Mikołaj kapralem przy głownéj kwaterze; O reszcie ja nie wiém, bo pułki daleko. Dziś idziem do Niemiec, choć pędzą za nami, Posłyszycie wkrótce nowiny rozgłośne, A śladem za wieścią my do was, my sami, Z jaskółką, z bocianem powrócim na wiosnę».
VIII
Ale wiosna nie chybia jak człowiecza dola, Przyszło cieplejsze słońce, śnieg otopniał z pola, Strumień otrząsł się z lodu i swobodnie płynie, I bocian zaklekotał… ot na téj olszynie! — I przyleciała czarnych jaskółek gromada. A każda cóś szczebioce, każda rozpowiada. Któż tam proszę potrafi dowiedzieć się od niéj, Może pokłon przynosi z krainy zachodniéj? Ale gdzie tam… dla Boga? – och! ku naszéj strzesie Czarny kruk chyba z wojny wiadomość przyniesie, I rozpowié krakaniem żarłocznego gardła: Matka głos ten pojęła i szatę rozdarła, I załamała ręce – serce matki zgadnie, Choć wojna za górami, gdzie kula upadnie — Sprawdził się przestrach ojców i matek w Podkowie, Sprawdziło się, co czarni krakali krukowie, Bo wszystka niemal młodzież, cała nasza siła, Gdzieś w niemieckiéj krainie głowę położyła — Kilku jeno wróciło poranionych srodze, Z krzyżykami u piersi, na drewnianéj nodze, Lub na szczudłach żebraczych – mała z nich usługa, Okaleczałe ręce niezdolne do pługa, Młode jeszcze, lecz kulą zgruchotane barki, Nie podźwigną ciężaru chatniéj gospodarki. Stary ojcze i matko! To cóż że wy starzy? Idźcie na chléb pracować dla biédnych nędzarzy, — Nie każdemu sądzono w jednostajnej mierze Wypoczywać na starość szeptając pacierze. — Ojcze bierz się do pługa, matko idź do żniwa, Pracujcie i na syna, co z ran dogorywa, I na czynsze dworową zakréślone kartą —
– «Co tam czynsze? Wszak hrabia powrócił już słyszę, Wspomni na swojéj broni wierne towarzysze — On kiedyś grosz ich zabrał, dziś w potrzebnéj porze I młodych pożałuje, i starych wspomoże». — Tak starcy pocieszając swój frasunek srogi, Powlekli się do zamku żebrzeć zapomogi.
IX
Zajrzyj do ula ciemnego kąta, Jak się rój cały przy matce krząta. Jako tam w roju z życzliwych dzieci, Jedno drugiego w pracy wyściga, To niesie matce balsam ze kwieci, A drugie wody kropelkę dźwiga, Każde się krząta, ile sił starczy, A matka wiedzie ład gospodarczy. — Tak szlachcic czynszem, a kmiotek znojem Karmią i poją dziedzica ziemi, Żeby on za to czuwał nad niemi, Jak matka pszczelna czuwa nad rojem — Żeby miał litość dla naszéj biédy, Gdy się o litość poprosić zdarza, — Żeby przynajmniéj kiedy niekiedy Choć dobrém słówkiem wspomógł nędzarza. Lecz czasem pany to taka matka, Co tylko miody ssie do ostatka! A kiedy chciwość wstąpi mu w oczy, Przed zimą wygna swój rój roboczy. — Więc nasi starcy, poczciwe dusze, Przyszli do zamku w dobréj otusze, W dobréj otusze weszli do sali, I za kolana hrabię ściskali. — A gdy się z płaczem boleść przekłada, Gdy proszą wesprzeć ich biédne siły, Przerwał im mowę ptaszek nie lada, Pański służebnik z Niemiec przybyły, Zwał się Agronom, (Bóg wiedzieć raczy, Czy to nazwisko, czy urząd znaczy). Rzekł do hrabiego: «O w téj Podkowie Widziałem jadąc wyborne zboże, Kiedy nie płacą szlachta panowie, Wygnawszy szlachtę, folwark założę». — – «Zgadzam się na to – odpowié hrabia — Piękna posiadłość z tego się sklei… Wypędzić szlachtę, wszak grunt urabia Bez żadnych nadań i przywilei. Wypędzić szlachtę! Aspan w tym względzie Trafiłeś całkiem po mojéj chęci, Przynajmniéj nadal szkody nie będzie W lasach, na polach i sianożęci. — Tak! Idźcie z Bogiem panowie moi, Wasze sąsiedztwo w gardle mi stoi!» — Szlachta jęknęła: «Za cóż nam, za co Nie dają spocząć w ojców mogile? Tu każdy zagon spulchniło pracą, Oblało potem pokoleń tyle! Wszak my i w wojnie, wszak my i doma Biegli na każde pańskie skinienie, Wierność szlachecka była wiadoma Od pokolenia na pokolenie: Niech naszych przodków poświadczą kości, I te portrety przodków waszmości. Cofnij się hrabio w swoim zamiarze, Nie daj się uwieść namową zdradną, Bo za nieludzkość Pan Bóg pokarze, Bo ci łzy nasze na głowę spadną!» Tak uroczyście wznosząc ramiona Zawołał głośno najstarszy z grona; Hrabia się gniewno nasrożył za to, A pan Agronom, co bliżéj stoi, Znieważył starca trzciną sękatą, I wygnał za drzwi z pańskich podwoi.