Kitabı oku: «Chmury», sayfa 4
SCENA X
Ci sami. Chmury rozsiadają się na scenie w dwu grupach i słuchają.
SOKRATES
Nuże, sam opisz charakter swej duszy,
Abym, poznawszy, jaką jest, mógł zażyć
Mej mechaniki szkolnej nowych metod!
WYKRĘTOWIC
Co? Mechaniki? Chcesz machiną walić?
SOKRATES
Gdzież znowu! Zadam kilka krótkich pytań.
Jaką masz pamięć?
WYKRĘTOWIC
Dwojaką, na Zeusa!
Jedna wyborna, gdy mnie co kto winien,
Druga wręcz marna, kiedym ja sam winien.
SOKRATES
Czy masz z natury łatwość, zręczność, w mowie?
WYKRĘTOWIC
W mowie zręczności nie mam, za to w łapie.
SOKRATES
Jakże więc będzie z nauką?
WYKRĘTOWIC
Wybornie.
SOKRATES
Więc gdy ci rzucę jaki pomysł mądry
Z nadziemskiej wiedzy, w lot czy pojmiesz, schwycisz?
WYKRĘTOWIC
Co? Jak pies muchy, tak mam łowić mądrość?
SOKRATES
do siebie
Człowiek ten gbur jest, przy tym dzikus, barbar.
do Wykrętowica groźnie
Boję się, starcze, czy tu bat pomoże…
Spróbujmy. Jeśli cię biją, co czynisz?
WYKRĘTOWIC
Niech biją… czekam, za czas wzywam świadki,
A zasie za czas mały skargę wnoszę.
SOKRATES
Wejdź w dom, zrzuć burkę!
WYKRĘTOWIC
Czylim w czym przeskrobał?
SOKRATES
Nie. Lecz w uczelnię wchodzi się bez płaszcza.
WYKRĘTOWIC
SOKRATES
Nie pleć, lecz zrzucaj!
Przy tych słowach zdziera z niego gwałtownie chlajnę.
Wykrętowic zrzuca na rozkazujący mistrza giest sandały. W tej chwili wybiega z pomiędzy uczniów i porywa rzeczy Chajrefont.
WYKRĘTOWIC
Powiedz mnie to jeszcze:
Gdy się przyłożę setnie do nauki,
Do kogo z uczniów stanę się podobien?
SOKRATES
Do Chajrefonta, jak dwie krople wody.
WYKRĘTOWIC
A niech cię jasne!!!… Taki zdechlak będę!
SOKRATES
Przestań już bredzić, na koniec raz chodź już!
No prędzej; za mną!
WYKRĘTOWIC
Dajże ty mi w rękę
Placuszek z miodem; tak się bowiem stracham,
Jakbym lazł w czeluść wróża Trofoniosa168.
SOKRATES
Wpycha Wykrętowica do pomysłowni. Uczniowie zabierają koszyk, kadzielnicę i żużelnik, wchodzą do pomysłowni i zamykają drzwi. Na scenie pozostaje tylko chór, który zwraca się uroczystym pochodem w kilku szeregach do widzów.
PARABASIS CHORI (ZWROT DO WIDZÓW)
510–626
Kommation, śpiew chóralny.
CHÓR
Dalejże śmiało naprzód z radosną odwagą,
Mężny człowieku!
Niechaj cię wiedzie szczęście, iże z tą powagą
Późnego wieku
Imasz się spraw młodzieńczych, barwami młodości
Starca niedolę
Krasząc: mądrości
Ucząc się w szkole!
POETA
Widzowie, do was ja teraz170
Prawdy słowami przemówię
Otwarcie, prze Dyjonysa,
Bożyca171, co mnie hodował!
Obym zwycięstwo tak zyskał,
Obym tak przez was był uznan,
Jak was uważam za widzów
I sędziów sztuki wytwornych,
Jak wierzę, iż ta komedia
Jest pośród moich najlepsza
I najprzedniejsza. Dlatego
Jam się pokusił powtórnie
Rzecz tę zastawić przed wami,
Wszak pracy misternej to dzieło.
A jednak owym tam błaznom
Dank172 przysądzono przede mną:
Jam był niegodzien! Że na to
Wyście zwolili, o znawcy!
Wprost wam przyganiam do oczu
Ja, co me trudy wam niosę!
Mimo to nigdy, z mej woli,
Nie rzucę was, sędzie wytworni!
Od chwili bowiem, gdy ludzie,
Co poją serca prawością,
Poklaski dali tu memu:
Skromnemu przeciw Porubcy173,
– Wtedym był jeszcze wżdy dziewką,
Nijakoż było mi rodzić;
Toć podrzuciłem to dziecię;
Ktoś inny podjął miłościw,
Wyście zaś dali opiekę
I wychowali dostojnie! —
– Odtąd porękę mam świętą,
Że sąd wasz trafny, bezstronny.
Teraz więc sztuka ta moja,
Jakoby owa Elektra,
Przyszła tu patrząc, czy najdzie
Znawców tak samo życzliwych:
Jeśli ich ujrzy wśród widzów,
To pozna brata po włosach174!
Patrzcie zaś, jako jest skromna
Z urody: wszak nie przyszyła
Wisielca o łbie czerwonym,
Wałka ze skóry, by śmieszyć
Gawiedź uliczną i młodzież!
Wszakże nie szydzi z łysego,
Ni wodzi tańce błazeńskie.
Ni żaden stary dziadyga,
Gdy wiersz wygłasza, nie bije
Palicą po łbie nikogo
Z aktorów, aby tą sztuczką
Zasłonić nicość dowcipu.
Nie skaczą w niej z pochodniami,
Nie wrzeszczą: oj, dadada!
W siebie i własną poezję
Dufna – stanęła przed wami!
Acz jestem takim poetą,
Kędziorów jednak nie trefię,
Nie oszukuję was, dając
To samo dwakroć lub trzykroć,
Lecz zawsze nowe idee
Wprowadzam pełne pomysłów,
Nic nie podobne do siebie,
Odrębne, zawsze dowcipne.
Jam to Kleona, gdy panem
Był bezgranicznym, w brzuch kopnął;
Nie byłem jednak tak czelnym,
By deptać powalonego.
Lecz tamci, kiedy raz jeden
Hyperbol kozła wywinął,
Już po nicponiu wciąż jeżdżą.
Ba – matkę jego kalają!
Oto nasamprzód Eupolis
Dał Marikasa na scenie,
Rycerzy moich małpując,
W sposób szelmowski, sam szelma;
Babsko pijane mu przydał
Dla sprośnych tanów: ten pomysł
Dawno już Frynich wprowadził,
Smok potem babę pożera.
Następnie na Hyperbola
Hermippos napadł ze sceny,
A teraz wszyscy już inni
Nań ujadają gromadą,
Każdy zaś musi tam wsadzić
Mą o węgorzach przypowieść175.
Kto się więc śmieje z tych błazeństw,
Tego ma sztuka zawiedzie,
Lecz jeśli szczerze was cieszą
Pomysły moje i duch mój,
Dacie tym dowód na przyszłość,
Na zawsze – żeście rozsądni!
CHÓR
Strofa (Śpiew)
Niebem władnący bogów bóg,
Zeusie gospodnie176 znijdź w ten próg,
Ciebie pierwszego zwę w mój chór!
I ciebie, o mocarny trozębu piastunie,
Ziem i fal słonych groźny opiekunie,
Wzywam w chór!
I ciebie, o chodzący w sławie ojcze mój,
Eterze święty,
Co wszystkim nam zesyłasz życiodajny zdrój.
Wzywam w chór!
I ciebie, rumaków słonecznych właście,
Co w ognia promieniach
Trzymasz niebios i ziem przepaście,
Wielki w bożych i w ludzkich wielki pokoleniach,
Wzywam w chór!
EPIRRHEMA (POBUDKA)
ARCYCHMURA PIERWSZA
O słuchacze cni, wytworni,
Raczcie skłonić ku nam uszy,
Wżdy o nasze ciężkie krzywdy
Żalim się przed wami z duszy.
Acz najwięcej z wszystkich bogów
Miastu temu dobra dajem,
Palnych ani płynnych ofiar
My, jedyne, nie dostajem.
My, co was, jak oczka, strzeżem!
Bo gdy wojnę – na agorze
Ot – tak z bzika – uchwalacie,
Grzmimy, lejem w tejże porze177.
Owa, gdyście bogów wroga,
Paflagona, łupiskórę,
Wojewodą obierali,
Brwi zmarszczywszy – złe, ponure,
Zaczęłyśmy jawić wróżbę:
W blaskach ryczał grom po gromie.
Miesiąc178 zboczył ze swych torów,
Nawet słońce swoje płomię179
Przydusiło180, zaraz w siebie
Knot wciągnąwszy, i orzekło,
Że nie świeci, jeśli Kleon —
Wódz – i zaćmą się oblekło!
Wyście go i tak wybrali…!
Mądrzy mówią, że w tym grodzie
Rej bezgłowie cięgiem wiedzie,
Lecz bogowie w miłej zgodzie
Błędy i przecherstwa wasze
Pchną na gładsze tory snadnie181;
Aby się i dziś powiodło,
Taka rada od nas padnie:
Gdyby tak Kleona kruka
Na kradzieży schwycić; gdyby
Dopaść nawet na łapówce
I zagłobić mu kark w dyby —
To znów, jako w dawne czasy,
Choćbyście co pobroili,
Łaska bogów szczęścia szalę
Ku nam zwróci i przechyli.
CHÓR
Antystrofa (Odśpiew)
Febie182 mój, który dzierżysz łuk,
Kintu, podniebnej skały, róg,
Książę Delijski, rzuć – zejdź w chór!
I ty, szczęsna bogini, co złotą świątnicę
Rządzisz w Efezie, gdzieć Lidów dziewice
Dają cześć!
I ty, o boska ksieni nasza, przybądź w lud,
Pallas Ateno!
O pawęży183 strażniczko, ty, co dzierżysz gród,
Aten gród!
Ty Bakchu, bożycu, książę parnaski,
Co łuną smolaków
Pośród Bakchantek siejesz blaski,
Wodząc delfickie pląsy przeświętych orszaków,
Przybądź w chór!
ANTEPIRRHEMA (OD-ZEW)
ARCYCHMURA DRUGA
Kiedyśmy się w drogę ku wam
Tutaj właśnie puszczać miały,
Księżyc spotkał nas w przestworach,
Dając do was odkaz184 mały:
„Ateńczyków mi pozdrówcie
I Związkowych” – tak powiada —
„Lecz niech wiedzą, że się wściekam,
Bo dojedli mi nie lada,
Acz ich wszystkich nie słowami,
Ale czynem wspieram godnie,
Każdy bowiem mniej o drachmę,
Już co miesiąc na pochodnie
Daje tak, że idąc wieczór
Na swą czeladź woła: »Dzieci,
Nie kupować mi pochodni,
Wżdy miesiączek cudnie świeci«” —
Wypominał inne łaski,
Lecz wy nawet dni się jego
Nie trzymacie po dawnemu,
Nieład wnosząc do wszystkiego.
Mówił, że mu każdym razem
Grożą bogi już obuszkiem,
Kiedy minie ich biesiada
I w dom idą z pustym brzuszkiem,
Rozminąwszy się ze świątkiem
Wedle kalendarza daty185,
Bo po sądach się włóczycie,
Gdy im trzeba bić obiaty!
A tymczasem, gdy my, bóstwa,
Posty suszym w pewne doby,
Sarpedona czy Memnona
Opłakując dni żałoby,
U was kielich i śmiech dzwoni!
Za to, na ten rok mianowan
Arcyksiędzem wasz Hiperbol,
Został z wieńca obrabowan
Przez nas, bogów! Niechże sobie
Zapamięta ten niecnota,
Jak to trzeba po księżycu
Naprawować dni żywota!
SCENA XI
Sokrates, Wykrętowic, Chór.
SOKRATES
wychodząc z uczelni
Klnę się na Oddech, na Chaos, na Wiatry,
Że nie widziałem tak dzikiego chama,
Takiej ciemięgi, tumana i gapia,
Co, nim się kilku drobiazgów wyuczył,
Już ich zapomniał! Jednakże spróbuję
Wezwać go na dwór, tu – na światło dzienne.
bardzo głośno, zwrócony do uczelni
Hej! Wykrętowic! Sam tu, wynieś łoże!
WYKRĘTOWIC
odpowiadając z wnętrza
Cóż kiedy pluskwy ruszyć go nie dają!
Wykrętowic boso, tylko w chitonie, wynosi powoli i niezgrabnie tapczan, nakryty baranicą.
SOKRATES
Żwawo! Kładź tutaj! Teraz czuj duch!
WYKRĘTOWIC
Baczę.
SOKRATES
Powiadaj, czego najpierw chcesz się uczyć
Z przedmiotów, których nie znasz jeszcze: rzeknij,
Czy chcesz o miarach, taktach, czy imionach?
WYKRĘTOWIC
z werwą
SOKRATES
zniecierpliwiony
WYKRĘTOWIC
Ostatnią, bo też nie ma jako garniec.
SOKRATES
Człowieku, bredzisz!
WYKRĘTOWIC
Tak? Załóż się ze mną,
Że cztery kwarty mieści cały garniec!
SOKRATES
WYKRĘTOWIC
Cóż to? Czy z taktów wypiecze się placek?
SOKRATES
Więc przede wszystkim już w obejściu z ludźmi
Będziesz wytworny, umiejąc rozróżnić
Każdy takt, czy to wojenny, czy daktyl…
WYKRĘTOWIC
przerywając, ze zdziwieniem
Daktyl?
SOKRATES
Tak, przebóg.
WYKRĘTOWIC
Przeć go znam.
SOKRATES
Więc opisz!
WYKRĘTOWIC
Po co? Wszak jadłem… no daktyl, jak daktyl.
Sokrates zaprzecza głową; wtedy pokazuje mu tak zwaną „figę”.
SOKRATES
z obrzydzeniem
Jesteś cham, tuman!
WYKRĘTOWIC
w pasji
A tyś co? Dziad, żebrak!
Tych bredni nie chcę się uczyć.
SOKRATES
Więc czegóż?
WYKRĘTOWIC
Jednej, jedynej rzeczy, kręcić prawem!
SOKRATES
Wpierw musisz innych rzeczy się nauczyć.
Któreż z czwórnogich męskie są z prawidła?
WYKRĘTOWIC
SOKRATES
ironicznie.
A ślicznie, cudnie! Samicę też nazwiesz
Pewnie gawronem, tak samo, jak samca?
WYKRĘTOWIC
Jakoż to, jak to?
SOKRATES
No – gawron i gawron.
WYKRĘTOWIC
Tak, prawda, przebóg! Jako mam zaś mówić?
SOKRATES
„Gawron” na samca, na samkę „gawronka”.
WYKRĘTOWIC
Gawronka?
uradowany
Dobrze, pięknie, klnę się Wiatrem!191
Wiesz co? Już za tę jednę twoją lekcję
Sypnę ci mąki jęczmiennej w dzież hojnie.
SOKRATES
Patrz! Tu błąd znowu. „Dzież” mówisz, toć żeńskie
Odmieniasz, jako męskie!
WYKRĘTOWIC
W jaki sposób?
Ja dzież przemieniam na męskie?
SOKRATES
Tak właśnie,
Jakbyś odmieniał Kleonyma.
WYKRĘTOWIC
ze zdumieniem
Jako?
SOKRATES
U ciebie jedno, czy dzież, czy Kleonym.
WYKRĘTOWIC
z urąganiem
Ależ Kleonym nigdy nie miał dzieży,
śmiejąc się
Wżdy ciasto miesił w kulistym moździerzu.
Na koniec jakże mam gadać?
SOKRATES
Chcesz wiedzieć?
Mówi się „dzieża” tak, jako „Sostrata”.
WYKRĘTOWIC
Dzieża jak baba?
SOKRATES
Teraz dobrze mówisz!
WYKRĘTOWIC
do publiczności obrócony, mówi do siebie, jakby sobiewbijał w pamięć
Trza mówić dzieża i ta Kleonyma.
SOKRATES
Jeszcze ci trzeba nauczyć się, które
Są z imion własnych męskie, które żeńskie.
WYKRĘTOWIC
Wiem przecie, które żeńskie.
SOKRATES
Wymień kilka.
WYKRĘTOWIC
SOKRATES
Znasz jakie męskie imiona?
WYKRĘTOWIC
Tych krocie,
Jak Filoksenos, Melesjas, Amynias.
SOKRATES
Widzisz, ty drabie, wszak ci to nie męskie!
WYKRĘTOWIC
Te wam nie męskie?
SOKRATES
Nigdy w świecie. Jakże
Wołasz, spotkawszy, gdziekolwiek Amynię?
WYKRĘTOWIC
SOKRATES
Widzisz… wołałeś na babę Amynię!
WYKRĘTOWIC
Czyż on nie baba, co się boi wojny?
Uczysz wżdy tego, o czym wszyscy wiemy.
SOKRATES
pokazując na tapczan
Nie przebóg! Teraz połóż się tu.
WYKRĘTOWIC
Po co?
SOKRATES
Masz tu wymyślić coś sam, samodzielnie!
WYKRĘTOWIC
ze wstrętem i strachem
Błagam cię, nie tu. Mam-li co wymyśleć,
To już na ziemi legnę, byle nie tu.
SOKRATES
Taki mój rozkaz!
usadza Wykrętowica przemocą na tapczanie, odstępuje na bok i staje w pozie ogromnie zamyślonej.
SCENA XII
Wykrętowic, Chór.
WYKRĘTOWIC
To ci los nieszczęsny!
Dziś mnie pchły, pluskwy, prusaki zagryzą!
podczas następującego śpiewu rzuca się Wykrętowic na tapczanie, tocząc wojnę z pluskwami.
CHÓR
Strofa
Teraz podumaj i wiercąc się w kółko, nieboże.
Skupiaj twe zmysły,
A skoro wpadniesz w dociekań bezdroże,
Na inne przeskocz pomysły,
A sen przesłodki niech krąży, daleki
Od twej powieki!
WYKRĘTOWIC
Rety! Ratuj mnie w niedoli!
ARCYCHMURA
bardzo poważnie
Co cię dręczy, co cię boli?
WYKRĘTOWIC
Ginę, nieszczęsny! Z tego pielecha
Wyłazi, żre mię
To pruskie plemię!
Obgryzują żywcem boki,
Wysysają z cielska soki,
Wywlekają mądze z miecha,
Zadek rąbią:
Na śmierć trąbią!
ARCYCHMURA
Nie przesadzaj zbyt w lamentach!
WYKRĘTOWIC
Jak nie biadać, gdy duch w piętach!
Poszły grosze, poszło zdrowie,
Siły poszły i chodaki,
A tu spać mi nie da mrowie,
Bo stąd źganie, stamtąd darcie:
Zeżrą mnie już wnet robaki
Wrzeszczącego, jak na warcie!
SCENA XIII
Wykrętowic, Sokrates, Chór.
SOKRATES
jakby ocknąwszy się z głębokiej zadamy, zbliża sięnagle do Wykrętowica.
Cóż ty wyrabiasz, dlaczego nie myślisz?
WYKRĘTOWIC
Na Posejdona, myślę.
SOKRATES
Nad czym? Gadaj!
WYKRĘTOWIC
Czy pluskwy ze mnie zostawią choć flaczek!
SOKRATES
Zdychaj tu, leniu!
WYKRĘTOWIC
Duszo moja, zdycham!
SOKRATES
Nie pieść się, ale łeb tu zaraz nakryj
I wynajdź pomysł jaki okpiszowski,
Jakowyś wykręt!
obwija mu głowę baranicą i wchodzi do uczelni, aby dać pozór194 na innych uczniów.
WYKRĘTOWIC
gdy tylko Sokrates zniknął – wysunął głowę spod baranicy.
Kroćset…! Któż wydębi
Z tych tu run owczych jaką myśl frantowską?
SOKRATES
wychodząc od siebie
Trzeba popatrzyć, co on tam porabia?
do Wykrętowica, który głowę schował w tejże chwili
Hola! – śpisz znowu?
WYKRĘTOWIC
głowę wysuwając
Na Apolla, nie śpię.
SOKRATES
Masz co?
WYKRĘTOWIC
Nic, przebóg!
SOKRATES
Nie masz nic, nic zgoła?
WYKRĘTOWIC
SOKRATES
z gniewem, plując
Natychmiast okryj łeb i wymyśl sposób!!
WYKRĘTOWIC
Jaki? Toć ty mnie wskaż go, Sokratesie!
SOKRATES
Sam naprzód wymyśl, co chcesz, samodzielnie!
WYKRĘTOWIC
zniecierpliwiony
Tysiąc już razy słyszałeś, co ja chcę,
Żeby nie oddać procentów nikomu!
SOKRATES
Dalej, nakryj się; swą lotną jaźń szczypaj
I punkt po punkcie rozważaj zadanie
Podług systemu, punkt za punktem!
WYKRĘTOWIC
nakrywając głowę
Losie!
SOKRATES
Ani truń teraz! Gdy się myśl twa zwikła,
Rzuć ją na razie; po chwili wróć, natrzyj
Myślą w to samo: taksuj196, kładź na wagę!
Milcząc czeka chwilkę.
WYKRĘTOWIC
Drogi, mój złoty Sokratku!
SOKRATES
Cóż dziaduś?
WYKRĘTOWIC
Mam, mam już pomysł okpiprocentowy!
SOKRATES
Wyjaw go!
WYKRĘTOWIC
Powiedz, dobrodzieju…
SOKRATES
Cóż tam?
WYKRĘTOWIC
Gdybym tak wiedmę tessalską podkupił
I nocką ukradł miesiączek, a potem
Zawarł go szczelnie w puzdro okrąglaste
I jak zwierciadko schował za pazuchę?
SOKRATES
Cóż byś ty na tym zyskał?
WYKRĘTOWIC
Ba! i wiele!
Przeć by już miesiąc nie wschodził na niebie,
Procentów płacić nie musiałbym.
SOKRATES
Jak to?
WYKRĘTOWIC
No tak: bo procent płaci się co miesiąc.
SOKRATES
Nieźle! Więc wtóre zadam rozmyślanie.
Gdybyć skarżono o pięć talencików,
Jakbyś tej skardze zgrabnie kark ukręcił?
WYKRĘTOWIC
Jakby tu, jako? Nie wiem, trza pomyśleć.
Obwija głowę.
SOKRATES
Nie kręć się wokół jednego systemu,
Lecz puszczaj w loty myśl w przestwór powietrza,
Jak chrząszcza dzierżąc za nitkę u nogi!
Milczy przez chwilę.
WYKRĘTOWIC
wysuwa głowę
Mam ci już sposób świetny na twą skargę,
Sam przyznać musisz.
SOKRATES
Jakiż ten twój sposób?
WYKRĘTOWIC
Widziałeś kamień u tych olejkarzy,
Taki prześliczny, przeźroczysty kamyk,
Co ogniem pali?
SOKRATES
A, szkło? Szkiełko takie?
WYKRĘTOWIC
SOKRATES
WYKRĘTOWIC
Jak się cieszę
Żem skręcił skargę pięciotalentową!
SOKRATES
Dzielnie! Więc raźno rozwiąż mi…
WYKRĘTOWIC
lekceważąco
No – cóż ta?
SOKRATES
Jakbyś zniweczył skargę i powoda,
Mając już przegrać wobec braku świadków?
WYKRĘTOWIC
Wróble już piszczą o tym.
SOKRATES
Gadaj!
WYKRĘTOWIC
drwiąco
Owszem!
Gdy przedostatnią sprawę sądzą, zanim
Mnie wywołają, w te pędy się wieszam!
SOKRATES
To brednie!
WYKRĘTOWIC
Klnę się na bogi, to prawda!
Wżdy nikt, gdy zdechnę, na sąd mnie nie pozwie!
SOKRATES
z gniewem
Drwisz sobie?! Precz stąd! Nie uczę cię więcej!
WYKRĘTOWIC
zrywa się z tapczana i przypada do kolan Sokratesa
Za co? Błagam cię, Sokratesie, daruj!
SOKRATES
Toć zapominasz zaraz, czego uczę:
Mów, czegoś tu się najpierwej nauczył?
WYKRĘTOWIC
Już… zaraz mówię: najpierw… najpierw… było,
Co najpierw?… Aha! W czym się ciasto miesi…
Nie! Cóż to było?
SOKRATES
odwracając się z pogardą i gniewem
A niech ci kat świeci!
Dziadu bezmózgi, stary trzopie, precz stąd!
staje na boku i zamyśla się.
SCENA XIV
Wykrętowic i Chór.
WYKRĘTOWIC
Litości! Cóż ja, niebożątko, pocznę:
Zdechnę, jeśli się kręcić nie wyuczę!
zwraca się do Chóru błagalnie
O Chmury! Dyć wy dajcie mądrą radę!
CHÓR
Radzimy tobie tak, o siwa głowo:
Masz-li ty doma dorosłego syna.
Poślij go w zamian za siebie w naukę!
WYKRĘTOWIC
Mam ci ja synka pięknego, dzielnego.
Alić się nie chce uczyć! Wżdy co czynić?
CHÓR
I ty to ścierpisz!
WYKRĘTOWIC
Ha – cóż; śliczny, bujny,
Krew to po matce pańska, ba, książęca!
Ale poń pójdę: nie zechce mnie słuchać,
Wyścigam z domu, dalibóg, na zawsze!
Do Sokratesa
Zaczekaj chwilkę na mnie, tu w tym miejscu.
Wykrętowic wbiega do swego domu.
SCENA XV
Sokrates, Chór.
CHÓR
Antystrofa200 (Śpiew)
Czy ty uznajesz, że przez nas, jedyne boginie,
Zdrój łask ci płynie?
Ten człowiek gotów na twe skinienie
Oddać swe całe imienie.
Widzisz, jako stumaniał i nos zadarł w górę?
Więc teraz do woli drzyj skórę,
A spiesz się, bo taki narodek jest zmienny,
Jak wiatr wiosenny!
Sokrates wchodzi do swego domu.
SCENA XVI
Wykrętowic, Odrzykoń, Chór.
WYKRĘTOWIC
popychając przed sobą syna i gwałtownie fukając.
ODRZYKOŃ
Narwaniec! Jaki szał nosi cię, ojcze?
Masz bzika, klnę się Zeusem na Olimpie!
WYKRĘTOWIC
wybucha śmiechem
Patrzaj! Zeus, Olimp! Ale też to bałwan;
śmieje się
Wstyd! Tyli drągal… wierzy w jakieś Zeusy!
ODRZYKOŃ
Ty szydzisz z tego?
WYKRĘTOWIC
Tak: zwłaszcza gdy widzę,
Żeś dzieciak, skoro wierzysz w tę starzyznę.
Lecz zbliż się do mnie, a dowiesz się więcej!
Powiem rzecz taką, że od razu będziesz
Uczonym – tylko nikomu ni słówka!
ODRZYKOŃ
No – no – więc słucham.
WYKRĘTOWIC
Przysięgasz na Zeusa?
ODRZYKOŃ
Tak, papo!
WYKRĘTOWIC
Widzisz, co znaczy nauka?
tajemniczo, na ucho
Zeusa już nie ma.
ODRZYKOŃ
zdumiony
Któż zań jest na niebie?
WYKRĘTOWIC
Toć hań Wir królem, Zeusa napędziwszy.
ODRZYKOŃ
Ach, cóż ty bredzisz?
WYKRĘTOWIC
Tak ci jest naprawdę!
ODRZYKOŃ
Któż ci to mówił?
WYKRĘTOWIC
ODRZYKOŃ
Więc już do tegoś stopnia zbziczał, papo,
Że tym szaleńcom wierzysz?
WYKRĘTOWIC
bardzo gwałtownie, oglądając się z trwogą
Jak pies, breszysz203:
Złych słów nie miotaj na tych cwanych ludzi,
Pełnych rozumu. Z nich dla oszczędności
Żaden się nigdy nie strzyże, nie goli,
Oliwą nie trze, po łaźniach nie myje!
Tyś mnie jak trupa obmył już za życia
Z dudków: więc zaraz idź mi tam w naukę!
ODRZYKOŃ
Któż się co od nich nauczył dobrego?
WYKRĘTOWIC
Wątpisz? Co tylko mądrym świat nazywa,
U nich jest. Poznasz, jakiś sam gbur, głuptas.
Ba! Czekaj tutaj na mnie małą chwilkę!
wbiega do domu Sokratesa.
Odrzykoń, Chór.
ODRZYKOŃ
pokazuje palcem na czoło i puka
Bieda! Wszak papa zbzikował! Co robić?
Czy skarżyć, by go sąd uznał za bzika,
Czy bzik ten leczyć trzeba u trumniarza?
wbiega Wykrętowic z gawronami w ręku.
Wykrętowic, Odrzykoń, Chmury.
WYKRĘTOWIC
pokazując jednego gawrona
Zobaczym teraz: jak go zwiesz, mój synku?
ODRZYKOŃ
To? Gawron.
WYKRĘTOWIC
pokazując drugiego
Ślicznie. No, a to, jak się zwie?
ODRZYKOŃ
Gawron.
WYKRĘTOWIC
Tak samo? Oba? Jesteś śmieszny!
Otóż od dzisiaj masz tu ją nazywać
Gawronką, samca zaś tylko gawronem204.
ODRZYKOŃ
Gawronką? Takich uczysz się mądrości,
W dom uczęszczając tych panów nadludzi?
WYKRĘTOWIC
ODRZYKOŃ
opatruje go ze wszystkich stron
Przez to, jak widzę, zgubiłeś opończę?
WYKRĘTOWIC
Nic nie zgubiłem, tylkom przemędrował.
ODRZYKOŃ
A ciżmy, gdzież są, gdzieś je podział, ciapo?
WYKRĘTOWIC
ODRZYKOŃ
Pójdę – bylebyś potem nie żałował.
WYKRĘTOWIC
Ładnie, że słuchasz!
krzycząc w kierunku pomysłowni
Bywaj Sokratesie!
Sokrates wychodzi
Wychodź, przywiodłem właśnie do cię syna,
Choć się przeciwił!