Kitabı oku: «Treny», sayfa 5
THREN XVII
Pańska ręká mię dotknęłá,
Wszytkę mi rádość odięłá:
Ledwie w sobie czuię duszę.
Y tę podobno dáć muszę.
Lubo wstáiąc goré iáśnie,
Lubo padnąc Słońce gáśnie:
Mnie iednáko serce boli,
A nigdy sye nieutoli.
Oczu nigdy nie ususzę,
Y ták wiecznie płákáć muszę:
Muszę płákáć: o móy boże,
Kto sye przed tobą skryć może?
Próżno morzem nie pływamy:
Próżno w bitwach nie bywamy:
Ugodźi nieszcześćie wszędźie,
Choć podobieństwá nie będźie.
Wiódłem swóy żywot ták skromnie,
Ze ledwie kto wiedźiał q mnie.
A zazdrość, y złe przygody
Nie miáły mi w co dáć szkody.
Lecz pan, który gdźie tknąć widźi,
A z przestrogi ludzkiéy szydźi,
Zadał mi raz tym znácznieyszy,
Czymem iuż był bespiecznieyszy.
A rozum który w swobodźie,
Umiał mówić o przygodźie,
Dźiś ledwé sam wié o sobie:
Ták mię podpárł w méy chorobie.
Czásemby sye chćiał popráwić,
A mnie ćigżkiey troski zbawić:
Ale gdy siędźie ná wadze,
Zalu ruszyć niema władze.
Próżné to ludzkié wywody,
Zeby szkodą niezwáć szkody:
A kto sye w nieszcześćiu śmieie,
Iabych ták rzekł, że száleie.
Kto záś ná płácz lekkość wkłáda,
Słysząc dobrze co powiáda:
Lecz sye tym żal nie hámuie,
Owszem więtszy przystępuie.
Bo máiąc zránioną duszę,
Rad y nie rad płakáć muszę,
Co snaść nie cześć: to ku szkodźie,
Y zelżywość serce bodźie.
Lékárstwo to, prze Bóg żywy,
Ciężkié ná umysł troskliwy:
Kto przyiaćiél zdrowia mégo,
Wynaydźi co wolnieyszégo.
A ia zátym łzy niech leię,
Bom stráćił wszytkę nadźieię
Bo mię rozum miał rátować,
Bóg sam mocen to hamować.
THREN XVIII
My nieposłuszné, Pánie, dźieći twoie,
W szczęśliwé czasy swoie
Rzadko ćię wspominamy:
Tylko roskoszy zwykłych używamy.
Nie baczym, że to z twéy łaski nam płynie:
A ták że prędko minie,
Kiedy po nas wdźięcznośći
Nieuznasz, Panie, zá twé życzliwośći,
Miéy nas ná wódzy, niech nas nierospycha
Doczesna roskosz licha.
Niechay ná ćię pomniemy,
Przynamniey w káźni, gdy w łásce niechcemy.
Ale Oycowskim nas karz obyczáiem:
Boć przed twym gniewem z táiem:
Ták iáko śniég niszczeie,
Kiedy mu Słóńce niebieskie dogrzeie.
Zgubisz nas prędko wiekuisty Panie,
Jesli nád nami stánie
Twa ćiężka Boska ręká:
Sámá niełaská iest nam sroga męká.
Ale od wieku twoia lutość słynie:
A piérwéj świát zaginie,
Niż ty wzgárdźisz pokornym:
Choćia był długo przećiw tobie spornym.
Wielkie przed tobą są występy moie:
Lecz miłośierdźie twoie,
Przewyższa wszytki złośći:
Użyy dźiś Pánie nádemną litośći.
THREN XIX álbo SEN
Załość moiá długo w noc oczu mi niedálá
Zámknąć, y zemdlonégo upokoić ćiáłá.
Ledwie mię na godźinę przed świtániem swémi
Sen leniwy obłápił skrzydły czarnáwémi.
Ná ten czás mi sye mátká właśnie ukazáłá,
A ná ręku Orszulę moię wdźięczną miáłá.
Jáka więc po paćiorek do mnie przychodźiłá,
Skoro z swego posłánia ráno sye ruszyłá.
Giezłeczko białé ná niéy, włoski pokręconé,
Twarz rumiána, á oczy ku śmiéchu skłonioné.
Patrzę, co dáléy będźie, áż mátká ták rzecze:
Spisz, Ianie? czy ćię żałość twoiá zwykła piecze?
Zátymem ćiężko westchnął, y tak mi sye zdáło,
Zem sye ocknął: A oná pomilczawszy máło,
Znowu mówić poczęłá: Twóy nieutólony
Płácz, synu móy, przywiódł mię w té tu wászé strony,
Z kráin bárzo dálekich, á łzy gorzkié twoié,
Przeszły áż y umárłych taiemné pokoie.
Przyniosłámći ná ręku wdźięczną dźiéwkę twoię,
Abyś ią mógł oglądáć ieszcze, á tę swoię
Serdeczną żáłość uiął: która ták uymuie
Sił twoich, y ták zdrowié nieznácznie twé psuie:
Jáko ogiéń suchy knot obraca w pérzyny,
Dármo nie upuszczáiąc namnieyszéy godźiny.
Czyli nas iuż umárłé maćie zá stráconé?
Y którym iuż náwieki słońce iest zgászoné:
A my owszem żywiémy żywot tym ważnieyszy,
Czym nád to grube ćiáło duch iest szłáchetnieyszy.
Ziemia w źiemię sye wraca, á duch z niebá dány
Miałby zginąć, áni ná mieyscá swé wezwány?
Oto sye ty niefrásuy: á wierz niewątpliwie,
Ze twoiá namileysza Orszuleczká żywie.
A tu więc tákim ći sye kształtem ukazała,
Jákoby sye śmiertelnym oczom poznáć dáłá.
Ale między Anioły, y duchy wiecznémi,
Jáko wdźięczna iutrzenka świéći: á zá swémi
Rodźicámi sye modli: iáko to umiáłá
Zwámi będąc: choć ieszcze słów niedomawiáłá.
Jeśliżeć téż z tąd rośćie żałość, że iéy látá
Piérwéy są przyłomioné, niżli tego świátá
Roskoszy záżyć mogłá: o biédné, y płoné
Roskoszy wászé, któré ták są usádzoné,
Ze w nich więcéy frásunków, y żáłośći więcéy.
Czego ty doznáć możesz sam z śiebie napręcéy.
Ućieszyłeś sye kiedy z dźiéwki swéy ták wielé,
Zeby poćiechá twoiá, y ono weselé
Mogło porównáć z twoim dźiśieyszym kłopotem?
Nie rzeczesz tego, widzę: Także trzymay o tem