Kitabı oku: «Odkrycie», sayfa 3
Zapytałem go rozbawiony:
– Cóż ci winni takiego? Co do mnie, są mi oni zupełnie obojętni.
– Tobie zapewne że tak, ale nie mnie, który ożeniłem się z Angielką.
Stanąłem i mało brakowało a byłbym mu się w nos roześmiał.
– Cóż tam do dyabła! Opowiedz no mi o tem. Jesteś przez nią nieszczęśliwym?
Wzruszył ramionami:
– Ściśle biorąc, nie.
– Jest zatem… zatem… ci niewierną?
– Na nieszczęście nie. Byłby to powód do rozwodu i pozbyłbym się jej na zawsze.
– Teraz nie rozumiem cię wcale.
– Nie rozumiesz? Wcale mnie to nie dziwi. Otwarcie mówiąc, nauczyła się po francuzku. O nic innego nie chodzi. Zresztą posłuchaj:
Nie miałem wogóle zamiaru nigdy się żenić, gdy przed dwoma laty udałem się nad morze do Etetat. Nic niebezpieczniejszego niema na świecie nad miejsca kąpielowe. Nikt nigdy nie zdaje sobie z tego sprawy jak one na korzyść wychodzą wszystkim panom. Wycieczki na osłach, ranne kąpiele, śniadania na trawie, wszystko są łapki na mężów. I istotnie niema nic milszego jak takie dziecko ośmnastoletnie biegnie przez pole, albo wzdłuż ścieżki zbiera kwiatki.
W tym samym hotelu, w którym ja stałem, poznałem jedną familię z Anglii. Ojciec podobny był do mężczyzn, których tu widzisz, a matka do wszystkich Angielek.
Było tam dwóch kościstych synów, którzy od rana do wieczora zajmowali się grą w piłkę, wywijali rakietami, lub maczugami, oraz dwie córki, starsza sucha, prawdziwe angielskie pudełko na konserwy, młodsza zaś, powiadam ci, cudowna! Blondynka, raczej złotowłosa, główkę miała jak bogini. Kiedy te szelmeczki starają się być piękne, są wprost nadzwyczajne. Ta moja miała oczy habrowe, te oczy, które zdają się mieścić w sobie całą poezyę, marzenie, nadzieję, szczęście nadziemskie! Jakiż to szeroki horyzont dla nieskończonych marzeń otwierają podobne oczy kobiece.