Czynić próbę szabel hartu, Mazać herb swój nieszlachetnie, I oddawać duszę czartu! —
By więc zetrzeć plamę z czoła. Zmazać karę nieochybną13, Radzę oddać do kościoła Oba morgi i toń rybną. Za tę skruchę Pan Bóg – jużci Grzech dzisiejszy wam odpuści, I ofiarę przyjmie wdzięcznie Za zgładzenie tych bezprawi, — A ksiądz proboszcz – comiesięcznie Za was świętą mszą odprawi. — Bóg okryje swém ramieniem Tarczę herbu starożytną, Wasze domy z pokoleniem, Pomyślnością wam zakwitną. — No! czy zgoda?» – «Mądra rada — Już inaczéj nie wypada; Oba morgi niepodzielne, I zatoka koło młyna, Ni Stefana, ni Marcina, Ale odtąd już – kościelne. Niech pan woźny tu posiedzi, I dokument spisze żywo — Jutro idziem do spowiedzi Z tą pobożną donatywą». — – «A salaria14?» – «To nie minie, To proboszcza rzecz nie nasza, — A za cięcia od pałasza, Damyć żyta po ośminie». – «Zgoda! – krzyknął woźny żwawie — Teraz kielich do roboty!» Dictum15, factum16, i po sprawie, Wykonano co do joty. —
III
Oto sto lat już się zaczną, Jak braterskie kości społem Gniją w ziemi pod kościołem, A mogiły ani znaczno. — Ale ród ich gęsty w Litwie, I poczciwy, i zamożny; Bo co miesiąc głos pobożny W mszalnej wzmienia ich modlitwie. A na morgach w pszennym plonie, Pleban piękne żął owoce, Stawił kopy na zagonie, Łowił rybkę na zatoce… Teraz słyszę, inne dzieje, — Ktoś już inny morgi trzyma, I pszeniczkę inny sieje, I za zmarłych mszy już nié ma. Słyszał nawet dzwonnik głuchy Spod grobowca u parkana, Jakieś krzyki i rozruchy —