Kitabı oku: «Janulka, córka Fizdejki», sayfa 4
KSIĘŻNA
Mam nadzieję, że będziesz pojętną uczennicą, moja Janulko.
Podchodzi do niej i obejmuje ją.
GLISSANDER
A ja stworzę jeszcze coś dziwniejszego: nową sztukę, wypływającą ze sztucznie zdeformowanej jaźni. Czysta Forma w drugiej potędze czy coś podobnego.
MISTRZ
Marzenia improduktywa! Ale i tacy będą nam potrzebni dla zapchania pewnych dziur…
Wchodzi Joël Kranz z Rederhagazem i Haberboazem.
Joël, od jutra zaczynając zorganizujesz z panem v. Plasewitz nasz handel, przemysł i inne te okropnie nudne rzeczy.
JOËL
Tak jest, Mistrzu, szkolnictwo, sądownictwo, więzienia, szpitale wariatów i nową religię dla zdziczałej masy. Zaczynamy wszystko od samiutkiego początku. Zapraszam państwa wszystkich na mój aeroplan. Trudno – jesteśmy bądź co bądź ludzie cywilizacji.
Zza szałasu ukazuje się Naczelnik Seansów: Der Zipfel.
DER ZIPFEL
krzyczy donośnym głosem
Seans skończony!!!
Fizdejko zrywa się na równe nogi. Potwory skrzeczą.
v. PLASEWITZ
A teraz na koronację Fizdejki! Teraz zobaczymy, jak wygląda ta nowa rzeczywistość – piąta rzeczywistość, według terminologii Leona Chwistka.
Pochód z pochodniami rusza na prawo.
POTWORY
A nie zapominajcie o nas!
Kurtyna.
AKT TRZECI
Lewa część sceny przedstawia salę tronową w pałacu Fizdejki, w stylu fantastyczno-spiczastym. Na lewo w rogu tron, ustawiony twarzą na przekątni całej sceny. Ściana lewa żółta, przechodzi w ciemnożółty i pomarańczowy w miarę zbliżania się ku czarnym drzwiom w środkowej ścianie. Lewa połowa drzwi w stylu spiczastym. Czarne desenie z przecinających się trójkątów. Prawą połowę sceny zajmuje kawiarnia w stylu fantastyczno-okrągłym. Dużo stolików i krzeseł. W głębi okno dla podawania potraw. Od drzwi zaczynają się czarne, koliste desenie, a kolor od czerwonego, przez purpurę, przechodzi w zupełnie czysty fiolet na ścianie prawej. Strona tronowa ciemnawa – kawiarniana oświetlona. Tron czarny w złote desenie posiada dwie kondygnacje. Na niższej siedzi Fizdejko. Ma ogolone wąsy, jest strasznie trupio bladozielony. Ubrany jest w purpurowy płaszcz na ubraniu z I aktu. Na wyższej kondygnacji siedzą dwa Potwory. Na prawo od tronu stoi Glissander we fraku, na lewo – Naczelnik Seansów Der Zipfel. Oprócz okienka do podawania, okien nie ma. Na czele dwunastu Bojarów wchodzi Mistrz, ubrany jak w akcie I, z odsłoniętą przyłbicą, z Janulką w stroju żałobnym i ogromnym czarnym kapeluszu. Stają między częścią tronową a kawiarnianą. Koło stolików krzątają się: de la Tréfouille jako kelner i Księżna Amalia jako kelnerka.
FIZDEJKO
ponuro
Zdaje się, że jestem definitywnie spreparowany. Życie moje zmieniło się w jakąś potworną malignę. Tworzę nowe światy wewnętrzne z łatwością notorycznego czarodzieja.
JANULKA
podchodząc ku tronowi
Papusiu, ja tworzę chyba jeszcze więcej – sztuczne uczucia takie, jakich w życiu wcale nie ma. Zaraziłam tym Gottfryda. Jestem jego perwersyjną kochanką, a myślę, że zostanę i żoną. On jest następcą tronu? Prawda?
FIZDEJKO
Mówisz o tym tak, jak gdyby pojęcie następstwa nie implikowało pojęcia śmierci twego ojca. Wyrzut ten – o ile wyrzutem nazwać to można – robię ci jeszcze automatycznie z tej strony świeżo osiągniętych granic. Sam jestem istotnie – wraz z nim i tobą —
wskazuje Mistrza i Janulkę
– w tym piekielnym świecie sztucznej psychicznej konstrukcji. Cudowny świat! Ale jest tylko potencjalnym. Nie wiem, jak będzie wyglądać rzeczywistość.
MISTRZ
W każdym razie będzie piąta. Chwistek wyczerpał cztery pierwsze w zupełności. Zaraz zrobimy próbę. Światła!
De la Tréfouille przekręca guzik lampy łukowej i mnóstwa żarowych. Wchodzi Joël Kranz ze swymi chasydami. Nie zwracając uwagi na nikogo zajmują miejsca przy stoliku w kawiarni.
DE LA TRÉFOUILLE
Trzy czarne dla panów.
Biegnie do okienka. Księżna podaje ciastka.
FIZDEJKO
Czemu ten błazen został kelnerem?
MISTRZ
Jest to problem zupełnie nieistotny. Tak zwane ćwiczenia transformacyjne dla duchów niższej klasy.
FIZDEJKO
A więc zaczynajmy raz, do diabła, tę piekielną komedię. Ja mówię – zwracam wam uwagę – więcej niż cezar August. On, kończąc wszystko, przyznał się33, ja – zaczynając. A zresztą, są to inne dymensje i współczynniki: on zaczynał upadek Rzymu – my tkwimy, jak stare grzyby, w głębi puszcz zbolszewizowanych – to jest, co ja powiedziałem? Ludzkość? Precz z tym! Siedzimy wśród pierwotnej dziczy.
MISTRZ
O – teraz dobrze. Jakiż będzie twój pierwszy krok władcy? Nie chcę ci się narzucać tak od razu z pomysłami.
FIZDEJKO
Wprowadźcie moich wasali – wasali, powtarzam – a ujrzycie, że nie różnią się niczym od niedźwiedzi. To bydło – skończona bydłokracja, idąca pod byle jaki nóż. No – i cóż dalej? Moja sztuczna konstrukcja spiętrza się coraz wyżej. Wyżej, wyżej – aż zabraknie samej wysokości. Ja jestem samą wysokością: Jego Wysokość książę Litwy Eugeniusz nie wiem który Fizdejko! Sama nazwa może przyprawić o kolki. Och – ja pęknę dziś, po raz nie wiem który – wydyma mnie czysta nicość.
Krzyczy.
Joël! Joël! Zaświatowy polipie z innej geometrii! Czyś stworzył już wszystkie, niewyrażalne w swej bezmiernej nudzie, instytucje?!
MISTRZ
Spokojniej, spokojniej. Spokój jest najwyższym zbytkiem, na jaki mogą sobie pozwolić ludzie naszego pokroju. Mów, Joël. Niech cię nie przeraża nienasycenie naszego władcy. Jest jak sucha gąbka w swych nieogarnionych pragnieniach. Pochłania wszystko, jak świnia świętego Antoniego.
KRANZ
wstaje gwałtownie od stolika, wylewając kawę; chasydzi siedzą dalej bez ruchu.
Panowie, ja nie mogę być spokojnym. Chciałem się opanować, ale nie mogę. Ja się trzęsę cały z dzikiej furii. Ja nie mam czasu. Życie jest krótkie – ach, jak krótkie! A muszę zrobić wszystko to, do czego jestem stworzony. Są już ramy i genialne koncepcje, ale któż je wypełnić zdoła! Wy się bawicie – ja wiem, bawicie się dobrze – ale ja wypełniać muszę – ja nie mam czasu – ja proszę o rozkazy!
FIZDEJKO
Wyrżnąć wszystkich. Nie chcę nikogo – chcę być zupełnie sam.
MISTRZ
Eugeniuszu, nie siedź na tronie w takim razie. Jako władca musisz być zawsze w nieodpowiednim dla siebie towarzystwie – z wyjątkiem paru osób najbliższych – oczywiście. Pojęcie władzy implikuje pojęcie miazgi. Znany problem Karola V. Ale on rozwiązał go w klasztorze, jako zegarmistrz.
FIZDEJKO
Dobrze – chcę miazgi, ale prawdziwej. Ostatecznie ty z Janulką możesz zostać jako następca. Ale poza tym nic – jedna miazga. Chcę być władcą samotnym.
KRANZ
Panie de la Tréfouille! Jeszcze jedna kawa! Z tym panem przeprawa będzie ciężka. Sztuczna jaźń zerwała mu się z łańcucha jak wściekły pies. Zauważ pan na serio, panie Fizdejko, że ja już i tak wziąłem ciężary ponad siły: szkolnictwo, sądownictwo, handel…
FIZDEJKO
Wiem, wiem: przemysł, finanse i tak dalej, i tak dalej. Konam z nudy na samą myśl o tym.
De la Tréfouille podaje kawę Kranzowi, który pije stojąc.
KRANZ
Jakkolwiek działy te są dość prymitywne w naszym nowym państwie, jednak jak na jednego Semitę pracy mam po uszy…
FIZDEJKO
Lepiej powiedzcie, czemu czuję ciągle potrzebę normalnych związków pojęć?
MISTRZ
Oto czemu: za mało samotnym jesteś sam w stosunku do siebie. Radzę ci, skup do ostatnich natężeń twoją moc wykrzywiania i bądź raz karykaturą twej własnej woli i przeznaczenia. Ja tylko wyzwalam – nie tworzę. Moje działanie, jako następcy tronu, może być tylko i jedynie katalityczne.
FIZDEJKO
Katalizuj do woli, ale czemu mnie właśnie? Czemu głównym obiektem twym nie jest Kranz, de la Tréfouille lub moja nieboszczka żona?
Wchodzi kniagini Elza, ubrana jak w akcie I, i kładzie się powoli u stóp tronu.
O, w niedobrą godzinę wymówiłem to słowo. Panie, świeć nad jej duszą – mnie nie obchodzi to już nic. Tylko dlaczego ja?
Wchodzi v. Plasewitz.
O – dlaczego nie on?!
Wskazuje v. Plasewitza.
MISTRZ
Wyrwałeś mi z ust to pytanie. Nie mówię o sobie, ale czemu nie on?
Wskazuje v. Plasewitza.
Czemu? Dlatego że nie on. Dlatego. Bezpośrednie poczucie przyczynowości stworzyło to piekielne słówko: „dlaczego”. Znaczenie tego jest czysto negatywne. Dlatego dzieje się to, że właśnie nie dzieje się coś innego. Nie mamy nieskończonego szeregu przyczyn aż do prapoczątku – mamy tylko konieczne wycinki. Przecież nie chcesz zejść do roli wycinka, Eugeniuszu. Materia żywa: konik polny, krowa, ja sam i ty nawet, przeczymy temu prawu absolutnie. Wyzbądź się przesądów, bo inaczej koronacja nie dojdzie do skutku.
FIZDEJKO
Wielka mi groźba! A zresztą, ja rozumiem nawet czysty przypadek, ale poza mną. Postaram się jednak spojrzeć na siebie zupełnie z boku, całkiem obiektywnie.
Wygina się na tronie.
O już – już skończone. Już widzę siebie na tronie, na jedynym tronie tej ziemi.
MISTRZ
Gdybyś nie był pod wpływem ogólnej demokratyzacji, nie pytałbyś o to wcale, Eugeniuszu. Przyjąłbyś przeznaczenie twe takim, jakim jest.
Fizdejko wykręca się dziko.
Ale stał się bądź co bądź cud: przez pojęcie absolutnej przyczynowej czy funkcjonalnej zależności doszedł do pojęcia absolutnej wolności – odwrotnie niż Maurycy Blondel34, który twierdził, że tylko przez swobodę mamy poczucie determinizmu. To wszystko może wydać się wam nudnym, ale mimo to są to pierwsze podstawy dla Czystej Formy w życiu społecznym… tfu, do licha, co za ohydne słowo!
v. PLASEWITZ
Ujęcie to podoba mi się. Nawet największa przyjemność nic nie jest warta bez odpowiedniego steoretyzowania. Zaczynajmy ceremonię.
KRANZ
pospiesznie
Tak jest, zaczynajmy. Bydlęcieć zaczynają całe socjalistyczne republiki obok nas i masa krajów jest do zawojowania. Tylko stwórzmy wprzód wojsko. Trzeba jak najprędzej podpisać dekrety.
FIZDEJKO
Ale co mnie dziwi, że ty, Joël, taki zwykły sobie Żydek, idziesz teraz przeciw wszystkim Żydom świata.
KRANZ
Są Żydzi i Żydzi. Dla was, Ariów, my podobni jesteśmy do siebie jak nieboszczyki-Chińczyki. Ale są Żydzi i Żydzi przez wszystkie wielkie pięć liter. Ostatni naród na tej planecie. Ale to jest już prawie metafizyka. Prędzej, prędzej – beze mnie moglibyście co najwyżej wstąpić do teatru. Ja nadziewam nowym farszem stare skorupy. Ale czymże jest najlepszy farsz bez skorup – i na odwrót: formy bez nadzienia niczym są. Musimy działać razem, a nade wszystko szybko, szybko, szybko!
MISTRZ
Zaczynamy. Kranz, masz koronę?
KRANZ
Owszem – tylko bez żadnych ceremonii. Możecie się, panowie, wobec mnie nie krępować.
Wydobywa spod surduta złotą koroną i kładzie ją Fizdejce na głowę.
Oto ja, Joël Kranz, wszechwładny minister-premier, koronuję ciebie, Fizdejko, na króla nowobarbarzyńskiej Litwy i Białorusi. I skończone – ani słowa więcej. Oby całe państwo nasze nie było tylko premierą! Podpisuj, sire, papiery i jadę dalej. Ani chwili czasu do stracenia.
Podaje Fizdejce plik papierów i fountain-pen35. Fizdejko gorączkowo podpisuje.
MISTRZ
Jak niesłychanie sprawnie działa nasza państwowa maszyna. Prawda, bojarowie?
Szmer wśród Bojarów i pokłony.
FIZDEJKO
Gotowe, ekscelencjo Kranz. Mianuję cię hrabią, drogi Joëlu. Pierwsze urzeczywistnienie tylu, tylu snów.
Chce go uścisnąć.
KRANZ
usuwając się
Nie mam czasu. Państwo jest na mojej głowie, a nie tytularne fatałaszki.
Wylatuje przez drzwi pędem. Za nim wybiegają chasydzi, którzy zerwali się raptownie od stolika, bełkocząc niezrozumiałe wyrazy.
MISTRZ
No – nareszcie zostaliśmy sami. Możemy zająć się fantastyczną stroną problemu. Potąd —
przejeżdża palcem po gardle
– mam już tych spraw życiowo-państwowych.
FIZDEJKO
A więc bawmy się. Wszystkich bojarów, mych wasali i rywali, skazuję tym oto słownym wyrokiem na śmierć. Tego już nie podpiszę, bo jestem zmęczony urzędowaniem realnym. Ustawić się według wzrostu.
Bojarowie ustawiają się w szeregu przed tronem.
MISTRZ
To jest tylko wstęp.
Do Bojarów
Na prawo – zwrot!!
Bojarowie wykonują zwrot na prawo.
FIZDEJKO
A teraz niech każdy zabija toporem tego, którego ma przed sobą.
Pierwszy Bojar wali swego potylnika w głowę. Drugi Bojar pada.
No – dalej!
II BOJAR
konając
Ja nie mam kogo walić. O Boże – co za męka! Kniaziówno, to przez ciebie giniemy. My się w tobie kochamy od dawna – od pieluch prawie.
FIZDEJKO
No – dalej, dalej: Trzeci – Czwartego, Piąty – Szóstego, Siódmy – Ósmego i tak dalej.
III BOJAR
Aha – rozumiem. Bądź przeklęta, Janulko.
Wali Czwartego. Reszta robi to samo.
JANULKA
Ach, teraz rozumiem wszystko. Jakże was kocham obu: papusia i ciebie, Mistrzu!
MISTRZ
Co?
JANULKA
pospiesznie
Nie – nie kocham was – to stare przyzwyczajenie: podziwiam w was odwrotność waszych natur, odbitych, w krzywym zwierciadle mego zdeformowanego serca – ale ciebie, Gottfrydzie, inaczej niż papusia.
Zostają: Pierwszy, Trzeci, Piąty, Siódmy, Dziewiąty i Jedenasty Bojar. Trupy padają na prawo.
FIZDEJKO
grzmiącym głosem
Ścieśnić rząd! Szlusuj! A, to cudowna zabawa!
Bojarowie stają w ścieśnionym rzędzie.
MISTRZ
Jak dawni cesarze Niemiec walczysz z wasalami, sire. Ale o ile prostsze masz zadanie. To są barany, nie ludzie, a w dodatku potomkowie udzielnych książąt. Jazda dalej!
FIZDEJKO
To samo co poprzednio! Prędzej! Władza moja puchnie jak olbrzymi wrzód nalany ropą! On musi pęknąć!
Pierwszy Bojar uderza Trzeciego, Piąty – Siódmego, Dziewiąty – Jedenastego.
I BOJAR
Zdaje się, że ja jeden zostanę.
FIZDEJKO
Możliwe – nie znam się na matematyce. Szlusuj i to samo co pierwej!
Pierwszy, Piąty i Dziewiąty ścieśniają rząd. Pierwszy wali Piątego.
Dziewiąty: zwrot w tył i walczcie ze sobą!!
Dwaj Bojarowie walczą.
Zupełnie jak gladiatorzy. Zdaje mi się, że jestem rzymskim cezarem!
Dziewiąty Bojar powala Pierwszego i staje, dumnie wspierając się pod boki.
IX BOJAR
No i cóż teraz powiecie, panie Fizdejko? Czy ja nie jestem też godzien być królem jako wy? Hę? Ja – zbydlęcony przez socjalizm inteligent, a do tego pan z panów, z dziada pradziada?
MISTRZ
strzelając mu w ucho z browninga
Godzien jesteś – owszem. Ale przełknij przedtem ten karmelek bez zakrztuszenia.
Dziewiąty Bojar pada.
FIZDEJKO
Tym strzałem rozwiązałeś dla mnie problemat władzy, Gottfrydzie. Godzien jesteś mojej córki. Bierz ją, a was oboje wszyscy diabli. Nudno mi.
Schodzi z tronu, idzie do kawiarni i siada przy stoliku.
Jednak bez kawiarni pewne organizacje duchowe żyć nie mogą.
De la Tréfouille daje mu kawę.
JANULKA
Gottfrydzie, wybacz mi, ja jestem już w sferze urojonych uczuć. Gdybyś znał perwersyjność myśli mych, oszalałbyś ze zmieszanego z rozkoszą żalu, ze wstrętu i dumy, z pobłażania, upokorzenia, przywiązania i ze zwykłego erotycznego rozdrażnienia. A jednak jestem kobietą. Wszystko to jest udawanie poprzebieranych bydląt, nie wyłączając samego papusia. Kochaj mnie sztuczną miłością, jako dzikie zwierzątko, Gottfrydzie. Ja nie wytrzymam dłużej. Ten strzał mnie dobił. Ja się wścieknę od tego rozpaczliwego pożądania.
MISTRZ
zimno i stanowczo
Chodź na kawę, Janulko. Nie rozumiesz mnie jeszcze dokładnie. Nie chodzi o komplikację uczuć znanych, tylko o coś nowego, niepojętego. Jeszcze za mało masz w sobie sztucznej jaźni. Proszę cię, nim stracę cierpliwość i zbiję cię w sposób zupełnie ordynarny, zostań kochanką mego adiutanta, księcia de la Tréfouille. Dopiero po nim będziesz mogła ocenić moje psychiczne, a nie tylko fizyczne wdzięki. Małe odciążenie od czysto erotycznych nieporozumień.
Przysiada się do stolika Fizdejki. Janulka zadąsana zbliża się do Alfreda i z nim flirtuje przy okienku. Wstaje Kniagini i zajmuje osobny stolik. Przysiadają się do niej: v. Plasewitz i Glissander. Mistrz Seansów, Der Zipfel, siada na tronie. Mistrz wstaje z uszanowaniem.
FIZDEJKO
Dwie kawy i beczkę likieru. Może być strega.
Księżna przytacza beczkę z gumową rurą. Fizdejko i Mistrz podają ją sobie wzajemnie podczas pauz w rozmowie.
Siadaj, mój metafizyczny zięciu i następco. Spracowaliśmy się urzędowaniem w sztucznych kondygnacjach jaźni. Mój Boże! Piąta rzeczywistość! Więc tylko tyle? Więc nie zdołamy nawet stworzyć snu dość zabawnego? Ależ to byłoby tylko najczwarciejszą rzeczywistością i sam Chwistek pękłby z niemożności dodania choćby jednej setnej nowego współczynnika. Czyż na to spotęgowałem moją nicość aż do pęknięcia, żeby pójść potem na kawę do kawiarni? Rozumiem teraz urządzenie tej sali przez Glissandera. Symbolizm!! Wolałbym skończyć jako Starzec Leśny, jako nadleśny w twoich dobrach, Gottfrydzie. Finansowo zrujnowany jestem zupełnie. Teraz wiem, czemu córkę moją uwodzi mi zwykły książę-kelner.
MISTRZ
siadając przy nim
Więcej kawy, księżno! Całą maszynkę najlepiej. Noc jest długa – nie wiadomo w ogóle, czy się skończy.
Niebieskawy pobrzask daje się odczuć na sali mimo braku okien, a światła powoli gasną.
Chcesz, królu, programowo dokonać czegoś wbrew nam samym, naszym sztucznym jaźniom i nawet wbrew naszej intuicji chwili. Oto córkę twą, a moją narzeczoną oddałem fagasowi w kawiarni. Tam zbydlęcone masy burzą się jak olbrzymia kałuża. Możemy na nią wypłynąć lub bawić się u brzegu jak dzieci, puszczając małe okręciki. Ale wprzód, za życia twego jeszcze, rozegramy państwo między nas.
FIZDEJKO
Bój się Boga, w jaki sposób? Daj mi choć chwilkę odpocząć.
MISTRZ
Nie – wyznam ci ostatnią prawdę: ja, który chcę być dobrym, same świństwa popełniam mimo woli. Chcę się dziś oczyścić, choćby przez śmierć honorową. Chciałbym walczyć, ale z jakąś godną mnie potęgą. Za łatwe były mi te zwycięstwa. Zakończmy noc tę pojedynkiem.
FIZDEJKO
Księżna nalewa mu kawę.
Walcz z Plasewitzem, z Glissanderem, nawet z Kranzem walcz – tylko nie ze mną. Uszanuj króla i teścia. Moja córka puściła się z kelnerem – nie roszczę żadnych praw – wiem, że to była próba.
MISTRZ
Tak – to był mój największy upadek. Chciałem wypróbować jej miłość, bo się w niej najzwyklej w świecie zakochałem. Próba się nie udała. Zemsta to za to, że tyle czasu kłamałem przed nią, wmawiając jej rzeczy urojone.
FIZDEJKO
Mniejsza z tym. Ale kim jest ten twój rywal? Kelnerem z mitrą w kieszeni. Nie wiemy nic więcej. Ale czy dużo więcej wiemy o nas samych?
MISTRZ
niepewnie
No – zawsze coś niecoś…
FIZDEJKO
Nic – czasem fakt jakiś bardzo dziwaczny odsłania nam, kawałek czegoś pod maską. Ale nawet nie możemy pewni być, czy to twarz, czy całkiem co innego. Kim ja sam jestem? Czuję ten piekielny strach przed samym sobą i nic mnie już nie uspokoi.
MISTRZ
Proszę mnie nie sugestionować. Ja nie chcę bać się siebie. To jest obłęd. Im większa jest sztuczność, tym mniejszy jest lęk. Nie bałem się dotąd niczego.