Kitabı oku: «Dama Kameliowa», sayfa 4
Grudzień 1867.
Dama Kameliowa
OSOBY:
Armand Duval
Jerzy Duval, ojciec Armanda
Gaston Rieux
Saint-Gaudens
Gustaw
Hrabia de Giray
Varville
Doktor
Artur
Posłaniec
Dwóch służących
Małgorzata Gautier
Mimi
Prudencja
Anna
Olimpia
Estera
Anais
Adela
Goście
Rzecz dzieje się około roku 1848.
AKT I
Buduar Małgorzaty w Paryżu.
SCENA PIERWSZA
Anna pracuje. Varville siedzi przy kominku. Dzwonek.
VARVILLE
Ktoś dzwoni.
ANNA
Walenty otworzy.
VARVILLE
To pewnie Małgorzata.
ANNA
Jeszcze nie: ma wrócić dopiero koło wpół do jedenastej, a jest ledwo dziesiąta. Wchodzi Mimi. A! panna Mimi.
SCENA DRUGA
CIŻ – MIMI.
MIMI
Małgorzaty nie ma?
ANNA
Nie, proszę pani. Ma pani coś do niej?
MIMI
Przechodziłam koło domu, wpadłam, aby ją uściskać, ale skoro jej nie ma, uciekam.
ANNA
Niech pani chwilę zaczeka, zaraz wróci.
MIMI
Nie mam czasu. Gustaw jest na dole. Jak się miewa, dobrze?
ANNA
Zawsze jednako.
MIMI
Powiedz jej, że wpadnę w tych dniach. Do widzenia, Anno. Żegnam pana.
Kłania się i wychodzi.
SCENA TRZECIA
ANNA – VARVILLE.
VARVILLE
Kto to jest, ta panienka?
ANNA
To panna Mimi.
VARVILLE
Mimi? to imię kotki nie kobiety.
ANNA
Toteż to jest przydomek. Nazywają ją tak dlatego, że ze swoją fryzowaną główką podobna jest zupełnie do kotki. Była koleżanką pani w magazynie, gdzie pani pracowała dawniej.
VARVILLE
Małgorzata była w magazynie?
ANNA
Bieliźniarką.
VARVILLE
A!
ANNA
Nie wiedział pan? Przecież to nie sekret.
VARVILLE
Ładna jest ta Mimi.
ANNA
I cnotliwa!
VARVILLE
A ten pan Gustaw?
ANNA
Jaki pan Gustaw?
VARVILLE
Ten, o którym mówiła i który czekał na dole?
ANNA
To jej mąż.
VARVILLE
Pan Mimi?
ANNA
Niby jeszcze nie mąż, ale będzie.
VARVILLE
Słowem, kochanek. Doskonale! Jest cnotliwa, ale ma kochanka.
ANNA
Który kocha tylko ją, tak jak ona kocha i kochała tylko jego, i ożeni się z nią, ja to panu powiadam. Mimi jest bardzo porządna dziewczyna.
VARVILLE
Wstając i podchodząc do Anny.
Ostatecznie, nic mi do tego. Stanowczo, moje sprawy tutaj nie posuwają się naprzód.
ANNA
Ani odrobiny.
VARVILLE
Trzeba przyznać, że Małgorzata…
ANNA
Co takiego?
VARVILLE
Ma dziwny pomysł, aby wszystkich poświęcać dla pana de Mauriac, który nie musi być bardzo zabawny…
ANNA
Biedny człowiek! To jego jedyne szczęście! Jest jej ojcem lub blisko tego…
VARVILLE
A, tak! To bardzo wzruszająca historia… Na nieszczęście…
ANNA
Co, na nieszczęście?
VARVILLE
Ja w nią nie wierzę…
ANNA
Wstając.
Niech pan posłucha, panie de Varville. Dużo można prawdziwych rzeczy opowiedzieć o mojej pani, tym bardziej więc nie ma powodu opowiadać tego, co nie jest prawdą. Otóż to mogę panu powiedzieć, co widziałam, na własne oczy widziałam. To pewne, że mnie pani nie wyuczyła lekcji, boć ona nie ma żadnego powodu pana oszukiwać; ani ją pan ziębi, ani grzeje… Zatem, przed dwoma laty, po długiej chorobie, pani udała się do wód dla dokończenia kuracji… Ja byłam z nią… Pomiędzy chorymi była tam w zakładzie młoda dama, mniej więcej w jej wieku, dotknięta tą samą chorobą, tylko w ostatnim stadium; a podobna była do niej jak bliźniaczka. Ta dama, to była panna de Mauriac, córka księcia.
VARVILLE
Panna de Mauriac umarła.
ANNA
Tak.
VARVILLE
A książę, zrozpaczony, odnajdując w Małgorzacie, w jej rysach, wieku, w jej chorobie nawet, obraz córki, błagał ją, aby mu pozwoliła bywać u siebie i kochać się jak własne dziecko. Wówczas Małgorzata wyznała mu swoje położenie.
ANNA
Bo pani nigdy nie kłamie…
VARVILLE
Oczywiście! Że zaś Małgorzata była podobna do panny de Mauriac tylko fizycznie, a nie moralnie, książę przyrzekł jej wszystko co zechce, jeśli się zgodzi odmienić życie. Małgorzata przyrzekła i oczywiście, wróciwszy do Paryża, nie dotrzymała; książę zaś, uważając, iż ona daje mu tylko pół szczęścia, obciął do połowy jej dochody, tak iż obecnie Małgorzata ma pięćdziesiąt tysięcy długów…
ANNA
Które pan chętnie by zapłacił… Ale pani woli raczej być dłużna innym pieniądze, niż panu wdzięczność.
VARVILLE
Zwłaszcza, że hrabia de Giray jest pod ręką.
ANNA
Nieznośny pan jest! Tyle tylko mogę panu powiedzieć, że historia z księciem jest prawdą, na to panu daję moje słowo. Co się tyczy hrabiego, to przyjaciel.
VARVILLE
Przyjaciel… Oczywiście…
ANNA
Tak, przyjaciel! Jaki pan ma zły język!… Dzwoni ktoś! To pani… Czy mam jej powtórzyć wszystko, co pan tu nagadał?
VARVILLE
Ani słowa!
SCENA CZWARTA
CIŻ – MAŁGORZATA.
MAŁGORZATA
Do Anny.
Powiedz, aby przygotowano kolację. Olimpia i Saint-Gaudens zaraz tu będą, spotkałam ich w Operze. Do Varvilla. Pan tutaj?
VARVILLE
Siada przy kominku.
Czyż to nie mój los czekać na panią?
MAŁGORZATA
Czyż to mój los wciąż pana oglądać?…
VARVILLE
Póki mi pani nie wypowie domu, będę przychodził.
MAŁGORZATA
W istocie, ani razu nie zdarza mi się wrócić, aby pana tu nie zastać… Co mi pan jeszcze ma do powiedzenia?
VARVILLE
Wie pani dobrze…
MAŁGORZATA
Zawsze to samo… Monotonny pan jest!
VARVILLE
Czyż to moja wina, że panią kocham?
MAŁGORZATA
Też argument!… Drogi panie, gdybym miała słuchać wszystkich tych, którzy mnie kochają, nie miałabym kiedy zjeść obiadu… Po raz setny powtarzam panu, traci pan czas na próżno… Pozwalam panu tu przychodzić o każdej porze, wchodzić, kiedy jestem w domu, czekać na mnie, kiedy mnie nie ma, sama nie wiem czemu… ale jeżeli pan mi będzie wciąż mówił o swej miłości, pożegnamy się.
VARVILLE
Małgorzato! Wszak w zeszłym roku, w Bagnères, dała mi pani cień nadziei…
MAŁGORZATA
Ba, drogi panie, to było w Bagnères… Byłam chora, nudziłam się… Tutaj, to co innego; mam się lepiej i nie nudzę się…
VARVILLE
Pojmuję, że kiedy się ma księcia de Mauriac…
MAŁGORZATA
Dudek z pana!
VARVILLE
I kiedy się kocha pana de Giray…
MAŁGORZATA
Wolno mi kochać, kogo mi się podoba… to nikogo nie obchodzi, a pana mniej niż kogokolwiek. Jeżeli pan mi nie ma nic innego do powiedzenia, powtarzam, może mnie pan pożegnać… Varville przechadza się. Nie pójdzie pan?
VARVILLE
Nie!
MAŁGORZATA
Zatem niech pan siada do fortepianu… Fortepian to pańska jedyna dobra strona.
VARVILLE
Co mam grać?
Anna wchodzi, podczas gdy Varville preludiuje.
MAŁGORZATA
Co się panu podoba…
SCENA PIĄTA
CIŻ – ANNA.
MAŁGORZATA
Do Anny.
Mówiłaś o kolacji?
ANNA
Tak, proszę pani.
MAŁGORZATA
Zbliżając się do Varville'a.
Co pan tam gra?
VARVILLE
Marzenie Rosellena.
MAŁGORZATA
To bardzo ładne!…
VARVILLE
Słuchaj, Małgorzato, ja mam osiemdziesiąt tysięcy franków renty…
MAŁGORZATA
A ja sto tysięcy… Do Anny. Widziałaś Prudencję?
ANNA
Tak, proszę pani.
MAŁGORZATA
Będzie dziś wieczorem?
ANNA
Tak, proszę pani, ma wstąpić… Była też panna Mimi.
MAŁGORZATA
Czemu nie została?
ANNA
Pan Gustaw czekał na dole.
MAŁGORZATA
Złote stworzenie!
ANNA
Doktor był także.
MAŁGORZATA
Co powiedział?
ANNA
Żeby się pani nie męczyła…
MAŁGORZATA
Poczciwy doktor… To wszystko?
ANNA
Nie, proszę pani; przyniesiono jeszcze bukiet.
VARVILLE
Ode mnie.
MAŁGORZATA
Biorąc bukiet.
Róże i biały bez… Zabierz ten bukiet do swego pokoju, Anno.
Anna wychodzi.
VARVILLE
Przestaje grać.
Nie chce pani tych kwiatów?
MAŁGORZATA
Jak ja się nazywam?
VARVILLE
Małgorzata Gautier.
MAŁGORZATA
Jaki mi dano przydomek?
VARVILLE
Dama Kameliowa.
MAŁGORZATA
Czemu?
VARVILLE
Bo pani nosi zawsze tylko te kwiaty.
MAŁGORZATA
To znaczy, że tylko te lubię i że nie ma celu przysyłać mi innych… Jeżeli pan sądzi, że dla pana zrobię wyjątek, myli się pan! Nie znoszę pachnących kwiatów, choruję od nich.
VARVILLE
Nie mam szczęścia… Żegnam panią!
MAŁGORZATA
Żegnam.
SCENA SZÓSTA
CIŻ – OLIMPIA – SAINT-GAUDENS – ANNA.
ANNA
Wchodzi.
Przyszli panna Olimpia i pan Saint-Gaudens.
MAŁGORZATA
Chodźże, Olimpio! Myślałam, że już nie przyjdziesz!
OLIMPIA
To wina tego pana…
SAINT-GAUDENS
Zawsze moja wina! – Jak się masz, Varville!
VARVILLE
Jak się masz!
SAINT-GAUDENS
Zjesz z nami kolację?
MAŁGORZATA
Nie, nie!
SAINT-GAUDENS
Do Małgorzaty.
A piękne dziecię, jakże się miewa?
MAŁGORZATA
Wybornie!
SAINT-GAUDENS
To ślicznie! Będzie tu dziś zabawa?
OLIMPIA
Wszędzie jest zabawa, gdzie pan jest!
SAINT-GAUDENS
Niedobra! – Poczciwy Varville, ależ to bardzo przykre, że on nie zostaje na kolacji… Do Małgorzaty. Przechodząc koło Maison d'Or, kazałem, aby przysłali ostryg, no i tego szampana, którego tam chowają tylko dla mnie… Wyborny! Wyborny!
OLIMPIA
Cicho do Małgorzaty.
Czemu nie zaprosiłaś Edmunda?
MAŁGORZATA
Czemuś go nie przyprowadziła?
OLIMPIA
A Saint-Gaudens?
MAŁGORZATA
Czy nie jest przyzwyczajony?
OLIMPIA
Jeszcze nie… W jego wieku tak trudno nabywa się przyzwyczajeń, zwłaszcza dobrych…
MAŁGORZATA
Woła Annę.
Kolacja musi być gotowa?
ANNA
Za pięć minut, proszę pani. Gdzie mam podać? Do jadalni?
MAŁGORZATA
Nie, tu, tu nam będzie lepiej… – No i cóż, Varville, pan jeszcze tutaj?
VARVILLE
Idę.
MAŁGORZATA
Woła przez okno.
Prudencjo!
OLIMPIA
Prudencja mieszka naprzeciwko?
MAŁGORZATA
Nawet w tym samym domu, okno w okno. Dzieli nas tylko mały dziedzińczyk, to bardzo wygodnie, kiedy jej potrzebuję…
SAINT-GAUDENS
Co właściwie robi Prudencja?
OLIMPIA
Jest modniarką.
MAŁGORZATA
Ja jedna kupuję u niej kapelusze.
OLIMPIA
Których nigdy nie nosisz.
MAŁGORZATA
Bo są okropne! Ale to niezła kobieta, i potrzebuje pieniędzy. Woła. Prudencjo!
PRUDENCJA
Za sceną.
Jestem!
MAŁGORZATA
Czemu nie przychodzisz, skoro jesteś w domu?
PRUDENCJA
Nie mogę!
MAŁGORZATA
Czemu?
PRUDENCJA
Jest u mnie dwóch młodych ludzi, zaprosili mnie na kolację.
MAŁGORZATA
Więc przyprowadź ich tutaj… to na jedno wyjdzie. Jak się nazywają?
PRUDENCJA
Jednego znasz, Gaston Rieux.
MAŁGORZATA
Myślę, że znam! – A drugi?
PRUDENCJA
Drugi, to jego przyjaciel.
MAŁGORZATA
To wystarczy. Zatem przychodźcie prędko… Zimno jest dziś wieczór… Kaszle nieco. Varville, dorzuć trochę drew do ognia, tu można zmarznąć… Bądź choć użyteczny, skoro nie możesz być przyjemny…
Varville spełnia rozkaz.
SCENA SIÓDMA
CIŻ – GASTON – ARMAND – PRUDENCJA – SŁUŻĄCY.
SŁUŻĄCY
Oznajmia.
Pan Gaston Rieux, pan Armand Duval, pani Duvernoy.
OLIMPIA
Cóż za szyk! Tak tu anonsują?
PRUDENCJA
Myślałam, że są goście.
SAINT-GAUDENS
Pani Duvernoy zaczyna swój ceremoniał…
GASTON
Ceremonialnie do Małgorzaty.
Jak zdrowie pani?
MAŁGORZATA
Ceremonialnie.
Dziękuję, dobrze… A pańskie?
PRUDENCJA
Jak oni mówią do siebie!
MAŁGORZATA
Gaston zrobił się światowy… Zresztą, Eugenia wydrapałaby mi oczy, gdybyśmy do siebie mówili inaczej.
GASTON
Eugenia ma za małe ręce, a pani za duże oczy.
PRUDENCJA
Dosyć tych banialuk. – Droga Małgorzato, pozwól sobie przedstawić pana Armanda Duval… Armand i Małgorzata kłaniają się. …człowieka zakochanego w tobie po uszy!
MAŁGORZATA
Do Prudencji.
Każ dodać dwa nakrycia, bo nie sądzę, aby ta miłość przeszkodziła panu zjeść kolację.
Podaje Armandowi rękę, którą ten całuje.
SAINT-GAUDENS
Do Gastona, który podszedł.
Kochany Gaston, jakiżem rad, że cię oglądam.
GASTON
Zawsze młody, ten stary Saint-Gaudens.
SAINT-GAUDENS
A tak.
GASTON
A serce?
SAINTS-GAUDENS
Pokazując Olimpię.
Jak widzisz.
GASTON
Winszuję.
SAINT-GAUDENS
Bałem się straszliwie, że zastanę tu Amandę.
GASTON
Biedna Amanda! Ona pana bardzo kochała!
SAINT-GAUDENS
Za bardzo. No i był tam pewien młody człowiek, którego nie mogła się wyrzec: był bankierem. Śmieje się. Narażałem ją na to, że mogła przeze mnie stracić los. Byłem kochankiem od serca! To cudowne! Ale trzeba było się chować po szafach, czatować na schodach, czekać na ulicy…
GASTON
Rozumiem, reumatyzmy.
SAINT-GAUDENS
Nie, ale czasy się zmieniają. Młodość musi się wyszumieć. Ten poczciwy Varville nie będzie dziś z nami, to mi straszliwie przykro.
GASTON
Podchodząc do Małgorzaty.
Wspaniały jest!
MAŁGORZATA
Jedynie starzy się już nie starzeją.
SAINT-GAUDENS
Do Armanda, którego Olimpia mu przedstawia.
Czy pan jest krewnym pana Duval, generalnego poborcy?
ARMAND
To mój ojciec. Pan go zna?
SAINT-GAUDENS
Spotykałem go niegdyś, u baronowej de Nersey, zarówno jak i pańską matkę. Piękna i urocza osoba.
ARMAND
Umarła przed trzema laty.
SAINT-GAUDENS
Przepraszam pana, żem odnowił pańską zgryzotę.
ARMAND
Zawsze chętnie wspominam moją matkę. Wielkie i czyste uczucia mają to do siebie, że samo ich wspomnienie jest szczęściem.
SAINT-GAUDENS
Jest pan jedynakiem?
ARMAND
Mam siostrę.
Rozmawiają przechadzając się w głębi.
MAŁGORZATA
Po cichu do Gastona.
Twój przyjaciel jest uroczy.
GASTON
Myślę. A przy tym zakochany w tobie do szaleństwa, nieprawdaż, Prudencjo?
PRUDENCJA
Co takiego?
GASTON
Powiadam Małgorzacie, że Armand za nią szaleje.
PRUDENCJA
Święta prawda; nie wyobrażasz sobie, do jakiego stopnia.
GASTON
Kocha cię tak, moja droga, że nie śmie ci tego powiedzieć.
MAŁGORZATA
Do Varville'a, który ciągle gra na fortepianie.
Przestań, Varville!
VARVILLE
Zawsze mi pani mówi, żeby grać…
MAŁGORZATA
Tak, kiedy jestem sama z panem, ale nie wtedy, kiedy mam gości!
OLIMPIA
Co wy tam szepczecie?
MAŁGORZATA
Słuchaj, to się dowiesz…
PRUDENCJA
Cicho.
I ta miłość trwa już od dwóch lat…
MAŁGORZATA
Bardzo sędziwa miłość…
PRUDENCJA
Wciąż przesiaduje u Gustawa i Mimi, aby słuchać o tobie.
GASTON
Kiedy byłaś chora rok temu, przed wyjazdem do Bagnères, przez te trzy miesiące, które przeleżałaś w łóżku, mówiono ci, że co dzień młody człowiek przychodził dowiadywać się o twoje zdrowie, nie wymieniając swego nazwiska.
MAŁGORZATA
Przypominam sobie…
GASTON
To on!
MAŁGORZATA
A, to było bardzo ładnie… Wołając. Panie Duval!
ARMAND
Pani?…
MAŁGORZATA
Czy pan wie, co mi tu opowiadają? Mówią, że, kiedy byłam chora, pan przychodził co dzień dowiadywać się o mnie…
ARMAND
Tak, pani…
MAŁGORZATA
Winna jestem panu co najmniej podziękowanie… Słyszysz, Varville? Ty byś się na to nie zdobył.
VARVILLE
Jeszcze nie ma roku, jak panią znam.
MAŁGORZATA
A pan mnie zna dopiero od pięciu minut… Zawsze mówisz głupstwa.
Wchodzi Anna, za nią służba wnosi stół.
PRUDENCJA
Siadajmy! Umieram z głodu.
VARVILLE
Do widzenia, Małgorzato!
MAŁGORZATA
Kiedyż pana ujrzę?
VARVILLE
Kiedy pani zechce…
MAŁGORZATA
Zatem żegnam…
VARVILLE
Kłaniając się i wychodząc.
Panowie…
OLIMPIA
Bądź zdrów, Varville; bądź zdrów, mój poczciwy.
Przez ten czas służba ustawiła nakryty stół, do którego siadają biesiadnicy.
SCENA ÓSMA
CIŻ, prócz VARVILLE'A.
PRUDENCJA
Moje dziecko, ty doprawdy za sroga jesteś dla barona.
MAŁGORZATA
Nudny jest! Ciągle mnie częstuje swoją rentą.
OLIMPIA
I ty się skarżysz? Chciałabym, aby mnie poczęstował czymś w tym rodzaju!
SAINT-GAUDENS
Do Olimpii.
To bardzo miłe dla mnie, co mówisz!
OLIMPIA
Po pierwsze, drogi panie, proszę mnie nie tykać; nie znam pana!
MAŁGORZATA
Moje dzieci, bierzcie, jedzcie, pijcie, ale nie kłóćcie się więcej niż potrzeba, aby się natychmiast pogodzić.
OLIMPIA
Do Małgorzaty.
Czy wiesz, co on mi dał na imieniny?
MAŁGORZATA
Kto?
OLIMPIA
Saint-Gaudens.
MAŁGORZATA
Nie.
OLIMPIA
Dał mi powóz.
SAINT-GAUDENS
Od Bindera.
OLIMPIA
Ale nigdy nie mogłam doprosić się koni.
PRUDENCJA
Zawsze to powóz!
SAINT-GAUDENS
Jestem zrujnowany, kochaj mnie dla mnie samego!
OLIMPIA
Ładna kariera!
PRUDENCJA
Pokazując półmisek.
Co to za zwierzątko?
GASTON
Kuropatwy.
PRUDENCJA
Daj mi jedną.
GASTON
Tylko jedną? Ta ma ząbki! To może ona zrujnowała Saint-Gaudensa?
PRUDENCJA
Ona! Ona! Czy tak się mówi do kobiety? Za moich czasów…
GASTON
Oho, zacznie się o Ludwiku XV! – Małgorzato, każ Armandowi pić, smutny jest jak hulaszcza piosenka.
MAŁGORZATA
No, panie Armandzie, za moje zdrowie!
WSZYSCY
Za zdrowie Małgorzaty!
PRUDENCJA
A propos piosenki… może by co zaśpiewać?…
GASTON
Zawsze stare tradycje… Założyłbym się, że Prudencja miała romansik z Berangerem.
PRUDENCJA
Dobrze już, dobrze!
GASTON
Zawsze śpiewać przy kolacji, to nie ma sensu!
PRUDENCJA
Ja to lubię, to wesołe… No, Małgorzato, zaśpiewaj nam piosnkę Filogena… To taki poeta, który robi wiersze.
GASTON
A cóż ma robić?
PRUDENCJA
Ale on robi wiersze dla Małgorzaty: to jego specjalność… No, piosenkę!
GASTON
Protestuję imieniem całej generacji!
PRUDENCJA
Głosujmy! Wszyscy podnoszą ręce z wyjątkiem Gastona. Uchwalono piosenkę! Gastonie, daj dobry przykład mniejszościom!
GASTON
Niech będzie! Ale ja nie lubię wierszy Filogena… Znam je… Wolę raczej zaśpiewać, skoro tak trzeba…
Śpiewa.
GASTON
Siadając.
To prawda, że życie jest wesołe i że Prudencja jest tłusta!
OLIMPIA
I to już trwa od trzydziestu lat!
PRUDENCJA
Trzeba już skończyć z tym żartem! Ile ty myślisz, że ja mam lat?
OLIMPIA
Myślę, że dobrą czterdziestkę.
PRUDENCJA
Pyszna jest ze swoją czterdziestką! W zeszłym roku skończyłam trzydzieści pięć!
GASTON
To znaczy obecnie trzydzieści sześć! Ale nie wyglądasz na więcej niż czterdzieści, słowo honoru!
MAŁGORZATA
Słuchaj no, Saint-Gaudens, à propos wieku, opowiadano mi historyjkę o panu.
OLIMPIA
I mnie także.
SAINT-GAUDENS
Co za historyjkę?
MAŁGORZATA
Z żółtą dorożką.
OLIMPIA
To szczera prawda, moja droga…
PRUDENCJA
Opowiedzcie o żółtej dorożce!
GASTON
Dobrze, ale pozwólcie mi usiąść koło Małgorzaty, nudzę się przy Prudencji…
PRUDENCJA
Ślicznie wychowany chłopiec!
MAŁGORZATA
Gastonie, bądź łaskaw zachowywać się spokojnie…
SAINT-GAUDENS
Przemiła kolacja!
OLIMPIA
Oho! Już widzę, chce się wykręcić od historii z dorożką!
MAŁGORZATA
Żółtą!
SAINT-GAUDENS
Och, to mi wszystko jedno!
OLIMPIA
A więc, wyobraźcie sobie, że Saint-Gaudens był zakochany w Amandzie…
GASTON
Zanadto jestem wzruszony, muszę uściskać Małgorzatę!
OLIMPIA
Mój drogi, nieznośny jesteś.
GASTON
Olimpia jest wściekła, bo jej zepsułem efekt.
MAŁGORZATA
Olimpia ma rację. Gaston jest równie nudny jak Varville, posadzi się go przy małym stoliku, jak dzieci, kiedy są niegrzeczne.
OLIMPIA
Tak, niech pan tam idzie.
GASTON
Pod warunkiem, że na deser panie mnie pocałują.
MAŁGORZATA
Prudencja będzie kwestować i pocałuje pana za nas wszystkie.
GASTON
Nie, ja nie chcę, musicie mnie pocałować osobiście.
OLIMPIA
Dobrze, już dobrze, pocałujemy, niech pan siada tam i nic nie mówi. – Pewnego dnia albo raczej pewnego wieczora…
GASTON
Grając na fortepianie Malbrough.
Rozstrojony ten fortepian.
MAŁGORZATA
Nie odpowiadajmy mu.
GASTON
Nudzi mnie ta historia.
SAINT-GAUDENS
Gaston ma rację.
GASTON
A potem czego ona dowodzi, ta wasza historia, którą znam i która jest stara jak Prudencja… Dowodzi, że Saint-Gaudens szedł pieszo za żółtą dorożką, z której w jego oczach wysiadł Agenor pod bramą Amandy; dowodzi, że Amanda zdradzała Saint-Gaudensa. Jakie to nowe! Kogóż nie zdradzają! Wiadomo dobrze, jest się zawsze zdradzanym przez przyjaciela i przez kochankę, i kończy się to zawsze o, na tę nutę…
Gra na fortepianie.
SAINT-GAUDENS
I równie dobrze wiedziałem, że Amanda zdradzała mnie z Agenorem, jak wiem, że Olimpia zdradza mnie z Edmundem.
MAŁGORZATA
Brawo, Saint-Gaudens! Ależ Saint-Gaudens to bohater! Rozkochamy się wszystkie w Saint-Gaudensie! Niechaj te, które się już kochają w Saint-Gaudensie, podniosą ręce. Wszyscy podnoszą ręce. Cóż za jednomyślność: Niech żyje Saint-Gaudens! Gastonie, zagraj nam coś, musimy zatańczyć z Saint-Gaudensem.
GASTON
Umiem tylko jedną polkę.
MAŁGORZATA
Niechże będzie polka! Dalej, Saint-Gaudens, Armandzie, usuńcie stół.
PRUDENCJA
Jeszcze nie skończyłam.
OLIMPIA
Panowie, Małgorzata powiedziała po prostu: „Armandzie”!
GASTON
Grając.
Śpieszcie się, bo nadchodzi miejsce, w którym się sypię.
OLIMPIA
Czy ja mam tańczyć z Saint-Gaudensem?
MAŁGORZATA
Nie, ja będę z nim tańczyła. Chodź, mój maleńki Saint-Gaudens, chodź.
OLIMPIA
Panie Armandzie, my z sobą.
Małgorzata tańczy chwilę i zatrzymuje się nagle.
SAINT-GAUDENS
Co pani?
MAŁGORZATA
Nic… Duszno mi trochę.
ARMAND
Podchodząc.
Pani cierpiąca?
MAŁGORZATA
Och, to nic… tańczmy dalej…
Gaston gra z całych sił. Małgorzata próbuje tańczyć i zatrzymuje się znowu..
ARMAND
Przestań. Gastonie!
PRUDENCJA
Małgorzata chora.
MAŁGORZATA
Tracąc oddech.
Dajcie mi szklankę wody.
PRUDENCJA
Co tobie?
MAŁGORZATA
Zawsze to samo… Ale to nic, powtarzam wam… przejdźcie do innego pokoju, wypalcie cygaro, za chwilę przyjdę do was.
PRUDENCJA
Zostawmy ją, ona woli być sama, kiedy się tak czuje.
MAŁGORZATA
Idźcie, ja zaraz przyjdę.
PRUDENCJA
Chodźcie! Na stronie. Nie ma sposobu zabawić się tutaj chwilę.
ARMAND
Biedactwo!
Wychodzi za innymi.
SCENA DZIEWIĄTA
MAŁGORZATA
Sama, usiłuje złapać oddech.
Ach! Przygląda się sobie w lustrze. Jaka ja blada… Ach…
Ujmuje głowę w ręce i opiera się łokciami na kominku.
SCENA DZIESIĄTA
MAŁGORZATA – ARMAND.
ARMAND
Wchodząc.
I co, jak pani jest, lepiej pani?
MAŁGORZATA
To pan, panie Armandzie?… Dziękuję, lepiej… Zresztą, jestem przyzwyczajona…
ARMAND
Pani się zabija! Chciałbym być pani przyjacielem, krewnym, aby pani nie pozwolić na to.
MAŁGORZATA
Nie udałoby się panu. No, niech pan tu przyjdzie! Ale co panu?
ARMAND
To co widzę…
MAŁGORZATA
O, pan jest bardzo dobry! Niech pan spojrzy na innych, czy się troszczą o mnie.
ARMAND
Inni nie kochają pani.
MAŁGORZATA
W istocie: zapomniałam o tej wielkiej miłości.
ARMAND
Pani się śmieje!
MAŁGORZATA
Niech Bóg zachowa! Słyszę co dzień jedno i to samo; już się z tego nie śmieję.
ARMAND
Niech i tak będzie: ale ta miłość zasługuje bodaj na jedno przyrzeczenie.
MAŁGORZATA
Jakie?
ARMAND
Że się pani będzie leczyć.
MAŁGORZATA
Leczyć się? Alboż to możliwe?
ARMAND
Czemu nie?
MAŁGORZATA
Bo gdybym się leczyła, umarłabym, drogi panie. Jedynie to gorączkowe życie podtrzymuje mnie. Ba! leczyć się, to dobre dla dam, które mają rodzinę i przyjaciół; ale my, skoro nie zdamy się na nic dla ludzkiej przyjemności albo próżności, świat nas opuszcza: dni, wieczory wloką się smutnie. Ja to znam, och, tak; przeleżałam dwa miesiące w łóżku; po trzech tygodniach żywa dusza nie zajrzała do mnie.
ARMAND
To prawda, ja jestem dla pani niczym, ale gdyby pani pozwoliła, pielęgnowałbym panią jak brat, nie opuszczałbym pani i musiałaby pani wyzdrowieć. Wówczas, gdyby pani miała siły, mogłaby pani wrócić do obecnego życia, o ile by to pani odpowiadało; ale jestem pewien, wolałaby pani wówczas spokojną egzystencję.
MAŁGORZATA
Wino nastraja pana lirycznie.
ARMAND
Więc pani nie ma serca, Małgorzato?
MAŁGORZATA
Serce! To jedyna rzecz, przez którą się idzie na dno w tej podróży, jaką ja odbywam. Po chwili. Więc to serio?
ARMAND
Bardzo serio.
MAŁGORZATA
Prudencja mówiła tedy prawdę, kiedy nazywała pana sentymentalnym. Zatem pan by mnie pielęgnował?
ARMAND
Tak!
MAŁGORZATA
Siedziałby pan ze mną cały dzień?
ARMAND
Ile tylko bym pani nie znudził.
MAŁGORZATA
I pan to nazywa?…
ARMAND
Oddaniem.
MAŁGORZATA
A skąd się bierze to oddanie?
ARMAND
Z nieodpartej sympatii, jaką mam dla pani.
MAŁGORZATA
Odkąd?
ARMAND
Od dwóch lat, od dnia, kiedy ujrzałem panią piękną, dumną, uśmiechniętą. Od tego dnia szedłem z daleka i w milczeniu za pani życiem.
MAŁGORZATA
Czym się dzieje, że pan mi to mówi dopiero dzisiaj?
ARMAND
Nie znałem pani…
MAŁGORZATA
Trzeba było mnie poznać… A kiedy byłam chora i kiedy pan tak wytrwale zachodził po wiadomości, czemu pan nie przyszedł tutaj?
ARMAND
Jakim prawem?
MAŁGORZATA
Czyż robi się ceremonie z kobietą taką jak ja?
ARMAND
Zawsze robi się ceremonie z kobietą… A poza tym…
MAŁGORZATA
Poza tym?…
ARMAND
Bałem się wpływu, jaki pani mogła mieć na moje życie…
MAŁGORZATA
A, więc pan kocha się we mnie!
ARMAND
Patrząc na nią i widząc, że się śmieje.
Jeżeli mam to pani powiedzieć, to nie dziś.
MAŁGORZATA
Niech pan nie mówi nigdy!
ARMAND
Czemu?
MAŁGORZATA
Bo z tego wyznania mogą wyniknąć tylko dwie rzeczy… Albo w nie nie uwierzę i wówczas będzie pan miał żal do mnie, albo uwierzę i wówczas będzie pan miał smutne towarzystwo kobiety nerwowej, chorej, smutnej albo wesołej wesołością gorszą od smutku… Kobieta, która wydaje sto tysięcy franków rocznie, to dobre dla takiego starego bogacza jak książę, ale bardzo kłopotliwe dla młodego chłopca jak pan. Ale my mówimy dzieciństwa! Niech mi pan poda rękę i wracajmy do jadalni; nie powinni wiedzieć, co nasze zniknięcie znaczy.
ARMAND
Niech pani wraca, jeżeli pani chce… ja proszę, niech mi będzie wolno zostać tutaj…
MAŁGORZATA
Czemu?
ARMAND
Bo pani wesołość jest mi przykra…
MAŁGORZATA
Czy wolno dać panu radę?
ARMAND
Proszę…
MAŁGORZATA
Jeżeli to, co mi pan mówi, jest prawdą, niech pan bierze pocztę3 i ucieka stąd; albo niech mnie pan kocha jak dobry przyjaciel, ale tylko tak. Niech pan zachodzi do mnie, będziemy się śmiali, będziemy rozmawiali, ale niech mnie pan nie przecenia, bo ja nie jestem wiele warta… Pan ma dobre serce, potrzeba panu miłości… jest pan zbyt młody i zbyt wrażliwy, aby żyć w naszym świecie, niech pan pokocha inną, albo niech się pan ożeni… Widzi pan, ja jestem dobra kobietka i mówię z panem szczerze.