Kitabı oku: «Bettina», sayfa 5
SCENA SIEDEMNASTA
Bettina, Stefani, który wchodzi z prawej, podczas gdy Calabro wychodzi lewą stroną.
BETTINA
na stronie
A wszelako żywię tę nadzieję!
STEFANI
Szlachetny to uczynek, droga Bettino, godny ciebie ze wszech miar, ale ma on swoje niebezpieczeństwa.
BETTINA
To pan, margrabio? O czym mówisz?
STEFANI
No! o tym coś właśnie uczyniła.
BETTINA
Był pan tu? Słuchałeś?
STEFANI
Nie, niech mnie Bóg broni! Ale słyszałem.
BETTINA
Margrabio!
STEFANI
Nie gniewaj się, jeśli łaska, i nie broń się również. Przyszedłem, całkiem po prostu, jak zapowiedziałem, pożegnać się z panią. Nie było nikogo w sieniach, nikogo w saloniku. Czekałem, przyglądając się obrazom, aż się zjawi ktoś ze służby, kiedy mnie doszedł twój głos. Nie słyszałem wszystkiego dokładnie, ale zrozumiałem mniej więcej. Płaci pani mały dług i nie chce pani, aby wiedziano o tym. Kryje się pani nawet pod obcym imieniem – poznaję cię po tym, Elżbieto. Czy panią to rani, że miałem jeszcze jeden dowód więcej, ile szlachetności i delikatności mieszka w twojej duszy?
BETTINA
Ale… czy pan od dawna tu jesteś?
STEFANI
Nie, nie więcej niż dwie minuty i, powtarzam pani, zrozumiałem tylko tak, mglisto. Kiedy wchodziłem do domu, ujrzałem twego pana von… Steinberg, który wychodził ogrodem. Nie odkłonił mi się. Czy ja mu co zawiniłem?
BETTINA
Żartuje pan. Zaledwie pana zna.
STEFANI
Mogłaby pani powiedzieć: wcale.
BETTINA
Nie widział pana z pewnością. Był pochłonięty myślami.
STEFANI
Tak… rozumiem… te pieniądze, nieprawdaż? Młody człowiek grywa trochę grubo.
BETTINA
Tak.
STEFANI
Tak, i nie umie grać.
Bettina siada zamyślona.
Nie trzeba mniemać, aby lancknecht58, mimo iż gra tak głupia, był czystym hazardem. Jest sposób i sposób. Wiem dobrze, iż ściśle wziąwszy jest to gra równie inteligentna jak cetno i licho59. Obojętny widz nie dostrzeże nic więcej; ale spytajcie tego, kto bierze karty do rąk, czy przedstawiają dlań tylko tyle. Te kawałki malowanego kartonu nie wyrażają dlań tylko czarnego i czerwonego koloru; one znaczą szczęście lub nieszczęście. Los, z chwilą gdy się go woła, mniejsza o to, jakim sposobem, przybiega i krąży koło stołu, to uśmiechnięty, to surowy; aby go sobie zjednać, trzeba studiować nie malowane kartki albo kości, ale jego kaprysy, dąsy, które trzeba przeczuć, odgadnąć, pochwycić w lot… Więcej jest wiedzy na dnie kubka z kośćmi, niż o tym śnił d’Alembert60.
BETTINA
Mówisz jak prawdziwy gracz, margrabio. – Czyś grywał?
STEFANI
Tak, i dość szczęśliwie, ponieważ byłem bardzo śmiały, kiedy wygrywałem, z chwilą zaś, kiedy los odwracał się do mnie plecami, gra zaczynała mnie nudzić.
BETTINA
Powiadają, że z tej namiętności nie można się wyleczyć.
STEFANI
Ba! jak z innych. Ale ja tu gawędzę… Chciałem tylko ucałować pani ręce i umykam; byłbym bowiem…
BETTINA
Nie, Stefani, zostań pan, proszę o to. Skoro znasz mniej więcej moje tajemnice, nie będziemy o nich mówili, nieprawdaż? I daruje mi pan, jeżeli będę roztargniona. Zgryzota nie bywa uprzejma.
STEFANI
Pani zgryzota jest czymś więcej: jest godna czci i przynosi pani chlubę. Znam ludzi, którzy są usłużni na kształt niedźwiedzia z bajki. Każą się prosić, drożą się61 i kiedy uważają, że jesteś dostatecznie pełen wiekuistej wdzięczności, miażdżą cię ohydnym dobrodziejstwem. W ten sposób niweczą całą istotną wartość rzeczy, wdzięk dobrego uczynku. Ale pani jest inna: ręka twoja jest jeszcze lżejsza wówczas, gdy jest posłuszna twemu sercu, niż kiedy biegnie po tym klawikordzie62, aby wyrazić swą myśl.
BETTINA
Niechże pan siada, błagam pana.
STEFANI
siadając
Najchętniej, byleby mi pani przyrzekła, iż na minutę przedtem, zanim będę zbyteczny, wyrzuci mnie pani, ot, po przyjacielsku, za drzwi.
BETTINA
Po przyjacielsku, margrabio? A, prawda! Czy wiesz, że przysłałeś mi wspaniały bukiet i to doprawdy tak wspaniały, że z pewnością nie przyjęłabym go od nikogo w świecie, prócz pana.
STEFANI
Nie ma perły ani diamentu, które by były warte takiego słowa z pani ust. – Ale jest coś, co mnie dręczy. – Niech mi pani pozwoli sobie zadać jedno pytanie. Czy w tego rodzaju sprawach nie szuka pani jakiegoś zabezpieczenia?
BETTINA
Co za zabezpieczenia?
STEFANI
No, cóż! Podpisu, hipoteki, rękojmi.
BETTINA
Nie rozumiem się na tym wszystkim.
STEFANI
To źle, dalibóg, to źle.
BETTINA
To to pan miał na myśli, mówiąc zaraz z początku o niebezpieczeństwie?
STEFANI
Właśnie.
BETTINA
Wytłumacz się pan tedy.
STEFANI
Ale bo to sprawa bardzo delikatna, a przy tym tym więcej zaniepokoiłbym panią.
BETTINA
Najpewniej to osiągniesz, mówiąc półsłówkami.
STEFANI
Ma pani słuszność; zbłądziłem. Nie mówmy o tym więcej: niech pani uważa, że nic nie powiedziałem.
Wstaje.
BETTINA
Wcale nie; rozumiem bowiem pana obawy… Zna pan księżnę?
STEFANI
Och, tak! och, tak! znam.
BETTINA
Czy uważa ją pan za zdolną do nieuczciwego postępku?
STEFANI
Thi! nie wiem.
BETTINA
Ale ja myślę… do zdrady… niegodziwości…
STEFANI
Ba! któż może ręczyć?
BETTINA
Margrabio, przerażasz mnie. Słuchaj pan: dziś rano widziałeś, że byłam prawie zazdrosna o tę kobietę.
STEFANI
Nawet troszeczkę całkiem.
BETTINA
Tak, chwilami; ale pan wie, jak to bywa, drogi przyjacielu: – można myśleć, że się podejrzewa człowieka, którego się kocha, obsypywać go wymówkami, nazywać wiarołomnym, niewiernym… a na dnie duszy nie wierzy się temu ani słowa: podczas gdy usta oskarżają, serce rozgrzesza. Nieprawdaż?
STEFANI
Bez wątpienia. A więc? droga Bettino…
BETTINA
A więc, margrabio, szczerze, nigdy nie myślałam, nie uważałam za możliwe, aby on kochał tę kobietę. Ta straszna myśl nawiedziła mnie w tej chwili. Pan go widziałeś u niej; co o tym sądzisz?
STEFANI
Mój Boże, droga pani, co za pytanie? Nie widzimy niczyjego serca, jak powiada Molier. Szczerze mówiąc zresztą, nie przypuszczam.
BETTINA
Co znaczyło w takim razie to niebezpieczeństwo, o którym mówiłeś?
STEFANI
A ba! bo to są księżne i księżne…
BETTINA
I pan przypuszcza, że ta…
STEFANI
Robi na mnie po trosze wrażenie, że nie pochodzi z najlepszej fabryki i że ją kupiono gdzieś na wyprzedaży.
BETTINA
Jeżeli tak…
STEFANI
Nie jestem tego pewny; ale wyznaję, iż przykro mi widzieć los osoby takiej jak pani w rękach kobiety takiej jak ona.
BETTINA
Nie mogę uwierzyć, aby Karol…
STEFANI
Mógł panią zdradzać? Jestem pani zdania. Ech! do kaduka! Jeżeli pani nie ubóstwia, szczerze go żałuję. Oho, ktoś idzie, to on, uciekam. Nie, to nie on, to jego pokojowiec.
SCENA OSIEMNASTA
Ciż sami, Calabro.
BETTINA
I cóż, Calabro, coś uczynił?
CALABRO
Wszystko, co pani kazała.
BETTINA
Dług zapłacony?
CALABRO
Tak, pani.
BETTINA
Widziałeś barona?
CALABRO
Ach, tak.
BETTINA
Co powiedział?
CALABRO
Oto list.
BETTINA
przeczytawszy szybko
A! bardzo dobrze… doskonale… to cudownie.
Pada zemdlona na fotel.
CALABRO
Pani! Pani!
STEFANI
Cóż się stało?
CALABRO
Niech pan czuwa nad panią, ja pójdę przynieść, co trzeba.
STEFANI
wydobywając flakon
Ten flakon wystarczy. Cóżeś ty pani nagadał?
CALABRO
Och! panie, to okropne, okropne!… Pojechał z księżną.
STEFANI
Pojechał! – Oho! otwiera oczy. Trzeba jej wziąć ten list…
Podchodzi, aby wziąć list, który Bettina ma w ręku.
BETTINA
Nie, nie! och! nie zabierajcie mi tego… Gdzież ja jestem? Śniło mi się coś. To ty, margrabio? Przepraszam cię.
STEFANI
Niech pani siedzi spokojnie; proszę nie wstawać.
BETTINA
Och! ja nieszczęśliwa! Już wiem. Pojechał; nieprawdaż, Calabro? Czy wiesz, margrabio? – Pojechał z tą kobietą! Masz, czytaj ten list, czytaj głośno.
STEFANI
Wiem wszystko, droga Bettino.
BETTINA
A! doprawdy? Ta wiadomość już się rozeszła? Czy obnoszą mnie już po całym mieście? Och, tak: historia bardzo ucieszna; dostarczy strawy powszechnej wesołości; ale jak oni ważą śmiać się ze mnie, nim się dowiedzą, jak ja postąpię? Jeszcze nie koniec; sądzę, że też mam prawo wtrącić słówko w tej komedii.
STEFANI
Nikt się nie będzie śmiał z pani. W tym, że ktoś ukradł komuś pieniądze z kieszeni, nie ma nic uciesznego.
BETTINA
ożywiając się stopniowo
Ukradł! Kto mówi o czymś podobnym? Dałam tę sumę dobrowolnie, błagałam, aby ją przyjął. Byłam zmuszona uciec się do podstępu, aby zwalczyć upartą odmowę. Prawda, iż mój wybieg nie wyszedł mi na korzyść; ale kto ma prawo powiedzieć, że tego żałuję? Jeżeli z tej przyczyny mnie żałujesz, margrabio, posądzasz mnie w istocie o szczególną zgryzotę.
Wstaje.
STEFANI
Nie znam wysokości sumy, ale zdaje się, że to nie jest drobnostka.
BETTINA
Ech! cóż mi o to! Cóż za osobliwe pojęcia masz o mnie, którą jakoby wysoko cenisz, skoro widzisz tu jedynie kwestię interesu? Ach! gdyby Karol był wrócił do mnie, czyż reszta liczyła się za cokolwiek? Ale oto sądy świata. – Zawiedziona miłość, cóż to znaczy? Porzucić kobietę, zdradzić przysięgę, stargać święty węzeł, to tylko drobnostki! To się zdarza codziennie, o tym się paple, tym bawi się wytworne towarzystwo! Ale niech chodzi o ubytek paru talarów, o kilka nędznych garści liczmanów63 straconych przypadkiem, och! wówczas każdy będzie cię żałował! Twoje pieniężne niedole staną się przedmiotem plugawej litości, zdolnej przyprawić o rumieniec wstydu.
STEFANI
Cierpienie twoje, Bettino, sprawia, iż źle zwracasz swoje wymówki.
BETTINA
Tak, drogi margrabio, masz słuszność. Wiem, kim jesteś, obrażam cię; ale to, co przechodzę, jest tak straszne, że trzeba darować mi, co mówię, nie wiem bowiem nic, jestem na dnie otchłani. Masz, Stefani, przeczytaj mi to. Czytaj głośno, proszę cię.
MARGRABIA
czyta:
BETTINA
Zniewolony podziękować!
STEFANI
czytając dalej:
BETTINA
Cóż by innego można napisać do adwokata?
STEFANI
jw.
BETTINA
Cóż ty na to, margrabio?
STEFANI
jw.
BETTINA
Cóż za bezczelność!
STEFANI
jw.
BETTINA
Dalej, dalej.
STEFANI
jw.
BETTINA
Steinberg! Niechaj świat cały wymawia twoje imię, kiedy zechce nazwać niewdzięcznika!
STEFANI
Tak, to nie jest ładnie. W istocie, to by wymagało zemsty.
BETTINA
Zemsty! Och, tak, to pewna. Ale jaką zemstę mogę znaleźć? Mówisz jak mężczyzna, Stefani, i odczuwasz jak mężczyzna zniewagę. Ty sam wszelako, co możesz zrobić, kiedy masz wroga? Co możesz więcej, niż zabić go? Mniemasz, iż w ten sposób się mścisz… Ach, przyjacielu, dla szlachetnego serca istnieją cierpienia okropniejsze niż śmierć; ale dla nikczemnika najstraszliwsze, co być może, to śmierć, która jest niczym.
STEFANI
Założyłbym się, że ten bezczelny list nie jest wyłącznie dziełem barona. W tym tkwi kobieta – to potwór o dwóch głowach – po cóż mu bowiem było uprzedzać cię, że nie jedzie sam? Nikczemność to on, obelga to kobieta.
BETTINA
Odczułam to jak i pan. On również wie to dobrze i chciał stworzyć między nami zaporę nie do przebycia. Bał się, że zechcę jechać za nim, lękał się mego przebaczenia i obrał ten sposób, aby go uniknąć; wiedział, że kiedy kobieta ugodzi drugą w serce, wszelki powrót staje się niemożebny, rana się nie goi. O przewrotny! W ten sam dzień, który był naznaczony, który on wybrał na nasz ślub! Trzeba go było widzieć wczoraj wieczór, jak on umiał udawać! Zdawało się, iż męki cierpi, nie mogąc się doczekać, aż wejdzie ten dzień. O nieba! i to ze mnie zadrwiono w ten sposób! W ten sposób odpłacono moją szczerość, prawość! Znasz mnie, margrabio, nieprawdaż? Otóż, przemogłam mój zbyt porywczy charakter, ugięłam moją dumę, aby znieść to, co mnie często oburzało: ale sądziłam bodaj, że w tym nie ma fałszu, rozmysłu! Obecnie widzę cię takim, jakim jesteś, zdrajco: targasz na strzępy i moje serce, i moją cześć!
STEFANI
Hm! zastanawia mnie jeden zwrot w tym liście. Co on rozumie pod tym, że „nie zostawia cię samej”? Czy to, że Calabro zostaje przy tobie?
CALABRO
Och, nie, proszę pana, to znaczy co innego.
BETTINA
Milcz, Calabro!
STEFANI
Czemu? – Czyżbym popełnił niedyskrecję?
Bettina nie odpowiada. Calabro za pomocą gestów pokazuje margrabiemu puzdro leżące na stole.
Nie rozumiem. Co ty chcesz powiedzieć?
CALABRO
Pani zabrania mówić.
BETTINA
Mów, jeżeli chcesz.
STEFANI
wstając i podchodząc do stołu
Zaczynam być mocno ciekawy. Cóż tedy, mości Calabro?
CALABRO
A zatem, proszę pana, skoro mi wolno mówić, właśnie to puzderko jest w części przyczyną wszystkiego, co się stało.
STEFANI
Żartujesz chyba?
CALABRO
Ani odrobiny. Pan baron robił pani straszne wymówki, że przyjęła te klejnoty.
STEFANI
Ależ to nie ma najmniejszego sensu!
CALABRO
Dziś rano jeszcze, jeżeli mam rzec wszystko, ja sam miałem zalecone powiedzieć pani, aby pana nie przyjmowała.
STEFANI
Nie! to zakrawa na jakiś sen… Czy to prawda, Bettino, co on powiada?
BETTINA
Najzupełniejsza.
STEFANI
Ależ to nie do wiary! Z jakiejż przyczyny ta niemądra szykana? To chyba tylko lichy pozór, którego potrzebował, aby się pogniewać.
CALABRO
Och, mój Boże, tak, proszę pana, z pewnością nic innego.
STEFANI
Rozumiem. Ale co za dziki pomysł!
CALABRO
Niby stąd, że pan margrabia często odwiedzał panią jeszcze we Florencji, i pan baron uroił sobie…
STEFANI
Jakieś głupstwo.