Kitabı oku: «Małe niedole pożycia małżeńskiego», sayfa 12

Yazı tipi:

XXXI. Upokorzenia

Na chwałę kobiet musimy przyznać, iż zależy im na ich mężach jeszcze wówczas, gdy mężom nie zależy już na nich, nie tylko dlatego, że, biorąc społecznie, istnieje więcej węzłów pomiędzy kobietą zamężną a jej mężem, niż pomiędzy mężczyzną a jego żoną, ale także ponieważ kobieta ma więcej delikatności i poczucia honoru od mężczyzny, oczywiście jeżeli wyłączymy zasadniczą kwestię małżeńską.

Pewnik

W mężu mieści się tylko mężczyzna; w kobiecie zamężnej mieści się mężczyzna, ojciec, matka i kobieta.

Kobieta zamężna odczuwa za cztery osoby, a nawet za pięć, jeżeli dobrze się zastanowimy.

Otóż, nie jest rzeczą bezużyteczną zauważyć tutaj, że dla kobiet miłość stanowi zupełne rozgrzeszenie: mężczyzna, który mocno kocha, może popełnić wszelkie zbrodnie, jest zawsze biały jak śnieg w oczach tej, którą kocha, jeżeli umie kochać tak, jak ona tego pragnie. Zaś co do kobiety zamężnej, kochanej czy nie, czuje ona tak dobrze, że honor i dobra sława jej męża są dobrem jej dzieci, że działa zawsze jak kobieta kochająca, tak silnie rysuje się tutaj interes społeczny.

To głębokie poczucie jest dla niejednej Karoliny źródłem wielu małych niedoli, które na nieszczęście dla tej książki mają i smutną stronę.

Adolf zrobił fałszywy krok. Nie będziemy wyliczać wszystkich sposobów zrobienia fałszywego kroku, to by równało się wytykaniu palcem osobistości. Weźmy za przykład wszystkich występków społecznych jedynie ten, który nasza epoka usprawiedliwia, przyjmuje, rozumie i popełnia najczęściej, kradzież legalną, łupiestwo dobrze zamaskowane, oszustwo wybaczalne, o ile się powiodło, jak np. wejście w porozumienie z odpowiednimi czynnikami, aby sprzedać swoją posiadłość, o ile można, jak najdrożej miastu, departamentowi, itd.

Zatem Adolf, chcąc się pokryć (to znaczy odzyskać swój kapitał w przededniu jakiegoś bankructwa) umaczał palce w postępkach niedozwolonych, i które mogą zaprowadzić człowieka, co najmniej jako świadka, przed sąd przysięgłych. Nie wiadomo nawet, czy zbyt przedsiębiorczy wierzyciel nie będzie uważany za wspólnika winy.

Uważcie266, że we wszystkich bankructwach, dla firm najbardziej szanowanych, pokryć się jest uważane za najświętszy obowiązek, ale chodzi o to, aby nie było zanadto widać podszewki tego pokrycia.

Adolf, zakłopotany, gdyż jego adwokat poradził mu, aby sam nie przedsiębrał żadnych kroków, szuka ucieczki w Karolinie, uczy ją jak lekcji, wbija jej w głowę całą sprawę, uczy ją ustaw, czuwa nad jej tualetą267, ekwipuje ją jak okręt mający być spuszczony na morze, wysyła ją do sędziego, do syndyka268. Sędzia jest człowiekiem na pozór surowym, pod którym to płaszczykiem kryje się stary hulaka; widząc wchodzącą ładną kobietę, przybiera najpoważniejszą minę i mówi bardzo gorzkie słowa na rachunek Adolfa.

– Żal mi pani bardzo, że pani związała swe życie z człowiekiem, który może na panią sprowadzić wiele przykrości; jeszcze parę spraw tego rodzaju, a opinia jego będzie zupełnie zrujnowana. Czy pani ma dzieci? Niech mi pani wybaczy to pytanie, jest pani tak młodą, że jest ono zupełnie naturalne… – i sędzia przysuwa się jak może najbliżej do Karoliny.

– Mam, panie sędzio.

– Och, mój Boże! Cóż za przyszłość! Pierwsze moje współczucie było dla pani jako małżonki; ale teraz żal mi pani podwójnie, myślę o matce… Ach, ileż pani musiała wycierpieć, przychodząc tutaj. Biedne, biedne kobiety!

– O, panie sędzio, pan zechce mi dopomóc, prawda?

– Niestety, cóż ja mogę? – mówi sędzia, śledząc spod oka Karolinę. – To, czego pani ode mnie żąda jest występkiem, jestem przede wszystkim sędzią, a potem dopiero człowiekiem.

– Och, panie sędzio, chciej pan być tylko człowiekiem…

– Czy pani rozumie dobrze, co pani mówi przez to, moja piękna pani…

Tutaj pan sędzia ujmuje z lekkim drżeniem rękę Karoliny.

Karolina, pomna, iż chodzi tu o honor jej męża, jej dzieci, mówi sobie w duchu, że to nie jest chwila, aby robić skromnisię, pozwala ująć się za rękę, opiera się właśnie na tyle, aby rycerski staruszek (na szczęście jest to staruszek) znalazł w tym zadowolenie swojej miłości własnej.

– No, no, moja pani, niechże pani nie płacze, dodaje dygnitarz urzędowy – byłbym w rozpaczy, gdybym miał się stać przyczyną łez tak pięknej kobiety, zobaczymy, przyjdzie pani jutro wieczór wytłumaczyć mi sprawę; trzeba zbadać wszystkie dokumenty, przepatrzymy je razem…

– Panie sędzio…

– To nieodzowne…

– Panie sędzio…

– Niech się droga pani nic nie obawia, sędzia może umieć pogodzić to, co jest winien sprawiedliwości i… – (tu sędzia przybiera filuterny wyraz twarzy) – piękności.

– Ale ja nie wiem…

– Niech pani będzie spokojna – powiada, ujmując jej ręce i ściskając je – będziemy się starali zmienić to wielkie przestępstwo w drobną nieprawidłowość.

I odprowadza Karolinę zdrętwiałą na myśl o schadzce narzuconej w taki sposób.

Syndyk jest to bardzo romansowy młody człowiek, który przyjmuje panią Adolfową z uśmiechem. Uśmiecha się ciągle, bierze ją wpół, nie przestając się uśmiechać, z wprawą uwodziciela, która nie zostawia Karolinie czasu na oburzenie, tym bardziej, że przypomina sobie w duchu: „Adolf usilnie mnie prosił, aby nie drażnić syndyka”. Mimo to Karolina, chociażby w interesie samego syndyka, uwalnia się z jego rąk i mówi mu to samo: „Panie!…”, które trzy razy powtórzyła sędziemu.

– Niech mi pani nie bierze za złe, ale pani nie można się oprzeć, pani jest aniołem, zaś mąż pani jest potworem; bo w jakimże on zamiarze wysyła istną syrenę do młodego człowieka, o którym wie, jak jest zapalny?

– Panie, mój mąż nie mógł przybyć osobiście; jest w łóżku, jest bardzo cierpiący, pan zaś zagroził mu w sposób tak ostry, że wszelka zwłoka…

– Czyliż on nie ma jakiegoś adwokata, zastępcy prawnego?…

Karolina jest przerażona uwagą, która odsłania jej wyrafinowaną zbrodniczość zamiarów Adolfa.

– Mój mąż myślał, że pan będzie miał względy dla matki rodziny, dla dzieci…

– Ta ta ta – powiada syndyk. – Przyszła pani, aby uczynić zamach na moją niezależność, na moje sumienie, chce pani, żebym dla pani zdradził interes wierzycieli; więc dobrze! Uczynię więcej, oddaję pani moje serce, mój los; mąż pani chce ocalić swój honor, ja oddaję pani mój własny…

– Panie – powiada Karolina, próbując podnieść syndyka, który ukląkł u jej stóp – pan mnie przeraża!

Gra rolę przestraszonej i śpieszy ku drzwiom, wycofując się z tej drażliwej sytuacji, tak jak umieją się wycofywać kobiety, to znaczy, nie narażając żadnego z interesów.

– Wrócę – mówi z uśmiechem – gdy pan będzie rozsądniejszy.

– Zostawia mnie pani w ten sposób… Niech pani będzie ostrożna! Mąż pani może łatwo dostać się na ławę oskarżonych; jest wspólnikiem nieuczciwego bankructwa i wiemy o nim wiele rzeczy, które nie przynoszą mu zaszczytu. To nie jest jego pierwsza sprawka; brał już i przedtem udział w interesach niezbyt czystych, w paskudnych szacherkach; zanadto pani oszczędza honor człowieka, który drwi sobie zarówno z własnego honoru jak z honoru swojej żony.

Karolina, przerażona tymi słowami, puszcza klamkę, zamyka drzwi i wraca.

– Co pan ma na myśli? – mówi wzburzona do żywego tym brutalnym wybuchem.

– No, to jasne! Tę sprawę…

– Sprawę Chaumontel?

– Nie, tę spekulację na domach, które budował za pośrednictwem ludzi niewypłacalnych.

Karolina przypomina sobie sprawę podjętą niegdyś przez Adolfa (patrz Jezuityzm kobiet) w celu podwojenia swych dochodów; zaczyna drżeć. Syndyk zdołał trafić do jej ciekawości.

– Niech pani siada, o, tu. Tak, na tę odległość będę rozsądny, ale przynajmniej będę mógł patrzeć na panią.

I zaczyna obszernie opowiadać to przedsiębiorstwo, którego autorem był bankier du Tillet, przerywając sobie od czasu do czasu, aby wtrącić:

– Och, cóż za śliczna drobna nóżka… Pani jedna posiada taką nóżkę… Zatem du Tillet zaczął się układać… Co za uszko… Czy mówił kto pani, że pani ma uszko wprost rozkoszne?… I du Tillet miał rację, bo sąd wmieszał się już w tę sprawę… Lubię drobne uszka, niech mi pani pozwoli zdjąć z niego odcisk gipsowy, a zrobię wszystko, co pani zechce. Du Tillet skorzystał z tego, aby wpakować wszystko na kark temu fujarze, mężowi pani… O! Cóż za śliczna materia269… Jest pani ubrana wprost bosko…

– Więc mówił pan, że…

– Czyż ja sam wiem, co ja mówię, podziwiając tę główkę godną Rafaela?

Przy dwudziestym siódmym pochlebstwie syndyk zaczyna się wydawać Karolinie człowiekiem nader inteligentnym: odwzajemnia mu się uprzejmością i odchodzi, nie poznawszy do końca historii przedsiębiorstwa, które, w swoim czasie, pochłonęło trzysta tysięcy franków.

Ta mała niedola może mieć mnóstwo wariantów.

Przykład

Adolf jest odważny i porywczy; przechadza się z żoną po Polach Elizejskich; jest tłum i w tym tłumie niektórzy młodzi ludzie bez wychowania pozwalają sobie na żarciki zbyt namacalne: Karolina znosi to, udając, że nic nie spostrzega, aby oszczędzić swemu mężowi pojedynku.

Inny przykład

Dziecko w rodzaju enfant terrible270 mówi przy gościach:

– Mamo, czy pozwoliłabyś Justysi, żeby mnie biła po twarzy?

– Cóż znowu, moje dziecko.

– Czemu się pytasz o to, mój chłopaczku? – mówi pani Foullepointe.

– Bo widziałem, jak z całej siły dała w twarz tatusiowi, który jest przecież dużo mocniejszy ode mnie.

Pani Foullepointe zaczyna się śmiać i Adolf, który miał zamiar ubiegać się o jej łaski, staje się przedmiotem dotkliwych żarcików z jej strony, jak również stacza pierwszą z ostatnich sprzeczek z Karoliną (patrz Ostatnia sprzeczka).

XXXII. Ostatnia sprzeczka

W każdym stadle271 zarówno mężowi, jak żonie przychodzi usłyszeć uderzenie złowrogiej godziny małżeństwa. To prawdziwy dźwięk dzwonów pogrzebowych, śmierć zazdrości, owej wielkiej, szlachetnej, wspaniałej namiętności, będącej jedyną prawdziwą oznaką miłości, o ile nie jest po prostu jej duplikatem. Skoro kobieta przestaje być zazdrosną o męża, wszystko już jest skończone, już go nie kocha. Toteż miłość małżeńska oddaje ducha z ostatnią sceną, jaką kobieta robi swemu mężowi.

Pewnik

Z chwilą, gdy żona przestaje czynić wymówki swemu mężowi, Minotaur272 siedzi w fotelu przy kominku sypialni i uderza końcem laseczki po swoich lakierowanych bucikach.

Każda kobieta pamięta z pewnością swoją ostatnią sprzeczkę, tę ostateczną małą niedolę, która tak często wybucha na pozór bez żadnej przyczyny, lub też, częściej jeszcze, z przyczyny jakiegoś brutalnego faktu, stanowczego dowodu. To okrutne pożegnanie z wiarą, dziecięctwem miłości, z cnotą wreszcie, jest poniekąd tak kapryśne, jak samo życie. Tak jak życie, nie jest ono jednakie w żadnym małżeństwie.

Tutaj może należałoby autorowi, o ile chce być ścisłym, starać się wyszczególnić wszystkie odmiany tych ostatnich sprzeczek.

I tak Karolina odkryła na przykład, że toga sędziowska syndyka273sprawy Chaumontel ukrywa pod swymi fałdami suknię zrobioną z materii o wiele delikatniejszej, miłą w kolorze i miękką w dotknięciu; wreszcie, że ów legendarny Chaumontel ma niebieskie oczy i włosy blond.

Albo też Karolina, wstawszy z łóżka przed Adolfem, spostrzegła paltot274 rzucony niedbale na fotelu i rożek małego pachnącego bileciku wystającego z bocznej kieszeni, uderzył ją swoim blaskiem, niby promień słońca wpadający przez szparę w oknie do szczelnie zasłoniętego pokoju; albo też usłyszała szelest tego bileciku, ściskając Adolfa w ramionach i namacawszy tę kieszeń ubrania; albo zbudził jej podejrzenie lekki zapach, jaki czuła od jakiegoś czasu w ubraniach Adolfa i – przeczytała tych kilka wierszy:

Głóptassie czy jawim o jakiem Hypoliće muwiż pszychoć Tylko a uźrysz czy ćcie koham.

Albo to:

„Wczoraj, mój drogi, dałeś mi czekać na siebie, cóż dopiero będzie jutro?”

Albo to:

„Kobiety, które pana kochają, są bardzo nieszczęśliwe, że muszą pana tak nienawidzić, kiedy nie jesteś przy nich; niech się pan strzeże, nienawiść, która rodzi się podczas twojej nieobecności, mogłaby zatruć i te chwile, w których się jest razem z panem”.

Albo to:

„Ty szelmo Chodoreille, cóżeś ty za kobietę wlókł wczoraj pod ramię po bulwarze? Jeżeli to twoja żona, przyjmij moją kondolencję za wszystkie wdzięki, których jej brakuje; musiała je zanieść do lombardu, ale kwitek pewno się gdzieś zapodział”.

Cztery bileciki, skreślone piórem gryzetki275, kobiety z towarzystwa, pretensjonalnej mieszczanki lub aktorki, wśród których Adolf wybrał swój obecny ideał.

Albo też Karolina, którą Ferdynand przyprowadził zawoalowaną na jakiś podejrzany balik, ujrzała na własne oczy Adolfa, jak z całą zapamiętałością oddawał się polce, trzymając w objęciach jedną z wesołych cór Paryża; albo Adolf pomylił się po raz siódmy w imieniu i rano, budząc się, nazwał żonę Julią, Lizą, lub Fernandą; albo też kupiec korzenny276, restaurator277 przesłał w nieobecności pana ten kompromitujący rachunek, który dostał się do rąk Karoliny.

XXXIII. Akta sprawy Chaumontel

P. Adolf winien jest p. Perrult:

Dostarczono do pani Schontz, dnia 6 stycznia 18….

Pasztet z gęsich wątróbek – 22 fr. 50 ct278.

Sześć flaszek rozmaitych win – 70 fr.

Dostarczono do Hotelu Angielskiego dnia 11 lutego pod nr 21 śniadanie za umówioną cenę – 100 fr.

Razem – 192 fr. 50 ct.

Karolina studiuje daty i odnajduje w pamięci wycieczki męża z domu z powodu sprawy Chaumontel. Adolf oznaczył na dzień Trzech Króli zebranie, na którym miano ostatecznie ustalić listę wierzycieli w sprawie Chaumontel. 11 lutego miał schadzkę z notariuszem, aby podpisać pełnomocnictwo w sprawie Chaumontel.

Albo też… Ale chcieć zebrać tutaj wszystkie przypadki i możliwości byłoby przedsięwzięciem w istocie godnym szalonego.

Każda kobieta przypomni sobie okoliczności, w jakich opadła przepaska, którą miała na oczach, jak po wielu wątpliwościach, wielu rozdarciach serca doszła do tego, iż podjęła ostatnie wyjaśnienia już tylko po to, aby zakończyć romans małżeński, położyć pieczątkę na książeczce, ułożyć warunki swojej niepodległości lub też zacząć nowe życie.

Niektóre kobiety były na tyle szczęśliwe, iż zdołały uprzedzić swoich mężów; takie wszczynają sprzeczkę, aby znaleźć same przed sobą usprawiedliwienie.

Kobiety nerwowe wybuchają i posuwają się do czynów gwałtownych.

Kobiety łagodne nabierają pewnego stanowczego toniku279, który przyprawia o drżenie najodważniejszych mężów. Te, które nie mają jeszcze uplanowanej zemsty, płaczą obficie.

Te, które kochają jeszcze, przebaczają. Ach, tym wydaje się tak zrozumiałym, podobnie, jak owej małżonce nazywanej „moja baryło”, że ich Adolf wzbudza naokół280 tyle namiętności, że szczęśliwe są z legalnego posiadania mężczyzny, za którym szaleją wszystkie kobiety.

Niektóre kobiety z zaciśniętymi wargami, o nieświeżej cerze, o chudych ramionach, robią sobie złośliwą przyjemność z tego, aby przeprowadzać swego Adolfa przez wszystkie bagna kłamstw, sprzeczności, przepuszczają go przez krzyżowy ogień pytań (patrz Niedola w niedoli) niby sędzia śledczy badający zbrodniarza, zachowując sobie jadowitą rozkosz obalenia jego zaprzeczeń za pomocą jakiegoś niezbitego dowodu, przedstawionego w rozstrzygającej chwili. Na ogół w tej zasadniczej scenie życia małżeńskiego płeć piękna staje się prawdziwym katem, tam gdzie w odwrotnym wypadku mężczyzna jest tylko zabójcą.

Oto w jaki sposób: ta ostatnia sprzeczka (zaraz dowiecie się dlaczego autor nazwał ją ostatnią) kończy się zawsze zaklęciem uroczystym, świętym, jakie rzuca kobieta delikatna, szlachetna lub po prostu sprytna, to znaczy każda kobieta, zaklęciem, które tu podajemy w jego najbardziej ujmującej formie.

– Dosyć, Adolfie, o miłości między nami nie może być już mowy; zdradziłeś mnie, nie zapomnę ci tego nigdy. Można przebaczyć, ale zapomnieć – to niemożliwe.

Kobiety robią się nieubłagane tylko po to, aby dodać blasku swojemu przebaczeniu: umiały w tym odgadnąć tajemnicę Boga.

– Mamy żyć ze sobą wspólnie jak para przyjaciół – ciągnie Karolina. – Dobrze, więc żyjmy jak dwóch braci, dwóch kolegów. Nie chcę zatruwać ci życia, nie wspomnę ci nigdy o tym, co zaszło…

Adolf wyciąga rękę do Karoliny; ona przyjmuje tę rękę i ściska ją po angielsku. Adolf dziękuje Karolinie, błyska mu nadzieja szczęścia: zamienił swoją żonę na siostrę, mniema, że odzyskał na nowo kawalerską swobodę.

Nazajutrz Karolina pozwala sobie na bardzo dowcipną aluzję (Adolf nie może powstrzymać się od śmiechu) do sprawy Chaumontel. W towarzystwie rzuca w rozmowie ogólniki, które nabierają znaczenia bardzo szczególnego odnośnie do tej ostatniej sprzeczki.

Po upływie dwóch tygodni nie ma dnia, aby Karolina nie przypomniała tej ostatniej sceny małżeńskiej: „To było w tym dniu, w którym znalazłam w twojej kieszeni rachunek sprawy Chaumontel”; albo: „To od czasu naszej ostatniej sceny…” albo: „W owym dniu, w którym zaczęłam jasno patrzeć w życie” itd. Zamordowuje281 Adolfa, zadaje mu tysiące męczarni! Przy ludziach mówi rzeczy wprost straszliwe:

– Jesteśmy szczęśliwe, moja droga, od dnia, w którym same już nie kochamy: wówczas dopiero umiemy w innych budzić miłość… – i spogląda na Ferdynanda.

– Ach, ty masz także swoją sprawę Chaumontel – mówi do pani Foullepointe.

Słowem, ostatnia scena nie kończy się nigdy, skąd płynie ten pewnik:

Uznać swą winę wobec swojej prawowitej małżonki, znaczy rozwiązać problem perpetuum mobile282.

XXXIV. „Klapa”

Kobiety, a zwłaszcza kobiety zamężne, wbijają sobie idee w oponę twardą283 swego mózgu zupełnie tak, jak wbijają szpilki w swoje poduszeczki i sam diabeł nie potrafiłby wydobyć takiej szpilki; one same zachowują sobie prawo wbijania ich, wyjmowania i wbijania na nowo.

Pewnego wieczora Karolina wróciła od pani Foullepointe w stanie gwałtownej zazdrości i podrażnionej ambicji.

Pani Foullepointe, lwica… To słowo wymaga objaśnienia. Jest to modny neologizm odpowiadający pewnym, bardzo zresztą ubogim, pojęciom współczesnego społeczeństwa: trzeba się nim posługiwać, aby być zrozumianym, gdy się pragnie określić kobietę będącą w modzie. Otóż ta lwica odbywa codziennie konną przejażdżkę i Karolina wbiła sobie w głowę, aby również nauczyć się konnej jazdy.

Zwracam waszą uwagę, że w tej fazie małżeńskiej Adolf i Karolina znajdą się w okresie, który nazwaliśmy Osiemnastym brumaire'a małżeństwa, lub że już wymienili między sobą dwie lub trzy ostatnie sprzeczki.

– Adolfie – mówi Karolina – czy chcesz mi zrobić przyjemność?

– Zawsze, moja droga.

– Nie odmówisz mi?

– Ależ, jeżeli to, czego pragniesz, jest tylko możebne284, jestem gotów…

– Ach, już… To typowe słowo wszystkich mężów… jeżeli

– No o cóż chodzi?

– Chciałabym się uczyć jeździć konno.

– Ależ, Karolino, co tobie znów do głowy wpadło?

Karolina wychyla się oknem przez portierę i próbuje obetrzeć suchą łzę.

– Słuchaj dziecko – powiada Adolf – czyż mogę cię puścić samą do maneżu285? Czyż mogę cię odprowadzać i czekać na ciebie, wśród tylu kłopotów, jakie mam obecnie z moimi interesami. Cóż tobie znów się dzieje? Zdaje się, że daję ci wystarczające motywy.

Adolf widzi perspektywę wynajmowania stajni, kupna wierzchowego konia, wprowadzanie do domu grooma286 i konia dla służącego, słowem wszystkie kłopoty, jakie spadają na męża zawodowej lwicy.

Gdy kobietom daje się racje zamiast im dać to, czego chcą, niewielu mężczyzn odważyło się zajrzeć w głąb tej małej otchłani zwanej sercem, aby tam zmierzyć gwałtowność burzy, jaka się tam zbiera w jednej chwili.

– Twoje racje! Ależ, jeżeli ich potrzebujesz, oto są – wykrzykuje Karolina. – Jestem twoją żoną: po cóż byś zatem miał się troszczyć o moje przyjemności. A wydatek! Co do tego, to bardzo źle rachujesz, mój drogi!

Kobiety mają tyle odcieni do wymówienia tych słów: mój drogi, ile ich znają Włosi dla powiedzenia słowa: amico287; naliczyłem ich dwadzieścia dziewięć, z których wszystkie oznaczają dopiero rozmaite stopnie nienawiści.

– O, co do tego, to się przekonasz! – ciągnie Karolina. – Rozchoruję się i zapłacisz aptekarzowi i doktorowi to, co byłbyś wydał na konia. Mam tkwić zamurowana w domu, o to ci chodzi. Spodziewałam się tego. Prosiłam cię o pozwolenie, będąc pewna, że mi odmówisz; chciałam się tylko przekonać, jak się do tego weźmiesz.

– Ależ… Karolino!

– Samą mnie puścić do maneżu! – mówi ciągnąc dalej, jak gdyby nie słyszała. – Czyż to jest jaki powód? Czyż nie mogę tam chodzić z panią de Fischtaminel? Pani de Fischtaminel uczy się jeździć konno i nic o tym nie wiem, żeby pan de Fischtaminel jej asystował.

– Ależ… Karolino…

– Jestem zachwycona twoją troskliwością, istotnie, dbasz o mnie niezmiernie. Pan de Fischtaminel więcej ma zaufania do swojej żony niż ty do twojej. On jej nie pilnuje bez ustanku. Być może, to dlatego właśnie nie chcesz, abym chodziła do maneżu, gdzie bym mogła być świadkiem twoich manewrów z tą… Fischtaminelką!

Adolf próbuje ukryć zniecierpliwienie, jakie budzi w nim ten potok słów, który wytrysnął w połowie drogi do domu i nie znajduje morza, w którym by mógł utonąć. Skoro Karolina znalazła się już w swoim pokoju, ciągnie bez przerwy dalej:

– Możesz być pewny, że gdyby argumenty mogły mi wrócić zdrowie, zaspokoić moją ochotę na ćwiczenie tak zgodne z potrzebami natury, nie omieszkałabym zaaplikować sobie wszystkie argumenty, że umiem na pamięć wszystkie, jakie można by przytoczyć, i że sama zastanowiłam się nad nimi, zanim zwróciłam się do ciebie.

To wszystko, moje panie, może się tym słuszniej zwać prologiem dramatu małżeńskiego, że jest wypowiedziane tonem gwałtownym, z towarzyszeniem gestów, ozdobione spojrzeniami i innymi figurami, za pomocą których umiecie panie zdobić te swoje arcydzieła.

Karolina, z chwilą gdy raz zasiała w sercu Adolfa zapowiedź sceny żądania nieustającego, uczuła w duszy spotęgowaną nienawiść lewicy przeciw swemu rządowi. Pani dąsa się i dąsa tak okrutnie, że Adolf zmuszony jest spostrzec się na tym, pod grozą zminotauryzowania, gdyż wszystko jest skończone, wiedzcie o tym dobrze, pomiędzy dwojgiem istot poślubionych sobie przez mera288 lub tylko przez miłość, z chwilą gdy jedna pozwoli sobie nie spostrzec dąsu drugiej.

266.uważcie – dziś: zauważcie; zwróćcie uwagę. [przypis edytorski]
267.tualeta – ubiór; pielęgnacja. [przypis edytorski]
268.syndyk – przedstawiciel urzędu lub instytucji mający pełnomocnictwo do prowadzenia spraw przed sądem; też: radca prawny; we Włoszech: burmistrz. [przypis edytorski]
269.materia (daw.) – materiał, tkanina. [przypis edytorski]
270.enfant terrible (fr.) – dosł.: okropne dziecko; osoba nietaktowna, niedyskretna. [przypis edytorski]
271.stadło (daw., pot.) – para małżeńska. [przypis edytorski]
272.Minotaur – postać z mit. gr.; pół byk, pół człowiek trzymany w labiryncie i żywiony ludzkim mięsem; zrodzony ze związku Pazyfae, żony Minosa, i byka zesłanego przez Posejdona; Minos obiecał złożyć zwierzę w ofierze, ale nie dotrzymał obietnicy; Posejdon zemścił się sprawiając, że Pazyfae zapałała do byka miłością; mit ten symbolizuje oddanie, podporządkowanie poprzez złożenie w ofierze młodej kobiety i młodego mężczyzny. [przypis edytorski]
273.syndyk – przedstawiciel urzędu lub instytucji mający pełnomocnictwo do prowadzenia spraw przed sądem; też: radca prawny. [przypis edytorski]
274.paltot (daw.) – palto. [przypis edytorski]
275.gryzetka (daw.) – we Francji dziewczyna pracująca jako ekspedientka, szwaczka lub modystka. [przypis edytorski]
276.kupiec korzenny (daw.) – też z fr. episjer; właściciel sklepu z artykułami spożywczymi, sprowadzanymi z krajów pozaeuropejskich. [przypis edytorski]
277.restaurator – tu: właściciel lub szef restauracji. [przypis edytorski]
278.fr. (…) ct. – franki, centymy. [przypis edytorski]
279.tonik – tu zdr.: ton. [przypis edytorski]
280.naokół (daw.) – naokoło. [przypis edytorski]
281.zamordowywać (pot.) – doprowadzać do skrajnego wyczerpania. [przypis edytorski]
282.perpetuum mobile (łac.) – dosł. wiecznie się poruszające; hipotetyczne urządzenie, które raz wprawione w ruch funkcjonowałoby nieustannie. [przypis edytorski]
283.opona twarda (anat.) – jedna z opon mózgowo-rdzeniowych. [przypis edytorski]
284.możebny (daw.) – możliwy. [przypis edytorski]
285.maneż – ujeżdżalnia; teren przeznaczony do ujeżdżania koni oraz do nauki jazdy konnej. [przypis edytorski]
286.groom – chłopiec stajenny opiekujący się końmi. [przypis edytorski]
287.amico (wł.) – przyjaciel. [przypis edytorski]
288.mer (z łac. maior: większy) – przewodniczący rady miejskiej lub gminnej we Francji. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
01 temmuz 2020
Hacim:
230 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi: