Kitabı oku: «Trzej muszkieterowie», sayfa 11

Yazı tipi:

– Ja mam się gniewać na pana, monsiniorze! – rzekł Bonacieux, wahając się, czy ma przyjąć sakiewkę, obawiał się bowiem, aby ten dar proponowany nie był tylko żartem. – Wolno ci było, eminencjo, kazać mnie uwięzić, wolno ci teraz brać mię na tortury, powiesić, jesteś panem życia i śmierci, a mnie nie godzi się słówka nawet wypuścić z ust. I ja mam się na pana gniewać? żartujesz chyba, eminencjo?…

– O! drogi mój panie Bonacieux, widzę żeś szlachetny i dziękuję ci za to. Weźmiesz więc sakiewkę i odejdziesz, nie mając do mnie urazy?

– Odchodzę, zachwycony waszą ekscelencją.

– Żegnam cię więc, a raczej mówię do widzenia, bo mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze!…

I pożegnał go ręką, na co Bonacieux odpowiedział niskim ukłonem aż do ziemi; wyszedł, cofając się, a gdy już był w przedpokoju, kardynał usłyszał, jak uniesiony zapałem, wrzeszczał na cale gardło: Niech żyje monsinior! niech żyje jego eminencja! niech żyje wielki kardynał!

Z uśmiechem przysłuchiwał się kardynał tym hałaśliwym objawom uczuć zapalającego się imcipana Bonacieux.

Gdy wreszcie krzyki te rozpłynęły się w oddali, rzekł sam do siebie:

– Znowu jeden, który da się zabić za mnie.

I z największą uwagą przyglądał się już mapie Roszelli, znacząc ołówkiem linję, gdzie miała być przeprowadzona sławna tama, która w osiemnaście miesięcy potem zamykała port oblężonego miasta.

Gdy tak pogrążył się w rozmyślaniach strategicznych, drzwi się uchyliły i stanął w nich Rochefort.

– I cóż? – zapytał kardynał gwałtownie, zrywając się szybko od stołu, co świadczyło, jak go ta sprawa obchodzi.

– Tak – odrzekł tenże – kobieta młoda, około dwudziestu sześciu lat mająca, i mężczyzna trzydziestopięcioletni przebywali rzeczywiście, ona cztery, on pięć dni, w domach, wskazanych przez Waszą eminencję; ale kobieta wyjechała tej nocy, a mężczyzna dziś z rana.

– To oni! – zawołał kardynał, patrząc na zegar – a teraz – mówił – za późno już puszczać się za nimi w pogoń. Księżna jest w Tours, a książę w Boulogne. Dogonić ich należy w Londynie.

– Jakie są rozkazy waszej eminencji?

– Ani słówka o tem, co zaszło. Królowa niech będzie zupełnie spokojna, niech nie przypuszcza, iż znamy jej tajemnicę, niech myśli, że szukamy dopiero jakiegoś spisku. Przyślij mi tu wielkiego kanclerza Seguier.

– A co wasza eminencja zrobiła z tym człowiekiem?

– Z jakim? – zapytał kardynał.

– Z tym Bonacieux.

– Zrobiłem, co się dało. Szpiega własnej jego żony.

Hrabia de Rochefort skłonił się, jakby uznając widocznie wyższość swego mistrza, i wyszedł.

Kardynał, znalazłszy się sam, usiadł przy biurku, napisał list i, zapieczętowawszy osobistą pieczęcią, zadzwonił.

Oficer znowu się stawił.

– Posłać mi po Vitraya – rzekł – i powiedzieć mu, aby przygotował się do podróży.

W chwilę potem człowiek, którego sobie życzył, stal przed nim w butach podróżnych z ostrogami.

– Vitray – rzekł – puścisz się pędem do Londynu. Ani chwili nie zatrzymasz się w drodze. List ten oddasz milady. Oto kwit na dwieście pistolów, udaj się do mojego skarbnika i każ sobie wypłacić. Dostaniesz drugie tyle, jeżeli za sześć dni będziesz z powrotem i spełnisz dobrze zlecenie.

Bez słowa odpowiedzi wysłaniec skłonił się, zabrał list i kwit i wyszedł.

Oto, co list ten zawierał:

„Milady!

Bądź na pierwszym balu, na którym znajdować się będzie książę de Buckingham. Będzie on miał dwanaście zapinek przy ubraniu swojem, zbliż się do niego i dwie mu z nich obetnij.

Skoro je będziesz miała, zawiadom mnie niezwłocznie”.

Rozdział XV. Urzędnicy i wojskowi

Nazajutrz po wypadkach, wyżej opowiedzianych, gdy Athos nie pokazywał się, d’Artagnan i Porthos zawiadomili o jego zniknięciu pana de Tréville. Aramis zaś, zażądawszy pięciodniowego urlopu, wyjechał do Rouen, gdzie, jak mówiono, miał do załatwienia interesy familijne.

Pan de Tréville był ojcem dla swoich podwładnych.

Najpodrzędniejszy z nich, skoro tylko nosił mundur oddziału, pewien był jego pomocy i poparcia, jak u rodzonego brata.

Tréville, dowiedziawszy się o wypadku z Athosem, udał się natychmiast do urzędnika, mającego kontrolę nad sprawami kryminalnemi. Sprowadzono oficera, dowodzącego wartą w więzieniu Krzyża Czarnego, i z jego objaśnień dowiedziano się, że Athos osadzony był czasowo w Forcie Biskupim.

Athos przeszedł wszystkie takie same przykrości, jakie znieść musiał Bonacieux.

Obecni byliśmy przy konfrontacji dwóch więźniów.

Athos, który milczał dotąd z obawy, aby d’Artagnanowi nie zbrakło potrzebnego czasu, oświadczył teraz stanowczo, iż nazywa się Athos, a nie d’Artagnan.

Dodał, iż nie zna ani pani, ani pana Bonacieux; że nie mówił z nimi nigdy; że przyszedł odwiedzić d’Artagnana około dziewiątej wieczorem, a przedtem był u pana de Tréville, u którego obiadował; dodał i to również, iż dwudziestu świadków może stwierdzić ten fakt i wymienił kilkanaście osób, wysoko postawionych, a pomiędzy innymi księcia de la Trémouille.

Drugi zastępca sędziego, również jak i pierwszy, uczul się oszołomiony tem jasnem i stanowczem zeznaniem muszkietera, któremu rad byłby pokazać swą wyższość, jako urzędnik cywilny człowiekowi, noszącemu szpadę; lecz nazwisko pana de Tréville i księcia de la Trémouille, zwróciło jego uwagę.

Odesłano Athosa do kardynała, lecz na nieszczęście był on wtedy w Luwrze u króla.

Była to właśnie pora, w której pan de Tréville, wyszedłszy od urzędnika, rozpatrującego sprawy kryminalne i od naczelnika Fortu Biskupiego, nie znalazł Athosa i przybył do Jego Królewskiej Mości. Jako dowódca muszkieterów, pan de Tréville miał wstęp do króla o każdej godzinie.

Wiadomo, jakie były uprzedzenia króla względem królowej, uprzedzenia, zręcznie podsycane przez kardynała, który pod względem intryg nieskończenie więcej nie dowierzał kobietom, aniżeli mężczyznom.

Jedną z najgłówniejszych przyczyn tego uprzedzenia, była przyjaźń Anny Austrjackiej dla pani de Chevreuse.

Dwie te kobiety więcej mu sprawiały niepokoju, niż wojna z Hiszpanją, zatargi z Anglją i finansowe kłopoty.

W jego przekonaniu, pani de Chevreuse, przewyższała królową nie tylko w intrygach politycznych, ale, co go znacznie więcej dręczyło, i w intrygach miłosnych.

Kiedy więc kardynał powiedział królowi, że pani de Chevreuse, która za karę zesłana była do Tours, przyjechała do Paryża, przebywała tu pięć dni, zmyliła tropy policji, król wpadł w gniew gwałtowny.

Kapryśny i niestały, chciał, aby go nazywano: Ludwikiem Sprawiedliwym i Ludwikiem Skromnym.

Potomność z trudnością zrozumie ten charakter, który historja wyjaśnia faktami, a nigdy rozumowaniem.

Gdy zaś kardynał dodał, że pani de Chevreuse nie tylko przyjechała do Paryża, ale królowa zawiązała z nią jeszcze na nowo tajemniczą korespondencję, gdy zapewnił, że miał już w rękach nitkę tej zawiłej intrygi, a byłby nawet całą rzecz pochwycił na gorącym uczynku, lecz pewien muszkieter, wysłaniec królowej, poważył się z bronią w ręku napaść na czcigodnych sadowników, badających bezstronnie tę sprawę, Ludwik XIII-ty, nie będąc w stanie zapanować nad sobą, podążył ku apartamentom królowej, z bladą twarzą, z niemą pogardą i oburzeniem, które, gdy wybuchnęło, doprowadzało do najchłodniejszego okrucieństwa.

A jednak w tern, co mówił kardynał, nie było jeszcze ani wzmianki o Buckinghamie.

Wtedy właśnie wszedł pan de Tréville, zimny, grzeczny i ubrany bez zarzutu.

Obecność kardynała i widok zmienionego oblicza króla ostrzegły go, co zaszło pomiędzy nimi, i poczuł się silnym, jak Samson wobec Filistynów.

Ludwik XIII brał już za klamkę u drzwi.

Na szmer, sprawiony przez wchodzącego pana de Tréville, obejrzał się.

– O! w porę pan przychodzisz – odezwał się król, który, wpadłszy już w pasję, powściągnąć jej nie był w stanie – pięknych rzeczy dowiaduję się o pańskich muszkieterach.

– A ja – rzekł z zimną krwią de Tréville – piękne rzeczy mam donieść Waszej Królewskiej Mości o jego cywilnych urzędnikach.

– Co takiego? – zapytał wyniośle król.

– Mam zaszczyt oznajmić Waszej Królewskiej Mości – mówił dalej Tréville tym samym tonem – iż pewni prokuratorzy, komisarze i niżsi urzędnicy policji, ludzie wielce szanowni, lecz, jak widać, mocno zaciekli przeciw mundurowi wojskowemu, pozwolili sobie aresztować w domu i wrzucić do więzienia jednego z moich, a raczej z twoich muszkieterów, Najjaśniejszy Panie, człowieka bez zarzutu, nieledwie znakomitego, którego Wasza Królewska Mość zna z dobrej strony, bo jest nim pan Athos.

– Athos – machinalnie powtórzył król – tak, w istocie znam to nazwisko.

– Racz przypomnieć sobie, Najjaśniejszy Panie mówił dalej Tréville – iż pan Athos jest tym muszkieterem, który w owym smutnej pamięci pojedynku zranił tak niebezpiecznie pana de Cahusac. Ale, monsiniorze – ciągnął dalej Tréville, zwracając się do kardynała – spodziewam się, iż pan de Cahusac przyszedł już zupełnie do zdrowia?

– Dziękuję!… – odparł kardynał, przygryzając ze złości wargi.

– Otóż pan Athos poszedł odwiedzić jednego ze swoich przyjaciół, którego nie zastał, młodego bearneńczyka, kadeta z gwardji Jego Królewskiej Mości, z oddziału Desessarts, zaledwie jednak zdążył usiąść i wziąć książkę do ręki, aby skrócić oczekiwanie na przyjaciela, gdy chmara pachołków i żołnierzy otoczyła dom, i kilkoro drzwi wyłamała…

Kardynał uczynił królowi znak porozumienia, jakby chciał wypowiedzieć: „To właśnie ta sprawa, o której mówiłem”.

– Znane nam jest to wszystko – odpowiedział król a stało się to dla naszego dobra.

– Więc – rzekł Tréville – dla dobra Waszej Królewskiej Mości także pochwycono jednego z niewinnych muszkieterów moich, osadzono w więzieniu, jak złoczyńcę, i wśród urągających tłumów prowadzono tego zacnego rycerza, który po dziesięćkroć przelewał krew swoją w usługach Waszej Królewskiej Mości i gotów powtórzyć to zawsze.

– Ba! – odezwał się król z pewnem wahaniem – to się tak rzeczy miały?

– Pan de Tréville przemilczał – podchwycił z najwyższą flegmą kardynał – iż ten niewinny muszkieter, ten zacny rycerz, na godzinę przedtem, z bronią w ręku, napadł na czterech urzędników sądowych, wydelegowanych przeze mnie dla wyświetlenia sprawy jak najdrażliwszej.

– Wzywam Waszą Eminencję, aby tego dowiódł – wykrzyknął Tréville z prawdziwie gaskońską otwartością i z czysto żołnierską szorstkością – na godzinę bowiem przedtem pan Athos, który, jak zwierzyć się muszę Waszej Królewskiej Mości, jest człowiekiem wielce znakomitego rodu, zaszczycał nas, po skończonym obiedzie, rozmową w moim salonie, z księciem de la Trémouille, z hrabią de Chalus, którzy również z nim byli.

Król popatrzył na kardynała.

– Protokół zaświadcza – odezwał się kardynał, w odpowiedzi na nieme pytanie króla – że ludzie pobici zeznali to, co miałem zaszczyt przedstawić Waszej Królewskiej Mości.

– Protokół urzędników cywilnych nie wart słowa honoru żołnierskiego – z dumą odparł Tréville.

– No, no, Tréville, cicho bądź – rzekł król.

– Jeżeli jego eminencja, ma jakieś podejrzenia względem którego z moich muszkieterów – odezwał się Tréville – sprawiedliwość pana kardynała dość jest znana, abym sam zażądał śledztwa.

– W domu, gdzie śledztwo sądowe było zarządzone – kończył obojętnie kardynał – mieszka, zdaje mi się, pewien bearneńczyk, przyjaciel muszkieterów.

– Wasza eminencja chce mówić o panu d’Artagnan?

– Chcę mówić o młodzieńcu, którego protegujesz, panie de Tréville.

– Tak, eminencjo, ten sam.

– Czy nie przypuszczasz pan, iż młodzieniec ów namawiał do złego....

– Pana Athosa, człowieka dwa razy odeń starszego? – przerwał mu Tréville – nie, monsiniorze. Zresztą, pan d’Artagnan wieczór ten u mnie przepędził.

– Masz tobie! – rzekł kardynał – wszyscy więc spędzili wieczór u pana?

– Miałażby wasza eminencja nie wierzyć słowu mojemu? – rzekł Tréville z rumieńcem gniewu na czole.

– Nie, Boże uchowaj! – odrzekł kardynał – ale o której godzinie był u pana?

– O! mogę to na pewno powiedzieć waszej eminencji, ponieważ, kiedy wszedł do mnie, zauważyłem, iż było wpół do dziesiątej, chociaż sądziłem, że już znacznie później.

– A o której od pana wyszedł?

– O wpół do jedenastej, w godzinę po wypadku.

– Ależ koniec końców – odrzekł kardynał, który ani na chwilę nie wątpił o prawości Trévilla, a czuł wymykające mu się zwycięstwo – Athos aresztowany został w domu przy ulicy Grabarzy.

– Czyż nie wolno przyjacielowi odwiedzić przyjaciela?… muszkieterowi z mojego oddziału bratać się z kadetem z oddziału pana Desessarts?

– Zapewne, ale dom, w którym on się brata z przyjacielem swoim, jest bardzo podejrzany.

– Tak, dom ten podejrzany jest. Trévillu – odezwał się król – może sam nie wiedziałeś o tem?

– W istocie, Najjaśniejszy Panie, nie wiedziałem. W każdym razie dom może być podejrzany wszędzie, prócz części zamieszkanej przez pana d’Artagnana; bo, jeżeli mi wolno zaręczyć, Najjaśniejszy Panie, i wierzyć słowom jego, nie znajdzie się przywiązańszy poddany Waszej Królewskiej Mości i większy wielbiciel pana kardynała.

– Czy to nie ten d’Artagnan, który ranił kiedyś Jussaca, w nieszczęsnem spotkaniu przy klasztorze Karmelitów Bosych? – zapytał król, spoglądając na kardynała, który zaczerwienił się ze złości.

– A nazajutrz potem, ranił Bernajoux. Tak, Najjaśniejszy Panie, tak, ten sam; dobrą pamięć ma Wasza Królewska Mość.

– A zatem, co postanowimy? – zagadnął król.

– Więcej to Waszej Królewskiej Mości dotyczy, aniżeli mnie – odpowiedział kardynał. – Ja uznałbym czyn za karygodny.

– A ja go nie uznaję – rzekł Tréville. – Lecz Jego Królewska Mość ma sędziów; ich rzeczą jest sądzić, niech sądzą.

– Tak, tak – podchwycił król – odeślijmy sprawę do sądu: rzeczą sędziów jest sądzić, niech więc sądzą.

– Ale – ciągnął dalej Tréville – smutne to, iż w nieszczęsnych naszych czasach życie bez skazy, cnota niezaprzeczona nie uwalnia człowieka od potwarzy i prześladowania. Wojsko też niezbyt zadowolone będzie, mogę ręczyć, będąc narażone na obejście się srogie z powodu spraw policyjnych.

Słowa te były niebaczne; lecz pan de Tréville rzucił je ze świadomością skutku.

Pragnął wybuchu, gdyż mina, zapalając się płomieniem, rozświeca.

– Sprawy policyjne! – wykrzyknął król, podejmując słowa Trévilla – sprawy policyjne! Co tobie, mój panie, do tego? Patrz swych muszkieterów i nie zawracaj mi głowy. Słysząc cię, możnaby myśleć, że gdy nieszczęściem zaaresztują muszkietera, już cała Francja przepadnie. Patrzcie, co tu hałasu o jednego muszkietera! Rozkażę aresztować dziesięciu, do licha starego! stu, cały oddział! i nie pozwolę słowa się nawet odezwać.

– Z chwilą, gdy są podejrzani przez Waszą Królewską Mość, muszkieterowie stają się winnymi; jak widzisz zatem, Najjaśniejszy Panie, gotów jestem oddać ci szpadę moją, gdyż nie wątpię, iż pan kardynał, obwiniwszy żołnierzy moich, skończy na oskarżeniu i mnie samego; pójdę lepiej do więzienia z panem Athosem, który już się tam znajduje, i z panem d’Artagnan, którego zaaresztują na pewno.

– Skończysz ty raz, gaskońska głowo? – rzekł król.

– Najjaśniejszy Panie – odezwał się Tréville, bynajmniej głosu nie zniżając – rozkaż, by mi oddano muszkietera mojego, albo niechaj go sądzą.

– Osądzą go – rzekł kardynał.

– Tem lepiej! gdyż w takim razie, żądać będę pozwolenia od Jego Królewskiej Mości, abym mógł bronić jego sprawy.

Król obawiał się wybuchu.

– Jeżeli jego eminencja – rzekł – nie ma względów osobistych.

Kardynał, widząc zwrot do siebie, wystąpił pierwszy:

– Przepraszam – rzekł – lecz odkąd Wasza Królewska Mość widzi we mnie sędziego niesprawiedliwego, usuwam się.

– Słuchaj – powiedział król – czy przysięgasz mi na pamięć ojca mojego, iż pan Athos u ciebie się znajdował podczas wypadku i że udziału w nim nie miał?

– Na pamięć pełnego chwały ojca twojego i na ciebie, Najjaśniejszy Panie, który jesteś tym, którego kochani i czczę nad wszystko na świecie, przysięgam!

– Racz się zastanowić, Najjaśniejszy Panie – odezwał się kardynał. – Jeżeli w ten sposób uwolnimy więźnia, trudno będzie dojść prawdy.

– Pan Athos zawsze będzie gotowy odpowiadać, kiedy się spodoba urzędnikom cywilnym wezwać go na badanie. On nie ucieknie, panie kardynale; bądź spokojny, ja za niego ręczę.

– Rzeczywiście, on nie ucieknie – powtórzył król – znajdą go zawsze, jak mówi pan de Tréville. Zresztą – dodał, zniżając głos i błagalnie patrząc na eminencję – dajmy im bezpieczeństwo, to będzie politycznie.

Polityka Ludwika XIII wywołała uśmiech na usta Richelieu’go.

– Rozkazuj, Najjaśniejszy Panie – rzekł – masz prawo ułaskawiania.

– Prawo ułaskawiania stosuje się tylko do winowajców – odezwał się Tréville, chcąc mieć ostatnie słowo – muszkieter mój jest niewinny, nie dasz więc Najjaśniejszy Panie ułaskawienia, ale sprawiedliwość wymierzysz.

– On jest w Forcie Biskupim? – zapytał król.

– Tak, Najjaśniejszy Panie, w celi więziennej, pod zamknięciem, jak najstraszniejszy zbrodniarz.

– Tam do djabła! – mruknął król – co tu począć?

– Podpisać rozkaz uwolnienia i na tem koniec – odparł kardynał – ja również, jak Wasza Królewska Mość, sądzę, iż poświadczenie pana de Tréville jest aż nadto wystarczające.

Tréville nisko się skłonił z radością, która nie była jednak wolna od obawy; przekładałby najtwardszy upór kardynała nad to nagłe ustępstwo.

Podpisał król rozkaz uwalniający i Tréville zabrał go natychmiast.

Gdy miał wychodzić, kardynał uśmiechnął mu się przyjaźnie, mówiąc do króla:

– Porozumienie i harmonja przykładna panuje między wodzami a żołnierzami w muszkieterach twoich, Najjaśniejszy Panie; jest to bardzo korzystne dla służby i zaszczytne dla wszystkich.

– Wypłata mi on figla – rzekł do siebie w duchu Tréville – z takim człowiekiem nigdy nie można mieć ostatniego słowa. Śpieszmy jednak, bo król może zmienić zdanie natychmiast.

Pan de Tréville odbył triumfalne wejście do Fortu Biskupiego, skąd wyswobodził muszkietera, którego nie opuściła bynajmniej pełna spokoju obojętność.

Następnie, pierwszy raz po tem widząc d’Artagnana, rzekł mu:

– Dobrze ci się udaje; już ci zapłacono za cięcie szpadą Jussaca. Pozostaje ci jeszcze Bernajoux, nie trzeba jednak szczęściu zbytecznie ufać.

Pan de Tréville miał zupełną słuszność, iż nie dowierzał kardynałowi, zaledwie bowiem drzwi się za nim zamknęły, eminencja przemówił do króla w te słowa:

– Teraz, gdyśmy we dwóch pozostali, porozmawiamy poważnie, jeżeli łaska Waszej Królewskiej Mości. Najjaśniejszy Panie, książę de Buckingham od pięciu dni w Paryżu przebywał i dopiero dziś rano go opuścił.

Rozdział XVI. Pan De Seguier uczuwa gwałtowniejszą, niż dawniej, potrzebę uderzenia w dzwon

Niepodobna przedstawić wrażenia, jakie wywarty te słowa na Ludwiku XIII.

Zaczerwienił się i zbladł.

Kardynał zrozumiał, iż za jednym zamachem odzyskał stracone stanowisko.

– Buckingham w Paryżu! – wykrzyknął – co on tutaj robił?

– Spiskował bez wątpienia z wrogami Waszej Królewskiej Mości, z Hugonotami i Hiszpanami.

– Dość tego na Boga! spiskował przeciw czci mojej z panią de Chevreuse, panią de Longueville i Kondeuszami!

– O! Najjaśniejszy Panie, co za myśl! Królowa zanadto jest cnotliwa, a nade wszystko przywiązana do Waszej Królewskiej Mości.

– Słaba jest kobieta, panie kardynale – rzekł król – a o przywiązaniu jej do mnie, o jej miłości wiem dobrze, co myśleć.

– Bądź co bądź utrzymuję – rzekł kardynał – iż książę de Buckingham przyjechał do Paryża w celach czysto politycznych.

– A ja pewny jestem, że zupełnie po co innego, panie kardynale; lecz jeżeli winna jest królowa, biada jej!

– Ostatecznie, jakkolwiek wzdrygam się na myśl o zdradzie podobnej, Wasza Królewska Mość daje mi do myślenia: pani de Launay, którą z rozkazu Waszej Królewskiej Mości pytałem kilkakrotnie, mówiła mi dziś rano, iż nocy poprzedniej królowa długo czuwała, dziś płakała bardzo i cały dzień prawie pisała.

– Do niego, z pewnością, do niego – podchwycił król. – Kardynale, ja muszę mieć jej listy.

– Ale jakże je dostać, Najjaśniejszy Panie? Zdaje mi się, iż ani ja, ani Wasza Królewska Mość nie możemy się podjąć tej sprawy.

– A jakże poradzono sobie z marszałkową d’Ancre? krzyknął król w najwyższym uniesieniu – zrewidowano wszystkie jej szafy, a wreszcie i ją samą.

– Bo była ona tylko marszałkowa d’Ancre, awanturnicą florencką, i nic więcej, gdy dostojna małżonka Waszej Królewskiej Mości jest Anną Austrjacką, królową Francji, czyli najpierwszą monarchinią w świecie.

– Pomimo to występna jest, panie kardynale! Im więcej zapomniała o swojem wysokiem stanowisku, tem niżej upadła. Wreszcie postanowiłem już od dawna położyć kres tym politycznym i miłosnym intrygom. Ma ona także za sobą niejakiego La Porta…

– Którego ja uważam za główną sprężynę w tem wszystkiem – podchwycił kardynał.

– Zgadzasz się więc ze mną, że ona mnie zwodzi? – zagadnął król.

– Przypuszczam tylko i powtarzam Waszej Królewskiej Mości, że królowa spiskuje przeciw potędze króla swojego, lecz nie mówię, iż przeciw jego czci.

– A ja ci mówię, panie kardynale, że czyni jedno i drugie; mówię ci, że królowa nie kocha mnie; że kocha tego bezecnika Buckinghama. Czemu nie kazałeś go uwięzić, kiedy był w Paryżu?

– Uwięzić księcia! pierwszego ministra Karola I! Niepodobna!… Taki rozgłos! a gdyby wreszcie podejrzenia Waszej Królewskiej Mości, które za mylne pragnę uważać, miały jaką podstawę, co za skandal straszliwy! przygnębiający!

– Lecz jeśli narażał się, jak włóczęga, jak złodziej, trzeba było…

Zaciął się Ludwik XIII, przerażony własnemi słowy, a Richelieu nadstawił ucha, daremnie wyczekując słowa, które zamarło na ustach królewskich.

– Trzeba było?

– Nic, nic – rzekł król. – Lecz czy w ciągu pobytu jego w Paryżu, nie straciłeś go z oczu?

– Nie, Najjaśniejszy Panie.

– Gdzie mieszkał?

– Przy ulicy de la Harpe Nr. 75.

– Gdzież to jest?

– W okolicy Luksemburgu.

– I pewny jesteś, że królowa nie widziała się z nim?

– Sądzę, iż królowa nazbyt ceni swoje obowiązki, Najjaśniejszy Panie.

– Lecz porozumiewali się piśmiennie, panie kardynale; do niego to cały dzień pisała królowa; kardynale, ja muszę mieć te listy!

– A jednak, Najjaśniejszy Panie…

– Mości książę, niech się co chce stanie, żądam ich.

– Pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę Waszej Królewskiej Mości…

– Czyż i ty nie zdradzasz mnie także, panie kardynale, sprzeciwiając się woli mojej? Czyż i ty także trzymasz z Hiszpanami, Anglikami, z panią de Chevreuse i królową?

– Najjaśniejszy Panie – z westchnieniem odezwał się kardynał – sądziłem, że mogę być wolny od podobnego podejrzenia.

– Panie kardynale, rozumiesz mnie; ja chcę tych listów.

– Jeden tylko byłby na to sposób.

– Jaki?

– Powierzyć te zadanie wielkiemu kanclerzowi, panu Seguier. Rzecz ta najzupełniej wchodzi w jego obowiązki.

– Niech poślą po niego natychmiast!

– Musi on być u mnie w tej chwili; kazałem go prosić do siebie, a wyjeżdżając do Luwru zostawiłem rozkaz, jeżeli się stawi, by zaczekał.

– Niech pójdą po niego bez zwłoki.

– Według rozkazu Waszej Królewskiej Mości, lecz…

– Lecz cóż?

– Lecz może królowa odmówi posłuszeństwa.

– Moim rozkazom?

– Tak, jeżeli nie będzie wiedziała, że pochodzą od króla.

– Ha! to, aby nie miała wątpliwości, sam ją o tem uprzedzę.

– Wasza Królewska Mość niechaj nie zapomina, że czyniłem wszystko, co mogłem, aby zażegnać burzę.

– Tak, mój książę, wiem, iż nader jesteś względny dla królowej, może nawet aż nazbyt i uprzedzam cię, że będziemy mieli do pomówienia o tem jeszcze później.

– Kiedy się Waszej Królewskiej Mości podoba; zawsze jednak szczęśliwy i dumny będę, poświęcając się dla zgody, którą utrzymać pragnę pomiędzy Waszą Królewską Mością i królową Francji.

– Dobrze, kardynale, dobrze; lecz tymczasem poślij po wielkiego kanclerza; ja zaś idę do królowej.

I, otworzywszy drzwi, prowadzące do jej apartamentów, udał się korytarzem, prowadzącym do Anny Austrjackiej.

Królowa otoczona była damami, panią de Guemence, de Sable, de Montbazon i de Guilot. W rogu pokoju siedziała pokojówka Hiszpanka, donna Estefana, która z nią przybyła z Madrytu. Pani de Guemence czytała głośno; słuchano jej z uwagą z wyjątkiem tylko królowej, która umyślnie prosiła o czytanie, aby, udając, że słucha, mogła tem swobodniej puścić wodze własnym swoim myślom.

Myśli te, choć ozłocone ostatnim odbłyskiem miłości, były niemniej smutne.

Anna Austrjacka pozbawiona była zaufania męża i prześladowana nienawiścią kardynała, nie mogącego jej przebaczyć odtrącenia najsłodszych jego uczuć. Widziała ona dokoła siebie upadających najbardziej oddanych jej ludzi, powierników najzaufańszych, najdroższych swoich ulubieńców.

Zdawaćby się mogło, iż posiada dar opłakany przynoszenia niedoli wszystkiemu, czego się tylko dotknęła; przyjaźń jej dla kogoś była hasłem do prześladowań.

Panie de Chevresse i de Vernet skazane zostały na wygnanie; La Porte na koniec nie taił przed władczynią swoją, iż lada chwila spodziewał się uwięzienia.

Kiedy właśnie najwięcej pogrążona była w ponurych i ciężkich myślach swoich, drzwi się otworzyły i wszedł król.

W tej chwili umilkła lektorka, powstały damy i zapanowało milczenie głębokie.

Król zaś bez najmniejszej oznaki grzeczności, rzekł głosem wzburzonym, zatrzymując się przed królową:

– Pani, będziesz tu miała wizytę pana kanclerza, obarczonego przeze mnie sprawami, które ci opowie.

Nieszczęśliwa królowa, której nieustannie grożono rozwodem, wygnaniem, a nawet sądem, zbladła pod powłoką różu, nie mogąc się powstrzymać od zapytania:

– Lecz po co ta wizyta, Najjaśniejszy Panie? Co pan kanclerz powiedzieć mi może, czegoby Wasza Królewska Mość sam oznajmić mi nie mógł?

Król, nic nie odpowiedziawszy, wykręcił się na pięcie, a w tejże chwili kapitan straży, pan de Guitot, oznajmił wizytę kanclerza.

Gdy ten się ukazał, król zniknął już poza drugiemi drzwiami.

Wszedł kanclerz, na pół uśmiechnięty, na pół zarumieniony wstydliwie.

Ponieważ spotkamy się z nim jeszcze w ciągu opowieści naszej, nie zawadzi przeto, aby czytelnicy zawarli z nim znajomość.

Kanclerz ów był uciesznym człowiekiem. Kanonik katedralny, nazwiskiem Des Roches le Masles, który był poprzednio pokojowcem kardynała, nastręczył go Eminencji jako człowieka pewnego. Richelieu mu zaufał i dobrze mu z tem było. Opowiadano o nim przeróżne historje, a między innemi następującą:

Spędziwszy burzliwie młodość, schronił się do klasztoru, aby czas jakiś przynajmniej pokutować za wybryki lat młodzieńczych. Lecz, wchodząc w to święte miejsce, biedny pokutnik nie mógł tak szybko zatrzasnąć drzwi za sobą, aby namiętności, przed któremi zmykał, nie wdarły się tam z nim razem. Nagabywany też był przez nie ustawicznie, a przełożony, któremu się ze stanem swym zwierzył, chcąc ustrzec go, o ile to było w jego mocy, polecił mu dla odpędzenia czarta kusiciela, szukać ucieczki w sznurze od dzwonu, chwytać za niego i dzwonić co siły na trwogę. Na odgłos dzwonu, zwiastującego iż pokusy oblegać zaczynały jednego z braciszków, mnisi uprzedzeni o przyczynie alarmu, winni byli całym zastępem udawać się na modlitwę.

Spodobała się ta rada przyszłemu kanclerzowi. Począł więc odpędzać złego ducha nawałem modłów mnisich; lecz djabeł nie łatwo da się usunąć z miejsca, które zajął i w miarę podwajania egzorcyzmów, potęgował nagabywania swoje tak, że dzwon bił na trwogę i we dnie i w nocy, oznajmiając ciągłe pokusy, jakim podlegał pokutnik.

Mnisi pozbawieni zostali spoczynku. We dnie nic nie robili innego, tylko biegali do kaplicy w górę i na dół z powrotem po schodach; w nocy zaś prócz ostatniej godziny kanonicznej i jutrzni, dwadzieścia razy jeszcze z łóżek zrywać się musieli, bijąc zawzięcie czołem o kamienne tafle celi klasztornej.

Nie wiadomo, czy djabeł opuścił stanowisko, czy też mnisi się zmęczyli; dość, że po upływie trzech miesięcy, pokutnik na nowo ukazał się w świecie z reputacją najstraszliwszego opętańca, jaki był kiedy na ziemi.

Wyszedłszy z klasztoru, został urzędnikiem, otrzymał prezydenturę z biretem, po śmierci wuja, przyłączył się do partji kardynalskiej, co było dowodem niepośledniej przenikliwości, i został nareszcie kanclerzem, służąc gorliwie jego eminencji w nienawiści jego przeciw królowej matce i zemście przeciw Annie Austrjackiej, podżegając sędziów w sprawie de Chalais, nareszcie, obdarzony zupełnem zaufaniem kardynała, na które zasługiwał należycie, dostąpił niezwykłego polecenia i, aby je spełnić, stawił się u królowej. Anna Austrjacka jeszcze stała, gdy wszedł, lecz zaledwie go ujrzała, usiadła znowu na fotelu, dając znak damom, aby zajęły swoje miejsca na taburetach i poduszkach, i tonem wyniosłym zapytała:

– Czego żądasz, mój panie, w jakim celu tutaj przychodzisz?

– W imieniu króla, bez urazy Waszej Wysokości, przychodzę odbyć szczegółową rewizję w papierach pani.

– Jak to!… rewizję w moich papierach… do mnie należących! Ależ to niegodne!

– Zechciej mi pani wybaczyć, lecz w tym razie jestem tylko narzędziem, którem posługuje się król. Wszak był tu przed chwilą i czyż me oznajmił pani, abyś była przygotowana do tych odwiedzin.

– Rewiduj pan więc, widocznie jestem zbrodniarką: Estefano, daj klucze od moich stolików i biurek.

Dla formy jedynie przejrzał kanclerz sprzęty, bo dobrze o tem wiedział, że nie tam królową ukryła list, dnia tego pisany.

Gdy po razy dwadzieścia otwierał i zamykał szufladki biurka, trzebaż było nareszcie, pomimo doznawanego wahania, raz już przystąpić do zakończenia tej sprawy, czyli do zrewidowania samej królowej.

Zbliżył się więc kanclerz do królowej i tonem mocno niepewnym, z wyrazem wielkiego zakłopotania, rzekł:

– A teraz pozostaje mi do spełnienia rewizja najgłówniejsza.

– Jaka? – zapytała królowa, nie rozumiejąc, a raczej nie chcąc rozumieć.

– Jego Królewska Mość jest pewny, że list był przez panią pisany dnia dzisiejszego; wie o tem, iż nie został wysłany według adresu. Listu tego nie ma ani w stoliku, ani w szufladkach biurka, a jednakże musi gdzieś być.

– Śmiałżebyś podnieść rękę na swoją królową? – odezwała się Anna Austrjacka, wyprostowawszy się dumnie, mierząc kanclerza oczami nieledwie groźnemi.

– Pani, jestem wiernym poddanym króla i spełniam wszystko, co on mi rozkaże.

– A! więc tak! szpiegi pana kardynała sprawili się dobrze. Prawda, pisałam dziś list, który nie został wysłany. List ten znajduje się tutaj. I przyłożyła piękną rękę do stanika.

– A zatem oddaj mi pani ten list – rzekł kanclerz.

– Oddam go tylko królowi – odparła Anna.

– Pani, gdyby król był chciał, aby list jemu został wręczony, sam by go zażądał. Ale powtarzam, iż mnie polecił upomnieć się o list, a gdybyś mi go pani nie oddała…

– To co?

– Musiałbym go wziąć sam.

– Jak to, co pan chcesz przez to powiedzieć?

Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
01 temmuz 2020
Hacim:
730 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,7, 3 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,7, 16 oylamaya göre
Ses
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,3, 6 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 3,8, 4 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre