Kitabı oku: «Uczone białogłowy», sayfa 3
SCENA CZWARTA
CHRYZAL, ARYST
CHRYZAL
U siostrzyczki coś w głowie…
ARYST
Tak, i co dzień rośnie.
Lecz zacznijmy w zastępstwie znów gruchać miłośnie.
Klitander tedy ręki Henryki uprasza:
Pomyśl więc, jaka będzie w tym odpowiedź wasza.
CHRYZAL
Możnaż pytać? Przystaję, z serca, z duszy całej,
I uważam ten związek za zaszczyt niemały.
ARYST
Wiesz sam, że on w majątki nie jest zbyt zasobny
I że…
CHRYZAL
Za nic w mych oczach stoi wzgląd podobny;
Dość mi na sercu jego w skarby tak bogatém;
A przy tym z ojcem przecie żyłem jak brat z bratem.
ARYST
Pomów więc z żoną, by dla tego przedsięwzięcia
Nastroić ją i…
CHRYZAL
Dosyć, biorę go za zięcia.
ARYST
Tak, lecz aby tym lepiej poprzeć twoje zdanie,
Nieźle będzie, gdy ona też się zgodzi na nie.
Chodźmy…
CHRYZAL
Żartujesz chyba? Na cóż się to zdało?
W swym i w żony imieniu sam skończę rzecz całą.
ARYST
Ale…
CHRYZAL
Mnie wszystko zostaw i nie troszcz się o to.
Pójdę jej rzecz oznajmić z największą ochotą.
ARYST
Ja spieszę do Henryki wybadać, co ona
O tym myśli, i wrócę…
CHRYZAL
Rzecz już załatwiona;
Idę się z żoną moją rozmówić w tej chwili.
SCENA PIĄTA
CHRYZAL, MARCYNA.
MARCYNA
To ci szczęście człowiecze; oj, dobrze prawili26.
Kto chce sukę utopić, ten mówi, że wściekła;
A kto służbę wymyślił, niech nie wyjrzy z piekła.
CHRYZAL
Co się stało? Co ci to, Marcyś?
MARCYNA
Pan się pyta?
CHRYZAL
Tak.
MARCYNA
Stało się, że z domu mam pójść precz i kwita.
CHRYZAL
Ty, z domu?
MARCYNA
Jak psa pani wypędza człowieka.
CHRYZAL
Nic nie rozumiem. Jak to?
MARCYNA
I jeszcze przyrzeka,
Że sto kijów dołoży mi, jak Bóg na niebie.
CHRYZAL
Nie, zostaniesz; ja bardzo jestem kontent27 z ciebie,
Moja żona troszeczkę kąpana w ukropie;
I nie pozwolę, aby…
SCENA SZÓSTA
Filaminta, Beliza, Chryzal, Marcyna.
FILAMINTA
spostrzegając Marcynę
Jeszcześ tutaj, czopie!
Ruszaj mi stąd, ty szelmo, umykaj mi z domu
I nie waż się na oczy tu pokazać komu.
CHRYZAL
Pozwól…
FILAMINTA
Skończone.
CHRYZAL
Czyliż…
FILAMINTA
Ma się stąd wynosić.
CHRYZAL
Ale cóż uczyniła, jeśli mogę prosić…
FILAMINTA
Jak to! Więc ty jej bronisz?
CHRYZAL
Ja? W żadnym sposobie.
FILAMINTA
Przeciw mnie za nią stajesz?
CHRYZAL
Uroiłaś sobie;
Ja chciałem tylko spytać, za jakie przewiny…
FILAMINTA
Czyżbym ją wypędzała bez żadnej przyczyny?
CHRYZAL
Tego wcale nie mówię; lecz zawszeć tak człeka…
FILAMINTA
Żądam, niech w tejże chwili za próg mi ucieka.
CHRYZAL
Więc dobrze, dobrze. Powiedz, któż ci tego wzbrania?
FILAMINTA
Nie znoszę, by nie dzielił ktoś mojego zdania.
CHRYZAL
Zgoda.
FILAMINTA
I gdybyś mężem był, jak się należy,
Za moją sprawą pewnie ująłbyś się szczerzej.
CHRYZAL
Tak też czynię.
Obracając się do Marcyny
Ha, szelmo, tegoś tylko warta
I słusznie moja żona ściga cię do czarta!
MARCYNA
I cóżem ja zrobiła?
CHRYZAL
cicho
Nie wiem, na mą duszę.
FILAMINTA
Uporu tej łotrzycy niczym snadź nie skruszę!
CHRYZAL
Czy może o to na nią twe wzburzenie spadło,
Że stłukła porcelanę jaką lub zwierciadło?
FILAMINTA
Czyżbym ją wypędzała? I czy mniemasz, proszę,
Że o taką drobnostkę gniewem się unoszę?
CHRYZAL
do Marcyny
Cóż tedy?do FilamintyWidzę, że coś zbroiła okrutnie.
FILAMINTA
I jak! Czyliż ja wszczynam bez przyczyny kłótnie?
CHRYZAL
Może przez jej niedbalstwo ktoś ze służby w domu
Miski srebrne lub dzbany wyniósł po kryjomu?
FILAMINTA
To by była drobnostka.
CHRYZAL
do Marcyny
Ho, ho! To coś ładnie!
do Filaminty
Czy ją samą złapałaś na tym, że nas kradnie?
FILAMINTA
Jeszcze o wiele gorzej.
CHRYZAL
Co! Gorzej?
FILAMINTA
O ile!
CHRYZAL
do Marcyny
Jak to! Szelmo, ladaco!
do Filaminty
Próżno się już silę…
FILAMINTA
Z krnąbrnością, której żaden przykład nie poruszy,
Mimo trzydziestu lekcji, zraniła mi uszy
Gwarą zarówno szpetną, jak nieprawidłową,
Którą Wogelas28 w dziele swym karci surowo.
CHRYZAL
I o to…
FILAMINTA
Jak to! Zawszeż jej plugawy nałóg
Urągać ma bezkarnie pierwszej z wszystkich nauk,
Gramatyce, co nawet królewską koronę29
Umie nagiąć pod swoje prawa niewzruszone!
CHRYZAL
Myślałem, że Bóg wie co zbroiła dziewczyna.
FILAMINTA
Jak to! Więc w twoich oczach niczym jest jej wina?
CHRYZAL
Ależ owszem.
FILAMINTA
Chcesz za nią się ujmować może?
CHRYZAL
Ani myślę.
BELIZA
W istocie, tak zostać nie może.
Nigdy się nie chce trzymać prawidłowej składni,
Chociaż ją obznajmiłyśmy z nią najdokładniej.
MARCYNA
Niechże więc pani bodaj kijem mnie zatłucze,
A ja się tych michałków waszych nie wyuczę.
FILAMINTA
Bezwstydna! „Michałkami” zwać tę mowę szczytną,
Z której soków rozumu wszystkie płody kwitną!
MARCYNA
Gdy człek z człekiem dogada się, cóż więcej potrza;
A od takich wymysłów gęba nie jest słodsza.
FILAMINTA
Macież! Czyżby nie stracił cierpliwości święty?
„Cóż więcej potrza!”
BELIZA
Mózgu w uporze zawzięty!
Czyliż, mimo opiekę naszą tak wytrwałą,
Nigdy cię nie nauczym mówić jak przystało?
„Cóż” zamiast „czegóż” kładziesz, a „trza” zamiast „trzeba”:
Drugi przypadek z czwartym mieszasz, wielkie nieba!
MARCYNA
Ja tam tak jak paniusia na książkach nie bita,
Gadam tak, jak mój ojciec gadali, i kwita.
FILAMINTA
Och! I możnaż to ścierpieć?
BELIZA
FILAMINTA
To morderstwo dla duszy na dźwięki wrażliwej.
BELIZA
Twój umysł, trzeba przyznać, dziwnie jest ubogi!
„Ojciec” jest w pojedynczej, „gadali” znów w mnogiej
Liczbie. Czy wiecznie będziesz walczyć z gramatyką?
MARCYNA
Co paniusi ubrdało się dziś z tą motyką?
FILAMINTA
O nieba!
BELIZA
Gramatykę gwałcisz raz po razu:
Wszak winnaś pochodzenie znać tego wyrazu.
MARCYNA
Niech se skąd chce pochodzi, Bóg go wiedzieć raczy,
A mnie ta nic do tego.
BELIZA
O, mózgu prostaczy!
Jak pogodzić przymiotnik z formą rzeczownika,
Jak czasownik odmieniać, o tym gramatyka
Uczy nas właśnie.
MARCYNA
Kiedy ja powiem paniusi,
Że ja nie znam tych państwa.
FILAMINTA
Cóż człowiek znieść musi!
BELIZA
To są nazwy wyrazów; i w tym sztuka leży,
Aby je zgodzić z sobą wszystkie jak należy.
MARCYNA
A niechże się tam godzą albo kłócą zdrowe.
FILAMINTA
do Belizy
Ech, Boże! Skończże już te gawędy jałowe.
Do Chryzala
Byś ją wyrzucił za drzwi, więc cię nie uproszę?
CHRYZAL
Ależ owszem.
Na stronie
Ustąpić trzeba jej po trosze.
Głośno do Marcyny
Idź, nie drażnij już pani, odejdź stąd, Marcyno.
FILAMINTA
Co! Tak sobie poczynasz z zuchwałą dziewczyną!
W ceremonie się jakieś bawisz z tą łajdaczką!
CHRYZAL
Ja? Gdzieżby? OstroRuszaj zaraz! Łagodniej, półgłosem
Idź już, idź, biedaczko.
SCENA SIÓDMA
Filaminta, Chryzal, Beliza.
CHRYZAL
No, zatem już odeszła; stało ci się zadość;
Lecz nie powiem, bym dzielił w tym względzie twą radość:
Wypędziłaś dziewczynę roboczą i wierną,
I, dla31 głupstwa, dom szkodę poniesie niezmierną.
FILAMINTA
Chcesz zatem, bym ją wiecznie cierpiała przy sobie,
By uszy me dręczyła w najsroższym sposobie,
Tok języka gwałciła bez najmniejszych względów
Barbarzyńskim chaosem wysłowienia błędów,
Wyrazów skoszlawionych, w które, dla okrasy,
Tka swe przysłowia, dobre dla ulicznej masy?
BELIZA
To prawda, że już trudno jest wytrzymać czasem,
Jak ona wciąż na udry idzie z Wogelasem;
Lękam się, iż mnie kiedy przyprawią o spazmy
Jej ciągłe kakofonie albo pleonazmy.
CHRYZAL
Cóż stąd, że z Wogelasem zgodzić się nie umie,
Jeśli na kuchni za to dobrze się rozumie?
Już ja wolę, że kiedy obiera ziemniaki,
Z czasownikiem źle zgodzi tam przysłówek jaki
I na gminnych wyrażeń sto sobie pozwoli,
Niż kiedy spali mięso lub rosół przesoli.
Żyję z dobrej polewki, nie z pięknych orzeczeń:
Wogelas nie nauczy, jak się robi pieczeń;
I sam Malherbe z Balzakiem32, choć pieją tak górnie,
Gdyby ich zamknąć w kuchni, staliby jak durnie.
FILAMINTA
Gminność tej myśli w głowę uderza jak ćwiekiem!
Jakiż upadek komuś, co się zwie człowiekiem,
Grzęznąć tak bez ustanku wśród ziemskich kłopotów,
Zamiast swe skrzydła prężyć do górniejszych lotów!
I cóż znaczy to ciało nędzne, łachman biedny,
By warte było bodaj myśli naszej jednej?
Czyż nie winniśmy raczej zdusić w swoim łonie…
CHRYZAL
Ciało moje, to ja sam; muszę więc dbać o nie.
Łachmany, niech tak będzie, ale moje własne.
BELIZA
Ciało z duchem spojone jest, bracie, to jasne;
Lecz, jak nas uczy mędrców pojęcie najszersze,
Duch przed ciałem mieć zawsze winien miejsce pierwsze;
I główną naszą troską, najważniejszym krokiem,
Jest żywić go nauki życiodajnym sokiem.
CHRYZAL
Jeśli w ten sposób ducha waszego żywicie,
To z tej strawy go czeka bardzo nędzne życie;
Żadnej troski nie macie o to, żadnej pieczy,
Aby…
FILAMINTA
Ach, ach! Ta „piecza” uszy mi kaleczy,
Dziwna się z tego słowa dobywa stęchlizna.
BELIZA
Że dobrze myszką trąci, to ci każdy przyzna.
CHRYZAL
Mam wam prawdę powiedzieć? Słuchajcie więc obie,
Niech już raz zrzucę wreszcie, co mam na wątrobie:
Za wariatki was mają; i choć nie przykładam…
FILAMINTA
Co? Co? Co? Co?
CHRYZAL
spłoszony, do Belizy
Do ciebie, moja siostro, gadam.
Na najmniejszy solecyzm w mowie jesteś tkliwa,
Lecz w czynach twoich więcej solecyzmów bywa.
Te książki wasze, to są bezpotrzebne graty:
Prócz grubego Plutarcha33, w którym me rabaty
Prasuję, w piecu spalić warto kram ten cały,
A niechby się rozumy doktorom zostały.
Nieźle byłoby, sądzę, również ściągnąć z dachu
Lunetę długą, przedmiot ludzkiego postrachu,
Również sto innych figlów, co mieszkanie zdobi;
Nie podglądać co tam kto na księżycu robi,
A tym, co w domu słychać, zająć się czasami,
Gdzie wszystko dzisiaj chodzi do góry nogami.
Nie idzie to z pewnością nikomu na zdrowie,
Gdy żona kram z nauką zakłada w swej głowie:
Kształtować po bożemu umysł swoich dziatek,
Służby doglądać, w domu ład trzymać i statek,
Baczyć, czy się w dochodach wydatek pomieści,
Oto jej filozofia, to rozum niewieści.
Nasi ojcowie pewnie w głowie mieli olej,
Gdy mawiali, że taka jest stworzenia kolej
I że kobieta doszła swych rozumów miary,
Gdy pozna co opończa, a co szarawary.
Ich żony nie czytały, lecz dom wiodły suto;
Kuchenne sprawy były im światłą dysputą,
A ich księgami igły, nici i tamburek,
Którymi sporządzały wyprawy swych córek.
Dzisiejsze damy zgoła inną wzięły postać:
Wszystkie piszą, chcą gwałtem autorkami zostać;
Żadna wiedza dziś nie jest zbyt górną kobiecie,
A w moim domu bardziej niż gdziekolwiek w świecie.
Zgłębia się tu sekrety i ziemi, i nieba,
I wszystko tu umieją prócz tego, co trzeba.
Wiedzą, jak księżyc chodzi, jak gwiazda polarna,
Saturn, Mars i Wenera: korzyść z tego marna
Dla domu, bo, gdy kwitnie mądrość znamienita,
Co się tam w garnkach dzieje, o to nikt nie spyta.
Służba również do waszych dostraja się tonów
I miast miotły wszelakich chwyta się andronów.
Rozumować w tym domu dziś zabawą całą,
Aż to rozumowanie zeń rozum wygnało!…
Jedno, czytając książkę, pieczeń mi przypali;
Drugie, gdy ja pić wołam, właśnie wiersze smali:
Słowem, toście zdołały sprawić w czas niedługi,
Że mam w mym domu służbę, a nie mam usługi.
Pozostała mi bodaj ta dziewczyna biedna,
Co zarazy uniknąć zdołała choć jedna,
I oto wypędzacie ją z wielkim hałasem
Za to, że nie dość dobrze żyje z Wogelasem.
Mówię siostrze, że żółć mnie zalać wnet gotowa:
(Bo, jak rzekłem, do ciebie stosuję te słowa);
Przejadła mi się wreszcie w domu ta łacina,
A zwłaszcza dość mam tego pana Trysotyna!
Wszak to on otumanił was przez swoje wiersze:
Wszystko, z czym się odezwie, to brednie najszczersze,
Każdym słowem sensowi zdrowemu urąga,
I za jego pięć klepek nie dałbym szeląga.
FILAMINTA
Trudno w podlejszych słowach dać myśl bardziej niską.
BELIZA
Widziałże kto komórek grubsze zbiorowisko,
Z bardziej gminnych atomów duszę ulepioną?
I jaż z krwi tejże samej mogę być zrodzoną?
W rozpacz mnie wtrąca ciężką wspólność naszej rasy;
Odchodzę, wstyd unosząc z niej po wszystkie czasy.
SCENA ÓSMA
Filaminta, Chryzal.
FILAMINTA
Cóż, czy jeszcze na sercu coś ci pozostało?
CHRYZAL
Mnie? Nic. Nie mówmy o tym więcej; już się stało.
Przejdźmy do innej sprawy. Twa starsza dziewczyna
Zżyma się, o małżeństwie gdy kto jej wspomina;
To kawał filozofki; niechaj i tak będzie;
Najmniejszych ci zarzutów nie czynię w tym względzie:
Lecz, że młodsza jej siostra zgoła znów jest inną,
Mniemam, żeby Henryczce naszej się powinno
Poszukać męża…
FILAMINTA
Owszem; już myślałam o tem,
I zwierzę ci się z moich zamiarów przedmiotem.
Pan Trysotyn, co ludziom kością w gardle stoi
I co nie miał zaszczytu zdobyć łaski twojej,
Jest tym, którego właśnie wyborem się szczycę,
I lepiej wiem od ciebie, co trzeba Henryce.
Wszelka dysputa tutaj byłaby stracona
I rzecz ta jest przeze mnie już postanowiona.
Rozgłaszać tego niech się mój pan mąż nie trudzi;
Sama o tym z twą córką chcę pomówić wprzódziej34.
Są przyczyny po temu; i miej to w pamięci,
Że, gdybyś pisnął, zaraz poznam, co się święci.
SCENA DZIEWIĄTA
Aryst, Chryzal.
ARYST
Spotkałem twoją żonę, wnoszę z tego zatem,
Że musiała rozmowę tu mieć z panem bratem.
CHRYZAL
Tak.
ARYST
I z jakimże skutkiem? Cóż na to twa żona?
Dostaniemy Henrykę? Rzecz już załatwiona?
CHRYZAL
Nie ze wszystkim.
ARYST
Odmawia?
CHRYZAL
Nie odmawia wcale.
ARYST
Zatem waha się jeszcze?
CHRYZAL
Nie waha się; ale…
ARYST
Cóż więc?
CHRYZAL
Ona o innym całkiem zięciu śpiewa.
ARYST
O innym?
CHRYZAL
Tak, o innym.
ARYST
Jakże się nazywa?
CHRYZAL
Pan Trysotyn.
ARYST
Trysotyn? On? Twojej dziewczynie…?
CHRYZAL
Tak, ten, co wierszem gada ciągle po łacinie.
ARYST
I tyś się na to zgodził?
CHRYZAL
Ja? Niech mnie Bóg chroni!
ARYST
I cóżeś odpowiedział?
CHRYZAL
Nic; do takiej broni
Się uciekłem, by sprawę uchylić skutecznie.
ARYST
W istocie, świetny sposób! Roztropnie a grzecznie!
Czyś bodaj za Klitandrem przemówił dwa słowa?
CHRYZAL
Nie, bo, skoro o innym zięciu była mowa,
Sądziłem, iż wyrywać z tym nie zda się na nic.
ARYST
W istocie, że przezorność twoja nie ma granic,
Powiedz, bracie, czy ty się sam nie wstydzisz tęgo?
Godzisz się, by mężczyzna był takim ciemięgą,
Aby, siedząc w ten sposób pod pantoflem żony,
Dla swej woli nie znalazł ni słówka obrony?
CHRYZAL
Oj, braciszku, inaczej by-ć się o tym rzekło,
Gdybyś wiedział, co znaczy mieć w swym domu piekło.
Ja lubię ciszę, zgodę, wywczasy35 spokojne,
A żona moja straszna, gdy rozpocznie wojnę!
Filozofia w jej oczach jest zaletą rzadką,
Lecz to jej nie przeszkadza być wściekłą furiatką;
I mimo wszystkie wzniosłe skłonności jej duszy
Lada drobiazg w niej zaraz całą żółć poruszy.
Niech się kto jej przeciwi bodaj na pół słowa,
Już burza najstraszliwsza na tydzień gotowa.
Skoro zacznie, ze strachu jestem na pół żywy,
Nie wiem, gdzie się mam schować: to smok jest prawdziwy;
I gdy dom drży calutki w piekielnej rozterce,
Jeszcze jej muszę mówić: „Duszko moja, serce!”
ARYST
Żartujesz chyba sobie. Powiem ci więc szczerze,
Że zło jedynie z twego tchórzostwa się bierze;
Na słabości twej tylko wspiera się jej władza
I miękkość twa nadmierna na ów tron ją sadza.
Sam oddaje jej berło w ręce brat dobrodziej,
Potem się dziwi jeszcze, że go za nos wodzi.
Co! Więc nie możesz, cierpiąc taką rzeczy postać,
Raz się odważyć na to, by mężczyzną zostać?
Zmusić, by twych rozkazów słuchała niewiasta
I zdobyć się na słowo: „Ja tak chcę i basta!”
Bab kilku ustępując nagonce zuchwałej,
Pozwolisz swego dziecka los zniweczyć cały,
Całe swe mienie przelać na tego pajaca
Za to, że im łaciną w babskich łbach przewraca?
Wierszorób, co jedynie przez usta twej żony
Filozofa, poety mianem jest ochrzczony,
Mistrza, co w czułych rytmach nad wszystkich się wznosi,
A o którym świat zgoła znów inaczej głosi!
Jeszcze raz ci powtarzam: to są czyste żarty,
I za takie mazgajstwo śmiechu byłbyś warty.
CHRYZAL
Masz słuszność; źle zrobiłem; lecz dziś brat zobaczy,
Że do tej sprawy wezmę się zgoła inaczej.
ARYST
Piękne postanowienie.
CHRYZAL
Wszak to sensu nié ma,
Gdy żona swego męża pod pantoflem trzyma.
ARYST
Słusznie.
CHRYZAL
Mej łagodności zbyt już nadużyła.
ARYST
To prawda.
CHRYZAL
Ma powolność zbyt uległą była.
ARYST
Z pewnością.
CHRYZAL
Dziś być musi przez wszystkich uznanem,
Że córka jest mą córką, żem ja tu jest panem
I że za tego pójdzie, z kim ja ją zaślubię.
ARYST
To się nazywa mówić. Otóż tak cię lubię.
CHRYZAL
Wszak sprzyjasz Klitandrowi; znasz jego mieszkanie,
Powiedz mu, niech mi tutaj w tejże chwili stanie.
ARYST
Idę, lecę w te pędy.
CHRYZAL
Długo się cierpiało;
Lecz odtąd już mężczyzna ze mnie gębą całą!