zamczyska, wprowadza go do podziemnego mieszkania i daje mu naukę o znaczeniu tego podziemia. Jest więc Stańczyk kierowniczym duchem króla zamczyska; ich postaci są tak bliskie sobie, tak jedną myślą złączone, że prawie zlewają się w jedną. Zewnętrznym wyrazem tej ich łączności jest strój króla zamczyska, podobny do stroju królewskiego trefnisia. Różnica między nimi polega na tym, że Machnickiego przedstawił autor jako obłąkanego, Stańczyka jako jedną z jego wizji. Jest on uzupełnieniem króla zamczyska: tamten jest przede wszystkim wyrazem głębokiej czci dla sławnej przeszłości Polski i gorącej żądzy przywrócenia jej dawnej sławy, Stańczyk jest przedstawicielem nowych myśli, nowych dróg, które prowadzą do tego celu, i wyraża dążenia i troski patriotyczne samego autora.
Domyślam się tedy, że na postać Stańczyka skierował uwagę Matejki swoją powieścią Goszczyński i że go pobudził do obrania tej postaci za naczynie swoich własnych trosk patriotycznych. A nie mniej silnie musiała przemówić do wyobraźni i serca malarza i postać samego króla zamczyska, w której młody Matejko tyle własnych uczuć mógł znaleźć. Bo czyż nie był twórca Skargi i nieskończonego później szeregu obrazów z dziejów Polski, także, w swoim rodzaju Królem Zamczyska, i to takiego, które miało daleko większe prawo stać się symbolem przebrzmiałej sławy narodu, aniżeli odrzykońskie, to jest Wawelu? Czy jego wyobraźnia i jego serce patriotyczne, zrośnięte od dzieciństwa z pamiątkami Krakowa, nie ożywiało, nie wskrzeszało z martwoty nagromadzonych tu kamieni, jak to czynił Machnicki w Odrzykoniu? I czy nie miał prawa czuć się wskutek tego prawdziwym królem tego, zaklętego w kamień, świata przeszłości? Dodajmy, że ci, którzy mieli sposobność stykać się z Matejką i obserwować go z bliska, dostrzegali w nim utajone, ale nieraz mimo woli przebijające się na wierzch, głębokie poczucie własnej wielkości, poczucie wielkiej roli, którą ma do spełnienia, poczucie pokrewne temu, które doprowadziło Machnickiego do obłąkania.
Na jedno jeszcze pokrewieństwo duchowe, które zachodzi między Goszczyńskim a twórczością malarską Matejki, warto zwrócić uwagę. Już w Zamku Kaniowskim poeta daje do zrozumienia, że stawiąc przed oczy ziomków sceny okropnych mordów w przeszłości, chce ich pobudzić do zastanowienia się nad ich przyczynami, ma na oku przyszłość, chce działać wychowawczo na naród. „Syny mej ziemi, o rodacy mili! – Wy szczerej wiary nie dacie poecie – I sami pojrzeć na przyszłość nie chcecie”… tak woła w drugiej części tego poematu (w. 524 i dalsze). W Królu Zamczyska ta troska o przyszłość narodu, ta dążność wychowawcza, występuje daleko szerzej i wyraźniej, choć nie posługuje się tak jaskrawymi i przerażającymi obrazami, jak w tamtym poemacie. Można powiedzieć, że jest ona duszą tej powieści. Otóż w całym szeregu najwybitniejszych obrazów Matejki ta troska o przyszłość narodu staje na pierwszym ich planie i rzuca swój cień na całość malowidła. Uderza to przede wszystkim we wcześniejszych jego obrazach historycznych, jak Stańczyk na dworze królowej Bony, o którego znaczeniu już wyżej była mowa, jak Kazanie sejmowe Piotra Skargi, w którego postać tchnął Matejko cały ogień swej troski o przyszłość narodu, jak wreszcie Rejtan, który był może najsilniejszym jej wyrazem, a takie szemranie wywołał wśród płytkich patriotów.
Ale może ta troska o przyszłość narodu, ta dążność wychowawcza obrazów historycznych Matejki była tylko równoległa z dążnością Goszczyńskiego, ale w żadnym z nią związku genetycznym nie zostawała? Może młody Matejko nie czytał wcale Króla Zamczyska? Otóż jeżeli chodzi o niezbity dowód, że Matejko znał powieść Goszczyńskiego i że go interesowała postać jej bohatera, to są nim dwa rysunki jego, przedstawiające ruiny zamku odrzykońskiego, a umieszczone w Tygodniku Ilustrowanym z r. 1866 (Nr. 362) z podpisem: „rysował z natury Jan Matejko”. Na jednym z tych rysunków, u stóp malowniczo piętrzącej się wieży, widzimy postać z bujnym, rozwianym włosem, z wyrazem obłąkania czy natchnienia w twarzy, postać, która, jako jedyna w całym rysunku, musi niewątpliwie przedstawiać Króla Zamczyska, jak on się wyobraził znakomitemu malarzowi po odczytaniu powieści Goszczyńskiego. Ta postać z twarzą pełną ognistego wyrazu jest zupełnym przeciwieństwem do portretu Machnickiego, który nam przekazał Prosper Konopka. W tym ostatnim widzimy Króla Zamczyska zwróconego twarzą do tych zwyczajnych ludzi ze swego otoczenia, którzy poza interes prywatny, rodzinny, nie wybiegali myślą, a jego, ponieważ utopił swój rozum w trosce o naród, uważali tylko za śmiesznego wariata; jest też w tej twarzy wyraz szyderstwa i wzgardy. W rysunku Matejki postać ta, widziana przez pryzmat wyobraźni i uczucia poety, odsłania nam to, czego nie ma w akwareli Konopki: głębię uczucia patriotycznego w obłąkanym królu.
Bibliografia
Już przy wydaniu Zamku Kaniowskiego w „Bibliotece Narodowej” (Nr. 44) podałem wiadomości bibliograficzne, dotyczące nie tylko tego utworu, ale i w ogóle twórczości Goszczyńskiego. Tutaj wypada mi niektóre z nich w skróceniu powtórzyć i uzupełnić takimi, które specjalnie dotyczą Króla Zamczyska. Otóż powtarzam, że osobnej monografii, poświęconej Goszczyńskiemu i jego poezji, literatura nasza nie posiada i że tym, który najwięcej pracował około zgromadzenia materiałów do takiej monografii, jest Zygmunt Wasilewski, wydawca najpełniejszego zbioru pism Goszczyńskiego w czterech tomach pt. Dzieła zbiorowe Seweryna Goszczyńskiego (Nakład Altenberga, Lwów 1910). W czwartym tomie tego wydania podana jest szczegółowa i chronologicznie ułożona bibliografia wszystkich pism Goszczyńskiego i bibliografia źródeł biograficznych, doprowadzona do roku 1910. Poza tym trzeba uwzględnić prace obecnego wydawcy Króla Zamczyska o Zaleskim i Słowackim, gdzie są obszerne ustępy poświęcone Goszczyńskiemu, a mianowicie: Bohdan Zaleski do upadku powstania listopadowego, Kraków 1911 (rozdział II, III, VI, VIII, X i XII), Bohdan Zaleski na tułactwie, Kraków 1913–1914 (Cz. I, rozdz. II, i Cz. II, rozdz. I, III, IV i IX) i Juliusz Słowacki, historia ducha poety i jej odbicie w poezji, Kraków 1904 (rozdz. XIII, XIV i XXIII).
Co się tyczy Króla Zamczyska, to z sądów wypowiedzianych o tym utworze dwa się uwydatniają, jako odbiegające od powszechnej opinii o nim. Jednym z nich jest sąd prof. Tarnowskiego w jego Historii literatury polskiej (Kraków 1900, T. V, str. 213–216), drugim jest to, co powiedział prof. Zdziechowski w swoim dziele Byron i jego wiek (II 519). Prof. Tarnowski twierdzi, że Król Zamczyska nie jest „tak pięknym, jako poezja, tak głębokim, jako alegoria, jak o nim mówią”. Podawszy szczegółowo wyjaśnienie symbolicznej i alegorycznej strony powieści, autor dochodzi do wniosku, że „jest to nie tylko manifest rewolucyjny, ale i program republikański”. Jakkolwiek określenie to właściwie odpowiada treści jednego tylko z końcowych rozdziałów (Dalszy ciąg historii Machnickiego), a pomija to, czym jest nabrzmiała cała powieść: cześć dla wielkiej przeszłości narodu – to jeszcze, z tym zastrzeżeniem, zgodzić się na nie można. Ale kiedy krytykując artystyczną stronę powieści, tenże autor o jej bohaterze powiada, że „fanatyczny miłośnik zamku jest we wszystkim, co mówi, zimny, czczy i prozaiczny, jak jaki publicysta ówczesnego Towarzystwa Demokratycznego, silący się na zapał”, to na to zgodzić się trudno, i myślę, że sam autor byłby się wstrzymał od tej krytyki, gdyby przed jej napisaniem poznał współczesny Królowi ZamczyskaMemoriał Goszczyńskiego o Galicji, zarysowujący bardzo wyraźnie różnicę poglądów między Goszczyńskim a Centralizacją Towarzystwa Demokratycznego na znaczenie narodowości polskiej dla przyszłości narodu polskiego.
Prof. Zdziechowski we wskazanym dziele wystąpił z oryginalnym, ale nie dość uzasadnionym poglądem na znaczenie Króla Zamczyska. Podług niego utwór ten ma być krytyką mesjanizmu polskiego, ponieważ Goszczyński przedstawił Machnickiego jako wariata, przeciwstawiając go realnie patrzącemu na świat otoczeniu. „Zrozumiał on (Goszczyński), że ideał Machnickiego zostawał w żywej sprzeczności ze światem rzeczywistym, że ludzkość, skąpana w »morowym powietrzu zimnego rozumu« nie była zdolna rządzić się samą miłością i że przeto wobec tej smutnej prawdy traciła rację bytu owa namiętna miłość ojczyzny, nie licząca się z teraźniejszością, zapatrzona w przeszłość, krzesząca z niej myśl dziejów narodowych, usiłująca świat cały do myśli tej nawrócić… jednym słowem miłość, która znajdowała swój wyraz w mesjanicznym ideale wieszczów naszych”. Otóż pomijając już to, że właściwie mesjanicznego pierwiastku w Królu Zamczyska, poza jedyną końcową aluzją do Ksiąg narodu polskiego, nie ma wcale, zgodzić się na przypuszczenie prof. Zdziechowskiego, że autor tej powieści chciał poddać krytyce ideały Machnickiego, nie można z tego prostego powodu, że Goszczyński nie zostawił żadnej wątpliwości co do swojej intencji w tym względzie. Przedstawił on wprawdzie Machnickiego jako obłąkanego, ale jego obłąkaniu, albo raczej pobudkom, z którego ono wypłynęło, przyznał bezwzględną wyższość nad usposobieniem jego trzeźwego otoczenia. Oto są jego słowa w Zakończeniu powieści, do tego otoczenia zwrócone, z którymi trudno się spierać: „O! gdybyście wy wszyscy takiego pomieszania dostali, ludzkość byłaby mędrsza, szczęśliwsza, niż jest dzisiaj”.
Wydanie obecne Króla Zamczyska opiera się na pierwodruku (Poznań 1842) i na tekście w edycji lipskiej Dzieł Seweryna Goszczyńskiego z r. 1870, jako przejrzanym i poprawionym przez autora. W przypiskach wskazano nieliczne, ale czasem ważne różnice, zachodzące między tekstami.