Kitabı oku: «Dama Kameliowa», sayfa 5
SCENA JEDENASTA
CIŻ – PRUDENCJA.
PRUDENCJA
Uchylając drzwi.
Cóż wy tutaj robicie?
MAŁGORZATA
Rozmawiamy bardzo rozsądnie: zostaw nas chwilę, przyjdziemy tam.
PRUDENCJA
Dobrze, dobrze, rozmawiajcie, moje dzieci…
SCENA DWUNASTA
MAŁGORZATA – ARMAND.
MAŁGORZATA
Zatem rzecz ułożona – już się pan nie kocha we mnie?
ARMAND
Posłucham pani rady i wyjadę.
MAŁGORZATA
To aż tak? do tego stopnia?
ARMAND
Tak.
MAŁGORZATA
Tylu ludzi mi to mówiło, a nie wyjechali…
ARMAND
Bo ich pani zatrzymała.
MAŁGORZATA
Ależ nie!
ARMAND
Więc pani nigdy nikogo nie kochała?
MAŁGORZATA
Nigdy, na szczęście!
ARMAND
Och, dziękuję pani!
MAŁGORZATA
Za co?
ARMAND
Za to, co mi pani powiedziała… nic nie mogło mi być milsze.
MAŁGORZATA
Cóż za dzieciak!
ARMAND
Gdybym ci powiedział, Małgorzato, że spędzałem noce całe pod twymi oknami, że chowam pół roku guzik od twojej rękawiczki…
MAŁGORZATA
Nie uwierzyłabym.
ARMAND
Ma pani słuszność! Jestem szalony! Niech się pani śmieje ze mnie, to najlepsze… Żegnaj.
MAŁGORZATA
Armandzie!
ARMAND
Woła mnie pani?
MAŁGORZATA
Nie chcę, aby pan odszedł zagniewany…
ARMAND
Zagniewany na panią, czy to możliwe?…
MAŁGORZATA
Niech mi pan powie, czy w tym wszystkim jest trochę prawdy?
ARMAND
Pani pyta!
MAŁGORZATA
A więc niech mi pan poda rękę i niech pan zajdzie do mnie czasem… często; pomówimy jeszcze…
ARMAND
To nadto – a nie dosyć…
MAŁGORZATA
Więc… niech pan sam ułoży sobie program; niech pan żąda, czego pan chce, skoro podobno ja panu coś jestem winna…
ARMAND
Niech pani tak nie mówi! Nie trzeba się śmiać z rzeczy poważnych.
MAŁGORZATA
Już się nie śmieję!
ARMAND
Niech mi pani odpowie…
MAŁGORZATA
Słucham…
ARMAND
Chce pani, żeby ktoś panią kochał?
MAŁGORZATA
To zależy. Kto?
ARMAND
Ja.
MAŁGORZATA
Dalej?
ARMAND
Bym panią kochał miłością głęboką, wieczną?
MAŁGORZATA
Wieczną?
ARMAND
Tak.
MAŁGORZATA
A jeśli panu uwierzę od razu, co pan powie o mnie?
ARMAND
Namiętnie.
Powiem…
MAŁGORZATA
Powie pan to, co wszyscy… Mniejsza! Skoro mam życia krócej niż inni, trzeba mi żyć prędzej… Ale niech pan się nie boi: mimo że pańska miłość jest wieczna, a ja niewiele mam życia przed sobą, i tak jeszcze będę żyła dłużej, niż pan mnie będzie kochał!
ARMAND
Małgorzato!…
MAŁGORZATA
Teraz jest pan wzruszony… pański głos jest szczery… wierzysz w to co mówisz… wszystko to zasługuje na jakąś nagrodę… Niech pan weźmie ten kwiat…
Daje mu kamelię.
ARMAND
Co mam z nim zrobić?
MAŁGORZATA
Odniesie mi go pan…
ARMAND
Kiedy?
MAŁGORZATA
Kiedy zwiędnie.
ARMAND
A ile czasu trzeba na to?
MAŁGORZATA
Ba! Tyle, ile trzeba każdemu kwiatowi na to, aby zwiądł: jeden ranek lub jeden wieczór.
ARMAND
Och, Małgorzato, jakże jestem szczęśliwy!
MAŁGORZATA
Więc niech mi pan powie jeszcze, że mnie pan kocha.
ARMAND
Tak, kocham!
MAŁGORZATA
A teraz, niech pan idzie.
ARMAND
Oddalając się, wciąż zwrócony do niej.
Idę!
Wraca, całuje ją w rękę i wychodzi. Śpiewy i śmiechy za sceną.
SCENA TRZYNASTA
MAŁGORZATA – potem GASTON – SAINT-GAUDENS – OLIMPIA – PRUDENCJA.
MAŁGORZATA
Sama, patrząc na zamknięte drzwi.
Czemu nie?… Po co?… Moje życie ucieka i spala się między tymi dwoma słowami…
GASTON
Uchylając drzwi.
Chór wieśniaków! Śpiewa.
Szczęśliwy, szczęśliwy dzień,
Ścielmy im kwiaty pod stopy,
Niechaj hymenu pochodnie…
SAINT-GAUDENS
Niech żyją państwo Duval!
OLIMPIA
Zaczynajmy ucztę weselną!
MAŁGORZATA
Potańczmy teraz, ja prowadzę!
SAINT-GAUDENS
Pysznie! Tak, to lubię!
Prudencja wkłada męski kapelusz, Gaston damski etc., etc. Tańczą.
AKT II
Gotowalnia Małgorzaty w Paryżu.
SCENA PIERWSZA
MAŁGORZATA – PRUDENCJA – ANNA.
MAŁGORZATA
Przy toalecie, do Prudencji, która wchodzi.
Jak się masz, kochanie… Widziałaś księcia?
PRUDENCJA
Owszem…
MAŁGORZATA
Dał ci?
PRUDENCJA
Wręczając Małgorzacie banknoty.
Masz… Czy możesz mi pożyczyć jakieś trzysta, czterysta franków?
MAŁGORZATA
Bierz… Powiedziałaś księciu, że mam zamiar wyjechać na wieś?
PRUDENCJA
Tak.
MAŁGORZATA
Co powiedział?
PRUDENCJA
Że masz słuszność i że ci to może tylko wyjść na zdrowie… I pojedziesz?
MAŁGORZATA
Mam nadzieję… Dziś właśnie oglądałam domek.
PRUDENCJA
Ile chcą komornego?
MAŁGORZATA
Cztery tysiące.
PRUDENCJA
Ależ ja widzę, że to miłość, moja droga!
MAŁGORZATA
Boję się, że tak! Może to namiętność, może tylko kaprys… Tyle wiem, że to coś!
PRUDENCJA
Był wczoraj?
MAŁGORZATA
Pytasz?
PRUDENCJA
I wraca dziś wieczór?
MAŁGORZATA
Zaraz przyjdzie.
PRUDENCJA
Wiem… Siedział u mnie kilka godzin…
MAŁGORZATA
Mówił o mnie?
PRUDENCJA
O czymże miał mówić?
MAŁGORZATA
Co mówił?
PRUDENCJA
Że cię kocha, oczywiście.
MAŁGORZATA
Dawno go znasz?
PRUDENCJA
Owszem…
MAŁGORZATA
Czy widziałaś go kiedy zakochanym?
PRUDENCJA
Nigdy.
MALGORZATA
Słowo?
PRUDENCJA
Słowo.
MAŁGORZATA
Gdybyś wiedziała, jakie on ma dobre serce, jak on mówi o matce i siostrze…
PRUDENCJA
Cóż za nieszczęście, że tacy ludzie nie mają stu tysięcy franków renty!
MAŁGORZATA
Przeciwnie. Co za szczęście! Przynajmniej są pewni, że to ich samych się kocha! Biorąc rękę Prudencji i przykładając ją do piersi. Patrz!
PRUDENCJA
Co?
MAŁGORZATA
Serce mi bije, nie czujesz?
PRUDENCJA
Czemu ci serce bije?
MAŁGORZATA
Bo jest dziesiąta i on ma przyjść…
PRUDENCJA
To aż do tego stopnia?… Uciekam… Słuchaj, to może zaraźliwe?
MAŁGORZATA
Do Anny, która się krząta po pokoju, porządkując.
Idź, otwórz, Anno…
ANNA
Nikt nie dzwonił.
MAŁGORZATA
Mówię ci, że tak!
SCENA DRUGA
PRUDENCJA – MAŁGORZATA.
PRUDENCJA
Moja droga, idę pomodlić się za ciebie…
MAŁGORZATA
Bo co?
PRUDENCJA
Bo jesteś w niebezpieczeństwie.
MAŁGORZATA
Może…
SCENA TRZECIA
CIŻ i ARMAND.
ARMAND
Małgorzato!
Biegnie ku niej.
PRUDENCJA
Nie witasz się ze mną, niewdzięczniku?
ARMAND
Daruj, droga Prudencjo… Jak się miewasz?
PRUDENCJA
Czas na mnie… Moje dzieci, zostawiam was, czeka ktoś u mnie… do widzenia!
Wychodzi.
SCENA CZWARTA
ARMAND – MAŁGORZATA.
MAŁGORZATA
Niechże pan siądzie tutaj…
ARMAND
Siadając u jej kolan.
A teraz?
MAŁGORZATA
Zawsze jednako kochasz?
ARMAND
Nie!
MAŁGORZATA
Jak to?
ARMAND
Tysiąc razy więcej!
MAŁGORZATA
Coś dziś robił?
ARMAND
Byłem u Prudencji, potem u Gustawa i Mimi… Byłem wszędzie, gdzie można było mówić o tobie.
MAŁGORZATA
A wieczór?
ARMAND
Ojciec mi pisał, że czeka mnie w Tours. Odpisałem, żeby nie czekał… Czy ja mam teraz czas na podróże?
MAŁGORZATA
Ale nie trzeba, żebyś się poróżnił4 z ojcem!
ARMAND
Nie ma obawy… A ty, co robiłaś? Powiedz…
MAŁGORZATA
Myślałam o tobie.
ARMAND
Naprawdę?
MAŁGORZATA
Naprawdę! Robiłam cudne projekty…
ARMAND
Doprawdy?
MAŁGORZATA
Tak.
ARMAND
Opowiedz!
MAŁGORZATA
Później.
ARMAND
Czemu nie zaraz?
MAŁGORZATA
Nie kochasz mnie może jeszcze dosyć… Opowiem ci, kiedy przyjdzie czas… Wiedz tylko, że zajmowałam się tobą.
ARMAND
Mną?
MAŁGORZATA
Tak, tobą, którego zanadto kocham.
ARMAND
No, powiedz, co to takiego?
MAŁGORZATA
Po co?
ARMAND
Błagam!
MAŁGORZATA
Po krótkim wahaniu.
Czy ja mogę co ukrywać przed tobą?
ARMAND
Słucham.
MAŁGORZATA
Obmyśliłam pewien plan…
ARMAND
Co za plan?
MAŁGORZATA
Mogę ci powiedzieć jedynie rezultat…
ARMAND
A co za rezultat?
MAŁGORZATA
Czy chciałbyś spędzić ze mną lato na wsi?
ARMAND
Pytasz?
MAŁGORZATA
A więc, jeśli mój plan się uda, a uda się na pewno, za dwa tygodnie będę wolna, nie będę miała żadnych długów i pojedziemy sobie razem na wieś.
ARMAND
I nie możesz mi powiedzieć, jakim sposobem?
MAŁGORZATA
Nie…
ARMAND
I to ty sama wymyśliłaś ten plan, Małgorzato?
MAŁGORZATA
Jak ty to mówisz!
ARMAND
Odpowiedz!
MAŁGORZATA
Więc tak, ja, ja sama!
ARMAND
I ty sama go wykonasz?
MAŁGORZATA
Z wahaniem.
Ja sama…
ARMAND
Wstając.
Czy ty czytałaś Manon Lescaut, Małgorzato?
MAŁGORZATA
Tak, leży w salonie.
ARMAND
Czy szanujesz kawalera des Grieux?
MAŁGORZATA
Czemu to pytanie?
ARMAND
Bo tam jest moment, w którym Manon ułożyła plan, mianowicie wziąć pieniądze od pana B… i wydać je z kawalerem… Małgorzato, ty masz więcej serca od niej, a ja jestem uczciwszy od niego!
MAŁGORZATA
A więc?
ARMAND
Więc jeżeli twój pomysł jest tego rodzaju… nie przyjmuję!
MAŁGORZATA
Doskonale, mój drogi… nie mówmy o tym więcej… Pauza. Ładnie jest dziś, prawda?
ARMAND
Bardzo ładnie.
MAŁGORZATA
Dużo było ludzi na Polach Elizejskich?
ARMAND
Dużo…
MAŁGORZATA
Mamy dziś pełnię, o ile mi się zdaje?
ARMAND
Porywczo.
Ech, co mi pełnia!
MAŁGORZATA
Więc o czym mam z tobą mówić? Kiedy ci mówię, że cię kocham, kiedy ci daję tego dowód, złościsz się! Zatem, mówię o pogodzie…
ARMAND
Cóż chcesz, Małgorzato?… Jestem zazdrosny o twoją najdrobniejszą myśl! To, coś mi proponowała przed chwilą…
MAŁGORZATA
Znów wracamy?
ARMAND
No tak, wracamy… Więc to, co mi proponowałaś, to dla mnie szczyt radości, ale tajemnica, która otacza ten plan…
MAŁGORZATA
Zastanówmy się trochę… Kochasz mnie i chciałbyś spędzić jakiś czas ze mną, daleko od tego okropnego Paryża?…
ARMAND
Och, tak!
MAŁGORZATA
I ja tego pragnę… Ale do tego celu trzeba czegoś… czego ja nie mam… Nie jesteś zazdrosny o księcia, wiesz, jak czyste uczucie wiąże go ze mną… Pozwól mi działać…
ARMAND
Jednakże…
MAŁGORZATA
Kocham cię! Więc zgoda?
ARMAND
Ale…
MAŁGORZATA
Przymila się.
Zgoda… powiedz…
ARMAND
Jeszcze nie…
MAŁGORZATA
Zatem przyjdziesz do mnie jutro, pomówimy jeszcze…
ARMAND
Jak to jutro?… Już mnie wyprawiasz?
MAŁGORZATA
Ależ nie, możesz zostać jeszcze chwilę.
ARMAND
Jeszcze chwilę?… Oczekujesz kogoś?
MAŁGORZATA
Znowu zaczynasz?
ARMAND
Małgorzato, ty mnie oszukujesz!
MAŁGORZATA
Od jak dawna cię znam?
ARMAND
Od czterech dni…
MAŁGORZATA
Cóż by mnie zmuszało przyjmować cię?
ARMAND
Nic…
MAŁGORZATA
Gdybym cię nie kochała, czy miałabym prawo wyprosić cię za drzwi, tak jak to robię z Varvillem i z tyloma innymi?
ARMAND
Oczywiście!
MAŁGORZATA
Zatem, mój drogi chłopaku, pozwól mi kochać cię i nie narzekaj!
ARMAND
Przebacz! Tysiąc razy przepraszam!
MAŁGORZATA
Jeśli tak dalej pójdzie, całe życie będę ci przebaczać!
ARMAND
Nie, to już ostatni raz! O, już idę!
MAŁGORZATA
Doskonale! Przyjdź jutro w południe, zjemy razem śniadanie.
ARMAND
Więc do jutra.
MAŁGORZATA
Do jutra.
ARMAND
W południe?
MAŁGORZATA
W południe.
ARMAND
Przysięgasz mi?
MAŁGORZATA
Co?
ARMAND
Że nie oczekujesz nikogo?
MAŁGORZATA
Znowu! Przysięgam, że cię kocham i że kocham tylko ciebie.
ARMAND
Do widzenia!
MAŁGORZATA
Do widzenia, ty wielki dzieciaku!
Armand waha się chwilę i wychodzi.
SCENA PIĄTA
MAŁGORZATA
Sama, na tym samym miejscu.
Kto byłby mi powiedział jeszcze przed tygodniem, że ten człowiek, o którego istnieniu nie wiedziałam, do tego stopnia i tak szybko wypełni serce moje i myśli? Czy on mnie kocha zresztą? A ja czy go kocham, ja która nigdy nie kochałam? Ale po co wyrzekać się chwili radości? Czemu nie iść za kaprysem serca? Czym ja jestem? Igraszką losu! Niechże tedy los robi ze mną, co mu się podoba. Bądź co bądź, mam uczucie, że jestem szczęśliwsza, niż byłam kiedykolwiek. To może zła wróżba. My, kobiety, my przewidujemy zawsze, że ktoś nas pokocha, nigdy, że my pokochamy: tak, że za pierwszym atakiem tej nieprzewidzianej choroby, nie wiemy same, co się z nami dzieje.
SCENA SZÓSTA
MAŁGORZATA – ANNA.
ANNA
Oznajmiając hrabiego, który idzie za nią.
Pan hrabia!
MAŁGORZATA
Nie ruszając się.
Dobry wieczór, hrabio!
HRABIA
Całując ją w rękę.
Dobry wieczór, Małgorzato. Jak zdrowie dzisiaj?
MAŁGORZATA
Doskonale.
HRABIA
Siadając przy kominku.
Zimno dziś diabelnie! Pisałaś mi, abym przyszedł o wpół do jedenastej. Widzisz, że jestem punktualny.
MAŁGORZATA
Dziękuję. Mamy z sobą do pomówienia, drogi hrabio.
HRABIA
Czy jadłaś kolację?
MAŁGORZATA
Czemu?
HRABIA
Bo moglibyśmy iść na kolację i porozmawiać przy stole.
MAŁGORZATA
Głodny pan jest?
HRABIA
Zawsze się jest na tyle głodnym, aby móc zjeść kolację. Taki lichy był dziś obiad w klubie!
MAŁGORZATA
Co tam robili?
HRABIA
Grali, kiedy wszedłem.
MAŁGORZATA
Saint-Gaudens przegrywał?
HRABIA
Przegrał dwadzieścia pięć ludwików, a krzyczał za dwieście.
MAŁGORZATA
Był tu kiedyś na kolacji z Olimpią.
HRABIA
I kto jeszcze?
MAŁGORZATA
Gaston Rieux. Zna go pan?
HRABIA
Tak.
MAŁGORZATA
I Armand Duval.
HRABIA
Cóż to jest Armand Duval?
MAŁGORZATA
Przyjaciel Gastona. Poza tym Prudencja i ja, to już wszyscy. Wesoło było.
HRABIA
Gdybym wiedział, byłbym zaszedł. Ale, ale, czy ktoś stąd wyszedł przed chwilą, tuż przed moim przybyciem?
MAŁGORZATA
Nie, nikt.
HRABIA
Bo w chwili gdy wysiadałem z powozu, ktoś podbiegł do mnie, jak gdyby chcąc zobaczyć, kto to taki, i przyjrzawszy mi się, odszedł.
MAŁGORZATA
Na stronie.
Byłżeby to Armand?
Dzwoni.
HRABIA
Potrzebujesz czego?
MAŁGORZATA
Tak. Mam powiedzieć słówko Annie. Do Anny po cichu. Zejdź na ulicę, rozejrzyj się nieznacznie, czy pan Duval tam jest i wróć mi powiedzieć.
ANNA
Słucham panią.
Wychodzi.
HRABIA
Jest nowina.
MAŁGORZATA
Jaka?
HRABIA
Gaguski się żeni.
MAŁGORZATA
Nasz polski książę?
HRABIA
Właśnie.
MAŁGORZATA
Z kim się żeni?
HRABIA
Zgadnij.
MAŁGORZATA
Skądże ja mogę wiedzieć.
HRABIA
Z Adelą.
MAŁGORZATA
Głupstwo robi Adela.
HRABIA
Przeciwnie, to raczej on…
MAŁGORZATA
Mój drogi hrabio, kiedy człowiek z towarzystwa żeni się z dziewczyną taką jak Adela, to nie on robi głupstwo, ale ona robi zły interes. Ten wasz Polak jest zrujnowany, ma fatalną opinię i jeżeli się ożeni z Adelą, to dla tych dwunastu czy piętnastu tysięcy franków renty, któreście jej wspólnymi siłami uskładali.
ANNA
Wracając, cicho do Małgorzaty.
Nie, pani, nie ma nikogo.
MAŁGORZATA
A teraz, drogi hrabio, mówmy o rzeczach poważnych.
HRABIA
O rzeczach poważnych! wolałbym o wesołych.
MAŁGORZATA
Przekonamy się później, czy bierzesz rzeczy wesoło.
HRABIA
Słucham.
MAŁGORZATA
Czy masz przy sobie pieniądze?
HRABIA
Ja? Nigdy.
MAŁGORZATA
Zatem trzeba będzie podpisać czek…
HRABIA
Któż tutaj potrzebuje pieniędzy?
MAŁGORZATA
Niestety! trzeba mi piętnastu tysięcy franków!
HRABIA
Tam do licha! ładny kawał grosza. Czemu właśnie piętnastu tysięcy?
MAŁGORZATA
Bo mam długi.
HRABIA
Ty płacisz długi?
MAŁGORZATA
Wierzyciele moi życzą sobie tego.
HRABIA
Trzeba koniecznie?
MAŁGORZATA
Tak.
HRABIA
Więc… dobrze, podpiszę.
SCENA SIÓDMA
CIŻ i ANNA.
ANNA
Wchodzi.
Proszę pani, przyniesiono ten list. Kazano go pani oddać natychmiast.
MAŁGORZATA
Otwiera list.
Armand! Co to znaczy?
Czyta.
„Pani, nie mam ochoty odgrywać śmiesznej roli, nawet przy kobiecie, którą kocham. W chwili gdy wychodziłem od pani, wszedł hrabia de Giray. Nie mam ani lat, ani natury pana de Saint-Gaudens. Niech mi pani daruje moją jedyną winę, tę, że nie jestem milionerem; zapomnijmy oboje, żeśmy się znali i że przez chwilę zdawało się nam, że się kochamy. Kiedy pani otrzyma ten list, już mnie nie będzie w Paryżu.
Armand”.
ANNA
Czy będzie odpowiedź?
MAŁGORZATA
Nie, powiedz, że dobrze.
Anna wychodzi.
SCENA ÓSMA
HRABIA – MAŁGORZATA.
MAŁGORZATA
Do siebie.
Sen się skończył! Szkoda!
HRABIA
Co to za list?
MAŁGORZATA
Co za list? Dobra nowina dla pana.
HRABIA
Jak to?
MAŁGORZATA
Zarabiasz na tym liście piętnaście tysięcy.
HRABIA
To pierwszy list, który mi tyle przynosi.
MAŁGORZATA
Już mi nie trzeba tego, o co pana prosiłam.
HRABIA
Wierzyciele pokwitowali rachunki? To bardzo ładnie z ich strony.
MAŁGORZATA
Nie, byłam zakochana, drogi hrabio.
HRABIA
Pani?
MAŁGORZATA
Tak, ja.
HRABIA
W kim, dobry Boże?
MAŁGORZATA
W człowieku, który mnie nie kochał, jak bywa często; w człowieku bez majątku, jak bywa zawsze.
HRABIA
A, tak, tymi miłostkami chcecie się opłukać po innych.
MAŁGORZATA
I oto co mi pisze.
Daje hrabiemu list.
HRABIA
Czyta.
„Droga Małgorzato…” A, to od pana Duval. Bardzo zazdrosny ten jegomość. A, rozumiem teraz cel tego czeku. To bardzo ładne, co pani chciała urządzić.
Oddaje list.
MAŁGORZATA
Dzwoni i rzuca list na stół.
Proponował mi pan kolację.
HRABIA
I proponuję jeszcze. Nigdy nie zdołasz zjeść za piętnaście tysięcy franków. Zawsze to będzie oszczędność.
MAŁGORZATA
A więc jedźmy, potrzebuję powietrza.
HRABIA
Widzę, że to było poważne, jesteś tak podniecona…
MAŁGORZATA
Och, to nic. Do Anny, która wchodzi. Daj mi szal i kapelusz.
ANNA
Który, proszę pani?
MAŁGORZATA
Kapelusz, który zechcesz, i szal lekki. Do hrabiego. Trzeba nas brać, tak jak jesteśmy, kochany hrabio.
HRABIA
Och, ja jestem przyzwyczajony do tego wszystkiego.
ANNA
Dając szal.
Pani będzie zimno.
MAŁGORZATA
Nie.
ANNA
Mam czekać na panią?
MAŁGORZATA
Nie, połóż się, może wrócę późno… Idziesz, hrabio?
SCENA DZIEWIĄTA
ANNA
Sama.
Coś się tu dzieje: pani jest taka wzruszona, to ten list, co go przyniesiono przed chwilą, wprawił ją w taki stan. Bierze list. A, jest. Bagatela. Pan Duval wziął szybkie tempo. Mianowany przed dwoma dniami, dziś już w dymisji, żył ledwie tyle, ile żyje kwiat róży i kariera ministra… Oho! Wchodzi Prudencja. Pani Duvernoy.
SCENA DZIESIĄTA
ANNA – PRUDENCJA – później SŁUŻĄCY.
PRUDENCJA
Małgorzata wyszła?
ANNA
Przed chwilą.
PRUDENCJA
Dokąd poszła?
ANNA
Na kolację.
PRUDENCJA
Z panem de Giray?
ANNA
Tak.
PRUDENCJA
Czy dostała przed chwilą list?
ANNA
Od pana Armanda.
PRUDENCJA
Co powiedziała?
ANNA
Nic.
PRUDENCJA
A wróci kiedy?
ANNA
Pewnie późno. Myślałam, że pani Prudencja śpi już od dawna.
PRUDENCJA
Już spałam, kiedy mnie obudziło gwałtowne dzwonienie, poszłam otworzyć…
Pukanie do drzwi.
ANNA
Proszę.
SŁUŻĄCY
Pani prosi o futro: zimno jej jest.
PRUDENCJA
Jest na dole?
SŁUŻĄCY
Tak, w powozie.
PRUDENCJA
Poproś ją na chwilę, powiedz, że to ja proszę.
SŁUŻĄCY
Ale pani nie jest sama.
PRUDENCJA
To nic, poproś. Służący wychodzi. Prudencjo!
PRUDENCJA
Otwierając okno.
Masz tobie, teraz tamten się niecierpliwi! Och, ci zazdrośni kochankowie! Wszyscy jednacy!
ARMAND
Zza sceny.
I cóż?
PRUDENCJA
Czekajże pan trochę, u diabła! Za chwilę pana zawołam.
SCENA JEDENASTA
CIŻ – MAŁGORZATA – potem ANNA.
MAŁGORZATA
Czego chcesz, Prudencjo?
PRUDENCJA
Armand jest u mnie…
MAŁGORZATA
Co mnie to obchodzi?…
PRUDENCJA
Chce z tobą mówić.
MAŁGORZATA
A ja nie chcę go widzieć… Zresztą nie mogę… czekają na mnie… Powiedz mu to…
PRUDENCJA
Niech mnie Bóg broni! Wyzwałby hrabiego!
MAŁGORZATA
No i czegóż on chce?
PRUDENCJA
Czy ja wiem?… Czy on sam wie?… Ale my wiemy, co to jest zakochany!
ANNA
Z futrem w ręku.
Pani życzy sobie futro?
MAŁGORZATA
Nie, jeszcze nie…
PRUDENCJA
No i co?… Cóż postanowisz?
MAŁGORZATA
Ten chłopak mnie wpędzi w nieszczęście!
PRUDENCJA
Więc najlepiej nie widzieć go już więcej! Lepiej nawet, aby się w ten sposób skończyło.
MAŁGORZATA
Tak sądzisz? nieprawdaż?
PRUDENCJA
Oczywiście!
MAŁGORZATA
Po chwili.
Co ci jeszcze mówił?
PRUDENCJA
Ej, ty chcesz, aby przyszedł… Zawołam go… A hrabia?
MAŁGORZATA
Hrabia?… Zaczeka.
PRUDENCJA
Lepiej byłoby może odprawić go zupełnie…
MAŁGORZATA
Masz słuszność! Do Anny. Anno, zejdź, powiedz panu de Giray, że czuję się niezdrowa i że nie pójdę na kolację, niech mi wybaczy.
ANNA
Słucham panią.
Wychodzi.
PRUDENCJA
W oknie.
Armandzie! Chodź pan! Och! Nie trzeba mu tego dwa razy powtarzać.
MAŁGORZATA
Zostaniesz tu cały czas, póki on będzie.
PRUDENCJA
Nie, nie! Przyszłaby chwila, w której kazałabyś mi się wynosić, wolę iść od razu!
ANNA
Wraca.
Pan hrabia odjechał, proszę pani.
MAŁGORZATA
Czy nic nie mówił?
ANNA
Nie.
Wychodzi.
SCENA DWUNASTA
MAŁGORZATA – ARMAND – PRUDENCJA.
ARMAND
Wchodzi.
Małgorzato! Nareszcie!
PRUDENCJA
Moje dzieci, zostawiam was.
Wychodzi.
SCENA TRZYNASTA
MAŁGORZATA – ARMAND.
ARMAND
Przypadając do stóp Małgorzaty i klękając.
Małgorzato!
MAŁGORZATA
Czego pan żąda?
ARMAND
Żebyś mi przebaczyła…
MAŁGORZATA
Nie zasługujesz na to! Gest Armanda. Rozumiem, że możesz być zazdrosny i napisać do mnie list podrażniony, ale nie ironiczny i niegrzeczny… Zrobiłeś mi wielką przykrość i wiele złego.
ARMAND
A ty, Małgorzato, mnie?
MAŁGORZATA
Jeżeli ci zrobiłam, to mimo woli.
ARMAND
Kiedy ujrzałem hrabiego i powiedziałem sobie, że to dla niego mnie wyprawiłaś, byłem już oszalały, straciłem głowę, napisałem do ciebie… Ale kiedy ty, zamiast się usprawiedliwić, powiedziałaś Annie, że dobrze, zapytałem sam siebie, co się ze mną stanie, jeśli cię już nie ujrzę. Nagle zrobiła się koło mnie pustka… Nie zapominaj, Małgorzato, że, choć cię znam ledwie od kilku dni, kocham cię od dwóch lat!
MAŁGORZATA
A więc, mój drogi, to było bardzo roztropne postanowienie…
ARMAND
Jakie?
MAŁGORZATA
Wyjechać. Czyż nie tak mi napisałeś?
ARMAND
Czyżbym mógł?…
MAŁGORZATA
A jednak trzeba…
ARMAND
Trzeba?
MAŁGORZATA
Tak, nie tylko dla ciebie, ale i dla mnie. Moje położenie każe mi rozstać się z tobą, a wszystko mi broni tej miłości…
ARMAND
Kochałaś mnie zatem trochę, Małgorzato?
MAŁGORZATA
Kochałam.
ARMAND
A teraz?
MAŁGORZATA
Teraz zastanowiłam się, że to, co sobie roiłam, jest niemożliwe!
ARMAND
Gdybyś mnie kochała, nie byłabyś przyjęła hrabiego zwłaszcza dziś wieczór.
MAŁGORZATA
Toteż lepiej, abyśmy dali temu pokój… Jestem ładna, podobałam ci się, jestem dobra dziewczyna, ty jesteś chłopiec rozgarnięty, trzeba było wziąć ze mnie to co dobre, zostawić to co złe i nie zajmować się resztą.
ARMAND
Nie tak mówiłaś do mnie niedawno, Małgorzato, kiedy obiecywałaś mi kilka miesięcy z tobą, z dala od Paryża, z dala od świata, i to właśnie że runąłem z tej nadziei w rzeczywistość, sprawiło mi taki ból.
MAŁGORZATA
Z melancholią.
To prawda… Powiedziałam sobie: trochę spoczynku dobrze by mi zrobiło… On troszczy się o moje zdrowie, gdyby tak można spędzić z nim lato, gdzieś w jakimś lesie, byłoby to parę dobrych chwil w tym smutnym życiu. Po trzech, czterech miesiącach wrócilibyśmy do Paryża, uścisnęlibyśmy sobie serdecznie ręce i sklecilibyśmy przyjaźń z resztek naszej miłości… To byłoby jeszcze wiele, bo miłość, jaką ktoś może czuć dla mnie, choćby najgwałtowniejsza, nie zawsze starczy potem na trochę przyjaźni… Nie chciałeś! Twoje serce to strasznie wielki pan, nic nie chce przyjąć! Nie mówmy już o tym… Przychodzisz tu od czterech dni, byłeś u mnie na kolacji, przyślij mi jakiś klejnot z twoim biletem wizytowym i będziemy skwitowani…
ARMAND
Małgorzato, jesteś szalona! Ja cię kocham! To nie znaczy, że jesteś ładna i że mi się będziesz podobała przez kilka miesięcy… Ty jesteś całą mą nadzieją, moją myślą, moim życiem! Kocham cię po prostu… Cóż mam powiedzieć więcej?…
MAŁGORZATA
Zatem masz słuszność… lepiej żebyśmy zaraz się rozstali!
ARMAND
Naturalnie, bo ty mnie nie kochasz!
MAŁGORZATA
Bo… Ty nie wiesz, co mówisz!
ARMAND
Więc czemu?
MAŁGORZATA
Czemu? Chcesz wiedzieć? Bo są godziny, w których ten rozpoczęty sen snuję do końca… bo są dni, w których jestem zmęczona życiem, jakie wiodę, i roję sobie inne… bo w naszej burzliwej egzystencji, nasza wyobraźnia, nasza próżność, nasze zmysły żyją, ale nasze serce wzbiera i, nie mogąc znaleźć upustu… dławi nas… Wyglądamy na szczęśliwe… zazdroszczą nam… W istocie, mamy kochanków, którzy się rujnują, nie tyle dla nas, jak to powiadają, ile dla swej próżności… Jesteśmy pierwsze w ich miłości własnej, ostatnie w ich szacunku… Mamy przyjaciół, przyjaciółki jak Prudencja, których przyjaźń bywa czasem służalcza, nigdy bezinteresowna… Mało je to obchodzi, co robimy, byleby je widziano w naszych lożach, byleby mogły się rozpierać w naszych powozach. Tak więc, dokoła nas sama ruina, wstyd i kłamstwo! Marzyłam tedy chwilami… nie śmiejąc tego wyznać nikomu… o tym, aby spotkać człowieka dość górnie myślącego, aby mnie nie pytał o nic i aby chciał być kochankiem mego kaprysu! Tego człowieka znalazłem w księciu, ale starość nie daje pociechy, ani oparcia… Dusza moja potrzebuje czego innego… Wówczas spotkałam ciebie, młodego, zapalonego, szczęśliwego… Łzy, które wylałeś dla mnie, twoja troska o moje zdrowie, twoje tajemnicze wizyty w czasie mej choroby, twoja szczerość, twój zapał, wszystko pozwalało mi widzieć w tobie tego, którego wzywałam w głębi mej gwarnej samotności… W jednej minucie, jak szalona, zbudowałam całą przyszłość na twojej miłości, marzyłam o wsi, o niewinności… przypomniałam sobie moje dziecięctwo… zawsze człowiek ma jakieś dziecięctwo, co bądź by się z nim potem stało – to marzenie było niepodobieństwem, jedno twoje słowo dowiodło mi tego… Chciałeś wiedzieć wszystko, wiesz wszystko!
ARMAND
I ty sądzisz, że po tych słowach cię opuszczę?… Kiedy szczęście puka do nas, mielibyśmy przed nim uciekać? Nie, Małgorzato! Nie! Marzenie twoje ziści się, przysięgam! Nie mędrkujmy, jesteśmy młodzi, kochamy się, idźmy za naszą miłością!
MAŁGORZATA
Nie zwódź mnie, Armandzie! Pomyśl, że gwałtowne wzruszenie może mnie zabić! Pamiętaj, kim jestem i czym jestem!
ARMAND
Jesteś aniołem i kocham cię!
ANNA
Puka do drzwi.
Proszę pani…
MAŁGORZATA
Co tam?
ANNA
Przyniesiono list.
MAŁGORZATA
Śmiejąc się.
Co za noc! Same listy!… Od kogo?
ANNA
Od pana hrabiego.
MAŁGORZATA
Czy ma być odpowiedź?
ANNA
Tak, proszę pani.
MAŁGORZATA
Rzucając się na szyję Armanda.
Więc powiedz, że nie ma żadnej!