Kitabı oku: «Uczone białogłowy», sayfa 5
SCENA SZÓSTA
Trysotyn, Filaminta, Armanda, Beliza, Henryka.
TRYSOTYN
Moich porywów za złe mi panie nie bierzcie:
Twojegom zdania, pani, bronił tylko wreszcie,
Broniąc sonetu, który znieważył tak srodze.
FILAMINTA
Mam nadzieję, iż panów niebawem pogodzę;
Mówmy o innej sprawie. Heniu, bliżej proszę;
Nie od dzisiaj niepokój ciężki w sercu noszę,
Iż w tobie żadna ducha iskierka nie płonie:
Lecz mam sposób, by zbudzić ją wreszcie w twym łonie.
HENRYKA
Troszczysz się o mnie, matko, zgoła nadaremnie,
Uczoność tam pociechy nie będzie mieć ze mnie;
Ja lubię żyć swobodnie i ani mi w głowie
Dowcipu przednie kunszta ścigać w każdym słowie;
Tej ambicji, wyznaję, zupełnie mi zbywa.
Z moją głupotą czuję się bardzo szczęśliwa;
I wolę się wyrażać z prosta, pospolicie,
Niż mózg nad konceptami suszyć całe życie.
FILAMINTA
Tak; ale mnie to razi i nie pragnę wcale
Folgować w moim rodzie podobnej zakale.
Piękność lica jest nikłą ozdobą jedynie,
Co niby kwiat przekwita, niby płomyk ginie,
Z wierzchnią jedynie naszą powłoką zrośnięta;
Lecz piękność duszy trwała jest i nieodjęta.
Długom tedy szukała, jaką w ciebie drogą
Wlać krasę, której lata naruszyć nie mogą,
Jak w twym umyśle wiedzy rozniecić pochodnię
I poznania pragnienie tchnąć w ducha łagodnie:
Ażem wreszcie uznała, iż będzie najprościej,
Złączyć cię z mężem, słynnym z umysłu bystrości.
Wskazując na Trysotyna.
Oto on; odtąd, wolą rodziców łaskawą,
Zwać go przyszłym małżonkiem masz wszelakie prawo.
HENRYKA
Ja, matko!
FILAMINTA
Niech no panna fochów mi nie stroi.
BELIZA
do Trysotyna
Rozumiem cię: twe oczy żebrzą zgody mojej,
By z inną związać serce, w którym ja panuję.
Owszem, zezwalam; chętnie pana ustępuję
Dla małżeństwa, co przyszłość bez troski ci znaczy.
TRYSOTYN
do Henryki
Wyrazy mego szczęścia niechaj pani raczy
Przyjąć; i radość, jaką z tak chlubnego stadła
Serce me…
HENRYKA
Z wolna; jeszcze klamka nie zapadła:
Niech się pan tak nie spieszy.
FILAMINTA
Cóż to za gadanie!
Czy wiesz, że… Dość. Jak każę, tak też się i stanie.
Do Trysotyna
Zostawmy ją; już ja ją prędko uspokoję.
SCENA SIÓDMA
Armanda, Henryka.
ARMANDA
Znać, jak matka gorąco dba o szczęście twoje;
I doprawdy, że trudno w chlubniejszym wyborze…
HENRYKA
Jeżeli taki chlubny, ty go przyjmiesz może.
ARMANDA
Nie mnie, siostro, lecz ciebie on żąda w małżeństwo.
HENRYKA
Ja ci go oddam chętnie, ceniąc twe starszeństwo.
ARMANDA
Gdybym jak ty małżeńskie pieściła zamiary,
Pewnie bym skorzystała rada z twej ofiary.
HENRYKA
Gdybym jak ty bazgraczy darzyła podziwem,
Związek ten byłby dla mnie zaszczytem prawdziwym.
ARMANDA
Jednakże, choć skłonności nasze są tak różne,
Posłuch rodzicom obie wszak jesteśmy dłużne;
Władza matki kierować winna twym wyborem;
I daremnie się łudzisz, że próżnym oporem…
SCENA ÓSMA
Chryzal, Aryst, Klitander, Henryka, Armanda.
CHRYZAL
do Henryki, wiodąc przed nią Klitandra
Chodź, córko, musisz nagiąć się do mego planu,
Zdejm rękawiczkę; podaj rękę temu panu
I wiedz, że losy twoje wiecznie są złączone
Z tym, któremu tu oto daję cię za żonę.
ARMANDA
Przeciw temu siostrzyczka bronić się nie będzie.
HENRYKA
ARMANDA
Wolą matki, jak mniemam, też gardzić nie wolno.
CHRYZAL
Cóż to znaczy?
ARMANDA
Nic, tylko obawiam się szczerze,
Że matka ma odmienne życzenia w tej mierze
I że innego męża…
CHRYZAL
Cicho tam, ty sroko!
Idźże filozofować z nią razem głęboko,
Ale się nie wtrącajcie, kiedy ja co robię,
powiedz jej to i przestrzeż w stanowczym sposobie,
Że się jej ciosać kołków mi na łbie nie uda.
No, chodźmy.
SCENA DZIEWIĄTA
Chryzal, Aryst, Henryka, Klitander.
ARYST
Przewybornie. Działasz istne cuda.
KLITANDER
Ileż radości! Jak mam dobroć tak łaskawą…
CHRYZAL
do Klitandra
Dalej, podaj jej rękę i marsz mi, a żwawo!
Możesz ją odprowadzić. O, jak się to cacka!
Do Arysta
Rozczula mnie, doprawdy, ta para tak chwacka;
Raźniej mi dźwigać jakoś moje stare kości
I przypominam latka młodzieńczych miłości.
AKT CZWARTY
SCENA PIERWSZA
Filaminta, Armanda.
ARMANDA
Przeszła, doprawdy, miarę krnąbrność tej dziewczyny!
Posłuszeństwa pozory wzięła jak na drwiny;
Lecz serce jej bynajmniej nie czekało pory,
Aż głos ojca uświęcić raczy te amory,
Idąc zaś tak skwapliwie za jego rozkazem,
Wolę matki z radością deptała zarazem.
FILAMINTA
Jeszcze ja jej pokażę wkrótce, czyje prawa
Rozumu głos jedynie za słuszne uznawa,
Czy ojcu jej, czy matce rządzić tu przystało;
Czy forma, czy materia, czy duch, czy też ciało.
ARMANDA
Należało choć z tobą rzecz omówić wspólnie;
I ten młokos poczyna sobie dość szczególnie,
Skoro wbrew twojej woli chce twym zięciem zostać.
FILAMINTA
Wcześniej niż mniema, zmieni się ta rzeczy postać.
Podobał mi się, owszem, widziałam go rada
U stóp twych, choć obycia niewiele posiada.
Że piszę, wiedział przecież, i, patrzcie mi gbura!
Nigdy nie pragnął poznać czegoś mego pióra.
SCENA DRUGA
Klitander wchodzi po cichu i słucha niepostrzeżony, Armanda, Filaminta.
ARMANDA
Nigdy bym na twym miejscu nie ścierpiała, matko,
By on się miał ożenić z tą małą dzierlatką.
Mniemam, że to nikomu w głowie nie postoi,
Iż, mówiąc to, chcę bronić własnej sprawy mojej
I że nikczemna zdrada z tego pana strony,
By cień żalu w mej duszy zostawia tajony.
Przeciwko takim ciosom umie serce moje
We filozofii znaleźć potężną ostoję;
Z jej wyżyn drobiazg taki oczom naszym znika;
Lecz nie zniosę, gdy matkę moją ktoś dotyka.
Honor twój nie pozwala uznać jego chęci;
Takiej odrazy nie da się zatrzeć w pamięci.
W rozmowach ze mną nigdy, niech mi matka wierzy,
O tobie nie wyrażał się tak jak należy.
FILAMINTA
Błazen!
ARMANDA
Gdy imię twoje świat poważa cały,
Dotąd praw nie zyskałaś do jego pochwały.
FILAMINTA
Brutal!
ARMANDA
Gdym mu czytała wiersz twój, myślisz może,
Że on dostrzegł zalety w jakim twym utworze?
FILAMINTA
Zuchwalec!
ARMANDA
O to kłótnie z nim staczałam wiecznie;
I nie zgadłabyś nigdy, jak on niedorzecznie…
KLITANDER
do Armandy
Za pozwoleniem, pani. Może by się zdało
Łagodniej i uczciwiej rzecz rozważyć całą.
Cóż złego ci zrobiłem? Za cóż na mą głowę
Tysiącznymi pociski61 zwracasz swą wymowę,
Czemuż mnie pragniesz zgubić i wszystkie sposoby
Są ci dobre, by wzbudzić wstręt do mej osoby?
Powiedz, mów, skąd pochodzi ten twój gniew straszliwy?
Poddaję się pod matki wyrok sprawiedliwy.
ARMANDA
Gdyby w istocie nawet gniew był mą pobudką
I ten zarzut odeprzeć mogłabym dość krótko.
Wartyś tego: kto miłość raz uczuł namiętną,
Tak silne wyryć winna w sercu jego piętno,
Że wolej mu jest62 mienie i życie postradać,
Niźli nowym uczuciem kłam pierwszemu zadać.
Hańbą jest dziś to deptać, co się czciło wczora,
I nad serce niewierne ja nie znam potwora.
KLITANDER
Lecz czyliż niewiernością nazywać przystoi
To, co jeno jest skutkiem własnej dumy twojej?
Niechęć twoja to owej zmienności przyczyna
I, jeślim cię obraził, jej tylko to wina.
Me serce ujarzmiły zrazu twoje wdzięki:
Dwa lata trwało wiernie wśród miłosnej męki
I nie było służb, starań, poświęceń w tej mierze,
Których bym najskwapliwiej nie niósł ci w ofierze.
Lecz daremnie me serce tkliwym ogniem pała,
Tyś na chęci me słodkie nieczułą została.
Czym ty wzgardziłaś, w darze wreszcie niosę innej:
Powiedz zatem: ty, pani, czy jam tutaj winny?
Czym ja chciał zmiany, czyś mnie sama ku niej pchała?
Czym ja ciebie porzucił, czyś ty mnie wygnała?
ARMANDA
Więc to u pana wzgardę dla twych chęci znaczy,
Że chciałam je wyzwolić z skorupy prostaczej,
Że pragnęłam wydobyć z niej te ognie czyste,
W których miłości leżą uroki wieczyste?
Więc nigdy dla mnie odczuć pan nie byłbyś zdolny
Skłonności, od pożądań zmysłów twoich wolnej:
I nie pojmujesz zgoła nieziemskich słodyczy
Związku serc, w którym ciała głos za nic się liczy?
Umiesz kochać jedynie tą miłością grubą,
Której materii spójnia przynętą i chlubą,
I, by wzmocnić twój zapał, w wytrwaniu zbyt krótki,
Potrzebne aż małżeństwo, ach, i jego skutki!
To szczególna, w istocie, miłość! Jakże mało
Takie uczucie duchom szlachetnym przystało!
Ich dążeniom są obce zmysłowe porywy!
Serca jedynie spaja ich płomień tak żywy.
Jak rzecz niegodną siebie rzuca wszystko inne
Ten, w czyim sercu płoną te żary niewinne;
Pierś jego tylko czyste wydaje westchnienia
I nie wie, co to żądzy są plugawe drżenia.
Żadna myśl sprośna szczytnym tym związkom nie przeczy,
Kocha się dla kochania, nie dla innych rzeczy;
Duchy jeno przenika miłosne zarzewie
I człowiek, że ma ciało, nawet o tym nie wie.
KLITANDER
Co do mnie, pani, wyznać ci otwarcie muszę,
Że, daruj, ale równie ciało mam, jak duszę,
I obojgu na równi snadź63 jestem podległy:
W tych subtelnych odcieniach nie jestem dość biegły,
Niebo mi odmówiło filozofii takiej,
Stąd ciało z duszą u mnie trzyma krok jednaki.
Nie ma nic piękniejszego, jak pani powiada,
Nad związki te, którymi duch jedynie włada,
Nad te serc obcowania, myśli splot najtkliwszy,
Których nie mąci zmysłów żaden podmuch żywszy;
Lecz dla mnie te finezje to zbyt ciężka próba:
Jak mnie winisz, natura ma nieco jest gruba:
Przyznaję, że gdy kocham, to już całym sobą
I chcę, by mnie też całą kochano osobą.
Sądzę, że nikt mi uczuć tych bardzo nie zgani;
I, choć nie chcę obrażać chlubnych dążeń pani,
Widzę, że ludzkość sprzyja wielce mej metodzie
I że małżeństwo dotąd jest ogromnie w modzie;
Owszem, za tak szlachetną rzecz je świat uważa,
Iż, kiedym chciał prowadzić panią do ołtarza,
Nie sądziłem, iż chęć ta sama w sobie mieści
Powód jakiejś obrazy dla duszy niewieściej.
ARMANDA
Dobrze więc, dobrze; skoro, mimo wszystkie względy,
Koniecznie chcesz nasycić swe niskie popędy;
Skoro na to, by trwale zawładnąć twym duchem,
Trzeba się związać z tobą cielesnym łańcuchem,
Jeśli matka rozkaże, będę już skazana,
By to… o co ci chodzi, uczynić dla pana.
KLITANDER
Już nie pora; dziś innej me pragnienia święcę;
I byłbym podłym, gdybym to serce dziewczęce
Zawiódł taką odmianą, zdeptał duszę młodą,
Której dobroć w twej wzgardzie była mi osłodą.
FILAMINTA
Czyż się panu w istocie o mej zgodzie marzy,
Gdy Henrykę zamierzasz powieść do ołtarzy?
I czyś w swym zaślepieniu nie słyszał ni słowa,
Że inna partia dla niej jest tak jak gotowa?
KLITANDER
Ech, pani, zechciej wybór swój rozpatrzyć z bliska
I racz mi choć oszczędzić tego pośmiewiska,
Abym palcami miał być wytykany wszędzie,
Żem z panem Trysotynem w jednym stawał rzędzie!
Słabość do gryzipiórków, co twoją chorobą,
Mogłaż mnie skarać lichszą rywala osobą?
Dosyć mamy pismaków, którym dziś dokoła
Zły smak epoki naszej w wieńce stroi czoła;
Lecz Trysotyn nikogo w błąd już nie wprowadzi
I, co wart jest, to wszyscy przyznają mu radzi.
Wszędzie wiedzą, prócz w domu tym, czym on w istocie,
I wyznaję, żem nieraz dziwił się ochocie,
Z jaką pani pod niebo wynosisz bez mała
Brednie, do których byś się sama nie przyznała.
FILAMINTA
Jeżeli o nim zgoła inaczej pan trzyma,
To, że innymi patrzysz niźli my oczyma.
SCENA TRZECIA
Trysotyn, Filaminta, Armanda, Klitander.
TRYSOTYN
do Filaminty
Z ważną nowiną tutaj przybiegam tak wcześnie;
Ładne rzeczy nas dzisiaj mogły spotkać we śnie:
Świat jakiś ziemi naszej przebiegł tuż pod nosem64,
Wiru naszego promień krzyżując ukosem;
Gdyby nasz glob był trafił, pojmujecie panie,
Że rozbiłby ją w sztuki niby szklaną banię.
FILAMINTA
Na inny czas odłóżmy dysertację65 o tym;
Znudzilibyśmy gościa tak błahym przedmiotem:
Ten pan, gdzie może, walczy w nieuctwa obronie,
A do wiedzy wszelakiej jawnym wstrętem płonie.
KLITANDER
Ta prawda złagodzoną być winna wszelako
W pewnej mierze; przypuśćmy, mam nienawiść taką,
Lecz dla wiedzy, co ludzką istotę zatraca.
W zasadzie jest to piękna i szlachetna praca,
Lecz wolałbym nieukiem być na każdy sposób,
Niźli zostać uczonym na kształt pewnych osób.
TRYSOTYN
KLITANDER
Ja zaś twierdzę, że w słowie zarówno, jak w czynie,
Nauka czasem głupców wytwarza jedynie.
TRYSOTYN
Też paradoks!
KLITANDER
Choć mówić misternie nie umiem,
Bez kłopotu bym dowiódł, co o tym rozumiem;
A choćby argumentów zabrakło w tym względzie,
O przykłady dość głośne trudno mi nie będzie.
TRYSOTYN
Wątpię, czy tym sposobem pan coś dowieść zdoła.
KLITANDER
Nie potrzebuję szukać ich daleko zgoła.
TRYSOTYN
Co do mnie, nie wiem, gdzie pan te przykłady zoczy.
KLITANDER
Widzę je tak wyraźnie, że aż kłują w oczy.
TRYSOTYN
Mniemałem, jeśli głupców kolebki ktoś szuka,
Że nieuctwo ich rodzi, ale nie nauka.
KLITANDER
Mylił się pan; i mogę zaręczyć z mej strony,
Że głupszym od nieuka jest głupiec uczony.
TRYSOTYN
Powszechne przekonanie zwalcza twe maksymy,
Skoro nieuk i głupiec są to synonimy.
KLITANDER
Jeśli z słów pokrewieństwa chcesz dowody upiec,
To jeszcze bliższe sobie są mędrek i głupiec.
TRYSOTYN
U jednego głupota jest naga zupełnie.
KLITANDER
U drugiego nauka pomnaża jej pełnię.
TRYSOTYN
Wiedza ducha przymioty podkreśla wyraźniej.
KLITANDER
Błazen, nabity wiedzą, ją i siebie błaźni.
TRYSOTYN
Nieuctwo wielki urok musi mieć dla ciebie,
Skoro tak za nim kopie kruszysz w tej potrzebie.
KLITANDER
To pewna, że nieuctwo szczególnie ten ceni,
Komu są znani bliżej niektórzy uczeni.
TRYSOTYN
Ci niektórzy uczeni więcej trochę warci
Od tych, co się ich ścigać kuszą najzażarciej.
KLITANDER
Tak, o ile na własnym ich polegać zdaniu,
Ale przeciwnie znowu, w tych drugich mniemaniu.
FILAMINTA
do Klitandra
Zdaje mi się, mój panie…
KLITANDER
Pani mi daruje.
Lecz, by walczyć, ten pan się sam na siłach czuje:
Owszem, tak dzielnie na mnie nastaje w tej matni,
Że, broniąc mu się, wkrótce wydam dech ostatni.
ARMANDA
Lecz cierpkość twa, co rośnie z każdą słów wymianą
I co…
KLITANDER
Drugi sojusznik! Daję za wygraną.
FILAMINTA
W walce są dozwolone wszelakie sposoby,
Byle tylko dotykać rzeczy, nie osoby.
KLITANDER
Ech, Boże! Wszak obrazy nie było z mej strony,
A z szyderstwem ten pan jest dobrze oswojony;
Nie takie weń godziły już groty i strzały,
A ufności we własną wartość nie zachwiały.
TRYSOTYN
Trudno się dziwić panu, że mnie tak naciska
I że tak twardo broni swego stanowiska:
Pan bywa wszak u dworu, to wszystko tłumaczy.
Dwór, jak wiadomo, wiedzy uznawać nie raczy;
Sprzyja temu nieuctwu, które my tak ganim;
Pan zatem jako dworak ujmuje się za nim.
KLITANDER
Biedny ten dwór w istocie; jak go to niemile
Musi ranić, gdy słyszy, jak wiecznie, co chwilę,
Przeciw niemu pomstuje gryzipiórków stado,
Co wszystkie swe zawody na barki mu kładą
I co w jego złym smaku, w jego sądach ciasnych,
Radzi by znaleźć winę niepowodzeń własnych.
Daruj, panie Trysotyn, lecz, choć bez wątpienia
Mam należny szacunek dla twego imienia,
I tobie, i kolegom twoim by przystało
Poskramiać ku dworowi wzgardę tak wytrwałą.
Dwór może nie jest taki głupi ostatecznie
Jak wy, panowie, wmówić to chcecie koniecznie;
Zdrowy sąd i pojęcie o wszystkim posiada,
Tam się nasz smak kształtuje, tam też i ogłada,
I ta znajomość świata pewnie nie mniej warta
Niźli naszych bazgraczy uczoność wytarta.
TRYSOTYN
Tego dobrego smaku piękne widzim skutki.
KLITANDER
W czymże brak jego widzisz, spytam bez ogródki?
TRYSOTYN
W czym widzę? Wszak ci wiedzy gdy rozważym żniwo,
Razjusz i Baldus Francji są chwałą prawdziwą.
A mimo wdzięczność67, jaką ojczyzna im dłużną,
Łask i hojności dworu czekają na próżno.
KLITANDER
Współczuję panu i twej tak skromnej przenośni,
Co nie pozwala zasług swoich podnieść głośniej.
Spytam więc, aby pana nie zaczepiać wcale,
Cóż dla państwa zdziałali owi dwaj mądrale?
Jakąż korzyść oddali mu służbą ofiarną,
Aby dwór o niewdzięczność oskarżać tak czarną
I krzyk podnosić wszędzie, iż hańbą się plami,
Że do ich stóp nie spieszy ze swymi darami?
Bardzo potrzebna mądrość ich Francji, za katy!
I z książek, które płodzą, dwór diablo bogaty!
Patrzcie mi trzech cymbałów, co łeb pusty w górę
Wystawia, iż oblekli go w cielęcą skórę:
Zaraz za pierwsze w państwie mają się umysły;
Od ich pióra los krajów i koron zawisły68!
Myślą, że za najlżejszym ich bazgrot rozgłosem
Pensje, zaszczyty rosnąć im winny przed nosem,
Że świat cały powinien im oddawać względy,
Że sława ich imienia rozlega się wszędy,
Że w nauce nie mają równych na tej ziemi,
Bo wiedzą to, co inni wykryli przed niémi;
Bo lat trzydzieści mieli i oczy, i uszy,
Bo każdy z nich przez nocy tysiąc łeb swój suszy,
Aby go zapaskudzić łaciną, greczyzną,
Umysł swój naładować zakutą stęchlizną,
Starych szpargałów wchłonąć lada łachman tani!
Ludzie, co swą nauką chodzą jak pijani,
Biegli tylko w łatwości pustego paplania,
Do niczego niezdatni, bez sądu, bez zdania,
I którzy przez swą śmieszność posiedli tę sztukę,
By każdemu obrzydzić wiedzę i naukę!
FILAMINTA
Nazbyt się pan unosi; ten wybuch gwałtowny
W tym wypadku jest dla nas aż nadto wymowny;
Imię rywala, co cię wyprzedził w miłości…