Kitabı oku: «Jak na Świętego Jana figura doradzała Marysi», sayfa 5
– O, Matko Święta, co za szkarada jakaś!
Zerwała z siebie fartuch biały, odświętny, owinęła nim całą głowę, tylko oczy zostawiła.
– O, już ja za nic do ludzi nie pójdę, nikomu się nie pokażę! – postanowiła i cichcem, na wpół po omacku, do domu poszła.
A przy ognisku trwa zabawa i śpiewy, chłopcy nowych drew dorzucili do ognia, skaczą przez płomienie. Jeszcze i grajek z harmonią się znalazł, do tańca przygrywa. A noc już blednie, niebo na wschodniej stronie pojaśniało.
– Hejże, a gdzie to Aniela przepadła? – pyta się któraś panna. – Nie widać jej tutaj.
– Oj, pewnie się obraziła, że myśmy wyładniały, a ona nie! Jak się przeprosi, to i przyjdzie! – mówi jakaś inna.
A tymczasem przy ognisku Antek nieśmiało do Marysi podchodzi i do tańca ją prosi. I czy to noc świętojańska taką siłę miała, czy co innego pomogło, dość, że pogodzili się i znowu parą zostali.
Chociaż więc buzia dumnej Anieli po paru dniach się zagoiła i krosty zniknęły, na nic jej to się nie zdało. Niedługo Marysia z Antkiem dali na zapowiedzi i wesele trwało trzy dni. A potem żyli długo, szczęśliwie i dzieci mieli wesołe. A pierworodny – Jan dostał na imię.
Co prawda, po wsi taka gadka krążyła, że to nie święty Jan z pomnika do Marysi przemówił, tylko jeden sąsiad, chłop stary, za figurą się schował i to on tak gadał do niej, bo chciał jej pomóc, żeby wiary w siebie nabrała. Ale wiecie, jak to stare chłopy – zawsze znajdzie się taki, co wszystko wykpi i niby w nic nie wierzy. Zresztą, czy to takie ważne?