Kitabı oku: «Agady talmudyczne», sayfa 19

Yazı tipi:

Rabi Jochanan ben Zakaj

Wiedza i mądrość Jochanana

Jochanan ben Zakaj żył sto dwadzieścia lat. Przez pierwsze czterdzieści lat zajmował się handlem, przez następne czterdzieści uczył się, a w ostatnich czterdziestu latach uczył innych. Powiadają, że nie było takiej kwestii w Torze, której Jochanan nie zgłębiłby do końca. Opanował nawet język aniołów i mowę diabłów. Przyswoił sobie mowę drzew oraz wszystkie przypowieści ludowe. Poznał i rozumiał opowieści lisów. Interesował się wszystkim. Zarówno tym, co jest wielkie i ważne, jak i tym, co jest małe i mniej ważne.

Do niego odnoszą się słowa z Przypowieści Salomona: „Obdzielam tych, których miłuję, wszelkimi dobrami. Wypełniam po brzegi ich skarbce”.

Pewnego razu rabi Jochanan, dosiadłszy osła, wyruszył w drogę. Za nim szedł jego uczeń, rabi Elazar ben Arach, który popędzał osła, gdy ten przystawał.

W pewnej chwili rabi Elazar rzekł do rabiego Jochanana:

– Rabi, naucz mnie czegoś z maase merkawy60.

– Synu – odpowiedział rabi Jochanan – przecież uczyłem was, moich uczniów, że w tajniki maase merkawy nie wolno się wgłębiać nawet wtedy, kiedy się ma do czynienia z jednym tylko słuchaczem. Chyba że jest nim człowiek uczony i sprawny w myśleniu.

Na to powiada rabi Elazar:

– Rabi, pozwól mi poruszyć kilka kwestii z tej dziedziny. Mam na myśli te kwestie, w które już wcześniej mnie wtajemniczyłeś.

– Zgoda – powiedział rabi Jochanan i zszedłszy z osła, usiadł na przydrożnym kamieniu.

– Rabi, powiedz, dlaczego zszedłeś z osła?

– Nie mogłem inaczej postąpić. Przecież będziesz mówił o maase merkawie. Wtedy Szechina będzie z nami i towarzyszyć nam będą służebni aniołowie. Czy w takim wypadku, godzi się, żebym siedział na ośle?

I rabi Elazar ben Arach zaczął rozprawiać na temat maase merkawie. I oto, gdy tylko poruszył pierwszą kwestię, lunął z nieba ogień, który ogarnął drzewa w polu. Ogarnięte ogniem drzewa zaczęły śpiewać hymn, a z wnętrza ognia rozległ się głos anioła:

– Tak, tak. To jest właśnie maase merkawa.

A kiedy rabi Elazar skończył, rabi Jochanan wstał i pocałował go w głowę, po czym rzekł:

– Błogosławiony niech będzie Bóg, który naszemu praojcu Abrahamowi dał tak mądrego i tak dobrze znającego naukę zawartą w maase merkawie syna. W życiu bowiem bywa często tak, że ten, co pięknie prawi, niepięknie się sprawuje. Bywa też odwrotnie. Pięknie się sprawuje i niepięknie prawi. Ty zaś pięknie prawisz i pięknie się sprawujesz. Szczęśliwy jesteś, ojcze Abrahamie, że z twego rodu przyszedł na świat taki człowiek, jak rabi Elazar ben Arach.

Podczas wspólnego spaceru dowiedzieli się o tym rabi Jehoszua i rabi Josi Hakoen. Obaj doszli do wniosku, że także powinni się zająć maase merkawą.

Pierwszy zaczął rozważać na głos rabi Jehoszua. Był właśnie upalny dzień lipcowy. I nagle niebo pokryło się chmurami i między nimi zajaśniała tęcza.

I wnet zebrali się aniołowie i zlecieli na ziemię, żeby posłuchać słów Jehoszuy. Aniołowie zlecieli się tak, jak zbiegają się ludzie chętni obejrzeć weselną zabawę.

W jakiś czas po tym zdarzeniu rabi Jehoszua opowiedział je rabiemu Jochananowi ben Zakaj. Ten, wysłuchawszy jego relacji, powiedział:

– Szczęśliwyś ty i szczęśliwa twoja matka. I ja także czuję się szczęśliwym, bo danym mu było dożyć chwili, kiedy mogłem to także na własne oczy zobaczyć. Oto bowiem śnił mi się cudowny sen. Siedziałem razem z tobą u stóp góry Synaj i nagle usłyszeliśmy głos z nieba: – Wstąpcie na górę! Wejdźcie na szczyt góry! Czekają na was piękne, ogromne sale wyścielone wspaniałymi dywanami. Czekają na was, na waszych uczniów i na uczniów waszych uczniów. Dla was i dla nich przygotowany jest raj.

Dwie drogi

Pewnego dnia rabi Jochanan zachorował. Uczniowie przyszli go odwiedzić. Na ich widok rabi Jochanan zaczął płakać. Zdziwieni uczniowie zapytali:

– Mistrzu nasz, który jesteś światłem, filarem i młotem Żydów, dlaczego płaczesz?

– Gdyby mnie teraz zaprowadzili do króla – odpowiedział rabi Jochanan – mam na myśli ziemskiego króla, który dzisiaj żyje, a jutro może go już nie być, i gdyby tenże król się na mnie pogniewał, to jestem pewny, że jego gniew nie jest wieczny. I gdyby tenże król wsadził mnie do więzienia, to wiem, że nie jest ono wieczne. I gdyby mnie zabił, to zadana mi śmierć też nie będzie wieczna. Zresztą, króla-człowieka mógłbym przebłagać słowami albo przekupić pieniędzmi. I mimo tej świadomości płakałbym. Cóż dopiero fakt, że mają mnie teraz zaprowadzić do króla nad królami, do Boga, oby był błogosławiony, do Boga, który jest wiekuisty. Jeśli On się na mnie pogniewa, to wiem, że Jego gniew będzie wieczny. Jeśli mnie wsadzi do więzienia, to na wieki. A jeśli mnie uśmierci, to na zawsze. Jego słowami nie przebłagam i pieniędzmi nie przekupię. Poza tym mam przed sobą dwie drogi. Jedna prowadzi do raju, druga do piekła. Ja zaś nie wiem, na którą się dostanę. Czy wobec tego wszystkiego mogę nie płakać?

Powiadają wtedy do niego uczniowie:

– Rabi, udziel nam swego błogosławieństwa!

– Błogosławię was i życzę, żebyście się bali Boga, tak jak boicie się człowieka.

– I nic więcej, rabi?

– Oby moje życzenie się spełniło. Zważcie bowiem, że kiedy człowiek popełnia grzech, stara się, żeby inny człowiek tego nie zauważył.

W agonii zdążył jeszcze powiedzieć uczniom:

– Uprzątnijcie moje mieszkanie z naczyń61 i przygotujcie krzesło dla króla Sedkijasza, który tu przyjdzie.

I kiedy rabi Jochanan ben Zakaj wyzionął ducha, zgasł blask mądrości.

Rabi Chanina ben Dosa

Cud w piecu i w dzieży

Żona rabiego Chaniny ben Dosa, który był bardzo biedny, zwykła wzorem innych kobiet, które w przeddzień soboty piekły chały, rozpalać w piecu, żeby upozorować, że także piecze chały.

Wśród sąsiadek była kobieta, która w swojej złośliwości lubiła często pokpiwać sobie z biedy żony rabiego Chaniny. Widząc unoszący się z komina domu Chaniny dym, pomyślała sobie: „A to dobre! Przecież doskonale wiem, że nic nie mają na sobotę. Najmniejszej porcji mąki. Muszę wejść i zobaczyć, co ona w tym piecu piecze”. I nie namyślając się długo, zapukała do drzwi i weszła do środka. Żona Chaniny, wstydząc się swego ubóstwa, skryła się w drugim pokoju.

I oto zdarzył się cud. Złośliwa niewiasta zajrzała najpierw do pieca, a potem do dzieży. Zobaczyła w piecu piekące się chały, a w dzieży gotowe do pieczenia ciasto.

Zawołała do żony Chaniny:

– Weź szybko łopatę i wyjmij chały, bo za chwilę się przypalą.

Żona Chaniny na to rzekła:

– Właśnie poszłam do drugiego pokoju po łopatę.

Nóżka ze złotego stołu

Pewnego dnia żona rabiego Chaniny nie wytrzymała i pożaliła się przed mężem:

– Jak długo będziemy tak biedowali?

– Co możemy zrobić? Powiedz sama!

– Poproś Boga, żeby ci dał coś z dobra przeznaczonego dla cadyków na tamtym świecie.

Posłuchał rabi Chanina rady żony i wzniósł błagalną modlitwę do Boga.

I oto po chwili ukazało się w mieszkaniu coś w rodzaju ręki, która podrzuciła rabiemu nóżkę ze złotego stołu.

W nocy rabiemu Chaninie przyśnił się cudowny sen. Zobaczył raj. Przy trójnożnym stole siedzieli cadycy. On sam zaś z żoną siedzieli przy stole o dwóch nogach. Rano, po przebudzeniu, opowiedział żonie o tym, co mu się przyśniło, i na końcu zapytał ją:

– Jak myślisz? Czy będzie nam przyjemnie siedzieć przy stole o dwóch nogach, podczas gdy wszyscy cadycy siądą przy stole trójnożnym?

– Nie będzie nam przyjemnie. Pomódl się, mężu mój, żeby zabrali z powrotem nóżkę.

Pomodlił się rabi Chanina ben Dosa i nóżka została zabrana.

Na temat tego cudu tak wypowiedzieli się mędrcy:

– Ten drugi w kolejności cud jest większy od pierwszego, albowiem na podstawie ustnych przekazów wiemy, że niebo czasem daje, ale nigdy nie odbiera.

Płonący ocet

Pewnego dnia w wigilię soboty rabi Chanina zauważył, że jego córka jest bardzo zmartwiona. Zapytał ją:

– Córuchno, czym się tak martwisz?

– Podmienili mi naczynia w sklepie. Zamiast naczynia z oliwą, dali mi naczynie z octem. Ten ocet usiłowałam zapalić w świeczniku przed błogosławieniem soboty.

– Nie martw się. Ten, który nakazuje oliwie, żeby się paliła, rozkaże również octowi, żeby płonął.

I tak się stało. Ocet płonął całą dobę. Od jego ognia zapalono także świece hawdali62.

Kozy rabiego Chaniny

Chanina ben Dosa miał kilka kóz. Pewnego razu przyszli do niego sąsiedzi ze skargą, że kozy czynią szkodę na ich polach.

– Jeśli kozy wyrządzają wam szkodę – zawołał rabi Chanina – to niech je pożrą niedźwiedzie. Jeśli zaś szkody nie wyrządzają, niech każda koza przytaszczy niedźwiedzia na swoich rogach.

I co się okazuje? Wieczorem wróciły kozy z pola i każda niosła na rogach niedźwiedzia.

Skąd się wzięły kozy u biednego rabiego Chaniny?

Na to pytanie odpowiada rabi Pinchas:

– Pewnego razu przechodzący obok domu rabiego Chaniny ben Dosa człowiek z koszem kur przystanął na chwilę i postawił kosz na ulicy. Zamyślił się, zagapił i zapomniawszy o kurach, poszedł w dalszą drogę.

Kury znalazła żona rabiego Chaniny. Zabrała je do domu i zaczęła hodować. Widząc to, rabi Chanina ostrzegł ją:

– Uważaj – powiedział do niej – żebyś nie korzystała ze zniesionych przez kury jajek. One nie są naszą własnością.

Kury tymczasem zaczęły znosić jajka. Z jajek wykluły się kurczaki. Było ich już tak dużo, że nie można było w domu wytrzymać. Wziął rabi Chanina kurczaki i zaniósłszy je na targ, sprzedał. Za uzyskane pieniądze kupił kozy.

Minęło trochę czasu i właściciel kur znowu przechodził obok domu rabiego Chaniny. Tym razem w towarzystwie kolegi. Na widok znajomego domu rabiego Chaniny coś sobie widocznie przypomniał, bo nagle rzekł do kolegi:

– Widzisz, w tym oto miejscu, wskutek zapomnienia zostawiałem kiedyś kosz z kurami.

Usłyszał jego słowa rabi Chanina. Wyszedł i zapytał go, czy ma jakiś znak lub dowód na to, że zostawił tu kury. Okazało się że ma.

– Skoro tak – rzekł rabi Chanina – to zabierz moje kozy. Należą do ciebie.

Te właśnie kozy przyniosły na rogach niedźwiedzie.

Rozciągnięte belki

Niezamożna sąsiadka rabiego Chaniny przystąpiła do budowy skromnego domku. W trakcie pracy okazało się, że belki między ścianami są za krótkie. Zmartwiona tym obrotem rzeczy, przyszła do rabiego Chaniny, żeby pożalić się na swój los.

– Rabi, poradź, co mam zrobić. Po wielkich trudach zaczęłam budować domek, a tu belki okazały się za krótkie.

– Kobieto – zapytał ją Chanina – powiedz, jak się nazywasz?

– Mam na imię Ejcha.

Skupił się w sobie rabi Chanina i rzekł:

– Niechaj wydłużą się belki pani Ejchy.

I jako rzekł, tak się stało.

Reb Plejmu opowiedział ludziom o tym zdarzeniu:

– Sam – oświadczył – oglądałem ten domek. Na własne oczy widziałem, jak belki wystawały na zewnątrz obu przeciwległych ścian. Wszyscy wiedzą, że to modlitwa rabiego Chaniny je rozciągnęła.

Aniołowie-tragarze

Pewnego dnia po wyjściu na ulicę rabi Chanina zobaczył, że mieszkańcy miasta wybierają się z darami do Jerozolimy, żeby spełnić dwa nakazy. Jeden, by złożyć ślubowanie, i drugi, by rozdać biedakom jałmużnę. Posmutniał rabi Chanina, i tak w duchu powiedział:

– Wszyscy wożą dary do Jerozolimy i tylko ja jeden nie mam co tam zawieźć.

Pomyślał, co zrobić, żeby jednak coś do Jerozolimy zawieźć. Po chwili zdecydował. Wyszedł na pole za miastem, żeby poszukać jakiegoś kamienia, który po obróbce nadawałby się do ofiarowania w darze. Długo nie przyszło mu szukać. Natrafił na duży kamień i zaraz przystąpił do oszlifowania go. Był jednak za ciężki, żeby mógł go udźwignąć. Trzeba było wynająć tragarzy. Znalazł pięciu chętnych. Zgodzili się zanieść kamień do Jerozolimy za pięćdziesiąt denarów.

Tyle pieniędzy, rzecz jasna, Chanina nie miał, toteż tragarze po krótkiej wymianie zdań zostawili go z kamieniem na polu. Wtedy przyszedł mu z pomocą Bóg. Zesłał na ziemię pięciu aniołów w ludzkiej postaci, którzy podjęli się zanieść kamień do Jerozolimy za jedynie pięć denarów. Postawili mu przy tym jeden warunek: podczas niesienia Chanina miał przyłożyć do kamienia rękę lub co najmniej palec. Zaledwie Chanina przyłożył rękę do kamienia, kiedy rozejrzawszy się wokół, stwierdził, że są już w Jerozolimie.

Sięgnął ręką do kieszeni, chcąc zapłacić tragarzom, a tu ślad po nich zginął.

Wstąpił rabi Chanina do biura kamieniarzy, żeby o nich zapytać. Odpowiedzieli mu, że nie mają pojęcia o tragarzach, którzy przynieśli kamień do miejsca.

– Zapewne – oświadczyli – byli to aniołowie. Oni to przynieśli kamień i natychmiast ulecieli do nieba.

Chanina ben Dosa i deszcz

Pewnego razu rabi Chanina szedł drogą, niosąc na głowie garnek soli. Nagle zaczął padać deszcz. Sól w otwartym garnku mogła się rozpuścić. Rabi Chanina podniósł oczy ku niebu i zawołał:

– Boże, Panie świata! Cały świat cieszy się deszczem, a ja się zamartwiam. Czy tak ma być?

Inatychmiast przestał padać.

Po powrocie do domu rabi Chanina znowu zwrócił się do Boga:

– Panie świata! Cały świat martwi się teraz z powodu braku deszczu. Czy tylko ja jeden mam się tym cieszyć?

I natychmiast lunął z nieba deszcz.

Biada wężowi

W pobliżu miasta znalazł sobie schronienie jadowity wąż. Niejednego przechodnia znienacka napadł i śmiertelnie ukąsił. Mieszkańcy miasta przyszli do rabiego Chaniny z prośbą o pomoc. Rabi Chanina polecił, by wskazali mu kryjówkę węża, Kiedy doszedł do nory, w której skrył się wąż, postawił nogę na jej otworze. Wąż, poczuwszy nogę Chaniny, szybko ją ugryzł. I co się okazało? Od ukąszenia nogi rabiego wąż zdechł! Wziął wtedy rabi Chanina węża na ramię i zaniósł do bejt ha-midraszu, żeby pokazać go uczniom.

– Popatrzcie – zawołał do nich – na tego węża i przyjmcie do wiadomości, że człowieka nie wąż zabija, ale grzech.

Z tego faktu ukuto przysłowie:

– „Biada człowiekowi, który natknie się na węża i biada wężowi, który natknie się na rabiego Chaninę ben Dosa”.

Rabi Chanina ben Dosa i lew

Pewnego dnia rabi Chanina ben Dosa spotkał na drodze lwa. Na widok rzadko już spotykanego w kraju zwierzęcia rabi Chanina gniewnym głosem zawołał:

– Ach ty, słabeuszu, który mienisz się królem! Nieraz cię ostrzegałem, żebyś się nie pokazywał w kraju Izraela.

Gniewne słowa rabiego tak przestraszyły lwa, że ten natychmiast dał drapaka.

Rabi Chanina pobiegł za nim i zawołał:

– Wybacz mi, że cię nazwałem słabeuszem, podczas gdy Stwórca nazwał cię siłaczem.

Modlitwa rabiego Chaniny za chorych

O rabim Chaninie ben Dosa opowiadają, że zwykł był modlić się za chorych. Potrafił także przewidywać, który z chorych umrze, a który wyżyje. Na pytanie skąd, o tym wie, odpowiadał:

– Jeśli modlitwa, którą odmawiam za chorego, wydobywa się z moich ust płynnie, bez zakłóceń, to znaczy, że została przez Boga wysłuchana. W przeciwnym wypadku oznacza to, że modlitwa została odrzucona.

Pewnego razu syn rabiego Gamliela zachorował. Rabi Gamliel wysłał wtedy dwóch swoich uczniów do rabiego Chaniny z prośbą, żeby odprawił modły za zdrowie syna.

Zobaczywszy przez okno nadchodzących uczniów rabiego Gamliela, Chanina ben Dosa domyślił się celu ich wizyty. Nie zwlekając, wszedł na poddasze i pomodlił się o zdrowie dla syna rabiego Gamliela.

Kiedy zszedł z poddasza i zobaczył czekających na niego wysłanników rabiego Gamliela, powiedział:

– Wracajcie do domu. Gorączka chorego już spadła.

– Skąd możesz wiedzieć? – zapytali go wysłannicy. – Azali jesteś prorokiem?

– Nie! Nie jestem prorokiem. Nie jestem nawet synem proroka, ale kieruję się takim znakiem rozpoznawczym. Jeśli moją modlitwę odmawiam płynnie i bez zakłóceń, to znak że została przez Boga wysłuchana. Jeśli brakuje jej płynności, oznacza to, że została odrzucona.

Usłyszawszy te słowa, uczniowie rabiego Gabriela, zanotowali dokładny czas wypowiedzi rabiego Chaniny. Nie omieszkali, rzecz jasna, opowiedzieć o tym rabiemu Gamlielowi. Ten wtedy rzekł:

– Przysięgam, że gorączka syna spadła dokładnie co do sekundy, w czasie wskazanym przez rabiego Chaninę. Mój syn poprosił wtedy o łyk wody.

Pobożny osioł

Pewnego razu złodzieje ukradli rabiemu Chaninie osła. Uprowadzili go do swojej stajni i postawili przed nim wiadro jęczmienia i wiadro wody. Osioł jednak za nic nie chciał ani jeść, ani pić.

Widząc, że z upartym osłem nie dadzą sobie rady, powiedzieli:

– Na co nam osioł, który wkrótce zdechnie i zanieczyści stajnię?

Otworzyli wrota stajni i wypuścili osła. Ten, nie spiesząc się, powoli doczłapał się do domu rabiego Chaniny, głośno objawiając swoje zadowolenie. Usłyszał to syn Chaniny.

– Tato – krzyknął – zdaje się, że to głos naszego osła.

– Tak, synku, otwórz mu szybko drzwi do stajni. Z pewnością jest głodny.

Syn wprowadził osła do stajni, po czym nakarmił go i napoił.

Dlatego chyba prawdą jest to, co mówią ludzie, że dawniej u pobożnych cadyków zwierzęta także były pobożne.

Raban Gamliel II

Nasi 63, raban64 Gamliel II odbył pewnego razu podróż statkiem razem z rabim Jehoszuą. Raban Gamliel wziął na drogę tylko chleb i to w ilości potrzebnej na przewidziany czas podróży. Natomiast rabi Jehoszua zabrał na statek oprócz chleba również mąkę do pieczenia bułek.

Tymczasem podróż statkiem z powodu pogody przedłużyła się. Rabanowi Gamlielowi skończył się chleb i musiał skorzystać z mąki rabiego Jehoszuy.

– Czy – zapytał go – wiedziałeś, że podróż się przedłuży i trzeba będzie zabrać z sobą więcej żywności?

– Tak – odpowiedział rabi Jehoszua. – Jest bowiem taka gwiazda, która się pojawia raz na siedemdziesiąt lat i sprowadza z kursu kapitanów statków. Dlatego z góry zabezpieczyłem się przed takim wypadkiem.

– Czy człowiek o takiej wiedzy jak ty musi się tułać po świede i cierpliwie znosić męki morskich podróży?

– Dziwisz mi się? Sądzę, że powinieneś się raczej dziwić twoim dwóm uczniom na lądzie, rabiemu Jochananowi ben Goda i rabiemu Elazarowi ben Chisma, którzy potrafią obliczyć, ile kropel wody jest w morzu i mimo to nie mają co jeść i w co się ubrać.

Raban Gamliel wziął sobie do serca słowa rabiego Jehoszuy i postanowił obu rabajom zaoferować jakąś zaszczytną posadę w zarządzie gminy. Ci jednak nie zgodzili się przyjąć posady.

Wezwał ich wtedy do siebie raban Gamliel i tak powiedział:

– Co wy sobie myślicie? Zapewne sądzicie, że obdarzam was władzą. Nic podobnego. Wręcz przeciwnie. Nakładam na was ciężką pracę. Macie służyć ludziom. Pamiętacie chyba, co starzy doświadczeni ministrowie dworu powiedzieli królowi Rachawowi, kiedy przejął władzę: „Od dziś masz być sługą narodu”.

Raban Gamliel i rabi Jehoszua

I

Pewnego razu powstał spór między rabanem Gamlielem i rabim Jehoszuą o to, którego dnia w tym roku ma wypaść Jom Kipur. Raban Gamliel twierdził, że o dzień wcześniej, rabi Jehoszua zaś, że o dzień później65.

Raban Gamliel polecił przez gońca, żeby rabi Jehoszua wziął laskę i stawił się u niego z sakwą pieniędzy w dniu, w którym według jego obliczeń miał wypaść Jom Kipur.

Traf chciał, że akurat wtedy przyszedł do rabiego Jehoszuy rabi Akiwa. Widząc, że rabi Jehoszua jest czymś zmartwiony, zapytał go:

– Dlaczego, rabi, jesteś zmartwiony?

– Wolałbym cały rok chorować, niż otrzymać srogą nauczkę od rabana Gamliela.

Powiada na to rabi Akiwa:

– Ludzie czynią tak jak mówi raban Gamliel. Na to masz wyraźne dowody. W Torze bowiem jest napisane: „To są uroczystości świąteczne Boga. Dni świąt powinniście sami ustalić. Obojętnie, czy będzie to ten lub inny dzień, ale raz ustaliwszy, musicie je uznać i przestrzegać”.

Po odejściu rabiego Akiwy, rabi Jehoszua poszedł do rabiego Dosa ben Horkines, któremu opowiedział całą tę historię. Ten wysłuchawszy jej rzekł:

– Jeśli zaczniemy rozważać orzeczenia sądu rabana Gamliela, to powinniśmy także rozważyć orzeczenia wszystkich sądów, które istniały u Żydów od czasów Mojżesza do dnia dzisiejszego. W istocie rzeczy każdy sąd składający się z trzech sędziów posiada tę samą moc co sąd Mojżesza.

Wziął rabi Jehoszua laskę i sakwę z pieniędzmi i udał się do Jawny, siedziby rabana Gamliela akurat w tym dniu, w którym według jego obliczeń miał wypaść Jom Kipur.

Na widok rabiego Jehoszuy raban Gamliel wstał z krzesła, pocałował go w głowę i powiedział:

– Wejdź, pokój tobie! Jestem wzruszony twoją skromnością. Wejdź, mistrzu mój i uczniu. Jesteś moim mistrzem, jeśli chodzi o wiedzę. Uczniem przez twoje posłuszeństwo. Szczęśliwe jest pokolenie, w którym wielcy i znaczniejsi słuchają mniej znaczących.

II

Pewnego razu uczeń zapytał rabiego Jehoszuę:

– Czy wieczorna modlitwa maariw jest obowiązkowa, czy też dowolna?

– Dowolna – odpowiedział rabi Jehoszua.

Z tym samym pytaniem zwrócił się uczeń do rabana Gamliela. W odpowiedzi usłyszał:

– Obowiązkowa!

– Dlaczego więc – pyta uczeń – rabi Jehoszua powiedział mi, że jest dowolna?

– Wiesz co? Zaczekaj, zaraz przyjdą tu moi „szermierze”66, to usłyszysz co powiedzą.

Zaraz też zjawili się „szermierze” i uczeń zadał to samo pytanie.

Raban Gamliel odpowiedział:

– Modlitwa maariw jest obowiązkowa.

I powiedziawszy to, zwrócił się do mędrców z pytaniem:

– Czy jest wśród was ktoś, kto nie zgadza się ze mną?

– Nie ma – oświadczył rabi Jehoszua.

– Mnie jednak powiedziano, że ty właśnie uważasz maariw za modlitwę dowolną.

I podnosząc głos, zawołał:

– Jehoszuo, wstań! Niech świadek złoży przeciwko tobie zeznanie.

Wstał rabi Jehoszua i rzekł:

– Gdybym ja był człowiekiem żywym, a świadek umarlakiem, to jako żywy mógłbym zaprzeczyć słowom świadka. Skoro jednak obaj jesteśmy żywi, to jak mógłbym zaprzeczyć?

Raban Gamliel na siedząco dalej przemawiał, rabi Jehoszua zaś przez cały ten czas stał.

Ludzie na ten widok zaczęli szeptem wyrażać swoje niezadowolenie. Szept powoli przeszedł w szum. Rozległ się z tłumu głos wzywający meturgemana67, żeby przestał tłumaczyć słowa rabana Gamliela. Meturgeman natychmiast zamilkł. Rozległy się protesty, mieszały się głosy:

– Jak długo raban Gamliel będzie się znęcał nad rabim Jehoszuą?

– Najwyższy już czas, żeby zdjąć go ze stanowiska!

– Kogo postawimy na jego miejsce?

– Dlaczego by nie rabiego Jehoszuę?

– Nie wchodzi w rachubę! To z jego powodu zaczęła się cała sprawa.

– A może rabiego Akiwę?

– Zbyt niebezpiecznie. Za nim nie stoją zasługi jego przodków.

Zostało na tym, że trzeba powołać na przełożonego jesziwy rabiego Elazara ben Azaria. On będzie nosił tytuł nasi. Ma odpowiednią dla tego stanowiska wiedzę i pochodzi z bardzo nobliwej rodziny. Jest dziewiątym potomkiem z rodu Ezry.

Do rabiego Elazara ben Azaria udała się delegacja i pyta go:

– Czy rabi byłby skłonny objąć stanowisko przełożonego jesziwy?

– Muszę przedtem poradzić się moich najbliższych – odpowiedział rabi Elazar.

Najpierw pyta żonę o zdanie. Ta odpowiada mu pytaniem na pytanie:

– A co będziesz robił, jak cię zdejmą ze stanowiska?

– Świat na ten temat tak powiada: „Warto choć przez jeden dzień pić z drogiego kielicha, gdyż następnego dnia kielich ten może się rozbić na kawałki”.

– Ale ty przecież jesteś jeszcze bardzo młody – powiada do niego żona – nie masz ani jednego siwego włosa. Nie wypada, żeby przełożonym jesziwy był człowiek, który nie ma siwej głowy.

I oto zdarzył się cud. W ciągu jednej nocy osiemnastoletni młodzieniec osiwiał. Jego głowę ozdobiło osiemnaście pasem siwych włosów.

Tego dnia drzwi jesziwy stały otworem. Nikt ich nie pilnował. Każdy łaknący wiedzy uczeń mógł swobodnie wejść do środka. Sprawujący dotychczas funkcję przełożonego jesziwy raban Gamliel wydał uprzednio zakaz tej treści:

„Uczeń, który tylko z pozoru wygląda na miłośnika wiedzy, a w głębi serca nie jest w sprawie nauki uczciwy, nie ma prawa przestąpić progu jesziwy”.

Kiedy młody przełożony jesziwy zniósł ten zakaz, zgłosiło się do nauki bardzo dużo uczniów. Trzeba było dostawić ławki.

Raban Gamliel widząc to, poczuł wyrzuty sumienia:

– Może, nie daj Bóg, swoim zakazem oddaliłem od Tory wielu Żydów?

Żeby uciszyć jego niepokój, niebiosa pokazały mu we śnie biały dzbanek wypełniony popiołem68.

Raban Gamliel postanowił wtedy pójść do rabiego Jehoszuy i przeprosić go. Kiedy wszedł do jego mieszkania, zauważył, że ściany są zadymione. Powiedział wtedy do rabiego Jehoszuy:

– Ściany w twoim mieszkaniu świadczą o tym, że jesteś kowalem.

– Biada pokoleniu – odpowiedział rabi Jehoszua – któremu ty przewodzisz. Biada statkowi, którego jesteś sternikiem. Co ty wiesz o cierpieniach, które znoszą uczeni w Piśmie? Czy wiesz, jak i z czego żyją?

– Zawiniłem wobec ciebie – rzekł raban Gamliel. – Przebacz mi!

Rabi Jehoszua nie przyjął jego przeprosin. Raban Gamliel ponowił więc prośbę o przebaczenie:

– Zrób to – powiada – przez wzgląd na honor całego mego życia.

Ustąpił wtedy rabi Jehoszua i przebaczył mu. Przeprosili się. Żydzi, świadkowie tego wydarzenia, zaczęli zastanawiać się, kogo by tu posłać, żeby zawiadomić o tym uczonych w Piśmie. Na ochotnika zgłosił się pracz:

– Ja pójdę – oświadczył donośnym głosem.

Rabi Jehoszua polecił mu, żeby przekazał uczonym następujące słowa:

 
„Kto urzędowo zawsze nosił szaty,
Niechaj dalej je nosi.
Temu zaś, kto nigdy ich nie nosił,
Nie można rzec:
«Zdejm z siebie szaty
Bo ja chcę je nosić»”69.
 

Powiada rabi Akiwa do mędrców w bejt ha-midraszu:

– Szybko zamknijcie drzwi, żeby nie wdarli się tu słudzy rabana Gamliela i nie obrazili nas.

– Lepiej będzie – myśli sobie rabi Jehoszua – jeśli sam pogadasz z ludźmi.

I doszedłszy do bejt ha-midraszu, zapukał w drzwi i zawołał:

– Kapłan, syn kapłana ma kropić wodę oczyszczającą: ten, który nie jest kapłanem, ani synem kapłana nie ma prawa mówić kapłanowi: „Twoja woda, wodą z jamy jest, Twój popiół z opałowego drzewa jest”70.

Zapytał go rabi Akiwa:

– Rabi Jehoszuo, czy to prawda, że dałeś się przeprosić?

– Zrobiłem to ze względu na cześć, jaką do siebie obaj żywimy. Jutro, skoro świt, razem z tobą pójdziemy do niego, do domu.

A jednak nie zwolnili rabiego Elazara ze stanowiska przełożonego jesziwy. Raban Gamliel wygłaszał od tego czasu kazanie przez dwie soboty z rzędu i rabi Elazar co trzecią sobotę.

60.Maase-merkawa – tajemna nauka o boskości, dosłownie „Historia ognistej karety, na której prorok Eliasz wjechał do nieba” [(z hebr. dzieło rydwanu; misteria niebiańskie); synonim mistycznego wtajemniczenia dotyczącego boskiego Tronu Chwały; red. WL]. [przypis tłumacza]
61.Uprzątnijcie moje mieszkanie z naczyń – naczynia w domu zmarłego stają się nieczyste. [przypis tłumacza]
62.świece hawdali – także: hawdalowe świece, używane w ceremonii hawdali. [przypis edytorski]
63.nasi – najwyższy tytuł, jakim obdarzano przywódcę duchowego Żydów. Nasi odpowiada tytułowi „książę”. [przypis tłumacza]
64.raban – tytuł wyższy od rabiego. [przypis tłumacza]
65.którego dnia w tym roku ma wypaść Jom Kipur – w tamtych czasach ustalano początek miesiąca i każde święto na podstawie zeznań świadków, którzy osobiście obserwowali nów księżyca. Zeznanie składali w Izbie Sądowej Jerozolimy. [przypis tłumacza]
66.„szermierze” – zaprawieni w dyskusjach mędrcy. [przypis tłumacza]
67.meturgeman – tłumacz. U każdego przełożonego jesziwy był tłumacz, który objaśniał słowa wykładowcy dla nieuczonych. [przypis tłumacza]
68.Żeby uciszyć jego niepokój, niebiosa pokazały mu we śnie biały dzbanek wypełniony popiołem – nowi uczniowie w istocie wstąpili do jesziwy z nieuczciwych powodów, to znaczy nie z chęci uczenia się. [przypis tłumacza]
69.„Kto urzędowo zawsze nosił szaty, Niechaj dalej je nosi (…)” – znaczy to, że raban Gamliel, który od zawsze pełnił funkcję nasi, powinien ją nadal pełnić. [przypis tłumacza]
70.mówić kapłanowi: „Twoja woda (…) Twój popiół z opałowego drzewa (…)” – kapłan oczyszczał święconą wodą zmieszaną z popiołem po spalonej w ofierze czerwonej krowie. [przypis tłumacza]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
660 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre