Kitabı oku: «Sonata Belzebuba», sayfa 3
AKT II
Podziemie w opuszczonej kopalni Czikla urządzone jako dość stosunkowo fantastyczne piekło. Wprost wgłębienie między filarami. Drzwi za lewym filarem z lewej strony. Fotele i kanapy dziwaczne. Wszystko w kolorach: czarnym i czerwonym. Ogólny charakter demonicznej tandety instytucji zabawowych, połączony z czymś rzeczywiście w wysokim stopniu nieprzyjemnym, a nawet groźnym. We wgłębieniu między filarami na małym wzniesieniu fortepian. Przez drzwi na lewo wchodzą: BALAESTADAR i ISTVAN. Pierwszy ubrany jak w akcie pierwszym, drugi ma czarne palto z podniesionym kołnierzem i szarą sportową czapkę.
BALEASTADAR
No, widzisz, Istvanie, że jakkolwiek nie wszystko odpowiada naszym wymaganiem – coś jest w tym wszystkim. Co prawda piekło to przypomina trochę zanadto jakiś kabaret paryski, albo nawet ostatnie urządzenia w Salon di Gioja w Rio, ale coś jest – to nie ulega wątpliwości. Jesteśmy w sali tortur psychicznych, o ile mi się zdaje.
ISTVAN
Mnie przypomina to też jedną z tak zwanych demonicznych sal w Osz-Buda-War w Peszcie.
BALEASTADAR
No, tak: nie jest pierwsza klasa. Ale myślę, że takie piekło, o jakim marzyliśmy, jest nawet niewyobrażalne, a nie tylko nieziszczalne w rzeczywistości. Ale pomyśl: wejść do zasypanej sztolni we wnętrzu góry Czikla pod Mordowarem i znaleźć tam chociażby paryski, czy budapeszteński kabaret, to także można uważać za pewien rodzaj cudu. Co?
ISTVAN
niechętnie, maskując strach
Oczywiście, że tak. Jednak czuję się trochę inaczej. Tamten wieczór wydaje mi się odległym o jakie 5 lat co najmniej. Wyszliśmy stamtąd o ósmej, a teraz jest dwunasta w nocy – 4 godziny: straszliwie wydłużył mi się czas.
BALEASTADAR
Mnie też – ale to nic. Po prostu boisz się?
ISTVAN
wymijająco
Kłębi się coś na samym dnie mojej istoty. Stałem się jakąś jaskinią, pełną załomów z zaczajonymi widmami. Ale jeszcze nie ma to związku z muzyką. Nieskończoność dzieli moją własną formę od tego, czym ma być nadziana…
BALEASTADAR
Nie gadaj tak ciągle – zobaczymy co będzie dalej.
zza fantastycznej purpurowej kanapy na prawo ukazuje się dwóch lokai w czerwonych liberiach, z bródkami w szpic. Wygląd mefistofelesowaty. Podchodzą do Baleastadara i mówią jednocześnie, kłaniając się.
LOKAJE
Monseigneur11!
pozostają zgięci.
BALEASTADAR
do Istvana
Tak mówią też do każdego gościa gospodarze jakiegoś kabaretu w Paryżu – „Chat noir12” – o ile mi się zdaje? Czyżby piekło, nawet znalezione wewnątrz mordowarskich gór, było tylko jedynie czymś w rodzaju jakiejś głupiej rozweselającej instytucji? Byłoby to jednak czymś nad wyraz głupim. Szkoda, że zamiast tego nie poszliśmy lepiej pogadać do Magas Cafehaz z tamtej strony jeziora. Nie czuję się nic a nic Belzebubem.
I LOKAJ
Niech Wasza Książęca Mość spojrzy na siebie z tyłu.
nastawia odpowiednio lusterko. Baleastadar się przekręca, maca się z tyłu pod peleryną i ogląda się. Drugi lokaj zdejmuje mu pelerynę. Okazuje się, że Baleastadar trzyma w ręku swój własny gruby, diabli ogon, taki jak u szczura, zakończony trójkątnym metalowym hakiem.
BALEASTADAR
Co u diabła! Nie zauważyłem tego wcale.
ogląda ogon detalicznie.
II LOKAJ
Książę Ciemności musi mieć ogon. Przekleństwa w tym stylu są u nas nieprzyjęte.
BALEASTADAR
To niesłychane! Ale ten ogon martwy jest, mimo że wyrasta ze mnie. I wy macie ogony – wasze też są martwe?
I LOKAJ
Nawet przy dzisiejszej technice piekło musi się przedstawiać takim, jakim jest w istocie. Dawniej było lepiej. Ale oszustwa nie uznajemy, mimo że gdybyśmy chcieli…
BALEASTADAR
nagle zupełnie innym tonem: władczo-belzebubim, który stale będzie się potęgować.
Dosyć! Proszę o kolację na 9 osób – — zaraz nas będzie więcej. A przede wszystkim: siekierę i pniak! Żywo! Ruszajcie się.
LOKAJE
Tak jest, W. Ks. Wysokość! Rozkaz, W. Ks. Wysokość!
biegną za filary na lewo.
ISTVAN
przez łzy
Zaczyna pan wchodzić w rolę, panie Baltazarze.
BALEASTADAR
Cóż robić – zobaczymy, co z tego wyniknie. Jakaś dzika siła pręży mi się we wnętrznościach. Pęcznieję na stalowo. Rozpiera mnie wściekła nienawiść zupełnie bezprzedmiotowa. To zdaje się jest czyste zło. Lokaje wnoszą pniaki i siekierę i stawiają na środku. A teraz, Istvanie, odrąbiesz mi ogon – nie cierpię demonicznych efektów trzeciej klasy, nie dostosowanych do ogólnej sytuacji. Rąb – ciekaw jestem, czy mnie zaboli.
Istvan kładzie ogon Baleastadara na pniaku i zamierza się.
I LOKAJ
do II-go
Chebnazel: to jakoś podejrzanie wygląda.
Istvan rąbie. Ogon odpada. Baleastadar krzyczy z bólu. Krew leje się z odciętej części i z nasady. Baleastadar siada na kanapie bokiem.
II LOKAJ
do I-go
A ja ci mówię, Azdrubot, że to jest pierwszy znak jego prawdziwości. Czy kto inny, jak sam książę Ciemności odważyłby się na coś podobnego? do Baleastadara Panie: powiedz jeszcze te cztery słowa: wiesz jakie?
BALEASTADAR
wstając
Banabiel, Abiel, Chamon, Azababrol! Sam nie wiem, co mówię. Ale pełne jest jakiegoś straszliwego znaczenia. Jestem już tam!
II LOKAJ
do I-go
Azdrubot: upadnijmy na brzuchy. To on. Nareszcie piekło ma swego Belzebuba.
padają obaj na brzuchy przed Baleastadarem.
I LOKAJ
leżąc
Nie zawsze tak bywa. Długo trzeba czasem czekać, aż się narodzi taki między ludźmi. Ty jeden, panie, miałeś odwagę uwierzyć w to, co inni uważają za zupełny nonsens. Jesteś nim, jesteś! Tym samym nas, biednych lokai kabaretu, podnosisz do godności prawdziwych diabłów.
BALEASTADAR
Azdrubot ma rację. Stańcie no przy pniaku, chłopcy, i połóżcie na nim ogony, jeden przy drugim. Lokaje wykonują rozkaz natychmiast. Tnij, Istvanie: skończmy raz z tą wstrętną komedią. Podziemny kabaret, czy dzisiejsze piekło – wszystko jedno – musi być w dobrym stylu. Precz z ciemnotą, przesądami i wstecznictwem! Tnij! Istvan tnie, ogony odpadają. Lokaje krzywią się okropnie z bólu, ale stoją na miejscu. A teraz weźcie tę siekierę i pniak i jeśli tam kto jeszcze z waszej kompanii ma ogon – odciąć mu natychmiast. Rozumiecie? I kolacja, żeby za 10 minut była gotowa. Marsz!
LOKAJE
Tak jest, W. Ks. Wysokość! Słuchamy!
uciekają z pniakami i siekierą za filar na lewo.
ISTVAN
To piekło bardzo myszką trąci. Nie wiem, czy pan zdoła pomieścić się tu ze swoim wybujałym temperamentem.
BALEASTADAR
Zaraz wszystko się zmieni. Mamy jeszcze przed sobą nieprzebyte moczary psychologicznych okropności. Oczywiście będziemy się upraszczać z powodu braku czasu.
przez drzwi z lewej strony czterej inni lokaje (bez ogonów) wnoszą 3 trumny ciemno-czerwone i ustawiają rzędem z lewej strony. W miarę wnoszenia Baleastadar mówi:
BALEASTADAR
To zapewne trupy z wczorajszego dnia. Wiesz, Istvanie, że to już dzień następny. Wszystko idzie z wzrastającą szybkością. Nie będziesz mógł z początku nadążyć za wypadkami, ale potem przyzwyczaisz się. Tu życie polega na ciągłym doganianiu i przeganianiu siebie samego. do Lokai Otworzyć trumny!
Lokaje zaczynają odbijać trumny.
ISTVAN
Tak szalenie mi żal ostatniego mordowarskiego wieczoru, który przeżyłem jako człowiek niedokończony.
BALEASTADAR
Przekroczyłeś przedwcześnie pewną przełęcz, którą czasem wielcy politycy, artyści lub myśliciele osiągają dopiero w sześćdziesiątych i siedemdziesiątych latach. Ale jesteś muzykiem – muzyka powstaje już w dzieciństwie i nie wymaga dojrzałości.
ISTVAN
Ach – iluż ludzi ma ten stosunek do muzyki, który nazwałbym „stosunkiem wyjącego psa”. Pies wyje tak samo, czy mu grać Beethovena, czy Ryszarda Straussa – wyje, bo go uczuciowo wytrąca z równowagi sam hałas dźwięków, ich emocjonalny, nieistotny artystycznie współczynnik. Ja muszę dojść do czystej muzyki.
BALEASTADAR
Dojdziesz, ale najprzód musisz wyładować w muzycznej formie wszystkie uczucia. Na nich to, pastwiąc się nad nimi, zdobędziesz twój własny styl i Formę Czystą. Tu może się stać to w procesie wewnętrznym, bez stawiania niepotrzebnych znaczków na pięcioliniach, dla wzruszania podlotków i histeryczek. Piekło – nawet takie – to świetny inkubator dla nieopierzonego muzyka.
ISTVAN
Kiedy, jak się to stanie? Czy mam może w tym kabaretowym piekle zarabiać na życie jako nędzny grajek, rzucając między diabelskie pospólstwo to, co mam najcenniejszego w życiu: moje uczucia?
BALEASTADAR
Nic bestia nie pojmuje! A gdzież twoja ambicja stworzenia sonaty Belzebuba, któraby pobiła wszechświatowy rekord muzycznej potworności? Czy zapomniałeś już o tym? Zrozumiesz to wszystko na przykładzie, do lokai Prędzej tam, szatany! ukazują się w trumnach trupy: Hildy i Barona Sakalyi, lokaje zaczynają odbijać trzecią trumnę. Mogę ci dać tylko możliwości. Ja sam mojej sonaty nie napiszę nigdy, mimo że wiem o niej wszystko. Ty napiszesz przeze mnie, ale twoją własną. Bezpłodny w istocie swej zły duch nigdy nasycony być nie może: musi mieć media: wykonawców swoich mglistych pomysłów i dlatego nigdy dzieło jego nie będzie tym, czym być miało.
ISTVAN
Muszę wybierać więc między życiem a sztuką? Za rozkosz tworzenia muzycznej wartości wyrzec się muszę bezpośredniego przeżywania? Wszystko będzie dla mnie martwym jeszcze przed urodzeniem?
BALEASTADAR
Tak czynili zawsze wszyscy wielcy artyści, mimo pozorów czasem wręcz przeciwnych. Dlatego szaleństwa artystów, tak pociągające dla ludzi zwykłych i taką wzbudzające zazdrość, są tylko gorzkim posmakiem, pozostałym po prawdziwych zdarzeniach w świecie urojonej wielkości, konstrukcji samej w sobie. Dawniej stawało się to w sferze dobra, dziś, u końca sztuki, musi dziać się w krainie zła i ciemności.
ISTVAN
Chciałbym się jeszcze nasycić szczęściem w świecie uczuć.
BALEASTADAR
Za późno! Albo też chcesz zostać nieudanym artystą, czymś najpodlejszym. I to nieudanym dla siebie samego, a nie dla tłumu wyjących psów.
ISTVAN
Nie chcę – za nic! Niech się spełni raz ta ofiara. Tylko to mnie w tej chwili zajmuje, jak się to odbędzie.
BALEASTADAR
Zupełnie po prostu, jak wszystko w piekle. Tu się ceremonii z uczuciami nie robi. Będzie to tylko pewien skrót życia, a nie coś jakościowo odeń różnego. Tego i sam Belzebub stworzyć nie potrafi.
ISTVAN
A może nie tak znów szkoda mi tamtego świata? Może ja udaję przed sobą? Ta niemożność przeżycia żadnego uczucia aż do dna, ta nieściśliwość uczuciowych stanów. Wszystko zdawało się już przeszłością, przed samym powstaniem. I ta męka wyrzutu wobec innych ludzi, których podle oszukiwałem, dając za ich prawdę, fałsz moich połowicznych – och, nie uczuć – raczej stanów psychicznych.
BALEASTADAR
nagle groźnie
Dosyć tych wywnętrzań się! klaska w dłonie. Wpada dwóch lokai. Wydobywać trupy! Żeby mi w tej chwili były gotowe!
właśnie lokaje odbili trumnę, w której leży baronowa Sakalyi, ubrana czarno z fioletem.
LOKAJE
Słuchamy, W. Ks. Mość!
zabierają się w sześciu do wydobywania trupów, które sadzają na fotelach. Trupy są sztywne i mają zamknięte oczy
ISTYAN
drżącym głosem
Panie Baltazarze: ja się pana boję. Pan jest taki straszny, obcy – ja nie chcę!
BALEASTADAR
Milczeć, błaźnie! Czy chcesz zawisnąć na własnych szelkach u wejścia do sztolni, jak tamten? I to przed stworzeniem dzieł, które usprawiedliwią twoje nędzne istnienie? Potem możesz się wieszać, ile chcesz. Jeśli teraz stąd uciekniesz, nie wytrzymasz już normalnej egzystencji.
ISTVAN
Ja nic nie chcę, panie Baltazarze. Chcę tylko wrócić do domu, do ciotki. Chcę, żeby choć raz jeszcze powtórzył się dobry, mordowarski wieczór, żeby cicho było… Chcę pograć te moje dawne preludia, przeczytać jakąś powieść i zasnąć. I żeby mi się śnił ten spotęgowany nasz kochany Mordowar, jak dawniej. Ja już nigdy nie będę. Niech mi pan przebaczy.
BALEASTADAR
miażdżącym wzrokiem wpatrzony w Istvana
Nie jestem żaden pan: jestem Belzebub, książę Ciemności. Mówić do mnie: Wasza Książęca Wysokość! Rozumiesz, bymbyło jedna?!
ISTVAN
padając na kolana
Tu straszno… Ja nic nie chcę… Tylko wyjść stąd…
BALEASTADAR
głosem strasznym
Ja unieśmiertelniam w tobie grzech pierworodny twórczością, którą w tobie wzniecam. Przez sztukę tylko ludzkość ma pamięć, że wszystko przeczy samemu sobie w Istnieniu. Bez sztuki nie ma już dziś życia dla mnie. Ja w mechanicznej miazdze bydląt nie mam nic do roboty. Póki trwa sztuka, ja istnieję i nasycam się bytem na tej planecie, tworząc metafizyczne zło. Na księżycach Jowisza mają swoich Belzebubów.
ISTVAN
Boże! Ratuj mnie! Wasza Książęca Wysokość: łaski!
trupy siedzą sztywno w fotelach. Wyprostowani lokaje czekają wyprężeni na rozkazy.
BALEASTADAR
Nie waż się tu wspominać tego Imienia. Dla mnie to tylko symbol nicości, mojej nicości – a ja chcę żyć i będę. Ale muszę żyć przez kogoś. Artyści to jedyny dziś dla mnie materiał. Tworzyć przez zniszczenie! Ostatnia siła rozsadzająca, po śmierci religii, które tworzyły widmo złego ducha. Ja wcielam to wszystko – rozumiesz? Od czego masz mózg. Myśl, ale nie czuj nic.
ISTVAN
zapadając w katalepsję13
Coś potwornego zamraża mnie do wewnątrz. Czuję, jak zły kieł nieuchwytnego widma orze mi mózg w zygzaki piorunowej, niewyrażalnej myśli.
BALEASTADAR
Co widzisz?
ISTVAN
Widzę dawny Mordowar jak we śnie, spotęgowany do granic nieludzkiego, jakiegoś bydlęcego piękna. Spadają maski z drzew, gór i obłoków. Widzę czarne, bezlitosne niebo i małą zbłąkaną kulkę, którą ty, książę Ciemności, otaczasz nietoperzymi skrzydłami. Ja, robaczek, mała gąsienica, pnę się po listkach prześwietlonych przez złowieszczy żar pękających słońc Drogi Mlecznej.
BALEASTADAR
Zejdź niżej: do twych uczuć. Pogrzeb się w sobie po raz ostatni.
ISTVAN
Uczucia moje są to pigułki, które robi jakiś ohydny międzyplanetarny aptekarz i rzuca je w nicość, na pożarcie zgłodniałej, zamrożonej przestrzeni.
BALEASTADAR
Niżej jeszcze…
ISTVAN
budząc się nagle z katalepsji
Ja chcę do Mordowaru, do cioci! ostatnim wysiłkiem ze sztuczną ironią: Pan świetnie wszedł w rolę Belzebuba, ale ja mam dosyć tej komedii.
Baleastadar wali go pięścią przez łeb. Istvan stoi i znowu zapada w stan poprzedni.
ISTVAN
Już koniec. Sam rdzeń mojej istoty zmartwiał mi w lodowatym powiewie z centrum niebytu.
BALEASTADAR
Teraz rozumiesz? Jednej rzeczy nie mogę, tylko jednej: tworzyć sztuki. A jestem urodzonym artystą. Dawniej kazano mi tworzyć życie, teraz byłem bez zajęcia w tej doskonalejącej mechanizacji. Kto mi kazał, nie pytaj, nie myśl o tym. Pewne tajemnice muszą być zachowane. Wiedz, że tylko ja jestem jedyną nadrzeczywistością, jedynym złem. Gdyby nie zło, nie byłoby nic, ani nawet twojej ciotki, choć jest osobą notorycznie świętą.
ISTVAN
z ostatnim wysiłkiem
A jednak widzę cię: przeklętego plantatora z Rio. O – wyrastają ci rogi – ach, jakie to zabawne! Ja wiem, jak to jest zrobione. Ogon kazał sobie obciąć, bo mieć ogon jest czymś śmiesznym. Ale rogi zostawił dla efektu. A może to te rogi, które przyprawiła ci twoja żona: Klara di Formio y Santos…
Baleastadar wali go jeszcze raz pięścią przez łeb. Istvan pada. Podczas tego, gdy mówi Istvan, Baleastadarowi wyrastają w istocie niewielkie (do 10 cm.) rogi. (Na peruce ma dwa gumowe palce, od nich idzie rozwidlona rurka zakończona pompką w kieszeni, przy pomocy której można je nadąć.) Lokaje w głębi pękają ze śmiechu. Baleastadar tego nie widzi.
BALEASTADAR
No – teraz ma dosyć. Posadzić go między trupami. Nie rozumie błazen, że jest najgenialniejszym muzykiem świata w zarodku. Tego, co on – nie dokona nikt! do Hildy, która nagle wytrzeszcza nań oczy, siedząc sztywno na fotelu, inne trupy siedzą z oczami zamkniętymi Czego ekarkiliujesz14 na mnie twoje gały, Hilda? To jest twój prawdziwy kochanek. Przez niego stworzymy muzykę Czystego Zła, przedystylowanego w Czystą Formę. Och – gdybym mógł być sam artystą – ! przez chwilę łka dziko, po czym się opanowuje i mówi: Sonata Belzebuba musi być stworzona. A pani zwraca się do Hildy będzie śpiewać pieśni Belzebuba, a koncert smyczkowy Belzebuba – wiolonczela czy skrzypce – wszystko jedno – napisze też ten błazen przeze mnie, a wykona to jakiś skrzypek, sam nie rozumiejąc nic z tego, co robi, fortepianowe utwory wykonam ja cierpiąc jak potępieniec nad tym, że sam ich nie stworzyłem i wyć będą wszyscy z zachwytu jak szakale.
HILDA
Ale czemu wszystko to robić tu, dziś w nocy, a nie powoli tam, na powierzchni ziemi?
BALEASTADAR
Dla kondensacji zła – tam rozlazłoby się to na zgniłą marmeladę mordowarskich, a nawet budapeszteńskich nastrojów. innym tonem Takie małe to wszystko: nędznie wyduszone z ostatnich zakamarków dna. poprzednim tonem, z zapałem Ale jedyne w swoim rodzaju – rozumiesz, Hilda? Nic innego nie ma na początek w tym ogólnym końcu, więc sztuka musi być syntezą zła i dla niej warto jeszcze coś spróbować, nawet ze wstrętem i męką, bo to jedyna rzecz, która nam została z dawnych dobrych czasów, mimo że też, i to nie długo, diabli ją wezmą. Zacznę od muzyki, a potem może opracuję w ten sam sposób i inne sztuki, chociaż wątpię, czy da się to zrobić. Ale naprzód sonata, taka uczniowska, jak pierwsza sonata w konserwatorium. No – zbudź się ty, genialny manekinie!