Kitabı oku: «Powrót Smoków », sayfa 15

Yazı tipi:

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

Gdy Kyra otworzyła oczy, przywitała ją ciemność. Leżała na zimnej, kamiennej podłodze, głowa pękała jej z bólu, całe ciało miała obolałe i nie wiedziała gdzie jest. Trzęsła się z zimna, usta miała zaschnięte i czuła się, jakby nie jadła od kilku dni. Pod sobą wymacała brukowaną podłogę, starała się przypomnieć sobie cokolwiek.

Obrazy zalały jej umysł, z początku nie wiedziała, czy to wspomnienia zdarzeń czy koszmarnych snów. Przypomniała sobie zasadzkę Gwardii Lorda, została wrzucona na wóz, zatrzaśnięto za nią kraty. Pamiętała długą, wyboistą drogę, szarpaninę, gdy wreszcie otworzono kratę, próbę wyswobodzenia się, i że dostała wreszcie pałką w głowę. Po tym zapadła miłosierna ciemność.

Kyra sięgnęła ręką do głowy i wyczuła guza na potylicy, więc to nie był sen. To wszystko zdarzyło się na prawdę: została pochwycona przez Gwardzistów i uwięziona.

Była wściekła na Maltrena za jego zdradę, wściekła na siebie, że tak głupio dała się podejść. Na dodatek była przerażona, zastanawiała się co będzie dalej. Leżała tu sama, w więzieniu Gubernatora, do głowy przychodziły jej same straszne rzeczy. Była pewna, że ojciec i jej ludzie nie wiedzieli, co się z nią stało. Być może ojciec pomyśli, że posłuchała jego prośby i wyruszyła do Wieży Ur. Maltren na pewno zełga i przyniesie wiadomość, że widział ją jak opuszczała Volis na dobre.

Kyra macała wokół w ciemnościach, odruchowo szukając łuku i swej pałki–zostały jej jednak odebrane. Spojrzała w górę i zobaczyła, że przez kraty jej celi przesącza się promyk światła, usiadła więc wyżej i zobaczyła pochodnie zatknięte na ścianie lochu, pod którymi na baczność stało kilku strażników. W środku ściany widniały duże, metalowe drzwi, było cicho, słyszała jedynie dźwięki wody kapiącej gdzieś z sufitu i szczury drapiące gdzieś w ciemnym kącie.

Kyra usiadła przy ścianie i przycisnęła kolana do piersi, starając się ogrzać trochę. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, zmuszając się, by wyobrazić sobie, że jest gdzie indziej, gdziekolwiek indziej. Za zamkniętymi powiekami zobaczyła płonące, żółte oczy Theosa wpatrujące się w nią. Mogła przysiąc, że w głowie usłyszała smoczy głos.

Siły nie poznasz w spokojne czasy. Siła przychodzi w czasach próby. Powitaj próbę jak przyjaciela, nie umykaj przed trudem. Tylko wtedy pokonasz wszystkie przeciwności.

Kyra otworzyła oczy, zaskoczona tą wizją, rozejrzała się wokół, prawie oczekując, że ujrzy Theosa przed sobą.

– Widziałaś go? – dziewczęcy głos odezwał się nagle z ciemności, Kyra aż podskoczyła.

Rozejrzała się wokół, zaskoczona głosem innej osoby w jej celi. Dobiegał gdzieś z ciemności. Jeszcze większym zaskoczeniem było to, że głos należał do dziewczyny. Brzmiała jak jej rówieśniczka, i gdy wreszcie wyłoniła się z cienia, Kyra zobaczyła, że tak właśnie było: obok siedziała ładna dziewczyna, na oko piętnastoletnia, o brązowych włosach i oczach, zmierzwionej fryzurze, twarzy pokrytej brudem i w poszarpanym ubraniu. Wyglądała na przerażoną, gdy wpatrywała się w Kyrę.

– Kim jesteś? – spytała Kyra.

– Widziałaś go? – pospiesznie powtórzyła dziewczyna.

– Kogo?

– Jego syna – odpowiedziała.

– Syna? – spytała Kyra, nie rozumiejąc.

Dziewczyna odwróciła się i wyjrzała z celi przerażona, Kyra pomyślała jakich strasznych rzeczy musiała doświadczyć.

– Nikogo nie widziałam – powiedziała.

– O Boże, nie pozwól im mnie zabić – powiedziała dziewczyna błagalnym tonem – Proszę. Nienawidzę tego miejsca!

Dziewczyna zaczęła łkać i zwinęła się w kłębek na kamiennej podłodze. Kyra, z sercem przepełnionym litością, wstała, podeszła do niej i objęła ramieniem, starając się ją uspokoić.

– Ciii – powiedziała uspokajająco. Nie widziała nigdy kogoś tak rozbitego; dziewczyna wyglądała, jakby bała się tego, o którym mówiła, jak śmierci. To sprawiło, że Kyra zrozumiała, że i jej przyszłość wygląda niewesoło.

– Powiedz – odezwała się Kyra – O kim ty właściwie mówisz? Kto cię tak urządził? Gubernator? Kim jesteś? Jak się tu znalazłaś?

Na twarzy dziewczyny zobaczyła sińce, na jej ramionach blizny. Wolała nie myśleć, co jej robili. Czekała cierpliwie, aż ta przestanie łkać.

– Na imię mam Dierdre – powiedziała – Jestem tu od… nie wiem jak długo. Myślę, że od miesiąca, ale tak naprawdę to straciłam rachubę czasu. Zabrali mnie od rodziny, kiedy zaczęło obowiązywać nowe prawo. Chciałam się bronić, więc wtrącili mnie do lochu.

Dierdre zapatrzyła się w dal, jakby przeżywała to wszystko raz jeszcze.

– Co dzień czekam na nowe tortury – mówiła dalej – Najpierw był syn, potem ojciec. Przekazują mnie sobie niczym lalkę i teraz… jestem… niczym.

Na powrót spojrzała Kyrze w oczy, ze wzrokiem tak rozpalonym, że aż ciarki przeszły jej po plecach.

– Teraz chcę już tylko umrzeć – powiedziała błagalnie – Proszę, po prostu pomóż mi umrzeć.

Kyra odpowiedziała jej spojrzeniem, przerażona.

– Nie mów tak – powiedziała.

– Próbowałam ukraść wczoraj nóż, by się zabić – lecz wyśliznął mi się z rąk i znowu mnie złapali. Proszę. Dam ci wszystko. Zabij mnie.

Kyra potrząsnęła głową, osłupiała z przerażenia.

– Posłuchaj mnie – powiedziała, czując gdzieś w sercu nową siłę, nową determinację na widok nieszczęścia Dierdre. Była to siła jej ojca, siła pokoleń wojowników krążąca w jej żyłach. A na dodatek: siła smoka. Siła, z której istnienia nie zdawała sobie sprawy, do dzisiaj.

Chwyciła Dierdre za ramiona i spojrzała jej prosto w oczy, chcąc sprawić, że otrząśnie się z szoku.

– Nie umrzesz tutaj – powiedziała twardo – A oni już nic ci nie zrobią. Rozumiesz? Będziesz żyć, przysięgam ci to.

Dierdre uspokoiła się, jakby czerpiąc od Kyry siłę.

– Cokolwiek ci zrobili – Kyra mówiła dalej – jest już przeszłością. Już niedługo będziesz wolna–obie będziemy wolne. Rozpoczniesz nowe życie. Zostaniemy przyjaciółkami i będę chronić cię przed złem. Ufasz mi?

Dierdre odpowiedziała spojrzeniem, zupełnie zaskoczona. Wreszcie skinęła głową, już spokojna.

– Tylko jak? – spytała – Nic nie rozumiesz. Stąd nie ma ucieczki. Nie wiesz jacy oni są–

Obydwie aż podskoczyły, gdy metalowe drzwi rozwarły się z hukiem. Kyra zobaczyła, jak Lord Gubernator wchodzi do środka powolnym krokiem, z pół tuzinem zbrojnych za plecami, przy boku mając mężczyznę, który był podobny do niego niczym dwie krople wody, z takim samym nosem jak kartofel i pogardliwym wyrazem twarzy, miał jakieś trzydzieści lat. To musiał być jego syn. Miał tak samo głupią, wykrzywioną w uśmiechu twarz, tak samo aroganckie spojrzenie.

Cała grupa przeszła przez lochy i zbliżyła się do krat celi, żołnierze podeszli z pochodniami, by oświetlić wnętrze. Kyra rozejrzała się wokół, gdy światło oświetliło celę. Była przerażona tym, co zobaczyła. Wszędzie na podłodze widać było plamy krwi. Nie chciała myśleć o tym, kto wcześniej był tu więziony–i co mogło się z nimi stać.

– Przyprowadźcie ją – Gubernator rozkazał swoim ludziom.

Drzwi celi otworzyły się, żołnierze weszli do środka i szarpnięciem podnieśli Kyrę na nogi, wykręcając jej ręce za plecami. Wyprowadzili ją do Lorda Gubernatora, który obejrzał ją od stóp do głów, niczym robaka.

– Nie ostrzegałem cię? – powiedział miękkim, niskim i złowieszczym głosem.

Kyra skrzywiła się.

– Prawo Pandezji pozwala ci poślubić niezamężne dziewczyny, nie zaś brać je w niewolę – sprzeciwiła się Kyra – Moje uwięzienie jest pogwałceniem tego prawa.

Lord Gubernator wymienił spojrzenia z innymi, wszyscy wypchnęli śmiechem.

– Nie martw się – powiedział, spoglądając na nią – Wezmę cię za żonę. I to nie raz. Mój syn także–i każdy, komu tylko pozwolę. A kiedy z tobą skończymy, jeśli przeżyjesz wystarczająco długo, pozwolę ci dokonać żywota w tym lochu.

Wykrzywił się w złym uśmiechu, widać dobrze się bawił.

– Jeśli chodzi o twojego ojca i twój lud – mówił dalej – to zmieniłem zdanie: zabijemy ich wszystkich. Już niedługo będą tylko wspomnieniem. Nawet nie wspomnieniem: dopilnuję, by Volis zostało wymazane z ksiąg historii. Właśnie w tej chwili cała dywizja Pandezyjskiej armii nadchodzi, by pomścić śmierć moich ludzi i zrównać twój fort z ziemią.

Kyra czuła w sercu rosnącą wściekłość. Desperacko starała się przywołać swoją moc, która wtedy, na moście, pomogła jej w walce. Rozczarowana stwierdziła, że nic się nie dzieje. Wiła się i kopała, lecz nie mogła się uwolnić.

– Masz w sobie siłę – powiedział – To dobrze. Złamanie cię sprawi mi wielką przyjemność. Będę bawił się świetnie.

Zwrócił się do niej plecami, jakby chciał odejść, lecz nagle, bez ostrzeżenia, odwrócił się i uderzył ją wierzchem dłoni w twarz, z całej siły.

Tego się nie spodziewała, poczuła, że cios prawie wybił jej żuchwę i rzucił na podłogę, zaraz obok Dierdre.

Kyra leżała oszołomiona, z obolałą szczęką, i patrzyła jak odchodzą. Gdy już wyszli z celi, zamykając za sobą drzwi, Lord Gubernator zatrzymał się z twarzą przy kratach i spojrzał na nią.

– Z torturami poczekam do jutra – powiedział, krzywiąc się w uśmiechu – Zwykle moje ofiary cierpią dwójnasób, gdy da im się całą noc, by pomyślały sobie, co ich czeka.

Zaśmiał się złowieszczym śmiechem, zadowolony z siebie, po czym obrócił się i zabierając swoich towarzyszy, wyszedł z lochu, zatrzaskując za sobą ciężkie, żelazne drzwi, niczym wieko od trumny nad sercem Kyry.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Merk szedł przez Biały Las w zachodzącym słońcu. Bolały go nogi, a w żołądku burczało wściekle. Próbował przekonywać samego siebie, że Wieża Ur jest zaraz za horyzontem, że dotrze do niej lada chwila. Próbował myśleć o tym, jak będzie wyglądało jego nowe życie, gdy wreszcie dotrze do celu, gdy zostanie Obserwatorem i rozpocznie wszystko od nowa.

Nie mógł jednak zebrać myśli. Odkąd spotkał tamtą dziewczynę i poznał jej historię, coś gryzło go uporczywie. Próbował wypchnąć ją ze swej głowy, ale niezależnie od tego jak bardzo się starał, nie był w stanie. Był przekonany, że odwraca się od życia pełnego przemocy. Gdyby wtedy poszedł za nią, gdyby pomógł ich zabić – zabijaniu nie byłoby końca. Czyż nie znalazłoby się kolejne zlecenie, kolejna słuszna sprawa?

Merk szedł i szedł, wciąż wściekły, stukając laską o ziemię, a liście szeleściły mu pod stopami. Dlaczego musiał na nią trafić? Te lasy były ogromne–dlaczego nie mogli się minąć? Dlaczego zawsze życie musiało rzucać mu kłody pod stopy? Wplątywać go w sytuacje, których nie rozumiał?

Merk nie znosił podejmować trudnych decyzji, tak jak nie znosił wahania; przez całe wiedział co robić. Zawsze miał świadomość tego, kim jest. Ale teraz nie był już taki pewien. Teraz zaczynał się wahać.

Przeklinał bogów za to, że postawili mu tą dziewczynę na drodze. Dlaczego właściwie ludzie nie potrafią o siebie zadbać, co? Dlaczego zawsze potrzebowali go do czegoś? Jeśli ona i jej rodzina nie byli zdolni bronić się sami, dlaczego niby mieli zasługiwać na to, by żyć? Nawet jeśli teraz by ich uratował, czy kolejny drapieżnik nie zabiłby ich, prędzej czy później?

Nie. Nie był w stanie ich uratować. To tylko czyniłoby ich słabymi. Ludzie muszą uczyć się bronić samemu.

Lecz, mimo wszystko, pomyślał, być może był jakiś powód, dla którego ją spotkał. Może to była próba.

Merk spojrzał w niebo pomalowane ostatnimi promieniami zachodu i pomyślał o swej nowo odnalezionej wierze.

Próba.

Potężne słowo i potężna myśl, nie był nią zachwycony. Nie lubił tego, czego nie rozumiał, czego nie był w stanie kontrolować, a bycie poddanym próbie takie właśnie było. Gdy tak szedł i szedł, dźgając liście swoją laską, czuł że jego cały świat, który pieczołowicie sobie zbudował, walił się wokół niego. Przedtem jego nowe życie było proste; teraz czuł się, jakby wciąż w coś wątpił. Być pewnym wszystkiego w swym życiu – było proste; wątpić – było prawdziwym wyzwaniem. A on opuścił świat czerni i bieli i wkroczył w rzeczywistość pokolorowaną odcieniami szarości, ta niepewność nie dawała mu spokoju. Nie rozumiał kim właśnie się stawał, i to denerwowało go najbardziej.

Merk pokonał wzniesienie, stąpając wciąż po suchych liściach i dysząc ciężko, choć nie ze zmęczenia. Gdy wszedł wreszcie na szczyt górki i spojrzał w dal, po raz pierwszy od rozpoczęcia podróży poczuł promyk nadziei. Ledwo mógł uwierzyć w to, co widzi.

Stała tam, na horyzoncie, oświetlona zachodzącym słońcem. Ani legenda, ani mit, tylko zupełnie prawdziwe miejsce: Wieża Ur.

Wzniesiona na niewielkiej polanie, pośród rozległego i ciemnego lasu, pięła się wysoko w niebo. Starożytna, kamienna wieża, okrągła, średnicy jakichś pięćdziesięciu metrów, sięgała linii drzew. Była najstarszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział, starszą nawet od zamków, w których służył. Otoczona była aurą tajemniczości i niedostępności. Był w stanie wyczuć, że to magiczne miejsce. Że czai się tu moc.

Merk odetchnął głęboko, czując wyczerpanie, ale też ulgę. Udało mu się. Gdy zobaczył wieżę, poczuł się jak we śnie. Wreszcie miał miejsce, w którym był u siebie, miejsce, które mógł nazwać domem. Miał szansę zacząć wszystko od nowa, odkupić swoje winy. Zostać Obserwatorem.

Wiedział, że powinien tryskać radością, że powinien przyspieszyć kroku i pokonać ostatni odcinek wędrówki przed zmrokiem. Mimo usilnych starań, nie był jednak w stanie postąpić ani kroku dalej. Stał w miejscu, niczym słup soli, coś nadal gryzło go w duszy.

Odwrócił się, widział stąd horyzont w każdą stronę świata i gdzieś w oddali, w zachodzącym słońcu, zobaczył wznoszący się czarny słup dymu. Uderzyło go to niczym cios prosto w brzuch. Wiedział, skąd był ten dym: tamta dziewczyna. Jej rodzina. Mordercy podkładali ogień pod wszystkim, co znaleźli.

Gdy podążył wzrokiem za śladem dymu, stwierdził, że wciąż nie dotarli do farmy. Wciąż byli na obrzeżach pól. Już wkrótce dotrą jednak do zabudowań. Jeszcze tylko przez chwilę, przez kilka cennych minut, farma była bezpieczna.

Merk przechylił głowę, rozluźniając mięśnie szyi, jak zwykle robił, gdy coś nie dawało mu spokoju. Stał w miejscu, nerwowy, przepełniony niepewnością, nie mogąc ruszyć przed siebie. Odwrócił się i spojrzał na Wieżę Ur, cel jego marzeń, wiedział, że powinien kontynuować podróż. Doszedł wreszcie tam, gdzie chciał, nadszedł czas na odpoczynek i radość.

Jednak po raz pierwszy raz w życiu poczuł w sobie głęboką potrzebę. Była to potrzeba, by zrobić coś dla innych, potrzeba, by uczynić coś z dobrego serca. Bez zapłaty i bez nagrody. Nie spodobało mu się to uczucie.

Merk odchylił głowę do tyłu i wrzasnął, tocząc bój ze sobą samym, z całym światem. Dlaczego? Dlaczego właśnie teraz?

A potem, pomimo całego swojego zdrowego rozsądku, odwrócił się od Wieży, w kierunku farmy. Ruszył marszem, który zamienił się w trucht–a potem bieg.

I gdy tak biegł, głęboko w środku poczuł się wolny. Wieża mogła zaczekać. Nadszedł czas, by Merk zrobił coś dobrego w życiu. Czas na to, by ci mordercy spotkali równego sobie.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

Kyra siedziała oparta o zimny kamień ściany, przekrwionymi oczyma wypatrując pierwszych promieni słońca, przesączających się przez żelazne kraty i delikatnie oświetlających pomieszczenie. Tej nocy nie zmrużyła oka. Tak, jak przepowiadał Lord Gubernator, po głowie kołatały jej się myśli o nadchodzących torturach. Zastanawiała się, co zrobili Dierdre, by złamać jej ducha.

Przez głowę przeszło jej tysiące planów ucieczki i sposobów, w jakie mogłaby się im przeciwstawić. Jej dusza wojownika była nieugięta–prędzej zginie niż się podda. Lecz za każdym razem, gdy obmyślała nowy plan oporu czy ucieczki, wracała do punktu wyjścia, uczucia beznadziei i rozpaczy. To miejsce było pilnowane lepiej niż jakiekolwiek, które dotąd widziała. Była w samym środku fortu Lorda Gubernatora, pandezjańskiej warowni, wielkiego kompleksu wojskowego, w którym kwaterowano tysiące żołnierzy. Była daleko od Volis, i nawet jeśli znalazłaby drogę ucieczki, wiedziała doskonale, że nigdy nie dotarłaby z powrotem do domu. Wytropiliby ją wcześniej i zabili. Zakładając oczywiście, że Volis stałoby nadal, że miałaby dokąd wracać. Co gorsza, jej ojciec nie miał pojęcia, gdzie się znajduje i nigdy się tego nie dowie. Była zdana wyłącznie na siebie.

– Nie spałaś? – doszedł ją cichy głos, wyrywając ją z zamyślenia.

Kyra spojrzała w bok i zobaczyła Dierdre, siedzącą pod przeciwległą ścianą. Jej twarz, oświetlona pierwszymi promieniami świtu, wyglądała zbyt blado, z ciemnymi kręgami pod oczyma. Wyglądała na straszliwie przybitą, patrzyła na Kyrę wielkimi, zgnębionymi oczami.

– Ja też nie spałam – mówiła dalej – Całą noc myślałam o tym, co ci zrobią–to samo co zrobili mi. Ale z jakiegoś powodu boli mnie to jeszcze bardziej, że będą krzywdzić ciebie, a nie mnie. Mnie już złamali; z mojego życia nie zostało nic. Ale ty nadal jesteś doskonała.

Gdy dotarły do niej te słowa, Kyra poczuła rosnące przerażenie. Nie była w stanie wyobrazić sobie okrucieństw, na jakie narażona była jej nowa przyjaciółka. Ta myśl napawała ją jeszcze większą wolą walki.

– Musi być jakiś sposób – powiedziała Kyra.

Dierdre potrząsnęła głową.

– Nie ma nic poza żałosną egzystencją. A potem okrutną śmiercią.

Nagle doszedł ich dźwięk trzaskających gdzieś w lochu drzwi. Kyra wstała więc, gotowa stawić czoła wszystkiemu, z czym przyjdzie się jej zmierzyć, gotowa walczyć do śmierci, jeśli było trzeba. Dierdre nagle skoczyła na nogi i podbiegła do niej, chwytając ją za łokieć.

– Przysięgnij mi jedno – powiedziała dobitnie.

Kyra widziała desperację w jej oczach, skinęła więc głową.

– Zanim wezmą cię stąd – powiedziała – zabij mnie. Uduś, jeśli musisz. Ale nie zostawiaj mnie tu samej. Proszę. Błagam cię.

Gdy Kyra patrzyła tak na nią, poczuła w sobie rosnący sprzeciw. Zrzuciła z siebie ciężar zamartwiania się, ciężar wszystkich wątpliwości. Wiedziała, że musi żyć. Jeśli nie dla siebie samej, to przynajmniej dla Dierdre. Jakkolwiek beznadziejne wydawało się jej położenie, wiedziała, że nie może się poddać.

Żołnierze podeszli bliżej, tupiąc obcasami i dzwoniąc kluczami. Kyra, wiedząc, że nie zostało wiele czasu, zwróciła się do Dierdre i złapała jej ramiona mocno, spoglądając jej w oczy.

– Posłuchaj mnie – powiedziała błagalnie – Będziesz żyła. Rozumiesz? I nie dość, że przeżyjesz, uciekniesz stąd razem ze mną. Zaczniesz wszystko od nowa–i twoje nowe życie będzie szczęśliwe. Zemścimy się na wszystkich tych szumowinach, którzy cię skrzywdzili–razem. Słyszysz?

Dierdre odpowiedziała niepewnym spojrzeniem.

– Musisz być silna, dla mnie – powiedziała Kyra dobitnie, mówiąc także sama do siebie – Życie nie jest dla słabeuszy. Umrzeć, poddać się, to żałosne–żyć dalej jest prawdziwym wyzwaniem. Chcesz okazać słabość i umrzeć? Czy być silna i żyć dalej?

Kyra patrzyła w jej oczy tak długo, aż w końcu dostrzegła w nich rodzącą się nadzieję. Wtedy światło pochodni zalało celę. Klucze zachrobotały w zamku i drzwi celi rozwarły się. Wtedy Kyra obróciła się i zobaczyła zbliżających się do niej żołnierzy. Twarde, pełne odcisków dłonie złapały ją za ręce i wyciągnęły z celi, drzwi trzasnęły za jej plecami. Rozluźniła się w tym uścisku, zwiotczała. Musiała oszczędzać siły. Jeszcze nie nadszedł czas, by walczyć. Musiała poczekać na dobry moment, by zaskoczyć ich zupełnie. Nawet najpotężniejszy wróg, wiedziała dobrze, miał słabe punkty.

Dwóch żołnierzy przytrzymywało ją w jednym miejscu, gdy w żelaznych drzwiach ukazał się mężczyzna, którego Kyra rozpoznała jako syna Gubernatora.

Zamrugała zaskoczona.

– Ojciec posłał mnie po ciebie – powiedział podchodząc – Ale najpierw sam się z tobą zabawię. Nie będzie zachwycony, gdy się o tym dowie, rzecz jasna–lecz wtedy, będzie już za późno.

Twarz mężczyzny skrzywiła się w zimnym, złym uśmiechu.

Kyra poczuła dreszcz przerażenia, gdy wpatrywała się w tego zwyrodnialca, który oblizywał usta i oglądał ją niczym przedmiot.

– Bo widzisz – powiedział, podchodząc o krok, powoli zdejmując futrzany płaszcz. Z jego ust wydobywały się kłęby pary w chłodnym powietrzu lochów – mój ojciec nie musi wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w forcie. Czasem lubię być pierwszy przy naszych gościach–a ty, moja droga, jesteś świetnym okazem. Dobrze będę się z tobą bawił. A potem wezmę cię na męki. Ale zachowam cię przy życiu, by zostało coś dla niego.

Wykrzywił się w uśmiechu, podchodząc tak blisko, że poczuła jego przegniły oddech.

– Ty i ja, kochana, poznamy się bardzo dobrze.

Syn skinął na dwóch strażników, Kyra zaś z zaskoczeniem stwierdziła, że zwalniają uścisk i cofają się, stając pod przeciwległymi ścianami, by zrobić mu miejsce.

Stała bez ruchu, z wolnymi rękoma, desperacko rozglądała się po pokoju, szacując swoje szanse. Dwóch strażników, obaj uzbrojeni w długie miecze i sam syn, o wiele wyższy i szerszy w barkach od niej. Nie była w stanie pokonać ich wszystkich, nawet uzbrojona, a przecież nie miała broni.

Daleko w rogu pomieszczenia zobaczyła swoją broń opartą o ścianę–jej łuk i pałkę, kołczan pełen strzał–i serce zabiło jej szybciej. Dałaby wiele, by chwycić je teraz w dłonie.

– Ach – powiedział syn z uśmiechem – Szukasz swojej broni. Nadal wydaje ci się, że przetrwasz tą przygodę. Jest w tobie upór! Nie martw się, przełamię go bardzo szybko.

Niespodziewanie mężczyzna cofnął rękę i zdzielił ją wierzchem dłoni w policzek tak mocno, że aż zaparło jej dech w piersiach. Cała twarz odrętwiała jej z bólu. Kyra cofnęła się chwiejnie i upadła na kolana, krew kapała jej z rozciętej wargi. Ból wyrwał ją z otępienia, rozdzwoniło się jej w uszach, w głowie. Została na klęczkach, z rękami na kolanach, starając się złapać oddech, oszołomiona takim przedsmakiem tego, co nadejdzie.

– Czy wiesz jak okiełznać konia, kochanie? – spytał mężczyzna, gdy stanął nad nią uśmiechając się okrutnie. Jeden ze strażników rzucił mu pałkę Kyry, mężczyzna złapał ją płynnym ruchem, uniósł wysoko i sieknął ją przez odsłonięte plecy.

Kyra zawyła – ból był nie do zniesienia. Opadła twarzą na kamienną posadzkę, czując jakby właśnie każda kość w jej ciele została złamana. Ledwie była w stanie oddychać, wiedziała, że jeśli nie wymyśli czegoś szybko, zostanie kaleką.

– Nie! – krzyknęła Dierdre, błagając ich zza krat – Nie róbcie jej krzywdy! Weźcie mnie w zamian!

Lecz syn zupełnie ją zignorował.

– Rozpoczyna się właśnie pałką – odezwał się do Kyry – Dzikie konie opierają się, lecz jeśli złamiesz ich opór, a potem jeszcze raz, i jeszcze, jeśli bijesz je bez litości, dzień po dniu, pewnego dnia poddadzą ci się. Będą twoją własnością. Nie ma nic lepszego, niż sprawić ból innej istocie, prawda?

Kyra wyczuła ruch. Kątem oka zobaczyła, że znowu unosi pałkę z sadystycznym wyrazem twarzy i nastawiła się na kolejne, jeszcze mocniejsze uderzenie.

Wtem zmysły Kyry wyostrzyły się, a świat wokół niej zwolnił. To uczucie, które ogarnęło ją na moście wróciło, znajome ciepło, które rozpoczęło swoją drogę w splocie słonecznym i rozlewało się po całym ciele. Poczuła, że wypełnia ją energia, dając jej więcej siły i prędkości, niż mogłaby sobie wymarzyć.

Wspomnienia mignęły jej przed oczyma. Zobaczyła jak trenuje z żołnierzami jej ojca, przypomniała sobie niekończące sparingi, jak uczyła się przyjmować ból, jak nie dać się ogłuszyć, jak walczyć z kilkoma napastnikami jednocześnie. Anvin ćwiczył z nią przez całe godziny, dzień po dniu, dopóki nie udoskonaliła swych umiejętności, dopóki nie stały się dla niej odruchem. Nalegała na to, by mężczyźni nauczyli ją wszystkiego, nieważne jak trudne były to lekcje, i teraz wszystko to przypomniało się jej w jednej chwili. Trenowała z myślą o chwili dokładnie jak ta.

Leżała na podłodze, szok bólu wreszcie minął, zaś jej ciało ogarnęło ciepło. Kyra spojrzała w górę, na stojącego nad nią mężczyznę i poczuła, że jej instynkty zaczynają działać same. Kiedyś zginie–ale nie tutaj i nie teraz–i nie z ręki tego człowieka.

Dawna lekcja stanęła jej przed oczyma: Gdy znajdziesz się niżej, niż twój przeciwnik, możesz to wykorzystać. Im wyższy wtedy jest wróg, tym bardziej narażony jest na ciosy. Kolana to łatwy cel, jeśli jesteś przy ziemi. Uderz w nie, a przeciwnik upadnie.

Gdy pałka zbliżała się do niej, Kyra nagle położyła dłonie płasko na kamiennej podłodze, podniosła się na tyle, by zdobyć oparcie, i zatoczyła nogą szeroki krąg, szybko i zdecydowanie, mierząc kopnięciem w tył kolan mężczyzny. Włożyła w ten cios całą swą siłę, uderzenie w słaby punkt było bardzo satysfakcjonujące.

Nogi złamały się pod nim jak zapałki i z hukiem padł płasko na posadzce. Pałka wymknęła mu się z ręki i potoczyła po podłodze. Ledwie była w stanie uwierzyć, że zadziałało. Jego głowa uderzyła w kamień z głośnym trzaskiem. Była przekonana, że to go zabiło.

On wydawał się jednak być nieśmiertelny, w tej samej sekundzie powstał na równe nogi, wpatrując się w nią z demonicznym jadem w oczach, przygotowując się, by skoczyć jej do gardła.

Kyra nie traciła czasu. Skoczyła na nogi i sięgnęła po pałkę, leżącą niedaleko na podłodze ; wiedziała, że jeśli tylko sięgnie swej broni, będzie miała szansę w walce przeciwko tym mężczyznom. Gdy rzuciła się w kierunku kija, syn wyciągnął ręce by ją powstrzymać.

Kyra zareagowała z wrodzoną zwinnością, skoczyła nad nim jak kot, unikając jego chwytu, i lądując na kamiennej podłodze. Przetoczyła się w kierunku swojej pałki i wreszcie chwyciła ją w dłonie.

Stanęła w pełnej gotowości. Trzymając pałkę przed sobą, dziękowała w myślach za tą broń, która skrojona była idealnie na miarę jej dłoni. Obydwaj strażnicy skierowali się ku niej z wyciągniętymi mieczami. Rozejrzała się wokół spiesznie, niczym zranione zwierzę, zagonione w kąt. Zdawała sobie sprawę z tego, jak wielkie miała szczęście, że zdołała pochwycić swą broń, zanim strażnicy zdążyli włączyć się do walki. Syn Gubernatora wstał, wytarł krew z ust wierzchem dłoni i spojrzał na nią nienawistnie.

– To był największy błąd twojego życia – powiedział – Teraz nie tylko wezmę cię na tortury…

Kyra miała już dość jego gadania, nie miała zamiaru czekać, aż zaatakuje pierwszy. Zanim skończył mówić skoczyła do przodu, unosząc swą pałkę i dźgnęła go jej końcem, niczym atakujący wąż, prosto między oczy. Uderzenie było doskonałe, mężczyzna krzyknął tylko, gdy jego nos złamał się z głośnym chrupnięciem.

Upadł na kolana, łkając i łapiąc się za twarz.

Dwóch strażników rzuciło się na nią, cięciami mieczy celowali w jej głowę. Kyra obróciła tylko laskę i zablokowała jedno ostrze, trysnęły iskry i brzęk metalu obił się po ścianach. Chwilę potem okręciła się znowu i zablokowała drugie cięcie, zaraz przed tym, jak miało w nią uderzyć. Blokowała tak jeden cios za drugim, bez nawet chwili odpoczynku.

Jeden ze strażników zamachnął się zbyt mocno i Kyra wyczuła swą szansę: uniosła pałkę i uderzyła nią z góry w odsłonięty nadgarstek, tak mocno, że ten aż wypuścił miecz z dłoni. Gdy ostrze spadło na podłogę z brzękiem, Kyra zamachnęła się w bok, prosto w gardło drugiego strażnika, ogłuszając go, po czym okręciła pałkę wokół i wyrżnęła pierwszego strażnika prosto w skroń, obalając go na ziemię.

Kyra nie chciała ryzykować: gdy pierwszy strażnik, leżąc płasko na plecach, próbował wstać, skoczyła wysoko nad niego i grzmotnęła go z góry pałką w splot słoneczny–a gdy uniósł głowę, kopnęła go w twarz, pozbawiając przytomności. Gdy drugi strażnik przetoczył się na bok, trzymając z krtań i podnosząc na nogi, uderzyła go w tył głowy tak, że padł bez czucia.

Kyra nagle poczuła twarde dłonie chwytające ją w uścisk od tyłu – to syn Gubernatora wrócił do walki; chciał wydusić z niej oddech, sprawić, by wypuściła pałkę z rąk.

– Nieźle – wyszeptał jej do ucha, tak blisko, że poczuła jego gorący oddech na swej szyi.

W ciele Kyry wybuchł błysk nowej energii, znalazła w sobie jeszcze więcej siły, wystarczająco by sięgnąć ramionami do przodu, zgiąć łokcie i wyrwać się z chwytu mężczyzny. Znowu złapała mocno pałkę i machnęła nią w tył oboma rękoma, prosto między jego nogi.

Jęknął, rozluźnił uścisk i padł na kolana, ona zaś obróciła się za siebie i stanęła nad nim. Wreszcie leżał bezbronny i patrzył na nią z oczami pełnymi zdumienia i bólu.

– Pozdrów ode mnie swojego ojca – powiedziała, unosząc pałkę i z całej siły waląc go w głowę.

Tym razem padł zupełnie nieprzytomny.

Kyra, dysząc ciężko, napełniona wściekłością, popatrzyła na swoje dzieło: trzej mężczyźni, słusznej postury, leżeli przed nią na podłodze. Ona, bezbronna dziewczyna, stała nad nimi zwycięska.

– Kyra! – usłyszała głos.

Obróciła się i przypomniała sobie o Dierdre. Nie tracąc ani sekundy pobiegła ku niej. Zerwała klucze z pasa strażnika, otworzyła celę i złapała Dierdre w ramiona.

Kyra odsunęła ją od siebie i spojrzała jej w oczy, upewniając się, czy jest w stanie uciekać.

– Już czas – powiedziała twardo – Jesteś gotowa.

Dierdre stała przez chwilę, w ciężkim szoku, nie mogąc uwierzyć w to, co tu zobaczyła.

– Pokonałaś go – powiedziała, wpatrując się z niedowierzaniem w nieruchome ciała – Nie mogę w to uwierzyć. Pobiłaś go.

Kyra spojrzała Dierdre w oczy. Coś się w nich zmieniło, cały strach zniknął, Kyra zobaczyła jak z głębi wyłania się silna kobieta, kobieta, której dotąd nie poznała. Widok napastników leżących bez przytomności napełnił ją nową siłą.

Dziewczyna podeszła do jednego z mieczy leżących na podłodze, podniosła go i podeszła do syna Gubernatora, który wciąż leżał nieprzytomny. Spojrzała na niego, jej twarz skrzywiła się brzydko.

– To za wszystko, co mi zrobiłeś – powiedziała.

Uniosła miecz roztrzęsionymi rękoma, Kyra widziała, że w jej duszy rozgrywa się prawdziwa bitwa, dziewczyna zawahała się.

– Dierdre – Kyra odezwała się spokojnym głosem.

Ta spojrzała na nią, jej oczy rozszalałe były z żalu.

– Jeśli to zrobisz – powiedziała Kyra – staniesz się taka jak oni.

Dierdre stała bez ruchu, z trzęsącymi się dłońmi, szarpana emocjami. Wreszcie z brzdękiem opuściła miecz na podłogę.

Splunęła tylko w twarz mężczyzny i odchyliła się w tył, by kopnąć go mocno tam, gdzie napluła. Dierdre, stwierdziła Kyra, była znacznie silniejsza, niż początkowo sądziła.

Dziewczyna spojrzała na nią lśniącymi oczyma, do których wróciło życie, jakby z powrotem stała się taka, jaką była wcześniej.

– Chodźmy – powiedziała głosem pełnym wewnętrznej siły.

*

Kyra i Dierdre wypadły z lochu w pierwsze promienie wstającego słońca. Znajdowały się w samym środku Argos, pandezjańskiej warowni, kompleksu wojskowego Lorda Gubernatora. Kyra zamrugała, oślepiona, chociaż czuła się wspaniale, widząc wreszcie światło słoneczne. Było dość zimno. Musiała rozejrzeć się przez chwilę, by zorientować się, że stoją w samym środku plątaniny kamiennych budowli warownych, otoczonych wysokimi murami z ogromną bramą. Gwardia Lorda powoli budziła się ze snu, żołnierze zajmowali pozycje wokół baraków; musiało być ich tysiące. To była regularna armia, a miejsce przypominało bardziej metropolię, niż miasto.

Yaş sınırı:
16+
Litres'teki yayın tarihi:
10 eylül 2019
Hacim:
274 s. 7 illüstrasyon
ISBN:
9781632913104
İndirme biçimi:
Metin, ses formatı mevcut
Средний рейтинг 4,9 на основе 47 оценок
Metin
Средний рейтинг 5 на основе 6 оценок
Ses
Средний рейтинг 0 на основе 0 оценок
Metin PDF
Средний рейтинг 5 на основе 2 оценок
Metin PDF
Средний рейтинг 0 на основе 0 оценок
Ses
Средний рейтинг 4 на основе 4 оценок
Metin
Средний рейтинг 0 на основе 0 оценок
Ses
Средний рейтинг 0 на основе 0 оценок
Metin
Средний рейтинг 4 на основе 1 оценок
Metin
Средний рейтинг 0 на основе 0 оценок
Metin
Средний рейтинг 0 на основе 0 оценок
Metin
Средний рейтинг 5 на основе 1 оценок
Metin
Средний рейтинг 0 на основе 0 оценок
Metin
Средний рейтинг 5 на основе 3 оценок
Metin
Средний рейтинг 4,8 на основе 6 оценок
Metin
Средний рейтинг 4,8 на основе 6 оценок
Metin
Средний рейтинг 5 на основе 1 оценок
Metin
Средний рейтинг 5 на основе 2 оценок
Metin
Средний рейтинг 0 на основе 0 оценок