Kitabı oku: «Listy perskie», sayfa 18

Yazı tipi:

List CXXXVI. Rika do tegoż

Za następnym spotkaniem uczony zaprowadził mnie do oddzielnego gabinetu. „Oto historia nowożytna, rzekł. Widzisz tu przede wszystkim historyków kościoła i papieży: czytuję ich, aby się zbudować, a wywierają na mnie wręcz przeciwny skutek.

Tutaj są autorzy, rozprawiający o upadku potężnego cesarstwa rzymskiego, które utworzyło się ze szczątków tylu monarchii, a na którego gruzach powstało tyle nowych! Nieskończona ilość barbarzyńskich ludów, równie nieznanych, jak ich pierwotna ojczyzna, pojawiła się nagle, zalała je, spustoszyła, rozszarpała i założyła królestwa, które widzisz obecnie w Europie. Te narody nie były właściwie barbarzyńskie, ponieważ były wolne, ale stały się nimi od czasu, jak poddane przeważnie nieograniczonej władzy postradały ową słodką wolność, tak zgodną z głosem rozumu, ludzkości i natury. Widzisz tu historyków cesarstwa Niemiec, które jest jeno cieniem dawniejszego cesarstwa, ale zarazem jest, jak sądzę, jedyną potęgą na ziemi, której rozłam nie osłabił; jedyną, sądzę, również, która rośnie w siły w miarę swych strat, i która, opieszała w tryumfach, staje się niezwyciężona przez swe porażki.

Oto historycy Francji, u których widzimy najpierw, jak potęga królów rośnie, umiera po dwakroć, odradza się, omdlewa następnie przez kilka wieków; po czym, porastając w siły, wzmożona ze wszystkich stron, dochodzi szczytu: podobna do owych rzek, które w ciągu swego biegu wysychają pozornie lub kryją się pod ziemią; po czym, ukazując się na nowo, wzmożone dopływami, porywają swą chyżością wszystkie zapory.

Tu widzisz naród hiszpański wychodzący z pasemka gór; widzisz jak ujarzmia książąt mahometańskich równie nieznacznie, jak oni sami szybko stali się zdobywcami; widzisz mnogość królestw w rozległej monarchii, która staje się niemal jedyną; aż wreszcie, przywalona własną wielkością i złudnym bogactwem, traci siłę, a nawet powagę, i zachowuje jedynie pychę jako cień dawnej potęgi.

Tutaj historycy Anglii. W tym kraju wolność wychodzi ustawicznie z ogniów niezgody i buntu; widzimy monarchę wciąż chwiejącego się na niewzruszalnym tronie; naród niecierpliwy, ale rozumny nawet w swym szaleństwie; naród, który stawszy się panem morza (rzecz dotąd niesłychana), łączy handel z królowaniem.

Tuż obok, historycy drugiej królowej morza, republiki holenderskiej, tak szanowanej w Europie, a tak groźnej w Azji, gdzie przed jej przekupniami tylu królów upada na twarz!

Historia Italii ukazuje nam naród niegdyś panujący nad światem, dziś będący niewolnikiem wszystkich innych; książąt rozdzielonych i słabych, bez innych przywilejów władzy, prócz intryg jałowej polityki. Oto historie republik: Szwajcarskiej, która jest obrazem swobody; Weneckiej, której siła zasadza się tylko na oszczędności; Genueńskiej, pysznej jeno przez swe budowle.

Oto historie Północy, między innymi Polski, która tak zły czyni użytek ze swej wolności i z prawa obioru królów: rzekłbyś, iż chce pocieszyć przez to sąsiadujące z nią ludy, które straciły i jedno, i drugie.”

Na tym rozstaliśmy się do następnego dnia.

Paryż, 2 dnia księżyca Chalwal, 1719.

List CXXXVII. Rika do tegoż

Nazajutrz zaprowadził mnie do innego gabinetu. „Tutaj są poeci, rzekł, to znaczy autorzy, których rzemiosłem jest nakładać pęta zdrowemu rozumowi i przygniatać rozsądek ornamentem, jak niegdyś grzebało się kobiety pod ich strojami i ozdobami. Znasz ich; nie są rzadcy u ludów Wschodu, gdzie samo słońce, przypiekające ostrzej, zda się rozgrzewać nawet wyobraźnię.

Oto poematy epiczne. – Cóż to takiego? – Doprawdy, odparł, nie wiem; znawcy twierdzą, że istnieją tylko dwa godne tego imienia, a że inne, podszywające się pod to miano, nie mają w istocie doń prawa: nie umiem o tym wyrokować. Powiadają, co więcej, iż niepodobieństwem jest napisać nowy utwór w tym rodzaju; rzecz jeszcze bardziej zdumiewająca!

Oto poeci dramatyczni, którzy, wedle mnie, są poetami w całym tego słowa znaczeniu oraz mistrzami namiętności. Są dwojacy: komiczni, którzy łaskoczą nas tak mile, i tragiczni, którzy wzruszają nas i wstrząsają nami tak gwałtownie.

Oto lirycy, którymi gardzę tyleż, ile szanuję tamtych: ludzie, którzy czynią ze swej sztuki harmonijną niedorzeczność.

Następnie widzisz autorów idyll i sielanek. Utwory te podobają się nawet dworakom, budząc w nich wrażenia spokoju, którego w życiu nie znają, a który poeta ukazuje w rzemiośle pasterzy.

Oto najniebezpieczniejsi ze wszystkich; ci, którzy ostrzą epigramy, małe, chybkie strzałki, zadające rany głębokie i nie do uleczenia.

Tu powieści, których autorzy są swego rodzaju poetami, a które wynaturzają zarówno ducha, jak serce. Trawią życie na szukaniu natury i chybiają zawsze; bohaterowie ich są równie od niej odlegli, jak smoki skrzydlate i hipocentaury.

– Czytałem, rzekłem, to i owo z waszych powieści; ale, gdybyście poznali nasze, jeszcze by was więcej raziły. Są równie mało naturalne, a przy tym straszliwie skrępowane obyczajem; trzeba dziesięciu lat szalonej miłości, nim kochanek zdoła ujrzeć twarz ukochanej. Radzi nie radzi, autorzy muszą nękać czytelnika tymi nudnymi preliminariami. W tych warunkach niepodobna, aby wydarzenia były urozmaicone; jedynym ratunkiem jest uciekać się do sztuki, gorszej niż sama choroba, na którą się szuka lekarstwa, to jest do cudów. Jestem pewien, że wy byście nie znieśli, aby czarodziejka dobywała spod ziemi całą armię; aby bohater rozgromił sam jeden stutysięczne wojsko. Oto nasze romanse: te zimne i często powtarzane przygody usypiają nas, a ciągłe cudy i nadzwyczajności drażnią.”

Paryż, 9 dnia księżyca Chalwal, 1719.

List CXXXVIII. Rika do Ibbena, w Smyrnie

Ministrowie następują tutaj po sobie i spędzają się jak pory roku. Od trzech lat patrzałem cztery razy na zmianę systemu finansów. W Turcji i w Persji ściąga się dziś podatki tak samo, jak je ściągali założyciele tych mocarstw: tutaj mają się rzeczy odmiennie. Prawda, że my nie wkładamy w to tyle przemyślności, co ludzie Zachodu. Sądzimy, iż między gospodarką dochodami władcy a mieniem prywatnej osoby nie ma większej różnicy niż między zliczeniem stu a stu tysięcy tomanów. Ale tutaj jest więcej sekretów i sztuczek. Wielcy geniusze muszą nad tym pracować dzień i noc; muszą rodzić codziennie, w niemałych bólach, nowe projekty; słuchać rad mnogości ludzi, którzy trudzą się dla nich zgoła nieproszeni; muszą kryć się i żyć w mrokach gabinetu, niedostępnego wielkim a świętego maluczkim; muszą mieć głowę wciąż pełną ważnych sekretów, cudownych planów, nowych systemów, i pochłonięci tymi medytacjami, muszą się wyrzec użytku słowa, a niekiedy i grzeczności.

Z chwilą gdy nieboszczyk król zamknął oczy, zamierzano ustanowić nową administrację. Wszyscy czuli, że rzeczy idą źle; ale nie wiedziano, jak się wziąć do ich naprawy. Zauważono liche owoce nieograniczonej władzy ministrów, postanowiono ją podzielić. Stworzono w tym celu sześć czy siedem Rad; ze wszystkich może we Francji, ministerium to okazało w rządzeniu najwięcej rozsądku. Trwało krótko, zarówno jak dobre następstwa, które wydało.

W chwili śmierci nieboszczyka króla Francja była niby ciało obciążone tysiącem chorób: Noailles wziął nóż, poobcinał niepotrzebne tkanki i zastosował przyżegające lekarstwa. Ale zostawał zawsze wewnętrzny błąd do uleczenia. Zjawił się cudzoziemiec101 i podjął tę kurację; po wielu gwałtownych środkach zdawało się, że przywrócił choremu dawną tuszę, ale to była tylko puchlina.

Wszyscy, którzy byli bogaci pół roku temu, są dziś w nędzy, ci zaś, którzy nie mieli co jeść, dławią się od bogactw. Nigdy te dwie ostateczności nie zetknęły się tak blisko. Cudzoziemiec wywrócił na nice Państwo, niby handlarz starzyzny ubranie; wierzch stał się podszewką. Cóż za niespodziewane fortuny, nieprawdopodobne nawet dla tych, którzy je porobili! Sam Bóg nie umiałby szybciej wyciągnąć człowieka z nicości. Iluż lokajów opłaca dziś służby swych kolegów, a jutro może zatrudniać będzie swoich dawnych panów!

Wszystko to wydaje osobliwe skutki. Lokaje, którzy porobili fortuny za dawnego króla, szczycą się dziś swym urodzeniem; tym, którzy świeżo rozstali się z liberią, okazują całą wzgardę, jakiej sami jeszcze doznawali przed pół rokiem. Krzyczą z całych sił: „Szlachta jest zrujnowana! Co za nieporządek w Państwie! Co za pomieszanie stanów! Figury spod ciemnej gwiazdy rozbijają się karetami!” Ręczę, że ci odbiją to sobie znowuż na tych, co przyjdą i że za trzydzieści lat ta starożytna szlachta napełniać będzie świat swą butą.

Paryż, 1 dnia księżyca Zilkade, 1720.

List CXXXIX. Rika do tegoż

Oto piękny przykład czułości małżeńskiej, nie tylko u kobiety, ale u królowej. Królowa Szwecji102, pragnąc wszelkimi siłami dopuścić swego małżonka do udziału w koronie, przesłała – aby usunąć wszelkie trudności – Stanom deklarację, iż, w razie jego wyboru, wyrzeka się praw do regencji.

Sześćdziesiąt kilka lat temu inna królowa, imieniem Krystyna, złożyła koronę, aby się poświęcić filozofii. Nie wiem, który z tych dwu przykładów trzeba bardziej podziwiać.

Mimo że dosyć jestem tego zdania, aby każdy trzymał się statecznie miejsca, gdzie go natura postawiła, i nie mogę pochwalić słabości tych, którzy czując się poniżej swego stanu, opuszczają go jakoby dezerterzy, zdumiewam się wszelako wielkości duszy tych dwóch monarchiń, i muszę uznać, że umysł jednej a serce drugiej wyższe są ponad ich fortunę. Krystyna myślała o poznaniu w porze, gdy inni myślą jeno o używaniu; tamta chce korzystać ze swej doli jedynie po to, aby złożyć całe szczęście w ręce dostojnego małżonka.

Paryż, 27 dnia księżyca Maharram, 1720.

List CXL. Rika do Usbeka, w ***

Parlament paryski usunięto do miasteczka Pontoise103. Rada ministrów przesłała mu, do zaprotokołowania lub zatwierdzenia, deklarację okrywającą go wstydem. Parlament zaś zaprotokołował ją w sposób, okrywający hańbą ministerium.

Grożą, iż podobny los spotka kilka innych parlamentów.

Tego rodzaju zgromadzenia są zawsze niemiłe: stykają się z królami jedynie po to, aby im mówić smutne prawdy. Gdy ciżba dworaków przedstawia im bez ustanku szczęście, jakiego lud zażywa pod ich berłem, one przychodzą zadać kłam pochlebstwu i nieść do stóp tronu jęki i łzy, których są skarbnicami.

Ciężkim brzemieniem, drogi Usbeku, jest prawda, kiedy ją trzeba nieść przed tron książąt! Winni też mieć świadomość, że ci, którzy to przedsiębiorą, działają pod przymusem i że nie ważyliby się nigdy na krok tak smutny i dotkliwy dla nich samych, gdyby się nie czuli doń zniewoleni obowiązkiem, szacunkiem dla monarchy, a nawet miłością.

Paryż, 21 dnia księżyca Gemmadi I, 1720.

List CXLI. Rika do tegoż

Wybieram się do ciebie z końcem tygodnia. Jakże słodko będą mi płynąć dni w twoim towarzystwie!

Przedstawiono mnie, przed kilku dniami, pewnej znamienitej damie, która ciekawa była oglądać mą zamorską fizjognomię. Wydała mi się piękna, godna spojrzeń naszego monarchy i zaszczytnej rangi w świętym miejscu przeznaczonym dla wczasów jego serca.

Zasypała mnie tysiącem pytań o obyczaje Persów i życie Persek. Zdaje się, że opis seraju nie przypadł jej do smaku: mierziło ją, aby jednego mężczyznę dzielił tuzin kobiet. Zazdrość budziły w niej przywileje jednej płci, a litość upośledzenie drugiej. Ponieważ lubi książki, zwłaszcza poezje i romanse, zaczęła ze mną rozmawiać o naszej literaturze pięknej. To, co jej powiedziałem, zdwoiło jej ciekawość; prosiła, abym jej przetłumaczył coś z pism, które przywiozłem. Przyrzekłem chętnie i przelałem, w kilka dni potem, perską opowieść. Może będziesz rad poznać ją w tej obcej szacie.

Historia Ibrahima

Za czasów szejka Alego Chana żyła w Persji niewiasta zwana Zulejma. Znała na pamięć cały Alkoran104; nie było derwisza, który by lepiej pojmował wykłady świętych proroków; księgi arabskich doktorów nie zawierały nic, czego znaczenie nie byłoby jej jasne. Do tylu wiadomości łączyła figlarność i swobodę, idącą tak daleko, że nieraz trudno było odgadnąć, czy celem jej jest zabawić tych, z którymi rozmawia, czy też ich pouczyć.

Jednego dnia, gdy przebywała z towarzyszkami w seraju, któraś spytała ją, co myśli o przyszłym życiu i czy daje wiarę tradycji Pisma, że raj stworzono tylko dla mężczyzn.

„Takie jest powszechne mniemanie, rzekła; nie ma nic, czego by nie uczyniono dla poniżenia naszej płci. Istnieje nawet naród, rozsypany po całej Persji, zwany żydowskim, którzy utrzymuje, opierając się na powadze świętych ksiąg, że my nie mamy duszy.

Mniemania te, tak zelżywe, nie mają innego źródła, jak tylko pychę mężczyzn, którzy chcą przenieść swą wyższość nawet poza granice życia, i nie pomną, iż w owym wielkim dniu wszystkie stworzenia staną przed Bogiem jako nicość, bez innego pierwszeństwa prócz cnoty.

Bóg nie będzie sobie stawiał granic w nagradzaniu. Jak mężczyźni, którzy dobrze żyli i dobrze używali swej władzy nad nami tu na ziemi, znajdą się w Raju pełnym niebiańskich i czarujących piękności, takich że gdyby śmiertelnik je ujrzał, natychmiast zadałby sobie śmierć, aby się nimi sycić tym rychlej, tak kobiety cnotliwe pójdą do miejsca szczęśliwości, gdzie będą się pławiły w strumieniu rozkoszy z boskimi mężczyznami, będącymi na ich usługi. Każda będzie miała seraj, w którym oni będą zamknięci, pilnie strzeżeni przez eunuchów jeszcze wierniejszych niż nasi.

Czytałam, dodała, w księdze arabskiej, że był raz człowiek, nazwiskiem Ibrahim, odznaczający się nieznośną zazdrością. Miał dwanaście pięknych żon, z którymi obchodził się bardzo surowo. Nie ufał ani eunuchom, ani murom seraju; trzymał je pod kluczem, w oddzielnych pokojach, tak że nie mogły widywać się ani mówić z sobą: zazdrosny był nawet o niewinną przyjaźń. Wszystkie jego postępki nosiły znamię brutalności; nigdy łagodne słowo nie wyszło z jego ust; nie uczynił gestu, który by nie pogłębił srogości ich niewoli.

Pewnego dnia, kiedy Ibrahim zgromadził wszystkie żony w komnacie seraju, jedna, śmielsza od innych, odważyła się wymówić mu jego szpetny charakter. »Kiedy się chce władać jedynie obawą, rzekła, plonem będzie niechybnie nienawiść. Jesteśmy tak nieszczęśliwe, że niepodobna nam nie życzyć sobie odmiany. Inne, na moim miejscu, pragnęłyby twej śmierci; ja pragnę jedynie mojej; nie mając nadziei, bym mogła rozstać się z tobą inaczej, przyjmę z radością i takie rozstanie.« Mowa ta, która powinna go była wzruszyć, wprawiła go we wściekłość: dobył sztyletu i utopił go w jej łonie. »Drogie towarzyszki, rzekła stygnącym głosem, jeśli niebo ulituje się nad mą cnotą, będziecie pomszczone.« Z tymi słowy opuściła nieszczęsne życie, aby się udać w krainę rozkoszy, gdzie kobiety, które żyły cnotliwie, zażywają wciąż odnawiającego się szczęścia.

Najpierw ujrzała łąkę, której zieloność stroiła się barwami najpowabniejszych kwiatów. Strumień o wodach czystszych niż kryształ wił się w tysiącznych skrętach. Weszła w urocze gaje, których ciszę mącił jedynie słodki śpiew ptasząt. Następnie ujrzała wspaniałe ogrody; natura przystroiła je z całą prostotą i wspaniałością; w końcu pyszny pałac, przygotowany dla niej, pełen niebiańskich mężczyzn przeznaczonych dla jej rozkoszy.

Dwóch poskoczyło natychmiast, aby ją rozebrać; inni zanurzyli ją w kąpieli i namaścili olejkami; dali jej następnie szaty nieskończenie bogate; po czym zawiedziono ją do sali, gdzie zastała ogień z pachnącego drzewa i stół z najwykwintniejszymi potrawami. Wszystko zbiegało się ku zachwyceniu zmysłów: słyszała z jednej strony muzykę wprost niebiańską; z drugiej widziała pląsy boskich mężczyzn, wyłącznie zajętych tym, aby się jej podobać.

Jednakże wszystkie te uciechy miały służyć jedynie na to, aby ją przywieść nieznacznie do sypialni; rozebrawszy ją jeszcze raz, zaniesiono ją do pysznego łóżka, gdzie dwaj czarująco piękni mężczyźni wzięli ją w ramiona. Była upojona, szczęście przewyższało zgoła jej pragnienia. »Nie wiem, co się dzieje ze mną, wołała: myślałabym, że umieram, gdybym nie była pewna swej nieśmiertelności. To za wiele, puśćcie mnie; upadam pod nadmiarem rozkoszy. Tak, wracacie nieco spokoju mym zmysłom; zaczynam oddychać, przychodzę do siebie. Czemu zabrano pochodnie? Czemu nie mogę oglądać waszej boskiej piękności? Czemu nie mogę widzieć… Ale po co widzieć? Wtrącacie mnie znowu w szaleństwo. O bogowie! jakież te mroki są rozkoszne! Jak to! będę nieśmiertelna i nieśmiertelna z wami! będę… Nie, błagam was o pardon; widzę, że jesteście z tych, którzy nie proszą go nigdy.«

Po kilkakrotnie ponowionym rozkazie usłuchali wreszcie; ale dopiero wtedy, kiedy w istocie pragnęła spoczynku. Wyciągnęła się rozkosznie i usnęła w ich ramionach. Chwila snu rozproszyła jej znużenie: uczuła dwa pocałunki, które rozpłomieniły ją natychmiast i kazały jej otworzyć oczy. »Niespokojna jestem, rzekła, boję się, że mnie już nie kochacie.« Było nad jej siły znieść dłużej tę wątpliwość; jakoż postarała się zyskać namacalne dowody. »Oczerniłam was, wykrzyknęła; przebaczcie, przebaczcie, pewna jestem waszych uczuć. Nie mówicie nic; ale zdolni jesteście do czegoś więcej niż najwymowniejsze słowa; tak, wyznaję wam, nigdy mnie tak nie kochano. Jak to! Spieracie się o zaszczyt przekonania mnie o tym? Ach, jeśli spieracie się o to, jeśli dołączycie ambicje pierwszeństwa do rozkoszy mej porażki, zgubiona jestem; obaj zyskacie palmę, a ja jedna tylko zostanę pobita; ale drogo sprzedam wam zwycięstwo.«

Zabawy te przerwał dopiero jasny dzień. Wierni i mili słudzy weszli do pokoju, kazali wstać młodzieńcom, których dwaj starcy odprowadzili w miejsce, gdzie ich strzeżono dla uciech pani zamku. Następnie, Anais wstała i ukazała się dworowi pełnemu bałwochwalczego zachwytu, najpierw w powabach głębokiego negliżu, później okryta najwspanialszymi szatami. Noc ta pomnożyła jej krasę; ubarwiła płeć, dodała wyrazu wdziękom. Dzień upłynął na samych tańcach, koncertach, ucztach, grach, przechadzkach, podczas których Anais wymykała się niekiedy na chwilę i biegła ku dwom młodym bohaterom. Po kilku szacownych momentach wracała do orszaku, który opuściła, z coraz to pogodniejszą twarzą. Wreszcie wieczorem znikła zupełnie: poszła zamknąć się w seraju, gdzie chciała – jak mówiła – zapoznać się ze swymi nieśmiertelnymi jeńcami, w których towarzystwie miała przeżyć całą wieczność. Odwiedziła tedy najbardziej tajemne i urocze komnaty, gdzie doliczyła się pięćdziesięciu niewolników cudownej piękności: błądziła całą noc od pokoju do pokoju, przyjmując wszędzie hołdy wciąż odmienne, a zawsze te same.

Oto, jak nieśmiertelna Anais pędziła życie, to w rozkoszach pełnych blasku, to w ustronnym i poufnym szczęściu; podziwiana przez świetny orszak lub ubóstwiana przez pijanego miłością kochanka. Często opuszczała zaczarowany pałac, aby się udać do sielskiej groty; kwiaty zdały się rosnąć pod jej stopami, gry i uciechy cisnęły się tłumnie do niej.

Minęło już więcej niż tydzień, jak żyła w tym błogosławionym domu: wciąż w upojeniu, nie miała ani chwili, aby pomyśleć nad sobą. Syciła się swym szczęściem, nie znając go, nie mogąc pochwycić ani jednej z owych spokojnych chwil, w których dusza zdaje sobie niejako sprawę z siebie samej i wsłuchuje się w siebie w ciszy namiętności.

Zbawione dusze kosztują tak żywych przyjemności, iż rzadko mogą się cieszyć tą swobodą umysłu: przywiązane do obecnej chwili, tracą pamięć rzeczy minionych i nie troszczą się o to, co znały lub kochały w poprzednim żywocie.

Ale Anais, której umysł był naprawdę filozoficzny, spędziła prawie całe życie na rozmyślaniu; posunęła się w dociekaniach o wiele dalej, niżby się można spodziewać po kobiecie zostawionej sobie. Surowe zamknięcie, w jakiem więził ją małżonek, zostawiło jej jedynie tę rozrywkę.

Ta właśnie siła ducha kazała jej wzgardzić lękiem, w jakim żyły jej towarzyszki, oraz śmiercią, która miała być końcem mąk, a początkiem szczęśliwości.

Jakoż, ocknęła się z upojeń i zamknęła się sama w komnacie. Zatopiła się w słodkich rozważaniach nad swym minionym stanem a obecną szczęśliwością; nie mogła się wstrzymać od rozczulenia nad niedolą towarzyszek: człowiek współczuje z cierpieniem, które sam dzielił! Anais nie ograniczyła się do współczucia: pełna tkliwości dla nieszczęśliwych, uczuła potrzebę wspomożenia ich.

Jednemu z młodych ludzi, którzy ją otaczali, dała rozkaz, aby przybrał postać jej męża, aby się udał do jego seraju, owładnął nim, wygnał prawego właściciela i zajął jego miejsce, póki go sama nie odwoła.

Usłuchał w lot: pomknął przestworzem, przybył do bram seraju Ibrahima, bawiącego wówczas poza domem. Puka; wszystkie drzwi otwierają się, eunuchowie padają mu do stóp. Pędzi do komnat, gdzie żony Ibrahima usychały w zamknięciu. Po drodze, zrobiwszy się niewidzialnym, wziął kluczyk z kieszeni zazdrośnika. Już wchodząc, budzi w kobietach zdumienie uprzejmą i łagodną twarzą; wkrótce zdumiewa je jeszcze więcej tkliwością i sprawnością swych zapałów. Wszystkie kolejno zyskały prawo do zdumienia; byłyby to wzięły za sen, gdyby nie miał tylu cech rzeczywistości.

Gdy tak niezwykłe sceny rozgrywają się w seraju, Ibrahim puka, wymienia swe imię, klnie i krzyczy. Po szeregu trudności, wchodzi wreszcie i wprawia eunuchów w najstraszliwszy zamęt. Idzie wielkimi krokami; ale cofa się, jak gdyby spadłszy z obłoków, kiedy widzi fałszywego Ibrahima, swój żywy obraz, sycącego się przywilejami pana domu. Woła o pomoc: żąda, aby eunuchowie pomogli mu zabić szalbierza: nie znajduje posłuchu. Zostaje mu jedynie słaba droga ratunku: zdać się na sąd swoich żon. Ale, w ciągu godziny, fałszywy Ibrahim pozyskał sobie wszystkich sędziów. Tamtego ścigają precz i wloką go haniebnie za próg seraju; zabito by go tysiąc razy, gdyby rywal nie nakazał, aby mu darowano życie. Nowy Ibrahim, zostawszy panem placu, okazuje się coraz godniejszy takiego wyboru i błyszczy dotychczas nieznanymi cudami.

Niepodobny jesteś do Ibrahima, mówiły kobiety. – Powiedzcie raczej, ten szalbierz nie jest podobny do mnie, odpowiadał tryumfujący Ibrahim: cóż trzeba czynić, aby być waszym mężem, jeśli to, co ja czynię, nie wystarcza?

– Och, ani nam w głowie wątpić o tym, wykrzyknęły żony. Jeśli nie jesteś Ibrahimem, wystarcza nam, że wart jesteś nim być stokrotnie; jesteś więcej Ibrahimem w jednym dniu, niż on w ciągu dziesięciu lat. – Przyrzekacie tedy, odparł, że oświadczycie się za mną przeciw szalbierzowi? – Nie wątp o tym, odparły jednym głosem; przysięgamy ci wiekuistą wierność: zbyt długo byłyśmy ofiarami oszustwa. Zdrajca nie cnocie naszej nie ufał, ale własnej niemocy; widzimy, że mężczyźni nie są tacy jak on; raczej muszą być podobni do ciebie. Gdybyś wiedział, jak, dzięki tobie, stał się w naszych oczach godny nienawiści! – Ha! dam wam często nowe przyczyny nienawidzenia go, odparł fałszywy Ibrahim; nie znacie jeszcze w całej rozciągłości krzywd, jakie wam wyrządził. – Oceniamy jego niegodziwość po rozmiarach twej pomsty, odparły. – Tak, macie słuszność, rzekł boski mąż; odmierzyłem pokutę wedle zbrodni: rad jestem, żeście zadowolone z mego sposobu karania. – Ale, rzekły kobiety, cóż poczniemy, jeśli szalbierz wróci? – Trudno by mu było oszukać was, jak sądzę, odparł; twierdzy, którą zająłem w waszym sercu, nie da się utrzymać podstępem; zresztą, wyprawię go tak daleko, że nie będziecie ani słyszeć o nim. Na przyszłość, biorę na siebie troskę o wasze szczęście. Nie będę zazdrosny: potrafię sobie zapewnić wasze serce bez skrępowania. Mam dość dobre mniemanie o swej wartości, aby sądzić iż zostaniecie mi wierne; gdybyście przy mnie nie były szczęśliwe, któż mógłby liczyć na waszą cnotę? Długo ciągnęła się rozmowa w tym duchu. Kobiety, bardziej jeszcze uderzone różnicą między dwoma Ibrahimami niż ich podobieństwem, nie myślały nawet szukać wyjaśnienia tych cudów. Wreszcie zrozpaczony mąż wraca jeszcze raz szturmować o swe prawa: zastaje cały dom w weselu i radości, a żony bardziej niedowierzające niż wprzódy. Nie sposób było zazdrośnikowi cierpieć tego widoku; wyszedł wściekły: fałszywy Ibrahim pospieszył za nim, wziął go, uniósł w powietrze i rzucił o dwa tysiące mil od domu.

O bogowie! w jakąż rozpacz popadły biedne żony w nieobecności ukochanego Ibrahima! Już eunuchy odzyskały dawną surowość; dom utonął we łzach. Wyobrażały sobie chwilami, że wszystko, co im się trafiło, było jedynie snem; spoglądały po sobie i przypominały sobie najdrobniejsze okoliczności tej dziwnej przygody. Wreszcie niebiański Ibrahim wrócił, wciąż bardziej luby i godzien miłości: nic nie znać było po nim trudów podróży. Nowy pan postępował sobie tak odmiennie od dawnego, ze wprawił w zdumienie sąsiedztwo. Odprawił eunuchów, otworzył dom całemu światu: nie chciał nawet ścierpieć, aby żony nosiły zasłonę. Osobliwa to była rzecz widzieć je na ucztach, wśród mężczyzn, cieszące się równą swobodą co oni. Ibrahim sądził słusznie, że obyczaje owego kraju nie są dla mężów takich jak on. Wśród tego, nie żałował sobie żadnego wydatku: roztrwonił szczodrze majątki zazdrośnika, który, wróciwszy w trzy lata z dalekich krajów, zastał już tylko swoje żony oraz trzydzieści i sześcioro dzieci.”

Paryż, 26 dnia księżyca Gemmadi I, 1720.

101.cudzoziemiec – John Law. [przypis redakcyjny]
102.Królowa Szwecji – Eleonora-Ulryka, młodsza siostra Karola XII, powołana po śmierci brata na tron, ustąpiła, za zgodą Stanów, korony małżonkowi swemu, księciu Fryderykowi Hessen-Kassel. [przypis tłumacza]
103.Parlament paryski usunięto do miasteczka Pontoise – książę Filip Orleański toczył, przez cały czas swej regencji, spory z Parlamentem, który wreszcie wygnał do Pontoise za to, iż nie chciał w całej pełni aprobować opłakanego systemu finansowego Lawa. [przypis tłumacza]
104.Alkoran, dziś Koran – święta księga islamu, przekazująca nauki Mahometa, zawiera nakazy religijne i podstawy prawa obowiązującego muzułmanów. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
300 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre