Kitabı oku: «Wesele Figara», sayfa 8
SCENA SIÓDMA
Cherubin, Hrabia, Hrabina
HRABIA
patrząc za Figarem
Widział kto kiedy większego zuchwalca? do pazia Co do ciebie, mości filucie, który udajesz tu zawstydzonego, idź, przebierz się co rychlej i żebym cię nie spotkał cały wieczór.
HRABINA
Biedny, będzie mu się przykrzyć.
CHERUBIN
nieopatrznie
Przykrzyć! Unoszę na mym czole szczęścia bodaj na sto lat więzienia.
kładzie kapelusz i wybiega
SCENA ÓSMA
Hrabia, Hrabina; Hrabina wachluje się w milczeniu
HRABIA
Cóż się jego czołu trafiło tak szczęśliwego?
HRABINA
z zakłopotaniem
Pierwszy kapelusz oficerski zapewne; dziecku wszystko starczy za cacko.
chce odejść
HRABIA
Nie zostajesz z nami, hrabino?
HRABINA
Wiesz, że nie czuję się zdrowa.
HRABIA
Daruj jedną chwilę swej protegowanej lub pomyślę, że się gniewasz.
HRABINA
Oto dwa orszaki weselne; siądźmyż, aby je przyjąć.
HRABIA
na stronie
Wesele! Trzeba ścierpieć to, czemu nie można przeszkodzić.
Hrabia i Hrabina siadają z jednej strony galerii
SCENA DZIEWIĄTA
Hrabia, Hrabina siedzą; muzyka gra marsza
POCHÓD
Straż leśna z fuzjami na ramieniu.
Woźny, ławnicy, Gąska.
Wieśniacy i wieśniaczki w strojach weselnych.
Dwie dziewczyny niosą wianek dziewiczy z białych piór.
Dwie inne niosą biały welon.
Dwie inne rękawiczki i bukiet.
Antonio prowadzi za rękę Zuzannę jako ten, który ma ją oddać w ręce Figara.
Inne dziewczyny niosą drugi wianek, drugi welon i bukiet biały, podobne do pierwszych, dla Marceliny.
Figaro podaje rękę Marcelinie jako mający ją oddać doktorowi, który zamyka pochód, z wielkim bukietem na piersiach z boku. Dziewczęta przechodząc przed Hrabią oddają służbie przybory przeznaczone dla Zuzanny i dla Marceliny.
Wieśniacy i wieśniaczki stają w dwóch szeregach po obu stronach sali i tańczą fandango z kastanietami; następnie orkiestra gra riturnellę, podczas której Antonio prowadzi Zuzannę przed Hrabiego; Zuzanna klęka. Gdy Hrabia kładzie jej wianek i welon oraz wręcza bukiet, dwie dziewczyny śpiewają, co następuje:
Śpiewaj, o dziewczę, pana orędzie wspaniałe,
Co w sercu jego prawo nad tobą zwycięża:
Nad rozkosz wyżej ceniąc szlachetności chwałę,
Czystą oddaje cię w ramiona męża.
Zuzanna, klęcząc, podczas ostatnich wierszy ciągnie Hrabiego za płaszcz i pokazuje mu bilecik, który trzyma w ręku; następnie podnosi rękę od strony widzów ku głowie, na której Hrabia niby to poprawia wianek. Zuzanna podaje mu bilecik.
Hrabia chowa go szybko na piersi; dziewczęta kończą śpiewać; narzeczona wstaje i składa głęboki ukłon.
Figaro odbiera Zuzannę z rąk Hrabiego i przechodzi z nią w przeciwną stronę sali, ku Marcelinie. Tymczasem wszyscy tańczą dalej fandango.
Hrabia, któremu pilno przeczytać, wysuwa się na przód sceny i wyciąga papier; wyjmując go, czyni ruch człowieka, który dotkliwie ukłuł się w palec; potrząsa nim, ściska, wysysa i spoglądając na papier spięty szpilką mówi:
HRABIA
podczas gdy mówi, jak również podczas tego, co mówi Figaro, orkiestra gra pianissimo 73
Do diaska z babami, które wszędzie muszą wściubiać swoje szpilki!
rzuca szpilkę na ziemię, następnie czyta bilecik i całuje go
FIGARO
który wszystko widział, mówi do matki i do Zuzanny
To bilecik miłosny; widać jedna z dziewcząt wsunęła mu go mimochodem. Spięty był szpilką, która go szpetnie ukłuła.
taniec zaczyna się na nowo: Hrabia, przeczytawszy bilecik, obraca go; spostrzega prośbę o odesłanie pieczątki na znak odpowiedzi; szuka na ziemi, wreszcie znajduje szpilkę, którą przyszpila sobie do rękawa; Figaro do Zuzanny i Marceliny
Od miłej osoby wszystko jest cenne. Patrzcie, podnosi szpilkę. Na honor! pocieszna figura!
przez ten czas Zuzanna wymienia znaki z Hrabiną; taniec kończy się, powtarza się riturnella
Figaro prowadzi Marcelinę przed Hrabiego, jak wprzód Antonio Zuzannę; gdy Hrabia bierze wianek i kiedy mają odśpiewać duet, przerywają go następujące krzyki:
ODŹWIERNY
krzycząc u drzwi
Wstrzymajcie się! Nie możecie wejść wszyscy… Hola! Strażnicy, tutaj! Strażnicy!
straż zbiega się szybko do drzwi
HRABIA
wstając
Co tam znów?
ODŹWIERNY
Wasza dostojność, to imć Bazylio, a za nim cała wieś, bo idąc śpiewa jak opętany.
HRABIA
Niech wejdzie sam.
HRABINA
Panie hrabio, pozwól mi się już oddalić.
HRABIA
Nie zapomnę ci twej uprzejmości, hrabino.
HRABINA
Zuzanno!… Zaraz ją odeślę. na stronie do Zuzanny Chodźmy zamienić suknie.
wychodzi z Zuzanną
MARCELINA
Zawsze zjawia się tylko, aby szkodzić.
FIGARO
Nie bój się, mamo, już on spuści z tonu.
SCENA DZIESIĄTA
Ciż sami z wyjątkiem Hrabiny i Zuzanny; Bazylio z gitarą w ręku, Słoneczko
BAZYLIO
wchodzi, śpiewając na nutę końcowego wodewilu
Wy, co serduszka zbyt żywe
Winicie o cnoty brak,
Wstrzymajcie skargi zelżywe:
Czyliż zmienność grzeszną tak?
Jeśli Miłość jest skrzydlata,
Cóż dziwnego, że ulata?
Cóż dziwnego, że ulata?
FIGARO
podchodząc doń
Tak, dlatego właśnie ma skrzydła na plecach. Mój przyjacielu, co chcesz wyrazić przez tę piosenkę?
BAZYLIO
ukazując Słoneczko
Iż dowiódłszy swego posłuszeństwa jego ekscelencji tym, że zabawiałem imć pana należącego do jego kompanii, będę mógł z kolei żądać sprawiedliwości.
SŁONECZKO
Ba, ekscelencjo! Wcale mnie nie ubawił swymi głupawymi tralalami.
HRABIA
Krótko mówiąc, czego żądasz, Bazylio?
BAZYLIO
Tego, co mi się należy, ekscelencjo: ręki Marceliny; przychodzę sprzeciwić się…
FIGARO
zbliża się
Szanowny pan od dawna nie widział fizjonomii durnia?
BAZYLIO
W tej chwili ją widzę.
FIGARO
Skoro moje oczy służą ci tak dobrze za zwierciadło, wyczytaj w nich następstwa mojej zapowiedzi. Jeśli tylko spróbujesz zbliżyć się do pani…
BARTOLO
śmiejąc się
Ej, czemu nie? Pozwól im pogadać z sobą.
GĄSKA
wsuwa się między nich
Trze-ebaż, aby dwaj przy-yjaciele…
FIGARO
My, przyjaciele!
BAZYLIO
Cóż za omyłka!
FIGARO
szybko
Dlatego że składa niezdarne kantyczki?
BAZYLIO
szybko
A on wierszydła godne gazeciarza?
FIGARO
jak wyżej
Muzykus jarmarczny!
BAZYLIO
jak wyżej
Plotkarz gazeciarski!
FIGARO
jak wyżej
Organista z przedmieścia!
BAZYLIO
jak wyżej
Dżokej dyplomatyczny!
HRABIA
siedząc
Hola! Zuchwalcy!
BAZYLIO
Uchybia mi przy każdej sposobności…
FIGARO
Ba, gdyby tylko to było możebne!
BAZYLIO
Rozpowiadając wszędzie, że jestem głupiec…
FIGARO
Bierzesz mnie tedy za echo?
BAZYLIO
…gdy74 nie ma muzyka, którego by mój talent nie uświetnił.
FIGARO
Uszpetnił!
BAZYLIO
Wszędzie to powtarza!
FIGARO
Czemuż by nie, skoro to prawda? Czy jesteś księciem, żeby ci kadzić? Ścierp prawdę, łajdaku, skoro nie masz za co opłacić pochlebcy; albo jeśli lękasz się ją tu znaleźć, po co przychodzisz zakłócać nasze wesele?
BAZYLIO
do Marceliny
Nie przyrzekłaś mi, pani, iż jeśli do czterech lat się nie wydasz, mnie wówczas dasz pierwszeństwo?
MARCELINA
Pod jakim warunkiem przyrzekłam?
BAZYLIO
Że jeśli znajdziesz zgubionego syna, zaadoptuję go przez miłość dla ciebie.
WSZYSCY RAZEM
Znalazł się.
BAZYLIO
No, więc dobrze.
WSZYSCY RAZEM
wskazując Figara
Oto on!
BAZYLIO
cofając się z przerażeniem
Czart! Ujrzałem czarta!
GĄSKA
do Bazylia
I wyrzekasz się jego dro-ogiej matki?
BAZYLIO
Czyż mogłoby być większe nieszczęście niż uchodzić za ojca obwiesia?
FIGARO
Kpisz chyba: nie za ojca, ale za syna!
BAZYLIO
wskazując Figara
Z chwilą gdy ten pan jest tu czymś, oświadczam, że ja nie jestem już niczym.
wychodzi
SCENA JEDENASTA
ciż sami prócz Bazylia
BARTOLO
śmiejąc się
Cha! cha! cha! cha!
FIGARO
skacząc z radości
Zatem w końcu dotrę do swej żony.
HRABIA
na stronie
A ja do kochanki!
wstaje
GĄSKA
do Marceliny
I wszy-yscy są zadowoleni.
HRABIA
Niech wygotują dwa kontrakty; podpiszę.
WSZYSCY
Wiwat!
wychodzą
HRABIA
Trzeba mi spocząć trochę.
chce wyjść za innymi
SCENA DWUNASTA
Słoneczko, Figaro, Marcelina, Hrabia.
SŁONECZKO
do Figara
A ja pójdę pomóc narządzać fajerwerki pod kasztanami, jak kazano.
HRABIA
wraca pędem
Co za głupiec dał taki rozkaz?
FIGARO
Cóż w tym złego?
HRABIA
żywo
A hrabina? Wszak jest niezdrowa; skądże będzie mogła przyjrzeć się fajerwerkowi? Na terasie, naprzeciw jej okien.
FIGARO
Słyszysz, Słoneczko: na terasie.
HRABIA
Pod kasztanami! Ładny pomysł! na stronie Chcieli puścić z dymem moją schadzkę!
SCENA TRZYNASTA
Figaro, Marcelina
FIGARO
Cóż za nadzwyczajne atencje75 dla żony!
chce wyjść
MARCELINA
zatrzymuje go
Dwa słowa, synu. Pragnę oczyścić się wobec ciebie: źle skierowane uczucie zrobiło mnie niesprawiedliwą wobec twej uroczej żony: posądziłam ją o zmowę z hrabią, mimo iż wiedziałam od Bazylia, że zawsze go odpychała.
FIGARO
Źle znasz swego syna, skoro przypuszczasz, iż mogły mieć nań wpływ kobiece poduszczenia. Najchytrzejszą wyzywam, czy potrafi mnie wywieść w pole.
MARCELINA
Szczęśliwy, kto zawsze tak mniema, mój synu; zazdrość…
FIGARO
…jest głupim dzieckiem pychy albo chorobą szaleńca. Ach, na tym punkcie, matko, mam filozofię… nie do zmącenia; jeśli Zuzanna oszuka mnie kiedy, przebaczam jej z góry; długo się napracuje…
odwraca się i spostrzega Franusię szukającą kogoś
SCENA CZTERNASTA
Figaro, Franusia, Marcelina
FIGARO
Ej… to kuzyneczka podsłuchuje nas!
FRANUSIA
O nie; powiadają, że to nieładnie.
FIGARO
To prawda; ale że zarazem użytecznie, mienia76 się często jedno za drugie.
FRANUSIA
Patrzyłam, czy ktoś tu jest.
FIGARO
Już fałszywa szelmeczka! Wiesz dobrze, że nie może tu być.
FRANUSIA
A kto taki?
FIGARO
Cherubin.
FRANUSIA
Nie jego szukam, wiem pysznie, gdzie jest; szukam siostrzyczki Zuzanny.
FIGARO
A czegóż kuzyneczka chce od niej?
FRANUSIA
Tobie, kuzynku, powiem. Chciałam… tylko oddać jej szpilkę.
FIGARO żywo
Szpilkę! Szpilkę!… Od kogóż to, kuzyneczko? W swoim wieku praktykujesz już rzemiosło… opamiętywa77 Bardzo dobrze robisz, Franusiu, doskonale; jesteś, kuzyneczko, tak uprzejma…
FRANUSIA
Na kogo on się znów gniewa? Odchodzę…
FIGARO
zatrzymując ją
Nie, nie, żartuję. Czekaj, czekaj… szpilka… prawda? Pan hrabia kazał ci oddać Zuzi? Zamknięty był nią liścik, który trzymał w ręku; widzisz, że wiem wszystko.
FRANUSIA
Po cóż zatem pytać, skoro pan wie?
FIGARO
szukając w myśli
Tak… ciekaw byłem dowiedzieć się, w jaki sposób hrabia dał ci to zlecenie.
FRANUSIA
naiwnie
Tak jak kuzyn powiedział: „Masz, Franusiu, oddaj tę szpilkę ślicznej kuzynce i powiedz tylko, że to pieczęć spod wielkich kasztanów”.
FIGARO
Wielkich…
FRANUSIA
Kasztanów. Prawda, dodał jeszcze: „Uważaj, żeby cię nikt nie spostrzegł”…
FIGARO
Trzeba być posłuszną, kuzyneczko; szczęściem, nikt cię nie widział. Spełń zatem pięknie zlecenie i nie mów nic ponadto, co pan hrabia kazał.
FRANUSIA
I czemuż miałabym mówić coś więcej? Ten kuzyn bierze mnie za dziecko.
SCENA PIĘTNASTA
Figaro, Marcelina
FIGARO
I cóż, matko?
MARCELINA
Cóż, synu?
FIGARO
łapiąc oddech
No, to już!… Doprawdy, bywają rzeczy!…
MARCELINA
Bywają rzeczy! No i cóż takiego?
FIGARO
z rękami na piersiach
To, com usłyszał, matko, trafiło mnie jak ołowiem.
MARCELINA
Więc to serce pełne wiary w siebie to był jedynie wzdęty balon? Wystarczyło nakłucia szpilki?…
FIGARO
wściekły
Szpilki! Ależ, matko, to on podniósł tę szpilkę.
MARCELINA
przypominając, co mówił przed chwilą
Zazdrość! „Och, na tym punkcie, matko, mam filozofię… nie do zmącenia i jeśli Zuzanna oszuka mnie kiedy, odpuszczam jej…”.
FIGARO
żywo
Ech, matko! Człowiek mówi, jak czuje: każ najbardziej lodowatemu sędziemu bronić własnej sprawy, usłyszysz, jak zacznie wykładać paragrafy! Już się nie dziwię, że tak mu się nie podobał pomysł fajerwerku! Co do tej lalusi ze szpileczkami, dalszą ma, niż sądzi, drogę do swoich kasztanów! Jeśli sprawa małżeństwa zaszła dość daleko, aby usprawiedliwić mój gniew, to w zamian nie dosyć, abym nie mógł jej porzucić, a zaślubić innej!…
MARCELINA
Świetna konkluzja! Zniszcz wszystko dla prostego podejrzenia! Kto ci udowodnił, powiedz, że ona ciebie, a nie hrabiego chce wystrychnąć na dudka? Czyś wysłuchał jej zeznań, aby tak skazywać bez apelacji? Zali78 wiesz, czy przyjdzie pod te kasztany i w jakiej intencji? Co powie, co uczyni? Miałam cię za tęższego w sędziowskim procederze!
FIGARO
całując jej rękę z zapałem
Ma słuszność mamusia; ma słuszność, zawsze słuszność! Ale przyzwólmy, mateczko, coś naszej naturze; człowiekowi lżej potem na sercu. Rozpatrzmy rzecz, nim zaczniemy oskarżać i sądzić. Wiem, gdzie się ma odbyć schadzka. Bądź zdrowa, matko.
wychodzi
SCENA SZESNASTA
MARCELINA
sama
Bądź zdrów. I ja wiem także. Ułagodziwszy jego gniew, czuwajmy nad postępkami Zuzanny lub raczej ostrzeżmy ją; to takie śliczne stworzenie! Ach, kiedy interes osobisty nie zbroi nas wzajem przeciw sobie, zawsze jesteśmy gotowe wspierać naszą biedną uciśnioną płeć przeciw tym dumnym, straszliwym… śmiejąc się a mimo to nieco głupawym mężczyznom.
wychodzi
AKT PIĄTY
Scena przedstawia aleję kasztanową w parku; dwa pawilony, kioski lub altanki po prawej i lewej. W głębi polanka, na przodzie ławeczka darniowa. Na scenie ciemno.
SCENA PIERWSZA
FRANUSIA
sama, trzymając w jednej ręce dwa biszkopty i pomarańczę, w drugiej zapaloną papierową latarnię
W altance na lewo, powiedział. To tu. Gdyby miał teraz nie przyjść, ladaco!… Te draby z kredensu nie chciały mi nawet dać pomarańczy i biszkoptów! „Dla kogóż to, moja panno?” – „Mówię panu, że dla kogoś”. – „Ho, ho! my już wiemy”. – „Więc gdyby nawet? Dlatego że hrabia nie chce go widzieć na oczy, ma już umierać z głodu?” Ba! Kosztowało mnie to tęgiego całusa w sam policzek!… Kto wie? On mi go może odda… spostrzega Figara Ach!…
ucieka i kryje się w altance po lewej
SCENA DRUGA
Figaro w wielkim płaszczu na ramionach, w kapeluszu z szerokim, opuszczonym rondem, Bazylio, Antonio, Bartolo, Gąska, Słoneczko, gromada lokajów i robotników
FIGARO
zrazu sam
Franusia! przebiega oczyma innych, w miarę jak nadchodzą, i mówi szorstko Dobry wieczór, panowie; dobry wieczór. Jesteście wszyscy?
BAZYLIO
Ci, którym kazałeś przyjść.
FIGARO
Która godzina mniej więcej?
ANTONIO
spogląda w górę
Księżyc powinien by już wstać.
BARTOLO
Cóż za tajemnicze przygotowania? Mina istnego spiskowca!
FIGARO
kręcąc się niespokojnie
Powiedzcie mi, czy nie na wesele zgromadziliście się w zamku?
GĄSKA
Za-apewne.
ANTONIO
Szliśmy właśnie do parku, aby czekać sygnału uroczystości.
FIGARO
Nie pójdziecie dalej, panowie; tutaj pod kasztanami trzeba nam wszystkim uczcić zacną narzeczoną, którą mam zaślubić, i wielkodusznego pana, który ją sobie upatrzył.
BAZYLIO
przypominając sobie zdarzenia dnia
Aha, prawda, już jestem w domu. Chodźmy stąd, wierzcie; tu pachnie schadzką; opowiem wam resztę.
GĄSKA
do Figara
Wró-ócimy później.
FIGARO
Skoro usłyszycie moje wołanie, zbiegnijcież się wszyscy; możecie okrzyknąć Figara za bajbardzo, jeśli wam nie pokażę ładnych rzeczy.
BARTOLO
Pamiętaj, że roztropny człek nie szuka zwady z wielkimi panami.
FIGARO
Pamiętam.
BARTOLO
Że już przez samo stanowisko mają przeciw nam zawsze cztery tuzy79 w ręku.
FIGARO
Nie licząc talentów, o których zapominasz. Ale pamiętaj też, iż człowiek, o którym wiedzą, że jest tchórzem podszyty, jest na łasce i niełasce każdego łajdaka.
BARTOLO
Doskonale.
FIGARO
I że ja mam na nazwisko Chwat, po czcigodnych przodkach mojej macierzy.
BARTOLO
Istny diabeł ten chłopak!
GĄSKA
I-istny!
BAZYLIO
na stronie
Hrabia i Zuzanna porozumieli się beze mnie: nie mam nic przeciw temu, aby ich wykierować.
FIGARO
do służby
A wy, hultaje, jak wam dałem rozkaz, iluminujcie natychmiast ogród lub – na tego czarta, którego chciałbym trzymać w garści – jeśli którego wezmę za kark!…
potrząsa Słoneczkiem
SŁONECZKO
umyka z krzykiem i płaczem
Au! au! au! Przeklęty brutal!
BAZYLIO
odchodząc
Niech ci niebo da wszystko najlepsze, mości oblubieńcze!
wychodzą
SCENA TRZECIA
FIGARO
sam; przechadzając się w ciemności, mówi tonem na wskroś posępnym
O kobieto, kobieto, kobieto! Słaba i zwodnicza istoto!… Żadne żyjące stworzenie nie może chybiać swemu instynktowi: twoim jest oszukiwać!… Tak uparcie odmawiała, kiedym nalegał w obecności pani; i oto w chwili gdy składa przysięgę, w samej pełni obrzędu… Śmiał się czytając, przewrotny! A ja jak ten głupiec!… Nie, panie hrabio, nie będziesz jej miał… Nie będziesz. Dlatego że jesteś wielkim panem, uważasz się za geniusza!… Szlachectwo, majątek, stanowisko, urzędy, wszystko to czyni tak pysznym! Cóżeś uczynił dla zyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie ten trud, aby się urodzić, nic więcej. Poza tym człowiek dość pospolity; gdy ja, do kata, zgubiony w lada jakiej ciżbie, jedynie aby istnieć, musiałem rozwinąć więcej talentów i rachuby, niż ich zużyto od stu lat, aby rządzić całą Hiszpanią. I ty chcesz walczyć… Idą… to ona… nie, nie ma nikogo. Noc czarna jak diabeł… I oto odgrywam tu głupią rolę męża, mimo że jestem nim tylko w połowie. siada Czy może być coś osobliwszego niż mój los? Syn nie wiadomo czyj, skradziony przez opryszków, wychowany w ich obyczaju, przykrzę sobie tę kompanię i pragnę się imać uczciwego życia: ba! Wszędzie mnie odtrącają! Uczę się chemii, farmacji, chirurgii: i cała protekcja wielkiego pana ledwie zdoła uzyskać, aby mi dano w rękę lancet konowała!… Zbrzydziwszy sobie dręczenie chorych bydląt rzucam się – biorąc wręcz przeciwne rzemiosło – na łeb na szyję w teatr: abym był sobie przywiązał kamień do szyi! Klecę komedię na tle współczesnych obyczajów. Jako autor hiszpański rozumiałem, iż mogę kpić bez skrupułu z Mahometa: natychmiast poseł… nie wiem już czyj? skarży się, że obrażam mymi wierszami Wysoką Portę, Persję, część półwyspu Indów, cały Egipt, królestwo Barka, Trypoli, Tunisu, Algieru i Maroka; i oto puszczono z dymem moją komedię dla spodobania się władcom mahometańskim, z których ani jeden, jak sądzę, nie umie czytać i którzy znęcają się nad naszym grzbietem, wołając nas psami chrześcijańskimi. Nie mogąc spodlić talentu, świat mści się, prześladując go. Policzki zaczęły mi się zapadać, zewsząd oblegały mnie terminy; ujrzałem z dala widmo ohydnego komornika, z piórem za peruką: z drżeniem zbieram resztkę sił. Wszczyna się dyskusja o naturze bogactw, że zaś nie trzeba znać rzeczy, aby o niej rozumować, tedy nie mając szeląga przy duszy, piszę traktat o wartości pieniędzy i czystym ich produkcie: i oto wnet widzę z głębi dorożki spuszczający się dla mnie zwodzony most turmy80, u której wrót zostawiłem nadzieję i wolność. wstaje Jakże siada z powrotem chciałbym mieć w garści jednego z owych czterodniowych mocarzy, tak lekkich w rozdzielaniu katuszy! Kiedy niełaska spłukałaby trochę jego pychę, powiedziałbym mu… że głupstwa drukowane mają wagę jedynie tam, gdzie się krępuje ich obieg; że bez swobody krytyki nie ma zaszczytnej pochwały, że jedynie mali ludzie lękają się małych pisemek. siada z powrotem Sprzykrzywszy sobie żywienie niesławnego pensjonariusza, wypuszczono mnie wreszcie na ulicę: że zaś jeść obiad trzeba, choć się już nie siedzi w więzieniu, zacinam na nowo pióro i pytam naokół, o czym ludzie mówią. Dowiaduję się; iż podczas mych ekonomicznych wywczasów ustanowiono w Madrycie system wolności produktów rozciągający się nawet na płody pióra i że bylem nie wspominał o zwierzchności ani o religii, ani o moralności, ani o urzędnikach, ani o uprzywilejowanych stanach, ani o operze, ani o innych widowiskach, ani o nikim, kto z czymkolwiek ma coś do czynienia, wolno mi wszystko drukować swobodnie pod pieczą dwóch czy trzech cenzorów. Aby skorzystać z tej lubej swobody, zapowiadam pismo periodyczne i sądząc, iż nie wejdę do niczyjego ogródka, daję mu miano „Dziennik Bezużyteczny”. Tam do licha! Widzę, jak się podnosi przeciw mnie tysiąc żyjących z kałamarza nieboraków; zamykają mi pismo i otom znów bez zajęcia. Rozpacz mnie już ogarnia; ktoś zakrzątnął mi się o posadę, ale, nieszczęściem, miałem kwalifikacje: trzeba było rachmistrza, otrzymał ją tancmistrz. Pozostało mi już tylko kraść; puściłem się na banczek faraona81; dopieroż, moi ludzie! zaczynają się kolacyjki, tak zwane dobre towarzystwo otwiera mi uprzejmie domy, zatrzymując dla siebie trzy czwarte zysku. Mogłem się odratować; zaczynałem rozumieć, że aby wyjść w świecie na swoje, lepiej być filutem niż mędrcem. Ale ponieważ każdy dokoła łupił, wymagając, abym był uczciwym, trzebaż było zginąć jeszcze i tym razem! Miałem już dość; postanowiłem rozstać się ze światem: dwadzieścia sążni wody miało mnie odeń oddzielić, kiedy dobrotliwy Bóg wrócił mnie do pierwotnego stanu. Podejmuję tedy dawny tobołek i pasek z angielskiej skóry; następnie, zostawiając na szerokim gościńcu dym głupcom, którzy się nim karmią, oraz wstyd, jako zbyt ciężki dla piechura, idę od miasta do miasta, goląc brody: nareszcie żyję bez troski. Wielki pan zjeżdża do Sewilli; poznaje mnie, pomagam mu do żeniaczki: w nagrodę, że dzięki mym staraniom posiadł swoją żonę, dobiera się do mojej! Stąd intrygi, burze… Bliski stoczenia się w przepaść, w chwili gdym miał zaślubić własną matkę, nagle odnajduję całą rodzinę. wstaje podrażniony Kłócą się: to ty, to on, to ja, to wy; nie, to nie my; eh! któż tedy, u diaska? osuwa się na ławkę O dziwny ciągu wypadków! W jaki sposób zdarzyło mi się to wszystko? Czemu to, nie co innego? Któż zawiesił te rzeczy nad mą głową? Zmuszony przebiegać drogę, na którą wszedłem, nie wiedząc o tym, świadom, że ją opuszczę bez własnej woli, umaiłem ją tylą kwiecia, na ile pozwoliła mi moja wesołość: a i to, mówię moja wesołość, nie wiedząc, czy ona jest bardziej moja niż co insze, ani co jest owo ja, które mnie zaprząta: bezkształtne skupienie nieznanych cząstek; później wątłe, bezrozumne stworzenie: swawolne zwierzątko; młodzieniec rwący się ku rozkoszy, użyciu, praktykujący wszystkie rzemiosła, aby istnieć; tu pan, tam sługa wedle kaprysu Fortuny! Ambitny z próżności, pracowity z potrzeby, ale leniwy… z rozkoszą! Mówca w razie niebezpieczeństwa; poeta dla wytchnienia; muzyk z konieczności; kochanek okresami w ataku szaleństwa; wszystkom widział, wszystkom robił, wszystkiegom użył. Później złudzenia rozwiały się: rozczarowany… Zuziu, Zuziu, Zuziu! Ileż ty mi cierpień zadajesz!… Słyszę kroki… nadchodzą. Oto moment.
cofa się w pierwszą kulisę po prawej