Kitabı oku: «Cudna mieszczka», sayfa 7

Yazı tipi:

I znów rozległa się inwokacja:

– W imieniu prześwietnego Starej Warszawy Magistratu! W imieniu szlachetnego i przezacnego Burmistrza! W imieniu sławetnych kół: Radzieckiego i Ławnickiego oraz Dwudziestu Mężów Gminnych!

Dreszcz przeszedł zebranych. Oczyma na całą szerokość otwartymi wzajemnie badać się jęli…

On tymczasem wśród ciszy głębokiej czytał z papieru:

– Jako okazało się na przyjezdnego Starej Warszawy mieszkańca, cudzoziemca, Paolo Rufiani rzeczonego – który to Paolo Rufiani przezwiska Giano Baldi fałszywie zażywa – iż on małżonkę swą ślubną w mieście Wenecji porzuciwszy i owszem okradłszy, dom szlachetnego i przezacnego mieszczanina i kupca warszawskiego przez zbrodnię dwużeństwa sromotą chciał okryć – wzywa się przeto onego cudzoziemca, aby się sam, niechybnie a dobrowolnie, w ręce sprawiedliwości wydał, dla postąpienia z nim wedle prawa naszego miejskiego a oraz koronnego.

Papier przed się wytknął i zawołał:

– Paolo Rufiani! Oto ci mówię: wystąp!

Wszystkie oczy obróciły się na Giana.

Stał on w miejscu, jak trup blady, ale wyprostowany i wyzywający. Na ustach miał uśmiech szyderczy.

Sługa miejski dwukrotnie jeszcze wezwanie powtórzył. Młodzieniec nie ruszał się z miejsca. Wówczas rozległa się komenda:

– Imać!

Chłopy uzbrojone wtargnęły do środka. Ale zanim jeszcze ręka któregokolwiek zdążyła dotknąć młodzieńca, runął on nagle na ziemię, jak kosą podcięty.

Na lewej piersi upadającego błyszczała niewielka głowica sztyletu.

Pachołkowie stanęli w miejscu, przerażeniem zdjęci.

Ani jeden z obecnych nie ruszył rannemu z pomocą.

– Imać! – rozległo się powtórnie.

Nowych kilku wpadło. Ciężkie, grube łapy dźwignęły pięknego Włocha w górę. Gdy go wynoszono, głowa w tył opadła, oczy bielmem zaszły, a z ust, wraz z ostatnim westchnieniem, wybiegło jedno tylko słowo – nie wiadomo – polskie czy włoskie:

– Barbara!…

*

Płomień lampy, w zielonym szkle uwięziony, martwo oświetlał dziewiczą komnatę.

Basia, z rozpuszczonymi włosami, tak biała, jakby ją z alabastru wykuto, tak powiewna, jakby skrzydła serafowe u ramion jej drżały, modliła się czy też rozmyślała tylko, wsparta bezsilnie na klęczniku…

Głucha cisza panowała dokoła.

Przerwał ją kapłan, długą naukę kończąc słowami:

– Dopieroś wychyliła się na świat, dziecię moje. Pierwsza burza złamać cię nie mogła. A jeśli z drzewa twojej szczęśliwości kwiatów kilka opadło, nie trwóż się: inne na to miejsce wyrosną. Jeszcze życie długie przed tobą; jeszcze i pociechę w nim znajdziesz…

Basia podniosła na mówiącego swe wielkie, bławatkowe oczy.

– Już znalazłam – głosem spokojnym rzekła.

I dłoń białą na książce oparła.

Książka miała tytuł: De imitatione Christi.

Dopisek

W rok później odbyły się dwa śluby.

U Świętego Jana, przed ołtarzem Trzech Króli, jejmościanka panna Dobra Kalinowska poślubiła imci pana Bolesława Szczerba, jazdy lekkiej rotmistrza.

W klasztorze zaś Panien Bernardynek, za Bramą Krakowską, jejmościanka panna Barbara Szeliżanka, suknię zakonną przywdziawszy, poślubiła – Chrystusa.

Przedtem zaś jeszcze z rąk świętobliwej dziewicy sumy znaczne dostały się biednym Starej i Nowej Warszawy wraz z przedmieściami, kościół zaś otrzymał zapis na żałobną wotywę243 za duszę śp. Jerzego Zawiślaka, corocznie w dniu jego śmierci odprawiać się mającą.

243.wotywa (z łac.) – msza odprawiana na czyjąś intencję. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
130 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:
epub, fb2, fb3, ios.epub, mobi, pdf, txt, zip

Bu kitabı okuyanlar şunları da okudu