Kitabı oku: «O miłości», sayfa 18
„One of Burns's remarks, when he first came to Edinburgh, was that between the men of rustic life and the polite world he observed little difference, that in the former, though unpolished by fashion and unenlightened by science, he had found much observation and much intelligence; but a refined and accomplished woman was a being almost new to him, and of which he had formed but a very inadequate idea345”.
Londyn, 1 listopada 1821, t. V, s. 69.
145
Miłość jest jedyną namiętnością, która się płaci monetą z własnej mennicy.
146
Komplementy, jakimi się karmi trzyletnie dziewczynki, są idealnym sposobem wszczepienia im najzgubniejszej próżności. Być ładną – oto główna cnota, największa zaleta w świecie. Mieć ładną suknię znaczy być ładną.
Te głupie komplementy mają obieg jedynie wśród mieszczaństwa; dla ludzi jeżdżących karetą są one na szczęście w złym tonie jako zbyt łatwe.
147
Loreto, 11 września 1811.
Widziałem niedawno bardzo ładny batalion z tutejszych mieszkańców; jest to resztka czterech tysięcy ludzi, którzy poszli na Wiedeń w r. 1809. Przeszedłem szeregi z pułkownikiem i kazałem kilku żołnierzom opowiedzieć mi swoje dzieje. Oto zaiste cnota średniowiecznych republik, mniej lub więcej zbękarcona przez Hiszpanów346, księży i przez dwa wieki nikczemnych i okrutnych rządów, jakie kolejno plugawiły ten kraj347.
Świetny honor rycerski, wzniosły i niedorzeczny, to egzotyczna roślina przywieziona dopiero od niewielu lat. Nie ma go ani śladu w r. 1740. Obacz de Brosses'a. Oficerowie spod Montenotte i Rivoli mieli zbyt wiele sposobności pokazania sąsiadom prawdziwego męstwa, aby naśladować honor mało znany pod strzechami, które żołnierz z r. 1796 niedawno opuścił – ten honor wydałby się im bardzo pocieszny.
Nie było w r. 1796 ani Legii Honorowej, ani kultu jednego człowieka; ale było wiele prostoty i cnót godnych Desaixa. Honor przeszczepili do Włoch ludzie zbyt rozsądni i zbyt cnotliwi, aby mogli być bardzo świetni. Czuć, że daleko jest od żołnierzy z r. 96, wygrywających dwadzieścia bitew w ciągu roku, bez butów i ubrania, do świetnych pułków spod Fontenoy348, powiadających z grzecznym ukłonem Anglikom: „Panowie, bądźcie łaskawi strzelać pierwsi”.
148
Przypuszczam, że o wartości jakiegoś sposobu życia trzeba sądzić wedle jego przedstawiciela: na przykład Ryszard Lwie Serce okazał na tronie niezrównany heroizm i dzielność rycerską, a jako król był zerem.
149
Opinia publiczna w r. 1822. Jeżeli trzydziestoletni mężczyzna uwiedzie dziewczynę piętnastoletnią, hańba spada na dziewczynę.
150
W dziesięć lat później znów spotkałem hrabinę Oktawię; rozpłakała się na mój widok; przypomniałem jej Ogińskiego. „Nie mogę już kochać” – rzekła; ja odparłem jej z poetą: „How changed, how saddened, yet how elevated was her character349!
151
Jak obyczaje angielskie urodziły się między r. 1688 a 1730, tak francuskie urodzą się między 1815 a 1880. Nie będzie nic piękniejszego, sprawiedliwszego, szczęśliwszego niż stan moralny Francji około r. 1900. Obecnie jest niczym. To, co jest hańbą przy ulicy Belle-Chasse, jest bohaterskim czynem przy ulicy Mont-Blanc; wśród tych wszystkich bredni ludzie naprawdę godni wzgardy chronią się przed nią z ulicy w ulicę. Mieliśmy jeden ratunek – wolność prasy, która każdemu w końcu mówi prawdę w oczy, kiedy zaś prawda ta staje się sądem publicznym, zostaje. Wydzierają nam to lekarstwo, to opóźni nieco narodziny moralności.
152
Ksiądz Rousseau był to biedny młodzieniec (1784), zmuszony uganiać od rana do wieczora po mieście, dając lekcje historii i geografii. Zakochał się w jednej z uczennic, jak Abelard w Heloizie, jak Saint-Preux w Julii; z mniejszym szczęściem zapewne, ale prawdopodobnie dość blisko szczęścia; z namiętnością nie mniejszą niż Saint-Preux, ale z duszą uczciwszą, delikatniejszą, a zwłaszcza hartowniejszą, uczynił z siebie ofiarę swej miłości. Oto co napisał, nim sobie strzelił w łeb, zjadłszy obiad w Palais-Royal bez śladu wzruszenia lub szaleństwa. List ten, dość interesujący, aby go warto było przechować, skopiowano z protokołu sporządzonego przez komisarza i urzędników policji.
„Niepojęta sprzeczność istniejąca między szlachectwem mych uczuć a nikczemnością urodzenia, miłość równie gwałtowna jak niezwalczona do uroczej panienki350, obawa, aby się nie stać przyczyną jej niesławy, konieczność wyboru między zbrodnią a śmiercią, wszystko to skłoniło mnie do rozstania się z życiem. Byłem stworzony do cnoty, miałem się stać zbrodniarzem, wolałem umrzeć” (Grimm, cz. III, t. II, s. 495).
Oto wzniosłe samobójstwo, które byłoby wręcz niedorzeczne na tle obyczajów r. 1880.
153
Daremny wysiłek, nigdy Francuzi w zakresie sztuk pięknych nie przekroczą tego, co ładne.
Komizm, który wymaga werwy u publiczności, a brio351 u aktora, rozkoszne żarty Palomby, grywane w Neapolu przez Casaccia, niemożliwe byłyby w Paryżu; ładne, i nic ponad ładne, okrzyczane co prawda niekiedy za wzniosłe.
Widzi czytelnik, że nie spekuluję na ogół na próżności narodowej.
154
Bardzo lubimy piękny obraz, rzekli Francuzi; i mówią prawdę; ale wymagamy – zasadniczy warunek piękności – aby malarz malując go stał cały czas na jednej nodze. Wiersze w utworach dramatycznych.
155
O wiele mniej jest zawiści w Ameryce niż we Francji i o wiele mniej dowcipu.
156
Tyrania na wzór Filipa II tak dalece spodliła dusze od r. 1530, od którego to czasu ciąży nad obszarem świata, że biedni pisarze włoscy nie mieli jeszcze odwagi stworzenia powieści swego kraju. A przecież, przy zasadzie naturalności, nic prostszego: trzeba mieć odwagę kopiować szczerze to, co bije w oczy. Patrz kardynała Consalvi rozbierającego poważnie przez trzy godziny, w r. 1822, libretto opery komicznej i powiadającego z niepokojem do maestra: „ale pan coś za często powtarza to słowo cozzar, cozzar352”?
157
Heloiza mówi o miłości; jakiś furfant też mówi o miłości; czy czujecie, że te rzeczy ledwie nazwę mają wspólną? To tak jak gust do występów i miłość muzyki. Rozkosze próżności, jakie zapewnia ci twoja harfa w świetnym towarzystwie, lub upodobanie w marzeniu tkliwym, samotnym, nieśmiałym.
158
Kiedy się świeżo widziało ukochaną kobietę, widok wszelkiej innej rani oczy, sprawia fizyczny ból; rozumiem czemu.
159
Odpowiedź na zarzut.
Zupełna swoboda i zażyłość mogą istnieć jedynie w prawdziwej namiętności; w każdym innym gatunku miłości czuje się możliwość szczęśliwego rywala.
160
U człowieka, który, chcąc się wyzwolić z życia, zażył truciznę, istota moralna umarła; zdumiony tym, co uczynił i czego ma doświadczyć, nie zwraca już uwagi na nic; parę nielicznych wyjątków.
161
Stary kapitan okrętu, wuj autora, któremu przypisuję niniejszy rękopis, uważa za szczyt śmieszności zaprzątanie się przez sześćset stronic rzeczą tak błahą jak miłość; ale ta rzecz tak błaha jest wszakże jedyną bronią, jaką można ugodzić silną duszę. Cóż przeszkodziło w r. 1814 panu de Maubreuil zgładzić Napoleona w lesie pod Fontainebleau? Wzgardliwe spojrzenie ładnej kobiety353. Cóż za różnica w losach świata, gdyby Napoleon zginął wraz z synem w r. 1814!
162
Przepisuję ten ustęp z francuskiego listu otrzymanego ze Znojma, z nadmienieniem, że nie znam człowieka zdolnego pojąć niepospolitą kobietę, która do mnie pisze:
„Przypadek wiele znaczy w miłości. Kiedy przez rok nie czytałam nic po angielsku, byle powieść wydaje mi się urocza. Po miłości duszy prozaicznej, to znaczy ospałej i wystraszonej wszystkim, co subtelne, a odczuwającej żywo jedynie „to, co pospolite: pieniądze, ambicję posiadania pięknych koni, pragnienia fizyczne etc., łatwo może się wydać obrazą postępowanie człowieka o duszy porywczej, gorącej, z nieokiełzaną wyobraźnią, żyjącego tylko miłością, zapominającego o reszcie, działającego bez ustanku, i to gwałtownie, gdy pierwszy dawał się jedynie prowadzić i nie działał nigdy sam z siebie. Wstrząśnienie, o jakie przyprawia, może urazić to, cośmy nazywali zeszłego roku w Cytawie dumą niewieścią: to po francusku, nieprawdaż? Wobec takiej miłości doznaje się wstrząśnienia, uczucia, którego nie znało się przy pierwszym kochanku (że zaś ten pierwszy zginął nagle na wojnie, pozostał wzorem doskonałości), uczucia, które dusza harda i nieostrzelana w miłostkach może łatwo pomieniać z obrazą”.
163
Godfryd Rudel z Blaye był to bardzo możny pan, książę na Blaye; rozkochał się w księżniczce trypolitańskiej, na niewidziane, dla jej wielkich cnót i dworności, o których słyszał od pielgrzymów ciągnących z Antiochii. Ułożył dla niej mnogo wdzięcznych pieśni o pięknych melodiach, a nikłych słowach; wiedziony żądzą ujrzenia jej, przystał do krzyżowców i puścił się za morze. I zdarzyło się, że na okręcie chwyciła go wielka choroba, tak że ci, co byli z nim, myśleli, że umarł; ale dokazali tyle, że go dowieźli do Trypolisu do jakiejś gospody, jak człowieka umarłego. Dano o tym znać księżniczce i przyszła do łoża, i wzięła go w ramiona. On poznał, że to księżniczka; odzyskał wzrok i słuch i pochwalił Boga, i podziękował, że mu wrócił życie, aby mógł ujrzeć. I tak umarł w ramionach księżniczki, i dała go zaszczytnie pochować u braci templariuszów w Trypolisie. A potem, tego samego dnia, wstąpiła do klasztoru z przyczyny bólu, jaki jej sprawiła jego śmierć354.
164
Oto osobliwy dowód szaleństwa zwanego krystalizacją, zawarty w Pamiętnikach mistress Hutchinson:
„…He told to Mr. Hutchinson a very true story of a gentleman who not long before had come for some time to lodge in Richmond, and found all the people he came in company with, bewailing the death of a gentlewoman that had lived there. Hearing her so much deplored he made inquiry after her, and grew so in love with the description, that no other discourse could at first please him, nor could he at last endure any other; he grew desperately melancholy, and would go to a mount where the print of her foot was cut, and lie there pining and kissing of it all the day long, till at length death in some months' space concluded his languishment. This story was very true355”.
(T. I, s. 83).
165
Lisio Visconti nie był wielkim łykaczem książek. Poza tym, co mógł widzieć, wędrując po świecie, zarys ten opiera się na pamiętnikach piętnastu lub dwudziestu sławnych osobistości. Gdyby przypadkiem któryś z czytelników uważał, że te błahostki warte są chwili uwagi, oto książki; z których Lisio czerpał swoje refleksje i wnioski:
Życie Benvenuta Cellini spisane przez niego samego.
Nowele Cervantesa i Scarrona.
Manon Lescaut i Dziekan z Killerine przez ks. Prévost.
Listy łacińskie Heloizy do Abelarda.
Tom Jones.
Listy zakonnicy portugalskiej.
Parę romansów Augusta La Fontaine.
Dzieje Toskanii Pignottiego.
Werter.
Brantôme.
Pamiętnik Carla Gozzi (Wenecja 1760); wyłącznie 80 stronic dziejów jego miłostek.
Pamiętniki Lauzuna, Saint-Simona, pani d'Épinay, pani de Staal, Marmontela, Bezenvala, pani Roland, Duclosa, Horacego Walpole, Evelyna, pani Hutchinson.
Listy panny de Lespinasse.
166
Jedna z największych osobistości naszych czasów, jeden z najwybitniejszych ludzi w Kościele i w państwie opowiadał nam dziś wieczór (styczeń 1822) u pani de M. prawdziwe niebezpieczeństwa, na jakie był wystawiony w czasie Terroru356.
– Miałem to nieszczęście, że byłem jednym z najwybitniejszych członków Konstytuanty; siedziałem w Paryżu, kryjąc się po trosze, dopóki była nadzieja ratunku dobrej sprawy. Wreszcie, kiedy niebezpieczeństwo rosło, a cudzoziemcy nie podejmowali na naszą rzecz żadnych kroków, postanowiłem wyjechać; ale trzeba było jechać bez paszportu. Ponieważ wszyscy udawali się do Koblencji, zamierzyłem wyjechać przez Calais. Ale portret mój był przed kilkunastu miesiącami tak rozpowszechniony, że poznano mnie na ostatniej poczcie; mimo to przepuszczono mnie. Przybyłem do gospody w Calais, gdzie jak można sobie wyobrazić, nie spałem wcale; i bardzo szczęśliwie, gdyż około czwartej rano usłyszałem, że ktoś wyraźnie wymawia moje nazwisko. Zrywam się i ubieram, równocześnie zaś mimo ciemności poznaję gwardzistów narodowych uzbrojonych w fuzje: otworzono im bramę i właśnie wchodzili w dziedziniec. Szczęściem lało jak z cebra; był to zimowy ranek, bardzo ciemny i wietrzny. Ciemność i szmer wiatru pozwoliły mi uciec przez tylne podwórze i stajnię. I oto znalazłem się na ulicy o siódmej rano, zupełnie bezradny.
Sądziłem, że będą mnie ścigać. Nie bardzo wiedząc, co czynię, udałem się do portu, na pomost. Wyznaję, że straciłem nieco głowę, widziałem przed sobą jedynie gilotynę.
Właśnie jakiś statek wypływał z portu przy bardzo wzburzonym morzu; był już o jakich dwadzieścia sążni od pomostu. Naraz słyszę od strony morza krzyki, jak gdyby mnie ktoś wołał. Widzę nadpływającą łódkę. „Dalej, siadać, czekają na pana!” Siadam machinalnie do łódki. Był tam człowiek, który mi szepnął: „Widziałem, jak pan chodzi po pomoście z przerażoną miną, pomyślałem, że to może jakiś nieszczęśliwy wywołaniec357. Powiedziałem, że pan jest moim przyjacielem, któregom oczekiwał; udaj morską chorobę i skryj się na dole w ciemnym kącie”.
– Och, cóż za piękny czyn! – wykrzyknęła pani domu, zaledwie oddychając, wzruszona do łez długą i wymowną opowieścią księdza. – Ileż dzięków musiała Wasza Eminencja złożyć szlachetnemu nieznajomemu! Jakże on się nazywał?
– Nie wiem – odparł ksiądz nieco zakłopotany.
Nastała w salonie chwila głębokiego milczenia.
167. Ojciec i syn. Dialog z r. 1787
Ojciec (minister***): Winszuję ci, mój synu; bardzo to miło dla ciebie być zaproszonym do księcia***. Dla człowieka w twoim wieku to wielkie wyróżnienie. Pamiętaj stawić się w pałacu*** o szóstej. Syn: Mam nadzieję, że i ty, ojcze, będziesz na tym obiedzie.
Ojciec: Książę*** zawsze bardzo łaskaw dla naszej rodziny; podejmując cię pierwszy raz, i mnie raczył zaprosić.
Syn, młody człowiek dobrze urodzony i starannie wychowany, nie omieszkał stawić się w pałacu*** o szóstej. Podano do stołu o siódmej. Syn znalazł się naprzeciw ojca. Każdy gość miał koło siebie nagą kobietę. Usługiwało dwudziestu lokajów w paradnych liberiach358.
168
Londyn, w sierpniu 1817.
W życiu nie uderzył mnie tak i nie onieśmielił widok piękności jak dziś wieczór na koncercie u pani Pasta.
Kiedy śpiewała, otaczały ją trzy rzędy kobiet tak pięknych, o piękności tak czystej i niebiańskiej, że czułem, jak spuszczam oczy ze czci, miast podnieść je, aby się rozkoszować i podziwiać. To mi się nie zdarzyło w żadnym kraju, nawet w moich drogich Włoszech.
169
Jedna rzecz jest bezwarunkowo niemożliwa w sztuce we Francji, mianowicie zapał. Człowiek porwany czymś byłby nadto śmieszny; wydawałby się zbyt szczęśliwy. Popatrzcie na wenecjanina, gdy wygłasza satyry Burattiego.
170
Były w Walencji, w Hiszpanii, dwie przyjaciółki, bardzo uczciwe i należące do najlepszych rodzin. Do jednej z nich zalecał się oficer francuski, który pokochał ją namiętnie, do tego stopnia, że minął go krzyż po bitwie, dlatego że wolał zostać przy niej niż udać się do generalnej kwatery i być na oczach głównodowodzącego.
Wreszcie zdobył jej serce. Po siedmiu miesiącach oziębłości, równie beznadziejnej ostatniego jak pierwszego dnia, rzekła mu pewnego wieczora: „Dobry Józefie, jestem twoja”. Zostawała jedna przeszkoda: mąż, człowiek bardzo inteligentny, ale najzazdrośniejszy z ludzi. Ja, w charakterze przyjaciela, musiałem z nim przeczytać całą historię Polski Rulhière'a359, z której niewiele zrozumiał. Trzy miesiące upłynęło, a nie można go było podejść. Wymyślili telegraf na dni świąteczne, aby oznaczyć kościół, w którym ona będzie na mszy.
Pewnego dnia ujrzałem, że mój przyjaciel posępniejszy jest niż zazwyczaj; oto co miało się zdarzyć. Serdeczna przyjaciółka donii Inezil ciężko zachorowała. Poprosiła męża o pozwolenie spędzenia nocy przy chorej, na co mąż zgodził się łatwo, pod warunkiem, że sam oznaczy dzień. Pewnego wieczora zaprowadził donię Inezil do przyjaciółki i rzekł żartem, jakby od niechcenia, że on sam prześpi się na kanapce obok sypialni, od której drzwi zostawiono otwarte. Od jedenastu dni co wieczór oficer francuski spędzał dwie godziny ukryty pod łóżkiem chorej. Nie śmiem opowiedzieć reszty.
Nie sądzę, aby próżność dopuściła do takiego stopnia przyjaźni u Francuzki.
Przyczynek
O trybunałach miłosnych360
Istniały we Francji trybunały miłosne między rokiem 1150 a 1200. To fakt. Prawdopodobnie istnienie tych trybunałów miłosnych sięga epoki o wiele wcześniejszej.
Damy zebrane na sądy miłosne wydawały wyroki bądź w kwestiach zasadniczych, na przykład: „Czy może istnieć miłość między małżeństwem?”, bądź co do poszczególnych wypadków, które im przedkładali kochankowie361.
O ile sobie mogę wyobrazić moralny wpływ tej jurysprudencji, musiała ona być czymś podobnym do trybunału marszałków Francji ustanowionego dla spraw honorowych przez Ludwika XIV, gdyby wszelako opinia była poparła tę instytucję.
Andrzej, kapelan króla Francji, który pisał około r. 1170, wzmiankuje trybunały miłosne:
dam gaskońskich,
Ermengardy, wicehrabiny narbońskiej (1144–1194),
królowej Eleonory,
hrabiny Flandrii,
hrabiny Szampanii (1174).
Andrzej przytacza dziewięć wyroków wydanych przez hrabinę Szampanii.
Wzmiankuje dwa wyroki wydane przez hrabinę Flandrii.
Jan Nostradamus w Żywotach poetów prowansalskich powiada (s. 15):
„Tencony były to rozprawy miłosne toczące się między rycerzami a damami poetkami, uradzające wspólnie o jakowymś pięknym i subtelnym zagadnieniu miłosnym; kiedy zaś nie mogli dojść do zgody, przesyłali je dla rozstrzygnięcia znamienitym damom przewodniczącym, sprawującym jawne i uroczyste roki miłosne w Signe i w Pierrefeu lub w Romanin, lub indziej, i one wydawały wyroki, które nazywano wyrokami miłosnymi”.
Oto nazwiska kilku dam, które przewodniczyły wyrokom miłosnym w Pierrefeu i w Signe:
„Stefaneta, pani na Baulx, córka hrabiego Prowansji,
Adalazja, wicehrabina Awinionu;
Alaleta, pani na Ongle;
Hermizenda, pani z Posquières;
Bertrana, pani z Urgon;
Mabila, pani z Yères;
Hrabina na Dye;
Rostanga, pani z Pierrefeu;
Bertrana, pani z Signe;
Żosranda z Claustral”.
(Nostradamus, s. 27.)
Prawdopodobne jest, że ten sam trybunał miłosny zbierał się to w zamku w Pierrefeu, to w zamku w Signe. Te dwie wioski leżą bardzo blisko siebie i znajdują się mniej więcej w równej odległości od Tulonu i Brignoles.
W Żywocie Bertranda z Alamanon Nostradamus powiada:
„Trubadur ten rozkochał się w Fanecie lub Estefanecie z Romanin, pani onego miejsca, z domu Gantelmes, która sprawowała swego czasu jawne i uroczyste roki miłosne w zamku swoim w Romanin, opodal Saint-Remy w Prowansji. Dama ta była ciotką Laury z Awinionu, z domu Sado, tak opiewanej przez poetę Petrarkę”.
Co się tyczy Laury, czytamy, że Laura de Sado, wsławiona przez Petrarkę, żyła w Awinionie około r. 1341 i że kształciła ją Faneta de Gantelmes, ciotka jej, pani na Romanin; że „obie składały biegle romance we wszelakich rytmach prowansalskich, wedle tego, co podaje o tym mnich z Isles d'Or, a dzieła ich dają bogate świadectwo ich sztuki… Prawdą jest (powiada mnich), że Faneta lub Estefaneta, jako bardzo celująca w poezji, podlegała jakiemuś szałowi czy też boskiemu natchnieniu, który to szał uważany był za szczery dar Boga. A towarzyszyły im liczne znamienite i szlachetne damy362 z Prowansji, które kwitły naonczas w Awinionie, kiedy rezydował tam dwór rzymski, i przykładały się do studiowania nauk, sprawując tamże publiczne roki miłosne i rozstrzygając zagadnienia miłosne przedłożone im lub przesłane…
Wilhelm i Piotr Balz i Loys z Lascaris, hrabiowie z Vintimille, z Tende i z Brigue, osobistości wielkiej sławy, przybywszy w on czas do Awinionu, aby odwiedzić Innocentego VI, papieża, poszli wysłuchać osądów i wyroków miłosnych wygłoszonych przez te damy; za czym, zachwyceni i oczarowani ich pięknością i wiedzą, zapłonęli ku nim miłością”.
Trubadurzy wymieniali często na końcu swoich tenconów damy mające orzekać w sprawach, które oni roztrząsali.
Wyrok pewien trybunału dam gaskońskich opiewa: „Roki pań, zebrane w Gaskonii, ustanowiły za zgodą całego trybunału to wiekuiste prawo” etc., etc.
Hrabina Szampanii w wyroku z r. 1174 powiada:
„Sąd ten, który wydaliśmy z niezmierną rozwagą, opiera się na zdaniu bardzo wielkiej ilości pań…”.
Czytamy w innym wyroku:
„Rycerz ów z przyczyny zdrady, jakiej doznał, przekazał całą tę sprawę hrabinie Szampanii i prosił pokornie, aby przedłożono tę zbrodnię sądowi hrabiny Szampanii i innych dam.
Hrabina, powoławszy do swego boku sześćdziesiąt pań, wydała ten wyrok” etc.
Kapelan Andrzej, z którego czerpiemy te wiadomości, podaje, iż kodeks miłosny został ogłoszony przez trybunał złożony z wielkiej ilości dam i kawalerów.
Andrzej przekazał nam suplikę, którą przedłożono hrabinie Szampanii, wówczas gdy rozstrzygnęła przecząco to pytanie:
„Czy prawdziwa miłość może istnieć między małżonkami?”
Ale jaka kara groziła temu, kto nie usłuchał wyroków trybunałów miłosnych?
Widzimy, jak trybunał gaskoński nakazuje, aby ten lub ów jego wyrok przestrzegany był jako wiekuiste prawo i że nieposłuszni narażą się na nieprzyjaźń wszelkiej godnej damy.
W jakiej mierze opinia uświęcała wyroki tych trybunałów miłosnych?
Czy uchylać się od nich było równym wstydem co dziś uchylić się od sprawy honorowej?
Nie znajduję w Andrzeju ani w Nostradamie nic, co by uprawniało do rozstrzygnięcia tej kwestii.
Dwaj trubadurzy, Szymon Doria i Lanfranc Cigalla, roztrząsali tę rzecz: „Kto jest godniejszy kochania: czy ten, kto daje szczodrze, czy ten, kto daje wbrew ochocie, aby za szczodrego uchodzić?”.
Pytanie to przedłożono damom trybunału miłosnego w Pierrefeu i w Signe, ale obaj trubadurowie, niezadowoleni z wyroku, apelowali do najwyższego trybunału miłosnego pań z Romanin363.
Styl wyroku pokrewny jest stylowi trybunałów sądowych owej epoki.
Jakiekolwiek by miał czytelnik zdanie o szacunku, którego trybunały miłosne zażywały u współczesnych, niech zważy, jakie są dziś, w r. 1822, przedmioty rozmowy najszanowniejszych i najbogatszych dam w Tulonie i Marsylii.
Czy nie były one weselsze, inteligentniejsze, szczęśliwsze w r. 1174 niż w 1822?
Prawie wszystkie wyroki trybunałów miłosnych czerpią motywy z prawideł kodeksu miłosnego.
Ów kodeks miłosny znajduje się w całości w dziele kapelana Andrzeja.
Jest w nim trzydzieści paragrafów, oto one: