Kitabı oku: «Tako rzecze Zaratustra», sayfa 20

Yazı tipi:

Wieczerza

W tym mianowicie miejscu przerwał wróżbiarz powitanie Zaratustry z gośćmi: przecisnął się naprzód, jak ktoś co nie ma czasu do stracenia, pochwycił dłoń Zaratustry i zawołał:

– Ależ Zaratustro! Jedno jest niezbędniejsze od drugiego, sam to powiadasz: a więc jedno jest mi obecnie niezbędniejsze od drugiego.

Słówko w porę: czyż nie zaprosiłeś mnie na posiłek? A jest tu wielu takich, co z długiej podróży przybyli? Chceszże nas mowami nakarmić?

Rozmyślaliście mi również nadto o zamarznięciu, utonięciu, uduszeniu, oraz o innych niedolach cielesnych: nikt zaś jeszcze nie wspomniał o mojej niedoli, mianowicie o zagłodzeniu —

(Tak mówił wróżbiarz; a gdy zwierzęta Zaratustry usłyszały te słowa, uciekły przerażone. Spostrzegły one, że wszystko, co za dnia zniosły, nie wystarczy nawet dla zapchania samego tylko wróżbiarza).

– Łącznie z pragnieniem – ciągnął dalej wróżbiarz. – Aczkolwiek słyszę, że woda tu pluska niby mowy mądrości, równie obficie i niezmordowanie, ja wszakże – chcę wina!

Nie każdy jest, jak Zaratustra, urodzonym spijaczem wody. Woda nie zda się wreszcie na nic dla znużonych i zwiędłych: nam należy się wino, – ono dopiero darzy nagłym uzdrowieniem i krzepkością pochopną!

Przy tej sposobności, gdy wróżbiarz dopominał się wciąż o wino, stało się, że przemówił także król po lewej, najbardziej ze wszystkich milczący.

– O wino – rzekł – dbaliśmy już razem z moim bratem, z królem po prawej: wina mamy dosyć, – nasz osieł jest pełen wina. Nie brak więc niczego oprócz chleba.

– Chleba? – odparł Zaratustra i zaśmiał się. – Otóż chleba właśnie nie miewają pustelnicy. Wszelako człowiek nie tylko chlebem żyje, lecz i mięsem dobrych jagniąt, których mam tu dwoje:

– Należy je zarżnąć czym prędzej i szałwią korzennie zaprawić: tak je lubię spożywać. Nie brak też u mnie korzeni i owoców, przydatnych nawet dla łakotnisiów i smakoszów, znajdą się też i orzechy oraz inne zagadki do łuskania.

Tak więc zgotujemy niebawem dobrą ucztę. Lecz kto spożywać ją pragnie, winien też i rękę do niej przyłożyć, nie wyłączając króli. U Zaratustry nawet król kucharzem być może.

To wezwanie przemówiło każdemu do serca: wyjąwszy dobrowolnego żebraka, który dąsał się na mięso, wino i korzenie.

– Patrzcież mi na tego żarłoka Zaratustrę! – rzekł żartobliwie – czyż na to idzie się w góry i w jaskinie górskie, aby takie spożywać uczty?

Teraz rozumiem wreszcie, czego was niegdyś uczył: „Błogosławionym niech będzie małe ubóstwo!” i dlaczego żebraków usunąć chciał.

– Bądź wesołej myśli – odparł mu Zaratustra – podobnie jak i ja. Pozostań przy swych obyczajach, ty nieoceniony, miel twe ziarna, pijaj wodę, wysławiaj swe krowy: skoro cię ten obyczaj radością darzy!

Jam jest zakonem292 dla swoich tylko ludzi, nie jestem prawem dla wszystkich. Wszakże kto do mnie należy, winien być człowiekiem o mocnych kościach i lekkich stopach, —

– ochoczy zarówno do wojny, jak i do uczty, nie mruk, ani ospały marzyciel, gotów zarówno do rzeczy najcięższych, jak i do uczty, – zdrowy a krzepki.

Wszystko co najlepsze należy do moich ludzi i do mnie; a gdy nam tego nie dadzą, weźmiemy to sobie: najlepszy pokarm, najczystsze niebo, najtęższe myśli, najpiękniejsze kobiety! —

Tako rzekł Zaratustra; zaś król po prawej odparł:

– Szczególne! Słyszał kto kiedy tak rozsądne słowa z ust mędrca?

I zaprawdę, rzeczą najszczególniejszą w mędrcu jest to, gdy bywa w dodatku nawet i rozsądnym, i nie osłem.

Tak mówił król po prawej i dziwił się; osieł zaś na te jego słowa rzekł złośliwie: ta-ak. Taki był początek długiej uczty, która w opowieściach historycznych zwie się „wieczerzą”. Nie mówiono zaś przy niej o niczym innym, tylko o wyższym człowieku.

O człowieku wyższym

1

Gdym po raz pierwszy do ludzi przyszedł, szaleństwo pustelnika popełniłem wówczas, wielkie szaleństwo: ustawiłem się na rynku.

I przemawiając do wszystkich, nie mówiłem do nikogo. Pod wieczór zaś linoskocy byli towarzyszami mymi oraz trupy; ja sam trupem byłem nieomal.

Wraz z nowym porankiem nawiedziła mnie wszakże nowa prawda: wówczas nauczyłem się mawiać „I cóż mnie rynek obchodzi, co motłoch, motłochu wrzawa i długie jego uszy!”

O ludzie wyżsi, nauczcież się tego ode mnie: na rynku nikt w ludzi wyższych nie wierzy. Gdy jednak przemawiać tam chcecie, baczenie miejcie! Gdyż motłoch pomruguje oczyma: „jesteśmy wszyscy równi”.

„Wy ludzie wyżsi, – tak oto pomruguje ciżba, – nie ma ludzi wyższych, jesteśmy wszyscy równi, człowiek jest człowiekiem, przed Bogiem – jesteśmy wszyscy równi!”

Przed Bogiem! – Lecz oto Bóg ten umarł. Przed motłochem wszakże równi być nie chcemy. O ludzie wyżsi, opuszczajcie rynki!

2

Przed Bogiem! – Lecz oto Bóg ten umarł! O ludzie wyżsi, ten Bóg był waszym największym niebezpieczeństwem.

Od czasu gdy on w grobie legł, wyście dopiero zmartwychwstali. Teraz dopiero zbliża się wielkie południe, teraz dopiero człowiek wyższy staje się – panem!

Czyście pojęli to słowo, o bracia moi! Jesteście przerażeni: serca wasze zawrót ogarnia? Przepaść wam się tu rozwiera? Pies ognisty, zda się wam, tu naszczekuje?

Hejże! Hej! Ludzie wy wyżsi! Teraz dopiero rodzi góra ludzkiej przyszłości. Bóg umarł: niechże za naszą wolą, – nadczłowiek teraz żyje.

3

Najtroskliwsi pytają dziś: „jak zachować człowieka?” Zaratustra wszakże pyta, jako pierwszy i jedyny: „jak przezwyciężyć człowieka?

Nadczłowiek leży mi na sercu, on jest mą pierwszą i jedyną rzeczą, – a nie człowiek: nie bliźni, nie najbiedniejsi, nie najbardziej cierpiący, nie najlepsi. —

O, bracia moi, kochać mogę w człowieku to, iż jest on przejściem i zanikiem. I w was jest wiele takiego, co mnie do umiłowania i nadziei zmusza.

A że gardzicie, wyżsi wy ludzie, to nadzieję mieć mi każe. Albowiem wielcy wzgardziciele są wielkimi czcicielami.

To, że rozpaczacie, w tym wiele uszanować należy. Gdyż nie nauczyliście się ulegać, nie nabyliście małych przezorności.

Albowiem dziś mali ludzie panami się stali: każą oni wszyscy uległość, przestawanie na małym, roztropność, pilność oraz to długie „i tak dalej” małych cnót.

Wszystko, co kobiece, co ze służalczego pochodzi rodu, zwłaszcza ta motłochu mieszanina: panem doli człowieczej stać się to wszystko chce – o, wstręt! wstręt! wstręt!

Wszystko to pyta bez końca i nie nuży się tym pytaniem: „jak zachować człowieka najlepiej, najdłużej, najprzyjemniej?” I tym stają się oni – panami dnia.

Panów dnia dzisiejszego przezwyciężcie mi, o bracia moi, – tych małych ludzi: oni to są największym niebezpieczeństwem nadczłowieka!

Przezwyciężcie mi, o ludzie wyżsi, te małe cnoty, małe roztropności, te pyłkowe względy, to rojenie się mrówcze, tę żałosną błogość, to „szczęście najliczniejszych” —!

I raczej rozpaczajcie, niżbyście ulegać mieli. I, zaprawdę, kocham was za to, że dzisiaj żyć nie umiecie, wy ludzie wyżsi! Gdyż to właśnie jest waszym życiem – najlepszym!

4

Macież wy odwagę, o bracia moi? Zali jesteście krzepcy sercem? Nie odwagę przed świadkami, lecz odwagę pustelnika i orła, któremu żaden Bóg już się nie przygląda?

Dusze zimne, muły, ślepce i opoje krzepkimi sercem dla nas nie są. Serce posiada, kto trwogę zna, lecz ją zmaga; kto przepaść widzi, lecz widzi ją z dumą.

Kto w przepaść spoziera, lecz orłowymi oczy, – kto orła szponami przepaści się chwyta: ten posiada odwagę. – —

5

„Człowiek jest zły” – mówili mi ku pociesze wszyscy najmędrsi. Och, gdybyż to dziś prawdą jeszcze było! Gdyż zło jest w człowieku największą siłą!

„Człowiek stać się musi lepszy i gorszy” – tak oto ja pouczam. Najgorsze jest w nadczłowieku niezbędne do najlepszego.

Dobre to snadź było dla onego kaznodziei małych ludzi, iż cierpiał on i dźwigał społem grzech człowieczy. Ja zaś doznaję wielkiego grzechu jako największej pociechy. —

Nie powiada się tego wszakże dla długich uszu! Nie każde słowo też każdej gębie przystoi. Subtelne to i dalekie rzeczy: niech owiec racice po nie nie sięgają!

6

Mniemacie wy może, ludzie wyżsi, żem na to jest, by poprawiać, coście licho zdziałali?

Lub że pragnę wam cierpiącym, wygodniej na przyszłość słać? Wam niestatecznym, zbłąkanym, na górnych drogach zaprzepaszczonym nowe lżejsze ścieżki wskazywać?

Nie! Nie! Po trzykroć nie! Coraz to więcej, coraz to lepsi waszego pokroju ginąć mi muszą, – gdyż coraz to zgubniejsze i coraz to twardsze winno być dla was życie. Tak jedynie —

– jedynie tak wyrasta człowiek ku górze, gdzie go grom trafia i łamie: wyrasta dość wysoko dla gromu!

Ku rzeczom nielicznym, długim a odległym zmierzają dumy i tęsknoty me: czymże mi są wasze małe, liczne i krótkie nędze!

I niedostateczne są mi jeszcze cierpienia wasze! Gdyż wy cierpicie nad sobą, nie cierpieliście jeszcze nad człowiekiem. Kłamalibyście, mówiąc inaczej! Nikt z was nie cierpiał nad tym, nad czym ja cierpiałem. – —

7

Nie dość mi tego, że grom szkody już nie czyni. Nie pragnę go odwodzić: winien się nauczyć, jakby dla mnie – pracował. —

Mądrość ma zbiera się już długo jako chmura, staje się cichszą i ciemniejszą. Tak czyni każda mądrość, co kiedyś błyskawice rodzić ma. —

Dla tych ludzi dnia dzisiejszego światłem być nie chcę, światłem zwać się nie pragnę. Ich – oślepić chcę: błyskawico mądrości mej! wykłuj oczy im!

8

Nie pragnijcie nigdy ponad to, co zdziałać jesteście w stanie: istnieje niedobry fałsz pośród tych, co ponad swą możność chcą.

Osobliwie, gdy pragną wielkich rzeczy! Gdyż oni budzą nieufność do rzeczy wielkich, ci zręczni fałszerze i aktorzy: —

– i stają się wreszcie fałszywi przed samymi sobą, to zezujące, szminką pokryte, robaczywe plemię, strojne w płaszcz wielkich słów, cnót okazowych i błyskotliwych, a fałszywych dzieł.

Miejcież to na baczności, ludzie wyżsi! Nie maż293 bo dziś nic cenniejszego i rzadszego ponad rzetelność.

Czyż to „dziś” nie należy do motłochu? Motłoch zaś nie wie, co wielkie, co małe, co proste, co rzetelne: on jest niewinnie koszlawy294, on zawsze łże.

9

Bądźcie dziś nieufni, wy, ludzie wyżsi, wy serdeczni! wy otwarci! I ukrywajcie dowody wasze! To „dziś” do motłochu wszak należy.

W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakżebyście to chcieli dowodami – obalić?

Zaś na rynku przekonywa się gestami. Dowody wszakże budzą w motłochu nieufność.

A jeśli się zdarzy, że prawda zwycięży, pytajcież w słusznym niedowierzaniu: „jakaż niedorzeczność walczyła za nią?”

I strzeżcież się uczonych! Nienawidzą was oni: gdyż bezpłodni są! Mają zimne wyschłe oczy, ptak każdy bez piór przed nimi leży.

Tacy chełpią się tym, że nie kłamią, wszakże od niemocy kłamstwa daleko do umiłowania prawdy.

Miejcież się na baczności!

Niepodleganie febrze nie jest jeszcze poznaniem. Wychłodzonym duchom nie dowierzam ja. Kto kłamać nie umie, nie wie, czym jest prawda.

10

Jeśli ku wyżynie zmierzasz, własnych używaj nóg! Nie pozwalaj się wnosić, nie siadaj na cudze grzbiety i głowy!

Lecz ty na konia oto wskakujesz? I oto cwałujesz szybko do swego celu? Pięknie, przyjacielu mój! Lecz oto twa chroma noga wraz z tobą na koniu siedzi!

A gdy u celu swego się znajdziesz, gdy z konia zeskoczysz: na swojej właśnie wyżynie – potykać się będziesz!

11

Wy twórcy, wyżsi wy ludzie! Własnym dzieckiem brzemiennym się tylko bywa.

Nie pozwalajcież wgadywać w siebie niczego i wmawiać! Któż to jest waszym bliźnim? Aczkolwiek działacie „dla bliźniego”, – nie tworzycie wszak dla niego!

Oduczcież mi się tego „dla”, wy twórcy: cnota wasza właśnie chce, byście żadnej rzeczy nie czynili „dla”, „aby” i „ponieważ”. Na te małe, fałszywe słowa zatykajcie uszy swe.

Owo „dla bliźniego” jest cnotą małych ludzi: u nich to obowiązuje „swój swemu” i „ręka rękę myje”: – oni nie mają ani prawa, ani siły do waszego samolubstwa!

W waszym samolubstwie, wy twórcy, jest przezorność, opatrzność brzemiennych! Czego oczyma nikt jeszcze nie ujrzał, owoc: on to chroni, osłania i żywi całą waszą miłość.

Gdzie jest cała miłość wasza, przy dziecku, tam bywa i całkowita cnota wasza! Wasze dzieło, wola wasza jest waszym „bliźnim”: nie pozwalajcie wmawiać w siebie fałszywych wartości!

12

Wy twórcy, wyżsi wy ludzie! Kto rodzić musi, jest chory, kto zaś porodził, bywa nieczysty.

Pytajcie kobiet: nie rodzi się wszak dla przyjemności. Ból to kurom i poetom gdakać każe. Wy twórcy, wiele w was nieczystego. Jako że matkami musieliście się stać.

Nowe dziecko!… O, ileż brudu przyszło wraz z nim na świat! Uchodźcież na stronę! Kto zaś porodził, niech duszę swą umywa!

13

Nie bądźcie cnotliwi ponad własne siły! I nie wymagajcie od siebie niczego nad podobieństwo!

Chodźcie tymi śladami, którymi już cnota waszych ojców chadzała! Jakże to chcecie wysoko się wspiąć, gdy cnota ojców waszych z wami się nie wspina?

Kto z rodu swego pierwszym być chce, niech baczy, aby się nie stał ostatnim! A w czym nałogi ojców waszych tkwiły, świętymi w tym być nie pragnijcie!

Czyi ojcowie zabawiali się kobietami, tęgim winem i łowami na dziki: jakżeby ten mógł czystoty od siebie wymagać?

Szaleństwem byłoby to! Zaprawdę, wiele, zda mi się, czyni już taki, gdy jest mężem jednej, dwóch lub trzech kobiet.

I choćby klasztory ustanawiał i ponad drzwiami swymi wypisywał: „droga do świętości”, – rzekłbym mimo to: po co! wszak to nowe tylko szaleństwo!

Ustanowił on sam dla siebie więzienie i ucieczkę: niech mu służą! Lecz nie wierzę ja w to.

W samotności wyrasta, co człowiek w nią wniesie, nawet bydlę wewnętrzne. Tym sposobem odradza się samotność wielu ludziom.

Czyż bywało coś niechlujniejszego na świecie ponad świętych pustelników? Wokół nich rozpasywał się nie tylko diabeł – lecz i świnia.

14

Spłoszeni, zawstydzeni, niezręczni, podobni do tygrysa, gdy mu się skok nie udał: tak oto wy, ludzie wyżsi, przemykaliście mi się na ubocze. Nie udał wam się rzut.

Aliści, gracze moi, cóż na tym zależy! Nie nauczyliście się grać i szydzić zarazem, jak grać i szydzić należy! Czyż nie siedzimy stale przy wielkim stole gry i szyderstwa?

A gdy wam rzecz wielka chybiła, czyście wy przeto – chybieni? A skoroście wy nawet chybieni, czyż chybionym jest przeto – człowiek? Gdy wszakże człowiek jest chybiony: hejże! hejże więc!

15

Im wyższego rzecz gatunku, tym rzadziej udaje się ona. O ludzie wyżsi, nie jesteścież wszyscy społem – nieudani?

Bądźcie dobrej myśli, bo cóż na tym zależy! Ileż bo możliwości pozostaje jeszcze! Uczcie się śmiać z samych siebie, jako śmiać się należy!

I cóż dziwnego, żeście się nie udali lub udali połowicznie, wy na poły rozbici! Czyż nie prze i nie rozpiera się w was – przyszłość ludzka?

Człowieka dole i głębie największe, wyżyny gwiezdne, jego niesłychana siła: czyż to wszystko nie pieni się i nie burzy niezgodnie w waszym garnku?

I cóż dziwnego, że niejeden garnek pęka! Uczcie się śmiać z samych siebie, jako śmiać się należy! O ludzie wyżsi, ileż jest jeszcze możliwości!

I zaprawdę, ileż udało się już! Jakże zasobna jest ziemia w małe dobre doskonałe rzeczy, w rzeczy udane!

Otaczajcie się, ludzie wyżsi, doskonałymi rzeczami! Ich złote obręcze koją serce. Doskonałość uczy nadziei.

16

Jakiż to największy grzech popełniono dotychczas na świecie? Czyż nie były nim słowa tego, który rzekł: „Biada tym, którzy się śmieją!”

Czyż nie znalazł powodu do śmiechu chociażby na ziemi tej? Snadź295 źle szukał. Dziecko nawet znajdzie tu powody.

On – nie dość kochał: inaczej ukochałby nas, śmiejących się! Aliści on nienawidził nas i urągał nam, skowyty i zębów zgrzytania zalecając nam.

Czyż należy natychmiast kląć, gdzie kochać nie można? Mniemam – że zły to smak. Lecz tak on czynić zwykł, ten bezwzględny. Z motłochu pochodził.

Sam on tylko nie dość kochał: inaczej mniej by złorzeczył, że się jego nie kocha. Każda wielka miłość pragnie nie miłości: – ona chce czegoś więcej.

Uchodźcie z drogi wszystkim tym bezwzględnym! Biedny to i chory lud, z rodu motłochu: niechętnie na życie on spogląda, złe wejrzenie ma on dla tej ziemi.

Uchodźcie z drogi wszystkim tym bezwzględnym! Ciężkie mają oni nogi i odęte serca: – tańczyć nie umieją. Jakżeby im ziemia lekką być miała!

17

Krzywo zbliżają się do swego celu wszystkie dobre rzeczy. Jako koty wyginają grzbiet, mruczą wobec bliskiego szczęścia, – wszystkie dobre rzeczy tańczą.

Krok wskazuje, czy ktoś po swojej drodze kroczy: patrzcież, jak chodzę! Kto zaś do celu swego się zbliża, ten tańczy.

I, zaprawdę, posągiem nie stałem się ja, jeszcze nie stoję sztywny, zdrętwiały, kamienny jako kolumna; lubię szybki bieg.

A choć na ziemi są też i bagniska oraz grząskie posępki: kto lekkie ma nogi, po mule nawet przebiega prędki i tańczy po nim, jak po zamiecionym lodzie.

Wznoście serca ku górze, bracia moi, wysoko! jeszcze wyżej! Nie zapominajcie mi też i nóg! Podnoście i nogi, dobrzy tancerze, lub lepiej jeszcze: na głowie też stawajcie!

Tę koronę śmiejącego się, tę różańcową koronę: sam włożyłem sobie na skroń, sam uświęciłem śmiech swój. Nie znalazłem nikogo o dostatecznej ku temu mocy.

Zaratustra tancerz, Zaratustra lekki, skrzydłami powiewający, polotny, wszystkim ptakom pozdrowienia ślący, gotów i ochoczy, lekkoduch ten błogi: —

Zaratustra prawdowróżek, Zaratustra prawdośmieszek, ani niecierpliwy, ani też bezwzględny, jeden z tych, co skoki i uskoki ukochał; sam tę koronę włożyłem sobie na skroń!

19

W górę serca, bracia moi, wysoko! jeszcze wyżej! A nie zapominajcie też i nóg! Podnoście też i nogi wasze, dobrzy tancerze, lub lepiej czyńcie: na głowie też stawajcie!

Bywają stworzenia ociężałe nawet w szczęściu, bywają niezdary od urodzenia. Przedziwnie mozolą się oni, niby słoń, co na głowie stanąć zamierza.

Lepiej oszaleć ze szczęścia, niźli oszaleć z niedoli, lepiej niezdarnie tańczyć, niźli chromo chodzić. Nauczcież się wreszcie mej mądrości: nawet najlichsza rzecz ma dwie dobre strony, —

– nawet najlichsza rzecz posiada dobre nogi taneczne: nauczcież się wreszcie, o ludzie wyżsi, stawiać samych siebie na właściwe nogi!

Oduczcież mi się utrapień i wszelkiej motłochu osmętnicy296! O, jakże żałośni wydają mi się dziś kuglarze motłochu! To „dziś” wszakże do tłumu należy.

20

Czyńcie mi jako wicher, gdy się z górskich czeluści rwie: w takt własnych dud pląsać on rad, a morza drżą i skaczą pod jego tąpaniem.

Który osłom skrzydła daje, a lwice doi, sławiony niech będzie ten dobry niepohamowany duch, co każde dziś i ciżbę każdą jako burzowy nawiedza wichr297, —

– wszystkim zrzędom i mitrężnym głowom wrogi, wszystkim liściom zwiędłym i chwastom wszelkim: sławiony niech będzie ten dziki dobry wolny wichrowy duch, który po trzęsawiskach i pognębięniach jak po łanach pląsa!

Który motłochu psiego plemienia nienawidzi oraz wszelkich nieudanych, ponurych pomiotów: sławiony niech będzie ten wolnych duchów duch, ten śmiejący się wichr, co wszelkim czarnowidom i ropiejącym pył w oczy dmie!

O ludzie wyżsi, najlichszym w was jest to, żeście się wszyscy tańczyć jeszcze nie nauczyli, jako tańczyć należy, – w pląsach poza siebie wybiegać! I cóż z tego, żeście się nie udali!

Ileż bo rzeczy jest jeszcze możliwych! Nauczcież się więc śmiechem poza siebie wybiegać. Wznoście serca ku górze, dobrzy tancerze, wyżej! jeszcze wyżej! A nie zapominajcie przy tym i o śmiechu!

Tę koronę śmiejącego się, tę koronę różańcową, wam przerzucam ja ją, o bracia moi! Uświęciłem śmiech; o ludzie wyżsi, nauczcież mi się – śmiać!

Pieśń posępku

1

Gdy Zaratustra te mowy kończył, stał on blisko wyjścia; wraz z ostatnimi słowy wymknął się gościom swoim i uciekł z jaskini na chwilę.

– O czyste wokół mnie woni298, – zawołał – o błogosławiona wokół mnie ciszo! Lecz gdzież są zwierzęta me? Bywaj orle, bywaj wężu mój!

Powiedzcież mi, zwierzęta: ci ludzie wyżsi, wszyscy społem – czyżby oni niemiłą wydawali woń? O, czyste wokół mnie woni! Teraz dopiero wiem i czuję jak ja was kocham, zwierzęta me.

– I Zaratustra powtórzył po raz drugi: „kocham was, zwierzęta me!” Orzeł zaś i wąż garnęli się doń, słysząc te jego słowa, i spozierali ku niemu. I tak oto stali wszyscy troje, chłonęli i spijali społem czyste powietrze. Gdyż tu na zewnątrz jaskini lepsze było powietrze, niźli pośród ludzi wyższych.

2

Zaledwie jednak Zaratustra opuścił swą jaskinię, podniósł się stary wiła299, obejrzał się chytrze naokoło siebie i rzekł:

– Już wyszedł! I zaledwie to uczynił, o ludzie wyżsi – gdyż chcę wam tym samym schlebiać imieniem i tą samą chwalbą łechtać, jak on to czynił – już opada mnie zły mój czar i omam, mój szatan posępny,

– który Zaratustrze jest przeciw z głębi duszy: wybaczcież mu to! Oto chce on czary swe przed wami czynić, zbliża się właśnie jego pora; daremnie borykam się z tym złym duchem.

Wam wszystkim, jakąkolwiek cześć słowami sobie oddawać zechcecie, zwąc się „wolnymi duchy”, „rzetelnymi”, „pokutnikami ducha”, czy też rozkutymi lub „wielkimi marzycielami,

– wam wszystkim, którzy na wielki wstręt cierpicie, którym stary Bóg umarł, a żaden nowy bóg w kołysce i powijakach jeszcze nie spoczywa, wam wszystkim skłonny jest zły mój duch i szatan mój czarnoksięski.

Znam ja was, o ludzie wyżsi, znam też i jego, – tego czarodzieja, którego kochać muszę mimo woli, znam ja Zaratustrę: on sam zda mi się nieraz piękną larwą300 świętego,

– niby nowe przedziwne zamaskowanie, które upodobał był sobie zły mój duch i szatan mój posępny: – kocham Zaratustrę, i, jak mniemam nieraz, k’woli301 duchowi swemu złemu. —

Lecz oto opada mnie już i zmaga mnie ten duch ciężkości, ten szatan wieczora i mroku: i, zaprawdę, o ludzie wyżsi, zachciewa mu się —

– rozwierajcie oczy wasze! – zachciewa mu się zjawić nago; czy mężczyzną, czy kobietą, nie przewiduję tego jeszcze: lecz zbliża się on, zmaga mnie, – biada! rozwierajcie zmysły wasze!

Przebrzmiał dzień, nastał wieczór rzeczom wielkim; słuchajcież więc i baczcie, o ludzie wyżsi, zali302 mężczyzną, czy też kobietą, jest ten zły duch wieczora i mroku!

Tak oto rzekł stary wiła, obejrzał się chytrze wokół i sięgnął po harfę.

292.zakon (daw.) – prawo. [przypis edytorski]
293.nie maż – nie ma; -ż: partykuła wzmacniająca. [przypis edytorski]
294.koszlawy – dziś popr.: koślawy. [przypis edytorski]
295.snadź – może, prawdopodobnie, widocznie. [przypis edytorski]
296.osmętnica – smutek, melancholia. [przypis edytorski]
297.wichr – dziś popr.: wicher. [przypis edytorski]
298.woni – dziś popr. forma W. lm: wonie. [przypis edytorski]
299.wiła – błazen, głupiec. [przypis edytorski]
300.larwa (daw.) – maska. [przypis edytorski]
301.k’woli – dla (łączy się z rzecz. w C.). [przypis edytorski]
302.zali – czy. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
330 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,8, 9 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 2, 2 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 4,9, 9 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 4 oylamaya göre
Ses
Ortalama puan 5, 2 oylamaya göre
Metin PDF
Ortalama puan 4, 2 oylamaya göre