Ücretsiz

Wacław

Abonelik
0
Yorumlar
Okundu olarak işaretle
Yazı tipi:Aa'dan küçükDaha fazla Aa

Juliusz Słowacki

Wacław

Są przedmioty, których by się pióro poety tknąć nie powinno; takim zapewne jest śmierć Wacława, którego nam Antoni Malczewski tak cudownymi kolorami w poemacie

Maria

 odmalował. Jakiś jednak mimowolny pociąg, chciałbym go nazwać natchnieniem, zmusił mnie do napisania następnego poematu; a od prawdziwych nie odstępując podań, starałem się ile możności zidealizować rzecz pełną czarnych mętów i okropności. Może kilka strof spowiedzi Wacława wyjednają mi u czytelnika nieco pobłażającego sądu dla reszty i ogólnego układu pisma, którego już ani poprawić, ani przemienić nie jestem zdolny; a dwa poprzedzające poemata przybiegną w pomoc broniącemu się od zupełnego potępienia poecie.



I



Witaj mi, ziemio stepów gładka, cicha,

Gdzie kwiat dla Boga kwitnie i usycha;

Gdzie dwa kurhany

1

1



kurhan

 – rodzaj mogiły w formie ziemnego kopca.



 na błękitnym niebie

Przez całe stepy patrzą się na siebie;

Gdzie przerywają trupy sen grobowy,

Orłami z sobą prowadząc rozmowy;

Lub gdy je przyjaźń w mogiłach nie zbliża,

To krzyż się groźnie pogląda na krzyża

I oba drewna niby grożą sobie

Przez całe stepy zemstą śpiącą w grobie.

Krzyżowe groźby i poselstwa ptaków

Lecą przez krwawe doliny bodiaków

2

2



bodiak

 (z ukr.) – kolczasty chwast stepowy.



;

I czuć w powietrzu, że tu myśli wojna,

Choć słońce złote, choć ziemia spokojna.

Bo choć się skończą rycerstwa i waśnie,

To ziemia mogił tak prędko nie zaśnie;

Ale w jej sercu wolność się odzywa,

Kiedy się orzeł gdzie z mogiły zrywa,

Kiedy zatętni jaki wicher głuchy,

Gdy zaszeleszczą powojów łańcuchy;

Albo gdy śmignie jaki złoty sumak,

Myśli, że biały Puławskiego rumak;

Albo gdy kosa o kamień zadzwoni,

Myśli, że Sawa jedzie w tysiąc koni;

Ale już w grobach są ci sławo-kraśni.

Ziemio kurhanów, nie marz o nich – zaśnij!



II



Znasz ty tęczowe rusałek upiory?

Czy znasz prorocką dumę Wernyhory

3

3


  Wernyhora – legendarny śpiewak i wróżbita kozacki z XVIII w., wieścił rozbiory i odrodzenie Polski.



?

Czy wiesz, co będzie w jarze Janczarychy,

Gdzie teraz gołąb lub jelonek cichy,

Ze łzą przeczystą w szafirowym oku,

Gdzieś w księżycowym się przegląda stoku?

Czy wiesz, że wszystkie te się sprawdzą śnicia

W jednej godzinie rycerskiego życia?

Że zemścisz syna, ojca, matkę, brata

W tej błyskawicy, co na szabli lata?

Niech tylko serce rycerza, o Chryste!

Jako lilija będzie we krwi czyste,

Niech tylko wprzódy nie splami zgryzota

Duszy, co jako ptak się w sidłach miota;

Niechaj się tylko każdy dumnie waży

Złotym aniołem w ojczyźnie na straży:

To chyba w końcu na takich aniołów

Wróg będzie piorun miał w ręku – nie ołów.



III



Jeśli pod tobą wolny koń stepowy,

Omijaj zamek ten i te parowy;

Niech cię nie wabi ten na zamku czole

Napis, co błyska od słońca na pole:

Bo to jest kłamstwo marmurów ohydne,

Złotem pisane i z daleka widne.

Uciekaj stepem przez burzanu

4

4



burzan

 – zarośla stepowe.



 fale,

Nie wierz napisom, nie zazieraj w sale,

Bo tam owionie i męstwo ci zetrze

Gorsze niż w grobach – zdradziectwa powietrze!

Gorsze niż dżuma, co zabija ciało!

Gorsze! – Choć pałac ten wygląda biało,

Choć za nim widać lipy starożytne,

Białe kościółki, jeziora błękitne;

Chociaż łabędzie śpią na tych jeziorach;

Choć róże stoją w jutrzenki kolorach;

Chociaż słowiki mieszkają w topolach,

A dalej błękit i kłosy na polach:

Nie wierz zdradzieckiej natury obłudzie,

Ten zamek pełny – w tym zamku są ludzie!



IV



Od czasu jeszcze dawnych Pelopidów,

Od wygaśnienia rodziny Atrydów

5

5


  Pelopidzi, Atrydzi (mit. gr.) – rody obłożone klątwą przez bogów.



Nigdzie krwi tyle na gmachu kamieniach,

Nigdzie plam tyle od zbrodni w sumnieniach

6

6



sumnienie

 (daw.) – dziś: sumienie.



,

Nigdzie rodziny tak czarnej nie było,

Tak czarnych prochów pod żadną mogiłą…

Chciałbym powiedzieć… W imię Ojca, Ducha!

Kto tak okropnej powieści wysłucha?



V



Choć w zamku gości częstują wspaniale,

Gospodarz dawno nie schodzi na sale.

Niegdyś widziano go w gromadnym kole,

Jak trup śród ludzi, jak upiór przy stole.

Zimne po sercach przechodziło mrowie,

Kiedy co mówił, gdy pił jakie zdrowie;

A gdy wziął kielich w rękę trupią, siną,

W kielichu krew się zdawała, nie wino.

Każdy, co z gości do stołu zasiadał,

Nie znał go prawie, nigdy z nim nie gadał;

Gdy wszedł – nie wstawał nikt przed tym człowiekiem,

Choć orderami był srebrny i wiekiem;

Ani posłane z poselstwem od matki

Kiedy go w rękę całowały dziatki;

Jakby przed marą piekielną, szkaradną,

Stają przed ojcem zalęknione; bladną

I uciekają nie wyrzekłszy słowa

Lub kamienieją. Nie twarz to surowa —

Bo miłą miał twarz ten człowiek z natury;

Ani wzrok jego dziki i ponury —

Bo na swe dziatki patrząc łzy miał w oku;

Lecz przerażeni