Kitabı oku: «Mieszczanin szlachcicem», sayfa 3
SCENA VII
Pan Jourdain, Lokaj
PAN JOURDAIN
do lokaja
Jak to? Ubrania jeszcze nie przyniesiono?
LOKAJ
Nie, proszę pana.
PAN JOURDAIN
Ten przeklęty krawiec wytrzymuje mnie tak długo i to właśnie dziś, kiedy mam tyle na głowie! To się wściec można! Ażeby febra wytrzęsła tego hycla! Niech go diabli porwą! Niech go zaraza udławi! Gdybym miał teraz w ręku tego wściekłego krawca, tego psa, łotra…
SCENA VIII
Pan Jourdain, Lokaj, Krawiec, Czeladnik niosący ubranie pana Jourdain, Lokaj
PAN JOURDAIN
A, to pan! Już miałem zacząć się gniewać.
KRAWIEC
Nie mogłem wcześniej – dwudziestu robotników pracowało koło pańskiego ubrania.
PAN JOURDAIN
Przysłałeś mi pan pończochy tak ciasne, że ledwo z największym trudem udało mi się je włożyć; dwa oczka mi trzasły.
KRAWIEC
Rozciągną się aż nadto.
PAN JOURDAIN
Pewnie, jeżeli oczka będą ciągle trzaskać. Trzewiki także gniotą mnie straszliwie.
KRAWIEC
Bynajmniej, proszę pana.
PAN JOURDAIN
Jak to: bynajmniej?
KRAWIEC
Wcale nie gniotą.
PAN JOURDAIN
Kiedy ja mówię, że gniotą.
KRAWIEC
Zdaje się panu.
PAN JOURDAIN
Nie zdaje mi się, przecież czuję. Także wmawianie!
KRAWIEC
Proszę pana, oto prześliczny strój dworski, obmyślony jak nie można lepiej. Była to prawdziwa sztuka skomponować ubiór poważny, a jednak nie czarny, ale w kolorze – wyzywam najznakomitszych krawców, czy potrafią rozwiązać to zadanie.
PAN JOURDAIN
Cóż to ma być? Kwiaty łebkami na dół?
KRAWIEC
Nic pan nie mówił, że mają być łebkami do góry.
PAN JOURDAIN
Czyż to trzeba mówić?
KRAWIEC
Oczywiście. Wszystkie dystyngowane osoby tak noszą.
PAN JOURDAIN
Dystyngowane osoby noszą kwiaty na materii w ten sposób?
KRAWIEC
Tak, panie.
PAN JOURDAIN
A, w takim razie wszystko dobrze.
KRAWIEC
Jeśli pan woli, mogę je obrócić ku górze.
PAN JOURDAIN
Nie, nie.
KRAWIEC
Jedno słowo wystarczy.
PAN JOURDAIN
Nie, powiadam! Dobrześ pan zrobił, jak jest. Jak się panu zdaje: czy ubranie będzie dobrze leżało?
KRAWIEC
Pytanie! Konia z rzędem dam malarzowi, jeżeli pędzlem potrafi lepiej dopasować. Mam czeladnika, który w zakresie pludrów jest największym geniuszem świata; drugi znów w skrojeniu kaftana jest wprost bohaterem epoki.
PAN JOURDAIN
Czy peruka i pióra są jak się należy?
KRAWIEC
Wszystko doskonale.
PAN JOURDAIN
przyglądając się krawcowi
O, o, panie majstrze, wszak to materia z mego ostatniego ubrania! Poznaję dobrze.
KRAWIEC
Wydała mi się taka ładna, że kazałem z niej skroić dla siebie.
PAN JOURDAIN
To pięknie, ale nie trzeba było krajać z mojego.
KRAWIEC
Chce pan przymierzyć?
PAN JOURDAIN
Dobrze, dawajcie
KRAWIEC
Niech pan zaczeka! Tak nie idzie. Przyprowadziłem z sobą czeladników, aby pana ubrali do taktu; takiego ubrania nie wkłada się ot tak, bez ceremonii. Hej tam! Chodźcie tu wszyscy!
SCENA IX
Pan Jourdain, Krawiec, Czeladnik krawiecki, Czeladnicy krawieccy tańczący, Lokaj
KRAWIEC
do chłopców
Ubierzcie pana tak, jak się ubiera dystyngowane osoby!
PIERWSZA SCENA BALETOWA
Czterej czeladnicy tańcząc zbliżają się do pana Jourdain. Dwaj ściągają mu spodnie z rannego garnituru, dwaj drudzy zdejmują kamizelkę; potem, ciągle w takt muzyki, wkładają nowe ubranie. Pan Jourdain przechadza się i prezentuje ubiór, aby się przekonać, czy wszystko w porządku.
CZELADNIK
Jaśnie pan raczy coś wyrzucić dla czeladzi!
PAN JOURDAIN
Jak ty mnie tytułujesz?
CZELADNIK
Jaśnie panie.
PAN JOURDAIN
Jaśnie panie! Oto, co znaczy przebrać się po szlachecku! Ubierajże się, człeku, całe życie z mieszczańska, ciekawym, czy usłyszysz od kogo: jaśnie panie, dając pieniądze Masz, masz, za jasnego pana.
CZELADNIK
Pokornie dziękujemy jaśnie oświeconemu panu.
PAN JOURDAIN
Jaśnie oświecony! Och, och! Jaśnie oświecony! Czekaj, przyjacielu! Jaśnie oświecony wart jakiejś nagrody, to nie byle jakie słowo: jaśnie oświecony! Macie tu, daje wam jaśnie oświecony!
CZELADNIK
Dziękujemy jaśnie oświeconemu panu. Pójdziemy zaraz napić się za zdrowie waszej ekscelencji.
PAN JOURDAIN
Waszej ekscelencji! Och, och, och! Czekajcie no, nie odchodźcie! Moja ekscelencja! po cichu na stronie Daję słowo, jeśli dojdzie do „wysokości”, dostanie całą sakiewkę, głośno Bierz, chłopcze! To za ekscelencję!
CZELADNIK
Dziękujemy jaśnie oświeconemu panu za łaskawość.
PAN JOURDAIN
Chwała Bogu, byłbym mu oddał wszystko, co mam przy sobie.
DRUGA SCENA BALETOWA
Czeladnicy tańcząc weselą się z hojności pana Jourdain
AKT TRZECI
SCENA I
Pan Jourdain, Dwaj lokaje
PAN JOURDAIN
Chodźcie za mną! Chcę trochę obnieść po mieście nowe ubranie – ale pamiętajcie postępować krok w krok tuż za mną, aby każdy mógł zaraz zgadnąć, że to moja służba.
LOKAJ
Słuchamy pana.
PAN JOURDAIN
Zawołajcie mi tu Michasię! Mam jej dać parę zleceń. Stójcie: idzie właśnie.
SCENA II
Pan Jourdain, Michasia, Dwaj lokaje
PAN JOURDAIN
Michasiu!
MICHASIA
Co pan każe?
PAN JOURDAIN
Słuchaj no!
MICHASIA
Hi, hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Czegóż ty się chichoczesz?
MICHASIA
Hi, hi, hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Co ta szelma wyprawia?
MICHASIA
Hi, hi, hi! Jak też pan wygląda! Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Jak to?
MICHASIA
Och, och! Boże! Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Cóż to za błazeństwa? Drwisz sobie?
MICHASIA
Ależ nie, panie, gdzieżbym się odważyła. Hi, hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Oberwiesz po gębie, jeżeli będziesz się dłużej chichotać.
MICHASIA
Panie, nie mogę się nie śmiać. Hi, hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Nie przestaniesz?
MICHASIA
Ach, panie, niech się pan nie gniewa, ale pan wygląda tak zabawnie, że nie mogę się wstrzymać. Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Widział kto takie zuchwalstwo?
MICHASIA
Sto pociech patrzeć na pana. Hi, hi!
PAN JOURDAIN
Ja cię…
MICHASIA
Niech się pan nie gniewa! Hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Słuchaj, jeśli się jeszcze raz zaśmiejesz, przylepię ci na tę facjatę najtęższy policzek, jaki kiedy ktoś oberwał od stworzenia świata.
MICHASIA
Nie, nie, panie, już koniec: ani się uśmiechnę.
PAN JOURDAIN
No, miej się na baczności! Musisz natychmiast posprzątać…
MICHASIA
Hi, hi!
PAN JOURDAIN
Posprzątać jak należy…
MICHASIA
Hi, hi!
PAN JOURDAIN
Musisz, powiadam, posprzątać jak należy salę i….
MICHASIA
Hi, hi!
PAN JOURDAIN
Jeszcze?
MICHASIA
przewracając się na ziemię od śmiechu
Nie, panie, niech mnie pan wybije, ale niech mi pan pozwoli wyśmiać się do syta – już to wolę! Hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Do stu czartów!…
MICHASIA
Przez litość, panie, proszę, niech mi pan da się wyśmiać! Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Jak cię dopadnę…
MICHASIA
Panie, pa… nie… ja się za… dła… wię, jeżeli się nie wyśmieję. Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Nie! Widział kto kiedy taką szelmę! Toż ona w nos się śmieje najbezecniej, zamiast słuchać moich rozkazów!
MICHASIA
Cóż więc pan każe?
PAN JOURDAIN
Abyś się zakrzątnęła, flądro, na przyjęcie gości.
MICHASIA
wstając
Ech, daję słowo, już mi przeszła ochota do śmiechu: pańscy goście robią w domu tyle nieporządku, że to jedno słowo wystarczy, aby mnie wprawić w najgorszy humor.
PAN JOURDAIN
Może dla twej wygody całemu światu mam zamknąć drzwi przed nosem?
MICHASIA
Zdałoby się je zamknąć przynajmniej pewnym figurom.
SCENA III
Pani Jourdain, Pan Jourdain, Michasia, Dwaj lokaje
PANI JOURDAIN
Ho, ho, to znowu coś nowego! Cóż to ma być, mężu, ta cała parada? Czy ty kpisz sobie z ludzi, żeby się tak wysztafirować? Masz ochotę, aby wszyscy sobie na tobie jęzory ostrzyli?
PAN JOURDAIN
Tylko błazny i błaźnice mogą sobie na mnie ostrzyć języki, moja żono.
PANI JOURDAIN
Doprawdy! Myślisz może, że czekali z tym do tej pory – od dawna już cały świat sobie pokpiwa z twoich fanaberyj.
PAN JOURDAIN
I któż to jest ten cały świat, jeśli łaska?
PANI JOURDAIN
Ten cały świat to świat, który zna się na rzeczy i więcej ma w głowie oleju od ciebie. Co do mnie, już te szlacheckie bziki kością w gardle mi stają. Własnego domu, doprawdy, poznać nie mogę. Myślałby kto, że tu co dnia tłusty wtorek: od białego rana, żeby czasu nie tracić, słychać tylko harmider grajków i śpiewaków rozdzierających uszy całemu sąsiedztwu.
MICHASIA
Dobrze nasza pani mówi. Ani sposób domu oporządzić jak się należy przy tej zbieraninie, która wiesza się tu koło pana. Buty mają takie, jak gdyby zbierali nimi błoto po wszystkich przedmieściach, aby je tutaj przynosić; biedna Franusia ostatni dech z siebie wypiera na szorowanie podłogi, którą pańscy śliczni bakałarze zapaskudzają codziennie na nowo.
PAN JOURDAIN
Ejże! Panna Michasia jak na wiejską dziewuchę ma dzióbek strasznie prześcipny!
PANI JOURDAIN
Michasia ma słuszność; to pewna, że rozsądniejsza jest od ciebie. Chciałabym bardzo wiedzieć, na co tobie w twoim wieku nauczyciel tańca?
MICHASIA
I tamten wielki drab od fechtów, który tupie nogami, aż dom się trzęsie, i obcasami wydziera w salonie deski z podłogi?
PAN JOURDAIN
Cicho, baby!
PANI JOURDAIN
Czy masz zamiar brać się do tańca wówczas, kiedy już nogi nie będą cię chciały nosić?
MICHASIA
Czy pan ma ochotę gardło komuś poderżnąć?
PAN JOURDAIN
Cicho siedźcie, powiadam! Nie macie o niczym pojęcia i nie wiecie, co to wszystko robi z człowieka.
PANI JOURDAIN
Ot, wolałbyś pomyśleć, żeby wydać za mąż córkę – ma już lata po temu, aby o niej postanowić.
PAN JOURDAIN
Pomyślę wówczas, kiedy się nastręczy stosowna partia, ale chcę również myśleć o tym, aby się nauczyć pięknych i pożytecznych rzeczy.
MICHASIA
Słyszałam dziś, proszę pani, że pan jeszcze przyjął na omastę profesora filozofii.
PAN JOURDAIN
Owszem, przyjąłem. Chcę zaostrzyć bystrość swego dowcipu, aby móc rozprawiać o wszystkim w dystyngowanym towarzystwie.
PANI JOURDAIN
Zapiszesz się może jeszcze do szkoły i dasz się ćwiczyć rózgą na stare lata?
PAN JOURDAIN
Czemu nie? Dałby Bóg, abym mógł dostać rózgi tu, przy wszystkich, a w zamian umiał to, czego uczą w szkole.
MICHASIA
Na dużo by się to panu zdało!
PAN JOURDAIN
Z pewnością.
PANI JOURDAIN
Wszystko to bardzo potrzebne do prowadzenia domu!
PAN JOURDAIN
Oczywiście. Mówicie jak dwie sroki – wstyd mi waszej ciemnoty, do pani Jourdain Powiedz mi, czy ty wiesz bodaj, co ty mówisz w tej chwili?
PANI JOURDAIN
Owszem. Wiem, że mówię to, co się należy i że czas byłby ci wreszcie nabrać trochę rozumu.
PAN JOURDAIN
Nie o tym teraz mowa. Pytam się, co to są te słowa, które wygłaszasz?
PANI JOURDAIN
Słowa z sensem, którego brakuje twoim postępkom.
PAN JOURDAIN
Mówię ci, nie o tym mowa. Pytam się: to, co ja mówię do ciebie, to, co ci powiadam w tej chwili, co to jest?
PANI JOURDAIN
Brednie.
PAN JOURDAIN
Ech, nie, nie o to chodzi. To, co mówimy oboje, sposób wyrażania się, którego właśnie używamy?
PANI JOURDAIN
No?
PAN JOURDAIN
Jakże się to nazywa?
PANI JOURDAIN
Jak się komu podoba.
PAN JOURDAIN
To proza, ciemna kobieto!
PANI JOURDAIN
Proza?
PAN JOURDAIN
Tak, proza. Wszystko, co jest prozą, nie jest wierszem; co nie jest wierszem, jest prozą. O, widzisz, co to znaczy kształcić się! do Michasi A ty, wiesz ty bodaj, co trzeba zrobić, aby powiedzieć: U?
MICHASIA
Co znowu?
PAN JOURDAIN
A tak. Co robisz, kiedy wymawiasz: U?
MICHASIA
Hę?
PAN JOURDAIN
No, spróbuj! Powiedz no: U.
MICHASIA
No i cóż: U.
PAN JOURDAIN
I cóż robisz?
MICHASIA
Mówię: U.
PAN JOURDAIN
Tak, ale kiedy mówisz: U, co wtedy robisz?
MICHASIA
Robię, co pan każe.
PAN JOURDAIN
Och, skaranie boskie mieć do czynienia z takim bydłem! Wydłużasz wargi ku przodowi i przybliżasz szczękę górną do szczęki dolnej: U. Widzisz? O, jakbym się pokrzywiał: U.
MICHASIA
A to mi cuda!
PANI JOURDAIN
To dopiero coś mądrego!
PAN JOURDAIN
To jeszcze nic! Gdybyście dopiero widziały O i DA, DA i FA, FA!
PANI JOURDAIN
Co mają znaczyć te wszystkie michałki2?
MICHASIA
Na cóż to niby skutkuje?
PAN JOURDAIN
Wściekam się, kiedy widzę taką babską ciemnotę!
PANI JOURDAIN
Ech! Powinien byś wyprawić stąd na złamanie karku tych drabów razem z ich facecjami3.
MICHASIA
A zwłaszcza tego dryblasa z długim rożnem, który mi rozpędza kurz po całym mieszkaniu.
PAN JOURDAIN
Ejże! Mój fechmistrz tak ci się nie podoba? Zaraz cię przekonam, jakaś głupia, każe podać florety i wciska jeden w rękę Michasi Masz tu: metoda doświadczalna, linia ciała. Kiedy się chce dać kwartę, wystarczy zrobić tak, a kiedy tercję, tak. Oto sposób, aby nigdy nie być zabitym. Czy to nie jest przyjemnie być tak pewnym swojej skóry, kiedy się człowiek ma pojedynkować? Dalej, próbuj nacierać na mnie, tak dla przekonania się!
MICHASIA
No, cóż wielkiego? daje mu kilka pchnięć
PAN JOURDAIN
Zaraz! Hola! Ho! Powoli, błaźnico!
MICHASIA
Kazał pan nacierać.
PAN JOURDAIN
Tak, ale ty walisz tercję, zanim spróbowałaś kwartę, i nie czekasz, aż sparuję!
PANI JOURDAIN
Ty masz bzika, mężu, z tymi wszystkimi fanaberiami, które cię obsiadły od czasu, jak zacząłeś pchać się między szlachtę.
PAN JOURDAIN
Starając się obracać między szlachtą, daję tylko dowód rozumu: pewno, że to więcej warte, niż gnić wśród mieszczuchów.
PANI JOURDAIN
Także coś! Ładne będziesz miał zyski ze swoich szlacheckich znajomości, dobrze wyjdziesz na pięknym hrabiczu, w którymś się tak zacietrzewił.
PAN JOURDAIN
Cicho, babo, pilnuj swojej gęby! Sama nie wiesz chyba, o kim mówisz. To osoba większego znaczenia, niż sobie możesz wyobrazić, figura, którą cenią na dworze! Toć on rozmawia z samym królem, ot, tak, jak ja tu z tobą. Czy to nie jest prawdziwy zaszczyt, gdy wszyscy widzą, że tak dostojna osoba zachodzi po mnie raz po raz, nazywa mnie drogim przyjacielem i postępuje tak, jak gdybyśmy byli sobie równi? Nie masz pojęcia, jaki on łaskaw na mnie: w oczach całego świata obsypuje mnie uprzejmościami – nieraz jestem wprost zawstydzony.
PANI JOURDAIN
Tak, łaskaw, łaskaw i przychlebiań ci nie skąpi, ale za to wszystko pożycza od ciebie pieniędzy.
PAN JOURDAIN
A choćby! Czyż to nie zaszczyt dla mnie pożyczać pieniędzy człowiekowi o takim stanowisku? Czy mogę nie uczynić tego z radością dla wielkiego pana, który mnie nazywa swoim przyjacielem?
PANI JOURDAIN
A on, ten wielki pan, cóż on niby robi dla ciebie?
PAN JOURDAIN
Phi! Rzeczy, którymi by się każdy zdumiał, gdyby były znane światu.
PANI JOURDAIN
Cóż takiego?
PAN JOURDAIN
Basta! Nie mogę powiedzieć więcej. Zresztą, cóż? Pożyczyłem mu pieniędzy, prawda, ale odda mi wszystko z pewnością i to bardzo niedługo.
PANI JOURDAIN
Pewnie. Możesz na to czekać.
PAN JOURDAIN
Rozumie się. Sam powiedział.
PANI JOURDAIN
Tak, tak – i nie omieszka raczyć nie dotrzymać.
PAN JOURDAIN
Dał mi szlacheckie słowo.
PANI JOURDAIN
Brednie!
PAN JOURDAIN
Ech! Ale z ciebie uparta baba, co się zowie. Powiadam ci: dotrzyma słowa – jestem tego pewny.
PANI JOURDAIN
A ja jestem pewna, że nie i że te wszystkie czułości są tylko na to, aby cię wystrychnąć na dudka.
PAN JOURDAIN
Cicho! Oto idzie.
PANI JOURDAIN
Tego nam właśnie było potrzeba. Może znowu przychodzi coś wyłudzić; kiedy go widzę, doprawdy flaki mnie bolą.
PAN JOURDAIN
Cicho siedź, mówię!