Kitabı oku: «Zamek kaniowski», sayfa 4
Yazı tipi:
Część trzecia
1
Gdzież jesteś, duchu Nebaby?
Zjaw mi się znowu; znowu śpiew ci wznoszę.
Za te nikczemne, świeckie powaby
Mieniałem, wietrznik, duszne me rozkosze:
I oto z wstrętem przesytu,
Obojego tułacz bytu,
Nie wiem, gdzie się dziś obrócę,
Jak mojej pieśni donucę!…
Burze serca, burze losów
Ogłuszyły mię na chwilę!
Losy piorunowały tyle!
Obyłem się z grozą ich ciosów.
I serce tyle wichrzyło,
Tak kochało, tak mi biło,
Że już omdlało – czczość, mgłę zostawiło.
W tej czczości, w tym omdleniu
Świat tobie, memu marzeniu!
Jesteś więc ze mną! Witam cię, o cieniu!
A z łomu gruzów, śród morderców gwaru
Wznosi się szatan falami pożaru
I w równi trzyma na wadze zniszczenia
Rozkosze zemsty i zbrodni cierpienia —
Dając mi porę, bym w czasie cofnionym
Puścił wzrok wieszczy za jezdcem118 zgubionym:
Otom go znalazł i oto go wiodę
Po zasłużoną jego dzieł nagrodę.
2
Niepomnych czasów nieznana mogiła
W cieniach gęstego lasu się ukryła.
Nad boki mszyste, nad jej szczyt okrągły
Odwiecznym cieniem sklepienia się sprzągły
Ze sklepem119 dębu, co z lasów zarośli
Strzelał swym szczytem widniej i wynioślé
Niż wieża Ławry złotem błyskająca120
Pośrodku dzwonnic kijowskich tysiąca.
Starszy brat sławnej puszczy Łebedyna,
Niejednej puszczy plemię on zaczyna;
Bo burza nieba i czasu wstrząśnienia
Tak się po jego przesuwały szczycie,
Jak tej piastunki, co chce uśpić dziécię,
Zmyślone groźby i głaszczące pienia.
Czy spiekłe lato piorunami sieje,
Czy płaszcz jesieni mgłami się odyma,
Czy w nagich borach mroźna iskrzy zima,
Korona jego ciągle zielenieje;
Niby mąż wieków w mogile tej leży.
Niby myśl jego, w kształt drzewa odziana
I bohaterską posoką podlana,
Piastuje wieniec chwały, zawsze świeży.
3
Nebaba, senny, pod nim odpoczywa:
Wpółzwiędły trawnik jest kobiercem łóżka,
Namiot z gałęzi, ze mchu pnia poduszka:
Przykry świst puszczy piosenkę mu śpiéwa.
A kozackiego wartownik posłania,
Koń tylko wrony, tręzlami podzwania.
Po miejscu wspomnień, po męża postawie
Można by myśleć, że duch bohatyra,
O którym marzy ukraińska lira,
Tu, w pełni życia, zmartwychwstał na jawie.
Ale śpiącego zajrząc121 wspaniałości,
Snu atamana niech nikt nie zazdrości.
Wejrzyj na lice: w ich się ruchu kréśli
Cała męczarnia skrępowanych myśli.
Zdawało mu się widzieć ogień z wieży:
Dosiada konia – zebrać swój szyk bieży;
Ale na miejscu Kozaków obozu
Spotyka stado wilków śród wąwozu!
Wtem głos Orliki, jakby gdzieś za górą…
Spieszy ku niemu; światło, co błyszczało…
To Ksenia w oczy patrzy mu ponuro;
I kruków kilka w uszy zakrakało.
Zlał go pot rzęsny; wymknąć się im sili,
Aż on harcuje na żelaznym pręcie…
Tu go przestrachu ocknęło wstrząśnięcie.
Lecz cóż postrzega w przebudzenia chwili?
4
Człowiek spokojnie siedział sobie z boku:
Z brody sędziwej lata widać mnogie,
A że nie widzi, z zapadłego wzroku.
Trzymał na nodze założoną nogę;
Na niej wsparł lirę i tonów próbował,
Niby przypomnieć piosnkę usiłował.
Kamrat, Nebabie nie bardzo przyjemny.
Więc z góry krzyknie, ku starcowi skoczy:
„Dziadu! Kto jesteś? Co robisz w tym borze?”.
Z wolna, drwiąc prawie, odpowiedział ciemny122:
„Jak mowa groźna, taka twarz być może;
Dziękuję Bogu, że mi wydarł oczy”.
I znów spokojnie wziął się do brząkania,
Jakby wszystkiego zbył tą odpowiedzią.
„Nikt żartem nie zbył mojego pytania!
Bóg cię tu przyniósł, diabeł nie wyniesie!
Starcze, kto jesteś? Co robisz w tym lesie?”
I siłą starca pochwycił niedźwiedzią,
Ale w krwi zimnej lirnik jednakowy:
„Puść! Strunę urwiesz, a nie kupisz nowéj.
Gdym już tak bardzo nieprzyjemny tobie,
Ty widzisz dobrze, jam ślepy na obie123:
To zamiast gniewów i tego hałasu
Na trakt ubity wyprowadź mię z lasu
Albo mię przeproś, daj grosz jaki w rękę —
A na dobranoc usłyszysz piosenkę”. —
„Diabeł, nie ślepiec; w miejscu odpowiedzi,
Niezlękły groźbą, jak z kamienia siedzi” —
Pomyślał Kozak, skrycie się uśmiéchnie,
Bo już i gniewu uniesienie cichnie.
„Czemu to, ślepcze, nie masz przewodnika?”
Już łagodniejszym zapytał się głosem.
Dziad się uśmiechnął. „Hm! – mruknął pod nosem —
U mnie to kostur, co u kogo pika.
W słotę, w pogodę, czy to dniem, czy nocą,
Całą Ruś przejdę za jego pomocą.
A od Kaniowa aż do samej Smiły
Wszystkie pod ręką poznam ci mogiły;
Pień tobie każdy poznam nad mą drogą.
Każdą murawkę, co nastąpię nogą.
Ale kiedym się odbił od kamratów
I tutaj blisko smacznie odpoczywał.
Ktoś mi dziadowskich pozazdrościł gratów
I skradł kostura. Prawda, był okuty,
Stanie za szablę. Czyś się już przegniewał?
Długi gniew grzechem. No, będę ci śpiéwał
Na zgodę; tylko daj mi dwie minuty,
Że sobie lirę do głosu nastroję.
O! Wszędzie, wszędzie lubią pieśni moje”.
Nebaba ani zezwala, ni wzbrania.
Więc lirnik zaczął po chwili brząkania.
5
„Wypłyń, wypłyń zza obłoku!”
I nagle urwał w samym pieśni toku.
„Trzeba, bym wprzódy rzecz powiedział całą.
Historia długa, siądź tu, rzuć ratyszcze124:
Długa, lecz pewnie twą pochwałę zyszcze.
Gdzie się to działo i z kim się to działo,
Trudno jest wiedzieć – niekoniecznie wreście125.
Może i nie chcesz. Dość, we wsi czy w mieście
Była dziewczyna z niepełnym rozumem.
Dawno chodziły wieści między tłumem:
Że nad jeziorem, w zarosłej ustroni,
Kiedy się wszyscy w chatach spać pokładą,
A noc na niebie błyśnie gwiazd gromadą,
Jasny latawiec126 spływa ogniem do niéj.
Wszyscy to pletli, wszystkich to bolało,
Że o tym cudzie wiedzieli tak mało.
Ale z szatanem niebezpieczna sprawa.
A był tam chłopiec, sztuczka śmiała, żwawa.
Brząknąć w bandurkę, przylgnąć do dziewczyny,
Wywinąć tańca, coś spłatać – jedyny.
Jak się rozszalał z drugimi chłopaki,
Przyrzekł, że diabła na schadzce dostrzeże;
I dostrzegł. Czegóż nie dokaże taki?
Każdy to przyznał i ja temu wierzę.
Bo obłąkana drugiego wieczora,
Zamiast miłego czekać u jeziora,
Duszą i ciałem chłopaka się trzyma.
Aż niezabawem127 i łono się wzdyma…
I gdy już o tym pełne kumów uszy,
Ktoś wyjął z wody dziewczynę bez duszy:
Po żwawym chłopcu ni śladu, ni słychu.
Różnie to różni gadali po cichu;
Choć najpewniejsza utwierdza pogłoska,
Że ot, w tym wszystkim moc była czartowska!
Diablich miłostek mieszać nie wypada.
Ksenia… Ten język zawsze się wygada!…
Szalona żyje. Ale choć jak wprzódy
Błądzi pomiędzy i lasy, i wody,
I na noc całą przed gwiazdami siada —
Nikt jej nie śledzi, nikt jej tam nie bada:
Bo, niechaj z nami zostanie Duch Święty,
W ciało niebogi wsadził się bezpięty128.
Ale dojrzano kwitnące paprocie,
To i jej pieśni słyszano w ciemnocie.
Będę ci śpiewał, jakem nauczony”.
I nucił, w liry uderzając strony129:
„Wypłyń, wypłyń zza obłoku,
Po błękitnym przeleć niebie!
Ja, kochanka, wzywam ciebie!
W lasów ciszy, w nocy mroku.
Ho-hop, ho-hop! Wzywam ciebie!
Głucha ciemność wioskę kryje;
Zgasł kaganek w oknie chatki;
Sen zakleił oczy matki:
Moje serce bije, bije,
Do twojego serca bije!
O północnej wyszłam porze,
Na burzliwą nie dbam porę;
Skoro mi blask luby gore,
Niechaj zgasną wszystkie zorze!
Całą noc przesiedzę w borze!
Kiedy promień twych warkoczy
Spłynie na obłoki sinie,
Ziemia złotym dniem opłynie;
A mnie dusza, a mnie oczy,
A mnie serce szczęściem spłynie!
Ho-hop, ho-hop!… Ja, kochanka,
W lasów ciszy, w nocy mroku
Radam do samego ranka
Wywoływać cię z obłoku.
Ho-hop! Spłyń do mego boku!
W końcu najpiękniej; chcesz, to ci powtórzę:
«Ho-hop, ho-hop!…».
I musiał stanąć. Z ócz130 Nebaby błysku
Dawno już widać, co tam w myśli chmurze
I gromowego jak blisko pocisku.
Zdaje się, brakło ruszenia lub słowa.
Szczęśliwa dotąd, widać, stara głowa.
Ale w tej chwili schwycił go za ramię,
Że mu, jak szatan, musiał wypiec znamię:
„Jak mi raz jeszcze to «ho-hop» zawyjesz…
Słuchaj, przeklęty! Czy już nadto żyjesz?”.
Nie mógł dokończyć, bo rżenie wronego
Wezwało nagłej obecności jego:
Skoczył od starca, błysnął w ręku piką
I prędzej gęstwą przemykał się dziką.
6
A koń, jak wryty, stanął niespokojny:
To wzrok zaiskrzy i nozdrze rozszerzy,
To znowu zarży, kopytem uderzy,
Jakby go tchnienie obwiewało wojny.
Nic tu nie widać, nie słychać nikogo;
Chyba się listek odezwie pod nogą.
„Lecz karosz jeszcze nie trwożył mię próżno:
Nieostrożnego i Bóg nie uchował;
Złe się przechodzi pod postacią różną…”
I do lirnika myśli swe skierował:
„Trzeba go zbadać, podobno to zdrada,
Bo choć się dziadem i ślepym powiada,
Te drwiącym śmiechem wykrzywione usta,
Jeśli nie diabła, zdradzają oszusta.
Ten głos donośny, sama broda biała,
Ślepota nawet coś mi się nie zdała.
Patrz, jak usłuchał! A przeciem mu wzbronił!
Jakby we dzwony swoje «hop» zadzwonił!
Trza go nauczyć, choć to siwa głowa!
Niech dla weselszych swoje żarty chowa!”.
7
Już Kozak drogi do drzewa miał mało,
Kiedy w gęstwinie jeszcze się zaśmiało.
Teraz bezpiecznie szukaj go z latarnią!
Dokoła pusto: wszystko się ściszyło,
Jakby lirnika ni liry nie było,
I kwiat, gdzie siedział, wstał już między darnią.
Stał Ukrainiec i w długim podziwie
Po razy kilka pobożnie się żegnał:
Jeśli to szatan, żeby go krzyż przegnał;
Jeśli szpieg, w starca przebrany kłamliwie,
Żeby mógł znowu dostać go do ręku!…
Lecz gdzie go śledzić, że tak wkoło głucho!
Ukląkł, przyłożył do mogiły ucho:
Tętnienie konia słychać w ziemi stęku.
Ha! Myśl szczęśliwa kręci się po głowie:
Oko najlepiej z tego dębu powie.
Wstał; ale jeszcze uchem wiatru schwytał.
Raz jeszcze okiem gęstwiny zapytał —
I pod mszystymi zniknął gałęziami:
Tu pika błyszczy, kołpak czerwienieje,
A tu, po dębie, coraz bliżej wierzchu,
Gdzieniegdzie gałęź szeleśnie czasami —
Aż oto razem131 postać zajaśnieje,
Gdzie sam szczyt drzewa tonie w ogniach zmierzchu.
8
Darmo Nebaba wodzi orlim wzrokiem
Nad różnolistnym gęstych puszcz obłokiem,
Darmo okrąża po polu szerokiem.
Zawsze w pustynie czczości wzrok zapada:
Ani kurzawy po drożynie dziada.
Jak tylko zajrzeć, wokoło tumany,
Snują się jary, wstają w piątrach132 wzgórza;
Śród nich gdzieniegdzie lasek się zachmurza;
Błyszczy dnia resztą dach zamku blaszany;
Błyszczy na prawo Dniepr dołem rozlany.
W błędnej z tysiącznych węzłów plątaninie
Liczne się drogi na lewo rozbiegły:
To skrętnym wężem pełzną po wyżynie,
To się jak wstęga snują po równinie,
To w paszczach jaru giną niespodzianie —
Aż razem znikną w dalekim tumanie.
Tak tu wyraźny ten widok rozległy,
Że zliczysz wszystkie przydrożne figury;
A oczy lepsze dostrzec nawet mogą:
Gdzie jaki żebrak ciągnie którą drogą,
Gdzie koło błyska pośród pyłu chmury.
A dnia ostatkiem zachód pozłocony,
Pocieniowany lotnymi obłoki,
Jest jak zwierciadło tej ponętnej strony,
Z każdym jej cieniem, z wszystkimi uroki!
9
Kogóż ten widok, kogo nie zachwyci?
Kiedy nad otchłań pognębienia wzbici
Krążymy po niej spojrzeniem wpół-bożem,
A bliżsi nieba, czuć wyraźniej możem,
Żeśmy na samym dwóch sfer pograniczu,
W swojej kolebki, w ojczyzny obliczu.
Weselsza dusza żywiej tu promieni,
Jaśniej tu czyta w literach z płomieni,
Którymi Wieczny w tle chaosu cieni
Do swej potęgi dziedzictwa ją wpisał;
Sprzed tronu Boga głośniej tu dolata
Śpiew, co ją w łonie wieczności kołysał;
Głuszej tu jęczy płacz niskiego świata;
Na dół, do ziemi smutku kwef133 ponury,
Na dół westchnienie, co zawichrza duszą,
Łzy, sercu ciężkie, na dół tu ciec muszą —
Jak nawałnice i deszcze, i chmury
Płyną do ziemi od niebieskiej góry.
10
Co to Nebaba tak myśli głęboko,
Między gałęźmi oparty bez ruchu?
Czem tak zasunął134 rozigrane oko?
Czy dąb, gaduła, szepce w jego uchu
Smutne powieści o klęskach tej ziemi,
Gdy pod jej niebem sęp mordu ponury
Toczył cień trwogi skrzydłami krwawemi,
A z nim Tatarów napływały chmury?
O, nieraz może na tym jego szczycie
Rozwiewały się przestrogi znamiona135;
Niejedno może ta z liści zasłona
Przed srogą śmiercią uchowała życie.
Nie; w zadumaniu cichem i głębokiem
Puścił się Kozak swoich dni potokiem.
Po jego myślach młody wiek przegania
W kwitnących barwach świetnego zarania.
Co za świat w ciszy rodzinnego sioła!
Gdy dusza grała ogniami jutrzenki,
A wabna przyszłość, jak wróżka wesoła,
W kolej nadziei uchylała wdzięki.
Jak wszystko pełne, jak tam wszędzie miło!
Jak dzień skąpany w jeziorze rodzinnym,
Cicho, ponętnie w marzeniach świeciło —
Przeszłość i przyszłość, szczęście i niedole:
Życie – koń wrzący; świat – kwieciste pole!
Wzburzenia duszy, cierpkie serca bole,
Wszystko się topi w uśmiechu dziecinnym:
Łzę utrapienia łza rozkoszy strąca;
I struna w tony rozliczne bijąca
Leniwiej smutne wesołymi zmienia,
Jak jego umysł, swoje poruszenia.
Albo ten wieczór, ten ogień Kupały!136
Po zwierciadlanej Biełozyria wodzie
Mkną się rybackie z kagankami łodzie;
Niebo ciemniało, szyki gwiazd gęstniały,
Błękitna fala sypała kryształy,
Szum sosen mruczał piosenkę żeglugi,
Muzyczną miarą uderzały wiosła:
Cyt! Płomieniami rozgorzał brzeg drugi
I wrzawa dziewic zewsząd się podniosła.
We mgnieniu oka ucichli żeglarze,
Złożyli wiosła: czółna w okrąg płyną;
Już w oczeretach137 syknęły gadziną.
A brzegi kipią w piosenkach i gwarze,
A tanecznice migającym cieniem
Snują się ciągle przed wielkim płomieniem.
Wtem zaczajona młódź nagle wypada.
Nebaba huknął: „Zdrada, siostry, zdrada!”
Już po bałwanie138! Z wianków oberwany,
Złamany leży. Skończyły się tany,
Ucięto śpiewy, a mściwe dziewczęta
Całusem karzą śmiałego natręta.
A też pustoty!… Gdy wszyscy usnęli,
Widmo kobiety wysnuło się w bieli…
Dziką piosenką serce zaśpiewało.
Blask obłąkania strzelił ze źrenicy:
Kozak na chwilę zniżył skroń ściemniałą,
Jakby chciał przetrwać, aż ucichną pieśni,
Aż mu natrętne widziadło się prześni.
Czyż taka pamięć pieszczot miłośnicy?
Darmo! Nie ścieraj z czoła mgłę natrętną,
Nie stawiaj myśli na spojrzenia warcie;
Raz jeden zbrodni wyciśnione piętno,
Jak blask fosforu, czyści się przez tarcie.
Choć w całun duszy twe się oko wprządło,
Zawsze nieczystych miga się w nim żądło.
11
Inny Nebaba, bo z inną już duszą,
Pomiędzy borów majaczeje głuszą:
Grom namiętności mgłę spojrzeń rozświéca,
Szyderski uśmiech kazi hoże lica;
Wszystko kipiące, od serca począwszy
Aż do rumaka, co go, gdzie chce, niesie;
Jak w duszy jego, posępno w tym lesie;
Jak żądze jego, kraj tu coraz nowszy.
Z piąter na piątra139, z gór na góry drze się;
Za każdym krokiem rosną w nim tęsknice,
Im lasy głuchsze, wyższe okolice.
Aż oto nowa zajaśniała chwila
I cienie troski ciągle mu umila,
Jak noc wieczności zorza zmartwychwstania.
Cóż to za dziwna strona się odsłania?140
Tu, pod nogami, na równi pozioméj,
Moszen141 spojrzeniem policzone domy,
Irdyń drzymiący w spleśniałej głębinie,
Wiecznie z wiatrami sporne oczerety;
Jak rozsypane zielone bukiety
Drzewa i sady, i gaje w dolinie.
Tam błyskający jasnymi zwierciadły142,
Tu w gardła jaru jak w otchłań zapadły,
Dniepr tutaj całkiem skrył się w bór ponury,
A tu się znowu wylał z bioder góry.
Dalej – piaszczyste, pozłocone morze;
Dalej bór spływa po spiczastym szczycie,
Podobny strzępnej narodowca143 kicie.
A jeszcze dalej i dalej, i bliżéj
Góra po górze, bór idzie po borze;
Tysiącem węzłów, tysiącami krzyży
Plączą się, mącą, rozchodzą, zbiegają
Niepoliczoną, nieobjętą zgrają
Wioski i grody, pustynie i laski,
Jary i góry, i łąki, i piaski.
A coraz dalej stepy piasku bledsze,
A coraz dalej lasy błękitnawsze,
A coraz dalej dymniejsze powietrze
I nieba niższe – a mgły, a mgły zawsze.
Ileż uniesień, swobody rozwinie
Jeden tu widok w jednej tu godzinie!
Gdzie ten wiatr wieje, gdzie ten obłok dąży,
Co tam za strony! gdzie w tumany sinie,
Wiecznie drzemiące, fala Dniepru płynie?
Orzeł niech powie, co pod niebem krąży;
On wyżej buja i jego źrenice
Wyraźniej widzą tamtą okolicę;
O Zaporożu144 niechaj on opowié.
Jak tam rozlegle panują koszowi145;
Jakie tam wiecznie hulanki i wola146;
To samo słońce jak tam rozpromienia
Porozsiewane gwarne ich kurzenia147.
A tabun pędzi ze rżeniem na pola,
A Zaporożec148 na swobodnym koniu,
Jak jego myśli, ugania po błoniu:
Jak wicher stepu jego pieśń tak dzika.
A tam, po Dnieprze, łódka się przemyka,
Lekka i chybka, i szybka jak fala
Leci za nurtem po szklannej149 równinie:
Wpadła na poroh150; ze skał się przewala;
Zapadła w głębię… przepadła… aż z dala
Pęka wód kryształ, łódź jak łabędź płynie.
„Przeszło, co było! I co będzie, minie! —
Ockniony z myśli ataman zawoła —
A co być musi, niechaj się już staje!
Kozacy tęsknią i ogień goreje!”
Spuścił się z dębu na skrzydłach sokoła,
Na szumie wichru przemknął się przez knieje;
Już pod bajrakiem151 i już hasło daje.
12
Poznała hasło kozacza drużyna
W gęstwie bajraku dotychczas drzymiąca.
Lekkie gwizdnienie biegać w krąg poczyna
I ciszę zmroku powoli zamąca
Ale nie głośniej jak szum między drzewy,
Gdy wstaje chmura nawalnej ulewy.
Prędko spokojnie wszystko się odbywa;
Bo i pochodu młodzież niecierpliwa,
I atamana rozkaz wykonywa152.
Nie śmie złowiony koń zadzwonić w pęta;
Nie śmie stal brząknąć do boku przypięta;
Natrętna innym, gałązka przydrożna
Kozaczej czapki nie dotknie, ostrożna.
A z jaką ciszą do zbroi się brali,
Z taką, już zbrojni, z lasu wyjechali.
Czekał ataman kołpakiem omglony;
Pod atamancm kopał ziemię wrony.
Dał znak, mołodcy obwiedli go kołem;
Podniósł kołpaka, powiódł śmiałym czołem:
„Panowie bracia, czas nam ruszyć daléj!
Droga daleka, gwiazda się już pali,
A zamek czeka z łóżkiem i wieczerzą!
Więc z Bogiem naprzód! Niech koń w pęcie dłużéj,
A noże we rdzy niech dłużej nie leżą.
Szlak wiemy dobrze, choć się niebo chmurzy.
Aby dłoń sprawna i pika niekrucha,
To za godzinę do Dniepru popłynie
W diable ochrzczona niewiernych psów jucha!
Naprzód, Kozacy! Spoczniem po godzinie!”.
A nie chcąc dłużej rozwlekać się słowy,
Pokazał ręką na ogień zamkowy;
Świstnął i w przód się wysunął aż miło,
A wojsku chęci we dwoje przybyło.
118.jezdcem – dziś popr. forma N. lp: jeźdźcem. [przypis edytorski]
119.sklep (tu daw.) – sklepienie; tu: korona drzewa. [przypis edytorski]
120.Niż wieża Ławry złotem błyskająca – Ławry Peczerskiej, klasztoru przy pieczarach, czyli grobach wielu świętych i błogosławionych w Kijowie. [przypis autorski]
121.zajrzeć (tu daw.) – zazdrościć. [przypis edytorski]
122.ciemny – tu: ociemniały, ślepiec. [przypis edytorski]
123.ślepy na obie – całkowicie ślepy, z obojgiem oczu niewidzących. [przypis edytorski]
124.ratyszcze – spisa, włócznia. [przypis autorski]
125.wreście – dziś popr.: wreszcie. [przypis edytorski]
126.latawiec – demon; wg wierzeń ludowych spadająca gwiazda to diabeł zstępujący na ziemię, aby uwodzić grzeszne kobiety. [przypis edytorski]
127.niezabawem (daw.) – niebawem, wkrótce. [przypis edytorski]
128.bezpięty – diabeł; według wierzeń ludowych diabeł miał kopyta zamiast ludzkich stóp, a zatem nie miał pięty. [przypis edytorski]
129.strony (daw. reg.) – struny. [przypis edytorski]
130.ócz – dziś popr. forma D. lm: oczu. [przypis edytorski]
131.razem – tu: nagle. [przypis edytorski]
132.piątro – dziś popr.: piętro. [przypis edytorski]
133.kwef – zasłona, woal. [przypis edytorski]
134.Czem tak zasunął rozigrane oko – dlaczego zasłonił, zamknął czujne, rozbiegane oczy. [przypis edytorski]
135.O, nieraz może na tym jego szczycie rozwiewały się przestrogi znamiona – jest to szczegół dochowany tradycją. Podczas ciągłych nabiegów tatarskich, kiedy lud okolicy wiedział, że horda w pobliżu koczuje, dla bezpieczeństwa zostawiał jednego ze swoich na jakiej wyniosłej i panującej mogile lub na wierzchu wysokiego dębu, aby upatrywał Tatarów i dawał znać o zajrzanych wywieszeniem białej chorągwi lub chustki. Lud pracujący po polach, skoro zajrzał bielące znamię popłochu, uciekał w znajome sobie kryjówki. Ukraiński telegraf! To mi napomina drugi szczegół. Słyszałem od mieszkańców pamiętnego w naszych dziejach miasta Czehryna tak tłumaczony początek zwyczaju, powszechnego w Ukrainie, a zwłaszcza w tej okolicy, zbierania się ludu, szczególniej chłopców i dziewcząt, na środek sioła, który oni nazywają ułycia, ulica, dla śpiewania różnych pieśni, co się nieraz daleko w noc przeciąga. W czasie koczowania hordy w tych stronach lud, wiedząc, jakie klęski ponosi, kiedy na śpiących natrafią Tatarzy, żeby zawsze miał przytomność i gotowość chronić się w razie niebezpieczeństwa, na noc zbierał się razem i dla odpędzenia snu śpiewał narodowe dumy i pieśni. Zwyczaj został, chociaż niebezpieczeństwo, co mu dało początek, minęło. Dalsze wiersze oddają sprawiedliwą zapłatę zasługom cienistych dębów Ukrainy, które w ciągłych zaburzeniach i wojnach zapewne niejednemu chroniącemu się śmierci były pewniejszą opieką niż ściany własnego jego domu. [przypis autorski]
136.Albo ten wieczór, ten ogień Kupały – zwyczaj palenia ogniów w wilią św. Jana (polskie Sobótki) zasięga dalekiej starożytności; on się i w Ukrainie przechował. Nazywają go tu Kupało. Pospolicie, kiedy dziewczęta wiejskie zaczną swój obrzęd, do którego i kąpanie się należy, młodzież płci drugiej wybiera te chwile, żeby na nie niespodzianie napaść; wtedy cicha nocna scena zamienia się w najdumniejszą; krzyki, śpiewy rozlegają się w powietrzu. W 1826 roku autor widział podobną scenę na rzece Taśminie: tu ona się odbywa przy jednej z najpiękniejszych wód w Ukrainie. Jezioro i wieś Białozor leży blisko Smiły, w rozległych sosnowych lasach: znacznego ogromu szyba, jasna, błękitna, zwierciadlana, błyszczy śród rozstępu siniejących lasów; wieś prawdziwie ukraińska, ogromna, dobrze zabudowana, ludna, mająca zapewne do 2000 samych dusz męskich, rozciąga się prawie wkoło jeziora. Obraz świateł rybackich na jeziorze, wspomniany w tekście, powtarza się tu każdego wieczora i tworzy prześliczną wodną iluminację. [przypis autorski]
137.oczeret – trzcina. [przypis autorski]
138.bałwan – tu: bożek, drewniany posąg bóstwa. [przypis edytorski]
139.piątro – dziś popr.: piętro. [przypis edytorski]
140.Cóż to za dziwna strona się odsłania – widok ten jest prawdziwie rysowany z natury; zaraz za miasteczkiem Moszny ciągną się na szerokość może trzech wiorst bagna i trzęsawiska nazywane Irdyń. Najpewniej jest to stare łoże Dniepru. Prawy brzeg tych bagien otoczony jest wysokim pasmem gór, wznoszących się piątrami, rozciągnionych szeroko i okrytych gęstym lasem. W tym miejscu, to jest na pośrednim paśmie, hrabia Woronców, właściciel miejsca, założył pałac i zwierzyniec na 8 wiorst rozciągniony po górach. Pałac otoczony jest zabudowaniami wiejskiego gospodarstwa; wszystkie proste, lecz najgustowniej urządzone, i każdy dziedziniec ze swymi zabudowaniami składa najpiękniejszą fermę angielską. Dziedzińce ubrane w drzewa i krzewy, mury domów w porozpinane gałęzie akacji białej i płaczącej; schody, ganki, balustrady itd. w kwiaty i różnokolorowe pachnące powoje. Lecz samo położenie piękniejszym jest nad wszystko. Z jednego punktu, trochę wyżej za pałacem, jest szczególny widok, prawdziwie nieogarniony. Jest to cypl jednej góry (nie najwyższej jeszcze): pod nogami masz widok pałacu i kwiecistych dziedzińców, schody gór okrytych lasem; dalej, pierwszym planem obrazu są bagna Irdynia zarosłe oczeretem i gdzieniegdzie olchą, za nimi widok miasteczka Moszen; dalej jeszcze rozciąga się Dniepr, jakby siną wstążką: a tam, z drugiej strony, niskie, piaszczyste brzegi, wsie, miasteczka i monastery już połtawskiej guberni. Oko ma zewsząd otwarty widok na promień siedmiu lub ośmiu mil wokoło. [przypis autorski]
141.Moszny – wieś w środkowej części dzisiejszej Ukrainy, na prawym brzegu Dniepru, ok. 50 km na płd. wschód od Kaniowa. [przypis edytorski]
142.zwierciadły – dziś popr. forma N. lm: zwierciadłami. [przypis edytorski]
143.narodowiec – tu: rodak, tutejszy. [przypis edytorski]
144.Zaporoże (ukr. Запоріжжя) – kraina w płd.-wsch. części Ukrainy, poniżej porohów Dniepru, zamieszkana przez społeczność Kozaków zaporoskich; Dzikie Pola. Dziś: miasto przemysłowe nad Dnieprem, stolica obwodu zaporoskiego. [przypis edytorski]
145.koszowy – ataman koszowy, dowódca kosza, tj. oddziału kozackiego. [przypis edytorski]
146.wola – tu: swoboda; samowola. [przypis edytorski]
147.kurzeń a. kureń – tak nazywają poziome chaty kozackie i strażnicze szałasy, z których dym, nie mając oddzielnego dla siebie otworu, wychodzi całą powierzchnią słomą krytego dachu. [przypis autorski]
148.Zaporożec – Kozak z Zaporoża. [przypis edytorski]
149.szklanny (reg.) – dziś popr.: szklany. [przypis edytorski]
150.poroh (ukr. поріг, lm пороги: próg) – naturalna zapora skalna na rzece, uniemożliwiająca swobodną żeglugę. Porohy Dniepru dawały obeznanym z nimi Kozakom przewagę nad ich wrogami i ochronę. Od nich pochodzi nazwa kozackiej ostoi, Zaporoża. W latach 30. XX w. w miejscu porohów na Dnieprze utworzono sztuczny zbiornik wodny, zasilający Dnieprowską Elektrownię Wodną. [przypis edytorski]
151.bajrak – las na terenie pociętym wąwozami. [przypis edytorski]
152.wykonywa – dziś popr. forma: wykonuje. [przypis edytorski]
Türler ve etiketler
Yaş sınırı:
0+Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020Hacim:
90 s. 1 illüstrasyonTelif hakkı:
Public Domain