Kitabı oku: «Zaginiona», sayfa 8
– Zajmę się tym – wyszeptała Beverly ledwie dosłyszalnie.
– Dziękuję. I przepraszam – odszepnęła Riley.
Beverly uśmiechnęła się i skinęła głową ze zrozumieniem.
Nathaniel siedział z twarzą ukrytą w dłoniach. Nawet nie spojrzał na wychodzących agentów.
Opuścili mieszkanie, zeszli po schodach i wyszli na ulicę. Wsiedli do samochodu, ale Riley nie odpaliła silnika. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu.
Nie wiem, dokąd jechać, myślała. Nie wiem, co robić.
To uczucie towarzyszyło jej ostatnio bez przerwy.
– Chodzi o lalki – powiedziała. Próbowała wyjaśnić tę nową teorię zarówno samej sobie, jak i Billowi. – Na pewno ma to związek z lalkami. Pamiętasz, co nam powiedział Roy Geraty w Belding?
Bill wzruszył ramionami.
– Że jego pierwsza żona Margaret nie lubiła lalek. Na ich widok robiło się jej smutno. I że czasem przez nie płakała.
– Tak, ponieważ nie mogła mieć dzieci – przytaknęła Riley. – Ale powiedział coś jeszcze. Że mieli mnóstwo przyjaciół i krewnych, którzy mieli dzieci. Powiedział, że Margaret musiała chodzić na przyjęcia dla przyszłych mam i pomagała organizować urodziny.
Wyraz twarzy wskazywał, że Bill zaczyna rozumieć.
– Musiała więc czasem kupować lalki – powiedział. – Nawet jeśli było jej przez nie smutno.
Riley rąbnęła pięścią w kierownicę.
– Wszystkie kupowały lalki! A on widział, jak je kupują. I widywał je w tym samym miejscu. W tym samym sklepie.
Bill przytaknął.
– Musimy znaleźć ten sklep! – oświadczył.
– Jasne! – Sarkastycznie stwierdziła Riley. – Gdzieś na obszarze ponad tysiąca sześciuset kilometrów kwadratowych jest sobie sklep, który odwiedziły wszystkie porwane kobiety. Jeśli zdołamy go znaleźć, to może – ale tylko może – uda nam się znaleźć i jego.
W tym momencie zadzwonił telefon.
– Halo? – Odebrał Bill. – Tak, agencie Walder, tu Jeffreys.
Riley powstrzymała jęk niezadowolenia. Zastanawiała się, co Walder znowu wymyślił.
Zobaczyła, że zaskoczonemu Billowi opada szczęka.
– Jezu – usłyszała. – Jezu. Dobrze. Dobrze. Zaraz tam będziemy.
Bill rozłączył się i przez kilka chwil patrzył na Riley oniemiały.
– Walder i te jego dzieciaki – powiedział w końcu. – Złapali go.
ROZDZIAŁ 19
Kiedy dotarli do wydziału, Walder już czekał w drzwiach.
– Mamy go – powiedział, zapraszając gestem do wnętrza budynku. – Mamy tego gościa.
Riley słyszała w jego głosie zarówno podniecenie, jak i ulgę.
– Jak? – Chciała wiedzieć.
– Agentko Paige, zdecydowanie nie doceniła pani agentów Huanga i Creighton – oznajmił. – Po tym, jak pojechaliście, recepcjonistka powiedziała im o dziwaku, który kręcił się ostatnio po klinice. Nazywa się Darrell Gumm. Pacjentki się na niego skarżyły. Zawsze zbyt się do nich zbliżał, naruszał ich osobistą przestrzeń. Mówił im też niewybredne rzeczy. A kilka razy zakradł się nawet do damskiej toalety.
Riley słuchała tego i porównywała z własnymi założeniami na temat sprawcy. To może być on, myślała.
Poczuła podekscytowanie.
– Czy nikt z kliniki nie dzwonił na policję w sprawie Gumma? – zapytał Bill.
– Ochroniarz z się nim zajmował. Mówił Gummowi, żeby ten trzymał się z dala od pacjentek. W tego typu miejscach trafiają się od czasu do czasu jakieś dziwadła. Huang i Creighton zwrócili jednak uwagę na jego rysopis. Zdali sobie sprawę, że wygląda jak gość, którego szukamy. Recepcjonistka dała im jego adres i pojechaliśmy wszyscy do jego mieszkania.
– Skąd wiecie, że to on? – zapytała Riley.
– Przyznał się. – W głosie Waldera zabrzmiało zdecydowanie. – Przycisnęliśmy go i się przyznał.
Riley poczuła coś w rodzaju ulgi.
– A Cindy MacKinnon? – ciągnęła. – Gdzie jest?
– Pracujemy nad tym – powiedział Walder.
Ulga zniknęła.
– Jak to: pracujecie?
– Agenci śledczy przeczesują okolicę. Raczej nie mógł jej wywieźć daleko. W każdym razie wkrótce sam nam to powie. Bardzo dużo mówi.
Oby to tylko był ten gość!, pomyślała Riley.
Cindy MacKinnon po prostu musi żyć. Nie mogą pozwolić, żeby ten chory sadysta zabił kolejną niewinną kobietę. Działał coraz szybciej, ale Cindy z pewnością nie została jeszcze zamordowana. Nie w tak krótkim czasie od porwania. Sprawca jeszcze się nie nacieszył torturami.
Bill zwrócił się do Waldera:
– Gdzie jest teraz podejrzany?
Walder wskazał mu drogę.
– W pokoju przesłuchań. Chodźcie, właśnie tam idę.
Gdy w drodze do budynku, gdzie przetrzymywano podejrzanych, przemierzali ogromny kompleks FBI, Walder zdawał im raport.
– Kiedy pokazaliśmy odznaki – mówił ponuro – zaprosił nas do środka i powiedział, żebyśmy się rozgościli. Bezczelny!
Riley pomyślała, że ma to sens. Jeśli Darrell Gumm rzeczywiście był sprawcą, przybycie agentów było dokładnie takim finałem, na jaki czekał. Może nawet zaplanował, że złapią go po przebiegłej dwuletniej zabawie w kotka i myszkę, jaką prowadził ze służbami. Może to sława jest nagrodą, jakiej szukał przez cały ten czas? Znacznie bardziej długotrwałą niż pięć minut.
Problem tkwił w tym, że wciąż mógł wykorzystać ostatnią ofiarę, żeby sobie z nimi pogrywać. I z pewnością był typem, który byłby do tego zdolny.
– Żałujcie, że nie widzieliście jego mieszkania – kontynuował Walder. – Syfiasta kawalerka z wersalką i ciasną, cuchnącą jak diabli łazienką. A na ścianach, dosłownie wszędzie, poprzypinane wycinki z informacjami o porwaniach, gwałtach i zabójstwach z całego kraju. Ani śladu komputera. Jest kompletnie odcięty od świata. Muszę jednak przyznać, że jego analogowej bazy danych o przestępstwach popełnianych przez psychopatów mógłby pozazdrościć niejeden wydział śledczy.
– I niech zgadnę? – wtrącił Bill. – Ma też wycinki dotyczące naszych zabójstw. Zapewne wszystko, co zostało upublicznione w ciągu ostatnich dwóch lat.
– Jasne, że tak – powiedział Walder. – Creighton i Huang zadali mu kilka pytań. Zachowywał się jak typowy podejrzany. W końcu Huang zapytał go, co wie na temat Cindy MacKinnon, a ten się zamknął. To oczywiste, że wiedział, o czym mowa. To wystarczyło, żeby go aresztować. I przyznał się niemal natychmiast po tym, jak go tutaj przywieźliśmy.
Wprowadził Riley i Billa do małego pomieszczenia z weneckim lustrem. Po drugiej stronie tafli był pokój przesłuchań.
Przesłuchanie trwało już od jakiegoś czasu. Po jednej stronie stołu siedziała agentka Emily Creighton. Agent Craig Huang chodził za jej plecami w tę i z powrotem. Riley pomyślała, że ta dwójka młodych agentów wygląda teraz na dużo bardziej kompetentnych niż przedtem. Po drugiej stronie stołu, przykuty do niego kajdankami za nadgarstki, tkwił Darrell Gumm.
Natychmiast wzbudził w Riley odrazę – niska kreatura około trzydziestki, średniej budowy i nieco przy kości. Wyglądał jednak na wystarczająco silnego, żeby stanowić zagrożenie dla bezbronnej, niespodziewającej się niczego kobiety. Ścięte czoło nadawało mu wygląd dawno wymarłego hominida. Praktycznie w ogóle nie miał podbródka. Ogólnie rzecz biorąc, doskonale pasował do wyobrażeń Riley. No i w dodatku się przyznał.
– Gdzie ona jest? – krzyczała agentka Creighton.
Niecierpliwość w jej głosie wskazywała, że zadawała to pytanie już wiele razy.
– Gdzie jest kto? – zapytał Gumm wysokim nieprzyjemnym głosem.
Jego twarz wyrażała pogardę i bezczelność.
– Przestań sobie z nami pogrywać – powiedział twardo Hung.
– Gdy brak prawnika, mam prawo zachować milczenie, prawda? – zapytał Gumm.
Creighton przytaknęła.
– Już ci mówiliśmy, że przyprowadzimy prawnika, gdy tylko sobie zażyczysz. Ale ty twierdzisz, że go nie potrzebujesz. Do tego też masz prawo. Możesz skorzystać z prawa do obrońcy z urzędu. Zmieniłeś zdanie?
Gumm przechylił głowę i spojrzał w sufit, udając, że się zastanawia.
– Niech pomyślę. Nie, raczej nie. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Huang nachylił się ku niemu nad stołem, starając się wyglądać groźnie.
– Pytam po raz ostatni – powiedział. – Gdzie ukryłeś pick-upa?
Gumm wzruszył ramionami.
– A ja po raz ostatni odpowiadam: jakiego pick-upa? Kurczę, ja nawet nie mam prawa jazdy.
– To akurat prawda – mruknął Walder. – Nie ma prawa jazdy, karty wyborcy, kart kredytowych. Nic a nic. Naprawdę żyje odcięty od świata. Nic dziwnego, że auto nie miało tablic rejestracyjnych. Pewnie było kradzione. Ale nie mógł nim daleko zajechać w takim czasie. Musi być gdzieś w pobliżu jego mieszkania.
Agentka Creighton patrzyła gniewnie na Gumma.
– Myślisz, że to zabawne, co? – powiedziała. – Trzymasz gdzieś tę kobietę. Jest związana. Do tego się już przyznałeś. Jest śmiertelnie przerażona, a do tego głodna i spragniona. Jak długo jeszcze pozwolisz jej tak cierpieć? Naprawdę chcesz, żeby umarła w ten sposób?
Gumm parsknął.
– Czy to ten moment, w którym mnie obezwładnicie? – zapytał. – Czy ten, w którym mi grozisz, że możesz mnie zmusić do mówienia bez pozostawiania widocznych śladów?
Riley próbowała siedzieć cicho, ale nie wytrzymała.
– Zadają niewłaściwe pytania – stwierdziła.
Przecisnęła się obok Waldera i weszła do pokoju przesłuchań.
– Agentko Paige! Stój! – zaprotestował.
Riley zignorowała rozkaz. Zdecydowanym krokiem podeszła do stołu, wsparła o blat obie dłonie i nachyliła się nad Gummem, próbując go zastraszyć.
– Powiedz mi, Darrell – warknęła. – Lubisz lalki?
Na twarzy Gumma po raz pierwszy pojawił się niepokój.
– A ty, do cholery, kim jesteś? – zapytał.
– Kimś, komu nie powinieneś wciskać kitu – odparła Riley. – Lubisz lalki?
Gumm rozglądał się w panice po pokoju.
– Nie wiem – powiedział. – Lalki? Fajne są. Chyba?
– O, ty chyba uważasz, że są bardziej niż fajne, prawda? – powiedziała Riley. – Kiedy byłeś małym chłopcem, lubiłeś bawić się lalkami. I wszystkie dzieci się z ciebie śmiały, co?
Mężczyzna spojrzał na swoje odbicie w weneckim lustrze.
– Wiem, że tam jesteście – zawołał przestraszony. – Czy ktoś może stąd zabrać tę wariatkę?
Riley obeszła stół, odepchnęła Huanga i stanęła tuż przy Gummie. Następnie zbliżyła swoją twarz do jego twarzy. Odchylił się, próbując uciec przed jej przeszywającym wzrokiem. Ale była tak blisko, że czuł jej oddech. Patrzyli na siebie z odległości zaledwie kilku centymetrów.
– Wciąż je lubisz, prawda? – wycedziła przez zęby Riley i walnęła pięścią w stół. – Laleczki dla dziewczynek. Lubisz je rozbierać. Lubisz na nie patrzeć, gdy są nagie. Co z nimi robisz, kiedy są nagie?
Podejrzany szeroko otworzył oczy.
Riley wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. Wahała się, więc próbowała dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Czy to pogarda, czy odraza tak mocno wykrzywiły mu usta?
Miała właśnie zadać kolejne pytanie, gdy z hukiem otworzyły się za jej plecami drzwi do pokoju przesłuchań. Usłyszała gniewny głos Waldera.
– Agentko Paige, proszę natychmiast stąd wyjść!
– Jeszcze chwilka…
– Natychmiast!
Riley jeszcze przez sekundę stała nad Gummem w milczeniu. Wyglądał teraz na zdezorientowanego. Rozejrzała się i zobaczyła, że Huang i Creighton gapią się na nią w osłupieniu. Odwróciła się i wyszła za Walderem do sąsiedniego pomieszczenia.
– Co to miało być, do cholery? – zapytał. – Szuka pani dziury w całym! Nie chce pani zamknąć tej sprawy! Ale ona jest zamknięta. Proszę się z tym pogodzić. Teraz tylko musimy odnaleźć ofiarę.
– Myślę, że jest pan w błędzie – odparła. – Ten gość nie reaguje na lalki tak, jak reagowałby zabójca. Potrzebuję więcej czasu, żeby mieć pewność.
Walder popatrzył na nią przez chwilę, a potem potrząsnął głową.
– Agentko Paige, to nie jest pani najlepszy dzień, prawda? – zapytał. – Co więcej, powiem, że nie była pani w najlepszej formie przez cały czas trwania śledztwa. No, może w jednej kwestii miała pani rację. Gumm raczej nie ma żadnych powiązań z senatorem, ani politycznych, ani osobistych. Ale to praktycznie nie ma znaczenia. Jestem pewien, że senator będzie wdzięczny, że doprowadziliśmy zabójcę jego córki przed sąd.
Riley nie zdołała się powstrzymać.
– Agencie Walder, z całym szacunkiem… – zaczęła.
Walder przerwał.
– Reszta to już tylko pani problem, agentko Paige. A co do pani szacunku do mnie, zauważyłem w tej kwestii poważne braki. Mam dość pani niesubordynacji. Proszę się nie martwić, nie złożę w pani sprawie raportu. W przeszłości świetnie wykonywała pani swoje obowiązki, więc ma pani u mnie kredyt zaufania. Jestem pewien, że wciąż przeżywa pani traumę po tym, co pani przeszła. Zatem już pani podziękujemy. Dokończymy to sami. – Walder poklepał Billa po ramieniu. – Proszę zostać, agencie Jeffreys – dodał.
Bill był wściekły.
– Jeśli ona wychodzi, to ja też! – warknął.
Oboje znaleźli się na korytarzu. Walder wyjrzał z pokoju i patrzył, jak odchodzą.
Po kilku krokach Riley miała już pewność. Na twarzy podejrzanego widać było obrzydzenie. Jej pytania o nagie lalki go nie podniecały. Raczej wprawiały w zakłopotanie.
Dygotała. Bill towarzyszył jej aż do wyjścia z budynku.
– To nie on – powiedziała cicho. – To na pewno nie on.
Bill patrzył zszokowany.
Riley przystanęła i wbiła w niego spojrzenie.
– Ona wciąż jest uwięziona – dodała. – A oni nie mają pojęcia gdzie.
*
Długo po zmroku Riley chodziła w kółko po domu, odtwarzając w głowie każdy szczegół sprawy. Zaczęła nawet pisać mejle i esemesy, próbując uświadomić FBI, że Walder złapał nie tego człowieka, co trzeba.
Odwiozła Billa do domu i ponownie spóźniła się po April. Była wdzięczna, że córka nie zrobiła jej tym razem awantury. Wciąż spokorniała po incydencie z paleniem trawki była całkiem miła w trakcie wspólnej późnej kolacji i grzecznościowej rozmowy.
Problem zaprzątał ją do tego stopnia, że nawet nie zauważyła, kiedy nastała północ. Nie mogła nic wymyślić. Musiała z kimś porozmawiać, usłyszeć czyjąś opinię. Chciała zadzwonić do Billa. Na pewno nie miałby nic przeciwko, nawet gdyby zadzwoniła tak późno.
Ale nie, to musiał być ktoś inny. Ktoś, kto potrafi spojrzeć na sprawę z nietypowej perspektywy. Ktoś, komu może zaufać i kogo zna wystarczająco dobrze.
W końcu Riley olśniło.
Wybrała numer i skonsternowana usłyszała automatyczną sekretarkę.
– Dodzwoniłeś się do Michaela Nevinsa. Po sygnale zostaw wiadomość.
Riley odetchnęła głęboko.
– Mike, możemy pogadać? – powiedziała. – Jeśli tam jesteś, odbierz, proszę. To pilne.
Nikt nie odpowiadał, co nie dziwiło, bo Mike bywał bardzo zapracowany. Szkoda tylko, że teraz.
– Pracuję nad cholernie trudną sprawą i wydaje mi się, że jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc – dodała. – Podjadę do ciebie do biura jutro z rana. Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko. Tak jak mówiłam, to bardzo pilne.
Rozłączyła się. Nic więcej nie mogła teraz zrobić. Miała tylko nadzieję, że zdoła zasnąć, choć na kilka godzin.
ROZDZIAŁ 20
Krzesło było wygodne, a pokój elegancki, ale przyćmione światło w biurze Mike’a Nevinsa nie podnosiło Riley na duchu. Wciąż nie odnaleziono Cindy. Bóg jeden wie, co się z nią właśnie działo. Torturowano ją? Tak jak kiedyś Riley?
Agenci przeczesywali okolicę od dwudziestu czterech godzin, bez efektu. Riley nie była zdziwiona. Wiedziała, że szukają nie tam, gdzie trzeba. Problem w tym, że ani ona, ani nikt inny nie miał pojęcia, gdzie dokładnie szukać. Nie chciała nawet myśleć, jak daleko wywiózł Cindy zabójca. Ani czy ofiara wciąż żyła.
– Tracimy ją, Mike – powiedziała. – Ona z każdą minutą coraz bardziej cierpi i jest coraz bliższa śmierci.
– Skąd wiesz, że to nie ten człowiek?
Psychiatra kryminalny Michael Nevins, zawsze zadbany i świetnie ubrany, w drogą koszulę i kamizelkę, był skrupulatny i drobiazgowy, przez co Riley tym bardziej go lubiła. Uważała, że jest inny niż reszta. Spotkali się po raz pierwszy ponad dekadę temu, kiedy był konsultantem w ważnej sprawie, którą prowadziła z ramienia FBI. Jego biuro znajdowało się w Waszyngtonie, więc nieczęsto mieli okazję współpracować. Ale przez te lata zauważyli, że połączenie jej instynktu i jego specjalistycznej wiedzy pozwala im na wyjątkowe spojrzenie na pogmatwane umysły. Riley przyjechała do niego z samego rana.
– Od czego mam zacząć? – zapytała i poczuła ciarki.
– Nie śpiesz się – odparł.
Upiła łyk pysznej herbaty.
– Widziałam go – powiedziała. – Zadałam mu kilka pytań, ale Walder nie pozwolił mi zostać z nim dłużej.
– I nie pasuje do twojego profilu?
– Mike, ten Darrell Gumm tylko szuka sławy – ciągnęła Riley. – Fantazjuje o psychopatach jak chłopczyk. Chce być jak oni. Chce z tego zasłynąć. Ale się nie nadaje. Jest dziwakiem, lecz nie mordercą. Tylko że teraz może przeżyć w pełni własne fantazje. Spełnia się jego marzenie.
Mike w zamyśleniu potarł brodę.
– A nie sądzisz, że prawdziwy morderca też szuka sławy?
– Może o tym myśleć. Może tego nawet chcieć, ale nie to go nakręca. Ma inną motywację, coś bardziej osobistego. Ofiary mają dla niego jakieś znaczenie, a jego cieszy ich ból, ponieważ wie, co lub kogo symbolizują. Nie wybiera ich przypadkowo.
– A niby jak?
Riley potrząsnęła głową. Pożałowała, że nie potrafi lepiej ubrać przeczuć w słowa.
– To ma jakiś związek z lalkami, Mike. Facet ma obsesję na ich punkcie. A lalki są jakoś związane ze sposobem wybierania kobiet.
Westchnęła. W tej chwili wcale nie była do tego przekonana. Jednak miała pewność, że kroczy właściwą drogą.
Mike milczał przez chwilę.
– Wiem, że masz talent do rozpoznawania natury zła – odezwał się wreszcie. – Zawsze wierzyłem w twój instynkt. Jednak jeżeli masz rację, to podejrzany, którego przetrzymujecie, zrobił z was wszystkich idiotów. A przecież nie wszyscy w FBI to idioci.
– Niektórzy owszem – powiedziała Riley. – Nie mogę zapomnieć o tej porwanej wczoraj kobiecie. Nie mogę przestać myśleć o tym, przez co musi teraz przechodzić. – Riley w końcu postanowiła wyjawić prawdziwy cel swojej wizyty. – Mike, czy mógłbyś przesłuchać Darrella Gumma? Przejrzałbyś go na wylot w sekundę.
Mike wyglądał na zaskoczonego.
– Jeszcze do mnie nie dzwoniono w tej sprawie – odparł. – Ale pytałem o to dziś rano i powiedziano mi, że przesłuchiwał go wczoraj doktor Ralston. Podobno potwierdził, że to Gumm jest zabójcą. Gumm nawet przyznał się do winy na piśmie. Według FBI sprawa jest zamknięta. Teraz mowa jest tylko o tym, żeby odnaleźć porwaną kobietę. Biuro jest pewne, że zmusi Gumma, żeby powiedział im wszystko.
Riley aż wywróciła oczami z irytacji.
– Tyle że Ralston to baran – powiedziała. – Wchodzi Walderowi w tyłek. Wyciągnie takie wnioski, jakie każe mu wyciągnąć Walder.
Mike uśmiechał się, lecz milczał. Riley była pewna, że gardzi Ralstonem, tak samo jak ona, ale profesjonalizm nie pozwala mu tego przyznać.
– Nie jestem w stanie tego rozgryźć – dodała. – Czy możesz chociaż rzucić okiem na raporty i powiedzieć mi, co sądzisz?
Mike zamyślił się głęboko.
– Porozmawiajmy przez chwilę o tobie – zaproponował. – Kiedy wróciłaś do pracy?
Riley musiała się zastanowić. Zdążyła się już wciągnąć, ale sprawa była w miarę nowa.
– Jakiś tydzień temu – odparła.
Z troską przechylił głowę.
– Zbyt dużo od siebie wymagasz. Jak zawsze.
– Wróciłam, bo facet zabił jedną kobietę, a później zdołał porwać kolejną. Powinnam była zająć się tą sprawą, gdy tylko zobaczyłam jego pierwszą ofiarę, sześć miesięcy temu. Nie powinnam była iść na urlop.
– Przeszkodzono ci.
Wiedziała, że mówi o porwaniu jej i torturach. Spędziła z Mikiem wiele godzin, opowiadając mu o tym. Bardzo jej wtedy pomógł.
– Już wróciłam. A w potrzebie jest następna kobieta.
– Z kim teraz pracujesz?
– Znowu z Billem Jeffreysem. Jest świetny, ale trochę brakuje mu wyobraźni. On też jeszcze niczego nie wymyślił.
– I jak się z tym czujesz? Z tym, że znów widujesz Jeffreysa codziennie?
– W porządku. A dlaczego miałoby być inaczej?
Mike wpatrywał się w nią przez chwilę w milczeniu. A potem nachylił się ku Riley z zatroskanym wyrazem twarzy.
– Chcę zapytać, czy na pewno masz wszystko poukładane. Jesteś pewna, że chcesz to robić? Chyba chodzi mi o to, żebyś zastanowiła się, którego przestępcy tak naprawdę szukasz.
Riley zmrużyła oczy, nieco zaskoczona tą nagłą zmianą tematu.
– Jak to: którego?
– Tego starego czy tego nowego?
Zapadła cisza.
– Myślę, że być może przyjechałaś tutaj, by porozmawiać o sobie – powiedział łagodnie Mike. – Wiem, że zawsze trudno ci było uwierzyć, że Peterson zginął w tamtym wybuchu.
Riley nie wiedziała, co powiedzieć. Nie spodziewała się tego. Nie spodziewała się, że to o niej będą rozmawiać.
– To nie ma znaczenia – odparła w końcu.
– A co z twoimi lekami, Riley? – zapytał Mike.
Riley nie odpowiedziała i tym razem. Od dawna już nie brała przepisanych leków uspokajających. Nie chciała, żeby ją dekoncentrowały.
– Chyba nie spodoba mi się to, co usłyszę – powiedziała.
Mike napił się herbaty.
– Dźwigasz ogromny bagaż emocjonalny – odezwał się. – W tym roku się rozwiodłaś, i obawiam się, że masz w związku z tym mieszane uczucia. I oczywiście straciłaś dawno temu matkę w tak tragiczny sposób…
Twarz Riley zdradzała zdenerwowanie. Nie było sensu grzebać w przeszłości.
– Rozmawialiśmy o okolicznościach twojego porwania – ciągnął Mike. – Przekroczyłaś granicę. Podjęłaś ogromne ryzyko. Zachowałaś się bardzo, ale to bardzo lekkomyślnie.
– Uwolniłam Marie – bąknęła.
– Ogromnym kosztem własnym.
Riley odetchnęła, przeciągle i głęboko.
– Mówisz, że może to na siebie ściągnęłam – powiedziała. – Bo moje małżeństwo się rozpadło, a moja matka zginęła tak a nie inaczej. Mówisz, że podświadomie twierdzę, że na to zasłużyłam. Że sama to przyciągnęłam. Że sama szukałam tej sytuacji.
Mike uśmiechnął się ze współczuciem.
– Mówię tylko, że musisz na spokojnie się sobie przyjrzeć. Odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak naprawdę dzieje się w twoim wnętrzu.
Riley nie mogła złapać oddechu. Powstrzymywała łzy.
Mike miał rację. To dlatego była tak bardzo poruszona jego słowami. Ignorowała jednak myśli kryjące się tuż pod powierzchnią. Najwyższy czas dowiedzieć się, czy cokolwiek z tego jest prawdą.
– Wykonywałam swoją pracę, Mike – odparła zdławionym głosem.
– Wiem. To nie była twoja wina. Wiesz o tym? Martwi mnie to, że się obwiniasz. Przyciągasz to, na co według siebie zasługujesz. Kreujesz własną rzeczywistość.
Riley wstała. Nie mogła tego dłużej słuchać.
– Doktorze, nie uwięziono mnie, ponieważ to przyciągnęłam – powiedziała. – Uwięziono mnie, bo po tej ziemi chodzą psychole.
*
Pośpieszyła do najbliższego wyjścia, a potem na dwór. Był piękny letni dzień. Odetchnęła kilka razy, powoli i głęboko, starając się nieco uspokoić. A potem usiadła na ławce i ukryła twarz w dłoniach.
W tym momencie zadzwonił telefon.
Marie.
Riley wiedziała od razu, że to coś pilnego.
Odebrała, ale usłyszała tylko niekontrolowany szloch.
– Marie? – zapytała zmartwiona. – Co się dzieje?
Przez chwilę dobiegał ją wyłącznie płacz. Marie była w zdecydowanie gorszym stanie niż ona sama.
– Riley… – Marie wreszcie złapała oddech. – Znalazłaś go? Szukałaś? Czy ktokolwiek go szukał?
Riley zamarła. Mowa była, oczywiście, o Petersonie. Pragnęła zapewnić, że facet faktycznie nie żyje, że zginął w tamtym wybuchu. Ale jak mogła to wyartykułować z pewnością w głosie, skoro sama miała wątpliwości? Pamiętała, co powiedziała jej lekarka sądowa Betty Richter o szansach na to, że jest martwy.
„Powiedziałabym, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent”.
Ten ułamek nie był żadnym pocieszeniem. I ostatnią rzeczą, jaką chciałaby usłyszeć Marie.
– Marie – powiedziała żałośnie. – Nic nie mogę zrobić.
Marie aż zawyła z żalu, który przeszył Riley na wskroś.
– O Boże, więc to on! – zawodziła. – To nie może być nikt inny!
Riley poczuła szybsze bicie serca.
– O czym ty mówisz? Co się stało?
Marie mówiła szybko i chaotycznie.
– Opowiadałam ci, że do mnie wydzwania. Odłączyłam telefon stacjonarny, ale zdobył jakoś numer mojej komórki. I cały czas do mnie dzwoni. Nic nie mówi, tylko dzwoni i oddycha, ale wiem, że to on, bo któżby inny? I on tutaj był, Riley. W moim domu.
Zdenerwowanie Riley rosło z każdą sekundą.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała.
– Słyszę w nocy hałasy. On rzuca czymś w drzwi i w okno mojej sypialni. Chyba kamykami.
Serce Riley podskoczyło do gardła na wspomnienie kamyków, które znalazła na własnym ganku. Czy to możliwe, że Peterson żyje? Czy zarówno ona, jak i Marie znów są w niebezpieczeństwie?
Wiedziała, że musi ostrożnie dobierać słowa. Marie stąpała po niezwykle kruchym lodzie.
– Już do ciebie jadę – oznajmiła. – I zadzwonię do FBI, żeby to sprawdzono.
W śmiechu Marie brzmiały gorycz i desperacja.
– Żeby to sprawdzono? – powtórzyła. – Zapomnij, Riley. Sama mówiłaś, że nic nie możesz zrobić. Nic nie zrobisz. Nikt nic nie zrobi. Nikt nie może nic zrobić.
Riley wsiadła do samochodu i ustawiła telefon na tryb głośnomówiący.
– Nie rozłączaj się – powiedziała, odpalając silnik i ruszając w kierunku Georgetown. – Właśnie wyjeżdżam.