Kitabı oku: «Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca», sayfa 2
SCENA VIII
Pani Dobrójska, Aniela, Klara, Albin.
Albin, wszedłszy, opiera się o ścianę blisko stolika i z założonemi rękami, często wzdychając, oka nie spuszcza z Klary.
PANI DOBRÓJSKA
wchodząc, do Albina:
Kocha się, kto się kłóci, dawne to przysłowie.
KLARA
całując ją w rękę
Czy się ciocia kłóciła?
PANI DOBRÓJSKA
do Klary:
Oj, zielono w głowie.
KLARA
O, nie!
PANI DOBRÓJSKA
O, tak.
KLARA
Dlaczego?
ANIELA
Klara, moja mamo,
Bywa bardzo rozsądna.
KLARA
Aniela toż samo.
ANIELA
Zgadzamy się we wszystkiem.
KLARA
Radzimy wzajemnie.
PANI DOBRÓJSKA
Kiedy dwie głowy radzą daremnie,
Rozsądna zatem Klara rozsądnej Anieli
Zapewne jej uwagi rozsądnej udzieli,
Że grzeczność, a szczególniej w swojej matki domu,
Najmniejszej przynieść krzywdy nie może nikomu;
A nawzajem Aniela poradziła Klarze,
Że obojętność szydzić niekoniecznie każe.
KLARA
kłaniając się nisko Albinowi
Panie Albinie, bardzo dziękujemy.
ANIELA
do Dobrójskiej
Trzebaż się starać o pana Gustawa?
PANIE DOBRÓJSKA
Ale nie krzywić, nie dąsać się zawsze.
Siadają przy okrągłym stoliku i robótki biorą, prócz Klary.
ANIELA
szybka rozmowa
On nas nie widzi.
KLARA
I ślepy, i niemy.
ANIELA
KLARA
Mówić, gdy milczy; gdy nudzi, zabawiać?
ANIELA
ironicznie
I jakaż na wsi może być zabawa!
KLARA
podobnie, coraz prędzej
I z wieśniaczkami o czemże rozmawiać!
ANIELA
KLARA
Miejskim rozumem zaćmiłby nas może.
ANIELA
Przez litość, gęstą daje mu zasłonę.
KLARA
Przez litość, drzemiąc, stara się o żonę.
PANI DOBRÓJSKA
Już to mnie przegadacie, moje piękne damy.
ANIELA
Ależ, mamo kochana! cóż my robić mamy?
KLARA
Kiedy na sofie rozparty szeroko,
Półgębkiem gada, śpi na jedno oko,
Mamyż mu śpiewać arietkę wesołą?
Albo z girlandą tańcować wokoło?
Klara, mówiąc ostatni wiersz, robi kilka kroków tańca z chustką w ręku. Albin rzuca się i odrzuca krzesło za nią stojące.
ALBIN
Przebóg!
KLARA
Cóż?
ALBIN
Krzesło.
KLARA
rozgniewana
Ach! Z panem… prawdziwie…
Nawet potknąć się nie można!
ALBIN
Niestety.
ANIELA
do Dobrójskiej
Bardzo rozsądnie.
PANI DOBRÓJSKA
śmiejąc się
Ja sama się dziwię.
Nie arietki, nie, ani też balety,
Lecz grzeczność, skromność, to wasze zalety.
KLARA
ironicznie
Zresztą, jest Radost, jest Albin, jest Gustaw…
Trzech mężczyzn! to sąd podług męskich ustaw;
Trzech! razem! ogrom! i czegóż im trzeba?
Cóż rozum kobiet, ten słaby twór nieba,
Co się im zbliżyć nawet praw nie rości,
Dałby za korzyść tym sędziom honoru,
Wszechwładcom świata, skarbonom mądrości?
Nasze uczucia, nie sięgając wzoru,
Na męskiej duszy twór zawsze wyniosły
Pęta by tylko albo skazę niosły.
PANI DOBRÓJSKA
Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza.
Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza;
Zatem szalę rozsądku ta strona przeważa
Co swoje błędy karci, a cudzym pobłaża.
SCENA IX
P. Dobrójska, Aniela, Klara, Albin, Gustaw.
Albin stoi przy prawej stronie sceny, przy nim siedzi przy stole pierwsza Klara, druga Aniela, trzecia Dobrójska, robótkami zajęte. – Gustaw wchodzi i, skłoniwszy się, stawia krzesło na środku – siada obrócony do parteru trochę na przodzie sceny – Gustaw w tej scenie mówi z roztargnieniem, aby tylko co mówić, z początku swoim ubiorem zajęty.
GUSTAW
Przecie deszcz ustał – pogodniej na niebie.
KLARA
Arcyprzyjemna aura, w samej rzeczy.
Do Anieli
Że grzecznie bawię, nikt już nie zaprzeczy.
A teraz kolej, Anielo, na ciebie.
PANI DOBRÓJSKA
do Klary z nieukontentowaniem
Klaro, czy znowu?
do Gustawa
Albin mówił właśnie,
Że z nowej chmury nowa grozi słota.
ALBIN
Dla mnie pochmurno, ach, nawet ciemnota.
Bo i nadzieja powoli już gaśnie,
Kiedy mym smutkiem Klara ucieszona.
KLARA
zniecierpliwiona
Ach nie, wcale nie, smuci się, i bardzo.
GUSTAW
zawsze z roztargnieniem, byle co mówić
Panie pracują.
KLARA
Mężczyźni tem gardzą
Lubo w tej pracy najprędsza obrona
Przeciw tym nudom, w które wieś obfita.
PANI DOBRÓJSKA
do Klary z nieukontentowaniem
Czy ty się nudzisz?
KLARA
Mnie się ciocia pyta?
GUSTAW
jak wprzódy
Słabym się czuje, kto szuka obrony.
KLARA
O sobież tylko myśleć nam wypada?
GUSTAW
pozierając 16 na Albina
Tak, i o bliskich – to pięknie i hojnie.
KLARA
ze wzrastającym zapałem
Bliski, niebliski może być znudzony.
ANIELA
do Klary na stronie
Klaro, daj pokój.
GUSTAW
zawsze obojętnie
Ogólna więc rada…
KLARA
Rady dość nigdy....
GUSTAW
sens kończąc
Dla popsutych dzieci.
KLARA
Wiem zatem, gdzie się zwracać.
GUSTAW
obojętnie
Do zwierciadła.
PANI DOBRÓJSKA
Klara nie może rozmawiać spokojnie.
Lada dmuchnięcie tę iskrę roznieci.
GUSTAW
wyciągając się na krześle
O, proszę pani, mnie to dosyć bawi.
KLARA
urażona, ironicznie
Czy tak? Doprawdy? Nie byłabym zgadła,
Że moja mowa takie cuda sprawi./ Do Albina
Ach, proszęż mnie tak nie ścigać oczyma.
ALBIN
z westchnieniem
I tego wzbraniasz?
KLARA
Ach, bo miary nié ma.
do Anieli
Żeby choć mrugnął, mogłabym się skrzywić.
PANI DOBRÓJSKA
po krótkiem milczeniu
Pan Gustaw mógłby i słusznie się dziwić,
Że wiejska cisza, a zwłaszcza w tej porze,
Dla kogokolwiek przyjemną być może.
GUSTAW
mówi coraz wolniej
I owszem, owszem… wcale się nie dziwię…
Wieś jest przyjemna,/ Ziewa skrycie.
przyjemna prawdziwie.
KLARA
do Anieli na stronie:
Widzisz?
ANIELA
Co?
KLARA
Ziewa.
ANIELA
Grzeczny…!
KLARA
(sens kończąc)
Ciocia powie./ głośno
Otóż to grzeczność…
na wejrzenie Dobrójskiej
Chwalić wbrew gustowi.
GUSTAW
coraz wolniej
Nie, wieś ma swoje wdzięki… mówię szczerze.
Ziewa skrycie.
Na wiosnę kwiatki… listki… trawki świeże,
A w lecie, w lecie!… są te… piękne żniwa;
No i w jesieni…/ ziewając/
także… tam coś bywa;
W zimie wieczory… tak… w zimie… wieczory;
Są, są zabawy… o, są każdej pory.
Ziewa i wkrótce zaczyna drzemać.
PANI DOBRÓJSKA
W nas to samych zabawy i nudów przyczyna.
Jeśli bezczynnie każda wlecze się godzina,
Konieczne zatrudnienia nie dzielą nam czasu,
Jeśli w ciągłym odmęcie śród17 gwaru, hałasu,
Zawsze pragniemy nowych rzeczy, nowych ludzi,
Wtedy jak wieś, tak miasto, koniec końców – znudzi.
Dlatego nas zapewne nadzieja nie mami,
Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z nami.
KLARA
po krótkiem milczeniu, cicho
Pst! Ciociu!/ pokazując śpiącego Gustawa
Już się bawi.
PANI DOBRÓJSKA
A! co tego…
KLARA
Chodźmy stąd wszyscy.
ANIELA
Zostawmy samego.
ALBIN
Ja i w nocy tak nie śpię.
PANI DOBRÓJSKA
To za wiele.
KLARA
Chodźmy.
PANI DOBRÓJSKA
Ale nie…
ANIELA
ciągnąc za rękę
Moja mamo, proszę.
KLARA
biorąc za drugą rękę
Ja także za nim suplikę zanoszę:
Wszakże się wyśpi, jak sobie pościele,
Tak sobie posłał, niechże śpi do woli.
do Albina
No, chodźże waćpan – prędzej! – pst! – powoli.
Wszyscy wychodzą – Gustaw śpi – wkrótce wbiega Radost – przypatruje się z żalem Gustawowi – zakłada ręce i siada na krześle, na którem siedziała pani Dobrójska.
SCENA X
Gustaw, Radost.
RADOST
żałośnie, zaledwie nie z płaczem, coraz głośniej
Gustawie! mój Gustawie! okrutny Gustawie!
GUSTAW
otwiera oczy i patrząc przed siebie, odpowiada jakby pani Dobrójskiej:
Tak, mościa dobrodziejsko, ja się na wsi bawię.
RADOST
parskając śmiechem
I śmiać się muszę, kiedy łajać chciałem.
GUSTAW
zadziwiony, po krótkiem milczeniu, wstając
Zasnąłem trochę.
RADOST
ironicznie
Gdzie tam.
GUSTAW
z nieukontentowaniem
Spałem, spałem,
Nie ma co mówić.
RADOST
udając Gustawa
„Jak się dziś poprawię,
Zadziwisz się, stryjaszku” – Otóż się i dziwię,
Żeś dobrze zasnął i chrapał szczęśliwie.
GUSTAW
z nieukontentowaniem
No, spałem, prawda; ale z drugiej strony,
Trudno kochanka uśpi huk moździerzy,
z udanem uczuciem
Łacno głos fletów, głos kobiet pieszczony.
RADOST
O! o… głos fletów! Niby kto uwierzy!
Dla Boga, chłopcze! Boska na mnie plago!
Próżnoż cię ścigam prośbą i uwagą,
Powiedz, czy serce zastygło w twem łonie,
Spać przy kochance18, jakby już przy żonie?
GUSTAW
niekontent z siebie, odtrącając krzesło
Hm! Diabeł nadał krzesło tak wygodne!
Tak mnie znienacka jakoś… rozmarzyło.
RADOST
I chce się żenić! – To zaloty modne!
Chcesz spać, no, to śpij, kiedy ci spać miło.
GUSTAW
Ale stryjaszku, to niechcący było.
RADOST
A cóż, u diaska! miałżeś jeszcze może
Dobranoc wszystkim powiedzieć dokoła?
GUSTAW
No, no, stryjaszku, nie zachmurzaj czoła:
Wszystkim nieszczęściom zaraz kres położę.
RADOST
zatrzymując go
Jak? co? gdzie?
GUSTAW
Wszystko chcę naprawić godnie.
RADOST
prosząc najpokorniej
Guciu, Guciuńciu, nie czyń mi zakały,
Bądź też rozsądny, tydzień, tydzień mały!
GUSTAW
Będę, stryjaszku, będę… dwa tygodnie.
RADOST
Dla ciebie błagam.
GUSTAW
Stryjaszku kochany!
Wart twego gniewu, wart jestem nagany,
Umiem czuć, cenić ojcowskie przestrogi,
Dzięki ci, dzięki, stryjaszku mój drogi./ Ściskają się.
RADOST
rozczulony
Guciu kochany!/ po krótkiem milczeniu/
Ale ja się boję,
Że ty dziękujesz i znów robisz swoje.
GUSTAW
Nie, teraz jestem, będę zakochany,
Z samym Albinem na wyścigi idę.
RADOST
wstrzymując go
Ach, czekaj! Nową naprowadzisz biedę.
Za drwinki wezmą nagłość tej odmiany.
GUSTAW
Nie, westchnę tylko – raz na pół godziny.
Lecz patrzeć będę, tego mi nie zganią
Ale jak patrzeć! – Już wiem. – Wzrok jedyny!
biorąc go pod rękę i ciszej
Jak niegdyś patrzał stryjaszek na panią…
RADOST
zatykając mu usta
Cicho, bądź cicho!/ oglądając się/
Ty, widzę, szalony…
GUSTAW
Ale co gorzej, co mnie trochę smuci,
Że panna na mnie i okiem nie rzuci.
RADOST
Ach, mój Gustawku, wszak ty szukasz żony;
Chciałżebyś takiej, co ściga oczyma,
Jakby wołała: «Kto kogo przetrzyma»,
Lub tej, co spojrzy i westchnie przed siebie
Jakby szeptała: «Poszłabym za ciebie»?
GUSTAW
Nie – ja chcę, chociaż niby jestem trzpiotem…
RADOST
z westchnieniem
Niby.
GUSTAW
Dobrą mieć żonę.
RADOST
A któż wątpi o tem?
GUSTAW
I gdybym nie czuł przymiotów Anieli,
Radost w niemem zachwyceniu wyciąga ręce ku niemu.
Jużbyście mnie tu dotąd nie widzieli.
RADOST
ściskając go
Ach, jakiż anioł przemówił przez ciebie?
GUSTAW
Prawda? – Rozsądnym umiem być w potrzebie?
RADOST
Ach, strasznie, strasznie, byle tylko trwale.
GUSTAW
Idę więc biegać, śpiewać…
RADOST
żałośnie, zatrzymując go
Tego wcale…
Gustaw przerywa mowę Radosta gwałtownem uściśnieniem, w którem mówi wiersz następujący:
GUSTAW
Sam się zadziwisz, jak się dziś poprawię!
Wytrąca niechcący tabakierkę z rąk Radosta, a wybiegając, wywraca krzesło – Radost, goniąc za tabakierką i raz na nią, raz na Gustawa patrząc, gdy zasłona spada:
RADOST
Czekaj! Zmiłuj się! o Boże! Gustawie!
AKT II
SCENA I
P. Dobrójska, Radost.
PANI DOBRÓJSKA
Tak, tak, panie Radoście, podzielam twe żale.
Ale mnie się pan Gustaw nie podobał wcale!
Miłość własną, przeczącą, co drugim należy19
Najtrudniej mi przychodzi przebaczyć młodzieży.
RADOST
Tej wady Gustaw nie ma.
PANI DOBRÓJSKA
Ma tylko zalety,
A żadnej wady? – prawda?
RADOST
Ach, ma, ma, niestety!
PANI DOBRÓJSKA
A tą jest?
RADOST
Roztargnienie, wesołość, pustota…
No, co mam obwijać – trzpiot!
PANI DOBRÓJSKA
Nie widzę w nim trzpiota.
RADOST
Ach, mościa dobrodziejko, któż to już zaprzeczy?
Ale ma serce dobre, głowę nie od rzeczy;
To nie minie jak płochość, z czasem nie uleci,
To jest szczęścia rękojmią dla żony i dzieci.
PANI DOBRÓJSKA
Wszystko dobre w nim widzisz.
RADOST
Kocham go jak syna.
żałośnie/ Ale tylko ja jeden.
PANI DOBRÓJSKA
To nie moja wina.
RADOST
I Aniela się krzywi.
PANI DOBRÓJSKA
I wprawdzie ma czego.
RADOST
Biedny Gustawek! Wszyscy bij zabij na niego.
PANI DOBRÓJSKA
A ten sen? jest trzpiotostwo? – nie: lekceważenie.
RADOST
PANI DOBRÓJSKA
A to jak ocenię,
Gdy potem wleciał do nas, jakby jęty szałem?
Co robił? – Byłeś.
RADOST
PANI DOBRÓJSKA
Lubię w młodym wesołość; i wesołość szczera,
Choć czasem w zbytek przejdzie, jednak wzgląd odbiera22.
Lecz udana już nie ma do tych względów prawa,
I taka dziś wzbudziła szaleństwa Gustawa.
RADOST
Szaleństwa; – był szalony – to nie ma gadania,
Lecz czasem i nieśmiałość do tego nas skłania:
Drży, stoi, a potem huż, jak ów koń z narowu,
Co raz z miejsca, już nie zna ni płotu, ni rowu.
PANI DOBRÓJSKA
wstrzymując się od śmiechu
Co? On?
RADOST
sens kończąc
Nieśmiały.
PANI DOBRÓJSKA
Gustaw?
RADOST
Gustaw. Ręczę pani.
PANI DOBRÓJSKA
A, wybornie!/ Śmieje się.
O, biedny! biedny Gucio mały.
Trzech nie zliczy!/ Śmieje się.
RADOST
zmieszany
No… prawda, że jest nadto śmiały.
żałośnie/ Ale cóż ja mam robić?
PANI DOBRÓJSKA
Wziąć go lepiej w kluby23.
Bo mówiąc między nami, ten Gustawek luby
Wyrabia ze stryjaszkiem, co mu się podoba.
RADOST
PANI DOBRÓJSKA
O, tak, wiem dobrze: waćpan zrzędzisz, on nie słucha.
RADOST
Ach, jak on mi dziękuje za każdą przestrogę.
Ale chcesz pani prawdy, ja nią służyć mogę:
Pani to dobrodziejka psujesz panny swoje.
PANI DOBRÓJSKA
Ja psuję!
RADOST
Pani.
PANI DOBRÓJSKA
Bój się Boga!
RADOST
Ja się boję.
Lecz tak jest.
PANI DOBRÓJSKA
Drżą przede mną.
RADOST
ironicznie
Zapewne!
PANI DOBRÓJSKA
I pewnie.
Szkoda, żeś tu dziś nie był, jak płakały rzewnie.
RADOST
Ale chociaż ja zero, Gustaw pełen winy,
Jednak nic mi nie kryje.
PANI DOBRÓJSKA
Cóż znaczą te miny?
Ściągasz je do Anieli, albo też do Klary?
RADOST
Hm! Hm!
PANI DOBRÓJSKA
Cóż?
RADOST
Jakieś śluby!
PANI DOBRÓJSKA
Dziecinne zamiary,
O których nie chcę wiedzieć, domyślam się ledwie.
Długo przy matce Klary bawiły obiedwie25,
Wiesz, jakie przed oczyma miały tam pożycie;
Przy tem kilka złych książek przeczytanych skrycie,
Równie jak mego szwagra gorszące rozmowy
Wpoiły, nie w ich dusze, ale w młode głowy,
Ową nienawiść mężczyzn, którą ciągle puszą.
Na cóż więc zbijać myśli, co się zmienić muszą?
RADOST
Zmienić się, zmienią, pewnie, lecz kłopot dla Gucia.
PANI DOBRÓJSKA
Zresztą lepiej za mało, niż za wiele czucia.
RADOST
z uczuciem całując ją w rękę
Ach, mościa dobrodziejko!
PANI DOBRÓJSKA
Zawsze Radost jeszcze…
RADOST
jak wprzódy
Zawsze.
PANI DOBRÓJSKA
Idź, popieść Gucia.
Odchodzi.
RADOST
Już ja go popieszczę.
SCENA II
Radost sam.
RADOST
SCENA III
Radost, Gustaw.
GUSTAW
A co, stryjaszku? – Wszak poprawa wielka?
RADOST
Gdybym nie widział, nie dałbym był wiary.
GUSTAW
Tylko coś trochę bruździ mi Anielka.
RADOST
Już tak za pan brat! – Jakby z jednej pary?
GUSTAW
Dąsa się na mnie.
RADOST
do siebie
Anielka! No proszę!
GUSTAW
Ale im rzadsze, tem większe rozkosze.
Niech mało mówi, a kocha bez miary,
Bo coraz więcej za serce mnie chwyta.
RADOST
rozgniewany
A ty coraz mniej.
GUSTAW
Mniej?
RADOST
Mniej.
GUSTAW
Czy żart?
RADOST
ironicznie
Żart, żart.
GUSTAW
To źle.
RADOST
ze wzrastającym gniewem
To dobrze.
GUSTAW
Czemu?
RADOST
Boś tego wart.
GUSTAW
Cóżem ja zrobił?
RADOST
I jeszcze się pyta!
Zmiłuj się, powiedz, czyś duszy chciał ze mnie?
Czy tarantula pogryzła ci pięty,
Że kiedym mrugał i chrząkał daremnie,
Ty w susach, skokach, na wszystko zawzięty,
Tłukłeś, łamałeś – nawet biedną suczkę…
GUSTAW
Cóż złego? – chciałem pokazać im sztuczkę.
RADOST
O, ty do sztuczek! Mistrz! Jakby spadł z nieba —
Lecz nie do takich, gdzie zgrabności trzeba.
Kto z wesołości do głupstwa przechodzi,
Może rozśmieszyć, sobie tylko szkodzi;
Lecz kiedy głupstwem chce zabawić kogo,
Krzywdzi go wtenczas i złą idzie drogą.
GUSTAW
Prawda, stryjaszku, prawda co do joty;
Co to za szczęście, że cię mam przy sobie,
Że zawsze radzisz w tak jasnym sposobie,
Bo nie raz głupstwo byłbym zrobić w stanie.
RADOST
wnosząc oczy ku niebu
Byłby?
GUSTAW
ściskając go
Dziękuję, mój stryjaszku złoty,
Za twoją radę, za twoje kazanie,
Wszystko już teraz, jak każesz, tak zrobię.
RADOST
prosząc
Więc te rozmowy…
GUSTAW
Ej tam u kaduka!
Już w gardle stoi to wiejskie gdakanie!
RADOST
O… o… już zły, już.
GUSTAW
Nazbyt wielka sztuka,
Z miasta przybywszy wiejskie bawić panie.
Wspomnij świat wielki: ho, ho! górne tony.
Mów o rolnictwie: – za cóż to nas trzyma?
Czy nad młot, omłot, innej treści nié ma?
O literaturze: fiu! jaki uczony!
Żartuj: trzpiot z ciebie. Nie żartuj: rozumny.
Bądź wesół: szydzisz. Bądź smutny: pan dumny.
Dosyć, że na wsi nim będziesz poznany
Mów i rób co chcesz, zawsześ wart nagany.
RADOST
Ale Aniela czy jej także warta?
GUSTAW
Cóż mam z nią mówić? – Mówiłem o łanach,
Łąkach, strumykach, owcach i baranach,
O czemże jeszcze mam mówić, u czarta?
RADOST
Kiedy się gniewasz i sadzisz czartami…
Ale cóż w mieście?
GUSTAW
Nie gadam z pannami.
RADOST
Panna, niepanna, któż wgląda tak ściśle!
GUSTAW
Ach, mój stryjaszku, jakżeś się zestarzał.
Gdy nie śmiem wyrzec, co z zapałem myślę,
Sto słów na jedno, będę giął, powtarzał,
Nim mnie powoli do celu przybliży;
Bo myśl jak woda; im ciaśniej, tem wyżéj.
RADOST
Argument jasny, porównanie piękne.
GUSTAW
Z panną, sam powiedz, kiedy raz już jęknę:
«Kocham waćpannę», a ona odpowie:
«Kocham waćpana» – jużci po rozmowie.
RADOST
A jak: «Nie kocham»?
GUSTAW
Także koniec będzie.
RADOST
Lecz z tobą końca i diabeł nie dojdzie.
Ale stój, czekaj! Zatrzymaj w pędzie!
Wiesz, jaki zamiar Anieli i Klary?
GUSTAW
Nie.
RADOST
Żadna za mąż nie chce i nie pójdzie.
GUSTAW
z udanym przestrachem, odprowadzając go na stronę
Jak to, stryjaszku? – A, to nie do wiary!
Chcą mężczyzn zgubić, trwać w panieńskiej cnocie?
Może tak wszystkie?
RADOST
głaszcząc go pod brodę
Oj ty, ty mój trzpiocie!
Odchodzi.
GUSTAW
sam po krótkiem milczeniu
Ten wzrok oziębły, a miłosne oko,
Westchnienie w piersiach zamknięte głęboko,
Czoło pochmurne, kiedy twarz się śmieje —
Na honor, lubię, kocham się, szaleję!