Kitabı oku: «Listy perskie», sayfa 10
Rok dobiegł końca: pan dotrzymał słowa i uwolnił nas. Wróciliśmy do Tyflisu: spotkałem tam dawnego przyjaciela ojca, który cieszył się w tym mieście wzięciem jako lekarz; pożyczył mi nieco pieniędzy, z którymi zacząłem handel. Interesy powołały mnie niebawem do Smyrny, gdzie się osiedliłem. Żyję tam od sześciu lat, napawając się słodyczą szczęśliwego związku; pokój panuje w mym domu, nie zmieniłbym mej doli za tron wszystkich królów świata. Wreszcie, byłem na tyle szczęśliwy, że udało mi się odnaleźć armeńskiego kupca, któremu zawdzięczam wszystko, i mogłem mu oddać znaczne usługi.
Smyrna, 27 dnia księżyca Gemmadi II, 1714.
List LXVIII. Rika do Usbeka, w ***
Kiedyś byłem na obiedzie u pewnego sędziego, który zapraszał mnie już kilkakrotnie. Nagadawszy się z nim do syta o tym i owym, rzekłem: „Drogi panie, pański zawód musi być bardzo uciążliwy. – Nie tak bardzo, jak myślisz, odparł: brany tak, jak my go wykonujemy, jest czystą zabawką. – Jak to! Nie musicie mieć głowy nieustannie nabitej cudzymi sprawami? Nie jesteście wciąż zajęci rzeczami, które was nie obchodzą? – Ma pan słuszność, te rzeczy nie są interesujące, toteż interesujemy się nimi jak można najmniej; i właśnie dzięki temu zawód nasz nie jest tak uciążliwy, jak by pan mniemał”. Spostrzegłszy, że on bierze rzeczy tak swobodnie i lekko, posunąłem się dalej i rzekłem: – „Drogi panie, nie widziałem jeszcze pańskiego gabinetu. – Spodziewam się: bo też go wcale nie posiadam. Kiedym nabył tę posadę, trzeba mi było pieniędzy, aby ją opłacić: sprzedałem moją bibliotekę, a księgarz, który ją nabył, z niesłychanej ilości tomów zostawił mi jedynie księgę zdrowego rozumu i przyznam się, że nie żałuję straty; my, sędziowie, nie zwykliśmy się karmić ową czczą wiedzą. Na co by się nam zdały te foliały praw i kodeksów? Prawie wszystkie wypadki są wątpliwe i wychodzą poza powszechną regułę. – Ba, rzekłem, ale czy nie dlatego, iż panowie każecie im poza nią wychodzić? Ostatecznie, po cóż istniałyby u wszystkich ludów prawa, gdyby nie miały zastosowania? A jak je stosować, jeśli się ich nie zna? – Gdybyś pan miał nieco praktyki, nie mówiłbyś w ten sposób: mamy żyjące książki, to jest adwokatów: pracują dla nas, i starają się o to, aby nas pouczać. – A czy nie starają się oszukiwać was niekiedy? odparłem. Nieźle byście zrobili, ubezpieczając się przeciw ich pułapkom. Mają broń, którą atakują waszą bezstronność; dobrze byłoby, gdybyście mieli coś dla jej obrony i nie rzucali się w lekkich szatach w wir potyczki między ludzi opancerzonych od stóp do głów.”
Paryż, 18 dnia księżyca Chahban, 1714.
List LXIX. Usbek do Rhediego, w Wenecji
Nigdy byś nie przypuścił, iż stanę się kiedyś jeszcze większym metafizykiem niż wprzódy; tak jest wszelako, a przekonasz się o tym, skoro uczujesz na własnej skórze wylew mojej filozofii.
Najdorzeczniejsi filozofowie, którzy dociekali natury Boga, orzekli, iż jest to istota nad wyraz doskonała; bardzo jednakże nadużyli tego pojęcia. Uczynili spis doskonałości, które człowiek zdolny jest posiadać i pojmować i obarczyli nimi pojęcie bóstwa, nie myśląc, iż często te przymioty są z sobą w sprzeczności i że nie mogą istnieć w jednym przedmiocie, nie niwecząc się wzajem.
Poeci Zachodu powiadają, że pewien malarz, chcąc odmalować boginię piękności, zgromadził najpiękniejsze Greczynki i wziąwszy z każdej co miała najpowabniejszego, stworzył całość godną najpiękniejszej z bogiń. Gdyby ktoś z tego wnioskował, że miała włosy jasne i ciemne, oczy czarne i niebieskie, że była łagodna i dumna, uchodziłby z pewnością za dudka.
Często Bogu zbywa doskonałości, która mogłaby wydać wielką niedoskonałość; ale zawsze ograniczony jest tylko sobą; on sam jest swoją koniecznością. Tak, mimo iż wszechmogący, nie może złamać swoich przyrzeczeń ani oszukać ludzi. Często nawet niemożność tkwi nie w nim, ale w jego atrybutach; oto czemu nie może zmienić istoty wszechrzeczy.
Nie dziw zatem, iż niektórzy z naszych doktorów śmieli przeczyć Jego nieskończonej wszechwiedzy spraw przyszłych, opierając się na tym, iż nie da się ona pogodzić z Jego sprawiedliwością.
Mimo całej śmiałości tej idei, metafizyka godzi się z nią doskonale. Wedle jej zasad, nie jest możebne, aby Bóg przewidywał rzeczy zależne od rozwoju przyczyn. To, co się nie stało, nie jest: tym samym nie może być znane; nic, które nie ma właściwości, nie może podpadać spostrzeganiu. Bóg nie może czytać woli, która nie istnieje, ani widzieć w duszy rzeczy, których w niej nie ma; póki bowiem działanie, które ją uzewnętrznia, nie stanie się czynem, nie istnieje ono.
Dusza jest twórczynią swego postanowienia; ale w pewnych okolicznościach bywa ona tak chwiejna, iż sama nie wie, w którą stronę się przechylić. Często nawet czyni to jedynie dlatego, aby zrobić użytek ze swej wolności; tak że Bóg nie może widzieć tego postanowienia z góry, ani w działaniu duszy, ani w działaniu zjawisk, które na nią spływają.
W jaki sposób Bóg mógłby przewidywać rzeczy, które zależą od działania dowolnych przyczyn? Mógłby je widzieć jedynie na dwa sposoby: przez domysł, co jest sprzeczne z jego przedwiedzą; albo mógłby je widzieć jako następstwa, wypływające niechybnie z przyczyny, która równie niechybnie je powoduje, co byłoby jeszcze sprzeczniejsze: dusza bowiem byłaby wolna jedynie w przypuszczeniu; w istocie zaś nie byłaby bardziej wolna niż kula bilardowa w swym ruchu, skoro druga potrąci ją i popchnie.
Nie sądź wszelako, że ja chcę ograniczyć wiedzę Boga. Ponieważ każe on działać istotom wedle swej ochoty, wie wszystko, co chce wiedzieć. Ale, mimo iż mógłby wiedzieć wszystko, nie zawsze posługuje się tą władzą. Zostawia zwykle stworzeniu zdolność działania lub niedziałania, aby mu zostawić przywilej nagrody lub kary: wyrzeka się tedy, na tę chwilę, swego wpływu i kierownictwa. Ale kiedy chce coś wiedzieć, wie zawsze, bo wystarczy mu chcieć, aby zdarzyło się tak, jak jemu się widzi, i pokierować stworzeniem zgodnie ze swą wolą. W ten sposób wydobywa on to, co może się zdarzyć, z liczby rzeczy po prostu możliwych, ustalając swym wyrokiem przyszłe postanowienia dusz i pozbawiając je użyczonej przez siebie mocy działania lub nie działania.
Jeśli można posłużyć się porównaniem w rzeczy, która jest wyżej wszelkiego porównania, monarcha nie wie, co jego ambasador uczyni w ważnej sprawie, ale jeśli chce wiedzieć, każe mu po prostu postąpić tak a tak, i może być pewny, iż rzecz stanie się, jak postanowił.
Alkoran48 i księgi Żydów powstają bez ustanku przeciw dogmatowi doskonałej przedwiedzy. Można by rzec, iż u nich Bóg nie zna przyszłego postanowienia dusz: jest to jak gdyby pierwsza prawda, którą Mojżesz zaszczepił ludziom.
Bóg pomieszcza Adama w raju ziemskim, pod warunkiem że nie będzie spożywał pewnego owocu. Warunek taki byłby niedorzeczny u istoty, która by znała przyszłe postanowienia dusz; czyż taka istota mogłaby kłaść warunki swej łaski, nie czyniąc z nich jakoby pośmiewiska? To tak, jak gdyby człowiek, wiedzący o zdobyciu Bagdadu, rzekł do drugiego: „Dam ci sto tomanów, jeśli Bagdad nie będzie zdobyty”. Czyż taka obietnica nie byłaby lichym żartem?
Drogi Rhedi, po co tyle filozofii? Bóg jest tak wysoko, że nie dostrzegamy ani jego chmur. Znamy go dobrze jeno w jego nakazach. Jest ogromny, duchowy, nieskończony. Niech wielkość jego uprzytamnia nam naszą słabość. Korzyć się ciągle, znaczy ciągle go ubóstwiać.
Paryż, ostatniego dnia księżyca Chahban, 1714.
List LXX. Zelis do Usbeka, w Paryżu
Soliman, twój przyjaciel, rozpacza nad hańbą, która go spotkała. Młody wartogłów, imieniem Sufis, zabiegał od trzech miesięcy o rękę jego córki. Zdawał się rad z jej urody, opierając się na obrazie, jaki mu nakreśliły kobiety znające ją od dziecka; umówiono posag, wszystko szło gładko. Wczoraj, po pierwszych obrzędach, córka wyjechała konno w towarzystwie eunucha, osłonięta, wedle zwyczaju, od stóp do głowy. Ale, skoro przybyła przed dom przyszłego męża, ten kazał zamknąć drzwi i przysiągł, że jej nie przyjmie, o ile mu nie podwyższą posagu. Krewni zbiegli się z obu stron, aby załagodzić sprawę; po długim oporze, Soliman zgodził się dorzucić mały upominek. Dopełniono ceremonii i zawiedziono córkę do łożnicy nie bez oporu: ale, w godzinę później, szaleniec ten wstał z łoża wzburzony, pokaleczył jej twarz kilkakrotnie, utrzymując, że nie jest dziewicą, po czym odesłał ją ojcu. Soliman przygnębiony jest tym ciosem do ostatnich granic. Są osoby, które utrzymują, że dziewczyna jest niewinna. Zaiste, ojcowie są bardzo nieszczęśliwi, iż narażeni są na takie zniewagi! Gdyby moja córka spotkała się z czymś podobnym, umarłabym chyba z boleści. Bądź zdrów.
Z seraju Fatmy, 9 dnia księżyca Gemmadi I, 1714.
List LXXI. Usbek do Zelis
Żal mi Solimana, tym bardziej że nieszczęście jest bez ratunku: zięć użył jedynie przysługującego mu prawa. Uważam, że to prawo jest bardzo bezwzględne i zdaje honor rodziny na kaprys lada szaleńca. Daremnie mówić, że istnieją nieomylne oznaki prawdy; to dawny przesąd, od którego już odstąpiono; lekarze wykazują jasno niepewność tego rodzaju dowodów. Nawet chrześcijanie uważają je dziś za urojenie, mimo że są one wyszczególnione w ich świętych księgach i że starożytny prawodawca na nich buduje niewinność lub winę dziewczyny.
Z przyjemnością dowiaduję się o troskliwości, z jaką oddajesz się wychowaniu córki. Dałby Bóg, aby mąż znalazł ją równie piękną i czystą jak Fatmę49; aby miała dziesięciu eunuchów dla swej straży; aby była zaszczytem i ozdobą seraju swego małżonka, aby nosiła na głowie złociste materie i stąpała po pysznych dywanach! I, jako szczyt życzeń, oby moje oczy mogły ją oglądać w całej chwale!
Paryż, 5 dnia księżyca Chalwal, 1714.
List LXXII. Rika do Usbeka50, w ***
Kiedyś, będąc w towarzystwie, widziałem człowieka serdecznie zadowolonego z siebie. W niespełna kwadrans, rozstrzygnął trzy zagadnienia moralne, cztery problemy historyczne i pięć punktów fizyki. Nigdy nie widziałem tak uniwersalnego arbitra; sąd jego nie zostawał ani chwili w niepewności. Porzucono nauki, rozmowa przeszła na nowinki: wyrokował o nich z tąż samą wszechwiedzą. Chciałem go na czymś przychwycić i rzekłem sobie w duchu: „Muszę go ściągnąć do mojej fortecy; schronię się do mego kraju”. Zacząłem mówić o Persji; ale, ledwiem rzekł kilka słów, dwa razy mnie sprostował, wspierając się na powadze pp. Tavernier i Chardin51. Och, miły Boże! rzekłem do siebie, a cóż to za człowiek? Toć on pewnie ulice Ispahan zna lepiej ode mnie! Obrałem tedy najlepsze postanowienie: umilkłem, dałem mu mówić i rozprawia pewnie do tej pory.
Paryż, 8 dnia księżyca Zilkade, 1715.
List LXXIII. Rika do ***
Słyszałem o pewnym trybunale, który nazywają Akademią Francuską52. Nie ma chyba w świecie trybunału, który by zażywał mniejszego szacunku. Powiadają, że skoro tylko wyda jaki wyrok, naród kasuje jego orzeczenie i narzuca mu inne prawa.
Niedawno temu, pragnąc ustalić swą powagę, trybunał ten wydał kodeks swych wyroków53. To dziecię tylu ojców było już zgrzybiałe, kiedy przyszło na świat; mimo iż było prawą latoroślą, bękart jakiś, który zjawił się prawie równocześnie, zadławił je niemal przy urodzeniu54.
Ci, którzy zasiadają w tym gronie, nie mają innych funkcji, jak tylko gadać bez ustanku. Wiekuiste ich paplanie przybiera, zupełnie już bezwiednie, kształt panegiryku: skoro przyjmą święcenia tych misteriów, pochwalny szał chwyta ich za włosy i już ich nie opuszcza.
Ciało to ma czterdzieści głów, szczelnie wypełnionych figurami, metaforami i antytezami; te mnogie usta nie odzywają się inaczej niż wykrzyknikiem; uszy ich chcą być ciągle kołysane kadencją i harmonią. Co się tyczy oczu, nie ma o nich mowy: zdaje się, że to ciało stworzone jest, aby gadać, nie aby widzieć. Nie czuje się też mocno na nogach: czas, który jest jego postrachem, wzrusza je co chwila z posad i niweczy wszystko, czego dokonało. Powiadano niegdyś, iż ręce tego trybunału grzeszą chciwością; nic ci nie umiem rzec w tej materii i zostawiam ją świadomszym ode mnie.
Oto osobliwości nieznane, zaiste, w Persji. Duch nasz nie jest skłonny do tworzenia takich wyszukanych i dziwacznych instytucji; prostota nasza i szczerość dążą zawsze do zgody z naturą.
Paryż, 27 dnia księżyca Zilhage, 1715.
List LXXIV. Usbek do Riki, w ***
Przed kilku dniami, jeden z moich tutejszych znajomych rzekł: „Przyrzekłem cię wprowadzić w wykwintny świat; otóż, zawiodę cię dziś do wielkiego pana, jednej z osób najlepiej umiejących reprezentować w całej Francji.
– Co to znaczy, proszę pana? Czy że jest milszy, uprzejmiejszy od innych? – Nie, odparł. – A, rozumiem: daje uczuć swą wyższość tym, którzy się doń zbliżą. Jeśli tak, nie mam po co tam chodzić: przyznaję mu ją w całej pełni, i przyjmuję wyrok zaocznie.
Trzeba było wszelako wstąpić; ujrzałem człowieczka nadętego pychą, który zażył niuch tabaki tak wyniośle, wytarł nos tak surowo, splunął z taką flegmą, pogłaskał swoje psy w sposób tak obrażający ludzi, że nie mogłem ochłonąć z podziwu. „Och, dobry Boże, rzekłem w duchu, jeśli, będąc jeszcze na dworze perskim, i ja reprezentowałem w taki sposób, reprezentowałem wielkiego głupca!” Wierzaj mi, Riko, musielibyśmy chyba mieć bardzo mizerny charakter, aby w całym szeregu drobiazgów uchybiać ludziom, którzy przychodzili codziennie objawiać swą życzliwość. Wiedzieli, że stoimy wyżej nich, a gdyby nie wiedzieli, dobrodziejstwa nasze pouczyłyby ich o tym. Nie potrzebując nic czynić dla zdobycia szacunku, czyniliśmy wszystko, aby wzbudzić miłość; udzielaliśmy się nawet najmniejszym; w pełni zaszczytów, które zawsze prawie czynią człowieka twardym, znajdowali nas pełnymi ludzkości. Jedynie serce nasze widzieli ponad sobą; my sami zstępowaliśmy do ich potrzeb. Ale, kiedy trzeba było podeprzeć majestat monarchy w czasie uroczystych obrzędów; kiedy trzeba było cudzoziemcom nakazać szacunek; kiedy wreszcie, w dobie niebezpieczeństwa, trzeba było tchnąć ducha w żołnierzy, wznosiliśmy się sto razy wyżej, niżeśmy wprzódy zeszli; przyzywaliśmy dumę na naszą twarz; i uważano niekiedy, iż reprezentowaliśmy dosyć dobrze.
Paryż, 18 dnia księżyca Saphar, 1715.
List LXXV. Usbek do Rhediego, w Wenecji
Muszę ci wyznać; nie zauważyłem u chrześcijan tego żywego przeświadczenia o swojej religii, które spotyka się u muzułmanów. Daleko jest u nich od wyznania do wiary, od wiary do przekonania, od przekonania do pełnienia. Religia jest nie tyle sposobem uświęcenia się, ile przedmiotem dysput dla całego świata. Dworacy, żołnierze, kobiety nawet występują przeciw duchownym i żądają, aby im udowodnili to, w co mają stanowczy zamiar nie wierzyć.
Nie znaczy to, aby przekonanie ich wspierało się na rozumie; aby sobie zadali trud rozpatrzenia prawdy lub fałszu. To buntownicy, którzy poczuli jarzmo, i strząsnęli je, zanim je poznali. Toteż nie bardziej są niewzruszeni w swym niedowiarstwie niż w swojej wierze; przypływ i odpływ nosi ich wciąż od jednego do drugiego stanu. Któryś z nich powiadał mi raz: „Wierzę w nieśmiertelność duszy okresami: przekonania moje zawisły najzupełniej od stanu mego ciała. Wedle tego, czy czuję w sobie więcej czy mniej sił, czy żołądek trawi źle czy dobrze, czy oddycham powietrzem czystym czy zepsutym, czy jestem na diecie lekkiej lub posilnej, jestem spinozystą55, socjnianem56, katolikiem, niedowiarkiem lub dewotem. Kiedy lekarz bawi przy mym łóżku, spowiednik może liczyć na dobre przyjęcie. Umiem w porę zbyć się utrapień religii, kiedy się czuję dobrze; ale pozwalam się jej pocieszać, kiedym chory. Kiedy nie mam już czego spodziewać się skądinąd, zjawia się religia i pociąga mnie swymi obietnicami; poddaję się im skwapliwie i gotuję się umrzeć z twarzą zwróconą w stronę nadziei.”
Dawno już temu książęta chrześcijańscy wyzwolili wszystkich niewolników w swoich państwach, ponieważ, powiadali, chrześcijaństwo czyni równymi wszystkich. Prawda, że ten pobożny czyn był im bardzo pożyteczny; odzierali w ten sposób panów z potęgi, wyzwalając z niej gmin. Później dokonali podbojów w krajach, gdzie spostrzegli, iż byłoby z korzyścią mieć niewolników: pozwolili na handel nimi, zapominając o religii, która im tak leżała na sercu. Cóż jeszcze rzec? Co jest prawdą dziś, okazuje się fałszem jutro. Czemuż nie postępujemy jak chrześcijanie? Jesteśmy bardzo prostoduszni, iż wzdragamy się przed podbojami i zdobyczami, łatwymi i w miłym klimacie, jedynie dlatego, iż nie ma tam dość wody dla naszych ablucji57 wedle zasad świętego Alkoranu58.
Składam dzięki wszechmogącemu Bogu, który zesłał Halego, swego wielkiego proroka, za to, iż wyznaję religię, która umie wyżej cenić siebie nad wszelkie dobro ludzkie i która jest czysta jak niebo będące jej źródłem.
Paryż, 13 dnia księżyca Saphar, 1715.
List LXXVI. Usbek do przyjaciela swego Ibbena, w Smyrnie
Prawa w Europie są okrutne dla tych, którzy sami zadają sobie śmierć. Każą im, można by rzec, umierać po raz wtóry; włóczy się ich haniebnie po ulicach; piętnuje jako infamisów; zagarnia się ich mienie.
Zdaje mi się, Ibbenie, że te prawa są bardzo niesprawiedliwe. Kiedy się czuję przygnieciony boleścią, nędzą, wzgardą, czemu przeszkadzają mi, gdy chcę położyć koniec niedolom, i pozbawiają bezlitośnie lekarstwa, będącego w moich rękach?
Czemu żądają, abym pracował dla społeczeństwa, do którego godzę się nie należeć; abym, wbrew woli, dotrzymał układu, który zawarto beze mnie? Spółka oparta jest na wzajemnej korzyści; gdy mi się staje ciężarem, któż mi zabroni zrzucić się z niej? Otrzymałem życie jako łaskę; mogę tedy zwrócić je, skoro nią już nie jest: gdy ustaje przyczyna i skutek winien ustać również.
Czy monarcha żąda, abym był jego poddanym, kiedy nie znajduję korzyści w tym poddaństwie? Czy obywatele mogą wymagać ode mnie tak nierównego podziału, z ich korzyścią a moją rozpaczą? Czy Bóg, odmiennie od ogółu dobroczyńców, chce mnie skazywać na to, abym przyjmował łaski, będące mi ciężarem?
Jestem obowiązany posłuszeństwo prawom, póki żyję pod nimi; ale kiedy już nie żyję, czyż mogą mnie jeszcze krępować?
Ale, powie ktoś, mącisz porządek Opatrzności. Bóg złączył duszę twoją z ciałem, a ty je rozdzielasz: sprzeciwiasz się tedy jego zamiarom i buntujesz się przeciw niemu.
Cóż za niedorzeczność! Zali59 mącę porządek Opatrzności, kiedy zmieniam układ materii, kiedy daję graniasty kształt kuli, którą pierwsze prawa ruchu, to znaczy prawa stworzenia i zachowania, uczyniły okrągłą? Nie, zaiste: korzystam jedynie z prawa, które mi dano. W tym sensie mogę zakłócić, wedle mej ochoty, całą naturę, nie ściągając na siebie zarzutu, że buntuję się przeciw Opatrzności.
Kiedy dusza moja rozłączy się z ciałem, czyż porządek i ład wszechświata zachwieje się przez to? Myślicie, że ten nowy układ mniej jest doskonały i mniej zgodny z powszechnym prawem? Że świat stracił co na tym i że dzieła Boga będą przez to mniej wielkie lub raczej mniej niezmierzone?
Czy myślicie, że ciało moje, stawszy się kłosem, robakiem, trawą, zmieniło się w mniej godne dzieło natury? Że dusza moja, wolna od wszystkiego, co ziemskie, stała się mniej doskonała?
Wszystkie te myśli, drogi Ibbenie, nie mają innego źródła, jak tylko ludzką pychę. Nie czujemy swej małości; chcemy, mimo wszystko, być czymś we wszechświecie, grać rolę, być ważnym przedmiotem. Wyobrażamy sobie, że unicestwienie tak doskonałej istoty poniżyłoby całą naturę; nie pojmujemy, że jeden człowiek więcej czy mniej – co mówię? wszyscy ludzie razem – sto milionów głów takich jak nasza, są ledwie atomem, który jeśli Bóg dostrzega, to jeno dzięki swej niezmierzonej wszechwiedzy.
Paryż, 15 dnia księżyca Saphar, 1715.
List LXXVII. Ibben do Usbeka, w Paryżu
Drogi Usbeku, zdaje mi się, że dla prawdziwego muzułmanina nieszczęścia są nie tyle karą, ile groźbą. Szacowne dni, które skłaniają nas do kajania się za grzechy! Czas szczęścia raczej należałoby skrócić. Na cóż zdadzą się wszystkie bunty? Na to chyba, aby okazać, iż chcielibyśmy być szczęśliwi niezależnie od Tego, który rozdaje wszelką szczęśliwość, będąc szczęśliwością samą.
Jeżeli jakaś istota złożona jest z dwóch istot, obowiązek zaś zachowania tej spójni wyraża doskonalsze poddanie się rozkazom Stwórcy, można zeń było uczynić prawo religii: jeśli ten obowiązek zachowania spójni jest lepszą rękojmią postępków ludzkich, słusznie uczyniono zeń prawo świeckie.
Smyrna, ostatniego dnia księżyca Saphar, 1715.