Kitabı oku: «Książę i żebrak», sayfa 7

Yazı tipi:

Widząc, że pamięć króla tak się poprawiła, hrabia wystawił go jakby przypadkowo na kilka prób, chcąc się przekonać, jak daleko posunęło się już wyzdrowienie. Wyniki okazały się pod pewnymi względami wspaniałe – dotyczyło to mianowicie tych spraw, o których wspominał Humphrey – i hrabia był niezmiernie zadowolony i pełen jak najlepszych nadziei. A ufność ta tak w nim wzrosła, że nagle rzekł zachęcającym tonem:

– Teraz jestem pewien, że gdyby najjaśniejszy pan zechciał jeszcze odrobinę wysilić pamięć, zdołałby rozwiązać trapiącą nas zagadkę zniknięcia wielkiej pieczęci państwowej. Brak jej miał wczoraj olbrzymie znaczenie. Dzisiaj, co prawda, nie gra to już takiej roli, gdyż wraz ze śmiercią naszego dostojnego pana pieczęć ta przestaje być w użyciu. Czy wasza królewska mość raczy sobie przypomnieć miejsce jej przechowania?

Tomek był znowu bezradny – nie wiedział w ogóle, co to jest wielka pieczęć państwowa. Po chwili milczenia podniósł na hrabiego wzrok i zapytał niewinnie:

– Jak ona wygląda, panie?

Hrabia wzdrygnął się i pomyślał:

– „Ach, znowu go rozum opuścił! Źle zrobiłem, zmuszając go do takiego wysiłku pamięci”.

Po czym zręcznie skierował rozmowę na inne tory z zamiarem wypędzenia nieszczęsnej pieczęci państwowej z pamięci Tomka – co mu się aż nazbyt łatwo udało.

Rozdział XV. Tomek jako król

Nazajutrz zjawili się posłowie zagraniczni ze swymi wspaniałymi świtami i Tomek przyjął ich z godnością wzbudzającą szacunek.

Początkowo przepych widowiska radował jego wzrok i podniecał wyobraźnię, ale audiencja była długa i monotonna, przemówienia wszystkie jednakowe, rychło więc zadowolenie ustąpiło miejsca znudzeniu i Tomek rad był uciec stąd jak najdalej.

Przez cały czas musiał powtarzać słowa, które podpowiadał mu Hertford, i czynił wszelkie wysiłki, aby dobrze wykonać swoje zadanie, ale w sprawach tych był zupełnym nowicjuszem i czuł się zbyt nieswojo, aby móc osiągnąć coś więcej ponad przeciętne powodzenie. Wyglądał wprawdzie zupełnie jak król, ale nie czuł się bynajmniej po królewsku i rad był z całego serca, gdy się ceremonia nareszcie skończyła.

Poważna część dnia została „strwoniona” – jak to Tomek w duchu określał – na sprawy, które należały do jego urzędu, jako króla. Nawet dwie godziny, przeznaczone na wypoczynek i przyjemności, wydawały się tylko brzemieniem, tak skrępowany czuł się przez zakazy i przestrzeganie obyczajów dworskich. Potem jednak spędził bez przeszkód godzinkę ze swoim chłopcem do bicia, a czas ten wydał mu się bardzo miły, gdyż dał mu zarówno możność swobodnej rozmowy, jak i wiele cennych wiadomości.

Trzeci dzień królowania Tomka Canty podobny był zupełnie do dwóch poprzedzających, z tą jedynie różnicą, że czuł się on teraz nieco swobodniejszy; nie był już tak skrępowany jak początkowo i z wolna przyzwyczajał się do swego otoczenia i warunków; ciężar swoich pęt odczuwał już tylko chwilami, nie bez ustanku, i zauważył, że obecność i oznaki czci ze strony wysokich dostojników nie napawały go już lękiem, nie wprawiały w zakłopotanie, przeciwnie, że zakłopotanie to z każdą chwilą malało.

Powitałby nawet czwarty dzień bez specjalnych obaw, gdyby go nie trapiła jedna sprawa: że odtąd miał jadać obiady publicznie. Zapowiedziano wprawdzie na ten dzień i inne ważne wydarzenia: Tomek miał przewodniczyć na posiedzeniu i wydać zarządzenia oraz wyłożyć zasady, jakimi zamierza się kierować w polityce wobec szeregu wielkich państw; przy tej sposobności miano też mianować Hertforda oficjalnie lordem protektorem39; wiele innych jeszcze ważnych spraw miało być załatwionych, ale wszystko to wydawało się Tomkowi drobnostką wobec oczekującej go próby, jaką było samodzielne jedzenie obiadu przed ciekawie skierowanymi na niego oczyma tłumu, wobec tysięcy warg, które szeptać będą uwagi o jego zachowaniu się, o jego pomyłkach, gdyby mu się przydarzyło popełniać pomyłki.

Ale obawy Tomka nie mogły powstrzymać zbliżającego się czwartego dnia. Biedny Tomek był tak przygnębiony i roztargniony, nie umiał wprost opanować swego ponurego nastroju. Codzienne ceremonie poranne nużyły go i męczyły, a uczucie, że jest więźniem, owładnęło nim z nową mocą.

Późno po południu znajdował się w wielkiej sali audiencyjnej, rozmawiając z hrabią Hertfordem i oczekując z goryczą chwili, gdy będzie musiał przyjąć wielką liczbę dostojników i wysokich urzędników dworskich.

Tomek podszedł do okna, przyglądając się z zaciekawieniem ruchowi na szerokiej drodze, biegnącej tuż za murami pałacu; patrzał na to życie z gorącą tęsknotą, by móc samemu bez przeszkód wmieszać się w nie, gdy nagle ujrzał bezładny tłum mężczyzn, kobiet i dzieci z najniższych warstw ludności, krzyczących i radujących się.

– Jakżebym chciał wiedzieć, co się tam dzieje! – zawołał z zaciekawieniem, zwykłym w takich wypadkach u chłopców w jego wieku.

– Jesteś królem! – rzekł hrabia z uroczystym ukłonem. – Czy rozkażesz wydać odpowiednie zarządzenia?

– O, proszę bardzo, tak! – zawołał Tomek uradowany i pomyślał z niejakim zadowoleniem:

– „Być królem to jednak nie zawsze takie przykre, czasami ma się z tego i przyjemności”.

Hrabia zawołał pazia i posłał go do naczelnika straży z rozkazem:

– Zatrzymać tłum i zbadać, jaka jest przyczyna zbiegowiska. Z rozkazu króla!

W kilka sekund później gwardia królewska zakuta w lśniące zbroje wyruszyła za wrota, zagrodziła tłumowi drogę i zatarasowała przejście. Wysłaniec powrócił i zameldował, że tłum idzie za mężczyzną, kobietą i dziewczynką, prowadzonymi na plac kaźni, gdzie mają być straceni za zbrodnię wykroczenia przeciw spokojowi i godności kraju.

Śmierć – i to śmierć gwałtowna – czekała tych nieszczęśliwych! Myśl ta zraniła serce Tomka. Współczucie owładnęło nim z taką siłą, że zagłuszyło głos rozsądku. Nie zastanawiał się nad tym, czy wykroczyli oni przeciw prawom, ani jaką krzywdę wyrządzili innym; widział przed sobą tylko szubienicę i straszny los, grożący skazanym. Litość nad tymi nieszczęśliwymi istotami sprawiła nawet, iż zapomniał, że był przecież tylko cieniem króla, a nie monarchą. Zanim sobie to zdążył uświadomić, już wydał rozkaz:

– Sprowadzić ich tutaj!

Potem zaczerwienił się, słowa przeproszenia cisnęły się już na jego wargi, spostrzegł jednak, że rozkaz jego nie zdziwił ani hrabiego, ani pazia, powstrzymał się więc od wypowiedzenia tego, co miał na myśli.

Paź, jakby uważając to wszystko za rzecz zupełnie naturalną, ukłonił się głęboko i tyłem wyszedł z komnaty, aby zakomunikować rozkaz królewski.

Tomek uczuł dumę i ponownie przekonał się, jak miło jest być królem. Pomyślał sobie:

– „Zaprawdę jest to zupełnie tak, jak sobie wyobrażałem, czytając książki starego księdza, jak sobie wyobrażałem siebie w roli księcia wydającego wszystkim rozkazy i prawa. A kiedy mówiłem: Uczyń tak! – nikt nie śmiał się sprzeciwić mojej woli”.

Tymczasem otwarto szeroko podwoje; wywoływano jeden po drugim brzmiące tytuły, po czym zjawiali się ich właściciele, tak że wkrótce sala była do połowy zapełniona wytwornymi, bogato odzianymi panami.

Ale Tomek nie zwracał niemal uwagi na ich obecność, gdyż myśli jego były wyłącznie pochłonięte tamtą sprawą. Z roztargnioną miną zasiadł na tronie i skierował wzrok ku drzwiom, nie ukrywając wcale swej niecierpliwości.

Ponieważ obecni spostrzegli to, nie ważyli się przerywać mu, lecz rozmawiali szeptem o sprawach publicznych i dworskich.

Po krótkim czasie rozległy się miarowe kroki żołnierzy, po czym ukazali się skazańcy w towarzystwie pomocnika szeryfa40 i oddziału straży. Urzędnik przyklęknął przed Tomkiem, po czym usunął się na bok. Troje skazańców uklękło także, trwając bez przerwy w tej pozycji, podczas gdy straż ustawiła się za krzesłem Tomka.

Tomek z uwagą przypatrywał się przestępcom. Ubranie i zachowanie mężczyzny wzbudziło w nim jakieś wspomnienie.

– „Zdaje mi się, jakbym już kiedyś widział tego skazańca… Ale gdzie i kiedy, nie mogę sobie przypomnieć” – pomyślał Tomek.

Skazaniec podniósł nagle oczy i spojrzał na niego, ale równie szybko spuścił powieki, nie mogąc znieść oszałamiającego widoku majestatu królewskiego.

Przy tym ruchu Tomek ujrzał całą jego twarz, a krótka ta chwila wystarczyła mu.

Powiedział sobie:

– „Teraz wiem już na pewno. To ten nieznajomy, który wydobył małego Idziego Witta z Tamizy i uratował mu życie w mroźny, wietrzny dzień Nowego Roku. Był to dzielny, odważny czyn; szkoda, że wpadł on potem w występek i doszedł aż do tego stanu… Pamiętam jeszcze doskonale dzień i godzinę tego wydarzenia, gdyż w godzinę później, dokładnie o jedenastej, dostałem od babki Canty takie lanie, jakiego jeszcze nigdy przedtem nie dostałem, tak że wszystkie poprzednie cięgi wydały mi się w porównaniu z tym pieszczotą”.

Tomek rozkazał teraz, aby wyprowadzono na chwilę kobietę i dziewczynkę, po czym zwrócił się do pomocnika szeryfa z zapytaniem:

– Dobry panie, jakie jest przewinienie tego człowieka?

Pomocnik szeryfa przyklęknął i rzekł:

– Za pozwoleniem waszej królewskiej mości: pozbawił on jednego z twych poddanych życia, zadawszy mu truciznę.

Współczucie Tomka dla biednego skazańca i jego podziw dla dzielnego człowieka, który uratował jego towarzysza zabaw od śmierci, doznały ciężkiego zawodu.

– Czy dowiedziono mu tego czynu? – zapytał.

– Najzupełniej, najjaśniejszy panie.

Tomek westchnął i rzekł:

– Więc odprowadźcie go, gdyż zasłużył na śmierć. A szkoda, miał takie dzielne serce… to jest… to jest… chciałem powiedzieć, że wygląda tak, jakby miał dzielne serce!

W tej chwili więzień zdobył się na odwagę, z rozpaczą załamał ręce i zdławionym głosem, urywanymi słowami począł błagać „króla”:

– O, panie mój i królu, jeżeli możesz uczuć litość nad człowiekiem zgubionym, ujmij się za mną! Jestem niewinny! Nie ma przeciw mnie żadnych poszlak, a zarzucana mi wina nie jest w najmniejszym stopniu dowiedziona – ale nie o tym chciałem mówić; wyrok na mnie został wydany i nie może już być zmieniony; ale w tej ciężkiej niedoli ośmielam się błagać cię o jedną łaskę, gdyż los mój jest cięższy, niżeli człowiek znieść potrafi. O jedną łaskę, o jedną łaskę błagam cię, panie mój i królu! Okaż mi swe miłosierdzie królewskie i rozkaż, aby mnie powieszono!

Tomek spojrzał na niego stropiony. Nie była to prośba, której się spodziewał.

– Na Boga, dziwna by to była łaska! Czyż nie jesteś już skazany na szubienicę?

– Nie, mój najdostojniejszy panie! Jestem skazany na ugotowanie żywcem!41

Przerażony tak okrutnym rodzajem kary Tomek drgnął i omal nie zerwał się z tronu. Kiedy ochłonął nieco, zawołał:

– Prośba twoja jest spełniona, nieszczęśliwcze! A choćbyś stu ludzi pozbawił życia, nie umrzesz taką śmiercią.

Więzień pochylił głowę do ziemi, wyrażając gwałtownie swoją wdzięczność i kończąc:

– Gdyby ci się kiedykolwiek wydarzyło jakie nieszczęście – od czego chroń cię Boże! – oby Stwórca wspomniał wówczas twoje miłosierdzie wobec mnie i policzył ci je za zasługę.

Tomek zwrócił się do hrabiego Hertforda i zapytał:

– Czy istotnie tak okrutny wyrok mógłby być wykonany, panie?

– Jest to ustawowa kara dla trucicieli, miłościwy panie. W Niemczech fałszerze pieniędzy gotowani są w oliwie, i to nie jak u nas, gdzie się przestępcę wrzuca wprost do kotła, ale spuszczani na linie stopniowo do wrzącej oliwy, najpierw stopy, potem łydki, potem…

– Zamilknij, hrabio, nie mogę tego słuchać! – zawołał Tomek, zakrywając oczy ręką, jakby chciał się obronić przed tym ohydnym obrazem. – Proszę waszą lordowską mość o zarządzenie, aby to straszne prawo zostało zniesione – o, niechaj już nigdy żaden nieszczęśnik nie umiera w takich mękach!

Twarz hrabiego wyrażała najżywsze zadowolenie, gdyż był on człowiekiem łagodnym i wyrozumiałym, co się w jego stanie rzadko zdarzało w owych okrutnych czasach.

– Słowa waszej królewskiej mości unieważniają już to prawo. Historia poczyta ten czyn za największą zasługę waszego domu królewskiego.

Pomocnik szeryfa miał właśnie odprowadzić skazańca, gdy Tomek dał mu znak, aby się jeszcze wstrzymał z tym, i zwrócił się do urzędnika z pytaniem:

– Mój panie, chciałbym się zapoznać bliżej z wyrokiem na tego nieszczęśnika. Człowiek ten twierdzi, że wina nie została mu niezbicie dowiedziona. Co wiesz o tym?

– Za pozwoleniem waszej królewskiej mości, ośmielam się wyjaśnić, iż śledztwo ustaliło, że skazaniec wszedł do domu we wsi Islington, w którym leżał chory człowiek – trzech świadków stwierdza zgodnie, że działo się to punktualne o godzinie dziesiątej rano, dwaj inni powiadają, że było to nieco później. Chory był w tym czasie zupełnie sam i spał, zaś człowiek ten zaraz wyszedł z domu i ruszył dalej. W godzinę później chory wyzionął ducha wśród straszliwych kurczów i boleści.

– Czy widział ktoś, że człowiek ten dał mu truciznę? Czy znaleziono truciznę?

– Tego nie widziano, panie mój.

– Skąd wiadomo, że chory został otruty?

– Lekarze powiadają, najjaśniejszy panie, że tylko trucizna mogła spowodować tego rodzaju śmierć.

Było to niezmiernie ważkie świadectwo w owych czasach łatwowierności.

Tomek zdawał sobie sprawę z druzgocącej mocy tego dowodu i rzekł:

– Lekarze muszą to wiedzieć najlepiej – na pewno więc mają rację. W takim razie sprawa tego biedaka stoi bardzo kiepsko.

– To jeszcze nie wszystko, wasza królewska mość; mamy jeszcze silniejsze dowody. Wiele osób zeznało, że pewna czarownica, która od owego dnia znikła z wioski bez śladu, tak że nikt nie wie, gdzie się znajduje, zwierzyła się im w tajemnicy, iż pewien chory umrze od trucizny – co więcej, że truciznę da mu obcy mężczyzna – że ten obcy mężczyzna ma brunatne włosy i ubrany jest w zniszczoną, prostą odzież, co zgadza się zupełnie z wyglądem skazanego. Niech wasza królewska mość raczy wziąć to pod uwagę, zwłaszcza że okoliczność ta została zawczasu przepowiedziana!

W owych zabobonnych czasach dowód taki był wystarczającym powodem do skazania. Tomek uważał więc sprawę za straconą; jeśli się w ogóle dawało wiarę zeznaniom świadków, tedy wina skazanego była udowodniona. Mimo to dał więźniowi jeszcze jedną sposobność ratunku.

– Jeśli możesz przytoczyć coś na swoją obronę, mów!

– Nic, co by mi mogło pomóc, królu. Jestem niewinny, ale nie mogę tego dowieść. Nie mam potężnych przyjaciół i dlatego nie potrafię udowodnić, że owego dnia nie byłem wcale w Islington, lecz w czasie, gdy według nich miałem popełnić zbrodnię, znajdowałem się w innej zupełnie miejscowości, w Wapping Old Stairs; tak, o królu, i co więcej, w owej godzinie, gdy według nich miałem zabić człowieka, ja uratowałem życie ludzkie. Pewien tonący chłopiec…

– Stój! Szeryfie, jakiego dnia miało być popełnione morderstwo?

– Około godziny dziesiątej w dzień Nowego Roku, najjaśniejszy panie…

– Wypuścić więźnia na wolność – król rozkazuje!

Tomek zaczerwienił się znowu, spostrzegłszy swą niekrólewską popędliwość, i chcąc usprawiedliwić swoje wykroczenie, dodał:

– Oburza mnie, że człowiek może być skazany na śmierć z powodu tak głupiego i niewystarczającego świadectwa!

Szmer podziwu rozległ się dokoła. Podziw ten nie dotyczył wyroku, jaki Tomek wydał, gdyż niewielu z obecnych zgodziłoby się na to, że słuszne i wskazane ma być ułaskawienie człowieka skazanego za trucicielstwo; nie, podziw ten odnosił się do rozumu i przytomności umysłu, jakie Tomek okazał przy tej okazji. Wielu dostojników szeptało cicho:

– Ten król nie jest szalony – on ma zmysły w porządku.

– Jak rozumnie stawiał pytania i jak stanowczo i szybko powziął decyzję, co zresztą zawsze było dla niego charakterystyczne!

– Bogu niech będą dzięki, że choroba jego minęła! To nie żaden niedołęga, to król. Zachował się z taką samą zupełnie godnością jak jego zmarły ojciec.

Z tych szeptów rozlegających się dokoła docierało też coś niecoś do uszu Tomka. Wywarło to na nim niezwykle miłe wrażenie, czuł się teraz pewniejszy siebie i swobodniejszy.

Ale silniejsza jeszcze od tych miłych wrażeń i podniet była jego młodzieńcza ciekawość; zapragnął dowiedzieć się, jakie to karygodne przestępstwo popełniła skazana kobieta i jej córeczka; na jego rozkaz wprowadzono na salę te dwie zatrwożone i łkające istoty.

– Co one uczyniły? – zapytał Tomek pomocnika szeryfa.

– Wasza królewska mość, tym dwóm kobietom dowiedziono niezbicie bardzo ciężką zbrodnię, za którą sędziowie skazali je na szubienicę; zaprzedały one duszę diabłu.

Tomek wzdrygnął się. Ludzie dopuszczający się tego występku byli jak go uczono – godni najwyższej pogardy i wstrętu. Mimo to nie mógł sobie odmówić tej przyjemności, by zaspokoić swoją ciekawość. Zapytał więc:

– Kiedy i gdzie to się stało?

– O północy, w miesiącu grudniu, w zapadłej kapliczce.

Tomek wzdrygnął się znowu.

– Kto był przy tym?

– Tylko one dwie, wasza królewska mość – i tamten.

– Czy przyznały się do winy?

– Nie, wasza królewska mość, zapierają się.

– Jak im tego dowiedziono?

– Wielu świadków widziało je, jak się tam zakradały; wzbudziło to podejrzenia, zaś straszliwe wypadki rychło ich prawdziwość potwierdziły. W szczególności udowodniono, że dzięki mocy, jaką przez to osiągnęły, spowodowały one straszliwy burzę, która spustoszyła całą okolicę. Prawie pięćdziesięciu świadków zeznaje o tej burzy, a można by ich mieć tysiąc, gdyż wszyscy pamiętają jeszcze tę klęskę, od której wszyscy ucierpieli.

– To kiepska sprawa.

Tomek zastanowił się przez chwilę nad tym strasznym występkiem, po czym zapytał:

– Czy ta kobieta doznała także szkód od burzy?

Kilku siwowłosych dygnitarzy z otoczenia króla skinęło z zadowoleniem głowami, słysząc to mądre pytanie, zaś pomocnik szeryfa odparł z prostotą:

– Oczywiście, wasza królewska mość, co ją zupełnie słusznie spotkało, jak powiadają wszyscy. Dom jej został zmieniony przez wicher, tak że pozostała bez dachu nad głową.

– Zdaje mi się, że drogo zapłaciła za władzę szkodzenia sobie samej. Gdyby ją to kosztowało choćby grosz tylko, już byłaby oszukana; jeśli zaś zapłaciła za to zbawieniem własnej duszy i zbawieniem duszy swego dziecka, to dowód, że jest obłąkana; jeśli zaś jest obłąkana, nie wie, co czyni, a więc nie może popełniać grzechu.

Siwowłosi dostojnicy znowu pochylili głowy z uznaniem, dziwiąc się mądrości Tomka, zaś któryś szepnął:

– Jeżeli prawdą jest nawet, co mówią pogłoski, że król jest szalony, to jest to szaleństwo, które by się zdało niejednemu z ludzi, jakich znam, i pragnę tylko, aby ten rodzaj szaleństwa rozpowszechnił się jak najbardziej.

– Ile lat ma ta dziewczynka? – zapytał Tomek.

– Dziewięć, panie.

– Czy prawa Anglii pozwalają dzieciom w tym wieku sprzedawać się i zawierać w tej sprawie umowy? – zapytał Tomek jednego z uczonych pracowników.

– Według naszych praw dziecko nie może zawierać prawomocnych umów ani przedsiębrać czynności prawnych, gdyż niedojrzały jego umysł niezdolny jest przeciwstawić się potężniejszemu rozumowi i chciwości człowieka dorosłego. Diabeł może dziecko kupić, jeżeli chce i jeżeli dziecko się zgadza; jednakże żaden Anglik nie może takiej umowy zawrzeć, gdyż byłaby ona nieważna.

– Wydaje mi się niesprawiedliwe, niegodne i niechrześcijańskie, że prawo angielskie daje diabłu przywileje, których pozbawia Anglika! – zawołał Tomek ze szczerym oburzeniem.

Ten nowy pogląd wywołał u wielu dostojników uśmiech, inni zaś postanowili sobie zapamiętać zdanie króla, aby je przy sposobności przytoczyć jako dowód jego powracającego zdrowia duchowego.

Kobieta przestała łkać i przysłuchiwała się słowom Tomka ze wzrastającym napięciem i nadzieją. Tomek spostrzegł to, a jego żywe już współczucie dla nieszczęśliwej wzrosło jeszcze na ten widok.

– W jaki sposób wywołała ona burzę?

– Zdejmując pończochę42, wasza królewska mość.

Odpowiedź ta wprawiła Tomka w najwyższe zdumienie; nie mogąc już pohamować swej ciekawości, zawołał:

– To zdumiewające! Czy to zawsze wywołuje taki skutek?

– Tak, panie, jeżeli kobieta chce tego i wymawia odpowiednie zaklęcie głośno lub w myśli choćby!

Tomek zwrócił się do kobiety i zawołał popędliwie:

– Pokaż mi swoją moc – chcę widzieć burzę!

Wielu z otaczających pobladło, zaś wszyscy radzi by byli w tej chwili uciec z zamku jak najdalej, ale Tomek nie zauważył tego. Myśl jego skierowana była wyłącznie na upragnioną burzę. Spostrzegłszy strwożone, obłąkane spojrzenie kobiety, zawołał szybko:

– Nie lękaj się! Ujdzie ci to bezkarnie. Co więcej – przywrócę ci wolność – nikt nie będzie ci mógł uczynić nic złego. Tylko pokaż mi swoją moc.

– O, panie mój i królu, ja tego nie potrafię, oskarżono mnie fałszywie.

– Trwoga nie pozwala ci usłuchać mego rozkazu. Ale nie bój się, nic złego nie czeka cię za to. Wywołaj mi burzę – może to być nawet zupełnie maleńka burza – przeciwnie, nie wymagam wcale wielkiej, która by wyrządziła szkody, wolę małą burzę – jeżeli to uczynisz, daruję ci życie, daruję życie tobie i twemu dziecku, będziecie mogły odejść bez przeszkód, dam wam na to swój list królewski, a nikt w całym kraju nie będzie śmiał uczynić wam krzywdy.

Kobieta rzuciła się na ziemię, zapewniając ze łzami, że nie posiada mocy do spełnienia takiego czynu; gdyby tę moc miała, chętnie uczyniłaby to, aby uratować życie swemu dziecku, sama gotowa by nawet zginąć, byleby tylko przez posłuszeństwo wobec rozkazu króla osiągnąć łaskę dla swojej córeczki.

Tomek upierał się nadal przy swoim, ale kobieta zapewniała go uporczywie, że mocy żądanej nie posiada. Wreszcie Tomek rzekł:

– Sądzę, że ta kobieta mówi prawdę. Gdyby moja matka znajdowała się na jej miejscu i posiadała władzę diabelską, nie wahałaby się ani chwili i natychmiast wywołałaby burzę, ba, spustoszyłaby cały kraj, gdyby mogła w ten sposób uratować moje zagrożone życie. Każda matka uczyniłaby to samo, gdyż wszystkie matki są pod tym względem jednakowe. Jesteś wolna, dobra kobieto, jesteś wolna wraz ze swoją córeczką, gdyż przekonałem się o waszej niewinności.

Po krótkiej pauzie Tomek dodał:

– A teraz – gdy nie masz się już czego obawiać, gdyż zostałaś ułaskawiona – zdejm pończochy! Jeżeli zdołasz wywołać burzę, obsypię cię bogactwem!

Uratowana od śmierci kobieta poczęła gorliwie dziękować „królowi” i chętnie spełniła jego żądanie, zdejmując pończochy, na co Tomek patrzył w najwyższym napięciu, nieco zmieszany. Dworzanie nie taili swego zakłopotania i niezadowolenia.

Kiedy kobieta była już bosa, zdjęła także pończochy swojej córeczce, a z gorliwości jej widać było, że chętnie odwdzięczyłaby się królowi za jego wspaniałomyślność nie tylko burzą, ale nawet trzęsieniem ziemi. Ale wszelkie jej wysiłki pozostały bez skutku.

Wreszcie Tomek rzekł z westchnieniem:

– Tak, dobra kobieto, nie męcz się dłużej, twoja siła widocznie cię opuściła. Odejdź w pokoju. Ale gdyby moc twoja miała powrócić, nie zapomnij o mnie i przyjdź wywołać mi burzę.

39.Charakter Hertforda. Młody król okazywał najwyższe przywiązanie do swego wuja Hertforda, który był człowiekiem nader umiarkowanym i uczciwym. [Hume, Historia Anglii, tom III, str. 324]. Jeżeli oburzające mogło być z jego (protektora) strony, że nadał sobie tyle godności, to jednak zasłużył sobie na wielką pochwałę przez prawa przeprowadzone na tej sesji, a łagodzące niezmiernie poprzednie ustawy karne i dające niejaką rękojmię swobód konstytucyjnych. Zniesiono wszelkie prawa, które definiowały zbrodnie zdrady stanu szerzej niżeli statut wydany na dwudziestopięciolecie panowania Edwarda III, wszelkie prawa o zbrodni buntu wydane podczas ubiegłego panowania, wszelkie dawniejsze prawa, skierowane przeciwko lollardom [lollardowie – członkowie ruchu plebejsko-religijnego w Anglii XIV–XVI w., powstałego pod wpływem nauk Johna Wycliffe'a, głoszący hasła równości społecznej i nawołujący do likwidacji wielkich majątków, zwłaszcza kościelnych; wywołali groźne powstanie w r. 1381; red. WL] i innym heretykom wraz z ustawą Sześciu Artykułów. Nikt nie mógł już być oskarżony za słowa, o ile od ich wypowiedzenia minął miesiąc. Postanowienia te unieważniły wiele z najokrutniejszych praw, jakie posiadała Anglia, stając się dla ludu zwiastunami pierwszej jutrzenki wolności zarówno obywatelskiej, jak i religijnej. Unieważniono też owo prawo, które sprzeciwia się wszelkim zasadom prawnym, że mianowicie edykty królewskie mają moc równą ustawie. [Tamże, tom III, str. 339]. [przypis autorski]
40.szeryf – w Anglii i w Ameryce wyższy urzędnik miejski, spełniający obowiązki sądownicze i policyjne w obwodzie swego hrabstwa, powiatu lub okręgu. [przypis tłumacza]
41.Kara śmierci przez gotowanie w oliwie. Mocą postanowienia parlamentu truciciele byli za panowania Henryka VIII skazywani na karę śmierci przez ugotowanie. Prawo to zostało za następnego panowania zniesione. W Niemczech jeszcze w XVII w. stosowano tę nieludzką karę w stosunku do fałszerzy pieniędzy i oszustów. Wielki poeta, Taylor, opisuje stracenie, które widział w 1616 r. w Hamburgu. Wyrok przeciwko fałszerzowi pieniędzy brzmiał, że ma on „zostać ugotowany w oliwie, ale nie ma być od razu wrzucony do kotła, lecz należy go zawiesić na sznurze przeciągniętym pod pachami i spuszczać na bloku, tak aby zanurzał się w oliwie stopniowo”. [J. Hammond Trumbull, Blue Laws, True and False (Okrutne prawa, prawdziwe i zmyślone), str. 13]. [przypis autorski]
42.Niezwykły wypadek z pończochami. W Huntington powieszono pewną kobietę i jej dziewięcioletnią córeczkę, ponieważ oskarżono je, że zaprzedały dusze diabłu i sprowadzały burze przez zdejmowanie pończoch! [J. Hammond Trumbull, Okrutne prawa, prawdziwe i zmyślone, str. 20]. [przypis autorski]